Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Death of a Hero


Zostało dwadzieścia sześć minut

Biegliśmy. Gnałam po zmrożonym śniegu, krzycząc cokolwiek. Nie miałam pojęcia kogo szukać, ponieważ ludzie tak naprawdę wychodzili i wchodzili do sali - znikali. Niektórzy szli spać przed północą, a jeszcze inni postanowili spędzić Sylwestra na mieście. Przełknęłam ślinę, czując jak zimno już mi nie doskwiera. Adrenalina buzowała w moich żyłach, pozbawiając niemal całkowicie zdrowego myślenia.

- Ten las ciągnie się w nieskończoność, Gabi - powiedział Gregor, wypuszczając z siebie powietrze.

Anze biegł tuż przy nas. Nie odzywał się od początku drogi, gdy tylko nie odpowiedziałam na jego pytanie i postanowiłam szukać kogoś, kto w zasadzie mógł nie istnieć, a zabójca postanowił się zgrywać.

***

- Spróbujcie się odezwać. Spróbujcie uciec. Spróbujcie wykonać jakikolwiek ruch, a stołki, na których stoicie, przewrócą się. Wasze życie zakończy się tak szybko jak zaczęło. Lub tak, jak wasza banalna miłość. - Śmiech.

Wszystko pełne pogardy. Nawet teraz ich spojrzenia patrzyły z pogardą. Powinny błagać o przeżycie. Powinny prosić. Ten wielki Mistrz Świata stał się malutki, a jego blondwłosa miłość, o której rzekomo nikt nie wiedział, naprędce obmyślała plan działania, żeby tylko uratować to "latające cudo". Zabawne. A wszystko po to, by odnieść klęskę.

- Teraz jesteście aktorami.

***

- Dwóch najlepszych przyjaciół, którzy dziś tracą wszystko... dwóch przyjaciół, których tylko góra dzieli od śmierci. Tak właśnie działają skoki narciarskie. Szkoda tylko, że musieliście wyeliminować gorszych, żeby przekonać się o waszym wielkim uczuciu. Teraz odpowiedzcie sobie na pytanie.

Stary samochód na stromej górze. Mnóstwo śniegu i zapalony silnik. Dwóch przywiązanych do siedzenia mężczyzn. I pomrukiwanie. Próba wymyślenia czegoś lepszego niż "znajdźmy nóż". A potem auto powoli jadące do przodu, prawie staczające się w przepaść.

- Czy było warto?

***

Zostało dwadzieścia minut.

- Przecież oni mogą być wszędzie - wydusiłam z siebie, gdy moje nogi nie wytrzymały.

Nie miałam pojęcia co robić. Jak w dwadzieścia minut znaleźć kilka osób w lesie, w którym równie dobrze mógł czaić się morderca? To brzmiało jak koszmar na jawie właśnie zmieniający się w wyścig z czasem.

I Gregor, i Anze nie spoglądali na siebie. Udawali skupionych, choć ich krew prawdopodobnie wrzała. Nie mieli pojęcia co i jak dalej.

- Andreas, Kamil i Peter szukają dwóch innych osób po drugiej stronie. Reszta zajmuje się ośrodkiem i skocznią - odparł Semenic. - Jeśli ich nie znajdziemy to będzie znaczyć, że ktoś ich znalazł.

- Lub że umarli - mruknął Schlierenzauer, włączając mocniejsze światło latarki.

Zaczynało wiać, a pogoda znów się zmieniała. Śnieg sypał mocniej niż poprzednio, co nie pomagało.

Bomba miała lada chwila wybuchnąć, a my nie natknęliśmy się na nic.

***

Zostało dwanaście minut.

Telefon właśnie się rozładował. Zasięg padł. Szlag mnie trafił. Nikt się już nie odzywał, wystarczyło, że marzliśmy od szpiku aż do kości. Traciliśmy nadzieję. Mogło się jedynie wydawać, że od czasu słyszymy jakieś głosy, które okazywały się zwierzętami czy szumem drzew i stąpaniu po grząskim śniegu.

- Gabrielle, to może być ktoś z naszej kadry - stwierdził wreszcie Gregor. - Jeśli okaże się, że ich straciliśmy, to...

Mój oddech stał się płytszy. Znów miał rację. Pokręciłam głową, idąc dalej, wytężając swój wzrok najlepiej jak umiałam. Wciąż próbując.

- Łał, faktycznie pomagasz - odpowiedział ironicznie Anze.

W moim spojrzeniu dominowała bezsilność, którą kierowałam właśnie w jego stronę. To nie był czas na kłótnię. To nie był czas na myślenie o oświadczynach. To nie był czas na grę na uczuciach. Udawał rozgoryczenie? 

- Tak jak ty, gdy nigdy cię nie było - odparł chłodno, kierując się prosto. - Lub kiedy ud...

- Gre... - zaczęłam, czując jak każda z emocji właśnie kumuluje się z innymi.

Jedyna, a jednocześnie najgorsza z możliwych opcji.

- Co ty w ogóle wiesz? - zaśmiał się pogardliwie. - Udajesz kogoś wielkiego, a tak naprawdę jesteś zwykłym kutasem.

Stanęłam w miejscu. Nikt nie potrafił odczytać po Gregorze czy gotuje się w środku, czy też przyjmuje wszystko ze spokojem, a słowa spływają po nim, jak po rynnie. On wiedział, gdy moje serce biło szybciej, czy kiedy wariowałam z nerwów. Wiedział, że w obecnej chwili kłótnia jest najmniej ważnym czynnikiem, a Semenicowi odpłaci się, kiedy tylko znajdziemy te dwie osoby. A ja będę mogła powiedzieć: nie mam już sił.

***

Zostało pięć minut.

Tylko telefon Schlierenzauera pozostał przy życiu. Znów panowała absolutna cisza, a mi kończyły się pomysły. Przeszliśmy połowę lasu. Szukaliśmy czegokolwiek, jakiegoś szczególnego drzewa. Na bieg nie było już sił. W ustach czułam żar, a na ciele rozlewające się zimno, które za każdym poruszeniem mnie dotykało. Każde drzewo wydawało się takie samo. Każda gałąź była okryta śniegiem. Wszystko... wszystko... lina. Lina i dwie majaczące postacie. Cztery minuty.

Znów próbowałam biec, choć traciłam oddech, krztusiłam się ostrym powietrzem i ciągle pociłam, a jednocześnie umierałam z zimna. Śnieg delikatnie okrywał ich blade sylwetki, które teraz w mroku jeszcze bardziej przypominały wisielce. Tylko nie to. Niech oni...

Gregor biegł szybciej ode mnie. Widziałam jak świecą mu się oczy, gdy spoglądał na zdających się być coraz bliżej mężczyzn. Wtedy wreszcie usłyszałam cichy szloch, który rozpościerał się po całym lesie - świeży. Cichy. Michael płakał.

To Schlierenzauer uwolnił go z liny na szyi. To Schlierenzauer pomógł mu utrzymać równowagę na śniegu. To Schlierenzauer pozwolił mu ostatni raz przytulić się do Stefana, który nie dał rady. Nie wytrzymał trzydziestu minut, stojąc na palcach. To Schlierenzauer po raz pierwszy pozwolił sobie na łzy, gdy widział swojego przyjaciela martwego.

- Był najsilniejszą osobą, jaką... - wydusił z siebie blady blondyn, nie potrafiąc dalej mówić.

Nie chciał puścić drobnej sylwetki Stefana. Ściskał ją, jak gdyby ta była jego "zawsze". Jego oparciem. Ciało robiło się coraz zimniejsze, ale jemu to nie przeszkadzało. Łza za łzą, słowo za słowem, szloch za szloch leciały jedno za drugim. To nie przeszkadzało Hayboeckowi w klęczeniu na ziemi i trzymaniu bezwładnej sylwetki drobnego mężczyzny. Nie przeszkadzało mu w cichym mówieniu: "kocham cię" i ponownym płaczu.

O tym także Gregor wiedział.

***

Gregor

Michael nie chciał rozmawiać. Nie chciał też iść. Nie chciał zostawiać Krafta w rękach karetki, która nic już nie mogła zrobić.

"Nie chcę oddychać, wiesz?" - zaśmiał się ze łzami w oczach, po czym zamknął się w pokoju.

A ja znów słyszałem, jak cicho płacze. Jak nie chce nic powiedzieć i krzyczeć, że ktoś kogo kochał, odszedł. Jak stary "Michi", którego wszyscy uwielbiali, odszedł. Gdzieś zniknął. Zrozumiałem to. Stałem bezczynnie na korytarzu, nie wiedząc co robić. Myśląc. A może i nie.

"Powiedz Gabi, że Stefanowi chodziło o Laniska" - tak brzmiały ostatnie słowa Stefana.

Gabi. Kolejna osoba, którą przestałem w tamtym momencie obchodzić. Osoba, która trzeci raz zobaczyła śmierć inną niż wszystkie.

- Powiedz Gabrielle, że...

Semenic przechodził tuż obok. To on mógł powiedzieć jej o wszystkim i tym "dobrym przyjacielu". Ale wtedy nie było już tak, jak myślałem. Poczułem ból. Najpierw oko. Potem brzuch.

- Nienawidzę cię - powiedział cicho.

Jego czerwone oczy, teraz wpatrywały się we mnie z czystą odrazą.

- Kurwa, jak ja cię nienawidzę, Schlierenzauer - zaśmiał się z żałością. - Jesteś nikim. Jesteś dziwkarzem i niszczysz wszystko.

Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko. Żałowałem, że się nie opanowałem. Żałowałem, że miałem ochotę go wykończyć za każde słowo, które powiedział i za to, że czułem się słaby, bo jednocześnie nic nie zrobiłem. Bo nie potrafiłem utrzymać więcej emocji, które mną wtedy zawładnęły. A on w pewnym momencie błagał, żebym przestał.

Nie pamiętałem momentu, gdy ciężko wstał i poszedł. Kiedy obiecał, że wylecę z kadry tak szybko, jak tylko się da. Stałem tam i wpatrywałem się w swoje czerwone kostki u dłoni, widząc jak siniaki nabierają barw i czując, jak powoli bolą. A potem już wiedząc, że jestem słaby. Że jestem nikim.

***

Manuel nie odzywał się. Wpatrywał się ślepo w ścianę, ale nie mówił. Może tak, jak Michael, nie chciał. A ja czułem się jeszcze gorzej. Spóźniłem się. Szukaliśmy ich, żeby zobaczyć, jak kolejny z nas właśnie odchodzi. Na zawsze.

- My też możemy umrzeć - powiedział wreszcie, ochrypłym głosem, kręcąc prawie, że niewidocznie głową. - Po co dalej się oszukujemy, że to nic takiego? Stefana już nie ma.

Stefana nie ma. Stefana nie ma. Stefana nie ma.

- Nie wiem.

Czy mogłem odpowiedzieć inaczej? Czy mogłem powiedzieć Fettnerowi, że teraz już rozumiem? Byłem zmarnowany. Zmęczony.

- Znajdę go - mruknąłem pod nosem.

Nie potrafiłem spać. Znów wróciły do mnie dawne problemy, o których nie chciałem pamiętać. Które kiedyś  wymazałem, a potem pozwoliłem, żeby wróciły. 

***

- Nie wyśmiejesz mnie? - zapytała cicho, wpatrując się w drewniany sufit.

Pokręciłem głową. Byłem zbyt pijany, żeby to zrobić. Byłem zbyt żałosny, żeby w takim stanie wyśmiać kogoś lepszego ode mnie.

Naciągnęła kołdrę na gołe ramię, a potem znów oparła głowę o mój bok. Godzina nie stanowiła granicy. Czas nie grał dla nas wtedy roli.

- Wiesz, nie umiem zasnąć - zaśmiała się cicho, choć słyszałem jej zdenerwowanie w głosie. - Kiedyś zażywałam leki, ale potem przestałam. Nie potrafiłam tak dalej - powiedziała, a właściwie... wymamrotała.

Jej głos był cichy, lecz brzmiał jak delikatny szum wody. Już wtedy czułem, że to, co zaszło między nami, nie było przypadkiem. Ja i ona nigdy nie stanowiliśmy czegoś losowego. Skinąłem lekko głową, wdychając zapach jej szamponu do włosów.

- Więc nie siedzisz w tym sama - mruknąłem. - Dzisiaj możemy razem nie spać. Zawsze to lepiej niż spędzenie całej nocy na gapieniu się w sufit.

- Liczę barany - stwierdziła, wywracając niezauważalnie oczami.

- A ja udaję, że umiem zasnąć.

***

- Idź do Gabrielle - powiedział, wypalając resztkę papierosa. - Ja... pójdę do Michaela. Po prostu... nie daj się zwariować.

Trzecia osoba została zamordowana. Trzecia osoba już nie żyła. Trzecia osoba straciła życie dlatego, że nie zdążyłem jej uratować. Zamiast iść, stałem w miejscu. Nie potrafiłem zapukać do drzwi kobiety i powiedzieć jej, że jest naprawdę źle. Że jednymi z ostatnich słów Krafta, był Anze Lanisek, który jako jedyny znał sekret Austriaka.

Chciałem zapukać. Szykowałem się do zrobienia tego, ale wtedy przerwał mi kolejny krzyk dochodzący z pokoju oddalonego o parę metrów dalej.

A teraz jak się czujesz, gdy za każdym razem słyszysz kogoś płacz czy krzyk? Jak się czujesz, gdy widzisz przymknięte powieki twoich kolegów i przyjaciół? Jak się czujesz widząc bezsilność malującą się na twojej twarzy? Ona coś zmieni?

Po raz kolejny, mimo, że nogi odmawiały mi posłuszeństwa, chciałem się dowiedzieć, co znów miało miejsce. Kto posiadał tak gwałtowną reakcję i cholernie niski głos?

Reszta pokoi została otwarta. Wszyscy wpatrywali się w jedne drzwi - Domena i Petera Prevców. Z czego starszego brata nie było. Zamiast tego przybiegli mężczyźni w mundurach.

- Wróciłem do pokoju i od razu poszedłem się przewietrzyć na balkon, ale... ale... - mówił strasznie chaotycznie. - Tam, tam na dole - wyjąkał. - Leży ciało. Ja, ja nie wiem kto to jest, ale... ktoś musiał je wypchnąć, gdy mnie nie było - przełknął ślinę. - Nie wiem co robić, Pero mówił, że, gdy będę zadawał się z Laniskiem to może to doprowadzić do konsekwencji, ale... on tylko brał jakieś proszki - dodał o wiele bardziej zdenerwowany. - Boję się.

Boję się. Ty też się bałeś. Nawet teraz spoglądałeś na twarz Domena, który rozmawiał z policjantem ze strachem. Nie wiedziałeś co robić.

- Czy ktoś wiedział, że Anze Lanisek miał kontakt z takimi substancjami?

- Stefan Kraft - powiedział cicho, wypuszczając z siebie powietrze. - Ale przysięgam, nie mam pojęcia dlaczego. Ktoś chciał ich... wie pan.

Gdzieś w kadrze znajdowały się narkotyki.

- Powiedz mi jeszcze gdzie jest Anze Semenic i ta dwójka, którą znaleźli Andreas Wellinger z Kamilem Stochem.

***

Taki em... no. Rozdział. Powiem Wam szczerze, że najciężej mi się go pisało, aczkolwiek podoba mi się to, co miało tu miejsce. 

A teraz? Macie już jakichś typów na zabójców? (except me -_-----)

Dobranoc x

Zoessxxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro