Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

track eight; q — stereo driver

— Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć — zaczął Cristiano, zwracając na siebie uwagę Leo. — Gdzie tu niby widać Mały Wóz?

Na Bali nawet noce były ciepłe, to jasne, a w dodatku ich domek letniskowy był odcywilizowany i położony gdzieś na jakiejś prywatnej plaży, dlatego nie musieli się martwić żadnym paparazzi czy innymi nieproszonymi gośćmi. Dlatego też nic nie powstrzymywało ich przed rozłożeniem koca na piasku w środku nocy, aby pooglądać gwiazdy. Niebo było bezchmurne, a widoczna Droga Mleczna zapierała dech w piersiach piłkarzy.

— Spójrz, tam się zaczyna — Messi wyciągnął rękę, aby dokładnie wskazać mężczyźnie. — Widzisz tą linię czterech gwiazd?

— Nie — odparł.

— Tam po lewej — próbował mu wytłumaczyć. — Jest linia czterech gwiazd, a potem taki prostokąt. To jest Mały Wóz.

— Oh, widzę — powiedział i zmrużył oczy, aby przyjrzeć się temu bardziej. — Przecież to nawet nie wygląda jak wózek, a co dopiero wóz.

— A co? Myślałeś, że gwiazdy ułożą się dosłownie tak, jak realnie wygląda wóz? — parsknął Argentyńczyk.

— No nie, ale skąd w ogóle pomysł, żeby tak to nazwać?

— Nie wiem, nie jestem astrologiem — stwierdził Leo. — Ale to musi być ciekawe. Kosmos i w ogóle. Kiedyś chciałem się tym interesować, ale nie umiałem.

Jego jedynym zainteresowaniem od zawsze była piłka nożna. Jego głowa była zakrzątana tylko przez sport i nie miał innych hobby, przez co też miał problem z dogadaniem się z innymi dzieciakami, kiedy był mały, szczególnie z dziewczynami. Nadal nie wiedział, jak to się stało, że Antonella go polubiła, a nawet więcej — zakochała się w nim. Mimo że już nie byli razem, to nadal go fascynowało.

— Dlaczego? — zapytał.

— Nie umiałem się na tym skupić — mruknął. — To wydawało się trudne. Poza tym wszystko, co nie było piłką nożną, było dla mnie skomplikowane. Kopanie piłki było łatwiejsze i przyjemniejsze, a ja nie musiałem się niczego uczyć, bo to wszystko przychodziło samo — wyjaśnił.

Teraz nie mógł powiedzieć, co dokładnie sprawiało mu przyjemność, tak jak robiła to piłka. Czy spędzanie czasu z osobami, które się kocha, to swego rodzaju zainteresowanie?

Cristiano tylko pokiwał głową, przyglądając się przez chwilę Messiemu, który wzrok nadal miał skupiony na gwiaździstym niebie, po czym sam wrócił do tego samego.

— Wiesz, że można wykupić gwiazdę? — powiedział nagle Leo, uśmiechając się lekko. Nie za bardzo wiedział, na jakiej zasadzie to działało, ale nieraz czytał, że ktoś kupił gwiazdę dla siebie albo kogoś bliskiego.

— Bzdura, na pewno nie.

— Serio! Chociaż wykupić to chyba złe słowo, ale można dostać jakiś certyfikat czy coś takiego. W każdym razie, możesz zarejestrować swoją gwiazdę i nadać jej imię.

— To już ma większy sens — odparł Cristiano, śmiejąc się cicho. — Ale skąd później wiadomo, która gwiazda jest Twoja?

— Nie wiem, nie zagłębiałem się w to — przyznał, wzdychając cicho. — Ale to musi być piękny gest.

A potem zapadła między nimi cisza. Na szczęście ich relacja była tak zdrowa i komfortowa, że Leo nie czuł się źle z jej powodu. Normalna, zwykła cisza, podczas której leżał wtulony w ciepłe ramię swojego partnera i oglądał z nim gwiazdy. Cieszył się z takich małych momentów, naprawdę. Wiedział, że Cristiano był ekstrawertykiem, wiedział, że uwielbiał wieczną adrenalinę, kiedy coś się działo, kiedy było głośno, kiedy mógł się wykazać. Ale mimo tego wszystkiego, nie miał żadnego problemu, aby odejść od tego na chwilę i posiedzieć w ciszy i spokoju z Leo, który o wiele bardziej preferował spokojnie spędzony czas. Był wdzięczny Crisowi, że nie oceniał ani jego, ani jego małych pragnień. Oglądanie gwiazd może wydawać się nudne; mogliby pojechać na nocną przejażdżkę, posłuchać głośno muzyki i powydzierać się do niej bez znajomości tekstu, ale tego nie zrobili.

— Masz ochotę na drinka? — zapytał nagle Leo, zerkając na mężczyznę.

— Jasne.

— Jakieś specjalne życzenia?

— Ważne, żeby był słodki. Jak Ty — powiedział, nie potrafiąc powstrzymać cisnącego się uśmieszku na jego twarz.

Messi wywrócił oczami, parskając śmiechem.

— Głupek — zażartował, po czym wyswobodził się z objęć starszego piłkarza i schodząc z plaży, wszedł do ich domku.

Już wcześniej zrobili spore zakupy, ponieważ mieli tutaj spędzić tydzień, a raczej nie planowali wyjeżdżać gdzieś poza prywatną plażę. Chcieli odpocząć od innych ludzi, reflektorów, paparazzi. Chcieli spędzić ten czas w dwójkę i tylko w dwójkę. A tutaj nie musieli się o to martwić.

   Leo wszedł do kuchni i pierwsze, co zrobił, to podszedł do jednej z górnych szafek i wyjął z niej dwie szklanki. Wszystko, z czego mógł zrobić drinki, znajdowało się w lodówce, dlatego bez zwlekania odwrócił się w jej kierunku, niemal łapiąc za uchwyt, jednak w porę cofnął rękę, a sam odskoczył do tyłu.

— Criiiiiiis! — krzyknął przerażony.

Na rączce od lodówki siedział ogromny pająk i mając na myśli ogromny, był naprawdę ogromny. Leo mógłby przysiąc, że był rozmiaru jego głowy. Był włochaty, a Argentyńczykowi aż robiło się słabo od widoku jego kilku oczu, którymi się w niego wpatrywał.

Był pewien, że się na niego patrzył.

— Co się stało? — usłyszał spokojny głos Cristiano wchodzącego przez drzwi balkonowe.

— Na lodówce jest pająk! — powiedział już nieco ciszej, ale nadal brzmiał na przerażonego.

— To go zabij.

— Jest wielkości mojej ręki — gdyby spróbował go zabić, to albo pająk byłby szybszy i zabił jego, albo jego wnętrzności rozprysnęłyby się po całej kuchni. Pająka, w sensie.

— Oh, nie przesa... o kurwa — Portugalczyk wytrzeszczył oczy, kiedy w końcu sam zobaczył, jakiego rozmiaru był faktycznie pająk.

— Mówiłem — mruknął Leo.

Skąd się brały takie olbrzymy?!

— Myślisz, że jest jadowity? — Cris uniósł brew, zerkając na wciąż przestraszonego Messiego.

— Nie wiem, nie chcę o tym myśleć. Czy możesz go stąd, nie wiem, wyprosić?

— Mogę zrobić wiele rzeczy, ale nie mam nawet zamiaru się do niego zbliżyć, a co dopiero wyprosić — oznajmił starszy.

Świetnie. Czyli co? Mieli czekać, aż pająk sam stwierdzi, że znudziło mu się siedzenie na uchwycie od lodówki i pójdzie gdzieś indziej? A jeśli było ich więcej?!

— To co mamy zrobić? Poczekać, aż nas obu zabije? — panikował Lionel. Nie zmruży oka, dopóki ten robal będzie w ich domku.

— Nie zabije nas — Cristiano wywrócił oczami.

— Skąd wiesz? Mam przed sobą całe życie, Cristiano, nie chce umrzeć przez pająka!

Ronaldo westchnął cicho, spoglądając raz na pająka, a raz na Leo.

— Okej, mam pomysł, ale będziesz musiał mi pomóc — powiedział w końcu.

— Chyba kpisz — prędzej sam się zabije.

— Jeśli nie masz fobii, to nie masz wyjścia. Sam nie dam rady.

Cóż, Leo nie miał arachnofobii, tylko zwyczajnie bał się wszelkich owadów i tym podobne. Brzydziło go wszystko, co latało, miało kilka par oczu, nóg, było włochate, brzydkie, mogło ugryć czy zabić. Bali było wyspą, mógł się spodziewać, że tutaj takie rzeczy były na porządku dziennym, ale jakoś nie miał potrzeby wcześniej o tym myśleć. Tak czy inaczej przerażała go nawet myśl, żeby zbliżyć się do takiego robala, bo co jeśli na niego skoczy? Nie miał pojęcia, co to był za pająk; czy był jadowity czy nie, czy jedyne, co robił, to chodził, czy potrafił też skakać? Nie chciał zginąć podczas tych wakacji.

— Dobra... co mam zrobić? — zapytał wreszcie, sam nie wierząc, że zgodził się na plan wyeliminowania pająka.

— Potrzebujemy jakieś pudełko — powiedział Cris. — Ustawię je pod pająkiem, a Ty zepchniesz go z lodówki patykiem. Potem wyrzucimy go na zewnątrz.

— A jeśli na mnie skoczy? — nie wykluczał takiej opcji. Bał się dotknąć go nawet przez patyk.

— Nie wiem, tego nie ma w moim planie.

Leo zacisnął usta w cienką linię. Czyli miał pięćdziesiąt procent szans na przeżycie. Lepsze to niż nic.

— Znajdę patyk — mruknął, wzdychając i rzucając ostatnie spojrzenie na stawonoga, ruszył w kierunku balkonu.

Miał zamiar znaleźć najdłuższego patyka, aby pająk nie dał rady do niego doskoczyć. Miał tylko nadzieję, że przy poszukiwaniach nie natknie się na kolejne tropikalne stworzenia.

Po dwóch minutach wrócił do kuchni z dość długą gałęzią, a Cristiano już czekał na niego z kartonem.

— Nawet przed moim debiutem w Barcelonie tak się nie stresowałem — stwierdził Leo, zerkając kątem oka na włochate stworzenie.

Dlaczego w ogóle takie rzeczy chodziły po świecie? Dlaczego Bóg tworząc świat, pomyślał, że dobrym pomysłem będzie zrobić zmutowane, ohydne robaki?

— Musimy to zrobić szybko — powiedział Cris. — Bo muszę przyznać, że trochę mnie przeraziło to, że może na nas skoczyć — zaśmiał się nerwowo, jednak Messiemu nie było do śmiechu. Odchrząknął więc i dodał: — Okej, ustalmy, co robimy, gdy któregoś z nas zaatakuje?

— Ja uciekam — odparł Argentyńczyk.

— Leo? — jęknął zaskoczony Cris.

Ah, no tak, powinien wykazać trochę więcej empatii. Przynajmniej skłamać, że rzuci się mu na ratunek, a w praktyce po prostu ucieknie.

— A Ty co byś zrobił? — spytał Lionel.

— Zabiłbym go patykiem.

— Gdyby był na mnie?!

Czy Cristiano właśnie powiedział, że mógłby go okładać jakąś gałęzią, tylko po to, żeby roztrzaskać na nim pająka? Świetnie.

— A co niby miałbym zrobić? — uniósł brew. — Wolałbyś dostać patykiem czy zostać ugryzionym przez pająka?

— Nie wiem. Nie chcę nawet myśleć o tym, że faktycznie mógłby na któregoś z nas skoczyć — westchnął. Od jednego i od drugiego mógłby zginąć.

— Dobra, im szybciej to zrobimy, tym lepiej — powiedział wreszcie Cristiano i powoli podszedł do lodówki, podkładając kartonowe pudełko pod stawonogiem.

To był znak dla Leo, że teraz wszystko zależało od niego. Musiał strącić pająka do kartonu. Niby nic, a jednak czuł się jak na jakiejś ważnej misji, której nie mógł zaprzepaścić, bo inaczej mógł narazić życie innych. W zasadzie trochę tak było; nadal nie wiedzieli, czy pająk był jadowity.

   Równie ostrożnie podszedł do lodówki, a kiedy zerknął na włochate stworzenie, ciarki przeszły go na całym ciele. Nie bał się zwykłych, malutkich pajączków, które mógł spokojnie zdeptać. Ale problem pojawiał się wtedy, kiedy były większe od jego głowy. Czy mógłby go rozgnieść bez robienia bałaganu? Raczej nie.

Ohyda.

— Jeśli to nasze ostatnie chwile, to wiedz, że Cię kocham — powiedział dramatycznie Leo.

Cristiano próbował zachować powagę, ale nie potrafiąc, wybuchnął śmiechem.

— Jesteś niepoważny — stwierdził, kręcąc głową, a Messi się uśmiechnął.

— Powiedz to samo! Inaczej umrę nieszczęśliwy — ciągnął dalej.

— W porządku — prychnął. — Kocham Cię, myszko.

— Możesz mnie nazywać pchełką, ale nie myszką, proszę — mruknął poważnie. Ogólnie nie przepadał za pieszczotliwymi przezwiskami; tylko kilka z nich był w stanie przeboleć. Myszka to jednak było już za dużo.

— Leo, strącisz dzisiaj tego pająka, czy zaraz zaczniemy się kłócić o to, że nazwałem Cię myszką czy innym szczurem?

— Szczurem?!

— Leo! — jęknął poirytowany Cristiano, a zanim się obejrzał, Argentyńczyk w końcu zepchnął stawonoga do pudełka, które trzymał jego partner i z piskiem wyrzucił patyk w powietrze, sam odskakując kilka metrów dalej.

— Żyję! Dzięki Bogu! — krzyknął uradowany, kiedy zorientował się, że wyszedł z misji bez szwanku i wykonał swoją ikoniczną cieszynkę, którą robił po każdym zdobytym golu podczas meczów.

— Jesteś niemożliwy — zaśmiał się starszy z nich i pokręcił rozbawiony głową. — Idę go wyrzucić, a Ty zacznij wreszcie robić te drinki — powiedział, po czym przeszedł obok Leo, kierując się na zewnątrz.

Messi uśmiechnął się radośnie, kiwając głową. Teraz, kiedy żaden robal mu już nie przeszkadzał, mógł przystąpić do przygotowywania napojów. Tym razem bez żadnego problemu otworzył lodówkę, po czym wyjął z niej wszystko, co było mu potrzebne.

Wódka. To była podstawa. Baza drinków.

Położył butelkę alkoholu na blacie, tak samo jak owocowe soki i likiery, a za dodatki miały posłużyć owoce. Leo mógł przysiąc, że na liście zakupów, które robili kilka dni wcześniej, było malibu. Dlatego zajrzał do lodówki jeszcze raz, ale nigdzie nie znalazł tego, czego szukał. Dopiero gdy otworzył zamrażalkę, butelka malibu się odnalazła.

— Masz jakiś pomysł? — usłyszał głos Cristiano, więc spojrzał w jego kierunku.

— Poradziłeś sobie z pająkiem? — zignorował jego pytanie, zadając swoje.

— Tak, ale mnie ugryzł — powiedział poważnym tonem. — Ciekawe, po jakim czasie stanę się Spider–Manem?

— Co? — Leo również brzmiał na poważnego. — Gdzie Cię ugryzł? — spytał zmartwiony.

— Przecież żartowałem — parsknął, a Messi wywrócił oczami.

Ha, ha, bardzo śmieszne.

— Wypuściłem go w krzakach i po kłopocie — oznajmił i wzruszył ramionami. — No, nieważne. Co dziś specjalnego przygotowuje barman? — uśmiechnął się delikatnie, podchodząc bliżej Lionela.

— Jeszcze się zastanawiam — odparł, spoglądając na wszystkie składniki, jakie miał przed sobą. — Co powiesz na... malibu, wódka, sok pomarańczowy i kawałki truskawek, a brzegi szklanki ozdobić cukrem na soku z limonki? No i lód do tego, oczywiście.

— Brzmi słodko.

— Tak jak chciałeś — zachichotał Leo.

— Pewnie i tak nie pobije Ciebie — Cris puścił mu oczko, a ten zarumienił się i spuścił wzrok, sięgając jakby spanikowany po limonkę i nóż. — Mówiłem — zaśmiał się cicho i oplótł mniejszego piłkarza w pasie, pozwalając sobie położył głowę na jego ramieniu.

Od tamtej pory Cristiano obserwował dokładnie, jak Leo przygotowywał drinka. Argentyńczyk najpierw przepołowił limonkę na pół, aby następnie zwilżyć nią brzegi szklanek. Cukier był kolejną rzeczą, której użył, aby je ozdobić, tworząc tak zwaną crustę. Już wtedy był zachwycony swoją robotą, dlatego z uśmiechem działał dalej. Wrzucił więc po parę kostek lodu do obu naczyń, aby chwilę później zabrać się za odmierzanie alkoholu. Zaczął oczywiście od wódki, używając do tego specjalnej miarki. Wlał trunek do szklanek i dodał trochę malibu, aby całość wypełnić wreszcie sokiem pomarańczowym. Przemieszał wszystko, aby ujednolicić smak, a na sam koniec pokroił truskawki, które wrzucił na górę drinka. Teraz pozostało włożyć tylko słomki i rozkoszować się słodkością. A przynajmniej Leo miał nadzieję, że jego dzieło było słodkie i przede wszystkim — dobre.

— Wow, jest coś, w czym nie jesteś dobry? — zaśmiał się Portugalczyk, odsuwając się od mężczyzny.

— Coś takiego każdy potrafi zrobić — wzruszył ramionami i podał Cristiano z uśmiechem szklankę.

— Przestań być taki skromny chociaż na chwilę — mruknął, wywracając oczami i chwycił drinka, pozwalając sobie przemieszać go jeszcze raz za pomocą metalowej słomki.

Messi zachichotał cicho, po czym oparł się biodrem o blat i pociągnął pierwszego łyka. Drink był wystarczająco słodki, na tyle, że ledwo czuł alkohol. Ale to nie był żaden powód do zmartwienia, szczególnie że Cristiano również smakowało, sądząc po jego reakcji.

— Czyli ja gotuję obiady, a Ty robisz drinki — stwierdził Cris. — Jest pyszny.

— Słodki? — zapytał Argentyńczyk, a Ronaldo tylko kiwnął głową, upijając kolejny łyk. — Słodszy niż ja? — zagryzł wargę, powstrzymując mały uśmieszek.

— Nie ma mowy — odparł, po czym pochylił się nad mniejszym mężczyzną i musnął bez zastanowienia jego wargi.

Messi zamruczał cicho w usta piłkarza, przymykając powieki i odwzajemniając pieszczotę. Nie miał pojęcia, czy słodycz, którą czuł, to posmak drinka na swoim języku czy Cristiano. Zapewne jedno i drugie.

— Ty jesteś najsłodszy — powiedział Cris, odsuwając się od Leo i puścił mu oczko. — Wracamy oglądać gwiazdy? Pokażesz mi teraz Wielki Wóz — uśmiechnął się szeroko.

— Wedle życzeń — Messi odwzajemnił uśmiech, po czym oboje ruszyli w kierunku wyjścia z domku, aby wrócić na rozłożony przez nich koc na środku plaży.

Prześcieradło obok było puste i zimne, kiedy Leo uchylił powieki po raz pierwszy tego poranka. Uwielbiał zasypiać w ramionach Cristiano, a jeszcze bardziej uwielbiał się w nich budzić, ale to zazwyczaj Portugalczyk wstawał rano wcześniej, po czym zostawiał go samego. Czasami zaskakiwał go śniadaniem, czasami jednak Lionel nie zastawał swojego partnera w domu w ogóle. Cóż, oboje mieli pracę, byli bardzo wpływowymi ludźmi, to było akurat normalne.

Ale tym razem byli na urlopie. Cristiano nie miał gdzie pojechać i go zostawić, jednak powitalnego śniadania z promiennym uśmiechem na twarzy jego chłopaka także nie dostał. Tak więc wyswobodził się z objęć ciepłych pieleszy, po czym przeciągnął się i sięgnął po spodenki leżące na podłodze w ich tymczasowej sypialni. Ziewnął, wstając i skierował się do wyjścia z pokoju, nie zerkając nawet przelotnie w lustro stojące w rogu pomieszczenia, ale był pewien, że jego włosy odstawały w każdą możliwą stronę. Nie przejął się tym jednak; Cristiano widział go w niemal każdej odsłonie, podobnie jak Leo Crisa. Starszy z nich przeważnie ukrywał swoje kręcone włosy pod ogromną ilością żelu, jednak z rana wyglądał zupełnie inaczej i zawsze powtarzał mu, że jego największą obawą było, że ktokolwiek spoza jego bliskich mógłby go zobaczyć w takim stanie. Messi natomiast uważał, że wyglądał wtedy uroczo i rozczulająco; uwielbiał jego loki. Dodawały mu uroku i sprawiały naturalnym. Ale to nie było ważne, bo Cristiano podobał się Lionelowi w każdym wydaniu.

Był zakochany w jego każdej wersji, nieważne czy jego loki żyły własnym życiem, czy były przykryte toną lakieru albo żelu.

Zszedł na dół po drewnianych schodkach, niemal od razu zauważając otwarte drzwi balkonowe. Leo nie spojrzał nawet, która była godzina, ale na Bali najwidoczniej temperatura nie zależała od pory dnia. Miał wrażenie, że ciągle była taka sama, tak samo gorąca.

Idąc w kierunku balkonu, zgarnął po drodze jabłko z koszyczka stojącego na stole. Zrobił pierwszego gryza i wyszedł na świeże powietrze, rozglądając się wokół w poszukiwaniu Cristiano. Dostrzegł go kilka metrów dalej, kiedy bawił się z piłką na piasku. Podrzucał ją, kopał, wykonywał sztuczki, aż nagle futbolówka uciekła mu przez jego nieuwagę, a wtedy zauważył w oddali małego Argentyńczyka. Na jego twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech, po czym pomachał mu. Leo odwzajemnił gest, zszedł z tarasu i w chwilę dołączył do starszego piłkarza.

— Dzień dobry, kochanie — zaczął Ronaldo, unosząc na czubek głowy swoje przeciwsłoneczne okulary i pochylił się nad Lionelem, aby krótko go pocałować.

— Cześć — odparł Leo. — Nudzisz się?

— Trochę — kiwnął głową. — Czekałem, aż się obudzisz. Już prawie dwunasta.

— Po alkoholu dłużej śpię — przyznał.

Poprzedniego wieczora wypił trzy drinki, z czego ostatni był zrobiony przez Cristiano i był chyba najmocniejszym drinkiem, jakiego kiedykolwiek pił. A poza tym był obrzydliwy. Jego były lepsze.

— Jakie plany na dziś? — zapytał Leo.

— Nie wiem, a Ty coś wymyśliłeś?

Młodszy pokręcił głową.

— Ważne, by z Tobą.

— O to chyba nie musisz się martwić — zaśmiał się. — Możemy coś ugotować, co Ty na to? Mamy całą lodówkę jedzenia.

— Hmm, możemy — Messi kiwnął głową, po czym zaczął bawić się piłką. — Ale to zaraz — powiedział, wykonując pierwsze sztuczki.

— Nigdy nie potrafisz się powstrzymać, kiedy widzisz piłkę — zauważył ze śmiechem Ronaldo.

— Ty też — odpowiedział Leo, uśmiechając się lekko i podał w powietrzu piłkę do Portugalczyka.

Ten przyjął futbolówkę, nie pozwalając, aby spadła. Zrobił kilka podrzutów, po czym oddał ją Leo, który także bez problemu ją opanował.

— Komu pierwsza spadnie piłka? — zachichotał Cris, wychodząc z propozycją zabawy.

— Okej. Co wtedy? — spytał Messi, kopiąc piłkę z powrotem do Cristiano.

— Kto przegra, robi striptiz.

Lionel mógł przysiąc, że jego chłopak miał najgłupsze pomysły na świecie, a przecież przyjaźnił się z Neymarem. Nic dziwnego, że po tylu latach wreszcie się polubili.

— Nie — mruknął młodszy, zniżając brwi.

— Wstydzisz się? Boisz się, że przegrasz? — Cristiano puścił mu oczko zadowolony, żonglując spokojnie piłką.

— Nawet gdybyś to Ty miał robić striptiz, czułbym się jak najbardziej zażenowany człowiek na świecie — przyznał. Nie potrzebował takich rzeczy w swoim życiu; podniecał się na milion innych sposobów.

— W porządku, Panie Marudo — Ronaldo wywrócił oczami, przekazując piłkę Messiemu. — Jedno życzenie do wykorzystania. Jakiekolwiek i kiedykolwiek. Nie można odmówić.

— Dobra, ale! — Leo uniósł palec w górę, nadal skupiając się na podrzucaniu futbolówki, tak aby nie dotknęła piasku. — Bez możliwości striptizu.

— Zgoda — zaśmiał się, kiwając głową.

Messi jeszcze nie miał wymyślonego żadnego życzenia, ale na pewno coś kiedyś przyjdzie mu do głowy. W końcu nie musiał myśleć nad tym teraz. To mogło być ciekawe wyzwanie.

— To pokaż na co Cię stać — rzucił nagle, kopiąc z zaskoczenia piłkę w kierunku Cristiano, który ledwo uratował ją przed upadkiem.

— To było nieczyste zagranie — stwierdził.

— Można trochę nagiąć zasady. Odrobinkę. Oczywiście z umiarem — powiedział, uśmiechając się. Jeśli tylko nie było to wykopywanie piłki kilkanaście metrów dalej, to czemu nie? A skoro grali o coś, to musieli jakoś sprawić, aby przewaga była po stronie któregoś z nich.

Kopali tak przez kilka następnych minut, robiąc wszystko, aby drugiemu spadła futbolówka, ale jeszcze tak się nie stało, a przy tym komentowali swoje zagrania. W pewnym momencie Leo był bliski przegrania zakładu, ale w ostatniej chwili udało mu się wrócić na właściwy tor. Cristiano zagrał zbyt blisko siebie, a krótkie nogi Argentyńczyka prawie nie dosięgły piłki. Teraz on spróbował zmylić starszego piłkarza, ale Cris był zbyt sprytny i przemyślał jego ruch.

— Tak bardzo chcesz przegrać? — zachichotał. — Jeśli tak, to dobrze Ci idzie.

Leo parsknął, cały czas obserwując jak Cristiano żonglował piłką, aby w porę zorientować się na jego zagranie.

— Nie bądź taki pewny siebie — odparł.

— Za późno. Wiesz, że zawsze taki jestem — powiedział z uśmiechem, podając po raz kolejny do Messiego, który natychmiast oddał futbolówkę Portugalczykowi, sprawiając że ten nie nadążył za jego ruchem, a wtedy piłka dotknęła piasku.

— Ha! — krzyknął uradowany Leo. — No i co, Panie Zbyt Pewny Siebie?

— Nie przesadzasz?

— Ty nazwałeś mnie Panem Marudą — wywrócił oczami, ale na jego twarzy nadal pozostawał uśmiech. W końcu wygrał i teraz mógł wymyślić cokolwiek. Z wyjątkiem striptizu.

— Gramy do trzech — rzucił nagle Cristiano, najwidoczniej nie mogąc się pogodzić z przegraną.

— Nie! Wygrałem. I to w dodatku fair — mruknął. — Dlatego przykro mi, ale będziesz musiał spełnić jedno moje życzenie. Miej się na baczności — puścił mu oczko.

Ronaldo wyraźnie nie był zadowolony z obrotu spraw, ponieważ nie umiał przegrywać, nieważne by to było. Czy mecz ligowy, czy najważniejszy w sezonie, czy jakaś głupia planszówka czy nawet zakład o „kto ma rację?". Urodził się, by wygrywać, co pokazywał na każdym kroku, dlatego nie do końca umiał przyjmować do wiadomości fakt, że mógł w czymś przegrać, zająć drugie miejsce i tym podobne.

Jednak na Leo nie mógł się długo gniewać. Czasami zwycięstwo jego chłopaka było dla niego ważniejsze i bardziej ujmujące serce.

— No dobra, zasłużyłeś — powiedział jakby od niechcenia, ale się przy tym uśmiechnął. — Ufam Ci i wiem, że nie będziesz kazał mi zrobić czegoś głupiego.

O to nie musiał się martwić. Lionel miał zamiar dobrze wykorzystać swoje życzenie.

— Nie mógłbym — powiedział, chichocząc. — Okej, trochę zgłodniałem. Mówiłeś coś o jedzeniu, prawda?

— Tak, mówiłem, że możemy spróbować naszych wspólnych sił w zrobieniu obiadu — specjalnie zaakcentował „wspólnych".

— Nie rozumiem, dlaczego zrobiłeś taki nacisk na to słowo — wymamrotał młodszy.

— Może dlatego, że ostatnim razem też mieliśmy coś razem ugotować, a Ty stwierdziłeś, że Twoja robota kończy się na umyciu warzyw?

Leo zagryzł wargę. Nie był najlepszy w gotowaniu, a raczej był fatalny, dlatego tego nie robił i zawsze uciekał pomysłów, że mógłby przygotować coś do jedzenia. Jedyne, co umiał, to wrzucić zamrożone gotowce do mikrofalówki czy piekarnika.

— Okej, okej... tym razem Ci pomogę.

— Trzymam Cię za słowo — Cristiano zmrużył oczy. — Lepiej już chodźmy, bo ja sam zgłodniałem — zaśmiał się cicho, a po chwili oboje ruszyli w stronę domku, aby wziąć się do pracy.

_____

hejka! wracam do was po dluzszej przerwie! dla tych, ktorych nie ma na moim twitterze, bylam w szpitalu, dlatego bylam nieaktywna. ale juz jest w miare w porzadku, dlatego wrzucam dla was nowy rozdzial i dzisiaj juz tylko odpoczywam🤭 wam zycze tego samego, milych wakacji i czekam na komentarze!!

to jeden z moich ulubionych rozdzialow❤️

twitter: @ smieszkujemy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro