Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

81. Spotkanie po latach

Czkawka wyleciał. Tak jak się spodziewał było więcej straży. Na bocianim gnieździe był jeden Łowca z kuszą. Szatyn rozprawił się z nim nad wyraz sprawnie i cicho. Po prostu zeskoczył na niego i wbił mu sztylet w serce, podduszając drugą ręką. Chłopak dokładnie przyjrzał się pokładowi i osobą patrolującym. Było ich trochę więcej. Każdy tym razem prócz włóczni miał miecz. Szatyn zsunął się na linie i schował w cieniu za beczkami. Akurat doszedł do niego Łowca i odwrócił się do niego plecami. Drakan podszedł go od tyłu i skręcił mu kark. Zabrał zwłoki i schował za beczkami. Rozejrzał się i ujrzał kolejny cel. Zakradł się od frontu. Strażnik patrzył centralnie w światło pochodni obok niego. Nie wiedział cienia, który przemknął na lewo. Po kilku sekundach został oparty o maszt martwy. Czkawka westchnął i wyjął sztylet. Rzucił nim i ze smoczą szybkością dopadł dławiącego się krwią strażnika, zatykając mu usta, by ten nie wydawał dźwięków.

- Armod, wszystko gra? - szatyn odwrócił się i syknął pod nosem. Łowca zaczął podchodzić do opartego o maszt wikinga. Czkawka ocenił w kilku sekundach sytuację. Najbliższy Łowca był na rufie odwrócony plecami. Wyszedł w światło. Mężczyzna patrzył zaskoczony na nieproszonego gościa, po czym padł na kolana ze sztyletami w klatce piersiowej. Czkawka dopadł włóczni, która o mały włos, by spadła na deski, zdradzając go.

- Uff... - westchnął i wyjął rurkę, do której włożył strzałkę. Wystrzelił i po sekundzie usłyszał plusk. Pokład został wyczyszczony - Teraz na dół. - mruknął i dobył trzech sztyletów. Wszystkie trzymał w jednej dłoni. Usłyszał dźwięk rozmów i śmiech, dochodzący z wejścia pod pokład. Spojrzał na niebo. Dał rękę pod światło i cień padł na pokład. Szczerbatek wylądował w cieniu. - Mordko, jak tylko wyjdę, połóż się na klapie. - Smok skinął głową. Szatyn uchylił klapę, która nie wydała z siebie żadnego dźwięku, po czym wskoczył do środka. Zniknął ciemności. Smok rozejrzał się po pokładzie i zobaczył sieć. Podszedł od niej i złapał w zęby. Położył ją na klapie i przeturlał beczki. Narobił lekkiego hałasu, ale szatyn się tym nie przejął. Głośny gwar zagłuszył to.

- Kiedy zmiana warty? - zapytał Łowca.

- Za chwilę. - odpowiedział mu inny.

- Myślisz, że zaatakuje?

- Drakan? - prychnął trzeci głos. - Wątpię. Ha! - wykrzyknął zadowolony - Wygrałem. - Czkawka usłyszał przekleństwa i brzęczenie monet. Zostawił ich i minął uchylone drzwi. Usłyszał chrapanie w kolejnych. Uśmiechnął się do siebie. Były otwarte na oścież. Zajrzał do środka i ujrzał sześciu śpiących. Przystawił rurkę do ust i wystrzelił pierwszy pocisk, po tym kolejny i jeszcze jeden. Sześć strzałek sześć trupów. Poszedł do kolejnych drzwi, tam również pozbył się podobnej ilości wikingów. Kiedy stanął pod następnymi drzwiami, zaniepokoił się. Wyczuł dziwny zapach. Szybko urwał kawałek materiału i zasłonił usta. Wyjął długi sztylet. Wziął głębszy wdech i uchylił drzwi. Ujrzał trzy wielkie klatki z nieprzytomnymi smokami. Rozejrzał się zauważył kadzidełko. Zgasił je i schował resztki do sakiewki u pasa. Wyszedł z pokoju i udał się do grających, wyjął piekło. Zapukał.

- Czego?! - warknął za pewne przegrany.

- Można? - uchylił drzwi - Witam, jak się gra? - Łowcy skamienieli ze zdziwienia.

- Intruz! - wykrzyknął. Cała trójka dobrała broń.

- Chyba nie myśleliście, że się nie zabezpieczyłem? - chłopak arogancko oparł się o futrynę.

- Co? - kciukiem wskazał za siebie.

- Wymordowałem waszych kolegów. - powiedział i wzruszył ramionami - A te smoki, które uwięziliście, cóż... - nie dokończył, bo zaatakowali go. Chłopak odparł cios Piekłem, po sekundzie było można usłyszeć jęk bólu i krew lejącą się kikuta ręki. - Hej, obudzisz wszystkich. - po czym uciszył go na amen, odcinając mu głowę, która potoczyła się pod nogi jego kolegów. - No, kto następny? - obaj ruszyli na niego z okrzykami. Szatyn powalczył chwilę z nimi, po czym szybko pozbawił życia, przyjemnej tak mu się wydało, jeden z nich ostatkiem sił wbił mu w bok sztylet, którym rzucił wcześniej w niego Czkawka. - Kurwa... - dobił go. - Szlak by go. - warknął po smoczemu. - Mordko, odkryj wyjście! - krzyknął i usłyszał szuranie i warkniecie. Chłopak podbiegł do ostatniego pokoju i wstrzymał oddech. Uderzył Piekłem w klatkę, budząc smoki, które były oszołomione, ale zaraz zaczęły warczeć. Chłopak podniósł maskę i ukazał im pionowe źrenice. - Spokój. Wolność. Góra. - wymówił i wskazał na zasłonięte płachtą wyjście. Smoki patrzyły na niego zdziwione, ale kiedy otworzył klatki i cofnął się ujrzał, jak Szczerbek odkrył płachtę. Słyszał go. Brakowało mu powietrza i zaryzykował. Rana mu bardzo doskwierała. - Szczerbatek, szukaj dźwigni. - smok warknął i zauważył ją szybko pociągnął. Krata się otworzyła, a smoki wyleciały wolne. Szatyn gwałtownie zbladł i ostatkiem sił wyszedł na zewnątrz, po czym zemdlał. Szczerbatek zabrał go i odlecieli.

- Co mu się stało?! - wykrzyknęła Lara, kiedy zobaczyła sinego i zakrwawionego szatyna. Zaczęła go oglądać i zachłysnęła się powietrzem. Zobaczyła cienką ranę, a już wiedziała, że jest głęboka. Szczerbatek zaczłą go obwąchiwać i zaczął warczeć na sakiewkę. Oczy zrobiły się pionowe i pokazały się zęby. - Zaraz tam zajrzę. - zajęła się opatrywaniem i odkażeniem rany. Obserwowała mimikę twarzy chłopaka. Czuł ból. Valka patrzyła jak Urta sprawnie i precyzyjnie zszywa ranę. Śledzik za to wyjął z sakiewki zawartość i odstawił na bok, sam potem wlał do ust zioła na ból i gorączkę.

- Zioła podane. - powiedział .

- Dzięki. - mruknęła - Koniec. - powiedziała, zaraz potem. Rana głęboka zapewne. - westchnęła - Ale jego smocza regeneracja szybko zagoi. Teraz, co to jest? - wzięła do ręki nadpalony kawałek - To jest reszta z kadzidełka. - powąchała - Zioła Otępiające smoki. Te jasnofioletowe liski. - spojrzał na Valkę.

- Tylko palone wywołują taki efekt. - powiedziała.

- Dokładnie. Mordko? - zwróciła się do gada - Na statku były inne smoki? - potwierdzający pomruk. - Dzięki.

- Pewnie przyleciały tutaj. - odezwał się Bork.

- Oczywiście, że tu. Rano się okaże jakie albo sam na powie, kiedy się ocknie. - posprzątała bałagan, który zrobiła - Nie widziałam, żeby wylatywały ze statku. - westchnęła - Zanieśmy go do łóżka. Skarbie?

- Tak jest prze pani. - westchnął brunet - Oj, więcej się nanoszę naszej księżniczki, niż metalu ze statków. - Lara i Ella zachichotały.

- Przeżyjesz. - Gizella poklepała go po plecach - Nasz duży braciszek.

- Zamknij się córeczko tatusia. - mruknął i wniósł szatyna do pokoju. - Pilnuj swojej księżniczki.

- Tak jest. - zasalutowała i Bork opuścił pokój. - No chłopie dałeś się podejść. - mruknęła i zaczęła go rozbierać z zakrwawionych ubrań, po czym przemyła go i ubrała w czysty sweter. Zmieniła mu też spodnie. Szatyn jęknął. Ella natychmiast spojrzała na grymas i otwieranie oczu. - Skarbie?

- Ella? - podniósł dłoń i przetarł oczy, próbował usiąść, ale zaraz syknął i złapał się za bok - Już opatrzone. Kochana siora. - westchnął i poprawił się na łóżku - Dzięki. - posłał jej zmęczony u uśmiech. Ella zamarła. Tego się nie spodziewała.

- Czkawka, ty nie masz efektu... - chłopak aż otworzył z szoku usta, po czym z jękiem zerwał się do siadu. - Działa! - wykrzyknęła - Działa! - po czym rzuciła się na niego i z powrotem wylądował na plecach, całowany ze szczęścia przez Gizellę. Chłopak odpowiedział na pocałunki gorliwie i namiętnie. Nagle Ella znieruchomiała w objęciach, po czym odskoczyła, patrząc na ranę. - Przepraszam. - pisnęła, w tej samej chwili do środka wpadli wszyscy.

- Cześć. - posłał im zbolały, ale szeroki uśmiech - Jestem starym Czkawką. - po czym kolejny raz wylądował na materacu, tym razem gniotła go siostra.

- Odynie Wszechmogący dzięki ci! - wykrzyknęła i zaczęła patrzeć w zmęczone zielone, ciepłe oczy, po czym tak jej przyjaciółka znieruchomiała i odskoczyła stając obok niej. - Rana! - spojrzała na w dalszym ciągu zamknięte szwy. Odetchnęła.

- Ktoś jeszcze chcę sie przytulić? - po czym usłyszał ryk z dołu. Wszyscy zaczęli się śmiać - Już idę Mordko! - smok ryknął zadowolony. Szatyn wstał ostrożnie i podwinął białą koszulę. - Chyba możesz zdjąć. - wskazał na ranę. Lara spojrzała uważnie na szwy i wyjęła cienki sztylet, po czym przecięła nici i wyjęła resztki.

- Gotowe. Boli? - zapytała.

- Trochę. Myślę, że rana się praktycznie zagoiła. - powiadomił. - Oglądałaś kadzidełko?

- Tak, jakie smoki?

- Trzy Zmienne. - odpowiedział - Misja wykonana.

- Jak się czujesz?

- Zmęczony. Trochę sie nawdychałem tego, ale chyba mi przeszło. - powiedział, po czym podszedł do zaintrygowanej Valki. - Coś nie tak mamo?

- W dalszym ciągu, jest to fascynujące, że tak szybko się goi. - chłopak zaśmiał się krótko i przytulił mamę. Poczochrała mu włosy. - Idź do niego, bo zaraz tu wkroczy. - Smok stał na pierwszych schodach.

- Żyję Mordko. - zszedł pomału i dał się polizać po dłoniach. Smok chciałby podniósł koszulę. - Musisz? - zielone pionowe oczy wyraziły irytację. Chłopak westchnął i podciągnął ją, by smok mógł polizać bliznę. - Zadowolony? - mruknięcie i łaszenie było potwierdzeniem. - Dzięki smok za ratunek. Świetna robota. Moja zdolna bestia. - potarmosił go za uszami.

- Czkawka, jak się czułeś na statku? - zapytała Valka, schodząc ze schodów. Chłopak zaprzestał pieszczot i pomału odwrócił się do matki. Jego zielone oczy wyrażały szok.

- Ja... ja ani na chwilę nie zatraciłem siebie. - powiedział, kiedy sens pytania do niego dotarł. - Antidotum działa! - wykrzyknął szczęśliwy - Lara zadziałał! - Dziewczyna wybiegła z pokoju, a jej błękitne oczy błyszczały sukcesem i zadowoleniem, znacznie bardziej niż wcześniej.

- Doskonale! - powiedziała i zeskoczyła z ostatnich schodów - Teraz co robimy?

- Jak to co? Druga dawka. Może ten ohydny jest w następnej kolejności. - chłopak skrzywił się lekko.

- W takim razie od roboty... - zaczęła podekscytowana ruda - Śledzik idziemy...

- A właśnie, że nie idziecie. - przerwała jej Valka - Spać. Mamy postęp. Pierwsza dawka zażyta. Musicie odpocząć. Ja zajmę się dzisiejszą obserwacją. - powiedziała.

- Ale... - Lara próbowała się przeciwstawić.

- Żadnego „ale", Lara. Marsz do łóżek. Dziś był ciężki dzień i noc. - spojrzała w oczy każdemu nastolatkowi.

- Mama ma rację. Musimy się w końcu porządnie wyspać. - zgodził się po chwili milczenia szatyn. - Z dnia na dzień, jak Viggo nie odpuści i nie odpłynie będziemy słabnąć. - Lara westchnęła i odpuściła.

- Chodźmy. - powiedziała - Dobranoc. - pożegnała się, kiedy pogłaskała Luminosę i wyszła po schodach. Reszta również pożegnała się ze swoimi gadzimi druhami i udali się na spoczynek. Valka za to odleciała i ukryła się między skałami, obserwując statki.

***Ranek***

Kobieta nie zmrużyła oka, wypatrując ruchów na statku Viggo. Tym razem do szalupy wszedł sam kapitan i udał się na miejsce zbrodni. Kobieta po ruchach jego ciała widziała, że jest zdenerwowany. Zwłaszcza, kiedy wyszedł spod pokładu. Widziała, jak krzyczy na swoich ludzi i pokazuje na luk.

- Chyba to był dość ważny statek. - mruknęła i spojrzała kątem oka na Chmuroskoka, który mruknął zdegustowany sytuacją. - Wiem, co czujesz. Czkawka to potężny człowiek. Pół smok, pół wiking. Mój syn. - szepnęła smutna - Trzyma na swoich barkach ogromną odpowiedzialność i ciężar. - smok jej przytaknął. Nagle zrobił się szum na głównym statku. Szatynka uważnie obserwowała sytuację i uśmiechnęła sie pod nosem. Viggo wydał rozkaz do odwrotu. Do jej uszu dotarły krzyki wioślarzy, którzy zawracali statki. Kilka minut później wszystkie jakie pozostały odwróciły sie rufą i odpłynęły - Lecimy Chmuroskok. - powiedziała i wskoczyła na smoka. Kiedy wylądowała w chacie zobaczyła, jak wszyscy już wstali i jedzą śniadanie.

- Valka jak noc, czy Viggo... - spytał Bork, po przywitaniu się.

- Odpłynęli. - powiedziała, nie dając dokończyć Borkowi. Wszyscy zaprzestali jedzenia i spojrzeli zdumieni na kobietę.

- Ale to nie może być prawda. - zaczęła Lara - Viggo poddał się po dwóch próbach? Nie... To nie może być prawda. - zatrzepotała włosami na prawo i lewo.

- Właśnie. - zgodził się z nią Bork - Ten typ nie od tak odpuszcza... - po czym zamilkł i otworzył szerzej oczy, jakby coś zrozumiał - Jeśli właśnie ten statek był ważny... Czkawka, co dokładnie było na tym statku. Dokładnie. - podkreślił. Szatyn zastanowił się.

- Pozbyłem sie górnych wartowników. Kilku grało w karty pod pokładem, nie mówili o niczym ważnym. Zwykłe zakłady kto wygra partię. W kajutach pozbyłem się reszty. Prócz tych trzech Zmiennoskrzydłych nie było nic innego. Klatki oczywiście były smokoodporne. Jedynie co było nowe to kadzidełko... - sens słowa dotarł do szatyna. - Kadzidełko, właśnie to było nowe. Viggo używa Smoczego korzenia na strzałach i ostrzach. Dymu jeszcze nie używał. On testował go na smokach. Wiemy, że Zmienne i Koszmary są mu potrzebne do ataku na Oris i Berk. Jeśli je otępi dużo łatwiej uzyska ich naturalną broń.

- Dokładnie. - potwierdziła Ella - Kwas i Śluz to śmiercionośna broń.

- Śluz jest łatwo palny, a kwas żrący. - westchnęła Valka. - Zmiecie wioski i wikingów ot tak. - powiedziała.

- Podsumowując, chyba zrujnowaliśmy kolejny z planów Viggo. - powiedział Bork - Teraz przyda się zrobić patrole i znaleźć skrzywdzone Zmienne.

- Ja i Śledzik się tym zajmiemy. - powiedziała ruda i spojrzała na równie gotowego blondyna.

- Czkawka, dlaczego milczysz? - odezwała się Ella.

- Zastanawiam się, dlaczego tak ważny test robił tak blisko Białej. - mruknął i podniósł wzrok na przyjaciół i matkę. - Jeśli uda mu się rozprzestrzenić gaz na tej wyspie i na każdej nam zaprzyjaźnionych. Ja i smoki odpadniemy. Viggo i jego sojusznicy wybiją nas w pień. Jeśli to szczęście, że nam się udało to odkryć i to, że jakimś cudem... - chłopak zbladł nagle i zaczął się krztusić.

- Czkawka! - Ella i Lara dopadły go pierwsze. Chłopak zwymiotował krwią. Lara natychmiast wstała i pognała na górę. Śledzik zajął jej miejsce i zmarszczył brwi.

- Gdzie boli? - zapytał. Chłopak zwymiotował jeszcze raz i zerwał z siebie sweter. W miejscu rany była ropa zmieszana z fioletowo-zieloną wydzieliną. - Rana się nie goi. - powiedział i dotknął brzegów - Trzeba to rozciąć. To korzeń - w tej samej chwili ze schodów zbiegła Lara, trzymając swoją torbę. - Lara trzeba to rozciąć, to korzeń. - spojrzał na nią. Dziewczyna szybko przeniosła wzrok z zielonych oczu na ranę i podjęła tą samą decyzję. Wyciągnęła cienki i drobny nożyk, po czym wręczyła go Śledzikowi. - Pora abyś i ty miał okazję. - chłopak zaskoczony odebrał nóż i przyłożył do rany. Szybko i gładko rozciął ranę. Kiedy tylko to zrobił wypłynęło jeszcze więcej mazi.

- Boli! - wycharczał szatyna i próbował zakryć ją dłońmi.

- Trzymajcie go! - powiadomiła ich ruda i wytarła ranę. - Goi się. Jeszcze raz. - Śledzik ponowił cięcie. Krzyk Czkawki był straszny, nie taki jak zwykle. Pełny cierpienia. Ella starała się go uspokoić, ale łzy bólu leciały ciurkiem z jego oczu, zmieniających się oczu. Starł się wyrwać, ale ręce Borka, Elli i Valki uniemożliwiły mu to. Śledzik powtórzył to jeszcze dwa razy, zanim czarno-fioletowa substancja zmieniła się w czystą czerwoną krew. Z upływem płynu, chłopak zaczął się uspokajać.

- Już... - wychrypiał.

- Tak kochanie. - pogłaskała go po spoconych włsoach i wytarła mu usta z krwi. - Już koniec...

- Boli mnie bok. - powiadomił - I brzuch.

- Otwieraliśmy ją z pięć razy, zanim wypłynęło całe to cholerstwo. - powiedziała wściekła Lara - Tym czym cię zraniono było zatrute korzeniem. Dodatkowo zatrułeś się tym drugim cholerstwem. Organizm walczył z dwoma truciznami. - warknęła - Nic nie czułeś?

- Się już nie wściekaj tak, siostra. Nie nic. Czułem się dobrze. - chłopak ostrożnie usiadł i spojrzał na zabandażowanie i syf jaki powstał przez niego. - Dzięki po raz setny któryś. - dziewczyna prychnęła, ale skinęła głową.

- Raczej to się Śledzikowi należą podziękowania, rozpoznał Smoczykorzeń. - szatyn przeniósł wzrok na Śledzika.

- Dziękuję Śledzik. - wyciągnął dłoń, który chłopak uścisnął.

- Muszę się na kimś uczyć. - chłopak roześmiał się, a z nim reszta.

***

Sytuacja została opanowana, a szatyn szybko doszedł do siebie. Reszta mieszkańców wyspy zajęła się poszukiwaniami rannych smoków, które znaleźli w lesie, a raczej zlokalizował je Malboro i Bork. Smoki były osłabione, ale nic, poza tym. Lara po ich uspokojeniu zajęła się nimi i one również wróciły do zdrowia. Patrole nie wykazały nic nowego. Pułapki były po rozwieszane. Viggo odpłynął.

- Czkawka? - Valka podeszła do kuźni, gdzie przebywał jej syn.

- Co tam? - podniósł wzrok znad szkicu.

- Myślę, że już czas, by polecieć na Berk. - powiedziała po chwili. Chłopak skinął pomału głową.

- Dobrze. Kiedy chcesz lecieć? - zapytał spokojnie.

- Dziś. Jak najszybciej. - szatyn zamyślił się spojrzał na Szczerbatka, leżącego przy piecu.

- Nie ma problemu. Zwołajmy resztę i lecimy. - ściągnął fartuch i wylał wodę z cebrzyka na piec gasząc je. Szkic zrolował i odłożył na półkę.

- Nad czym pracowałeś? - spytała.

- Nad skrzydłami na Elli i Lary. - odpowiedział. Nie długo ich osiemnaste wiosny. - westchnął.

- Naprawdę? - zaskoczyła ją tą odpowiedź.

- Tak. Mam jeszcze sporo czasu. - machnął ręką. - Chodźmy mamo. - Po czym w trójkę opuścili kuźnię. Kilka minut później wszyscy się zebrali w Chmurze Gradowej. - Pytanie, kto zostanie z was pilnować wyspy?

- Ja zostanę. - powiedział Śledzik - Zajmę się smokami. Poślę Straszliwca albo sam przylecę w razie kłopotów.

- Sprzeciw? - chłopak spojrzał po mieszkańcach. - W takim razie. Dziękuję Śledzik. - chłopak skinął głową - W takim razie lecimy.

***Okolice Berk***

- Jak się masz? - zagadał szatyn.

- Boję się Czkawka. - powiedziała szczerze - Jeśli...

- Mamo... - przerwał jej - Ja też się boję, ale mam rodzinę. - wskazał na smoki i resztę. - Mam w nich wsparcie. Tak, jak ty masz wsparcie we mnie. - Kobieta westchnęła i skinęła głową, lekko się uśmiechając.

- Dziękuję synku. - powiedziała.

- Widać ją! - wykrzyknął Bork. Valka skupiła wzrok i przełknęła ślinę z niepokoju.

- Załóż maskę. Pomoże ci na razie. - po czym chłopak odleciał kawałek, wracając do szyku klucza. Szatynka ubrała swoją maskę, a Chmuroskok dodał jej swoim pomrukiem otuchy.

- Czkawka! - wykrzyknął znajomy bas, po czym chłopak został porwany do uścisku przez Risa - Odynie nic wam nie jest! - chłopak tracił oddech i niezgrabnie poklepał wodza Oris po barku. Kiedy go wypuścił Drakan oparł się o kolana i zaczerpnął powietrza.

- Ciebie też dobrze widzieć Ris. - wyprostował się z szerokim uśmiechem - Ale ja mam tylko dwa płuca. - powiedział, czym wywołał śmiech. Barczysty mężczyzna akurat przytulał swoją córkę i Larę. Jednocześnie. Obie traciły oddech, ale były uśmiechnięte. Z Borkiem uścisnęli sobie przedramiona i poklepali po plecach w męskim uścisku, po czym fiołkowe oczy zatrzymały się na zamaskowanej postaci.

- Kim jesteś? - zapytał.

- Ris, o tym później. Gdzie Stoik? - zapytał szatyn.

- W twierdzy. Robiłem obchód po statkach. Veran! - wykrzyknął i wzdrygnął się, kiedy smok zmaterializował się obok niego - Wredne stworzenie. - warknął - Przywitaj się, a nie kryjesz się. - wskazał na smoki.

- Czkawka! - chłopak odwrócił się i ujrzał zbiegającego z góry Stoika i kilku Wandali, w tym jego rocznik.

- Witaj Stoiku. - obaj uścisnęli sobie dłonie. Czym zaskoczyli Valkę. Myślała, że Ważki go przytuli jak Ris. Mężczyzna spojrzał na kobietę i smoka, który za nią stał w pełnej gotowości i niepokoju. Valka stała i parzyła na niego w szoku. Stoik przyjrzał się smokowi i zbladł gwałtownie. Szatyn szybko zszedł mu z drogi, kiedy ruszył przed siebie. Stanął naprzeciw sparaliżowanej Valki.

- Znam tego smoka. - powiedział szeptem i uniósł powoli dłoń do góry. Chmuroskok obserwował każdy jego ruch. Warknął, kiedy dotknął maski. - Spokojnie. - spojrzał w oczy smoka - Nic nie zrobię. - Stoik spojrzał w między szpary w masce, gdzie były widoczne oczy. Ujrzał skrawki zieleni, tak dobrze mu znanej. - Valka... - szepnął, jak zahipnotyzowany i ściągnął delikatnie maskę...

<<<<<<<>>>>>>>>>><<<<<<<>>>>>>>>>><<<<<<<>>>>>>>>>><<<<<<<>>>>>>>>>>

Hejka,

Drodzy czytelnicy, muszę was poinformować, że pisanie książek zostanie znacznie opóźnione, ze względu na pisanie pracy licencjackiej i moich przyszłych egzaminów dyplomowych. NIE ZAWIESZAM twórczości, ale rozdziały mogą nie pojawić się nawet przez dwa miesiące. Będę się starała pisać, ale one będą bardzo bardzo opóźnione... Jak ogarnę się i wpadnę w rutynę, to i znajdzie się odpowiednio dużo czasu na pisanie rozdziałów, ale z tym różnie bywa.

Liczę, że się na mnie nie obrazicie, hehe

Pozdrawiam <3

HQmyLove

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro