84. Łzy radości
Ranek nastał szybko. Ulda zeszła na dół i ujrzała śniadanie oraz liścik, gdzie znajdzie adresata oraz małą instrukcję, żeby nie szła nigdzie sama. Kobieta parsknęła śmiechem i zjadła posiłek, po czym zaczęła przechadzać się po chacie. Zobaczyła kilka ramek ze szkicami przedstawiającymi prawdopodobnie mieszkańców wyspy. Uśmiechnęła się na widok portretu swojej uczennicy i jej smoczycy. Dotknęła go opuszkami, po czym przeszła do kolejnego. Na nim już była czwórka, a wyżej na czterech oddzielnych ramkach smoki.
- Jak dobrze, że masz dom Laro. - westchnęła i wyszła z chaty, kierując się do kuźni. - Halo?!
- Po drugiej stronie budynku! - odpowiedział jej głos. Ulda obeszła kuźnię i zobaczyła dwa Gronkiele. Oba smoki łypały na nią zaniepokojone. - Hej, spokojnie. - powiedział umorusany węglem szatyn. - To przyjaciółka. - smoki rozluźniły się i wypluły magmę. - Dziękować bardzo. - odpowiedział, po czym smoki odleciały. Stopy szybko zanurzył w wodzie i odłożył na kamień, by do końca ostygły. - Wybacz, ale wojna to nie przelewki. - wskazał stos metalu po statkach.
- Skończeni kretyni. - westchnęła - Dzień dobry Drakanie.
- Wybacz. Witaj Uldo. - posłał jej uśmiech i zdjął skórzany fartuch, po czym krótko zagwizdał. - Darko! - nagle Straszliwiec wylądował na głowie szatyna. - Odwiesisz? Mam gościa do oprowadzenia. - smok łypnął na kobietę, po czym złapał fartuch w łapki i wleciał do kuźni. - Zapraszam.
- Dziękuję. - powiedziała i ruszyła obok niego.
- To jest mój mały światek. Tam jest Lary. - wskazał na szklarnie. - Tam pewnie zaczaisz się na długi czas. - Ulda uśmiechnęła się szeroko. - Ale teraz chodźmy złożyć modlitwy. - Ulda oglądała, jak smoki po prostu patrzyły i nie atakowali jej, mimo że szła krok za chłopakiem.
- Jak to możliwe? - zapytała, kiedy schodzili kamiennymi schodami.
- Ale co? - odwrócił się, nie rozumiejąc.
- Smoki. Zrobię krok w prawo i dotknę tego Zębacza, a on nic.
- Gady mieszkające tu wiedzą, że osoby, które sprowadzam, są pokojowo nastawione, ale uważaj na maluchy. Niedawno zaczął się okres lęgowy. Te tu to praktycznie same samce. - posłał jej współczujący uśmiech. - W głąb, a raczej w las jak pójdziesz, to usłyszysz wybuchy i warczenie.
- Nie mam zamiaru się tam zbliżać. - podniosła ręce do góry. - Ale jak widzę, tatusiowe to lenie. - obaj wybuchnęli śmiechem. Po czym znaleźli się na plaży.
- Zaczekam na ciebie. Masz czas.
- Mogę być sama, czy raczej...
- Wątpię, że skrzywdzisz smoki. - przerwał jej - Ja będę na górze. Jakbyś się zgubiła, to krzycz. Usłyszę. - posłał jej smutny uśmiech.
- Dziękuję Drakanie. - skinęła głowa i podeszła do pierwszego kopca. Szatyn zostawił ją. Sam wrócił do kuźni. Wbrew pozorom Ulda była pod obserwacją wszystkich smoków na Białej. W razie kombinowania szybko zostałby powiadomiony, ale wiedział, że nie narobi kłopotów. W międzyczasie porozmawiał z kilkoma wodzami z wyspy. Wszystkie gady zdolne do walki wyraziły chęci do pomocy. Czkawka, mimo że ufał Śledzikowi w sprawie smoków, ale wolał potwierdzić i być pewnym, kiedy będzie przedstawiał zdanie przy radzie. Parę kwadransów później wróciła, lekko przygnębiona. - Ark to skończony idiota. - powiedziała i usiadła na stołku w kuźni, po czym pochyliła się, chowając twarz w dłonie. Chłopak spojrzał na nią uważniej.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Nie. - po czym spojrzała na niego. Miała zaczerwienione oczy. - To, co zrobił... - po czym po policzku spłynęła jedna łza. - Mój brat... Nie wrócił. - po czym ponownie schowała twarz w dłonie, a ramiona za trzęsły się. Szatyn podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu. Nic nie mówił, bo raz nie znał go, a dwa wiedział, że ciche wsparcie jest dobre. - Zniszczę go. Zamorduje tego bezuczuciowego chuja. Przysięgam. - warknęła i podniosła czerwone, ale pełne wściekłości i żądzy zemsty oczy.
- Spokojnie Ulda. Każdy z nas ma z nim na pieńku. - posłał jej lekki uśmiech. - Ja właściwie skończyłem. Lecimy na Berk, czy chcesz zajrzeć do szklarni?
- Tym szybciej tego gnoja zajebiemy, tym mi będzie weselej na duszy. - powiedziała i wstała. - Lecimy. - szatyn posłał jej szeroki uśmiech.
- W takim razie w drogę. Powiadomię Śledzika i część smoków.
- Oczywiście. - po czym opuścili kuźnię. Czkawka zagwizdał głośno. Po minucie zjawił się Śledzik oraz wodzowie Zębaczy i Koszmarów.
- Lecimy na Berk. Atak podejrzewam, że będzie na Berk i Oris. Wyspa Białej Mgły pozostanie, mam nadzieję, że nie naruszona. – kilka smoków mruknęło, jakby z ulgą - Część smoków niech leci na Oris już. Pod osłoną wieczora i nocy. Darko poprowadzi. - Smoczek zadowolony, tak ważnym zadaniem wylądował na Szczerbatku. Nagle rozległ się ryk. Obok szatyna wylądował Gromogrzmot z jaskini. - Co się dzieje przyjacielu? - smok stanął zaraz obok wodza Zębaczy. - Ale masz rodzinę do ochrony. - zdziwił się.
- Chyba raczej będzie za żarcie bronił domu, który im daliście. - powiedział Śledzik. - Ja zostanę.
- Na pewno?
- Tak. Mam słaby talent przywódczy i jestem bardziej pacyfistą, ale mam pomysły, które pozwolą nam zatrzymać wrogów, jeśli przebiją się. Zwłaszcza że sprowadzisz wilcze okręty tu.
- Co do tego raczej odpada ten plan. Ark wie, że Ulda została przeze mnie zabrana, ale na wszelki wypadek bądź gotów na natarcie. - westchnął - Nie chcę walczyć tu. To nie jest miejsce na rozlew krwi. To jest azyl. Jest tu pełno młodych.
- Wiem Czkawka. - położył mu dłoń na ramieniu - Część z nich ma przyszykowane podziemne jaskinie.
- Co? - te słowa zszokowały szatyna. - Czemu mi...
- Zgon wykonał kawał dobrej roboty. - przerwał - I na wszelki wypadek. Nie wspomniałem o tym, bo w chacie byliśmy we trójkę. - spojrzał na Uldę - Wybacz mi to.
- Ależ nie mam żalu, chłopcze. Wykonałeś kawał dobrej roboty. - posłała mu szeroki uśmiech.
- Dziękuję. - spojrzał ponownie na szatyna - Przekopał się koło klifów i zrobił jaskinie. Matki z młodymi pomału się i przenoszą.
- Śledzik. - chłopak uściskał go nagle. - Odynie dziękuję ci za niego. - blondyn zaśmiał się i poklepał go po plecach.
- Białą zajmę się ja. Mam nadzieję, że Lara się nie pogniewa, jak zniszczyłem Smoczy korzeń i Oleander.
- Nie pogniewa. Szykuj na wszelki wypadek ładunki wybuchowe. Zniszczysz szklarnie, kuźnie i chmurę gradową. - słowa były bolesne, ale zostały wypowiedziane.
- Są gotowe. - potwierdził poważnie.
- Spakowałem wszystkie nasiona roślin i schowałem w górze. Tylko ja i Zgon znamy położenie. Niektóre sekrety też. Trzymaj. Daj to Larze, a to dla ciebie. - chłopak otworzył jeden z czterech dzienników. Spisałem wszystko, co miałeś w kuźni, w chacie i chmurze. Każdy najmniejszy szczegół. Opisałem. Na wszelki wypadek.
- Dziękuję Śledziku.
- Do usług wodzu. - posłał mu lekki uśmiech. - Co do gadów. Wszystkie samce lecą z tobą teraz.
- Co? - zdziwił się.
- Miej wiarę w kobiety. - puścił mu oko. - Matki są krwiożercze. Obronią wyspę, jeśli będzie konieczność.
- Przyjaciele, naprawdę? - zwrócił się do smoków, które jak jeden rusz wzniosło się w powietrze. - Dziękuję. Hakokieł, Wichura, Wym i Jot. Lecicie na Berk. - trzy smoki zaryczały i wysterowali. Szatyn parsknął cicho. Wyciągnął dłoń i uścisnął blondyna. - Powodzenia i niech bogowie będą z tobą i smokami.
- Wzajemnie. Do zobaczenia. - chłopcy spojrzeli sobie głęboko w oczy.
- Sztusia pilnuj go. - smoczyca warknęła poważnie i podeszła się pogłaskać.
- A ty Szczerbo miej nad nim baczenie. - gad warknął, równie poważnie jak smoczyca. Ulda usiadła na grzbiecie Szczerbatka.
- Miło cię było poznać Śledziku. Podziwiam twoją odwagę. - powiedziała.
- Dziękuję Uldo. Jak się zobaczymy ponownie, chcę poznać twoje techniki leczenia. - posłał jej lekki uśmiech.
- Obiecuję ci zrobić porządny wykład. - szatyn wskoczył na siodło i wystartowali, nie oglądając się za siebie.
***Okolice Berk***
Lara obserwowała horyzont od kilku godzin, wypatrując sojuszników, jak i wrogów. Dostała Straszliwca z Sanktuarium. Wszyscy byli zdumieni powodzeniem szatyna, ale nie ona i jeźdźcy. Przetarła oczy i ujrzała dziwną chmurę. Wyjęła lunetę i aż się zapowietrzyła. Wskoczyła na grzbiet śpiącej Luminosy.
- Lecą! Czkawka leci ze smokami! - wykrzyknęła na całe gardło. Bork, kiedy to usłyszał, wyleciał z twierdzy, a za nim Ris i jego dzieci. Lara w następnej kolejności poleciała do Stoika i Valki, którzy byli w swojej chacie. Wszyscy zbiegli się na brzeg. Szatyn akurat wylądował.
- Hej siostra. - dziewczyna oniemiała i pobladła, otwierając lekko usta. Nie patrzyła na niego, a na osobę siedzącą za nim.
- Witaj Larcia. - kobieta posłała jej najszerszy uśmiech, jaki w życiu zrobiła. Była szczęśliwa, widząc ją całą i zdrową, i taką pełną życia. Rozłożyła szeroko ramiona. Urta drgnęła, jakby ją ktoś pchnął i wpadła w jej ramiona.
- Mistrzyni. - załkała ze szczęścia - Ulda.
- Larcia, moja zdolna uczennica. - obie kobiety popłakały się. Czkawka zaczął wyjaśniać pokrótce sytuację. Część smoków z Białej wylądowała między wikingów, co spotkało się z lekkim dyskomfortem po obu stornach.
- Czkawka. - chłopak odwrócił się i od razu złapał siostrę w ramiona.
- Dziękuję braciszku. - wyszeptała, a chłopak cmoknął ją we włosy.
- Proszę. - po czym wypuścił ją - Wodzowie. Mamy poważny problem i w cholerę mało czasu. - zaczął. - Twierdza natychmiast. Jeźdźcy zajmijcie się smokami. Schowajcie je w lesie.
- Tak jest wodzu. - odpowiedział Bork, po czym on i Ella zajęli się smokami.
- Uldo, pora na ciebie. - szatyn spojrzał poważnie na kobietę.
- Wiem. - kobieta stanęła obok Czkawki. - Na początek. Nazywam się Ulda. Pochodzę z Kirk. - kilka nagłych wdechów zaskoczenia przetoczyło się przez tłum - Mam w planach zajebać tego chuja, jakim jest Ark Kryk. - powiedziała. - Bez obaw. Osobiście chcę się zemścić za mojego brata. - Lara wstrzymała nagle oddech.
- Gurel nie żyje?! - pisnęła i zakryła usta dłonią.
- Zginął na waszej wyspie. - odpowiedziała.
- Ja... Ja go nie widziałam. - powiedziała zszokowana.
- Jestem wdzięczna za jego godny pochówek i szacunek. Dziękuję. - Lara chciała coś dodać, ale uniesiona ręka ją uciszyła. - Zajmijmy się wojną. Na opłakiwanie poległych przyjdzie czas. - po czym wszyscy udali się do twierdzy. Kiedy ludność zebrała się w budynku, Stoik wyszedł.
- Na początek dziękuję Drakanie za pomoc, jaką udzielą nam smoki. - powiedział. Chłopak skinął głową. - Nasze szanse wzrastają z dnia na dzień, ale teraz oddajmy głos naszemu nowemu sojusznikowi. Ulda jest... była mieszkanką wsypy Kirk, skąd wywodzi się córka samego wodza, a nasza jedna z większych sojuszniczek Urta. - kobiety skłoniły głowami. - Uldo zapraszam. - zwołał ją na swoje miejsce.
- Dziękuję za ciepłe i miłe przywitanie Stoiku, wodzu Berk. - mężczyzna skinął głową - To prawda, co powiedział wasz wódz. Tamtej nocy Drakan uratował mnie od tego skończonego kretyna. Jego atutem był mój dar jasnowidzenia. - opuściła głowę - Ale teraz niech się wypcha. - uśmiechnęła się szeroko. - Jako wieszczka musiał mi wierzyć, ale jako że moim atutem jest barwny język... zwodziłam go lekko. - wzięła głębszy wdech - Nie wiem o waszych strategiach, ale będziecie musieli przeredagować je i stworzyć od nowa. - szmer rozniósł się po ludziach. - Ark i Ryker zaatakują Berk. Zrezygnowali z Wyspy jeźdźców, po tylu nie udanych próbach, ale zostawią trzy okręty jako czujki. Kilka głębszych zszokowanych oddechów było słyszeć w sali, ale nie zamierzali przerwać. Valka położyła dłonie na ramionach syna i Lary. - Z kolei Burke i Viggo przeprowadzą główny atak na Oris. - Ris uderzył pięścią w stół.
- Niech tego zasrańca Hel pochłonie! - zaklął soczyście. - Wybacz. - kobieta uniosła dłoń, że jej to nie przeszkadzało.
- Na Oris znajduje się szpieg. Wiedzą, że wypłynąłeś na Berk. Wybacz mi, że nie dałam rady się szybciej skontaktować.
- Nie winie cię moja droga. Teraz dzięki tobie nasza strategia będzie jeszcze lepsza. Dziękuję ci bardzo. Co do szpiega to później. - Ulda skinęła głową i podjęła wątek.
- Szpieg na Oris przekazuje wyłącznie informacje Viggo i Burke. Ark jest na wyspie i szykuję atak na Berk w przeciągu trzech tygodni. W tym samym czasie atak nastąpi na Oris z opóźnieniem dwóch trzech dni. Viggo opracował nowa broń niszczącą. Połączył kwas Zmiennych oraz śluz Koszmarów w bronie miotające. Nie będą nawet musieli schodzić na ląd. Siła jednego pocisku jest dwu, a nawet trzykrotnie większa od zwykłej katapulty. - głucha cisza zapadła w twierdzy. Sama Ulda zamilkła, po czym zaczęła się uśmiechać, ale ten uśmiech bardzo zaniepokoił Stoika - Ale teraz jak jestem z wami, to ich atak niespodzianka pójdzie się jebać, a ja sobie poeksperymentuję na moich wrogach. Powiem to dobitnie. - oparła dłonie o stół, lekko się pochylając - Całe moje jestestwo jest do waszego użytku. Oddaje się wam cała. Cała moja wiedza, umiejętności... oddaję wam. Róbcie ze mną, co chcecie. - po tych słowach nikt nie śmiał się odezwać. To, co powiedziała ta kobieta, wstrząsnęło wszystkimi. Praktycznie zmieniła się w narzędzie, a nie w żywą istotę.
- Uldo... - odezwał się Stoik - Na pewno chcesz poświęcić całą siebie na to?
- Stoiku w momencie jak zobaczyłam twojego syna w mojej własnej chacie. W życiu nie byłam tak szczęśliwa. - odwróciła się do niego - Dziękuję wszelkim bogom za jego zesłanie. Pewnie komuś przeszło przez myśl, dlaczego się nie zabiłam? Bardzo łatwo. Czułem, że to nie odpowiednia pora i czas. Stoiku, Risie, Drakanie dziś przekaże wszystko, co wiem o całej wyspie Kirk. Wszystkie najmniejsze szczegóły, nawet pełną odtrutkę na twoją przypadłość Drakanie. - chłopak otworzył szeroko oczy, po czym spod bluzki wyjęła soczewkę. - Odebrałam ją biednej Heatherze. Rozbiła się naszej wyspie na swojej smoczycy. Wiecie, co się wydarzyło potem. - Lara i Czkawka pobledli. - Dała mi ją w ostatniej chwili. Kazała mi ją przekazać ci, Książę smoków. - po czym rzuciła ją w jego stronę.
- Uldo, nie wiem co powiedzieć... Dziękuję. - kobieta skinęła głową – Laro, mamo. Do roboty. Lećcie na Vanaheim. - Kobiety wręcz wybiegły z twierdzy.
- Larisso! - ruda zatrzymała się w półkroku - Chcę notatki.
- Zawsze je robię z myślą o tobie. - po czym zniknęła.
- Moja zdolna bestia. - szepnął. - Ark posiada w pełni wyposażone dwanaście okrętów bojowych, wzmocnione smokoodpornym metalem oraz uzbrojone w wynalazek Viggo. Viggo i Burke mają piętnaście okrętów tak samo wyposażonych. Na dodatek posiadają pociski antysmokowe, które zabiją gady po jednym trafieniu. Zostałam zmuszona do przyrządzenia kilku trucizn i dla was i dla smoków. - zamilkła. - Ale przyczyniłam się do jego szybkiego zepsucia i bezużyteczności - uśmiechnęła - Trucizny są już dawno nie do użycia. Najmniejszy kontakt ze słoną wodą zmyje to ohydztwo. Ale w czasie prób musiały być zabójcze. Wybacz mi Drakanie za odebranie kilku smoczych żyć. - skłoniła ze skruchą głowę.
- Nie winie cię. Wiem, że robiłaś to dla większego dobra. - odparł spokojnie, ale kobieta zauważyła, że zacisnął szczeki, to samo zauważył Stoik i Ris.
- Bez obaw składałam modlitwy do Odyna, by ich przyjął godne.
- Dziękuje Uldo. - kobieta powróciła wzrokiem na tłum - Ark chcę przeprowadzać ataki ze wszystkich stron wyspy. Wysłał nocne czujki. Wie, jak wyglądają brzegi obu wysp. Przygotował dywersje na każde miejsce, od klifów, na które przeznaczył wielkie harpuny, po bagnistą część wyspy.
- Przecież te bagna są nie do przejścia w większej ilości ludzi. - wtrącił Stoik.
- Uldo, Stoiku wybaczcie, że się wtrącam. - odezwał się wódz Oris - Ale czy Ark nie ma pod niewolą smoków tak jak Viggo i Burke?
- Trafne stwierdzenie. - westchnęła - Przedrze się dzięki smokom. Niektóre gady instynktownie kierują się w najbezpieczniejsze dla siebie miejsca. Bagna zdołają przejść. Zakończyła. - wzięła kolejny wdech - Oris zaatakują od frontu z pełną mocą. Chcą ją zrównać z ziemią jak najszybciej, byś nie miał czasu na kontratak. To wszystko, co wiem. Dziękuję za wysłuchanie. Drakanie teraz twoja kolej. – chłopak wstał i zajął miejsce obok niej.
- Dziękuję Uldo. - odezwał się Czkawka - Część smoków z mojej wyspy już wyleciała na Oris. Za pewnie już są na miejscu. Risie twoja żona dostała pełną listę, co musi zrobić z gadami.
- Dziękuję. - mężczyzna skinął głową przy tym. Stoik usłyszał wydech ulgi.
- Na dodatek smoki z Sanktuarium Valki czekają tylko na mój odzew. Prawda kolego? - nagle z cienia wyłonił się pomarańczowo-fioletowy Straszliwiec, lądując przed szatynem na stole. - Planuję, aby smoki z Sanktuarium przybyły i zaatakowały od tyłu.
- Doskonały pomysł chłopcze. - powiedział Stoik.
- Dziękuję. Uldo masz coś jeszcze do powiedzenia? - potwierdziła.
- Viggo posiada duże pokłady Smoczego korzenia. Drakanie czy są smoki odporne na niego?
- Każdy z klasy kamiennej. - odpowiedział od razu. – Gronkiele, Szeptozgony na przykład. Na nich korzeń nie działa. - po czym zamilknął nagle. - Wiem, do czego dążysz. - brunetka posłała mu zadowolony uśmiech. - klasa kamienna może stanąć w pierwszej flance powietrznej i pozbyć się strzał. Prócz odporności, mają dość grubą skórę.
- Dokładnie. - Nagle do twierdzy wpadł zdyszany wiking.
- Drakanie, Drakanie. Dziwne smoki. - mężczyzna przedarł się naprzód.
- Spokojnie, weź wdech. - stanął obok Uldy - Co się dzieje?
- Smoki jak kamienne posągi. Pojawiły się znikąd. Wikingowie nie wiedzą, co czynić. - chłopak pobladł.
- Strażniki. - szepnął zszokowany, po czym puścił się biegiem. Nim się ktokolwiek spostrzegł, jego już nie było. Zaraz za nim podążyli wodzowie. Kiedy wszyscy dobiegli na plaże, chłopak akurat pokłonił się statuom. Nagle jedna z nich zaczęła się poruszać, po czym sama się ukłoniła.
- Ella? - zapytał ojciec, kiedy dziewczyna wylądowała obok niego. Była równie zdezorientowana i zaskoczona ich widokiem.
- Te smoki są w pewnym sensie kapłanami. - powiedziała - Są strażnikami przejścia smoków do Valhalli. Ich przybycie może wnioskować wszystko. - jej fiołkowe oczy była pełne szoku. Czkawka zaczął iść w ich kierunku. Kamienne smoki rozleciały się i lądowali w kilkunastometrowych odstępach od sobie. - Kochanie? - zaniepokoiła się bladością u szatyna.
- Strażniki opuścili Wanaheim, by wspomóc nas walce. Rozmawiałem z głównym wodzem. Wszystkie Strażniki rozleciały się po brzegach wyspy, osaczając ją. - wyjaśnił.
- Chłopcze wszystko w porządku? - zapytał Stoik.
- Strażniki to klasa kamienna, ale też tajemnicza. Byliśmy kilkanaście razy na Vanaheim. One... one to Przeprowadzacze. Opiekują się dogorywającymi smokami, którym udało się dotrzeć do wsypy zmarłych. Ich obecność jest tu nie tylko po to, by walczyć, ale by smoki miały duchowe oparcie w czasie chwalebnej śmierci. - wyjaśniał i wziął głębszy wdech. - Część poleciała na drugą wyspę.
- Ale one nie ruszają się z wyspy? - zdziwiła się Ella - Przecież... - zamilkła, widząc wzrok szatyna. Szybko zrozumiała, dlaczego przybyły - Już wiem.
- Jeszcze nie pora byście zdradzili wszystkie swoje sekrety. - powiedział Stoik.
- Kiedy walka wybuchnie, dowiecie się całej prawdy o smokach. - powiedział Czkawka - To będzie dla was lekki szok. - posłał im współczujący uśmiech. – Ale bez obaw. Szok zamieni się w okrzyki triumfu. – poklepał Ellę po ramieniu - Wracajmy trzeba się przegrupować. Risie mam dla ciebie miłą niespodziankę. Twoi starzy wodni sojusznicy są tu. - wskazał palcem na wody.
- Wrzeńce?! - wykrzyknął.
- Przypłynęły gotowe, by cię wesprzeć. Masz kamizelki? - zapytał.
- Oczywiście, od zeszłego momentu są doglądane przez moje wilki. - powiedział.
- Część wilczych okrętów i naszych okrętów musi płynąc na Oris. Jeszcze dziś zajmiemy się szyciem kolejnych. Gromogrzmoty też pomogą. Nagle spojrzeli do góry. - To... Tajfumerangi! - wykrzyknął. Jeden zaczął obniżać lot, po czym wylądował na plaży. - Nie ważcie się ruszyć z miejsca. Są jednymi z najagresywniejszych smoków. - wszyscy jak jeden rusz zastygli. - Witaj. - smok mu się ukłonił, czym sparaliżował Czkawkę. - Alfa was wysłał? - potwierdzające syknięcie. - Zdajecie sobie sprawę, że będzie pomagać ludziom... - warknięcie przerwało chłopakowi - Dziękuję. Klify dobry wybór. Tam jest dużo miejsca. Wasze splunięcie będzie idealnie pasować do tego miejsca. Doniosę wam tyle węgorzy, ile dam radę zdobyć. - Smok warknął zaskoczony i wdzięczny. Zaryczał głośno, przez co Czkawka musiał zasłonić uszy. Szybujące Taifumerangi skierowały się na klify. Gad od razu wzbił się w powietrze za pomocą spirali, przed którym szatyn czmychnął.
- Czkawka czy to...
- Tak. Klify to ich miejsce działań. Ich tornadowe splunięcie zmiecie ludzi Arka.
- Juhu! - wykrzyknęła Gizella. - Wgramy to! - mężczyźni zaśmiali się i wrócili do środka. Omawiać nowe wieści i włączając nowe zmiany. Jeszcze tej nocy szatyn zaprzątnął do pracy kilkunastu ludzi do szycia uprzęży dla Wrzeńców i Gromogrzmotów, które zgłosiły się do transportu statków. Prace szły szybko i precyzyjnie. Informacje i propozycje Uldy i doświadczeniem Gothi spowodowały już kilka worów wypełnionych szarfami ze zmieszanymi ziołami pobudzającymi oraz Smoczymiętką, dodatkowo kilka skrzyń z medykamentami, czyli naparami przeciwbólowymi oraz zapobiegającym krwawieniu, dodatkowo odtrutki na smocze trucizny. Czkawka prócz kontroli szycia uprzęży kuł razem z Pyskaczem bronie z gonkielowego żelaza. Obecność smoków bardzo ułatwiła niektóre rzeczy na przykład rozpalanie ognia czy noszenie. W pierwszej kolejności zajęli się ładunkiem na Oris. Stoik z pomocą kilku Straszliwców kontroluje łączenia wyspy z morzem ze wszystkich stron. Ella i Bork zajęli się połowem ryb dla smoków, oczywiście wodne gady pomagały i w tym. Wilki morskie wzmacniały swoje, jak i Wandali okręty swoimi sprawdzonymi sposobami, ale i tu zaszły zmiany. Pokrywali wcześniej przygotowanymi przez Pyskacza i Czkawkę lekkie metalowe płyty z tego samego smoczego żelaza. Gronkiele miały co chwila dostawy odpowiednich surowców od Szeptozgonów, które jak się okazało, przyleciały od Alfy. Kobiety na Berk przygotowywały lekkie, ale syte posiłki z ziołami poleconymi przez Larę, która przed wylotem na Vanaheim z Valką zostawiła instrukcje i pomysły. Pierwszy raz rocznik Czkawki z Berk ani razu nie zakłócił prac zleconych przez szatyna. Sączysmark z początku był niechętny, ale jedno ryknięcie Malboro spowodowało, że szybko zabrał się do pracy przy zbieraniu ziół w lesie, w którym roiło się od ogromnej ilości smoków. Rocznik Berk był zszokowany powagą, jaką przedstawiał sobą Czkawka. Chłopak był w tym samym wieku i zasiadał wśród wodzów i tak był traktowany. Był wodzem swojej wyspy. Wilki z Oris co rusz ukazywały mu szacunek godny przywódcy. Spostrzegł to właśnie Sączysmark i odpuścił sobie wywyższanie się, bo nikt na niego nie zwracał uwagi, kiedy się przechwalał i dokładał mu roboty.
***Kuźnia***
- Dzieciaku idź się zdrzemnij. Musisz mieć siły. Twoi ludzie już śpią, tylko ty latasz. - odezwał się jego mentor i przetarł czoło od potu.
- Wiem, że muszę iść spać, ale jeszcze jedna płyta i okręty będą gotowe do odpłynięcia rano.
- To już zostaw mnie. - włożył kawałek płyty do wody. Zaskwierczało. Kowal obejrzał ją, po czym dał w szpony Zmiennemu, który akurat wrócił do kuźni ze statku. Ku zaskoczeniu szatyna kowalowi dobrze pracowało się we współpracy z gadami - Idź! - warknął, kiedy chłopak dalej wyrównywał metal.
- Ale...
- Furia zabierz go stąd! - zwrócił się do smoka, który naciskał na miech. - No już. - gadowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Sam martwił się o swojego przyjaciela, więc wziął jego dłoń w bezzębną paszczę i pociągnął do wyjścia, warcząc przy tym.
- Jak coś za trzy godziny wracam. - powiadomił - Szczerbek zostań jeszcze i pomóż. - Smok wypchał go z kuźni i wrócił do mięcha.
- A może i ty się zdrzemniesz? Została tylko ta płyta. Ty i Czkawka musicie być w pełni sił. Dowodzicie. - wskazał naniedokończoną pracę szatyna. Smok usłuchał Pyskacza, ale położył ogon na miechu, poruszając nim. - Ech, uparte z was gady. - mruknął i uderzył jeszcze parę razy w metal.
<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<
Suprise!
Mamy kolejny. Chcę Wam, choć odrobinkę zrekompensować moje niebycie na watt.
Mam nadzieję, że się podoba ;*
Do zobaczenia, w następnym
HQ
PS. Nie wiem, kiedy będzie kolejne, ale być może już w szybszym terminie niż poprzednie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro