Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Heja!

Postanawiam dodać coś od siebie i wrzucić kolejny rozdział opowiadania xD I... mam nadzieję, że za parę rozdziałów uda mi się rozwinąć nieco akcję...

Trochę Was zanudzę, pozwólcie:

Akcja pierwszych rozdziałów toczy się w czasie, gdy Kara leży w grobie i porozumiewa się z „resztą" przez pamiętnik. Wszyscy przyjaciele Kary wyjechali, by szukać kamieni, jednak Jade została w Kadic. Sabina zaś jest dodaną przeze mnie bohaterką, samotniczką o dziwnym zamiłowaniu do sów i ptaków szponiastych. W pierwszych rozdziałach pełni kluczową rolę, ale w następnych się to, w większym lub mniejszym stopniu, zmieni. Natomiast ja... powiedzmy, że jestem dość dziwną dziewczyną o dziwnych zamiłowaniach. No, tyle.

Przejdźmy do konkretów:

Sabina zwlokła się z łóżka, zrzucając pomiętą kołdrę na dywan. Przetoczyła zaspanym wzrokiem po pokoju, uświadamiając sobie, że, zresztą jak zwykle, spóźniła się na śniadanie. Ze zrezygnowanym wyrazem twarzy otworzyła drzwi szafy na całą szerokość, przeglądając się w lustrze po wewnętrznej stronie mebla.

Była niską trzynastolatką o dużych, szarych oczach i ognistorudych włosach sięgających do pasa. Nie była ani specjalnie chuda, ani gruba jak piłka. Zaakceptowała siebie dawno temu, co nie znaczy, że lubiła swoje ciało. Nie pochwalała swojego zachowania, czuła, że w oczach rówieśników uchodzi za zadufaną w sobie. Udawała, że w ogóle jej to nie obchodzi.

Dziewczyna wyciągnęła z szafy granatową bluzkę, czarne spodnie oraz resztę ubioru, po czym pognała do łazienki, by wziąć prysznic. Czując na sobie krople gorącej wody, na moment zapomniała o troskach. Pospiesznie ubrała się i wróciła do pokoju po plecak. Pięć minut przed lekcją była gotowa na męczący poniedziałek.

Przeżuwając powoli zbożowego batonika, szła przez korytarz ze wzrokiem wbitym w ziemię. Odłożyła plecak na ławkę i zbiegła po schodach na dziedziniec. Wokół niej młodsze dzieci urządzały gonitwy przez trawnik, ku wściekłości jednego z dyżurujących nauczycieli.

- Dzień dobry, Jim! – przywitała się grzecznie, z zamiarem szybkiego odejścia.

- Dzień dobry, Sabina! – odparł mężczyzna. – Poznałaś już polską część naszych uczniów?

- Jeszcze nie – uśmiechnęła się dziewczyna, powoli wycofując się z pola rażenia wuefisty. – Chyba gdzieś wyjechali – dokończyła niewinnie.

- Ach, rzeczywiście! – Jim uderzył się w czoło. – Zapomniałem. Na kilka dni wyjechali do wujka Kary, wiesz... – umilkł, dyskretnie ocierając powieki.

- Ach... to ja może pójdę... – zakończyła rozmowę, odwracając się na pięcie. – Do widzenia!

Nie czekając na odpowiedź, pobiegła do budynku.

Przepuściła w drzwiach niebiesko-włosego chłopaka, biegnącego przez korytarz, i pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć, że nauczyciele pozwalają uczniom Kadic farbować włosy na tak absurdalne kolory. Chociaż, musiała przyznać, kosmyki chłopaka wyglądały niemal naturalnie. Cóż.

Wbiegła po schodach prowadzących do dziewczęcej części internatu i, gdy upewniła się, że nikt nie patrzy, uchyliła drzwi pokoju Kasi. Tak, jak przypuszczała – był pusty i niezabezpieczony przed kradzieżą. Zamknęła drzwi za sobą, ostrożnie wchodząc do środka i wyciągnęła zeszyt zza szafy.

Nie zabrałaś mnie z pokoju.

Rudowłosa zadrżała, chociaż w pokoju było ciepło.

Przepraszam – napisała ołówkiem. – Nie mogę ukraść tego zeszytu. Wyobraź sobie siebie w moim położeniu! Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.

No, dobrze – pusta kartka wypełniła się słowami. – Nie mogę opowiedzieć ci wszystkiego. Na początek, tak, jestem martwa. Przyjaciele uważają, że uda im się mnie ożywić. Mylą się. Minus i XANA... – nagle litery rozmazały się, jakby wyrażając wahanie Kary. – Idź do fabryki. Zabiliby mnie chyba, gdybym ci powiedziała.

Już jesteś martwa – mruknęła zaskoczona Sabina, odkładając zeszyt na biurko. Dopiero teraz zobaczyła panujący w pokoju nieład. Widocznie Jade i Kasia już zauważyły brak zeszytu. Jade?!Rudowłosa złapała się za głowę. No jasne, przecież pokój jest dwuosobowy. Jak na zawołanie usłyszała cichą rozmowę za drzwiami.

- Ach, tak? Niby jak zamierzacie... No, dobra, mamy już te kamienie... i co dalej? Niemożliwe, nic już nie da... jak to? – głos jakiejś dziewczyny dochodził niepokojąco z bliska. Rudowłosa przygryzła wargi, nerwowo rozglądając się po pokoju. Jak wytłumaczy nastolatce swoją obecność w jej pokoju? Z pewnością doniesie nauczycielom, a wtedy...

Nagle dostrzegła wnękę między ścianą, a tyłem jednej z szaf. Być może uda jej się zmieścić, to byłaby jej jedyna szansa. Inaczej...

Gdy drzwi otworzyły się, pokój był pusty. Jade weszła do środka i rzuciła się na jedno z łóżek z głośnym westchnieniem.

- Ubzdurali sobie jakieś diamenty – parsknęła kpiąco. – Ciekawe, co zrobią, jeśli go sprzedam! Nie... – zaśmiała się cicho. – Wkurzą się. Pomogę im, z pewnością zyskam ich zaufanie. Ta Kara przestanie być najważniejsza... – ukryta Sabina stwierdziła, że ta cała Jade uwielbia myśleć na głos. Pół biedy, gorzej, że nie były to przyjemne myśli. Głos dziewczyny był szyderczy, kpiący. Rudowłosa miała ochotę wyjść zza szafy i wydrzeć się na nią. Kara nie żyje, a ta paskuda...Halo? – Jade odebrała telefon. – Tak? Dobra, już idę... że niby gdzie? Jasne! Zaraz będę!

Po czym wyszła z pokoju.

Chwilę później dziennik otworzył się, szeleszcząc kartkami. Sabina przeciągnęła się i podeszła, wpatrzona w nieskazitelnie białe karty, wypełniające się słowami.

- To najgorsza, najohydniejsza, najgłupsza krowa, jaką poznałam – powiedziała półgłosem Rudowłosa.

W pełni się z Tobą zgadzam – stwierdziła Kara. – Halo? Ja nie żyję, to widać, no nie?! I być może żyć już nie będę. Przez nią...

- Spokojnie, Kara! – mruknęła Sabina. – Nic się jeszcze nie stało. Hej, czyli nie muszę pisać w tym pamiętniku, byś mogła mnie usłyszeć?

Nie wiedziałaś o tym? – słowa dziewczyny wyrażały autentyczne zaskoczenie. – Idź do fabryki – poradziła. – Tam się wszystkiego dowiesz.

Sabina wymamrotała słowa pożegnania i wyszła, zamykając zeszyt.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro