Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Gniew

Czkawka obudził w dziwnej pozycji, mianowicie był przykryty przez czarne skrzydło, które uniemożliwiło mu ruch. Chłopak próbował uwolnić się spod ciemności, ale smok miał inne zdanie na ten temat i tylko obrócił się na drugi bok. Tym samym Czkawka wylądował na jego boku. Nastolatek boleśnie stęknął, kiedy Nocna Furia objęła go łapą na śpiąco, mrucząc pod nosem.

- Szczer-Szczerbatek! - wystękał chłopak i zaczął kłuć smoka palcem w miękki brzuch. - Szczerbatek! - krzyknął, kiedy gad uwolnił go spod łapy. Po kilku(nastu) kłuciach w końcu Furia zaczęła się budzić. Powoli otworzyła skrzydła. - No w końcu. - warknął na niego. - Śpisz jak kamień. - westchnął i podrapał go za uchem. - Na Thora! - wykrzyknął spanikowany - Przespałem całą noc. - przejechał dłońmi po twarzy, delikatnie naciągając dolne powieki oczu. - Szlak... - mruknął i kopnął kamień - Szczerbatek muszę wracać do osady. - pogłaskał go i szybko podniósł suche i lekko zakurzone ubranie, które podczas nocy musiały spać z patyków. - Wrócę wieczorem, jeśli mnie nic... - zaciął się, bo akurat zaplątał się w odmęty swetra - Nie dopadnie. - dokończył z wydechem powietrza, kiedy jego głowa wylądowała w odpowiednim otworze. - Na razie Szczerbatku. - pomachał mu i szybko pobiegł w kierunku jaskini. Z niej wyciągnął drewniany kij do obrony, po czym udał się do wyjścia z kotliny. Smok popatrzył się na człowieka z rozbawieniem. Warknął coś pod nosem. Co oznaczało tylko tyle, że ów człowiek jest dziwny. Nocna Furia ziewnęła potężnie i postanowiła wygrzać się na kamień ogrzewanych przez słońce. Przy okazji utnie sobie jeszcze krótką drzemkę.

***

Czkawka sprintem biegł przez las w kierunku osady, a dokładniej areny. Z lekkim niepokojem spoglądał na słońce, które zbliżało się do południa. Po około dziesięciu minutach znalazł się na miejscu. Słyszał, jak jego rocznik walczy. Wdrapał się po arenie i ujrzał ślady lawy na kamieniu.

- Super... Znowu Gronkiel. - mruknął i udał się w stronę łańcuchowego dachu. Wiedział, gdzie łańcuch tworzy przy łączeniach w miarę duży otwór. - Raz się żyje. - mruknął, kiedy znalazł się nie daleko ów wejścia.

- Czkawka!? - wykrzyknął Pyskacz, kiedy spostrzegł czeladnika, który był mniej więcej na wysokości dwóch metrów. - Na brodę Odyna! - wykrzyknął przerażony i już miał do niego biec, kiedy szatyn z lekkim uśmiechem zeskoczył, robiąc subtelny przewrót w przód. Dzięki temu ukrył się między jedną z drewnianych osłon - Czkawka?

- Żyję. Nic mi nie jest Pyskacz. - odezwał się z wesołością w głosie, po czym wstał i otrzepał dłonie z brudu - No co się tak gapicie? Ducha ujrzeliście? - zapytał z ironią, po czym parsknął z miny Smarka, którego usta przedstawiały literkę "O". - Tam jest smok... I chyba leci w waszą stronę. - wskazał na złego gada. - Nastolatek szybko ukrył się za inną osłoną. Reszta po chwilowej pauzie, również do niego dołączyła.

- Jakim cudem to zrobiłeś? - zapytała szeptem Astrid, ale jej cichy głos był przesiąknięty lekkim niedowierzaniem, ciekawością i z dozą zazdrości.

- A co cię to obchodzi? - warknął i po prostu wstał, wychodząc z kryjówki. Smok akurat był zwrócony do niego tyłem, więc cicho przeszedł do innej kryjówki. - Jeszcze jedno! - krzyknął na całe gardło. Gonkiel odwrócił się w stronę głosu Czkawki, zwracając tym samym uwagę smoka na resztę rocznika. Gad wpierw strzelił lawą w szatyna, ale on uniknął jej i przeturlał, kryjąc się za ścianą. Ogień zaczął pochłaniać miejsce poprzedniej kryjówki Czkawki. Gronkiel pochłonął kilka głazów. Po czym skierował atak na resztę rocznika. Nastolatek mógł w spokoju odejść na drugi koniec areny jak najdalej od nich i smoka. Nie miał zamiaru uczestniczyć w walce. Wiedział, że już nie skrzywdzi więcej żadnego z tych mądrych gadów. Za to w jego głowie pomału, kawałek po kawałku układał się plan sztucznej lotki, dla swojego smoczego przyjaciela.

- Czkawka? - odezwał się Pyskacz, który spoglądał na resztę uczniów. - Nic ci nie jest? - zapytał i szybko rzucił spojrzeniem na niego.

- Wszystko gra. Nie martw się o mnie. - uśmiechnął się. - Nie mam zamiaru ukrywać już swoich umiejętności. Pora, aby oni zrozumieli, że trafili na swój koszmar.

- Zabijesz ich? - chłopak uśmiechnął się.

- Może. - mruknął z lekkim chłodem - A może nie... - tym razem zaśmiał się z jego przestraszonej miny - Nie. Nie zrobię tego. Nie będę mordercą. - uśmiechnął się i oparł się o skalną ścinę. Pyskacz wypościł z ulgą powietrze. - Mogę być w kuźni dziś przez całą noc?

- A po co?

- Muszę się wyluzować. A kowalstwo mi w tym pomaga. - uśmiechnął się - Zawsze tak było, od kiedy mnie wziąłeś na nauki.

- Wiesz dobrze, że ona jest zawsze dla ciebie otwarta. - odpowiedział z wyczuwalnym szczęściem w głosie.

- Dziękuję. Pyskacz?

- Co?

- Czy byłby problem, abym dziś mógł być sam w kuźni? Chciałbym trochę pobyć w samotności. - wskazał głową na resztę rocznika.

- Rozumiem cię młody. - westchnął - Dobrze, ale masz zrobić moją robotę. - Szatyn uśmiechnął się szeroko.

- Zgoda. - potwierdził zadowolony.

Po około pół godzinie szkolenie zakończyło się. Wszyscy wyszli z areny. Pyskacz zajął się smokiem i zapędził go do celi. Z nim został szatyn, który przyglądał się gadowi. Ujrzał smutek w oczach smoka, pomieszany z gniewem. Zrobiło mu się żal, ale to ukrył.

- Dobra, idę do kuźni. - powiedział, na co kowal kiwnął głową. Pyskacz udał się w kierunku twierdzy. Rocznika Czkawki nie było już przy arenie. Szatyn nieśpiesznie udał się w stronę swojego miejsca docelowego, jakim jest budynek do wyrobu broni i narzędzi ze stali i żelaza.

- No proszę, kogo moje zacne oczka widzą. - odezwał się sarkastycznie Sączysmark, opierając się o ścianę chaty. W ręku dzierżył jednoostrzowy topór. Był sam. Czkawkę wcale nie zaskoczył jego widok, lecz tylko wzmocnił jego czujność. Westchnął i ruszył lekko głowo. Namierzył nad sobą bliźniaków z siecią.

- Dalej ci mało Glucie? - syknął na niego zły. - Zawadzasz mi. Spieprzaj. - powiedział ostro. - Albo poślę cię do Gothi. - przesunął się o trzy małe kroki w lewo, tym samym uniemożliwił bliźniakom atak z zaskoczenia. Twarz Jorgensona nabrał czerwonego koloru gniewu. Wściekły ruszył na szatyna. Ten tylko stał i czekał na odpowiedni moment i wysunął z kabury na plecach kij. Sparował cios siekiery ostrą, metalową częścią. - Jak łatwo cię sprowokować Glucie. - syknął mu w twarz, a potem kopnął w splot słoneczny. Brunet wypuścił ze świętem powietrze i ukląkł na kolano. Bliźniaki rzuciły na niego sieć, ale ten tylko zrobił jeden długi krok w tył. Sieć spadła z głuchym stukotem na ziemię, przed nogami szatyna. - Idioci. - westchnął i odwrócił się. W tej samej chwili oberwał od Sączysmarka kamieniem w głowę. - szybko złapał się za nią i lekko zatoczył. Na dłoni zobaczył krew. - No teraz to przesadziłeś. - warknął cicho. A to tylko spotęgowało wydźwięk grozy.

- Nie boję się ciebie gnido. - warknął. Stał już na własnych nogach i mierzył szatyna kpiącym wzrokiem. Czkawka pomału odwrócił się. Sączysmark delikatnie zadrżał, gdyż zobaczył opanowanie ciała, spokój wypisany na twarzy i czysty mord w oczach swojego szczupłego, wręcz chudego przeciwnika. Haddock ruszył na niego powolnym krokiem. Zamachnął się i tym razem nie powstrzymał ciosu. Ostre zakończenie kija rozorało mu policzek, ale na tym się nie skończyło. Czkawka przyłożył mu z całej siły, jaką posiadał, trzonkiem kija w brzuch. Spowodowało to nagłe zgięcie w pół Samarka. Szatyn obrócił się bokiem i na dobitkę uderzył drewnianą częścią kija w potylicę bruneta. Ten padł nieprzytomny na ziemię.

- Powiedzcie Gothi, że ją pozdrawiam. - uśmiechnął się do bladych bliźniaków z kpiną, po czym po prostu odszedł. - Nie Astrid. Odwal się ode mnie. - warknął w jej stronę. Blondynka otworzyła tylko usta. Nastolatek minął ją i skierował się do kuźni. - W końcu spokój. - westchnął i dotknął rany na głowie. - Pierdolony Smark. - Warknął i szybko opatrzył ranę. Z ulgą i lekkim uśmiechem zabrał się za szkic.

- Czkawka? - szatyn walnął w drewniany stół. Zdążył tylko w połowie narysować, co zamierzał stworzyć.

- Odynie daj mi siły, bo zaraz zwariuję. - westchnął i wziął głęboki wdech. - Czego ode mnie chcesz? - zapytał sucho.

- Prawdy. - prychnął.

- A wiesz... Proszę cię bardzo, Astrid. - warknął - Prawda jest taka, że koniec z udawaniem chuderlawego, łamagę, który nie potrafi nic zrobić porządnego na miano wikinga. - Z każdym słowem wprowadzał coraz to więcej jadu. - Zadowolona? Tam są drzwi. - wskazał.

- Ja chciałam cię przeprosić. - odezwała się. Czkawka zdusił śmiech, ale cicho parsknął, co nie uszło uwadze dziewczyny.

- O, panie i panowie! Wielka Astrid Hoferson przeprasza. Muszę to zapisać. - wlał w to tyle sarkazmu, ile się dało - Daruj sobie. Było tyle czasu na to, abyście mnie zaakceptowali, ale jak pokazałem, co potrafię. Nagle ci się odwinęło i zaczęłaś się mną interesować. Boisz się mnie... Albo masz przede mną obawy. Działasz instynktownie. Wiesz dobrze, że w tej chwili jestem w stanie wam zrobić krzywdę. Moja rada, Piękna. - powiedział z dozą sarkazmu i opryskliwości - Trzymaj się ode mnie z daleka. Myślisz, że nie wiem. Śledzisz mnie od kilku dni, ale do lasu nie wchodzisz, bo... - Udał, że się namyśla. - Tam moja siła wzrasta. W lesie czujesz się bezbronna, bo go nie znasz. Nie tak jak ja. - uśmiechnął się, kiedy spostrzegł, że ma rację. - Astrid...

- Zamknij się! - warknęła, przerywając - Kpisz sobie ze mnie?! - dziewczyna zrobiła krok i delikatnie pochyliła ciało, tak jakby chciała zaatakować.

- Tak trochę. - wzruszył ramionami i oparł się bezwstydnie o stół, gdzie zakrył część projektu. Ręce splótł na piersi. - Uuu... Zdziwiona? Mam całkowicie inny charakter, jak ci się zdawało. Nic dla mnie nie znaczysz Astrid. Zwykła blondynka z poczuciem, że jest najlepsza. - westchnął - Myślę, że koniec rozmowy. Żegnam. - podszedł do niej szybko. Dziewczyna przyłożyła mu topór do gardła.

- Jeszcze raz mnie obrazisz, a zabiję. - szatyn tylko się uśmiechnął.

- Zrobisz wiosce przysługę. Ja nie znaczę tu nic. - powiedział spokojnie. Ręka blondynki drgnęła, a wzrok zmiękł, ale zaraz stał się pusty i gniewny.

- To fakt. Jesteś nikim. - szatyn westchnął niezauważalnie z ulgą. Blondynka wyszła z kuźni.

- Mam nadzieje, że się w końcu będę miał spokój. - westchnął i zabrał się do kończenia szkicu.

<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>><<<<

Hejka

Czkawka dał popalić i mu się nie dziwię, że się wściekł na Smarka i Astrid. I fajnie mamy już zaczątek ważnej pracy.

A tak w ogóle to się rozdział spodobał? Może trochę za ostro Czkawka potraktował Astrid? Jak sądzicie?

Jak będzie jakiś błąd piszcie

Do zo za ileś tam

HQmyLove

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro