Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12~Pół na pół

Kaśka zemdlała, w ostatniej chwili złapana przez Jade. Dziewczyny wlepiły wzrok w upuszczone nagle lusterko. Aleksandra uśmiechnęła się zadziornie i podniosła przedmiot, na moment przybierając nieodgadniony wyraz twarzy. Sabina spojrzała na nią. W oczach piętnastolatki malował się smutek, zaduma, triumf i dziwna tęsknota – wszystko skumulowane razem, przemieszane przekształcone w złoty, niemal nieziemski blask. Ruda odwróciła wzrok, speszona, przeklinając siebie, że przez te wszystkie dni była tak ślepa. Bo od wykrycia prawdy przez dorosłych dzielił tylko nieostrożny ruch, samo spojrzenie widma zdawało się przewiercać duszę patrzącego na wylot. „Muszę kupić jej jakieś okulary, najlepiej przeciwsłoneczne" – przemknęło jej przez myśl.

Sabina ostrożnie wyciągnęła brulion z zaciśniętych kurczowo na grzbiecie zeszytu palców już ocuconej Kasi i delikatnie położyła go na posadzce, kucając tuż przy nim, jakby chcąc go osłonić przed niemal obcymi jej dziewczynami. Aleksandra uklękła obok i przewróciła kilka kartek.

- Kara? – zapytała nastolatka. – Najwyższy czas, byś powróciła do żywych. Przed nami wiele roboty.

Zatem zabierzcie mnie do fabryki.

- Jest problem.

Siedzieli na ławce w parku – część Wojowników, Sabina i Aleksandra. Jeremy wystukiwał komendy na klawiaturze laptopa, raz po raz zerkając na otwarte karty pamiętnika Kary. Kasia nerwowo przygryzała wargę, Odd siedział obok na trawie, z zadumą wbijając wzrok w przestrzeń, Jade natomiast nieudolnie próbowała zwrócić na siebie uwagę Włocha.

- Jaki problem, Jeremy? – przeniosła spojrzenie na okularnika. Blondyn westchnął i wzruszył ramionami.

- Dusza Kary jest uwięziona w tym pamiętniku, my mamy kamienie zawierające naszą esencję, XANA niedługo się tu zjawi... ale coś mi nie gra.

- Ach, tak?

- Pewnie nic trudnego, ale nie umiem tego sprecyzować.

- Pewnie nie masz pojęcia, w jaki sposób uwolnić waszą przyjaciółkę z zapisanych kartek, nie uszkadzając jej DNA? Tyle osób dotykało tego dziennika... – Jade próbowała być pomocna.

- Mamy jej ciuchy – mruknął Odd, dyskretnie ocierając wilgotne powieki. – Na przykład...

- Nie o to chodzi. Esencja Kary jest uwięziona w kamieniu, który ma ten wasz XANA, ale dzięki temu, że jest w połowie Widmem, reszta jej egzystencji skumulowała się w tym dzienniku, no i w Lyoko. Problem w tym, jak ją oddzielić od wszystkiego innego, a potem połączyć. I jak wysłać do Lyoko – zrozumiała Aleksandra, rozgrzebując błoto na chodniku nową tenisówką.

- XANA powinien...

- On nie ma prawa wiedzieć o Widmach – ucięła piętnastolatka, wstając. – A ja jestem z was najstarsza. Posłuchajcie się mnie, chociaż raz. Wiem, co robić.

Wojownicy wymienili spojrzenia. Ufać jej, nie ufać? Co ona robi? Co ona chce zrobić z Karą?

- Wierzę ci – jako pierwszy odezwał się Odd. – Nie widziałem, w jaki sposób się przeobrażasz, ale skoro jesteś taka, jak moja Kara... mogę ci zaufać.

- Ja też. W końcu ONA ci zaufała – Kasia uśmiechnęła się nieśmiało.

- I ja – Jeremy zamknął klapkę laptopa i wstał, przeciągając się. – W gruncie rzeczy cała ta historia o zmiennokształtnych... – pokręcił głową. – Widziałem dziwniejsze rzeczy. Czemu miałbym ci nie wierzyć?

- Jade? – odezwała się milcząca dotąd Sabina, zaglądając w głąb sztucznie barwionych przez soczewki tęczówek czarnowłosej. – A ty? Ufasz Aleksandrze?

Czując na sobie czujne spojrzenia „nowych" oraz wyczekujące Wojowników, nastolatka uśmiechnęła się nieszczerze.

- Jasne. Jestem pewna, że współpraca z wami będzie czymś... przyjemnym. Najwspanialszym – poprawiła się szybko.

Mirror kiwnęła głową i również wstała.

- Kto ze mną, ten za mną! – rzuciła, biorąc do ręki brulion, a w drugiej mocniej ściskając lustro. Oby się nie myliła...

- Tylko tyle? Też bym na to wpadł – parsknął Odd, śledząc wzrokiem najstarszą dziewczynę, która odsunęła się od skanera. Dokładnie na środku kabiny leżał otwarty zeszyt, a jego karty pokrywały się słowami.

- Dzięki wspomnieniom jesteśmy ludźmi. To one tworzą naszą historię, decydują o dalszych zdarzeniach. Pamięć splata nasze losy... albo rozdziela je. Na zawsze.

Włoch mruknął coś pod nosem, ale nie skomentował. Głos Mirror pełen był bólu, którego chłopak nie rozumiał. Nie cieszyła się, że Kara powróci do nich? Sabina wyglądała, jakby doskonale rozumiała humory przyjaciółki. Blondyn stanął przy niej.

- A tej co?

- Kryzys podeszłego wieku – ruda uśmiechnęła się smutno.

Odd pokręcił głową z niedowierzaniem. Zmówiły się, czy na co dzień też są takie stuknięte?

Z głośników rozległ się nieco przekształcony, ściśnięty przez emocje głos Jeremiego.

- Kolejność ustaliliśmy. Na końcu wchodzą XANA i... Sabina.

Rozległy się zdumione okrzyki.

- Dlaczego ona? Nawet jej nie znamy...

- Ktoś wcześniej podjął decyzję za nas – uciął okularnik. – Odd, Kasia, Jade, idziecie jako pierwsi!

Sabina przyglądała się z oddali skulonym nad drobną, wirtualną sylwetką Wojownikom. Nieruchoma głowa Kary spoczywała na kolanach Fioletowego Kota, pozostali ściskali w zaciśniętych dłoniach kamienie, a niektórzy nawet po dwa, należące do Włocha i Jeremiego. Ruda mogła tylko patrzeć. Nie miała kryształu esencji.

W sumie była tym faktem nieco zdołowana.

- XANA, przejmujesz stery. Ożyw Karę – mruknął Jeremy do kłębu czarnego dymu, unoszącego się nad ciałem dziewczyny. Wirus wszedł do skanera jako żywy mężczyzna, ale w Lyoko pojawiło się... to coś.

Dym nie próżnował. Nagle przemówił ludzkim głosem, mówiąc coś, czego Sabina nie dosłyszała, a gdy Wojownicy unieśli ręce z kamieniami, ten kilkakrotnie powiększył swoją objętość, obejmując sobą wszystkich – od wyciągniętych w górę kryształów, aż po stopy przyjaciół. Nagle przestrzeń wokół nich rozbłysła dziwnym, wielobarwnym blaskiem. Kolory migały tak szybko, że wkrótce zlały się w jedną wielką kulę białego światła.

- Ale to piękne... – wyrwało się trzynastolatce.

- Widzimy wszystko z perspektywy Odda. Przed oczami wirują mu fioletowe wstęgi – skomentował Jeremy.

- W dodatku straciliśmy kontakt z resztą Wojowników – uzupełniła Aleksandra. – Ale sprawy mają się dobrze.

Po chwili burza blasku ustała, a następnie wszystkie postaci, jakby za machnięciem czarodziejskiej różdżki, zniknęły z górskiego sektora Lyoko.

Skaner trzeszczał, co chwilę wypluwając kolejne osoby. W końcu niemal wszyscy znaleźli się w przestronnym, znajomym pomieszczeniu, w dolnych piętrach fabryki. Nawet Jeremy i Mirror zjechali windą, by rozeznać się w sytuacji.

Sabina bezwiednie wyobraziła sobie wirujący na wirtualnym wietrze kawałek zapisanego papieru.

Ostatni kurs Lyoko-Ziemia.

Godzina 16:57

Przyjazd: trzeci skaner od lewej

Dane osobowe: Kara Edwards, nieżywa

Dziękujemy za wybranie ekspresu PA, PA, HADESIE

Życzymy miłej podróży

W końcu drzwiczki kabiny rozsunęły się, a na posadzce wylądowała niska, długowłosa szatynka w dżinsowej sukience.

- Co to za... – wymruczała, niemal od razu stając na nogi i oglądając swój strój.

Odd natychmiast podbiegł do niej, przytulił i czule pocałował. Sabina spuściła wzrok – to było zbyt intymne, by mogła otwarcie na to patrzeć, w końcu tym razem głównych bohaterów nie oddzielał od niej szklany ekran i elektroniczne łącza, tak jak wtedy, gdy z wypiekami na twarzy oglądała ulubione filmy science-fiction z domieszką romansu. W końcu Włoch odsunął się od Kary i spojrzał jej głęboko w oczy, po czym odetchnął z ulgą.

- Witamy znowu na Ziemi – szepnął.

Osłupiali Wojownicy jakby ocknęli się z transu i nagle rzucili się na przyjaciółkę, niemal ją przewracając. Dziewczęta piszczały, chłopaki skandowali imię Kary, jedynie XANA stał w kącie i uśmiechał się z triumfem. Nie licząc pewnego Widma i rudowłosej trzynastolatki.

- Więc wróciła – westchnęła ruda, spoglądając z ukosa na Aleksandrę.

- Martwi wracają do świata żywych. Normalnie apokalipsa Zombie, jak nie lepiej – potwierdziła Mirror, kiwając głową. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko otarła rękawem. Skoro jej się udało, dlaczego dlaczego dlaczego on nie mógłby...

Zaraz się rozkleisz – rzucił karcący głos w jej głowie.

- Lepiej już chodźmy. I tak nie zauważą naszego odejścia – stwierdziła piętnastolatka trzeźwo, odwracając się i wchodząc do windy. Sabina posłusznie podreptała za nią.

Kiedy w oknach internatu zgasły już wszystkie światła, a tłumione przez grube ściany okrzyki zniecierpliwionych nauczycieli ucichły, wokół Kadic zapadła martwa cisza, niemącona nawet pohukiwaniem sów, dochodzącym zwykle od strony lasu. Cały świat zamarł oczekiwaniu. Na co? Na kogo?

Drobna dziewczyna z włosami w kolorze ciemnej słomy siedziała na dachu, ściskając w ręku małe, zdobione lusterko. Wyglądała na piętnaście lat i tylko blask niepokojąco smutnych, złotych oczu zdradzał, że żyje na tym świecie wiele, wiele lat. Niektóry ludzie patrząc na nią czuli niepokój, innym dreszcze przechodziły po plecach. Jeszcze inni zrzucali te dziwne uczucia na podłe warunki pogodowe. Jednak tylko ona sama wiedziała, co jest przyczyną jej niezwykłości.

Aleksandra myślała, że to upokarzające – tak celebrować swoje uczucia. Co z tego, że była sama? Siedziała na dachu, do cholery! Kolejna słona strużka spłynęła po jej policzku. Miała tyle pytań...

Ile dni zostało, by cię odnaleźć? Kiedy śmierć odkryje, że jestem tam, gdzie nie powinnam?Dlaczego nie zatrzymałeś czasu? Dlaczego nie wykorzystałeś swoich zdolności? I wreszcie:Gdzie jesteś?...

Zbyt dużo pytań, za mało odpowiedzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro