91. Zaczyna się. Powodzenia
***Oris***
- Lara zejdź już. Za długo tam siedzisz.
- Ale...
- Bez gadania. Od kiedy wyleciał Czkawka nie miałaś dłuższego odpoczynku. - młody mężczyzna westchnął i podparł się pod boki, a głowę spuścił, kręcąc nią na boki. - Larisso!
- Ale Bork...
- Bez „ale" mi tu. Jazda na dół. - warknął - Do łóżka. - Dziewczyna ubrana w lekką zbroję, chroniącą pierś ochraniacze na przedramiona i oraz wzmocnione smoczym metalem buty, łuk i kołczan ze strzałami. U pasa dwa sztylety i jeszcze wiele innych drobnych noży. Dodatkowo u pasa miała przypiętą małą sakiewkę z środkami leczniczymi pierwszego kontaktu. Wstała z platformy i zjechała po linie stając dosłownie tuż przed twarzą ukochanego. Złapał ją pod boki zadowolony. Sam był ubrany w troszkę pełniejszą zbroję, która prócz klatki piersiowej chroniła plecy i brzuch. Na plecach miał dwa skrzyżowane topory, a u pasa mieszek identyczny jak Lary oraz krótki miecz i sztylet. Wszystko było zrobione z gronkielowego żelaza.
- Dlaczego nie mogę ich wypatrywać? - naburmuszyła się.
- Zmęczona, śpiąca i głodna zostaniesz pokonana szybciej niż sądzisz. - warknął, ale ona wiedziała, że się martwił.
- Dobrze. - poddała. - Masz rację.
- O dziękuję bardzo. - sarknął i pocałował ją w czoło. - Wiem, że się martwisz o smoki, które na pewno poniosą chwalną śmierć, ale nie uchronisz wszystkich. Już otwierała usta. - Wiem, że będziesz próbować. Kocham ten upór Laro. - ponownie ją pocałował, tym razem w usta. - Ale w przyszłości. - dotknął jej brzucha - Chcę gromadę rudych pełnych życia urwisów na twoje podobieństwo. I może jeden na moje. – dodał po sekundzie. Lara buchnęła głośnym śmiechem i rzuciła się na niego łącząc usta w długim pocałunku.
- Dlaczego jesteś taki dorosły i odpowiedzialny? - westchnęła - Kocham cię bardzo. Obiecuję uważać na siebie.
- Bo ty nie jesteś aż tak. Dziękuję. - wczepił palce w jej rude pukle i przytulił ją mocno. Lara czuła pod zbroją silne ciało, ale też serce bijące dla niej i smoków. Zaczęła głaskać go po włosach.
- Chodź spać. Tego chciałeś, to czemu stoisz. - zaśmiał się w jej szyję i cmoknął ją tam szybko, po czym odsunął się i starał się złapać dłoń dziewczyny. Zabrała ją i przeniosła pod łokieć. W ten sposób przytuliła się do jego umięśnionego nagiego ramienia. Otarła się policzkiem o niego. Chłopak uśmiechnął się lekko i pogłaskał ją po zaplecionych dłoniach. Pomału i w przyjemnej ciszy udali się do chaty, odpocząć i nabrać sił przed czekających już nie lada bitwą. - Cześć mała. - pogłaskała śpiącą w towarzystwie Malboro Lumi. Smoczyca polizała ją otarła się pyskiem o Borka.
- Nie ma za co Luminosa. - pogłaskał ją po boku pyska.
- Zmówiliście się? - zmarszczyła żartobliwie brwi i wydęła wargi.
- Owszem. Jakbym wrócił z pustymi rękoma, poleciałaby i wzięłaby cię siłą.
- Acha. Dobra. Idę się położyć. - trzasnęła drzwiami, ale zaraz je lekko uchyliła.
- Moje kochane dziecko. - westchnął i się uśmiechnął - Utulę ją. - powiedział do zatroskanej smoczycy. - Pilnuj jej Boro. - wskazał na kładącą się smoczycę. Parsknęła, ale nie miała nic przeciwko bliższego towarzystwa Gnatochrupa. - Lumi wiem, że tęsknisz za Szczerbatkiem. - Smoczyca podniosła głowę - Ale wiem też, że on nie opuści Czkawki na krok, tak jak ty Lary. Wasza czwórka tworzy pary nie do rozłączenia. - kucnął przy niej - Poradzą sobie. Tak jak my. Jutro albo tej nocy będzie walka. Wszyscy są napięci, ale żaden z nas, smoków czy wikingów się nie boi. Wy też nie powinniście. - Spojrzał na Boro. - Druhu nie jesteśmy idealnie zżyci, ale zrobię wszystko, by ci się krzywda nie stała. - położył dłoń na jego masce z kości - Przysięgam na moją krew. - Smok zamknął oczy i posłał ciepłe powietrze na Borka. - Nabierajcie sił, ile zdołacie. - Bork nie wiedział, ale Lara wszystko słyszała. Otarła szybko policzki i wycofała się na górę. Rozebrała się do lnianych spodni i koszuli. Po kilku minutach wszedł do pokoju Bork z tacą w ręku. - Powinnaś coś zjeść. - powiedział. Lara usiadła i bez słowa odebrała tacę z jedzeniem i piciem dla dwóch osób. W międzyczasie chłopak się rozebrał do koszuli i spodni, po czym skupił całą uwagę na Larze. - Larissa, co się stało? - zobaczył jej zaczerwienione oczy. - Czemu płakałaś? - odebrał jej tace i położył obok, po czym wziął dziewczynę na kolana.
- Podsłuchałam co mówiłeś smokom. To były piękne słowa i takie prawdziwe. - podciągnęła nosem - Boję się... Boję się, że ktoś z nas straci życie. - wtuliła się w jego pierś. Teraz czuła silne mięsnie i mocno, ale spokojnie bijące serce. - chłopak odgarnął jej włosy z policzka, muskając go.
- Byłabyś głupcem, jakbyś nie odczuwała strachu. Nasz plan, mimo że prawie idealny ma wiele dziur o których nie wiemy. A dowiemy się w czasie walki.
- Dlaczego wiesz co powiedzieć w każdej chwili i wiesz, kiedy milczeć? - mruknęła.
- Bo cię znam. - uśmiechnął się szerzej - I wiem, kiedy jesteś głodna. - słyszał jak jej brzuch dał o sobie znać. Zaśmiała się.
- Jesteś okropny i cudowny zarazem.
- Dziękuję. Mam cię nakarmić? - wziął do ręki jedną pajdę chleba z szynką i jaczym serem posypana ziołami.
- Tak. - od razu podsunął chleb pod usta. Dziewczyna ugryzła spory kęs. - Dobre. – powiedziała z pełnymi ustami. Chłopak pocałował ją w kącik ust, gdzie był okruszek z sera.
- Fakt dobre. - Lara uderzyła go lekko w ramię, ale ugryzła drugi i kolejny raz, aż zjadła obie kanapki i popiła chłodnym ziołowym wywarem. Bork nadgonił i położyli się twarzą do siebie. Lara miała doskonały widok na zarost na jego klatce piersiowej i wyłaniający się spod koszuli, na kawałek blizny na brzuchu, którą zrobił Mroziczort. Dotknęła jej mimowolnie. Chłopak się nie sprzeciwił, ale był zaskoczony jej działaniem. Głaskał ją po policzku. - Mogę? - zapytała, trzymając za materiał. Kiwnął głową. Koszula wylądowała na podłodze, a dłonie na bliźnie i torsie. Przysunęła się bliżej. Jej oddech delikatnie przyśpieszył. Jego był spokojny, ale oczy zdradzały go. Jarzyły się jak żar w ognisku.
- Lara? - jego głos zadrgał.
- Cii. - po czym musnęła jego usta swoimi. Zamknął oczy i pogłębił pocałunek, objął jej plecy i przyciągnął bliżej, tak że wylądowała na jego biodrach. Pocałunek przybrał na sile i namiętności. Dłonie Borka powędrowały pod koszule na jej gołe plecy. Głaskały je nic, poza tym. Lara wiedziała, że nie posunie się dalej bez jej wyraźnego pozwolenia. Przerwała pocałunek i pozbyła się swojej koszuli. Błękitne oczy Borka otworzyły się szeroko. Chłopak uciekał wzrokiem od jej piersi, które były ukryte pod materiałem. Lara uśmiechnęła się lekko, widząc rumieńce na jego policzkach. Pocałowała szybko oba. - Możesz. - szepnęła przy jego uchu, które złapała w zęby i pociągnęła. Kawałek, który był w jej ustach został polizany. Bork drgnął na to i chwycił dziewczynę śmielej za boki i zrzucił ją z siebie. Natychmiast znalazł się nad nią i całował z ogniem i żarliwością. Lara zaskoczona nagłym zrywem całkowicie poddała się jego działaniom z głośnym westchnięciem. Chwyciła palcami jego włosy i pociągnęła za nie. W tej samej chwili Bork lekko ugryzł ją w szyję. Jęknęła mu do ucha. Chłopak znieruchomiał, po czym podniósł się i usiadł w praktycznie na nogach Lary. Było to tak szybkie, że dziewczyna słowem się nie odezwała tylko patrzyła zaskoczonymi niebieskimi oczami na niego. - Co się... - zaczęła wstawać.
- Ja... - przerwał - Ja nie chcę abyś... - położyła mu dłonie na policzkach.
- Coś się stało?
- Nie... Tylko jesteś taka piękna i... i kusząca. Zapomnę się. - dziewczyna zaśmiała się i pocałowała go gwałtownie. - Laa... ra. - zjechała mu na szyję i zaczęła całować. - Odynie... - przejechała palcem po jego kręgosłupie. Zatrzymała się na linii spodni. - Kurwa! - warknął i ponownie rzucił się na nią. Tym razem zassnał się na jej obojczyku i pociągnął mocniej za jej rude loki, powodując uwidocznienie szyi. – Masz mi kurwa przeżyć, bo cię zajebie. - warknął i ponownie wpił się w usta. Nawet nie zdążyła jakkolwiek zareagować. Wyciągnął ją spod swoich nóg i usadził na swoich. Lara zachłysnęła się powietrzem wyczuwając na udzie coś twardego. - Twoja wina. – wymruczał jej w usta.
- Ja... Odynie mój. - Odsunęła się, by zaczerpnąć powietrza. - Przebudziłam bestię?
- Tak. - uśmiechnął się lekko i cmoknął ją w czoło. - Kocham cię, ale lepiej może przerwie... - nie dokończył, bo drobna silna i pewna dłoń przejechała po wypukłości. - Larissa. Kurwa... - wpuścił powietrze przez zęby.
- Chcę ciebie. - wyszeptała - Mogę? - jej palec wskazujący zahaczył o sznurek spodni. Chłopak oddychał szybko i głęboko. Patrzył na nią, to na jej dłoń. Bił się z myślami. W końcu kiwnął głową. Lara zeszła z jego nóg, czym kompletnie zaskaując młodego mężczyznę.
- Co ty... - nie dokończył, bo uchyliła spodnie wyjmując z nich w pełnym wzwodzie członek. Objęła go delikatnie dłonią i pochyliła się. Pocałowała najpierw jego klatkę piersiową. Lewy sutek. Bliznę na brzuchu. Schodziła coraz niżej do linii włosów łonowych. - Lara, co zamierzasz?
- A nie widać? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i uśmiechnęła się znad jego ciemnego i twardego członka. - Zamierzam cię pochłonąć. - po czym chuchnęła na wrażliwą skórę. Chłopak siedział na swoich stopach i wpatrywał się w bardzo, ale to bardzo lubieżne poczynania swojej ukochanej.
- Ty mnie wykończysz. - jęknął, kiedy jej usta pierwszy raz dotknęły czubka żołędzia. - Odynie... - zaplótł jedną dłoń w jej włosy, a druga odgarnął je, by lepiej widzieć. W tej samej chwili złapali kontakt wzorkowy. - Lara... - syknął, kiedy w jej ustach zniknął cały żołądź – Proszę... - wypchnął lekko biodra. Dziewczyna zassała mocniej. - Tak... – westchnął, zapominając się i pochylił się lekko. Lara spróbowała wziąć jeszcze więcej do swoich ust, ale nie udało się. Poczuła nieprzyjemny odruch swojego ciała i wycofała się pomału. Co rusz zerkała na bruneta i jego lekko przymknięte oczy. Zauważyła, że to co robi sprawia mu wielką przyjemność. Urta zahaczyła zębem wrażliwą część ciała. Chłopak syknął. – Uważaj. – nim skończy mówić wyjęła go z ust i przejechała językiem po całej długości.
- Wybacz. – powiedziała i szybko zassała cały żołądź. W tej samej chwili chłopak wciągnął powietrze i spojrzał na nią.
- Jak teraz nie przestaniesz osiągnę... - zagryzł wargę, kiedy przejechała dłonią po całej długości - Szczyt. - powiedział przez zęby. Dziewczyna uniosła lekko kąciki ust, po czym zassała policzki do środka. - Kurwa... - chłopak ścisnął jej włosy i przycisnął ją do członka. Lara poczuła łzy w oczach oraz mocno pulsujący organ. Nagle słonawa ciecz wystrzeliła prosto do jej ust. Przełknęła ją i lekko się skrzywiła. - Thorze! Lara! - chłopak odzyskał rezon. - Przepraszam. - nim się spostrzegł cmoknęła go w usta.
- Lepiej? - Bork znieruchomiał z dłońmi na jej ramionach.
- Co? - spojrzał na nią głupio. Zaśmiała się głośno i wstała. Smak nie był do końca smaczny, ale znośny. Można było się przyzwyczaić. Podeszła do misy z wodą i uprzednio zgarniając z szafki kubek. Przepłukała usta. Bork tylko śledził ją wzrokiem. Zobaczył, że materiał otaczający jej piersi zaczął się odwijać. Dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę, ale zignorowała to. - Skarbie... - chrząknął, bo jego głos się zaciął - Twój materiał... - odwrócił wzrok speszony.
- Ten? - złapała za niego i pociągnęła. - Jestem twoja Bork. - podeszła do niego pozbywając się całkiem materiału. Mody Wilk patrzył jak oczarowany na pół nagą boginię.
- Jesteś taka drobna i silna. - powiedział i wstał. Po czym po prostu ją przytulił. Zadrżeli, kiedy ich pół nagie ciała się zetknęły. Dziewczyna ponownie wyczuła lekką twardą wypukłość - Dziękuję. - ucałował jej włosy. - Kocham cię moja Laro.
- Ja ciebie też. Druga runda? - pocałowała jego klatkę piersiowej na wysokości serca i spojrzała na niego z chochlikowatym uśmieszkiem.
- Nie. Bo stracę ostatki mojej silnej woli i posiądę cię tu i teraz. Spać. - mruknął w jej pukle. - łuczniczka zaśmiała się, ale nie sprzeciwiła się. Oboje położyli do łóżka przytuleni do siebie. Spali tak do wschodu słońca. Raczej Lara jeszcze spała Borka obudziło coś. Nikt nie krzyczał, smok nie zaryczał. Obudził się w kompletnej ciszy. Już miał z powrotem zapaść w sen, kiedy otworzył szerzej oczy i wstał po ciuchu od ukochanej. Coś go niepokoiło. Ubrał się i wyszedł z chaty. - Malboro. – położył dłoń na kości czaszki smoka. Gad otworzył lekko oczy zaspany. - Wybacz. Przelećmy się. Mam złe myśli. - smok nawet nie warknął, po prostu wstał i dał się dosiąść. Wylecieli. Oddalali się od wyspy. Wiatr się wzmógł. Niebo zaczęło ciemnieć. - Jak mój tatko przeczuł. - prawie krzyknął. - Nie leć dalej. Jak wpadniemy w ten sztorm wichura i deszcz nas zmiotą do wody. - smok zaczął zakręcać. W ten coś dojrzał. Zaryczał i zawrócił. Leciał w stronę ciemnej plamy na wodzie. Deszcze zaczął padać najpierw drobno, ale z każdym przelecianym odcinkiem wzmagał się. - To oni! - wykrzyknął. - Wracamy! - tak też zrobili. Malboro przyśpieszył. Machał skrzydłami co sił. Wiatr i deszcz wzmagał się, ale na szczęście byli na granicy burzy. Zbliżali się do Oris. – Rycz, ile wlezie. Niech słyszą. - gad spojrzał na niego niepewnie. - Bez obaw- poklepał go po szyi. - Mam prezent od Lary i Czkawki. - Wyjął dziwne nauszniki. - Nie będę cię, aż tak słyszał. Wal śmiało! - smok zauważył to i wybrał dogodne miejsce w powietrzu, tak aby wiatr poniósł jego ryk. Zaryczał. Brunet docisnął dłońmi nauszniki i uszy. Fala dźwiękowa poniosła się na wyspę. Ludność i smoki natychmiast zabrali się za przygotowanie do walki. Bork ściągnął nauszniki. - Zuch smok! - poklepał go po szyi. Ląduj koło Lary. Dziewczyna wybiegła i potknęła się o własne nogi, rozrzucając zbroję Borka.
- Kurwa! - warknęła i zaczęła zbierać. Brunet usłyszał ją i zeskoczył z siodła. - Wybacz.
- Płyną.
- Czemu mnie nie...
- Nie wiem. Czułem, że muszę wylecieć. - mruknął, ubierając zbroję. Ona już była w pełnym rynsztunku. Malboro stał obok swojego ekwipunku. Cierpliwie czekał. - Już idę Boro. - zwrócił się do smoka. - Floty są jeszcze kawał drogi stąd, ale tato się nie pomylił. Wskazał na ciemne niebo.
- Mam nadzieję, że ich zmiotą fale. - mruknęła. Podeszła do Lumi założyła na jej brzuch lekką zbroją z gronkielowego żelaza. Boro też miał gdzie nie gdzie wzmocnienia. Zdjął pancerz na brzuchu, by można było dać zbroję. Brunet szybko przymocował metal, a smok kości.
- Wszystko w porządku? - smok zaryczał cicho. – Ryczysz. Dobrze. - westchnął i oparł głowę o jego bok. - Obiecaj mi, że nie będziesz mnie ratował własnym życiem. Jak karzę ci odlecieć masz odlecieć. - smok objął go lekko skrzydłem. Lara szeptała podobne słowa do Lumi, tylko ona wyraziła dezaprobatę i trzepnęła ją lotką w głowę.
- Gotowi? - odezwał się nowy głos. Znajomy głos.
- Tak Risie. - powiedziała Lara. - Veran? - smok wylądował obok. Miał na sobie zbroję tak jak pozostałe smoki.
- Kamuflaż nie przyda się, ale ochrona już tak. - pogłaskał go po boku. - Mój już jadł, wasze?
- Jeszcze nie. Lećcie do reszty. Posilcie się. - smoki odleciały. Wilki zbroją się. Smoki są gotowe. W części poukrywały. Moi kapitanowie są za wyspą. Bork ryk twojego smoka był godny podziwu.
- Dziękuję. Gnatochrupy zabijają nim. W dużej walce jest nie skuteczny. Mógłbym wylecieć teraz i użyć go, ale wrodzy wodzowie są nam potrzebni.
- W dalszym ciągu nie zgadzam się na to...
- To prawda. - westchnął Ris. – Jak już będziesz mieć okazję zabić Viggo to go zabij. Burke jeszcze da się przekonać, ale wódz Łowców Smoków przebija intelektem i sprytem nas. On musi zostać zgładzony, bo inaczej wojna nigdy się nie skończy. No trudno. - położył dłoń na mieczu. - Idę ich wypatrywać. Zjedzcie coś. - po czym odszedł. Lara i Bork zniknęli w chacie, gdzie dziewczyna szybko przygotowała lekkie, ale sycące śniadanie. Jedli w ciszy. Słuchali odgłosów burzy, wikingów i smoków gotujących sie na walkę.
- Lara?
- Mam złe przeczucia. - westchnęła. - Coś mi nie daję spokoju. Eran zamknięty. Statki uszkodzone. Smoki wiedzą o zapachu. - dotknęła opaski. - Coś jest nie tak.
- Ja rozwiałem te myśli. Wyleciałem. Oni, o ile ich wody nie pochłoną przybędą do godziny. Burza nas ominie. – wskazał na lekkie prześwity w chmurach. - Skropi nas.
- Ile było statków? - zapytała.
- Byłem daleko. Trzymałem się z Boro granicy sztormu. Widziałem rozległą plamę. - westchnął.
- Myślisz, że może być ich więcej... - nagle podniosła się na równe nogi - Szybko! - wybiegła z chaty, przewracając przy tym stołek i kubek. Bork dogonił ją. Biegła w kierunku Risa, który oczekiwał na wrogów na pomoście. Veran mu towarzyszył. - Ris! Ris! - wódz się odwrócił.
- Co się dzieje dziecko?! - od razu rozpoznał panikę. - Gadajże!
- Łupieżcy. - wymówiła słowo.
- Łupieżcy? Kto to...
- Dagur Szalony. Kuzyn Czkawki. To on nas zobaczył, że lądujemy na Białej. - z twarzy Risa odpłynęły kolory.
- Veran. - smok stał obok gotowy do lotu. - Bork powiedz dokładnie, co widziałeś.
- Rozległą plamę statków. Pewny jestem, że jest ich więcej niż ostatnio. - powiedział.
- Biegnijcie i ogłoście o zmianach w sile wroga. Ja lecę do kapitanów.
- Tak jest! - Ris odleciał.
- Ja lewą stronę. - powiedziała Lara.
- Biorę prawą. - po czym puścili się biegiem. Krzyczeli o zmianie w siłach wroga. Niektóre smoki zwiększyły swoją gotowość. Inne przyjęły ze spokojem wiadomość. Wilki za to krzyczeli bojowe słowa. To tylko utwierdziło jeźdźców, że są gotowi do walki o pokój. Po dziesięciu minutach wszyscy wiedzieli o zaistniałej sprawie.
- Iris! - Lara wpadła do chaty wodza.
- Słyszałam. Tu masz wiadomość napisaną przeze mnie do Czkawki. Tu jest Straszliwiec. Powiadom brata o tym, że Łupieżcy rozdzielili się. - Dziewczyna zabrała smoka i wiadomość. Przeczytała ją i zgięła odpowiednio.
- To zapach mojego brata. - Wyjęła z boku mała fiolkę. - Leć do niego. Prędko. Uważaj na wiatr i burzę. Niech cię bogowie mają w opiece. - smoczek wyleciał i natychmiast objął odpowiedni kierunek lotu.
- Lara wypij to. - żona wodza podała jej ciepły ziołowy napar. - Zioła na uspokojenie. Słaba. Nie odbierze czystości umysłu.
- Dziękuję. - usiadła na stołku i starała się wyciszać. Emocja i atmosfera zbliżającego się wroga nie pomagała za bardzo, ale starała się w pełni uspokoić.
- Lepiej? - zapytała ja po kilku minutach.
- Tak. Dziękuję. Jak ty to znosisz?
- Mam dwóch synów identycznych jak krople wody. Latających na śmiercionośnych smokach. Niezrównoważonego mężulka, który lata w te i we te. - wskazała na niego. - Jak tu wpadnie będzie chciał się przytulić i zebrać siły w moich objęciach. W tym domu to ja mam jaja. - po czym do środka wpadł wódz we własnej osobie. - I?
- Wszyscy czekają. - odpowiedział i spojrzał na Larę. – Urto, idź do Borka. Bądźcie dla siebie i smoków wsparciem. - dziewczyna wstała.
- Ris... Uważaj na siebie. - fiołkowe oczy ociepliły się lekko. Podszedł do niej i ją przytulił.
- Będę uważał, ale ty też masz. Przydasz się jeszcze. - poklepał ją po plecach. - Leć do niego.
- Dzięki. - po czym dziewczyna pożegnała się z małżeństwem, jeszcze udało się jej dojrzeć, jak Ris przytula się do Iris. - Bork? - chłopak tylko otworzył ramiona szeroko. Lara natychmiast przyległa do jego torsu i mocno się przytuliła.
- Nie myśl o Berk, Czkawce i Elli. Walkę toczysz tu. Razem ze mną, Wilkami i smokami. - powiedział i ucałował ciasno związane włosy. Lara zaplotła je w pięć mocnych warkoczyków. Ciągnących się po całej głowie.
- Będę pamiętać. - odsunęła się lekko od niego i ubrała kołczan i łuk. Luminosa stanęła obok niej. Wyprostowana spokojna i gotowa. Malboro przyjął podobną pozycję.
- Szczerze to był doskonały pomysł z ukryciem się na plaży pod piaskowymi usypami. - odezwał sie Bork, kiedy patrzył na smoki i Wilki, którzy w pełni uzbrojeni kryli się za barierami z drewna okrytymi piskiem i kamieniami. - Kompletnie ich nie widać z morza. Opustoszony plac też był doskonałym pomysłem.
- Płachty. - odwróciła się i spojrzała na siedzących pod cieniki warstwami materiału uszytego w taki sposób, aby przypominał jak najbardziej plac. Wioska wygląda jak zwykle. - Z bliska dopiero widać różnicę. - uśmiechnęła się lekko i pomachała do ludzi i smoków. Niektórzy odmachali. - Dziękuję. - odpowiedziała. I chwyciła go za dłoń. Oboje patrzyli na ciemny horyzont. Wypatrywali floty wroga.
- Już ich widać. - powiadomił ją. - Bork krótki ryk. - smok zaryczał - Niektóre gady odpowiedziały rykami, a Wilki krzykami. Pokazali pełną gotowość. Z Chaty wyszedł wódz i jego żona. Ich smoki były schowane za chatą. Statki były coraz bliżej. Kilka minut później na twarzy Lary pokazał się lekki uśmiech. Kilkanaście masztów i żagli było zniszczonych.
- Bork?
- Tak?
- Kocham cię. - młody Wilk zacisnął dłoń na jej dłoni.
- Ja ciebie też kocham. Niech sam Odyn nas strzeże i podtrzymuje nasz oręż w górze. - po czym puścili się i wsiedli na swoje smoki. Okręty wpłynęły na wody Risa.
- Zaczyna się. Powodzenia. - szepnęła.
<<<<>>>><<<>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>><<<<<<<
Witam
Trochę długo.. znowu... wybaczcie mi to.
Do następnego
HQ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro