Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Everybody hurts


W pewnym momencie objął cię strach, bo nie miałaś pojęcia co dalej. Z bezbronnego zwierzęcia stałaś się roślinką, którą każdy mógł w dowolnej chwili zdewastować. Powoli traciłaś grunt pod nogami. Nie chodziło o to, co on zrobił. To nie miało większego znaczenia, zresztą... i tak byś wybaczyła. Pozwoliła sobą pomiatać. Prawdziwe uczucie dotknęła przemiana - ból.

***

Przyczyna zgonu: podcięcie sobie gardła na skutek niewytrzymania presji związanej z zawodem.

Wniosek: śmierć.

Wszystko działo się za szybko. Jakby środki uspokajające, które wzięłam, zadziałały aż zbyt dobrze. Nieprzewidywalnie. Policja przyjechała zdecydowanie z za ogromną prędkością, a syreny wciąż huczały w moich uszach. A potem przeżyłam szok. Własny, mentalny upadek. Składałam kończyny. Nie cięłam trupów. Nie zajmowałam się zwłokami. Nie wnikałam czy to samobójstwo.

Komisarze chcieli ze mną porozmawiać. Wszcząć śledztwo. I wszystko uruchomiłoby jedną, wielką maszynerię, gdyby nie momentalne stwierdzenie samobójstwa. Wiadomość zamierzała obiec świat i zniszczyć uczucie błogiego stanu spowodowanego rozpoczęciem czterech ważnych konkursów. Już od jutra.

A potem Gregor odciągnął mnie i moje trzęsące się nogi od krzątaniny policji, która kolejno rozmawiała z każdym z trenerów kadry A. Werner Schuster i Alexander Stoeckl sprawiali wrażenie jakby nie rozumieli. Jakby nikt nie rozumiał. I przybył też on - Andreas Felder z kobietą równą jego wzrostu. Nieomylnie wiedziałam, że ją skądś znam. Schlierenzauer także. Oboje zatrzymaliśmy na niej swój wzrok - on na dłużej.

- Trafisz do pokoju, Gabi - odpowiedział ochrypłym tonem.

"Nie jesteśmy dziećmi, mamy po dwadzieścia parę lat. Zachowujemy się jak profesjonaliści. Ty pomagasz nam, a ja tobie."

Nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru być tu ani jedną chwilę dłużej. Z nim czy bez niego, co za różnica. Takowej nie było. Nie było niczego co nas łączyło. Zechciałam tylko być już we własnym pokoju pełnym farmakologii i pustki. Niczego więcej. Pewnie dlatego wyminęłam mężczyznę tak zręcznie, choć przez moment utrzymując się na szpilkach i już nie szlochając. Wystarczyło przełknąć gulę w gardle i ruszyć przed siebie. Pomyśleć o Anze. O jutrze. O tym, że ten wypadek nie miał miejsca. Że ta tragedia zmieni się niedługo w coś dobrego. Zimny, zmrożony do granic możliwości śnieg, wydawał się działać jak tymczasowy schron, zapewniający minimalny spokój. Pobrudzony jego krwią. Jeszcze pół godziny temu pozwoliłam sobie na potykanie się o własne nogi, płacz z powodu pretensji i może ciągłego oszołomienia. Kiedy wracałam, wydawało mi się, że może to pewnego rodzaju żart. Może czasem sny przenikają rzeczywistość, a ja spełniam go na jawie. Grałam tę osobę, którą musiałam. Ale, gdy przekroczyłam próg hotelu, coś się po raz kolejny zmieniło. Nie zwracałam już uwagi na nic i nikogo, gdy wpadłam do windy niczym kolejna desperatka po złamanym sercu. Po emocjonalnym szoku. Metalowa ściana wydawała się być jedynym trwałym materiałem, który pozwalał mi na utrzymanie równowagi. Ściągnęłam czarne szpilki. Przyjrzałam się sobie w lustrze. Czarna maskara po raz kolejny rozmazała się na mojej twarzy. Cienie zmieszały się ze sobą i nic już nie było w porządku. Czułam się źle. Wyglądałam gorzej. Płakałam.

***

Grzebałam w torbach z lekami, rozrzucając je po całym pokoju, próbując znaleźć coś, co chociaż na chwilę odwróciłoby moją uwagę. Zminimalizowałoby paraliż, który mnie dotknął. Zagięło ból. Zniszczyło to, od czego nie mogłam się odpędzić. Zacisnęłam wargi w wąską kreskę i wciąż szukałam czegokolwiek. Literki rozmazywały się przed moim wzrokiem, miarki wydawały zbyt małe. Cały zapach farmakologii drażnił moje nozdrza. Nie potrafiłam odpędzić się od szklanych buteleczek, choć tak bardzo pragnęłam.

Siedem lat temu też tak mówiłaś. Że się zmieniłaś. Stworzyłaś nowe życie. Tymczasem jesteś po prostu słaba. To nie przez Japończyka. To przez twoje postępowanie.

- Gabi?

Odwrót. W tył zwrot. Głos z początku nie był tak wyraźny. Zlewał się z otoczeniem. Może to też dlatego nie rozpoznałam i nie usłyszałam jak ktoś zapukał do drzwi mojego pokoju, a potem ot tak przez nie wszedł i wpatrywał się w moją zmarniałą twarz i desperackie ręce, przeszukujące każdą torbę w poszukiwaniu tabletek. Przede mną stał Anze we flanelowej koszuli i ciemnych, jeansowych spodniach. Wyglądał normalnie. Zwyczajnie. Jakby wrócił z dobrej zabawy. Jakby zapomniał o swoich słowach sprzed kilku godzin.

- Gregor powiedział mi, że...

- Okłamałeś mnie.

Nie powinnam w takim stanie niczego mówić. Nie powinnam rozmawiać z Semenicem, gdy mój umysł nie funkcjonował jasno. Może pragnęłam po prostu porozmawiać z kimś, kto wysłuchał by mnie aż do samego końca i nie pytał, ale w obecnym momencie nawet na to nie było mnie stać. Podczas dzisiejszego wieczoru stałam się abstrakcją pojęcia "normalność".

- Chciałem ci to wytłumaczyć. - Przytul mnie. Nic nie mów. - To... przeze mnie?

Tak. Nie wiem. Nie.

- Skąd masz te tabletki, przecież to...

- Wiem co to jest.

Od siedmiu lat nie sięgałam po żadną tabletkę typu "zażyj, a cały świat uśmiechnie się do ciebie". Nikt nie miał prawa o tym wiedzieć. Nawet Anze. Jego głos burzył we mnie kolejny mur, pod którym stałam. Chciałam tylko, żeby wyszedł i pozwolił nam obu na spokój. Nie miał jeszcze pojęcia o informacji, mającej zamiar zniszczyć ducha rywalizacji.

- Gabi.

Po raz kolejny ten głos. Zaczynałam mieć dość. Nie dziś, nie tu, nie teraz. W konwersacji między mną a blondynem nie znajdowałam najmniejszego sensu. Potrzebowałam mentalnego skupienia na zawodnikach, jutrzejszym dniu i telefonu od Andreasa Feldera, który kazał nam się wstawić na jutrzejsze zebranie. Chciałam momentalnie przywrócić siebie do pionu i zacząć myśleć nad kolejnym dniem, wiedzieć co i jak. Tymczasem ja i Semenic wpatrywaliśmy się w siebie, nie wiedząc co powiedzieć. Co zrobić.

- Powinniśmy jutro porozmawiać. Przemyśleć wszystko - odparłam, nie siląc się na słuchanie jego pseudo-psychologicznego bełkotu.

Wydawać by się mogło, że nastąpiła cisza. On odejdzie. Ja zacznę spacerować po pokoju i obgryzać paznokcie, a wszystko powróci do normy. Jutro znajdę dobrą wymówkę, a zarazem siłę, żeby zmusić się do zapytania go, gdzie był. I pewnie wybaczę. Wrócimy do normalnych relacji i spotkamy się po konkursie na Heini-Klopfer-Schanze. Jednakże, jego donośny głos zmienił każdą zaplanowaną przeze mnie sytuację. Nie widziałam go nigdy w takim stanie.

- Gabrielle, jeśli zaraz mi nie powiesz, dlaczego zażywasz to świństwo, możesz pomarzyć o moim odejściu. Myślałem, że wszystko jest w porządku, pisałaś, że...

Cisza. Niezaspokojona, napiętnowana emocjami cisza.

- Gabrielle.

- Idź stąd.

Tylko na tyle było mnie stać. Zwykłe, bezsilne "Idź stąd". Brzmiało bardziej jak prośba niż takowy rozkaz. Jak gdybym nie potrafiła sobie dłużej poradzić.  I gdyby chwilę później jego silne dłonie nie chwyciły moich ramion, ja po raz kolejny dzisiejszej nocy nie przełknęłabym guli w gardle. Nie potrafiłabym wpatrywać się w jego oczy, bo szczerość, która z nich biła, przebijałaby mnie na wskroś. Kłamanie przy nim wydawało się jak obłędny grzech, a w zasadzie coś, czego zabrakło mi, gdy przebywałam w towarzystwie chłopaka. Znów widziałam wewnątrz siebie odbicie małego, bezbronnego dziecka.

***

- Kylie Maier.

Oczywiście, każdy wręcz marzył, żeby usłyszeć historię kobiety, która przybyła znikąd. Ot tak, tuż po śmierci jednego ze sportowców, miała zająć miejsce kogoś doświadczonego, kto pracował w drużynie od lat.

Jak gdybyś nie była dokładnie taka sama. Jeszcze niedawno zbyt wystraszona, żeby się odezwać.

Nie mieliśmy na to czasu. Zebranie miało dotyczyć taktyki, a nie przedstawiania nowej członkini zespołu. Felder nie rzuciłby się na coś tak porywczego po wczorajszym zajściu, tym bardziej, że sportowcy potrzebowali pełnego skupienia. Oni jednak wpatrywali się w jej szczupłą, ale za to krągłą sylwetkę, niczym zahipnotyzowani.

- Z racji wczorajszego... wypadku - zaczął pełen powagi mężczyzna. - Zrozumiem, jeśli będziecie potrzebować dziś więcej czasu związanego z przemyśleniami dotyczącymi konkursu. Oczywiście, przydarzyła się tragedia, ale zawody tak jak zawsze, odbywają się. Mam nadzieję, że pomimo nieoczekiwanej sytuacji, dacie z siebie wszystko i wykorzystacie szansę udziału, ponieważ Turniej Czterech Skoczni sprawdza przede wszystkim waszą wytrzymałość. Przygotowywaliśmy się  długi czas właśnie do niego, więc uważam, że żal byłoby pominąć Oberstdorf. Rozważcie to. Co do drugiej sprawy...

Drugi przypadek niósł za sobą konsekwencje. Wysoka, o śniadej cerze kobieta, miała jakby nieobecny wzrok. Wpatrywała się w każdego z mężczyzn, ale mnie nie zaszczyciła swoim spojrzeniem. Jej oczy wydawały się stosunkowo duże do twarzy, tak jak i bordowe, wymalowane szminką usta, ale nie zamierzałam jeszcze jej oceniać. Ograniczyłam swoje poglądy do reakcji mężczyzn. Stefan przynajmniej próbował udawać zainteresowanie nową osobą, natomiast Michael niekoniecznie. Jego spojrzenie skupiło się na właśnie na przyjacielu, co żadnemu z nich nie robiło większej różnicy. Przynajmniej nie teraz.

Manuel z nas wszystkich siedział najbliżej Kylie Maier, jakby liczył na coś więcej niż zwykłe słowa dotyczące tego, czym kobieta się zajmuje i za kogo ma robić w całej bandzie. Na przykład, profilaktyczne dowiedzenie się jaką bieliznę nosi.

Za to Gregor myślał. Po jego twarzy przelatywały cienie i spostrzeżenia, którymi się nie dzielił. Co jakiś czas zerkał w jej stronę, ale zaraz po tym, jakby podświadomie prychał. Wczorajszą maskę zasłoniła oschła twarz bez wyrazu, jakby zupełnie nie przejmował się niczym.

- Josef Bach złożył wczoraj wypowiedzenie. Kylie go zastąpi. Bywała na wielu stażach, więc posiada umiejętności i doświadczenie, które już wcześniej wykorzystywała. Zajmie się tak, jak on planem treningowym, spotkaniami i przede wszystkim kosztorysami.

Nowa menadżerka? Wspaniale.

Cóż, na pierwszym spotkaniu nie mówi się zazwyczaj zbyt wiele, ale ona postanowiła zmienić długoletnią tradycję i od razu przejść do rzeczy. W pewnym momencie sala konferencyjna, w której się znajdowaliśmy, jakby się zmniejszyła i odcięła dostęp do powietrza, a wszystko dlatego, że Maier grała. Nie zachowywała się niepewnie. Po prostu mówiła rzeczowo i na temat.

- Dostałam od trenera waszą rozpiskę dotyczącą godzin treningowych i całej organizacji, ale chciałabym, żebyście przyszli do mojego pokoju i porozmawiali indywidualnie. - Wymachiwała rękoma i długimi czerwonymi paznokciami, jakby zaraz miała komuś wydłubać oko. - Być może niektóre rzeczy trzeba zmienić, więc przyjrzymy się im bliżej - powiedziała, po czym podała numer swojego lokum.

Środki chyba naprawdę działały. Jedyny problem tkwił w tym, że zamiast zamartwiania się, moje ciśnienie zdążyło kilkakrotnie skoczyć. Zmarszczyłam tylko lekko brwi, jakby czegoś nie rozumiejąc. Po co Felder mnie tu wezwał? Ja i ona nie miałyśmy ze sobą nic wspólnego, nawet specjalizacje się różniły. Chciała ustalić godziny wizyt skoczków w moim gabinecie? A może czas przeznaczony na badania i ćwiczenia? Parsknęłam cicho z obłędem, a potem, gdy usłyszałam słowo, na które tak wielkopomnie czekałam, wreszcie ruszyłam w stronę wyjścia.

***

- Czemu kłamałeś?

Środki powinny zacząć działać. Znów czułam, jak robi mi się gorąco, a nasza dwójka wyczerpuje zapasy powietrza. Jak nam obu udziela się ta sucha atmosfera. Siedzieliśmy naprzeciw siebie, nie patrząc sobie w oczy. Podłoga była nam świadkiem.. Przerywała tylko cisza wzmocniona muzyką, płynącą z zewnątrz i od czasu do czasu nasze przyciszone głosy.

- Nie kłamałem. Mój telefon się rozładował, zgubiłem ładowarkę podczas lotu i nie miałem jak cię poinformować - westchnął. - Ja... naprawdę jest mi przykro z tego powodu. Gabi, proszę, popatrz na mnie.

***

- Gabi, proszę spójrz na mnie. Nie potrafię... ja...

Cisza między nami. Łzy. Brak odzewu. Czy właśnie tak to miało się zakończyć? Wymianą bezsensownego tłumaczenia? Przerzucaniem winy?

- Nie potrafisz się zmienić, tak Gregor - rzuciłam zduszonym głosem. - Nie potrafisz przyznać się do tego, że czujesz się słaby. Ale wiesz co najbardziej mnie denerwuje? Nigdy nie powiesz, że ci zależy, bo to poniżej twojej godności - zaśmiałam się z żałością.

Jak ja go raniłam. Rzucałam jego zmarniałym sercem, jak zepsutą zabawką. Niszczyłam go, darłam niczym zużytą kartkę papieru. Znów płakałam, widząc jak siedzi na skórzanym hotelowym fotelu i wpatruje się w podłogę, nic nie mówiąc. Znów udaje i gra.

***

- Patrzę na ciebie i nie wiem co powiedzieć. Nie mogłeś zadzwonić z kogoś telefonu? Napisać z niego wiadomości?

Zacisnął wargi. Żałował. Był... inny. Zupełnie inny.

- Nie pomyślałem. Timi powiedział, że trener chciał z nami rozmawiać, a że był na otwarciu...

- Ale zniknąłeś z Danielem.

- Chciał, żebym mu opowiedział trochę o nowej kadrze - odparł. - Gabi, wiem jak to brzmi, ale musisz mi uwierzyć, że...

Że czasem pomimo głupich błędów będę gotowa mu wybaczyć. Bo Anze to nie On. Anze zawsze zachowywał się inaczej, postępował według moralnych zasad. To go różniło.

- Że jest ci przykro.

***

Dzień konkursu.

Wszystko wydawało się być w normie. Warunki pogodowe nie przeszkadzały w rozegraniu zawodów, do których pozostało pół godziny. Odbywała się seria próbna, której od dłuższego czasu się przyglądałam, zwracając szczególną uwagę na Austriaków, którzy nie radzili sobie źle. Lądowanie wyglądało naprawdę dobrze, patrząc na to, jak bardzo je ćwiczyli w ostatnim czasie. Kiedy wylądował Michael, uśmiechnęłam się pod nosem. Coraz lepiej.

- Gabrielle, powinnyśmy potem porozmawiać o Gregorze.

Ta durna baba nie zamierzała dać mi spokoju, prawda? Oczywiście, że nie. Kylie Maier, sama potrafię ustalić godziny spotkania, dziękuję.

- To znaczy? - Zmarszczyłam brwi, finalnie spoglądając na jej pełny makijaż, przez który aż dostawałam kompleksów.

- Wszystko ci wytłumaczę - odpowiedziała z lekkim, aczkolwiek sztucznym uśmiechem. - Dziś wieczorem w moim pokoju? Co by nie było, obie jesteśmy jedynymi z młodszych kobiet w sztabie, więc przyda się nam trochę... luzu.

Prawie, ale to prawie spowodowała mój śmiech. Te jej dowcipy wcale nie były zabawne, a ja nie zamierzałam z nią rozmawiać.

- Jasne - odpowiedziałam bezpłciowo, mając nadzieję, że czarna mamba pójdzie szukać swojej ofiary, gdzie indziej.

Lecz, otóż, co za niespodzianka - została, a na dodatek, gdy widziała jednego z naszych rodaków, cały czas zapisywała coś w drobnym notesie, jakby myślała, że przez to ich rozgryzie.

- Gabrielle, biegnij do Gregora, już!

Głos trenera mnie ocucił z każdej wewnętrznej obelgi, która trafiała w stronę Maier. Schlierenzauer znowu coś zrobił. 

***

Yyy, także bez żadnych śmierci, nudno, co nie

Ale spokojnie, może w następnym rozdziale jakaś będzie hehehehehe.

Tak btw, co sądzicie o Kylie?  I mean, lubicie ją czy też myślicie, że to taki toxic człowiek jak czarna mamba? 

Dobra, MOŻECIE PISAĆ TEORIE SPISKOWE, UWIELBIAM JE CZYTAĆ, A JA ZNIKAM BRANOCKA

Zoessxxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro