92. Pierwsza Krew
Wikingowie i smoki czekali w napięciu, kiedy pierwsze statki wrogiej floty wpłynęły na wody Risa. Część gadzich, jak i ludzkich wojowników w cichej satysfakcji wyraziła aprobatę dla zniszczonych lub uszkodzonych statków przez sztorm. Lara, smoki i reszta Wikingów czekali na odpowiedni moment do ataku. Już wiedzieli, że ich siły są pod znakiem zapytania. Flota wroga zwiększyła się o kilkanaście okrętów Łupieżców. Czekali, jak statki ułożą się w linii. Napięcie rosło z każdym przepłyniętym metrem.
- Pierwsza faza! - ryknęła Lara. Lumi wystrzeliła pocisk. Nagle dwa ostatnie statki wroga zostały zaatakowane przez wodne smoki. Wodne gady szybko zatopiły statki. Wyszły przy tym praktycznie cało z desantu. Tylko kilka smoków zostało powierzchownie rannych. - Nie dajcie się. - szepnęła. Lara wzleciała do góry. - Luminosa. Nie wahaj się. - pochyliła się do w siodle i założyła pierwszą strzałę na łuk. Z góry ujrzała jak Łowcy Kości szykują bronie miotające - Katapulty! - wykrzyknęła. Kamienne smoki wyleciały zza piaskowych osłon i broniły pierwszej linii. Dzięki twardej skórze i kamiennemu apetytowi niszczyli albo zjadali pociski wrogów. Bardzo niewielka część kamieni trafiała na ląd. Tam, gdzie trafiły byli ranni, ale nikt nie zginął. Wikingowie nadal czekali na pierwsze statki uderzające o brzeg i ludzi z nich wychodzących - Lecimy! - Lara napięła łuk i puściła strzałę. Pierwszy wróg padł martwy do wody. - Teraz Lumi! - wykrzyknęła i smoczyca zaryczała - Ostrzał! - smoki kamienne strzelające pociskami na odległość zauważały poczynania Dziennej Furii i poszły jej ślady, wylatując z piaskowych osłon. Zostały tam tylko Szybkie Szpice i Wilki. Bork czekał aż pierwsza fala ostrzału smoków i wrogów zakończy się. Furia bez żalu i brutalnością zabijała wrogów. Lara nie szczędziła strzał. Obiecała sobie, że z jednego kołczanu pełnego dwudziestu pięciu strzał padnie dwudziestu pięciu wrogów. I tak było jedna starła jeden martwe ciało przeszyte grotem i drzewcem. Pierwsze wrogie stopy dotknęły piasku, w ten padły z unieruchomione przed Szpice i zabite przez Wilki. Zaczął się też gwałtowny ostrzał z kusz i sieci. Strzały zostawały w większości palone, a sieci plątały się, dzięki Koszmarom Ponocnikom, ale nie obyło się bez strat kilkunastu smoków, które uderzyły o ziemię albo trafiły do wody. Kolejny deszcz strzał został odparty, ale jeden z Łowców Kości objął za swój cel Luminosę. Wystrzał z kuszy ujrzał mały Gronkiel, który nie wahając się przyjął na siebie strzał. Do dziewczyn dotarło to wtedy, kiedy smok uderzył w nie, spychając je z linii toru bełtu. - Nie! - wykrzyknęła. Grot bełtu trafił feralnie w pustą niechronioną przestrzeń między zbroją a brzuchem. Bełt wbił się praktycznie cały w ciało. Gronkiel zaryczał z bólu i spadł na piach, po czym znieruchomiał. Smoczyca i Urta natychmiast zlokalizowały mordercę. - Nisko. - warknęła. Luminosa pojęła w mig o co chodzi. Złożyła skrzydła. Otworzyła je dopiero trzy metry przed wrogiem. Lara zeskoczyła z siodła i wylądowała centralnie naprzeciw niego. Łowca Kości nie zdążył nawet dobyć miecza, kiedy topór pozbawił go głowy. Lara wzięła ją za warkocz i szybko gwizdnęła. Lumi chwyciła ją w pasie. Urta wyjęła jedną strzałę i osadziła ją na łuku. Broń i nabój przełożyła do jednej dłoni, a w drugiej trzymała głowę, którą zaczęła kręcić, po czym wyrzuciła ją w powietrze. Sekundy minęły a strzała wbiła się w głowę, która padła u stóp, jak to się okazało Burke. Popatrzył się najpierw na nią, a potem na strzelca. Wiedział, że przegrali w momencie wpłynięcia w sztorm, ale nie mógł się wycofać. Wolał mordować ilu tylko da radę. Jedyne to mu pozostało. Viggo i Ryker skryli się w okręcie. Sam zaczął krzycząc rozkazy do zmasowanego ataku.
- Teraz! - wykrzyknął Łamacz Karków. Katapulty zaprzestały ostrzału. Ludzie w pośpiechu zmienili amunicje i nowy wynalazek. Lara tylko na to czekała. Dała sygnał Lumi, która wystrzeliła dwa pociski w niebo. Dwa wielkie pierścienie ognia rozeszły się. Sygnał do zmiany broni u wroga pozwoliło smokom latającym przy statkach na natychmiastowy odwrót, oprócz tego do walki włączyły się smoki i Wikingowie z plaży i placu w tym Bork i Malboro. Dzięki temu wrogowie mogli wejść w pełni na plażę, gdzie czekała na nich większa liczba wrogich smoków i Wilków. Ten sygnał miał jeszcze jedno zastosowanie. Mianowicie atak od tyłu. Dwie minuty później statki Korara, Erma i reszty wyłoniły się za skał zatoki. Na tę chwile Viggo i Ryker postanowili wyjść ze statków. Obaj pobledli na ten widok. Viggo znał tę strategię. Były to kleszcze. Zostali odcięci od ucieczki. Kompletnie się tego nie spodziewali. Ludzie Burke zakończyli zamianę broni miotającej na broń chemiczną. Viggo pierwszy raz poczuł strach. Sztorm uszkodził mocno trzy statki, które ledwie dopłynęły do celu. Odkrył zbyt późno, że strzały w kadłub były zwykłą dywersją, ale to był szczyt wszystkiego.
- Ten podły zdrajca zwiódł! - warknął Ryker i uchylił się przed strzałą wypuszczoną przez jednego z Wilków, odbijając go toporem.
- Nie. Oni wiedzieli o tym ataku. Ktoś im zdradził to wszystko albo od samego początku nasz szpieg został zdemaskowany. - Viggo miał racje w obu przypadkach. Nie tylko ich wrogowie wiedzieli o zdradzie, to jeszcze zdobyli sojusznika, który opowiedział im o wszystkim. W tej samej chwili w ich statek uderzył lawowy kamienny pocisk od strony Wilczego Wichru. Przebił kadłub i zniszczył jedną katapultę z pociskami zapalającymi. Mimo, że statek był okuty w metal smokoodporny zaczął nabierać pomału wody. Bracia zachwiali się, gdy statek przechylił się, ale utrzymali równowagę. Ryker złapał się balustrady. Jego oczom ukazała się rzeź na plaży. Smoki z klas tropiących międzyinnymi Zębacze przebijały kolcami z ogona przeciwników, a ich korony idealnie nadawały się do odbijania ostrych mieczy, toporów czy siekier. Wilki natomiast miały doskonałych kompanów do walk. Smoki odpierały silniejsze ataki, a wikingowie dobijali ich. Burke szedł na ląd. Gdy tylko to zrobił jego przeciwnicy, którzy zbliżyli się umierali. Szybko i skutecznie zaczął się przedzierać przez walczących, ale na jego drodze stanął jego nemezis. Ris Sprawiedliwy Okrutnik.
- Viggo nasi ludzie padają jak muchy! Smoki atakują ich bez żadnego oporu i blokady. Opaski nie działają! - brunet spojrzał na to i zobaczył jak w kotłowinie żywych, martwych ludzi i smoków padają w większości tylko jego sojusznicy. Smoki bronią swoich. Opaski mimo tego samego kolory nic się nie zdawały. Zerknął krótko na wodzów, którzy szykowali się do pojedynku albo pertraktacji. Zignorował ich.
- Kurwa mać. - zaklął - Wyrwał kuszę z rąk jakiegoś Łowcy, po czym zaczął strzelać, ale zaraz została mu wyrwana z dłoni, przez tyci pocisk Straszliwca. Nagle nad nim pojawiła się głowa Wrzeńca. Łowca odskoczył w ostatniej chwili przed wrzątkiem, ale parę kropel wrzątku dosięgło jego nogę. Na linii strzału było dwóch jego ludzi, którzy padli na ziemię w agonii krzyku i bólu. Kiedy gorąca woda z jadem dosłownie trawiła ich żywcem. Skóra odchodziła od kości, pojawiły się pęcherze, po czym krew trysnęła ze zdwojoną siłą, rozlewając się po pokładzie. Viggo spojrzał z niesmakiem na ten widok, chwytając jednocześnie miecz, by odciąć głowę smokowi, który rozpłynął się w morskiej toni. - Kurwa! - pobiegł na tyły i ujrzał, że nie ma żadnej szansy na odwrót. Jedyna szansa to się poddać. Odwrócił się i już miał krzyknąć do brata, by ten zaczął się wycofywać.
- Viggo! - odwrócił głowę i jego oczom ukazała się Urta. Z lekko zakrwawionym toporem i pustym kołczanem na strzały. Sama była umorusana krwią przeciwników. Zwłaszcza ucierpiała jej twarz, po której spływały krople potu, mieszając się kroplami zaschniętej krwi wrogów. Szczególnie krwawe ścieżki były widoczne na policzkach. Obraz jej twarzy przypominał i to bardzo krwawy płacz, ale oczy zdradzały jedno... chłodny mord i żądzę krwi. Mimo półmaski, zakrywającej głównie oczy. - Pamiętasz mnie?! – warknęła.
- Urta! - wykrzyknął wściekały, ale zaraz przybrał względnie spokojny wyraz twarzy - Dogadajmy się! - wymówił przez zęby.
- Z twoim trupem z przyjemnością! - zeskoczyła z Lumi, która oczyściła pole walki na tyłach statku. - Co plan nie idzie po twojej myśli? - zdjęła maskę ukazując mord. Zaczęli krążyć. Dwa dzikie zwierzęta szykujące się na walkę o dominację.
- Nie tak planowałem. - odparł i podnosząc miecz. W tej samej chwili Ryker próbował podejść Larę od tyłu, ale na to nie pozwoli Bork, który jak tylko zobaczył pierwsze ostrzały z nowej broni wystartował.
- Ryker, ty jesteś mój. - dwa topory w rękach okręciły się o trzysta sześćdziesiąt stopni – Lara, jak dasz się zabić wypatroszę cię. - powiedział przez zęby, nawet na nią nie patrząc.
- To samo tyczy się ciebie. - po czym nie dając dojść do słowa braciom zakatowali. Lara była bezwzględna, szybka i mordercza. Viggo przeliczył się. Pokład był śliski od wody. Posypały się iskry. Viggo zaczął napierać na Larę, ale ona poluzowała tylko nadgarstek powodując, że ostrze miecza zjechało po rękojeści, zatrzymując się na drobnych haczykach u dołu rękojeści. Szybko okręciła nadgarstkiem i uwolniła się od niego, po czym ponownie natarła. Mężczyzna ślizgał się. Nie miał dobrego oparcia dla nóg, co innego Lara i Bork. Oboje mieli delikatnie kolce na podeszwach swoich butów, który był pomysłem kowala z tutejszej wyspy.
- Widzę, że nie masz w planach oszczędzenia mnie. - powiedział spokojnie, ale0 w pełni czujny.
- Nie, mam zamiar cię poćwiartować. - warknęła i zamachnęła się toporem. Uniknął tego, ale już sztyletu nie. Wbił mu się w ramię po samą rękojeść. Syknął i odskoczył, wyszarpując ostrze i rzucając je gdzieś w dal po pokładzie.
- Ty! - rzucił się na nią. Lara teraz zaczęła robić uniki, odskakiwała to napierała. Męczyła go. Zmuszała do ruchu. Tym bardziej uciekała tym Viggo ją dosięgał. Drasnął ją w udo, ramię i policzek. Nagle potężny cios pięści w twarz odrzucił Larę dobry metr. Z ust i nosa polała się krew. Splunęła i otarła nos, utrzymując się na nogach. Na krótką chwilę ją zamroczyło, ale równie szybko odzyskała rezon.
- Brawo. - powiedziała. Widziała, jak Viggo zaczął dyszeć i pocić się. - Nie kręci ci się w głowie? – spytała, wrednie się uśmiechając.
- Co? - jej uśmiech zaczął się podnosić co raz wyżej. - Co ty mi zrobi... - nie dokończył, bo nagłe zerwanie się do ataku Lary pozwoliło jej na stworzenie poważnej rany na klatce piersiowej wroga. Rana byłaby głębsza, gdyby nie refleks Viggo. Uskoczył. Jęknął z bólu, po czym krzyknął. Ból był straszny. Uklęknął na jedno kolano, chwytając się za pierś.
- Viggo! - krzyknął Ryker, ale zaraz musiał sparować cios Borka. Brunet nie dał mu dojść do brata w żaden sposób.
- Co ty mi zrobiłaś!? - Lara opuściła trochę topór, ale jej czujność wzrosła dwukrotnie.
- Mój wynalazek. Nie krwawisz, ale trucizna stworzona poprzez połączenie Smoczego Korzenia i Niebeskiego Oleandra przynosi ludziom niesamowity ból. Mój sztylet był wykapany w naprze osłabiającym. W twoim ulubionym Zielu Głupca. - jej uśmiech był straszny. - Odpocząłeś? - zapytała. Wiedziała po lekkim ruchu nogi, że szykuje się do skoku. W tej samej chwili uniosła topór. Mężczyzna wiedział już po tym słowie, że wie co zamierza jego przeciwniczka. Mimo to skoczył. Urta okręciła się według własnej osi i odcięła dłoń Viggo. Kopnęła ją w stronę jego brata. – Szkoda, że Czkawka tego nie widzi. - uśmiechnęła się szeroko. Pewnie teraz walczy z Arkiem i Berserkami. - Viggo w szoku spojrzał na nią.
- Skąd...
- W sumie... - Sztylet wbił się udo Lary. Viggo wyjął go z buta w oka mgnieniu. Syknęła. Wyjęła go i powąchała, nie wyczuła nic. Wystawiła czubek języka i spróbowała. Za szczypał ją. Szybko wyjęła odpowiednią fiolkę i wlała ją sobie do gardła i część na ranę. - Z truciznami na mnie? - prychnęła. - Bardzo inteligentnie. - sarknęła - Więcej się od ciebie oczekiwałam, Viggo wodzu Łowców Smoków. - ostatnimi słowami praktycznie splunęła w twarz słabnącego i wykrwawiającego się pomału wroga.
- Ty skończona suko! - warknął.
- Zanim mi przerwałeś tym dziecinnym wybrykiem miałam wspomnieć o tym, że Drakan zabrał Uldę z Kirk. – dokończyła przerwany wątek, spokojnie z pełnym satysfakcji głosem. - To moja mistrzyni. Od niej nauczyłam się wszystkiego. Też wszystko wyśpiewała. Bez żadnego oporu i sprzeciwu. – uśmiechnęła się lekko, kiedy zerknęła na zastygnięte w szoku ciało klęczącego wroga - Ark zwierzał się jej ze wszystkiego. Z waszych planów, strategii pomysłów. Słuchał jej bajeczek wymieszanych z prawdą. Na domiar tego truciznę, którą wynalazła, by zabijała smoki i ludzi już dawno przestała działać. Dzięki Uldzie mieliśmy wszystko podane jak na tacy. – zamilkła i uważniej przypatrzyła się spoconej, lekko zaczerwienionej twarzy Viggo. W ten usłyszeli przeraźliwy wrzask. Nie odwróciła się. Patrzyła cały czas na Viggo, który miał doskonały widok na swojego młodszego brata. Bardzo zaniepokoił go widok. - Czy moja pogadanka dołożyła ci sił? - Viggo wrócił spojrzeniem na przeciwniczkę. W tej chwili zdał sobie sprawę, że nie ocali swojego życia w żaden sposób. Trucizna w żyłach, powolne wykrwawienie się i osoba, która go zabije bez szansy nawet na poddaństwo. Chwycił wyszczerbiony miecz, który przy każdym sparowanym ciosem z toporem Lary szczerbił się. Zwykła stal nie miała szans z Gronkielowym żelazem. Spojrzał na nią ze spokojem w oczach i posturą przedstawiającą osobę znającą swoje miejsce w walce. Posturę przegranego. Odwrócił ostrze do siebie. Ich oczy się spotkały. – Honor wikinga. - powiedziała i gestem dłoni zezwoliła.
- Urto, to był zaszczyt walczyć z tobą i Drakanem. - Dziewczyna skinęła raz głową, po czym przeszył swoje trzewia mieczem. Stęknął i spuścił głowę. Jego ciało zwiotczało. Był martwy. Lara jednym płynnym ruchem pozbawiła go głowy. Wbrew czynom jakie zrobił Viggo, złożyła krótką modlitwę do Odyna o to, by jego dusza znalazła spokój i wytchnienie.
- NIE! - krzyk bólu Rykera poniósł się po statkach, ludziach i smokach, po czym i jego głowa potoczyła się po pokładzie. Dwóch wrogów padło. Mieszkańcy Oris zakrzyknęli zwycięsko, a smoki zaryczały, po czym odpierali ze zdwojoną siłą wroga. Lara spojrzała na bruneta, po czym poczuła ukłucie na tylnej części uda. Wyjęła strzałkę.
- Bork! - Larze zakręciło się w głowie, gwałtownie pobladła, a na czoło wystąpiły krople potu. Zaczęła się też trząść. - Kurwa. - upadła, ale nie straciła przytomności. Chłopak padł na kolana zaraz obok niej. - Szybko Smoczy Korzeń już! – jęknęła z bólu. Brunet porozglądał się i dojrzał coś zielonego. W te pędy rzucił się tam i wyjął strzały zanurzone w roztworze. Lara włożyła do ust grot i zaczęła ostrożnie zlizywać ohydną maź, po czym wyjęła z mieszka zioła na krwawienie i gorączkę. Plus płynną odtrutkę na korzeń. Jej ciało zaczynało coraz bardziej drżeć, a świadomość zanikać. Czuła to. - Podaj mi to na końcu. Odlicz do stu pomału. Jak upadek kropli. - stęknęła, po czym straciła przytomność. Luminosa zauważyła lezące ciało swojej przyjaciółki i wylądowała.
- Żyje. Ledwie. Pilnuj. - każde słowo było, jak uderzenie kropli. Malboro też wylądował. Otoczyli ich. Bork po walce z silnym przeciwnikiem miał poważną ranę uda i boku. Wstępnie zasypał to proszkiem zapobiegającym krwawieniu, ale musiał jak najbardziej ograniczać ruchy, by zastygła warstwa nie odpadła. Czas mu się dłużył niemiłosiernie. Lara bladła w oczach, a oddech coraz bardziej spowalniać. Lumi to wyczuła i zaczęła wpadać w panikę, ale opanowany Malboro sprowadził ją na ziemię. W idealnym momencie, bo kilku Łowców Smoków w szale po starcie dowódców zaatakowało smoki. Trzech straciło życie przez ryk Gnatochrupa. Pozostała dwójka zakończyła żywot z otworem w klatce piersiowej.
- Dziewięćdziesiąt siedem. - szepnął i podał odtrutkę. Nie mógł już czekać więcej. Oddech dziewczyny w tej samej chwili ustał. Jej klatka przestała się ruszać. - Nie! - krzyknął i nakrył jej usta swoimi. Zatkał jej nos i wtłoczył powietrze. Klatka uniosła się. Zrobił to kolejny raz. I jeszcze jeden. - Błagam oddychaj! - łzy napłynęły mu do oczu - Obiecałaś mnie nie zostawiać! - oddech – Odynie nie zabieraj mi jej! - oddech - Kocham cię, proszę! - łzy popłynęły po jego brudnych policzkach - Już proszę. Już oddychaj.
***Bork***
- Czekać! - krzyknął na cały głos, kiedy zobaczyły bohaterską śmierć Gronkiela. Smoki były aż nadto zwarte do walki. Wrogie katapulty miotały wielkimi głazami na prawo i lewo, ale to był ich najmniejszy problem. Czekali na wynalazek Viggo. - Czekaj Boro. Jeszcze nie użyli ich. - Smoki z klasy ostrej i ogniowej zajęły pozycję po bokach Borka. Chłopak zacisnął szczękę, widział jak pierwsi wikingowie i smoki padają bez życia. Jednocześnie cieszył się, że dwa statki praktycznie odpadły. A pierwsze wrogie ludzkie zwłoki dryfowały wodzie. - Nie dajcie się. - szepnął do siebie. Malboro obserwował bacznie swojego jeźdźca. Wyczuwał od niego determinację, smutek, obawę oraz odwagę. Czekał na sygnał od Luminosy. Walki na plaży zwiększyły swoją natarczywość. Coraz więcej wrogów schodziło na ląd. Bork przetarł oczy i usłyszał pierwszy i zaraz za nim kolejny dźwięk wybuchu pocisku Dziennej Furii. - Jeszcze nie! - krzyknął. Smoki z klasy kamiennej zaczęły się wycofywać. Szybkie Szpice wyszły spod osłon i ruszyły. Ludność ze statków schodziła na ląd. - Teraz! - smoki wyleciały z placu i dołączyły do walki. Pierwsze strzały z katapult trafiły w dwa domy, ale kolejne już zostawiały zatrzymywane przez ogień smoków. Wilki dołączyli do ataku w tym sam Bork. - Nisko. - powiedział i Boro obniżył lot. Głowa Łowcy Smoków potoczyła się po piasku, który pochłaniał krew. Łowcy Smoków i Kości mimo przewagi i zwiększonej liczebności dzięki ludziom Dagura Szalonego nie mogli zdobyć dużej przewagi. Tak dobra współpraca i waleczność dwóch sprzecznych ze sobą gatunków inteligentnych stworzeń była jak kubeł zimnej wody dla wrogich sił, które spadały z liczbą zabitych. Walki przeistaczały się w chęć przeżycia. Teraz walczyli, by przeżyć albo by wybić jak najwięcej przeciwników i ponieść śmierć w walce. Tak jak jest zapisane od wieków w ich krwi. Liczy się śmierć w walce nie ważne po jakiej stronie się stoi. Nie ważne od pochodzenia czy klanu w jakim się żyję. Wiking, który umrze w walce to dla niego zaszczyt. Smoki wyrażały podobne poglądy. Również liczyła się dla nich śmierć w walce niż w życie niewoli. W klatce. Bork widział tylko setki ciał wikingów i smoków. Coraz bardziej zachodziły go ponure myśli, ale nie zaprzestawał natarcia. Starał się patrzeć szeroko i na wszystko mieć choć sekundę uwagi. Ta jedna sekunda wystarczyła, by zobaczyć jak jego ukochana ląduję na statku Viggo i jego brata. - Leć tam! - wskazał zakrwawionym krótkim toporem kierunek. Malboro natychmiast machnął skrzydłami, by wzbić się wyżej. Kilka sekund później zawisł nad pokładem. Brunet zeskoczył i zagrodził drogę młodszemu bratu Czarcioustnego. – Ryker, ty jesteś mój. - powiedział z chłodem i grozą, a dwa topory w rękach okręcił się o trzysta sześćdziesiąt stopni, rozbryzgując krew po pokładzie – Lara, jak dasz się zabić... Wypatroszę cię. - powiedział przez zęby, nawet na nią nie patrząc. Po chwili natarli na swoich przeciwników. Ryker w szale próbował odciąć cokolwiek należącego do ciała Borka, ale ten był zbyt szybki. Mimo śliskich desek pokładowych, robił doskonałe uniki. Łysy przeciwnik kipiał coraz bardziej z wściekłości, że nie może go dosięgnąć. Jego ciosy mimo furii były bardzo precyzyjne i dobrze wymierzone, ale nowo odkryte umiejętności jak latanie i utrzymanie się w siodle wypracowało u Borka dodatkowe mięśnie. Stał się dużo bardziej gibki i czulszy na drobne ruchy, gesty przeciwnika. Refleks jaki otrzymał w momencie przyjaźni od swojego smoczego kompana dały mu naprawdę duże możliwości. Walczył z jednym z najbardziej doświadczonych wojowników niż on sam, a dawał mu radę. Starał się też obserwować co robi Lara i Viggo, ale mógł tylko rzucać krótkie spojrzenia na nich, kiedy Ryker stał do nich plecami. W tej samej chwili ujrzał, jak Lara odcina dłoń Viggo. Mężczyzna warknął z bólu, a ręka znalazła się pod nogami Rykera. Poznał ją i rzucił szybkie spojrzenie na klęczącego z bólu brata. Warknął gardłowo, a oczy wyglądały, jakby pokryły się czerwienią furii i rządzy mordu.
- Zajebię cię i twojego jebanego smoka też! - warknął i okręcił topór wokół własnej osi, po czym rzucił się na niego. Bork na jego nieszczęście uskoczył w tył, ale uderzył plecami o balustradę. Ryker to wykorzystał i przeszył jego bok. Zbroja zatrzymała w większości impet uderzenia i część ostrza, ale i tak ostra zakrzywiona ku szpicowi krawędź wbiła się w ciało. Krew trysnęła z rany i zaczęła wsiąkać w materiał i spływać po nodze. Brunet jęknął, ale powstrzymał padający z lewej strony od góry cios. Stęknął, ale odepchnął kopniakiem przeciwnika i oddał mu cios. Tylko jego był celniejszy. Przejechał ostrzem po jego klatce piersiowej odcinając ucho. Ryker wrzasnął przeraźliwie, ale natarł na niego jeszcze bardziej gwałtowniej. Bork zacisnął zęby i bronił się zaciekle. Udało mu się jeszcze zranić go w prawe ramię, samemu obrywając w lewe udo. Ryker stał twarzą do drugiej walki brata z Urtą. W tej samej chwili zobaczył jak Viggo przeszywa sam siebie mieczem, a Lara odcina mu jednym płynnym ruchem głowę. - NIE! - wykrzyknął i ruszył na dziewczynę, ale zaraz stracił widok brata, jak i oddech. Poczuł tylko chłód na szyi... Potem nicość. I jego głowa potoczyła się w stronę głowy jego brata. Ich zastygłe martwe twarze, jak na ironię losu były zwrócone ku sobie. Bork pobladł gwałtownie, widząc osuwającą się na mokry pokład kobietę swojego serca i życia. Rzucił topory, nie zważając na swoje rany padł na kolana przy niej. Ich smoki dokładnie obserwowali walki, jak ich koniec. Nie wtrącali się, ale trzymali się na dystans. Kiedy walki się skończyły okrążyli za poleceniem przerażonego Borka swoich jeźdźców i dbali o ich bezpieczeństwo. Czekali. Malboro martwił się o stan zdrowia psychicznego swojego nowego kompana. Z drugiej strony Luminosa czuła to samo. Czekali co się wydarzy.
<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<
Hejaaa
Dobrnęłam z zakończeniem tego rozdziału... Masakra. Jak mi się dłużył i był rozrzucany w czasie. Tu miałam praktyki w szpitalu tu zaliczenia ehhh tu nauka, tu choroba. Jedynie co pragnęłam po całym dniu to spanie... Wybaczcie mi, że tak zwlekałam... ale naprawdę nie miałam jak usiąść na dupie i pisać. Co pisałam to na kompie, ale sen mnie wzmagał i po prostu zamykały mi się oczy. Wiecie pisanie, kiedy oczy się kleją to wychodzą naprawdę niezłe kombinacje... Jedna mnie zniszczyła totalnie, że to był znak HQ do łóżka i już (godzina 21) Mianowicie to było takie "Boro pocałował Larę na dobranoc w usta, po czym objął jej brzuch ściśle rękoma" Kiedy się spostrzegłam z tej głupoty musiałam ja trzy razy przeczytać.... Nice...
Ale teraz miałam dwa dni jawnego wolnego bez szpitala i nauki, że przeczytałam wypociny ze trzy razy i poukładałam walkę odpowiednio... Jak trafi się coś niezgodnie albo bezsensu dajcie mi w kom przypominajkę 😉
Pozdrawiam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro