Rozdział 11~Wojownicy
- Odd, podaj! Odd! Tutaj jestem! – Ulrich nerwowo machał rękami, biegnąc tuż obok przyjaciela na murawie szkolnego boiska. – Głuchy jesteś?
Chudy blondyn tylko burknął coś pod nosem i prawie wpadł na przeciwnika, który bez większych trudności odebrał mu piłkę i powalił na murawę. Niemiec stanął przed przyjacielem i skrzyżował ramiona. Odd spojrzał na niego skołowany.
- To przez Karę – bardziej stwierdził, niż zapytał, Stern, pomagając mu wstać. – Nie martw się, po południu idziemy ją ratować. Będzie dobrze, mamy jeszcze kilka dni na zapas.
- Ta... – mruknął niepocieszony Włoch, odsuwając się od kolegi. – Wiesz, mam niejasne wrażenie, że ta Jade nie chce, byśmy ją ożywili. Wydaje mi się, że celowo opóźnia to wszystko. Kara mogła już być wśród nas, ale ona się uparła, że musi najpierw znaleźć jakieś idiotyczne lusterko. I ty ją poparłeś! – wykrzyknął. Ulrich zauważył, że oczy zgromadzonych na trybunach skierowane są właśnie na nich, więc odciągnął Odda na jedną z ławek. Jim ogłosił dziesięciominutową przerwę w meczu.
- Widzisz, to, jak mówisz, idiotyczne lustro miało swoją wartość – tłumaczył chłopakowi Jeremy, gdy wraz z dziewczynami dołączył do piłkarzy. – Było bardzo stare, przedwojenne, podobno wiązała się z nim jakaś legenda, czy coś w tym rodzaju.
- O ukrytym mieście i ludziach, którzy potrafili zmieniać postać – uzupełniła Jade, przeglądając się w zwierciadełku i zabawnie marszcząc brwi. – Dziewczyny, które mi je ukradły, zabrały też pamiętnik Kary. Rozumiecie?! Kaśka przez prawie tydzień przeszukiwała cały pokój. Prawie się załamałam, to przecież jedna z nielicznych pamiątek po... – urwała ze smutnym uśmiechem. – Nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam! – dodała szybko.
- Życzę tym złodziejkom, żeby Delmas surowo je ukarał. Nie byłoby mi przykro, gdyby wyrzucił je ze szkoły... – dodała Kasia, gładząc okładkę brulionu, z którym od jakiegoś czasu się nie rozstawała. Nagle wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, dostrzegając coś za plecami przyjaciół. – Ja nie mogę...
Korpulentna rudowłosa i niska piętnastolatka szły w ich stronę, wymieniając krótkie uwagi. Chłopcy wstali, obrzucając je nieprzyjaznym spojrzeniami.
- Spadać, złodziejki – warknął Odd, robiąc krok w kierunku nieznajomych. Blondynka o ciemniejszym kolorze włosów od Kasi cofnęła się, przygryzając wargę, jednak nie odeszła. Ruda nawet nie ruszyła się z miejsca.
- Musicie oddać nam lusterko – zaczęła Sabina poważnym głosem. – I zeszyt.
- Niby dlaczego? – tym razem głos zabrał William. – Ach, rozumiem, nie chcecie już nas okradać, wolicie zabierać nam rzeczy, kiedy dobrze o tym wiemy?
- Walczycie w innym świecie, ale ta sprawa was przerasta. Nie ożywicie Kary bez naszego wsparcia – kontynuowała za przyjaciółkę Aleksandra. – Pozwólcie nam sobie pomóc, a tylko na tym zyskacie.
- Stop. Mamy wam zaufać? – Odd parsknął. – Jak zamierzacie nam pomóc... i skąd wiecie o Lyoko? Śledziłyście nas! – syknął z pogardą. – Jeremy, zaprowadźmy je do fabryki, masz jeszcze ten program do kasowania pamięci? Jak nie pójdą po dobroci...
- Mogę je ogłuszyć, będzie nam łatwiej je przetransportować – zaoferowali się prawie jednocześnie Ulrich i William.
Dziewczęta nie zabierały głosu, patrząc na nieznajome z pogardą i szepcząc między sobą. Aleksandra westchnęła głośno.
- Chodźcie do szkoły. Teraz.
- Po co? – tym razem odezwała się Jade. – Mamy przewagę liczebną, możemy od razu zaprowadzić was do fabryki.
- Cisza! – Kasia wypuściła z rąk zeszyt, który upadł na ziemię i zaczął sam się kartkować. Na jednej z pustych stron wyświetliły się słowa:
Róbcie, co mówi, mam dość waszej przyjacielskiej pogawędki.
- Zawodnicy, na stanowiska! Stern! Dunbar! Della Robbia! Już, na boisko! Tym razem macie się postarać! – ryknął Jim, machając w ich stronę.
Jeremy podniósł zeszyt z trawy i wręczył go Kasi.
- Idźcie, my się z nimi dogadamy – szepnął, kiwając głową do Aleksandry.
- Uważajcie na nie – syknął Ulrich, ciągnąc przyjaciół na boisko.
- No, to co chcecie nam pokazać? – zapytała Jade, gdy już znaleźli się na korytarzu w akademiku. Wojownicy Lyoko patrzyli na przyjaciółki z wyczekiwaniem, co chwilę wymieniając niepewne spojrzenia.
- To, droga Jade – odparła Aleksandra lodowatym tonem, podchodząc do dziewczyny i zamykając oczy.
Jej skóra zaczęła pulsować, a blond włosy wypadać na wypastowaną niedawno posadzkę. Kości piętnastolatki zaczęły niebezpiecznie trzeszczeć i wydłużać się, a po chwili była już wzrostu i budowy czarnowłosej. Widząc miny Wojowników, Sabina uśmiechnęła się tryumfalnie. Tak, przemiana Widma robi wrażenie, a rudowłosa zupełnie niedawno na własnej skórze się o tym przekonała. Nie upłynęła minuta, a przed oniemiałą Jade stał jej własny klon, wykrzywiając twarz w jakimś grymasie.
- Teraz już wiecie, o co mi chodziło, gdy prosiłam o zwrot lusterka i zeszytu – oznajmiła Aleksandra, przetaczając spojrzeniem po nastolatkach i swobodnie wracając do pierwotnej postaci. – Lustra są naszymi atrybutami, a to jest szczególne – wskazała dłonią na przedmiot, który czarnowłosa szybko schowała za plecami. – To nie wszystko, na co mnie stać... a wiele wskazuje na to, że Kara też tak potrafi. Jest Widmem półkrwi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro