Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Without Me


- Uważasz, że to w porządku? - zapytałam, gdy tylko drzwi się za nami zamknęły.

Nie potrafiłam dłużej wpatrywać się w mężczyznę, który nawet nie zaszczycił mnie swoim bezmyślnym spojrzeniem. Wolał wszystko ukrywać i sam się zmagać z poczuciem winy, które wyniszczało nie tylko jego - nas. Nie miałam pojęcia, czy jeszcze istnieliśmy albo czy mieliśmy szansę, żeby powiedzieć o sobie "my". Głos ucichł.

- Anze - powiedziałam po raz kolejny.

Zbyt błagalnie. Słowa brzmiały jak cicha prośba, która pod wpływem jego wzroku pękała na drobne kawałeczki. Tak, byłam rozczarowana. Tak, nie miałam pojęcia co działo się z mężczyzną, który rzekomo mnie kochał. Za którego mogłabym wskoczyć w ogień i rozpętać huragan, byle tylko go uratować. Rozpadaliśmy się na drobne kawałeczki.

- Zaufaj mi - powiedział cicho, wlepiając spojrzenie w dywan, który ciągnął się aż do windy.

Aż do miejsca, gdzie zamierzaliśmy się rozejść. Pokręciłam głową z niejasnym wyrazem, do którego nie docierała żadna reakcja. Zupełne zero. Pustka.

- Czy ty siebie słyszysz?

Zebrała się we mnie dziwna odwaga, która w tej chwili tylko dodawała adrenaliny w żyłach i gorąca we krwi. Myśląc logicznie, nie powiedziałabym wielu słów. Nie wykrzyczałabym przecież, że mam już dość tego, co dzieje się między nami. Nie wmawiałabym sobie i jemu, że to nienormalne, a potem nie dodałabym, że nasze poznanie musiało być błędem. Nie uniosłabym się aż tak.

Jego spojrzenie zmarniało, a potem znów złagodniało. Dopiero teraz zauważyłam bladą twarz pełną wątpliwości i drżące wargi, które nie miały w sobie odwagi, żeby cokolwiek wypowiedzieć. Tym samym stałam się ja. Największa fala zamierzała dopiero przyjść i zmieść nas z powierzchni, żeby potem nastąpiło katharsis.

- Czyli to koniec.

Słowa z jego ust, te słowa, brzmiały aż nienaturalnie. Ton w jakim to mówił wcale nie wydawał się lepszy. Możliwe, że dopiero teraz zauważyłam, jak tworzy się między nami niewidzialna granica, która łamie nasze serca pod wpływem emocji. Pod całą rychłą odpowiedzialnością, na jaką zostaliśmy skazani. W zupełnie innych okolicznościach wszystko wyglądało by inaczej. Nie sprawowałabym pieczy nad Austriakami. Gregor i ja nie widywalibyśmy się tak często. Anze nie dałby mi powodów do wątpliwości.

Nie potrafiłam nawet odpowiedzieć na zadane stwierdzenie. Nie chciałam kiwać głową ani też przeczyć. Popełniałam błąd za błędem i brnęłam w zaparte. Niszczyłam kontakt za kontaktem.

Anze odszedł, zaciskając usta w wąską kreskę, jak gdyby silnie walczył, żeby się nie rozpłakać, a przecież z dwojga nas to on zawsze wypatrywał dobrych stron. Z dwojga nas to on zawsze bardziej kochał, nie okazując tego.

A dziś go zniszczyłaś. Dziś granica zatarła się z rzeczywistością. Wszystkie zabójstwa - Kobayashiego, Tande, Krafta i Laniska was zniszczyły. Zadały wątpliwości.

Stanął.

- Zawsze, wiele ludzi miało do mnie różne wątpliwości, Gabi - wydusił. - Ocenianie podchodziło pod ludzką naturę, pamiętasz?

Kolejny kawałek muru, który kiedyś zbudowaliśmy, runął w dół. Zniszczył się, upadając na metalową posadzkę.

- Ale ty nigdy nie byłaś jak oni. Nigdy nie dałaś mi powodów do zwątpienia.

Mój oddech znów drżał. Jak wiele mężczyzna żądał? Jak wiele nie byłam mu w stanie zaoferować? Pewność uleciała tak szybko, jak tylko się pojawiła. Bezsilność raz po raz się odnawiała. A ja zdążyłam się zorientować, że nie mam przy sobie już nikogo. I tym razem nie umiałam sobie z tym poradzić.

- "Będę cię kochać bez względu na wątpliwości jakim mnie poddasz", to też pamiętasz, prawda?

Ilość powietrza jakby gwałtownie się skurczyła. Temperatura spadła w dół. Mnie opanowały ciarki. Nawet jeśli kazałabym mu przestać, on wiedziałby jak mnie zniszczyć. Jak łatwo dobić słowami, przecinającymi każdy ułamek mojego umysłu.

- Więc mam nadzieję, że będziesz o tym pamiętać, gdy już pójdziesz do Schlierenzauera i zobaczysz co robi i jak się tobą zabawi.

A potem odszedł, zostawiając mnie ze słonymi, cieknącymi łzami po policzkach. Niszcząc wszystko, co do tej pory stanowiliśmy. Wszystko, co miało wyglądać zupełnie inaczej.

***

Gregor

Materac wbijał się w moje ciało, które w dalszym ciągu obracało się z boku na bok. Z jednej pozycji na drugą. Z szoku do wstrząsu. Z bezsenności w paranoję. Udawałem, że śpię, zamykałem oczy i nie otwierałem ich aż nie zobaczyłem pierwszej poświaty delikatnych promieni słonecznych, padających prosto na moją twarz. Nie potrafiłem nawet opisać, jak cholernie źle się czułem, gdy dotarł do mnie fakt, co właśnie się wydarzyło. Nie umiałem wytłumaczyć ostatnich dwudziestu czterech godzin, a co dopiero siniaka na twarzy. Może kluczem pozostawał fakt, że nawet nie spróbowałem? Lub też nie chciałem.

- To już czwarty - wymamrotał Manuel z zamkniętymi oczami.

Nie odpowiedziałem. Paczka leżała na wierzchu, a kolorowa zapalniczka tuż obok. W gardle czułem tylko oddziałującą na moje ciało suchość i posmak ostatniego papierosa zmieszanego z miętową pastą do mycia zębów. Przecież to był tylko odruch, którego nie potrafiłem powstrzymać. Od kilku godzin korciło mnie, żeby coś ze sobą zrobić - wstać, pobiegać, iść do Gabrielle, porozmawiać z trenerem, psychologiem, skakać. Po prostu skakać. Nie myśleć.

- Pamiętasz co kiedyś robiliśmy, żeby o wszystkim zapomnieć?

Jego głos burzył moją świadomość. W głowie pozostał natłok myśli i silny ból w skroniach.

***

Alkohol lał się litrami, pot zmieszany z zapachem perfum dało się wyczuć z daleka, a kobiety w kusych sukienkach tylko dodawały uroku temu miejscu. Potrzebowaliśmy rozrywki, a ta znajdowała się kilkanaście metrów od miejsca naszego zameldowania.

Fettner i ja po raz kolejny wymykaliśmy się z hotelu, będąc zupełnie zdrowo na umyśle świadomymi błędów, jakie mieliśmy zamiar popełnić. Zaprzestaliśmy wypytywać każdego członka Letniego Obozu z osobna, czy również ma ochotę wyjść na miasto - to znaczy do klubu, gdy usłyszeliśmy z ust Hayboecka i Krafta, że wolą wypocząć przed kolejnym dniem niż bawić się do późna na sali klubowej. Utwierdziliśmy się w przekonaniu, że nasza kadra i zabawa nie powinny się znaleźć w jednym zdaniu. Znów byliśmy zdani na siebie.

Muzyka huczała w moich uszach, bezmyślnie mnie otumaniając i sprawiając, że traciłem nad sobą całą kontrolę i samodyscyplinę.

- Wiesz, że obok jest klub dla gejów? - zapytał Manuel, opierając się o tył krzesła.

Uniosłem tylko znacząco brwi, spodziewając się jakiejkolwiek reakcji z jego strony. Wszystko sprowadzało się do tego, że Fettnera nie interesowała moja opinia. Chciał tylko przekazać informację.

- Kraft i Hayboeck, halo? Może wtedy przyszliby z nami?

Lub po prostu doskwierał mu brak towarzystwa. Nie wiedział co ze sobą robić, nawet, gdy podeszły do nas dwie kobiety, przedstawiając się jako Kylie i Claudia.

- Możesz tam iść - powiedziałem, wzruszając ramionami, a jednocześnie czując, że to będzie kolejna noc, której nie prześpię. - Ja... mam inne rzeczy do roboty.

Maska z trzaskiem upadła na podłogę, zmieniając w kolejną i tylko tworząc pozory relaksu. Fettner też udawał, że się śmieje i uśmiecha. Pragnienie zabawy wydawało się za silne, a jednocześnie zbyt trudne do zrealizowania. Najlepsze czasy były już za nami - teraz pozostała tradycja, którą kontynuowaliśmy. Od ciemnej nocy, aż do białego rana.

- Powodzenia - stwierdziłem, uśmiechając się krzywo, a potem odszedłem.

Kylie.

To imię utkwiło w mojej głowie, gdy prowadziła mnie do jednego z wolnych pokoi, hipnotyzując zwykłym spojrzeniem i czerwonymi ustami. Utkwiło wtedy, gdy nasze wargi pierwszy raz się spotkały, a jej ciemna sukienka spadła na podłogę. Utkwiło na zawsze, tylko po to, żebym mógł je przypomnieć.

If there is no distance, ain't no hearts in that,

And if you like what we doin' why don't we give in for the night.

Whoa tonight, tonight we could be more than friends

***

- Tęsknisz za tym? - wypaliłem.

Mroźne powietrze zaczęło wdzierać się do środka. Manuel tylko prychnął, szczelniej otulając się kołdrą. W dalszym ciągu zbyt długo zastanawiał się nad czymś, na co było już za późno. A ja wpatrywałem się w niego, wypuszczając dym papierosowy prosto w stronę lasu i udając, że wcale nie drżę na widok sosnowych drzew i silnego powiewu wiatru. Po prostu starając się to jakoś poukładać.

- Nawet nie wiesz jak bardzo - mruknął. - Może ja i Stefan nie zawsze się lubiliśmy, ale...

Ten temat znów powracał. Może chodziło o to, że nie potrafiliśmy sobie poradzić, bo bez Krafta było inaczej? Niby to on zawsze dostawał rolę lidera, ale nikt z nas tego nie odczuwał. Mężczyzna nie przypominał ani trochę mnie z czasów, gdy wygrywałem, śmiejąc się innym w twarz. Stefan był inny, zawsze gratulował swoim największym rywalom, a to... to bolało. Znacznie trudniej było się nam pogodzić ze stratą, gdy świadomość nakłaniała do myślenia: "On mógł osiągnąć znacznie więcej niż ty. Układał przyszłość, wszystko składało się w jednolitą całość, a potem... zmarł". Zacisnąłem wargi, chwilę później zaczynając głośno kaszleć.

Destrukcja nadchodziła tak nagle i nikt się jej nie spodziewał. Ani ja, ani on. Tym bardziej Michael.

- Powinniśmy coś zrobić? - zapytał nagle. - Hayboeck jest sam. Nawet nie wiemy czy odbędzie się konkurs, to nienormalne - sarknął. - Może mają zamiar wybić całą pięćdziesiątkę skoczków i czekać aż przyjdzie nowa reprezentacja?

Wyrzuciłem papierosa prosto przed siebie. Prosto w stronę miejsca, gdzie biegł Semenic. Mężczyzna ubrany w jedynie cienką bluzkę i dresy, zmierzał w stronę lasu, nie zwracając uwagi na przelatujący obok niego zresztą i tak wypalony odłamek papierosa. Na jego twarzy malowało się czyste zdenerwowanie, ale nie skomentowałem tego. Patrzyłem, jak zwiększa odległość od hotelu, uciekając, właściwie przed wszystkim.

- To ta ciota cię pobiła? - zapytał brunet, teraz stojąc tuż obok.

Nie odezwałem się.

Zasłużyłeś.

***

Konkurs przeniesiono na godzinę osiemnastą. Paranoja. Dokładnie pięć godzin przed, odbyło się zebranie, podczas którego mieliśmy się dowiedzieć "co dalej" i czy samo "dalej" ma szansę nastąpić. Do sali schodziły się osoba po osobie, ale nie znalazłem ani Michaela, ani też Gabrielle. Przez moment jeszcze wierzyłem, że właśnie ona się pojawi. Miałem głupią, płonną nadzieję, że to jej jeszcze nie zniszczyło. Zbyt wygórowaną. Właściwie, każdy ze sztabu zajął swoje miejsce i czekał. Czekał aż przyjdzie Andreas Felder, a obok niego pojawi się Kylie Maier i razem ogłoszą co robić.

Nie zauważyłem osoby, która nie byłaby ubrana na czarno. Wszyscy ze spuszczonymi głowami wchodzili do środka, a potem mamrotali coś pod nosem, próbując się nie wyróżnić. A mnie ta atmosfera jeszcze bardziej wyniszczała.

- Do wszystkich zapewne dotarła już ta informacja - powiedział mężczyzna.

Jego spokojny ton aż zadziwiał. Nie potrafiłbym powiedzieć niczego, co byłoby w stanie uspokoić całą kadrę, a tym bardziej dziennikarzy. Ale to nie nie do mnie należała ta robota. To on i Maier mieli się tym zająć.

- Stefan był jednym z najlepszych skoczków i dumnie reprezentował nasz kraj. Zginął niezasłużenie. Pogrzeb odbędzie się w Bischofshofen, jednak jego rodzina chciała, aby był prywatny. Mam nadzieję, że to zrozumiecie.

Mówił jeszcze przez parę minut. Wspominał o tym, mężczyzna zapewne nie chciałby, żeby każdy z nas się załamywał, i że zdaje sobie sprawę z tych niefortunnych wydarzeń, ale nie ma pojęcia co robić dalej. Że zwyczajnie musimy walczyć. A ja słuchając tych bredni, powstrzymywałem się od powiedzenia czegoś więcej niż "mhm". Zagryzałem zębami język, a potem dusiłem w sobie ból.

- Musimy ustalić plan - odparła Kylie. - Zdaję sobie sprawę, że to dla każdego straszna sytuacja, ale wszystko co możemy zrobić, to modlić się, aby było lepiej.

Jej wzrok skierował się właśnie w moją stronę. Nigdy nie unikałem spojrzeń ze strony kobiet. Nigdy nie miałem powodu, żeby właśnie tak postąpić. Dlatego właśnie dziś poczułem, że jest gorzej niż kiedykolwiek. Że właśnie przestaję sobie dawać radę.

- Konferencja prasowa odbędzie się w Innsbrucku, ale chciałabym być pewna tego, co powiecie. Zacznie się od Gregora, a potem każdemu z was wyślę wiadomość tekstową. To będą trudne dni - przyznała. - Nie mniej, jesteście silną drużyną. Dacie sobie radę.

Mówiła to z niezwykłą łatwością. Nie posiadała żadnego doświadczenia, nawet nie udawała, że nie jest jej szczególnie przykro. Ale czy mogłem się jej dziwić? Nie znała Stefana Krafta. Zakazano jej mówić o rzeczach związanych z zabójstwami, a jedynie próbować podnieść na duchu, co nie posiadało już żadnego, logicznego sensu. Sprawy toczyły się dalej. Minęła godzina, a my wciąż siedzieliśmy na sali. Mówiliśmy o tym, który nie powinien umrzeć. Kiedy Felder wstał i kazał nam się szykować na skocznię, temat został zamknięty. Ten rozdział nie miał szczęśliwego zakończenia.

***

- Będę czekać w pokoju - powiedziała cicho, gdy tylko mnie minęła.

Nie byłeś już tym Gregorem, który zwyczajnie wziąłby to, co każda chciała mu dać. Zbyt wiele straciłeś.

Zbyt długo wpatrywałem się w jej niebieskie oczy, które teraz przypominały wzburzone fale i bladą twarz o zbyt ostrych konturach. Zbyt długo traktowałem ją jak kogoś, kogo nie znałem. Zbyt długo udawaliśmy, a głęboki oddech nie wystarczył.

- Nie, Kylie. - Pokręciłem głową, teraz siląc się na oddanie spojrzenia. - To... to nie powinno tak wyglądać.

***

Call me Polsat. Kolejny rozdział pewnie pojawi się weekend, zobaczymy jak będzie, ale: jeszcze jakieś teorie? Jeśli myślicie, że to koniec przesłuchań, to: nie, nie macie racji. 

Ale z zabójstwami na razie koniec.

Trzeba uspokoić nastroje. W dalszym ciągu życzę miłego wieczoru!! x

Zoessxxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro