Rozdział 8~Każdy przedmiot...
- Do widzenia – szepnęła Aleksandra, zamykając drzwi gabinetu dyrektora.
Do teraz wszystko szło jak po maśle – piętnastolatka zdołała przekształcić się w jakąś kobietę z innego miasta i zgłosić swoje podanie do szkoły. Oby tylko żaden z nauczycieli jej nie znał – pomyślała, wychodząc na dziedziniec. Siedząca na murku rudowłosa poderwała się na jej widok i podbiegła do niej prędko, ściskając pod pachą opasły zeszyt.
- Al... Pani Izo, udało się? – zapytała drżącym z emocji głosem.
- Moja córka będzie tu za około trzy godziny – Aleksandra uśmiechnęła się z satysfakcją. – Zechciałabyś towarzyszyć jej, gdy będzie kupować podręczniki?
- Co? – Sabina wytrzeszczyła oczy. – Jasne – dodała prędko i ściszyła głos. – Skąd my weźmiemy na to pieniądze?!
- Zatem chodźmy! – kobieta zignorowała jej pytanie i podciągnęła trzynastolatkę za ramię. Pochyliła się nad jej uchem. – Zostaw to mnie.
Sabina zaprowadziła Aleksandrę do parku, gdzie, między starymi drzewami, zostawiła torbę z ubraniami na zmianę dla starszej dziewczyny.
- I całe szczęście, że ich nie wyrzuciłam – mruknęła zadowolona kilka godzin wcześniej, wyciągając z szafy kilka przydługich bluzek i dwie pary spodni. – Moja kuzynka, opowiadałam ci o niej, kiedyś kupiła mi te ciuchy, wiesz, nie widziałyśmy się dość długo i zapewne myślała, że trochę bardziej urosłam. Trudno, pewnie będą dobre na ciebie.
Aleksandra podniosła torbę z ziemi i, rzucając przez ramię „zaraz wracam!", weszła między drzewa. Gdy przemiana dobiegła końca, a zbyt duże ubrania wisiały na niej jak na strachu na wróble, dziewczyna dokładnie obejrzała zawartość plecaka. Niezły ma gust, ta jej kuzynka – pomyślała, mile zaskoczona. Dokładnie uprasowane przez rudą ubrania były wykonane z niezłej jakości tkaniny, wyglądały całkiem w porządku.
Po chwili wahania (nigdy nie miała takich dylematów) wybrała koszulę w biało – granatowe pasy i spodnie z ciemnego dżinsu. Uczesała włosy grzebieniem i związała je gumką w byle jaki kucyk. Ubrania kobiety, zabrane wczesnym rankiem z jej domu, starannie ułożyła na samym spodzie torby. Nie powiedziała Sabinie, skąd je wzięła, uznała, że nie było takiej potrzeby. Zgodnie z jej prośbą, trzynastolatka włożyła do jednej z wewnętrznych kieszeni swój przybrudzony błotem i krwią mundur. Aleksandra ostrożnie przetrząsnęła kieszenie, przekładając do spodni małe lustro i staromodny portfel z pieniędzmi. Waluta się zmieniła –przemknęło jej przez myśl. Wyciągnęła z uniformu kilka małych pierścionków ze zdobieniami i położyła jeden na tafli lustra. Przytrzymując biżuterię jedną ręką, delikatnie uderzyła palcem w spód przedmiotu. Trzy nowe pierścienie upadły na trawę.
Każdy przedmiot wykorzystany przez buntowników choćby jeden raz, zyskuje ogromną moc. Dzięki lupom można zmieniać rozmiar różnych przedmiotów. Drewniane zabawki mogą przemienić się w użyteczne pojazdy. Zwierciadła mają moc kopiowania małych rzeczy, które zmieszczą się na powierzchni lustra. Warto mieć je z sobą, zwłaszcza, gdy trzeba iść na front.
Słowa jej przyjaciela, rzucone dawno temu, jakby od niechcenia, dopiero teraz zyskały prawdziwą wartość. Czyżby Kornel przewidział, co wydarzy się kilka miesięcy później? Czy wiedział, że poświęci życie, żeby ona mogła przeżyć sześćdziesiąt lat dzięki zwykłemu lusterku?
Kilka drobnych łez ześlizgnęło się po jej policzkach i upadło na kępę suchej trawy. Uratujesz go, nie możesz się mazać.
- Aleksandra? Jesteś tam? – zaniepokojony głos Sabiny rozległ się zza drzew.
- Już idę, idę! – odkrzyknęła piętnastolatka zmienionym przez płacz głosem. Tłumiąc łkanie, zapięła torbę i wstała, ocierając twarz rękawem koszuli.
Tymczasem kilkoro nastolatków świętowało swój powrót do internatu. W pokoju Ulricha i Odda urządzono małą, cichą imprezę, przy akompaniamencie starego radia i składanek z polskich hitów z dwóch poprzednich lat.
Jedynie pewna czarnowłosa zdawała się nie cieszyć spotkaniem – Jade siedziała na łóżku Odda, bezmyślnie wpatrując się w przeciwległą ścianę pokoju.
- Hej, coś się stało? – blondynka w różowej sukience usiadła obok dziewczyny. – Już niedługo ożywimy Karę? Dlaczego jesteś taka przygnębiona?
- Zamyśliłam się – odparła Jade i uśmiechnęła się lekko. – Ale to nic. To świetnie, że wreszcie będę mogła poznać tę waszą Edwards. Nie mogę się doczekać.
Kasia nie dosłyszała ironii w jej głosie. Roześmiała się radośnie i wyciągnęła rękę do przyjaciółki.
- Na pewno się zaprzyjaźnicie, mówię ci!
Jade również wybuchła cichym śmiechem.
- Coli? – zaproponowała Polka, podając dziewczynie napełniony do połowy kubek.
- Dziękuję – Jade pociągnęła łyk ze szklanki. – Rodzice przysłali mi pocztą kilka bardzo ładnych rzeczy. Wiesz, jakieś sukienki, modne dodatki, no i kilka starych przedmiotów, prześlicznych, szkoda, że nie widziałaś – oznajmiła z przejęciem. – Szczególnie spodobało mi się takie małe lusterko, cudnie ozdobione, jak ze złota, mówię ci!
- Pokażesz? – oczy Kasi rozbłysły ciekawością. – No, nie bądź taka!
Jade wypiła do końca chłodny napój i odłożyła kubek na blat biurka Ulricha.
- Problem w tym – kontynuowała przygnębionym głosem. – Że ktoś już mi je zabrał. Drzwi nie były zamknięte! – kilka sztucznych łez ściekło po jej policzkach. Pomożesz mi szukać? – wyszeptała z nadzieją. – Najlepiej już dziś, aż nie znajdziemy.
- Ale... – Kasia zająknęła się. – Dzisiaj mieliśmy iść do fabryki, wiesz, Kara...
- Oj tam, oj tam, poradzą sobie bez ciebie. Kaśka, proszę! – wyszeptała błagalnie. – Jutro moje lusterko może być nie wiadomo, gdzie! Tak chciałam ci je pokazać...
Jeremy, który przysłuchiwał się rozmowie przyjaciółek, odchrząknął:
- Po Karę możemy iść nawet za tydzień, mamy czas. No, dziewczyny! Idźcie po to lusterko.
Dziewczęta spojrzały na siebie z radością i wybiegły z pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro