87. Termin
Upłynęły trzy dni od przybycia Lary i Borka na Oris. Zdrajca nie miał pojęcia o obecności wodza wyspy i okrętów. Bork zajął się wodnymi patrolami i już dwa razy był na terenie wroga późnym wieczorem albo nocą. Mimo ciemności dawał radę z lokalizacją okrętów oraz broni. Raz udało mu się przeprowadzić krótki desant i uszkodził trzy katapulty. Drugiego podejścia nie robił. Nie było potrzeby. Lara za to zajęła się dodatkowymi przygotowaniami ziół oraz rozdawała zabarwione na czerwono opaski nasączone smoczymiętką. W takim stężeniu, że tylko smoki były w stanie je rozpoznać. Ogólnie zioła te są niewyczuwalne dla ludzi. Dlatego Eran przekazując drugiej nocy od przybycia ludziom Viggo, że oznaczani wikingowie tymi opaskami będą nie krzywdzeni przez smoki wrogowie postanowili zrobić to samo. Iris wygłosiła to głośno i kilka razy podkreślając barwę opaski sowim ludziom o tym, że służą one do rozróżnienia swoich, jakby nastąpił atak. Lara zmyśliła, że smoki reagują na kolory, ale o tym już mieszkańcy Oris i ich wrogowie nie musieli wiedzieć. Prócz tego Bork i Lara uwijali się jak murówki na dwa fronty. Tu kłamała o pomyśle na wzmocnienie okrętów poprzez metal. Co dla Viggo było niepokojące, ale też nie widział powodu, dlaczego akurat poczynają podobnie jak oni. Eran donosił o każdej nowej zmianie i postawieniu jeźdźców oraz zastępcy wodza. Z kolei jeźdźcy informowali przez Darko Risa i resztę. Lara poinformowała Berk i brata, że zostaną dłużej niż zamierzali, ale za to mają pod kontrolą całą wioskę, wrogów i zdrajcę. Lara napisała dokładnie, kim jest ów człowiek i o sytuacji Erma.
Aktualnie dwójka jeźdźców pomagała przy uzbrajaniu statków oraz montowaniu w bocianim gnieździe wynalazku Gierla, jakimi byłby bomby.
- Lara! - krzyknął Bork z dołu - Złaź już. Koniec pracy na statku. Mojego ojca łupie w kolanie. - dziewczyna natychmiast umocniła ładunki i zawiązała jeszcze na wszelki wypadek ponownie i okryła skórą, po czym zjechała na linie i wylądowała obok chłopaka.
- Za dzień lub dwa będziemy mieć porządny sztorm. - mruknął i spojrzał na bezchmurne niebo. - Jest parno i praktycznie bezwietrznie. - powiedział - Warunki idealne do potężnego sztormu. - mrugnął do niej. Lara rozejrzała się za Eranem.
- Zwłaszcza że uszkodziłeś statki i katapulty. - powiedziała i oparła się o niego.
- Głodna? - pogłaskał ją po plecach. - I zmartwiona?
- Tak i tak. Kor już powinien być. - westchnęła - Spóźnia się.
- Myślę, że nie. Spójrz. - chłopak wskazał miejsce, gdzie koślawo leciał mały zielony smoczek.
- Kor! - smoczek wpadł w jej nastawione ręce, po czym zemdlał. Pierwsze co się rzuciło w jej oczy to krwawe ślady na skrzydle i plecach oraz bełt tkwiące w łapie. Szybko zbiegli ze statku i sprintem udali się do chaty wodza, gdzie leżały ich smoki. Lara dopadła torby. Smoka dała w ręce Borka - Oddycha?!
- Tak, ale ledwie. - odpowiedział, po czym zaczął dmuchać mu powietrzem do pyszczka. - Lara pośpiesz się! - położył go na plecach i zaczął masować klatkę piersiową. Dziewczyna uwijała się naprawdę szybko i mieszcząc zioła z wodą.
- Już prawie! – mruknęła. Ludność zaczęła się gromadzić wokół zbiegowiska. Iris wyszła przed tłum.
- Wszyscy cofnąć się! Miejsce zróbcie. – warknęła, kiedy zobaczyła daną sytuację. Wszyscy natychmiast zaczęli się cofać. - Co się dzieje ze smokiem?
- Później! - powiedziała, po czym wlała pierwszą miksturę i wyrwała bełt z rany. smok nawet nie zareagował. - Bork nie przestawaj. Masuj gardło. - chłopak natychmiast wykonywał polecania. Zielarka wysypała na palce ciemnoczerwony proszek, po czym dosypała kolejny i przyłożyła do rany. Zaskwierczało. Następnie obala to wodą. - Luminosa wyliż. - smoczyca czekała tylko na sygnał - Przejęcie. - chłopak odstąpił jej miejsca. Polała klatkę piersiową czerwoną wodą – Tycu nożyk. - wystawiła dłoń po niego. Bork podał go jej i zaczęła nacinać lekko klatkę piersiową Kora, tuż nad sercem. Krewi nie było wiele, po czym wysypała pokaźną ilość zielonego proszku. - No dawaj! Obudź się Kor. Nie rób mi tego mały. - błagała. Oddech przyśpieszył. Kor zaczął się poruszać. - Odynie dzięki ci! - wykrzyknęła i odetchnęła z ulgą. Szybko opatrzyła wszystkie pozostałe rany i wzięła smoka na ręce, zanosząc do chaty. Kiedy wróciła w dłoni trzymała wiadomość. Wszyscy czekali na informacje. - Kor nie odzyskał przytomności, ale oddycha mocno i miarowo. - odpowiedziała - Ktoś go próbował zestrzelić, ale jak widać mały uparciuch traktuje swoje zadania nad wyraz poważnie. Ale jak tylko dorwę sukinsyna, który to zrobił posmakuje moich najgorszych strzał. - powiedziała poważnie i krwiożerczo. A Bork przelotnie spojrzał na Erana, który obruszył się lekko. - Mam informacje od Drakana. Przyleci tutaj, by skontrolować smoki, czy nie dają się we znaki oraz przekaże osobiście informacje od Risa. Dodatkowo moje drogie Wilki przeprowadził desant na pewną wyspę Łowców Smoków. wyspa została doszczętnie zniszczona. Łowcy Smoków nie mają już swojej wysepki ze Smoczym Korzeniem, który doprowadzał smoki do szału. Zasoby przeciwsmokowe zostały mono ograniczone. - Wilki zaczęły krzyczeć zadowolone. - Lumi ryk. - smoczyca zaryczała, uciszając tłum. – Wybaczcie mi, ale muszę porozmawiać z waszym wodzem. - wskazała na Iris - Oraz muszę wrócić do mojego smoczego pacjenta.
- Lara co się dzieje? - zapytała bez ogródek, kiedy weszli do środka.
- Dziś w nocy ja i Bork mamy do przeprowadzenia desant na Viggo. Zniszczenie wyspy, gdzie rośnie Smoczy korzeń było zmyłką, wymyśloną przez Czkawkę. Muszę wiedzieć jak Eran komunikuję się z Viggo i Burke. - powiedziała.
- Rozumiem. Co potrzebujesz?
- Nic konkretnie. – spojrzała ponownie na wiadomość.
- Skąd wiesz, że to on napisał? - dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
- To nasz sekret, ale to nie pismo ani pieczęć. Tylko zagięcie. - wyrwała dwie strony z notatnika i złożyła je na trzy części, po czym zagięła lekko jeden bok z jednej kartki. - Po rozwinięciu wygląda tak. - rozwinęła oba.
- Praktycznie nie ma różnicy i jeśli odbiorca nie wie o tym zagięciu. - powiedziała pełna podziwu. - Kod nie kod.
- Lara już czas na oblot wyspy i wód. – wtrącił się Bork - Trzeba mieć oko na Erana. Po twoich słowach obruszył się dość mocno. Wie do czego jesteś zdolna, kiedy ktoś krzywdzi smoki.
- Yhym... - mruknęła - No cóż... To rola Risa, ale nie będę miała żadnych obaw, że nie potraktuję go ulgowo. - westchnęła - Zapowiada się kolejna nieprzespana noc.
- Dacie radę. Jak coś powiedz co mam robić, a zaopiekuję się Korem. - wskazała na śpiącego smoczka.
- Będzie miał gorączkę. - powiedziała - Zioła podałam, ale organizm musi sam zacząć się leczyć. Okłady letnia wodą i co jakiś czas pojenie go zimną wodą będzie dobre. Myślę, że dopiero na noc można mu zmienić opatrunki. - spojrzała na niego. - Opatrunki sporo wytrzymają, ale jak chcesz może je rozwinąć i nasmarować... - zaczęła grzebać w tobołku - Tą maścią. Nie zaszkodzi. - poddała ją. – Dość śmierdzi. Jeszcze mnie i Śledzikowi nie udało się znaleźć zapachu, który by zagłodził smród, jednocześnie nie osłabiał działania. – westchnęła.
- Dobrze. Zaopiekuję się nim. A właśnie, kiedy Drakan przylatuje?
- Już tu jest. - zaskoczyła ją - Przyleciał zeszłej nocy. - Teraz o tym wiem. - Obserwuję poczynania wroga plus obserwuję Erana. Ris też wiedział o tym. Brat pokaże się jutro, po czym ogłosi, że tylko przelotem ogarnie smoki i wraca. Dodatkowo bliźniaki "wrócą" z nim. - zrobiła cudzysłów z palców.
- Rozumiem. - skinęła głową - Idźcie już. Do dwóch godzin się uwiniecie?
- Tak, a co? - odpowiedział Bork.
- Późny obiad. - posłała im uśmiech.
- Dzięki. - odwiedzili jednocześnie.
- Iris podziwiam cię za taką podzielność uwagi obowiązkom, a nadal jesteś energiczna i pełna zapału. - kobieta się roześmiała.
- Ależ to mi sprawia przyjemność Laro. Kobiecina rządzi mężczyznami. Toż to sama przyjemność. - ponowienie się zaśmiała. - Mój zacny mężulek dobrze wybrał swojego zastępcę. Kiedy ten se wypływał na łupież ktoś musiał przejąć jego zacne obowiązki. A kobiecin tu nas pełno, to i kobiecina przejęła obowiązki wodza.
- I takie myślenie rozumiem. - powiedziała Lara zadowolona - Piękne, waleczne i mściwe. - zaśmiała lekko. Bork przewrócił oczami na to.
- Dokładnie. Trzymaj się jej blisko Bork. - spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- Taki zamiar i nie mam zamiar jej oddawać byle komu. Jeszcze Śledzika zniosę i Czkawkę, ale inni niech spieprzają. – uśmiechnął się i lekko szturchnął z łokcia ją w ramię.
- Ależ oczywiście tylko ty jesteś w stanie znieść mój charakterek. - cmoknęła go w policzek - Za to ty jesteś ciepłą kluchą w moich ramionach, a nie potężnym barczystym wilkiem. - po czym czmychnęła na zewnątrz.
- Młodość. – westchnęła - Leć za nią.
- Tak jest wodzu. - skłonił lekko głową, opuszczając chatę i wskakując na czekającego Malboro. Spojrzał na niebo, szukając Lary, która odnalazł lecącą na zachód wyspy. Bork i Boro objęli przeciwny kierunek. Co rusz obniżali lot, aż w końcu zniknęli w lesie, kiedy oboje zobaczyli sygnał Czkawki, jakim były błyski lusterka.
- Brat, co się dzieje? - zapytała bez ogródek.
- Zrobiłem w nocy rekonesans na Burke i Viggo. - zaczął - Mamy poważny problem. Wiem jak kontaktuję się zdrajca. Wysyła za pomocą ptaków. - westchnął.
- Eran ma swojego orła. Grom. To jego wychowanek. - wtrącił Bork.
- Viggo i Burke wiedzą o uzbrojeniu i ochronie przez smoki. - drążył dalej - Viggo obmyśla kolejny atak. Chcą przyśpieszyć go. Może do niego dojść w przeciągu tygodnia.
- A o Risie wiedzą? - zapytała Lara - A co z bliźniakami?
- Na razie nie. - odpowiedział siostrze - Ron i Zon i ich smoki w każdej chwili mogą przylecieć do wioski.
- Rozumiem. Jady ich smoków będą mi potrzebne. Tutejszy kowal Girel ma ciekawy pomysły.
- Co ci świata? - chłopak podłapał.
- Usypiające i paraliżujące będą kluczowe. Dzięki nim skontrujemy bomby, które smoki mogłyby w pierwszej kolejności zrzucić.
- Lara to genialne! - wykrzyknął - To spowolni ich drastycznie.
- Dokładnie. – posłała mu szeroki uśmiech - Przylećcie w nocy. Eran się zdziwi i będzie musiał bardzo długo czekał na okazję, by wysłać wiadomość.
- Nie Lara. - pokręcił głową na boki - Będziemy rano. Lecę dziś jeszcze zepsuć im statki z pomocą Trzech Razipródów od Alfy. Chcemy im lekko naruszyć dół statku.
- Ha! Ich grzbiety z ostrymi jak brzytwa płetwami tną lód jak masło. - powiedziała rozemocjonowana - Są tutaj? - chłopcy się roześmiali.
- Tak są. Chcesz je zobaczyć?
- Tak! - wykrzyknęła.
- No to na smoki. - powiedział wódz. Po czym zniknął w ciemności, ale zaraz ujrzeli na nim proszek świecący w ciemności. Kilka minut lotu i wylądowali w zatoce, a raczej Czkawka zniknął im z oczu.
- Czkawka! - krzykneła Lara. Nagle Lumi usłyszała ryk Szczerbata i natychmiast poszła za jego śladem. - Jaskinia Bork! - Malboro praktycznie ocierał się pyskiem o Luminosę. Smoczyca zlokalizowała za pomocą odbitych dźwięków, gdzie ma wlecieć. Ostrożnie i pomału obniżała lot, by Malboro mógł trafić do środka.
- Świetnie ci idzie Boro. - Bork poklepał go po kości czaszki. Kilka sekund później obaj zobaczyli jarzący się na fioletowo pysk Szczerbatka. Wylądowali. - Wiem, gdzie jesteśmy. - powiedział - To moja kryjówka z dzieciństwa. - zszedł ze smoka - Tam jest tunel wodny. - wskazał palcem ciemność - Prawie się tam utopiłem. A tu powinna być... - zamilkł na moment i się schylił - Jest! - wyjął drewniany kij – Ogień Szczerbatek. - smok, który był najbliżej i najlepiej widział nocą podpalił go. Jak się okazało była to pochodnia.
- Eh po co się męczyć... – mruknęła siostra - Lumi ogonie...
- Nie! - krzyknął Bork. - Ta jaskinia jest od strony wroga. - uspokoił ją - Tam jest tunel, gdzie znikniemy z widoku. - po czym nagle zniknął, pozostawiając po sobie lekką łunę światła.
- Wyparował. - powiedział Czkawka - I to dosłownie.
- Chodźcie. - pokazał się nagle. Lara ruszyła od razu.
- Ale czad! - wykrzyknęła jak zobaczyła palenisko, które Bork podpalił.
- Dzięki. - uśmiechnął się - Już to nie przychodzę, bo czasem są tu Szybkie Szpice albo Potrójne ciosy - westchnął i oświetlił jedną ze ścian. Ukazał tym ślady pazurów. - Oberwało mi się raz od Szpica. To ta blizna na udzie. - wyjaśnił, kiedy Lara już chciała zapytać - Nie było fajnie. Spieprzałem jak długi, ale myślę, że teraz nie będą miały nic przeciwko, co nie Czkawka?
- Szybko się uczysz. - powinszował mu - Mam w sobie smoka. Możecie wyjść. – powiedział - Zapewne czujecie na mnie Alfę. - chwila ciszy i wszyscy usłyszeli szuranie. Do światła wszedł czerwony Szpic. - Witam wodza. - ukłonił się. Smok poczuł i widział spokój grupy i reszty smoków. Kliknął i w świetle pokazało się ich więcej. - Wybaczcie nam najście, ale tu zapewne wiecie kryją się Raziprądy. Moja siostra chcę je zobaczyć i zebrać dodatkowe informacje. - Szpice rozpłynęły się w ciemności, ale szatyn widział, że po prostu są za skalnymi kolumnami. - Leżą. Chodźmy. - powiedział i wszyscy wrócili do wejścia.
- Ja zaraz do was dojdę. - powiedział Bork. - Malboro idź, proszę. - smok warknął i trącił go lekko w plecy. - Chcę tylko porozmawiać. Zaraz wrócę. - poklepał go po boku głowy. Warknął cicho, ale się posłuchał.
- Dobra. - odpowiedział szatyn i zniknęli. Boro jeszcze spojrzał i syknął w stronę ciemności. Ostrzegł ich, że jak mu zrobią krzywdę to przepędzi je.
- Chyba wam pogroził. - westchnął - Wybaczcie. Jest bardzo opiekuńczy. W łunie pojawił się ponownie wódz. - Chciałbym przeprosić za zranienie cię wtedy. - wskazał na jego psyk, na którym widniała brzydka blizna, ciągnąca się od dolnej powieki po sam nos. - Słabe wytłumaczenie, że się przestraszyłem. Nie chciałem. Wybacz mi. - skłonił się w skrusze. Gad podszedł i wskazał na udo. - Rana za ranę. Nie gniewam się. Kiedy ma smoczego druha chciałem dokończyć co zacząłem. Mam nadzieję, że między twoim stadem, a mną wszystko w porządku? - Szybki Szpic syknął i podszedł. - Dziękuję.
- I jak tam pogaduszki? - zapytała Lara, która siedziała przy brzegu i niecierpliwie wrzucała kamyczki do wody, oczekując Raziprądów.
- Przeprosiliśmy się nawzajem i jest dobrze. - odpowiedział i usiadł między maczugą, a głową Malboro. Smok przysunął się bliżej niego. Bork zaczął go głaskać - Nic mi nie jest. Dziękuję za troskę.
- Cholera no, gdzie oni są? - mruknęła zniecierpliwiona. - Zniknął pod wodą... - ucięła, bo zobaczyła jasnoniebieski błysk w wodzie. - Jest! Płynie. - padła na kolana , a ręce zanurzyła w wodzie. Sekundę później miał przed sobą strzelający prądem pysk smoka. Nawet nie drgnęła. - A! Thorze cudne oczy! - pisnęła, czym zaskoczyła smoka. – Wyłaź na ląd no już, już. Pokaż się. - Czkawka wyszedł i parsknął na szok smoka i całkowitą olewkę ze strony Lumi. Jeden z trzech Raziprądów wypłynął jak najbliżej brzegu się dało. - Dzięki. Jakieś rany? Dolegliwości. - spytał całą trójkę. - zaprzeczenia - Jak dowiem się od niego. - wskazała palcem brata - Te zacne sześć łbów poleci hen, hen. Muszę wiedzieć, czy jesteście w pełni sił, jak macie zrobić demolkę u Viggo i Burke. - smoki warknęły na siebie, a potem zmienili się miejscami. Gad pokazał kawałek skrzydła. Było urwane i miało ślady zębów. - Boli? - syknął. Lara bardzo delikatnie dotknęła miejsca. Gad zabrał skrzydło - Boli. - potwierdziła - Normalnie pływasz? - spytała, co jedne z łbów skinął głową. Dziewczyna zajęła się badaniem. W między czasie Bork obserwował pełny obaw Larę.
- Zawsze mnie to doprowadza do palpitacji, jak widzę ją tak blisko dzikiego smoka. Ty to już norma, bo goisz się szybko, ale ona. - wskazał na nią dłonią - Kocham ją, a ona chce żebym zszedł...
- Cóż poradzisz ma nierówno pod kopułą. - ubrał się w strój i usiadł bok Szczerbatka, który okrył go skrzydłem. - Jak miło i cieplutko. - mruknął i się zaczłą rozluźniać. Lara przez ten czas co rusz podchodziła do Lumi, by coś zapisać. Raziprądy o dziwo wykonywali każde polecenie.
- Ał! - krzykneła, kiedy poraził ją prądem - Wredny drań. - warknęła - Ja tylko chciałam odmierzyć długość skrzydeł. - mruknęła obrażona. - Dawaj mi je. - nakazała, a smok parsknął, ale rozwinął skrzydło.
- Z tego co wiem Raziprądy i Wrzeńce są dla siebie wrogami, to jakim cudem... - zaczął Bork.
- Spokojnie. Ta trójka jako jedyna wyraziła zgodę na udział w akcji, wiedzą o Wrzeńcach. Rozkazy Alfy są dość konkretne. Byłem u niego dwa dni temu. Wypłynął. Jest w okolicach Białej. Śledzik zemdlał jak go zobaczył. - oboje się zaśmiali - Wszystkie smoki zdolne do walki wyleciały z Sanktuarium i są na Białej. Zaatakują w odpowiedniej chwili od tyłu. Z Białej na Berk jest już rzut beretem. – powiedział szatyn.
- To prawda. Nie będą tak zmęczone lotem. - zgodził się z tym - Jak sobie radzi Śledzik?
- Wybitnie. - odpowiedział - Sączysmark, trochę narzekał jak się dowiedział, że jest moim zastępcą na wyspie.
- Nie ma zamiaru wrócić na Berk?
- Nie. Definitywnie odmówił. Biała potrzebuje jeźdźca. Nawet jeden jeździec smoka może wiele zrobić. Jego słowa.
- Bardzo dobre słowa. Niech go Odyn i bogowie strzegą. - powiedział.
- Skończyłam. - zwróciła się do nich Lara i zanotowała ostatnią uwagę.
- Świetnie pani zielarz mogę lecieć na demolkę?
- Tak jest. - odpowiedziała - My wracamy spać. Widzimy my się rano. - odpowiedziała i przytuliła sie do niego, co go zdziwiło. - Uważaj na siebie i bez zbędnego heroizmu. Pamiętaj, że nie płynie w tobie morderca.
- Pamiętam siostrzyczko. - oddał uścisk.
- Szczerbatek masz za wszelką cenę go zabrać, jak będzie miał kłopoty albo wpadnie na głupi pomysł. A co do waszej trójki. Rozpierdolcie te nędzne łajby. - smoki warknęły, zgadzając się z jej słowami - Czkawka Bork jak był nie widział klatek ze smokami, ale on nie ma smoczych mocy.
- Na nasze szczęście brak gadów. - posłał je w ciemności uśmiech.
- No to lećcie. - i tak zrobili. Raziprądy zniknęły w odmętach wódy, a jeźdźcy rozdzielili się.
***
Szczerbatek i Czkawka lecieli nisko nad wodą, by móc się lepiej komunikować z Raziprądami.
- Dobra, plan wiecie. Macie zarysować okręty, tak aby woda nalewała się powoli do luku powietrznego. Jak skończycie to strzelcie prądem w bok, by zrobić dziurę. - trzy gady strzeliły prądem i zniknęli w czarnej toni. Szczerbatek wzniósł się i okrążyli górę lodową, za którą pojawiły się statki wroga. - I co ty na to Viggo. - mruknął do siebie szatyn i ubrał maskę. - Ląduj, tam. - wskazał na krę lodową - Dobra robota. - pogłaskał go - Ani drgnij. Jesteśmy dosłownie obok statku, jak nas zauważą kicha z planu. - Szczerbatek syknął, że zrozumiał. Oboje czekali na wodne smoki.
- Co to za błyski!? - krzyknął jeden z wartowników, wskazując palcem na jeden z okrętów. Nagle usłyszeli potężny huk.
- To smoki atakują. - i kolejny huk. Dwa statki miały dziury w kadłubie.
- Dobra robota. - szepnął. Smoki zrobiły zamieszanie - Teraz nasz kolega, który pojawił się obok. - Celuj dobrze. - gad syknął i zebrał ładunek, po czym wystrzelił. Powstał rozbłysk. - Mordko nura. - Nocna Furia zsunęła się z kry i zaraz chwyciła się Raziprąda, który ich odsunął od statku, po czym wylecieli. - Sześć głów pokazało się nad wodą. – Jacyś ranni? – zapytał i otrzymał zaprzeczenie -Doskonała robota. Nim się spostrzeganą, że kadłub jest naruszony, będą w nie lada opałach. Dziękuję bardzo. Jesteście wolni. - trzy gady zniknęły z lekkimi błyskami prądu w wodzie. - No przyjacielu zobaczmy, co się dzieje u wroga. - smok zaśmiał się po swojemu i wznieśli się nad maszty.
- Już łatajcie te dziury wy parszywe szczury! - wykrzyknął Burke. Czkawka zaśmiał cicho.
- Skoczę na bocianie gniazdo. Krąż. - smok warknął, że mu się to nie podoba. - Są teraz zajęci. - gad zrobił kółko, ale pozwolił zeskoczyć Czkawce. Chłopak szybko i cicho wylądował. Dobył sztylet na wszelki wypadek i zaczął nasłuchiwać.
- Burke uspokój się. Ten głupiec z Oris jest zbyt naiwny myśląc, że pozbędziemy się wszystkich smoków z wyspy. Prędzej zginie z rąk swoich ludzi za zdradę. Ark zaatakuję Berk i wyspę Drakana za niecałe czternaście dni. My za to przeprowadzimy zmasowany atak za tydzień. Mógł zostawić smoki na Berk. Łaskę zrobił Oris, że wysłał kilka smoków.
- Dalej mnie łupie, że coś nie gra. - stwierdził kapitan Łowców Kości. - Eran powiedział żebyśmy sobie odpuścili atak w najbliższych dniach. Mają przepowiadacza sztormów, tu nawet ja na tym bym chciał polegać. - powiedział - Niewiele wilków morskich ma ten talent.
- Tak mówisz... - westchnął i spojrzał na mapę, którą miał rozciągniętą na stole. - Drakan przyleci pewnie rano z dziećmi wodza, by je chronić tutaj niż na Berk. Martwi mnie ich sposoby korespondencji. Nie udało nam sie zestrzelić ich smoka. Uciekał i mam nadzieję, że zdechł w wodzie. - Czkawka słysząc to zbladł, ale zaraz odetchnął z ulgą. Lara przecież wiedziała, że jest na wyspie.
- Thorze dzięki ci za ochronę Kora. - mruknął do siebie.
- Tak czy owak. Atak teraz czy za siedem dni nie robi różnicy. Oris i tak nie zdąży nawet ze smokami. Nam wystarczy przepłynąć w kilka godzin wodę, by zaatakować, jemu minimum trzy dni. Mnie martwi co innego.
- Niby co? - mruknął Burke.
- Urta. Jej obecność mnie niepokoi. Ta dziewczyna potrafi sporo namieszać i ma równie silny umysł co Drakan. Skoro ona tu jest i pomaga w Ochronie Oris, to Ris nie ma czym się przejmować i martwić. Daje mu to więcej siły. Dobrze to rozegrali. - popukał w mapę. Czkawka nie widział jej dokładnie, nad czym ubolewał, ale wolał nie ryzykować. - Atak od frontu. Użycie pocisków z kwasem i śluzem, potem desant na wyspę i wyrzniecie jak największej liczby smoków i ludzi.
- A co jeśli wiedzą o ataku? - zapytał - Chyba atak sprzed chwili nie był jasny?
- Nie... Może Urta zleciła smokom, aby na wszelki wypadek nas spowolnić, by nie kombinować w najbliższym czasie ataku. - Czkawka ledwie powstrzymał głośne parsknięcie. – Albo smoki same z siebie zaatakowały. Zdarzało mi się to już wcześniej. – westchnął – Inna sprawa, to dlaczego uzbrajają statki?
- Przecież ten idiota powiedział, że to nowy wynalazek Drakana. Ma wzmocnić Wilcze okręty.
- Jak uważasz, ale ten stop mnie niepokoi. – podniósł kawałek do lampy. Lekki i twardy. Stępił mój sztylet. Jeśli pokryli nim statki ich zniszczenie będzie cięższe. Trzeba się pozbyć ich kowala...
- I co z tego, skoro Drakan i Urta są. Oni umieją kuć. – przerwał mu. Viggo zmarszczył brwi. – Poza tym Ark ma wiele niespodzianek dla tego smarkacza. Jego biedny domek zostanie zrujnowany. Ten cały Dagur pewnie już zdechł w głębinach, kiedy Ark go wybiadolił ze statku po otrzymaniu wiadomości. Na dodatek wejście do wyspy smoków zieje otworem. - szatyn uśmiechnął się, że jednak ten plan nie wypali.
- Jak uważasz Burke. Jeśli będzie sztorm nasze statki przetrwają to bez zbędnych strat. Atak za trzy dni. – powiedział i zgasił lampę. Wchodząc do kajuty.
- Szczerbo... – szepnął Czkawka, po czym został porwany i zniknęli w ciemności.
<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>
Hejoo
Mam nadzieję, że chodź troszkę nadgoniłam opowiadanko o te trzy rozdziały maratonu?
Widzimy się w kolejnych, a teraz uciekam do HP
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro