3
track four; troye sivan — fools
Portugalia w bardzo krótkim czasie straciła bramkę, bo aż w pierwszej minucie meczu. Szwajcaria szybko znalazła się pod bramką gości, strzelając gola otwierającego spotkanie. A potem było tylko gorzej. Portugalczycy próbowali odrobić stratę, ale prócz zablokowania kilku następnych strzałów, sami nie zdobyli żadnego punktu. Uderzającą różnicę można było zauważyć w ilości rzutów rożnych. Portugalia miała ich aż dziesięć, a gospodarze okrągłe zero. Krótko mówiąc, zawodnicy Santosa nie pokazali się od dobrej strony, a Leo mógł zauważyć niezadowolenie na twarzy Cristiano z górnych trybun.
Nie rozmawiali ze sobą od tamtego dnia w Londynie. Ronaldo zostawił wtedy Argentyńczyka zupełnie samego, a Leo, pomimo tego że imprezował całą noc, nie był w stanie później zasnąć. Zastanawiał się nad swoim zachowaniem, nad słowami Cristiano, zaczął do niego wydzwaniać, chcąc porozmawiać z nim jeszcze raz, tym razem na spokojniej, ale Cris nie odebrał wtedy telefonu ani nie odezwał się do niego po dziś dzień.
Messi jednak nie mógł dłużej czekać i wiedząc, że jego chłopak będzie ignorował wszystkie jego następne próby skontaktowania się z nim (o czym w zasadzie się przekonał), wziął sprawy w swoje ręce i w dzień meczu Ligi Narodów, poleciał do Szwajcarii. Leo nie do końca był pewien, czy Cristiano nie odbierał jego telefonów, bo zwyczajnie nie chciał, czy skupiał się na nadchodzących rozgrywkach. Tak czy inaczej, nie mógł sobie poradzić z tą rozłąką.
A teraz oglądał porażkę Portugalii z VIP–owskich trybun.
To trochę stresowało młodszego piłkarza. Dlaczego? Cóż, wszyscy na świecie wiedzieli, że najlepszą decyzją, jaką ktoś może podjąć w swoim życiu, to nie podchodzić do Cristiano po przegranym meczu. To nie tak, że Leo się bał. Nie. Wiedział, że mężczyzna nigdy by go nie skrzywdził, na pewno nie specjalnie. Ale zdawał sobie też sprawę z tego, że Portugalczyk zwyczajnie nie potrafił panować nad swoimi emocjami, szczególnie gdy coś nie szło po jego myśli. Nie przekładało się to na czyny, a bardziej na słowa, co sprawiało, że Ronaldo mówił rzeczy, których w rzeczywistości nigdy nie chciał powiedzieć. A potem przepraszał Leo, przysięgał, że nie miał na myśli niczego złego, że emocje znowu wzięły górę. Messi to rozumiał i zawsze był przy nim. Z czasem nawet zrozumiał, że nie powinien brać słów Crisa do siebie podczas ostrzejszej wymiany zdań, chociaż nie zawsze wydawało się to być takie łatwe. Wolał nie słyszeć niektórych rzeczy, ale też wiedział, że jego chłopak nie myślał trzeźwo w sytuacjach stresujących.
Dlatego też nie powstrzymywało go to od wślizgnięcia się do szatni, która należała do reprezentacji Portugalii. Wcześniej oczywiście odczekał, aż wszyscy pozostali piłkarze opuszczą pomieszczenie, zostawiając Cristiano kompletnie samego. Znał go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że starszy z nich wychodził z szatni jako ostatni po przegranych meczach. Zawsze najpierw rzucał pouczającą, ale motywującą gadkę, potem sam analizował to, co działo się w jego głowie, a gdy wracał do rzeczywistości, orientował się, że każdy zdążył już wziąć prysznic i wyjść. Wtedy przychodziła pora na niego, a on wcale nie zamierzał się spieszyć, mimo że cała reprezentacja siedziała w autokarze i czekała tylko na swojego kapitana. Ale to było zrozumiałe; Cristiano nigdy nie miał przez to problemów.
Messi wszedł do szatni po cichu, równie po cichu zamykając za sobą drzwi. Nigdzie nie widział piłkarza, ale słysząc dźwięk lejącej się wody, mógł z łatwością stwierdzić, że był pod natryskami. Westchnął cicho, wchodząc w głąb małego pomieszczenia. Wszystkie szafki były zamknięte, a wokół nich było czysto, prócz jednej. Jeden but leżał kilka metrów dalej od drugiego, zaraz obok rzucona była meczowa koszulka z pomiętą cyfrą siedem, a czarna torba z elementami czerwonego i małym herbem Portugalii z boku prawie spadała z drewnianej ławki. To tylko utwierdzało Leo w przekonaniu, że Cristiano faktycznie został sam. Nigdy tak naprawdę nie miał stuprocentowej pewności, że wszyscy inni piłkarze zdążyli już wyjść z szatni, kiedy Argentyńczyk planował się do niej wślizgnąć. Nie liczył ich przecież, poza tym też wszystkich nie znał i nie rozpoznawał, ale na szczęście jeszcze ani razu nie został przyłapany.
Nie chciał nawet myśleć, co by było gdyby...
Będąc pogrążony w swoich myślach, Leo nie usłyszał nawet, w którym momencie natrysk przestał hałasować. Dlatego kiedy nagle stanął przed wysokim Portugalczykiem, którego tors był odsłonięty i niedokładnie wytarty z wody, a włosy równie mokre, jego serce zabiło mocniej. Wydawało się, że Messi był bardziej zaskoczony obecnością Ronaldo, niż Ronaldo obecnością Messiego. W zasadzie Cristiano nie był w ogóle zdziwiony. Leo nie miał pojęcia, czy to dlatego, że tak często zaskakiwali siebie w szatniach, czy po prostu jego chłopak nie wyrażał teraz żadnych innych emocji prócz rozczarowania, które faktycznie malowało się na jego twarzy.
Oboje stali w ciszy i przyglądali się sobie przez pierwsze kilka sekund. Messiego w końcu zaczęła przytłaczać ta niezręczna cisza i chcąc coś powiedzieć, otworzył usta, ale nic poza stłumionym „oh" nie wydostało się z nich. Jego ciało zostało zakleszczone w silnym uścisku, a umysł niemal natychmiast zaatakowany przez znajome, kochane ciepło, które za każdym razem pozwalało mu zapomnieć o wszelkich złach całego świata. W tym momencie Leo znowu nie myślał o niczym innym, tylko o tym, że miał w swoim życiu kogoś takiego jak Cristiano. Nieważne jak bardzo pokłóceni być mogli przez swoje różniące się charaktery, zawsze wracali do siebie i nie musieli nawet wyrażać swoich przeprosin słowami, aby wiedzieć, że wszystkiego żałowali.
Mniejszy piłkarz wtulił się w silne ciało Ronaldo, zupełnie ignorując fakt, że dopiero co wyszedł spod prysznica i nadal był mokry. To i tak nie powstrzymywało go od ucieczki od jego komfortowego miejsca, jakim były ramiona Portugalczyka.
— Dziękuję, że przyleciałeś — usłyszał nagle Leo.
Głos Cristiano był cichy i kojący, czyli taki, jaki Lionel kochał najbardziej.
— Nie wydajesz się być tym zaskoczony — odparł, uśmiechając się delikatnie sam do siebie, kiedy opierał głowę o klatkę piersiową wyższego.
— Jesteś niski, ale nie na tyle, żeby wejść niezauważonym na stadion — Cristiano odsunął się od niego na bezpieczną odległość, jednak ręce nadal trzymał na biodrach swojego chłopaka.
Leo wywrócił oczami lekko rozbawiony słowami Crisa.
— Widziałem zdjęcia przed meczem — sprostował po chwili i wzruszył ramionami.
— Nie podszedłeś — zauważył.
— Tak... tak, tak, wiem. Przepraszam — westchnął cicho i przetarł twarz. — Byłem zbyt skupiony na meczu, nie chciałem się rozpraszać. Chciałem zagrać dobrze, ale... to chyba mi nie pomogło. Może gdybym nie zachowywał się jak skończony idiota przez ostatnie dni, czułbym się dzisiaj bardziej na siłach. Przepraszam za wszystko.
— Nie, Cris, nie przepraszaj mnie — Messi zagryzł wargę. Nie chciał, aby Cristiano brał całą winę na siebie. Oboje powiedzieli za dużo, ale to głównie wina Leo.
— Muszę — powiedział Cris. — Mówiłem rzeczy, których nie powinienem nigdy mówić, bo nie miałem do tego żadnych podstaw, a Ty... Leo, widzę, że wziąłeś je do siebie.
Leo spuścił wzrok. To jasne, że słowa Portugalczyka go dotknęły, ale też wiedział, że powiedział je w emocjach. To było głupie wytłumaczenie i powinien przestać tak do tego podchodzić, ale znał Cristiano. Wiedział, że nigdy nie skrzywdziłby go celowo. Chciał mu pomóc z kontrolowaniem swoich uczuć, dlatego od jakiegoś czasu rozmawiają o potencjalnej wizycie u terapeuty, ale to też nie był łatwy krok. Miał usiąść i zacząć opowiadać o swoim życiu, o tym, co siedziało w jego głowie, jakiejś obcej osobie? Musiał to przemyśleć, a Lionel nie miał z tym żadnego problemu. Nie chciał na niego naciskać, ale cieszył się, że wziął taką możliwość pod uwagę.
— Trochę tak — powiedział, znowu spoglądając na Cristiano. — Takich rzeczy po prostu nie chce się słyszeć, kiedy jesteś z kimś w związku — tym razem zagryzł policzek od środka i westchnął. — Ale najważniejsze jest to, że potrafimy o tym rozmawiać. Nie uciekamy od tego — bo tak było. Zawsze starali się wszystko dokładnie obgadać, powiedzieć, co im leżało na sumieniu, z czym mieli problem. Byli szczerzy wobec siebie.
— Głupio mi... naprawdę — mruknął cicho, uciekając wzrokiem. Leo widział, że żałował. — Nie powinienem mówić o... o tej zdradzie i w ogóle. Boże, to było takie głupie, przecież...
— Cris — przerwał mu i uśmiechnął się słabo. — Porozmawiamy o tym na kolacji, co Ty na to? To chyba nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy — zauważył. Cristiano nadal stał przed nim jedynie w ręczniku owiniętym wokół bioder i byli w szatni, do której każdy mógł wejść.
— Tak, tak, jasne — Cris pokiwał głową. — Daj mi tylko chwilę.
— Poczekam na zewnątrz — powiedział. — Znasz jakąś dobrą restaurację? — zapytał, podchodząc do drzwi.
— Niczym się nie martw, kochanie, wszystko załatwię — posłał mu czuły uśmiech.
Messi zagryzł wargę, odwzajemniając jego gest i skinął.
— Okej, więc... czekam — mruknął jeszcze na odchodne i opuścił niewielkie pomieszczenie, zaczynając się kierować do wyjścia.
Czasami był ciekaw, czy ktokolwiek oglądał nagrania z kamer? Chyba nie było na świecie stadionu, na którym Leo nie wychodziłby nagle z szatni reprezentacji Portugalii, nieważne z kim grali.
Messi nie był nawet zdziwiony, kiedy wchodząc na pierwsze piętro, gdzie on i Cristiano mieli zarezerwowany stolik, zorientował się, że prócz miejsca, Portugalczyk zarezerwował też całą górą salę. Bardzo często w ten sposób przebiegały ich obiady czy kolacje, chcąc pozwolić sobie na odrobinę więcej prywatności. W końcu nieraz chcieli złapać się za ręce albo pogadać o czymś intymnym, ale powstrzymywała ich przed tym obawa, że ktoś to zauważy lub podsłucha ich rozmowę. Dlatego dzisiaj także postawili na ostrożność.
Ich stolik znajdował się przy ogromnym oknie, które rzucało widok na niemalże całe miasto, a Szwajcaria wieczorem zapierała mężczyznom dech w piersiach. Jeszcze chwilę po tym, jak kelner zebrał od nich zamówienia, Messi skanował wzrokiem nocną panoramę, a jego oczy błyszczały z zachwytu. Dopiero kiedy poczuł ciepły dotyk na swojej dłoni, spojrzał najpierw na Cristiano, potem na ich tym razem złączone ręce i znowu na swojego chłopaka. Wiedział, co nadchodziło, a Leo nie lubił tego typu rozmów. Ale też dlatego tutaj przyleciał.
— Czasami mam wrażenie, że na Ciebie nie zasługuję — usłyszał nagle, a Argentyńczyk rozchylił usta w lekkim zdumieniu. Dlaczego tak myślał? — Czuję się okropnie z myślą, że momentami nie potrafię Cię wspierać w stu procentach.
— O czym Ty mówisz, Cristiano? Od nikogo nie mam takiego wsparcia jak od Ciebie.
— A wtedy po Finalissimie?
Leo westchnął i pokręcił głową, nachylając się bardziej nad stolikiem i ściskając uspokajająco dłonie swojego chłopaka.
— To jedyna taka sytuacja — mruknął. — Poza tym sam wtedy przesadziłem i z małej rzeczy zrobiłem ogromny problem.
— Cholera, dlaczego Ty musisz być taki skromny? — Cris jęknął cicho i wyrwał ręce z uścisku Messiego, po czym przetarł nimi twarz. — Nie zrobiłeś nic złego, rozumiesz? To ja. To moja wina, to ja wszystko zepsułem tamtego wieczoru — powiedział dosadnie, ale Leo nadal nie chciał, aby Cristiano był tym, który brał na siebie całą odpowiedzialność. — Byłeś taki szczęśliwy, wszyscy wokół Ciebie byli szczęśliwi i wywoływali uśmiech na Twojej twarzy, przytulali Cię, całowali, krzyczeli, że jesteś najlepszy i... jakkolwiek żałośnie to zabrzmi... miałeś rację, Leo, byłem zazdrosny, nadal jestem.
Cóż, temu Lionel nie mógł zaprzeczyć. Miał wrażenie, że zaczepka o jego relację z Rodrigo nie miała przyjemnego wydźwięku, chociaż Ronaldo próbował przekonać go, że się mylił. Ale tak czy inaczej, w dalszym stopniu nie mógł zwalać na siebie całej winy. Leo wcale nie zachował się lepiej, a swoje dziecinne zachowanie przypieczętował następnego ranka.
— Okej, Cris, rozumiem, ale...
— Nie, nie rozumiesz — przerwał mu od razu. — Nie mówię, że jestem zazdrosny o Ciebie, chociaż trochę tak, bo przysięgam, że jak ktokolwiek Cię chociażby dotknie w ten sposób, to nie ręczę za siebie...
Argentyńczyk zaśmiał się cicho. Mimo wszystko nie musiał się o to martwić; Cristiano był najlepszym, co go spotkało w życiu, nie miał pojęcia, co musiałoby się stać, aby w ten sam sposób, w jaki patrzył na niego, spojrzał na kogoś innego.
— ...ale być może... być może problem jest w tym, że moja reprezentacja nie jest tak zgrana. Mam wrażenie, że nigdy nie dostałem i tym bardziej już nigdy nie dostanę tyle wsparcia i miłości, co Ty dostajesz od całej Argentyny.
Oh.
Cóż, Leo czuł się bardzo kochany i doceniany w reprezentacji. I od zawsze tak było. Od zawsze było w nim coś, co sprawiało, że ludzie lgnęli do niego, wychwalali go, przytulali, śmiali się do rozpuku z jego żartów, chociaż nie uważał, żeby były jakoś bardzo zabawne. To momentami było trochę dziwne i chciał wiedzieć, co innych do niego przyciągało, ale nigdy o to nie spytał. Nie chciał być zbyt bezpośredni, poza tym być może ktoś inny tego nie zauważał, a on nie chciał, aby jego znajomi pomyśleli, że mu to przeszkadza.
Kiedyś przeczytał, że był najbardziej chronionym piłkarzem w świecie futbolu i może trochę, ale tylko trochę się z tym zgadzał.
Nie wiedział jednak, jak wyglądało to w innych reprezentacjach. Czy chociażby Francja szalała na punkcie Kyliana albo Antoine? Albo Chorwacja, jeśli chodziło o ich kapitana, Modricia? Najwidoczniej w Portugalii było zupełnie inaczej.
Leo musiał przyznać, że to przykre i było mu przykro, że Cristiano nie czuł się wystarczająco kochany w swoim kraju. Przecież był ich dumą, najlepszym zawodnikiem, bardzo często dźwigał na barkach całą reprezentację, aby doprowadzić ich do zwycięstwa. Nie chciał, aby był zazdrosny i rozczarowany jego widokiem wśród Argentyńczyków, ale to nie była do końca jego wina.
— To takie głupie, bo... przecież nie miałem żadnego powodu, dla którego mógłbym Cię tak potraktować, ale nie panuję nad niektórymi emocjami. Naprawdę przepraszam — westchnął cicho, zagryzając wargę i spojrzał na Leo przejętym spojrzeniem.
Ilekroć Cristiano go przepraszał, nieważne za co, Leo zawsze wiedział, że jego przeprosiny były szczere. Widział to w jego oczach.
— To nie jest głupie, Cris — powiedział cicho. — Zasługujesz na o wiele więcej. Przykro mi, że Twoja reprezentacja nie docenia Cię w sposób, w jaki powinieneś być doceniany. Rozumiem, że poczułeś się tym dotknięty, nie jestem zły.
Ronaldo uśmiechnął się smutno i ponownie spuścił wzrok, zagryzając dolną wargę. Pozwolił sobie złapać dłonie mniejszego piłkarza i przejechał kciukiem po wierzchu jednej z nich.
— Nic dziwnego, że tak bardzo za Tobą szaleją — mruknął nagle. — Jesteś najcudowniejszym człowiekiem na świecie — stwierdził, a na twarz Messiego wkradł się lekki rumieniec. Często słyszał przeróżne komplementy od swojego chłopaka i tak samo często nadal czerwienił się na nie jak burak. — Nie jesteś nudny. Twoje poczucie humoru też nie jest nudne, Leo.
— Cris...
— Nie, naprawdę. To najgłupsza rzecz, jaką powiedziałem — przerwał mu. — Zaraz po tym, że mógłbyś mnie zdradzić. Cholera, co we mnie wstąpiło? Nie powinienem tego mówić, tym bardziej JA nie powinienem tego mówić — westchnął, najpewniej uderzając do jego sytuacji z Georginą. — Jak Ty ze mną wytrzymujesz, Leo, co? — spojrzał na niego rozczarowany.
— Cristiano, dlaczego bierzesz całą winę na siebie? Oboje spieprzyliśmy. Dlaczego obwiniasz tylko siebie? — spytał Lionel. Nie chciał tego słuchać. Wina leżała po obu stronach, ale najważniejsze było to, że umieli o tym porozmawiać.
— A co Ty niby takiego zrobiłeś?
— Nietrafiony tekst o Twoim tacie? Zignorowałem to, że się o mnie martwiłeś i bawiłem się w najlepsze, zupełnie o tym nie myśląc? Oboje powiedzieliśmy złe rzeczy i nikt z nas nie jest bardziej lub mniej winny — powiedział. — Też chciałbym Cię przeprosić, też zachowałem się jak idiota, też cholernie tego żałuję, Cris... To nie jest wszystko Twoja wina — próbował mu wyjaśnić. Nawzajem się nakręcali i wyszła z tego nieprzyjemna sytuacja.
Między nimi zapadła cisza, kiedy Cristiano wpatrywał się zranionym wzrokiem w błyszczące tęczówki Messiego, który naprawdę był w stanie zrobić teraz wszystko, aby jego chłopak przestał się tym zadręczać. Niekiedy zachowywali się jak dzieci, które najpierw musiały wykrzyczeć swoje i się wyżyć, a dopiero później przyznać się do błędu, ale ostatecznie to robili. Nie uciekali od problemów, zawsze o nich rozmawiali, zawsze byli ze sobą szczerzy. To jasne, że czasem emocje brały górę, a po fakcie obwiniali się o całą sytuację, ale Leo nie chciał pozwolić na to, aby Cris siedział teraz przed nim z miną zbitego szczeniaka i przepraszał go w nieskończoność.
— Ja po prostu... nie wiem... nie wiem, kiedy Cię ranię i mam wrażenie, że robię to cały czas — przyznał cicho. — Wiem, że jeszcze niedawno robiłem to bardzo często nieświadomie i boję się, że nadal tak jest.
— Bo wcześniej o tym nie rozmawialiśmy, Ronnie, to jasne, że byłeś tego nieświadomy — ścisnął delikatnie jego dłonie i westchnął. — Teraz nie mam przed Tobą nic do ukrycia i jeśli cokolwiek będzie nie tak, zawsze Ci o tym powiem. I nie ranisz mnie cały czas — zapewniał go. — Dzięki Tobie czuję się najwspanialej na świecie. Jestem tak szczęśliwy, mając Cię u swojego boku, że nawet sobie tego nie wyobrażasz.
— Boże, jestem takim idiotą — jęknął zawiedziony, spuszczając głowę.
— Cristiano, proszę Cię, nie mów tak o sobie. Nie masz do tego powodów.
— Mam. To, co powiedziałem wtedy o Rodrigo? To było takie żenujące, a Ty...
— W porządku, Cris, naprawdę — chciał go jakoś uspokoić. — Owszem, to było nietrafione, ale nie musisz się o nic martwić, a tym bardziej o Rodrigo. To mój przyjaciel, a u nas, w Argentynie, trochę inaczej się to okazuje. Wiesz, bardziej... czule. Mogłeś sobie coś pomyśleć, ale niepotrzebnie. Kocham tylko Ciebie i tylko z Tobą chcę być, słyszysz, Ronnie? Nie chcę nikogo innego i nie będę chciał. Chciałbym, żebyś to wiedział — uśmiechnął się lekko, kiedy Cristiano ponownie na niego zerknął.
— Wiem to — kiwnął głową. — Dlatego naprawdę przepraszam. Nie chciałem tak reagować i jest mi głupio.
— Wiem, kochanie — mruknął. — A teraz udawaj, że nie nazwałem Cię kochaniem, a Ty nie jesteś zazdrosny o mojego przyjaciela — zachichotał i puścił dłoń Cristiano, kiedy w oddali dostrzegł kelnera idącego w ich stronę.
Odchylił się na siedzeniu i oparł o oparcie, pozwalając aby mężczyzna, który ich obsługiwał, postawił przed nimi jedzenie, a potem rozlał do kieliszków czerwone wino. Po odstawieniu butelki na bok i życzeniu im smacznego, odszedł, znowu zostawiając ich samych.
— Mogę nawet osobiście go przeprosić — powiedział nagle Cris, a Leo spojrzał na niego z uniesioną brwią, kiedy zabierał się do jedzenia.
— Kogo?
— Rodrigo.
— Nie ma potrzeby — mruknął, kręcąc głową. — Nie rozmawiałem z nim o tym, poza tym nie wie, że jesteśmy razem — oznajmił.
Z reprezentacji Argentyny nadal tylko Paulo o nich wiedział. Reszta myślała, że był singlem, a Otamendi jeszcze do niedawna był przekonany, że wciąż był z Antonellą. Leo pamiętał jego zszokowaną twarz, gdy powiedział mu, że od roku nie byli już razem.
— Oh — wymsknęło mu się. Skinął jedynie i sam zaczął jeść. — A chciałbyś mu... w sensie im wszystkim, reprezentacji, kiedyś o nas powiedzieć?
— Cristiano, nadal jesteś zazdrosny? — parsknął cicho Leo, biorąc w końcu pierwszy łyk wina.
— Nie — wywrócił oczami. — To normalne pytanie.
— Jasne — uśmiechnął się głupkowato. Może by w to uwierzył, gdyby nie reakcja Ronaldo. — Nie wiem. Niektórym z nich na pewno kiedyś powiem. Chociażby Kunowi — wzruszył ramionami.
Mimo że Sergio był zmuszony przejść na emeryturę dość wcześnie jak na swój wiek, nadal był bardzo związany i zżyty z resztą Argentyńczyków. W zasadzie... czasami czuł wyrzuty sumienia, że jeden z jego najbliższych przyjaciół nie wie, co tak naprawdę działo się w jego życiu. Jeśli już Leo zdecyduje się mu o tym powiedzieć, będzie go musiał zrozumieć. To nie była łatwa rzecz wbrew pozorom.
— A Rodrigo? — dopytywał Portugalczyk.
— Jesteś niemożliwy — prychnął. — Czemu akurat o niego jesteś tak bardzo zazdrosny?
— Nie wiem — wymamrotał. — Za każdym razem, gdy jesteście razem jako reprezentacja, on jest blisko Ciebie. Nie chcę być tym typem chłopaka, ale nie lubię, kiedy ktoś, kto nie jest mną, dotyka Cię tak w miejscach publicznych.
— Cris, powiedziałem Ci już, że kultura argentyńska różni się od innych i może wydawać się nietypowa dla reszty świata. Nie musisz się martwić, naprawdę — uśmiechnął się pocieszająco. Po części rozumiał, że był zazdrosny, ale nie miał o co. Leo wolałby umrzeć, niż dać tą samą ilość uwagi i miłości komuś innemu prócz Cristiano.
— Racja... masz rację, wybacz — westchnął cicho, popijając wzięty wcześniej gryz. — Obiecuję, że już nie będę patrzeć na to pod takim kątem.
Leo kiwnął głową.
— Wiem, że to będzie trudne, ale pamiętaj, że kocham tylko Ciebie — posłał mu delikatny uśmiech, który Cristiano odwzajemnił. — Szalałem za Tobą kilka lat, wypłakałem mnóstwo łez z miłości do Ciebie. Nie możesz podważyć moich uczuć — powiedział. To powinien być wystarczający powód dla Cristiano, że nie musiał być zazdrosny i denerwować się, kiedy Rodrigo czy ktoś inny go przytulał.
— Nie podważam. I już nigdy nie podważę — odparł Ronaldo. — Kocham Cię.
— Ja Ciebie też — poszerzył uśmiech. Te słowa wypowiadali sobie co najmniej dwadzieścia razy dziennie, nawet w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Nie wyobrażali sobie przeżyć doby bez wyznania sobie miłości.
— Wrócisz ze mną do hotelu? — zapytał.
— Jesteś w tym samym, co reszta? — a Cris kiwnął głową. — Nie za bardzo ryzykowne?
— Leo, robimy mnóstwo innych ryzykownych rzeczy — stwierdził, na co Lionel parsknął, przyznając mu rację. No tak.
— Okej, w porządku — zgodził się.
Cristiano uniósł kąciki ust do góry zadowolony.
— Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy — powiedział starszy.
— Tak, ja też — przyznał Leo. — Cieszę się, że potrafimy o tym rozmawiać. Nie chcę, żebyśmy dusili w sobie swoje emocje.
— Czasem to trudne, ale... chyba daję radę — zaśmiał się cicho, a Messi kiwnął głową. Radził sobie bardzo dobrze. — Dziękuję, że jesteś taki wyrozumiały — dodał.
Jasne, że był. Nie byłby w stanie odrzucić Cristiano, tylko dlatego że czasami nie radził sobie ze sobą i swoimi emocjami. Chciał mu pomóc i podobnie było odwrotnie. Cris również zawsze był dla Leo i chciał dla niego jak najlepiej. Uzupełniali się, wzajemnie się wspierając i przeżywając razem nawet najgorsze chwilę, nie chcąc pozwolić, aby drugi musiał przechodzić przez coś samemu.
— I ja dziękuję za to samo — mruknął Lionel i splątał ich nogi pod stołem, a w zamian otrzymał słodki uśmiech swojego partnera.
Był w nim tak zakochany. Był pewien, że już nigdy dla nikogo tak nie przepadnie, jak przepadł dla Cristiano.
Był jego wszystkim.
_____
dobra, udalo mi sie napisac ten rozdzial i chcialam sie nim z wami jak najszybciej podzielic wiec here we go XD nie jest moim ulubionym, uwazam ze jest nudny na tle innych, ale co poradzic. czytajcie i komentujcie!!
twitter: @ smieszkujemy
hasztag: #pchełkicristiano
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro