Rozdział 5 ~Więc byłaś tam
Sabina nigdy by przypuszczała, że któregoś dnia rozmowy z czyjąś duszą zamkniętą w pamiętniku staną się jej ulubionym zajęciem. Gdy tylko dobiegła do szkoły, była zmuszona pójść do stołówki na obiad, kryjąc się przed podejrzliwym spojrzeniem Jima dyżurującego na piętrze dziewcząt. Patrzyła na zegar, powoli mieszając łyżką gęstą zupę podaną przez Rosę, od czasu do czasu zezując na Jade, siedzącą po drugiej stronie pomieszczenia. Dziewczyna usiadła w towarzystwie nieznanych rudowłosej osób i co chwilę wybuchała zaraźliwym śmiechem. Grupa najwyraźniej dobrze się bawiła.
Jade ściskała w dłoni zdobione lusterko i co rusz się w nim przeglądała. Chwaliła się tym przedmiotem, jakby miał ogromną wartość. Dlaczego? Rozmyślania trzynastolatki przerwała kolejna salwa śmiechu. Sabina nie miała pojęcia, co było przyczyną nagłej wesołości, jednak czując na sobie ostre jak brzytwa spojrzenia nieznajomych, wtuliła się w oparcie krzesła. Uświadomiła sobie, jak musi wyglądać – potargane włosy i rozbiegany wzrok, brudne ubrania od biegu na przełaj przez park... sprawiała wrażenie bezdomnej wariatki, straszącej przechodniów. Nie kończąc posiłku, wstała od stołu i szybkim krokiem poszła odłożyć talerz. Po chwili nie wytrzymała – wybiegła ze stołówki, trzaskając drzwiami.
Wpadła jak burza do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko, zakopując się w pogniecionej pościeli. Objęła poduszkę rękoma i zaczęła szlochać, po raz pierwszy od bardzo dawna czuła się bezradna. Kto by pomyślał – niedawno rozmawiała z martwą koleżanką, znalazła się w dziwnym świecie, gdzie wyglądała jak jakaś egzotyczna szamanka-sowa, biegnąc przez zarośla upodobniła się do świruski, a ta świnia Jade oczywiście musiała ją wtedy zobaczyć. Świetnie! A przecież jeśli chce pomóc Karze, nie może rzucać się w oczy. Mogłam pójść inną drogą – pomyślała z goryczą. Wkrótce zasnęła. Śniła jej się długowłosa brunetka, śmiejąca się wraz ze swoimi przyjaciółmi z jakiegoś udanego żartu ubranego na fioletowo chłopaka. Co dziwne, znajomi przebywali w pomieszczeniu z ogromnym komputerem, mieszczącym się pod opuszczoną fabryką. Pewien okularnik zajął miejsce w masywnym fotelu przed ekranem, gdzie Sabina kilka godzin temu odkrywała tajemnice bandy nastolatków. Jedynie Jade nie było wśród przyjaciół, więc rudowłosa uznała, że ogląda scenę sprzed kilku tygodni, kiedy czarnowłosa jeszcze nie mieszkała w internacie. Nagle postacie zaczęły się rozmywać – powoli rozpływały się w nicość, ich radosne głosy nagle zamierały, ustępując miejsca przerażającej ciszy. Sylwetka Kary zalśniła na czerwono, niczym otoczka Wieży, którą widziała w wirtualnym świecie. Nagle dziewczyna odwróciła się i spojrzała prosto na rudą. Błękitne oczy Kary stały się czarno-czerwone, brunetka wyszczerzyła zęby w strasznym, nienaturalnym uśmiechu. Sabina zaczęła krzyczeć – postać zbliżała się do niej powoli, sunąc nad posadzką w obłoku gęstej, czarnej mgły. Kara wyjęła zza pleców pistolet i wycelowała prosto w twarz trzynastolatki.
- W czymś ci pomóc? – czyjś drżący głos nagle wybudził ją z koszmaru.
Przy łóżku, na szorstkim dywanie, klęczała dziwnie znajoma dziewczyna, ostrożnie poprawiając jej kołdrę i wygładzając niektóre zagniecenia na poduszce. Sabina spojrzała na nią nieprzytomnym wzrokiem i nagle usiadła na pościeli. Dobrze pamiętała, kiedy wbiegła do pokoju, szybko przekręciła klucz w zamku, zamykając drzwi. Jak, u licha, ta ruda się tu dostała?!
Trzynastolatka nagle pojęła, dlaczego zdawała się kojarzyć sylwetkę nieznajomej – spod niesfornych, gęstych włosów patrzyły na nią poważne, szare oczy. Ta sama figura, ten sam sposób marszczenia brwi... Czy ja zwariowałam?
- Czym ty jesteś?! – wrzasnęła Sabina, zeskakując z łóżka i podbiegając drzwi. Było tak, jak myślała – klucz został w jednej z licznych szuflad jej biurka, dziewczyna nie miała możliwości ucieczki. Pognała w odległy róg pokoju, byle dalej od monstrum, które przybrało... jej ciało...
Złapała pierwszą rzecz, która leżała na zaśmieconym rupieciami biurku – a był to stary dziurkacz – i skierowała go w... samą siebie, po drugiej stronie pomieszczenia.
- Co? – mina nastolatki wyrażała autentyczne zaskoczenie. – Przecież... o co ci chodzi? Ja tylko chciałam ci pomóc...
- Zabijając mnie? Słuchaj – ściszyła głos, rzucając okiem na światło sączące się w szparze pod drzwiami . – Nie wiem, co tu robisz i nie mam zielonego pojęcia, dlaczego postanowiłaś odwiedzić akurat mnie... nie wnikam, jak tu weszłaś – parsknęła. – Ale mówię ci, spadaj! Bo jak nie...
- Ale... ja nie rozumiem... usłyszałam twój płacz i przyszłam... chcę ci pomóc! – powtórzyła dziewczyna, kładąc dłoń na sercu. – Sama nie wiem, co tu robię. Po prostu nagle znalazłam się w pokoju obok – machnęła ręką w stronę korytarza. – A potem otworzyłam dziennik, w którym nagle pojawiły się jakieś słowa. Ktoś chciał, żebym go tu przyniosła – urwała. – No i przyszłam.
- Przez zamknięte drzwi?! – wykrzyknęła rudowłosa. – Nie próbuj mnie oszukać, wyglądasz zupełnie jak ja!
Sabina otworzyła drzwi szafy, ukazując zawieszone po wewnętrznej stronie sporych rozmiarów lustro. W zwierciadle zobaczyła swoje odbicie, a nieco bardziej z tyłu białą jak papier, przerażoną twarz swojego sobowtóra. Klon osunął się na podłogę, wstrząśnięty widokiem dwóch identycznych twarzy. Nieznajoma zwyczajnie straciła przytomność.
Sabina spostrzegła na swoim biurku znajomy kształt pamiętnika Kary. Z wahaniem podeszła do stołu i otworzyła zeszyt. Tak jak myślała, na czystej stronie wyświetliły się słowa:
Więc byłaś tam.
- Kara?! Co to za miejsce... nieważne. Powiedz mi, kim jest ta dziewczyna... ona wygląda, jak ja! – krzyknęła Sabina, rzucając okiem na leżącą dziewczynę.
Przysięgam, ona była... tak podobna do mnie... Jej wygląd się zmienił. Niesamowite!
- Czyli, że... – rudowłosa urwała nagle, upuszczając zeszyt na podłogę. – O mój Boże...
Na szorstkim, zielonym dywanie, zaplątana w rzuconą niedbale kołdrę, w zamkniętym pokoju leżała niska dziewczyna. Jej skóra pulsowała łagodnie, długie, rude włosy wypadały, a na ich miejsce wyrastały nowe – koloru ciemny blond, sięgające do ramion. Nie, ta dziewczyna nie przypominała już trzynastolatki – ubrana w mundur, ściskała w dłoni małe lustro, a po jej policzkach ciekły strugami łzy.
Co najdziwniejsze, Sabina w tym momencie nie zastanawiała się nad niezwykłą przemianą nieznajomej:
Skąd ona wytrzasnęła to lusterko?!
Hej! Nie mam zielonego pojęcia, czy widzieliście poprzednie rozdziały (xD), ale dodaję nowy :) Do środy wrzucę jeszcze jedną notkę (akcja będzie się toczyła w Wigilię, sześćdziesiąt lat temu, w dziwnym miejscu). A tak w ogóle, mam nadzieję, że się podobało ;) Ciągle pracuję nad stylem xD
Pozdrawiam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro