83. Sojusznik z innego kręgu
Przy głównym stole usiedli wodzowie swoich wysp oraz ich najważniejsi towarzysze. Czekali w ciszy, aż wszyscy mieszkańcy i goście zjawią się w twierdzy. W budynku znajdowały się też wszystkie smoki, które zajęły miejsca przy ścianie, tylko Szczerbatek był tuż za fotelem swojego jeźdźca. Szatyn uśmiechnął się lekko pod nosem, widząc cztery ciekawskie spojrzenia z góry. Bliźniaki i ich gadzi przyjaciele rozsiedli się na krokwiach. Po jeszcze kilku minutach wielkie wrota zamknęły się z głośnym uderzeniem, ale rozmowy nie ucichły i były znacznie zwiększone, co przeszkadzało smokom i Drakanowi.
- Mordko, daj głos. - powiedział od niego. Gad wstał i nabrał powietrza w płuca, po czym wydał głośny ryk. Wszyscy w twierdzy zamilkli.
- Dziękuję Czkawka. - powiedział Stoik i wstał. Został poproszony, aby on przewodził naradzie, jako że na jego wyspie bytują. - Chciałbym raz jeszcze powitać Wilki z Oris oraz Jeźdźców z wyspy Białej Mgły na czele z ich wodzami. - zaczął, a wspomniani skinęli głowami - Zebraliśmy się dziś z powodu zagrażającemu naszym wyspą wojnie. Trzech potężnych wrogów połączyło siły, by pozbyć się nas i przede wszystkim zdobyć nasze tereny. - szmery niepokoju przeszły po wikingach. - Dziś robimy własne zebranie, by powstrzymać ich przed masakrą. Nie wiedzą o naszym zebraniu i sojuszu. - kilka głośnych okrzyków rozbrzmiało, ale uniesiona dłoń Stoika uciszyła je - Ark, wódz Kirk, Viggo Czarciousty, Łowca Smoków oraz Burke Łamacz Karków, przywódca Łowców Kości, główny wróg Risa Sprawiedliwego Okrutnika połączyli siły. Niedawno Wyspa Białej Mgły została splamiona krwią niewinnych wikingów. - kolejne szmery, tym razem niedowierzania przeszły po ludziach, a ich wzrok utkwił w pochmurnej postawie chłopaka. - Ich płonnym zdaniem było dostanie się na wyspę Drakana, by zdobyć ją, a z niej przeprowadzić atak na Berk, który byłby znacznie prostszy i skuteczniejszy dla Arka. Bez obaw wyspa ta jest otoczona naturalnymi przeszkodami, przez które wielu wikingów straciło niepotrzebnie życie. Drakan opowiedział mi o tym. - położył złożone w pięści dłonie na stół, opierając część swojego ciała. - Niech Wszechmocny Odyn ukarze ich, za co rozkazali swoim ludziom. - mruknął - Dziś kluczem naszych obrad jest strategia, dzięki której pokonamy ich. Ris, Valka, Drakan i ja przewodzimy, ale tu potrzeba głosu doświadczonych wojowników, wilków morskich i poskramiaczy smoków, by stworzyć zrównoważoną i pewną strategię. Wandale my jesteśmy pionierami w walce w zwarciu i niestraszna nam śmierć. - wikingowie unieśli pięści do góry i zakrzyknęli - Naszym głównym celem jest walka na lądzie, ale pamiętajcie, że statki również będą naszą areną. Mały obszar dużo ludzi. Śliski pokład. Uwzględnijcie to. - powiedział, po czym zamilknął - Risie. - wezwany wódz wstał, zajmując miejsce Stoika.
- Ja również witam Wandali, jeźdźców oraz moje Wilki. - Tak jak powiedział wódz Berk, trzy potężne głowy połączyły się, by siać spustoszenie i nas zniszczyć..., ale nie wiedzą, że równie trzy potężne głowy połączyły się w walce o to co jest i było... o pokój! - Wszyscy w twierdzy zakrzyknęli. - Słuchajcie mnie Wilki. Jesteśmy wodną sforą, którą ziemią jest woda. Naszym celem jest walka na wodzie oraz nasze umiejętności żeglugi. Na nas opiera się powodzenie walk na morzu. Nasze okręty są potęgą, ale tą potęgą tworzymy my. Dziś uzgodnimy strategie na wodach. Słuszną uwagę zwrócił Stoik. Pokład będzie śliski. Nie tylko od wód, ale od posoki naszych wrogów, jak i sojuszników. Nie obiecuję, że każdy Wilk, Wandal, smok przeżyje, ale wierzę w waleczność serc każdego wikinga i gada. Honor i wola Odyna będzie nam towarzyszyć. - ponownie okrzyki rozbrzmiały tym razem u wszystkich. - Drapanie. - chłopak wstał i skinął głowa Riasowi, który ustąpił mu miejsca.
- Witam Wandali i Wilki. Znacie mnie pod różnymi imionami. Dziś nie przemawiam jako Czkawka Haddock III, ale jako Drakan, wódz Wyspy Białej Mgły. Przez kilka ostatnich dni moja wyspa była oblegana przez Arka, Viggo i Burke. Śmierć poniosło kilka setek ludzi, z samolubnych powódek tej trójki. Wsypa smoków jest pełna drogocennych zasobów oraz budowli, które będą udogodnieniem dla wrogów, jeśliby ją zdobyli. Dziś za tym stołem zasiedli trzej wodzowie różnych sfer. Ziemi, wody i powietrza. - zamilkł na moment. Stoik poczuł wielką dumę z syna. Za spokój i przywództwo. Równie dumna była Valka. - Ja jestem w stanie poprowadzić walki z powietrza, ale kieruje się zasadami, które obowiązują każdego jeźdźca smoków. Główną jest nieuśmiercanie smoków. Czekają mnie pertraktacje ze smokami z mojej, jak i Valki wyspy. To one zdecydują czy wezmą udział w wojnie, ale obecne tu smoki są gotowe, by nas wspierać. - wskazał na dumnie wyprostowane gadziny. Część ludzi się odwróciła i spojrzała na nie. - Jeszcze dziś wylecę i zajmę się rozmowami. Przez ten czas zastąpi mnie Urta. - wskazał na dziewczynę. - Ona i ja działami jak jeden organizm. Zna mój tok myślenia i moje prawdopodobne działania, a ja jej. Nie oceniajcie jej przez pryzmat kobiety, równie dobrze morduje, co leczy. - posłał lekki uśmiech do tłumu - Smoki to drodzy sojusznicy w walce. Dzięki nim i ich ogniowi jesteśmy w stanie zmieść statki wroga, ale i tu nie mamy zbyt dużej przewagi. Viggo Czarciousty zna słabe punkty smoków i wie, jak je wykorzystać przeciw nam. Już teraz wiem, że moja siostra - wskazał na nią - Kombinuje, jak przemycić specjalne odtrutki, które zabezpieczą nas i smoków. Niektórzy z was pewnie myślą, że panuję w pełni nad smokami. To nieprawda. - szmer przeszedł przez ludność - Smoki są zwierzętami z rozwiniętą inteligencją, ale w dalszym ciągu są tylko zwierzętami. Więź, jaka łączy smoki obecne tu, jest bezgraniczne zaufanie do jeźdźca. Te konkretne smoki są oswojone i zaznajomione z człowiekiem, ale reszta zna nas przez okrucieństwo. Moim zadaniem będzie ich przekonanie, bo jest pomostem łączącym smoki i nas ludzi. Od was... od każdego wojownika proszę, by mi okazał, choć szczyptę zaufania. Ziemie, jak i wody są miejscem zamieszkania naszym oraz gadów. One też na własne sposoby będą bronić swych ziem. Nie będą patrzyć, czy jesteś sojusznikiem, czy wrogiem. Moim i Urty zadaniem jest spowodowanie, by smoki rozpoznawali w was sojuszników.
- Jak chcesz to zrobić? - zapytał ktoś z tłumu.
- Urta. - dziewczyna stanęła obok brata.
- Jestem Urta. Chwilę temu wpadłam na pomysł, jak smoki mogą nas rozpoznawać. Każdy z gadów ma wyczulony węch. - zaczęła - Proszę osobę, która zadała to pytanie. Odpowiedź zaraz otrzymasz. - przeleciała po tłumie - Luminosa. - w tej samej chwili oboje wyszli i stanęli obok siebie. Wikingiem, który podjął głos, był Erm. Lara rzuciła w niego mieszkiem, który zgrabnie złapał - To jest Smoczymiętka. Podsuń pod pysk mojej smoczycy. Erm bez zawahania się uczynił to. Lumi przymiliła się do woreczka. - Mamy podejrzanie, że Viggo nie ma bladego pojęcia o tym zielu. Smoki je uwielbiają, ale wygląd i położenie zachowamy dla jeźdźców. - puściła oko do Erma. Wikingowie zaczęli szeptać, co Czkawce się spodobało, bo szepty były motywujące i aprobujące za tym pomysłem. - Każdy wojownik otrzyma ode mnie nasączone w Smoczymiętcce opaski. Smoki od razu będą wiedziały po czyjej stronie stoimy.
- Dziękuję Ris. - Wilk morski skinął głową i odrzucił mieszek. Luminosa również wróciła na swoje miejsce.
- Dziękuję. - po czym sama się wycofała, oddając miejsce Czkawce.
- Mamy sposób na rozpoznanie, ale co do ilości skrzydlatych sojuszników nie zaprzątajcie sobie tym głowy. Waszym zdaniem jest walka i na lądzie i na wodzie. Górę zostawcie jeźdźcom. My dostosujemy się do was. Miejcie nas w opiece. - posła wszystkim szeroki uśmiech i wycofał się. Na jego miejsce ponownie powrócił Stoik.
- Dziękuję wodzom. Dziś to my przechytrzymy wrogów i pokonamy ich własną bronią. Zaskoczeniem! - w twierdzy rozbrzmiały okrzyki bitewne, które po ryku Mordki zniknęły - Teraz proszę o wystąpienie moich dowódców oraz kapitanów Wilczych okrętów. Urto, Valko wasze rady i pomysły są potrzebne. Zarysujemy ogólną strategię. Dowódcy przekażą ją swojej drużynie, z którą najczęściej tworzył. Jutro o tej samej porze chcę mieć wasze zdania na ustalone dziś strategie. - Kolejne okrzyki. Przez ten czas dwie kobiety i reszta stanęła obok Stoika. - Drakanie liczymy na ciebie. Powodzenia. - chłopak skinął głową i odszedł od stołu, pozostawił kilka uwag, które wcześnie przygotował do obrad. On i Szczerbatek opuścili twierdzę, by wyruszyć do Sanktuarium i domu.
***
- To, co Mordko, długa droga przed nami. - smok mruknął i przeciągnął się - Lecimy do Sanktuarium. Nie bierzmy żadnego sprzętu. Tym mniej ciężaru tym lepiej. - chłopak wskoczył na grzbiet i wystartowali. Szybko wznieśli się pod chmury, gdzie prądy powietrza były silniejsze. Chłopak założył swoją maskę. - Myślisz, że Król się zgodzi. - smok łupnął na niego okiem i po czym warknął. Nie wiedział. - Gdybym mógł znać waszą mowę. - westchnął i położył się na grzbiecie. Szczerbatek odrobinę przyśpieszył.
*** Osiem godzin później***
- Już prawie jesteśmy Mordko. - poklepał go uspokajająco. Smok był bardzo zmęczony, ale wytrwale leciał przed siebie. Kilka minut temu minęli pierwsze turkusowe ślady Alfy. Wcześniej też nie omieszkał zrobić szybkiego spojrzenia na Kirk. Widział dużą ilość okrętów, po szybkim przeliczeniu było ich dziesięć, może więcej, ale jego priorytetem była rozmowa z Alfa to od niego zależała decyzja przyłączenia się do wojny. - Nareszcie. - mruknął, na co smok odetchnął z ulgą i zaczął obniżać lot, wlatując do tunelu. Szczerbatek wylądował przy klifie i od razu praktycznie zasnął. - Spisałeś się, przyjacielu. - poklepał go i poszedł do Alfy. Okoliczni mieszkańcy Sanktuarium, co rusz go witali, a niesforne smoczątka dokazywały i zatrzymywały, ale szybko je mijał. - Witaj Alfo. - pokłonił się - Wybacz mi, że niepokoję cię, ale przybyłem w ważnej sprawie, dotyczy ona każdego smoka. - powiedział, wpatrując się w turkusowe oczy. - Zycie twoich poddanych jest zagrożone ze strony Arka wodza Kirk, Viggo Czrcioustego wodza Łowców Smoków oraz Burke Łamacza Karków wodza Łowców Kości. Cała ta trójka nie skona, póki nie pokona swoich wrogów... Was smoków oraz wikingów, którzy szanują naturę smoków. Chcę was chronić, jak ludzie tu przybywający w tym moja matka. Proszę cię o decyzję czy smoki dołączą do walki. Nie obiecuje, że uchronię każdego gada. Wielu poniesie śmierć i wikingów i smoków, które zgodzą się przyłączyć. Nie chcę, aby to by l rozkaz. Chciałbym tylko sok, które z nieprzymuszonej woli zgodzą się walczyć. Każda para skrzydeł i ogień są dla nas wielką pomocą. - Alfa spojrzał na Czkawkę. Czułki nad jego oczami poruszyły się. Po kilku sekundach wszystkie smoki Sanktuarium zleciały się do Alfy. Szatyna zatkało, jak szybko rozkazy wysyłane przez Alfę działały, nawet Szczerbatek zjawił się i wylądował obok Czkawki. Oszołomostrach patrzył i rozmawiał ze swoimi krewnymi, przekazując zdobyte informacje. Nagle pouczył wolę Króla na sobie, mówiącą mu, by sam zaczął wyjaśniać. - Witajcie drodzy przyjaciele. Jestem Drakan pół-smok. Alfa pozwolił mi przemówić do was. - zamilkł na moment. - Jestem tu, aby prosić o pomoc w walce z mordercami waszych krewniaków. - smoki warknęły - Kilka dni temu drugie Sanktuarium, pod moją i Szczerbatka opieką zostało zaatakowane, ale żaden smok nie zginął. Straty były po stronie naszych wrogów. - Alfa wyczuł smutek - Wszyscy, którzy polegli w próbie przedostania się do mojego domu poniosło niepotrzebną śmierć. Wszyscy ci, co zginęli... zginęli na marne z egoistycznych powódek ich władców. - kolejne warkniecie i pomruki przeszły po gadach. Alfa był zaskoczony smutkiem i gniewem. - Jestem tu by prosić was smoki o nieprzymuszoną chęć walki. Nie obiecuję, że każdy wróci żywy i w pełni zdrowy. - zamilkł i czekał. Spojrzał na Alfę, który dyskutował ze smoczym ludem. Część opuściła zebranie z oczywistych powodów. Po kilku chwilach spojrzał na Czkawkę i poruszył czułkami. Pod chłopakiem ugięły się kolana, poczuł na sobie rozkaz, by poprowadzić smoki do ataku. Poczuł również to, że sama Alfa wspomoże, jeśli będzie konieczność. - Dziękuję ci władco! - pokłonił się nisko. - Mordko udało się! - przytulił się do swojego smoka. Musimy powiadomić resztę. - oznajmił - Dziękuję. Przyślę Straszliwca, kiedy dowiemy się o konkretnym terminie. - po czym podszedł do grupki tych smoków. - Hejka maluchy. - uklęknął przy nich - Potrzebuję ochotników do rozsyłania wiadomości w moim domu mam dwóch, ale potrzebuję jeszcze dwóch. - przeleciał po smokach, które wdały się w rozmowę między sobą. Wystąpiły dwa fioletowo pomarańczowe, ale różniące się kolorem oczu, jedne miał zielone drugi żółte. - Dziękuje. Proszę. - wyjął kawałki materiałów. - To zapach mojej siostry, a tu wiadomość. - zaczął ją pisać i schował do małej fioli i zwiesił na szyi, po czym przywiązał za skrzydłami. - Leć do niej. - gad od razu wyleciał. A ty mój drogi polecisz na Oris. To jest zapach żony wodza. Otworzył fiolkę z włosami, o którą poprosił, jak był ostatnio na wyspie. - Kobieta jest czasem straszna, ale nie zrobi ci żadnej krzywdy. - pogłaskał smoka i zawiesił tak samo jak poprzednikowi fiolkę z wiadomością. Gad odleciał. - Szczerbo chodź odpocząć. Musisz się zregenerować i ruszamy na Białą. - gad skinął łbem i zabrał szatyna na górę do domu Valki, tam położył się i zasnął kilka sekund. Szatyn skorzystał z zapasów Smoczymiętki mamy i zrobił proszek, który potem zagotował i nasączył stary maszt. Poprosił kilak smoków o wysuszanie go, co spotkało się ze śmiechem ze strony Czkawki, kiedy smoki wręcz tarzały się w materiale, ale w końcu został wysuszony. Chłopak pociął go na paski i schował do worka, które przywiązał do siodła. Przez ten czas zajął się badaniem Sanktuarium. Dał Mordce czas na regenerację i jak najwięcej snu. Oboje wiedzieli, że za niedługo spokojny sen nie będzie im dany. Albowiem czekają ich nocne napady na wrogie wyspy w celu szpiegostwa.
***Jakiś Czas Później***
Szczerbatek obudził się po regenerującym śnie i ujrzał, że jest sam w domu Valki. Zaniepokoił się i czym prędzej wyleciał, szukając swojego przyjaciela. Obleciał Sanktuarium trzy razy, zanim go znalazł siedzącego na samym dole przy wodospadzie obok. Alfa zniknął razem z mieszkańcami. Był czas karmienia. Chłopak wpatrywał się tępo w kaskadę. Nogi miał podwinięte pod siebie, a podbródek oparty na kolanach. Obok niego leżał notes i rysik. Smok wylądował i mruknął, potrącając go lekko za ramię.
- Hej Mordko. - przywitał się - Wyspałeś się? - gad zamruczał i położył się, otaczając go swoim ciałem. - Wiem, że wyczuwasz ode mnie niepokój. - westchnął - Nie chcę, by smoki brały w tym udział. - westchnął - Bardzo je kocham, ale to też ich walka o wolność. - oparł się o brzuch i spojrzał w zatroskane zielone oczy. - Alfa dał mi przyzwolenie na dowodzenie oddziałami smoków w powietrzu i powiedział coś, co mi nie daję spokoju. - westchnął ponownie - Zrozumiałem go co do mnie mówi... Dosłownie. Mówił, że ryki staną się moimi rykami. Nie wiem, o co chodzi. - Szczerbek zamruczał i przymilił się do niego, by dodać mu otuchy. - Alfa pewnie niebawem powróci z karmienia. Wylecieli jakąś godzinę temu... - nagle zamilknął. Usłyszał dudnienie pod sobą. Kilka sekund później stał się mokry tak jak Szczerbatek. Z wodospadu wyłonił się Oszołomostrach. Inne smoki wleciały do azylu. - I super... - mruknął i strzepał wodę z włosów. Szczerbatek otrzepał się i od razu otworzył pysk. Czkawka szybko ściągnął ognioodporny kombinezon i podsunął go pod pysk. Alfa spojrzał na niego i jego czułki się poruszył. Obok Nocnej Furii wylądowały dwa Zębacze w swoich pyskach miały ryby. - Dziękuję Królu. - wcinaj Mordko. - smok podziękował i szybko pochłonął podarowane jedzenie. - Wodzu... - zaczął chłopak i wyjął jedną tasiemkę z worka. - Tak smoki będą rozpoznawać sojuszników. - Alfa pochylił się. - Jego nozdrza poruszyły się, a oczy lekko zaokrągliły. Szatyn uśmiechnął się na to. - Tak, to Smoczymiętka. Jej stężanie jest jeszcze duże, ale w walce się zgubi. Smoki wyczują kto jest, po której stronie. - wielkolud poruszył czułkami. - Dokładnie, to ułatwi walkę. - przez chwilę nastała cisza, przerywana mlaskaniem Szczerbatka - Nasza dwójka będzie już lecieć. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Prześle Straszliwca do was, kiedy będę wiedział, gdzie odbędą się walki. - Czkawka i jego smok pokłonili się, po czym odlecieli z Sanktuarium w stronę Białej. Było ciemno, kiedy przelatywali nad Kirk. Oboje spojrzeli na siebie, postanawiając bezsłownie, że zrobią mały rekonesans po Kirk. Wylądowali w lesie.
- Spokojnie Mordko. - szepnął - Tylko dziesięć minut. - powiedział, po czym rozpłynął się w ciemności. Smok zakrył się skrzydłami i roślinami. Wolał nie ryzować. Znieruchomiał, podjąć się tylko słuchowi. Chłopak przechodził z cienia do cienia, aż dotarł do pierwszych budowli. Ujrzał coś na kształt domu szamana. Wiedział, że jej można zaufać. Ukrył się w krzakach nieopodal chaty. Ujrzał ją i Arka.
- Co mówią kości? - zapytał bezdusznie wódz.
- Wojnę ras. Zniszczenie. Władcę na czele potężnej armii wieli. - powiedziała, po czym otworzyła oczy. - Tyle. - wódz opuścił domostwo bez słowa i udał się w kierunku największej budowli, być może twierdzy. W tej samej chwili. Zauważył światło wartowników. Chłopak znieruchomiał z kapturem na głowie. Wiedział, że jak niedrganie to go nie zobaczą.
- Co tym myślisz Gunter? - zapytał jeden nich. - Nie za szybko wyruszamy?
- Nasz wódz szykuję natarcie na Berk. - zaczął - W przeciągu trzech tygodni będziemy na miejscu i zmieciemy tę nędzną wysepkę. Wątpię, że wódz Oris zdąży z odsieczą. – uśmiechnął się paskudnie - Burke już ma w planach natarcie na wyspę. To będzie rzeź z dwóch stron. Ten nędzny gówniarz nie uratuje trzech wysp. – Wartownicy zaśmiali się i ruszyli dalej. Czkawka zdecydował się uwolnić mistrzynię Urty. W dwóch susach znalazł się pod oknem.
- Co ja pocznę? - kobieta mruczała do siebie - Muszę powiadomić moją Larcie. – Kobieta była brunetką z przeplatanymi, gdzieniegdzie siwymi pasmami. Włosy spięła w wysoki kok, przebity kością ze zwisającym fioletowym koralikiem. Ubrana była w luźną brązową skurzaną koszulę, włożoną do czarnych skórzanych spodni. Miała też pas z małą sakiewką i kaburą na mały nóż. Chłopak wskoczył do środka i w oka miganiu zatkał jej usta.
- Nie będziesz musiała. - pokazał jej oczy. Czarne oczy otworzyły się szeroko, a ciało rozluźniło.
- Ty głupcze, co ty tu robisz? - szepnęła i chciała zasłonić okno, ale szatyn powstrzymał ją. Usiadł pod nim.
- To będzie podejrzane. Kilka sekund temu przeszli wartownicy. Zbieraj się. Lecisz ze mną. Masz minutę na decyzję. - powiedział bez ogródek. Dwa razy kobiecie nie było trzeba powtarzać. Spod deski wyjęła torbę i wzięła płaszcz oraz broń, po czym wyjęła z kominka palące się drewno na jednym końcu.
- W drogę. - chłopak uśmiechnął się i zamknął oczy, nasłuchując odgłosów ludzi.
- No to wio. - Kobieta rzuciła drewno na łóżko i wyszła za chłopakiem. - Trzymaj się i nie wydawaj żadnych dźwięków, po czym wziął ją na ręce i zniknęli w ciemności. - Mordko? - szepnął - Smok od razu wyszedł z kryjówki. - Cisza. Sojusznik. Lecimy. - trzy ledwie słyszalne słowa, dotarły do uszu szamani. Bez słowa zajęła miejsce na siodle, po czym odlecieli. Z góry wiedzieli płonącą chatkę i stojącego przy nim Arka.
- Masz za swoje nędzny chuju. - warknęła zadowolona. - Dziękuję książę smoków.
- Żadne ze mnie książę. Ale powiem, że Larcia się ucieszy i to bardzo.
- Z pewnością. Mam ci teraz streszczać wszystko, co wiem, czy wolisz, jak dolecimy na miejsce? - zapytała żartobliwie.
- Jak cię siostra dorwie w swoje ręce, to będzie ciężko cię od niej oderwać, ale raczej przy wszystkich. A właśnie. Drakan miło mi. - odwrócił się lekko w jej stronę. Kobieta zaśmiała się.
- Miło Drakanie jestem Ulda. - poklepała go po ramieniu. - Można wiedzieć, gdzie lecimy?
- Do miejsca, które chce zdobyć twój jak mój były wódz.
- Były. Nareszcie. - westchnął z ulgą, po czym stężała - Czekaj, czyli to jednak prawda?
- Tak. - chłopak zaśmiał się.
- Podły ciul. - warknęła - Tyle ofiara. Widziałam ilość statków powrotnych. Ilu?
- Trzystu. - powiedział, po czym poczuł jak Ulda napina mięśnie ramiona, oplątujących jego brzuch. - Spokojnie pochowaliśmy ich godnie. To nie ich wina.
- Dziękuję ci Drakanie, czy mogłabym złożyć na ich grobowcach modlitwy.
- Oczywiście Uldo. - poklepał ją po dłoni.
- Dziękuję chłopcze.
- Zdrzemnij się jeszcze ze trzy godziny lotu. - kobieta posłuchała się go i rozluźniała się, opierając głowę na plecach, po czym zasnęła. - Mordko, bez obaw to ona uczyła Larę leczyć. - Smok przewrócił oczami, ale utrzymywał równy spokojny lot.
***
- Ulda powódka jesteśmy. - chłopak obniżał lot. Kobieta otworzyła oczy i ziewnęła. Ciemność nie pozwoliła zbyt wiele szczegółów, ale już wiedziała, że to miejsce jest jedną wielką twierdzą, otoczoną naturalną barierą. Wylądować przy chatach. - Rano oprowadzę cię po wyspie, ale teraz zapraszam do chaty. Jesteś pewnie głodna i zmęczona. Na pewno wewnętrzna strona ud cię boli. Mamy gotowe maści, ale pewnie potrafisz je zrobić sama. - posłał jej uśmiech.
- Czkawka! - do chaty wpadł zmachany śledzik. - Odynie mój drogi, wszystko w porządku? - po czym zauważył nową postać.
- Tak Śledzik. To jest Ulda. - oliwkowe oczy otworzyły się szeroko znał to imię od Lary.
- Jesteś jej mistrzynią prawda? - odgadł.
- Tak. Miło mi poznać. Dezerter i zdrajca z Kirk. - posłała mu lekki uśmiech.
- Jakieś kłopoty? - wtrącił się szatyn.
- Żadnych. A u ciebie i Berk?
- Plany, plany i plany. - posłał mu szeroki uśmiech.
- Doskonale. - odetchnął z ulgą. - Uldo na górze drugie drzwi na lewo, to sypialnia Lary. Myślę, że to miejsce będzie dla ciebie odpowiednie, zapewne ten tu ma mi dopowiedzenia parę rzeczy, ale ty będziesz miała więcej do mówienia jutro.
- Zdecydowanie prawdę mówisz, chłopcze. Inteligentny jesteś, co mi się podoba. - posłała mu uśmiech. Kobieta zatrzymała się w pół kroku. - Od ilu bierzesz wywar? - zapytała bez ogródek.
- Przerwałem i zażyłem pierwszą dawkę. - kobieta w dwóch susach go dorwała i od razu spojrzała mu w oczy.
- Patrz do góry. - rozkazała. Chłopak spojrzał do góry, po czym odchyliła ku dołowi powieki. - O kurwa. Temu małemu rudzielcowi się udało. - powiedziała z dumą.
- Można wiedzieć, na co patrzyłaś?
- Wybacz. Dolne powieki podczas działania tych ziół stają się praktycznie białe, ale po zażyciu części odtrutki wraca kolor. Masz bardzo bladoróżowe. Nie staniesz się wypartym ciulem, jak mój były wódz. - poklepała go po policzku, a potem walnęła go mocno w ramię. - Ty idioto, po co się na to godziłeś!? – warknęła na niego.
- Charakter ma po tobie. Zdecydowanie. – powiedział, rozmasowując sobie ramię. - Musiałem, bo inaczej nie mógłbym spać.
- Głupek skończy głupek, tak jak mój rudzielec. – westchnęła, opierając dłonie na biodrach i kręcąc głową na boki. - Idę się położyć. Obiecuje nie grzebać w jej rzeczach. Nie jestem z tych ciekawskich ludzi, co grzebią, ale osobiście chcę poznać jej osiągnięcia.
- Spokojnie, wątpię, by miała za złe.
- Wiem to, ale jestem odpowiednio wychowana. - puściła mu oczko i zniknęła górze.
- A teraz mój drogi co chcesz wiedzieć? - szatyn zwrócił się do Śledzika.
- Udało się?
- Ale co?
- Nie udawaj... - warknął - Skoro odbiłeś Uldę, to byłeś w Sanktuarium, to...
- Gady pomogą. - przerwał mu z uśmiechem.
- Jest! – zacisnął pięść z usłyszanych dobrych wieści. - Smoki z Białej staną do walki. Rozmawiałem z wodzami danego sektora. Wszystkie tu mieszkające opuszczą ją, by walczyć. Znasz termin?
- Owszem i będzie nieciekawie. - westchnął, po czym zaczął streszczać zdobyte informacje.
<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
Witam
Udało się. W końcu. Mam nadzieję, że ten jeden mały rozdzialik się Wam podoba.
Szczerze przepraszam, za tak długą nieobecność. Przepraszam. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
NIE PORZUCAM OPO. TEGO ANI DRUGIEGO O HP. Spokojnie ludki, ale mam priorytety (ta pieprzona praca dyplomowa i egzamin) Pisanie tego zajęło mi dwa miechy XD i to praktycznie na telu. Tak dobrze myślicie w ciul nie miałam czasu by spokojnie do tego przysiąc, tu praca, praktyki, tu zajęcia, tu sesja nosz.... nawet raz mi się udało do kina wyjść i do klubu, a tak to praktycznie spałam... Jeszcze kiczowaty net w akademiku... Ehhh
No wygadałam się XD Sorki
Nie wiem, kiedy będzie kolejny, ale postaram się szybciej. Serio szybciej. Weźcie mi trochę katujcie komami, które mnie przyśpieszą typu: rusz dupę HQ i pisz ;) A tak poważnie wyczekujcie <3
Do zo w następnym
HQ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro