75. Satysfakcja
***Dwie godziny do świtu***
Czkawka znalazł jeszcze trzy wstążki, łącznie z tymi ze śnieżnej góry. Ostatnią znalazł w miejscu, gdzie odprowadzili Starego Wodza na miejsce wiecznego spoczynku. Łącznie miał już dwanaście, kiedy Bork spytał, czy Grzmot oddał mu wstążkę, chłopak zrobił zdziwioną minę a smok, który jak się okazało, ukrył wstążkę, po czym schował się za Szczerbatkiem i Malborem przyłapany na gorącym uczynku. Szatyn po tym incydencie latał coraz bardziej sfrustrowany, bo nie mógł znaleźć ani swojej dziewczyny, ani swojej siostry. Klął co rusz na lekko uśmiechniętego Borka i smoki, które spały w kącie.
- Wiesz, co... - zaczął Drakan - Zleciałem całą wyspę czterokrotnie. I to dwa na lądzie, a Szczerbek w locie. - westchnął - Powiedz mi barcie, gdzie jest Ella. - zielone oczy błagalnie spojrzały na w dalszym ciągu uśmiechniętego bruneta.
- No Czkawka. - powiedział i wstał z puf, przeciągnął się lekko - Niecałe dwie godziny do świtu. Możemy zakończyć zabawę w chowanego, kosztem wszystkich lotek. - w tej samej chwili Szczerbatek jęknął załamany i ze stłumionym uderzaniem położył psyk na kamieniu. Smok patrzył błagalnie na swojego jeźdźca, by się nie zgadzał.
- Mordko za cholerę nie znajdę Elli, Lary i Lumi. - westchnął - Zresztą ty też się nie popisałeś kolego. - smok spojrzał na niego zirytowany i syknął. - Nie znalazłeś swojej smoczycy, a ja swojej. - Szczerbatek warknął i położył się plecami do niego obrażony. Bork prychnął i spojrzał kątem oka na Ellę na krokwi. Dziewczyna uśmiechała się szeroko. Szatyn odwrócił się do bruneta. - Bork myślę, czy się nie poddać, ale dobrze wiesz, że nie chcę Larze robić zbyt dużej satysfakcji, bo będzie mi wypominać przez wieki.
- Tu masz racje. - westchnął - Powiem jej, żeby pozwoliła ci zachować lotki, ile masz wstążek. Kiedy już wszyscy wybierzemy, które mają iść do zniszczenia. - na tyłach było słychać jęk i skamlenie.
- Mordko, jakbyśmy skończyli o czasie, to wynik byłby ten sam. Musimy się przyznać do porażki. Wygrali. - smok wstał i podszedł do swojego jeźdźca załamany. Czkawka pogłaskał go lekko po pysku.
- Więc... Poddajecie się? - upewnił się. Szatyn skinął głową. - Słownie i głośno młody. - Bork uśmiechnął się.
- Poddajemy się. - powiedział, a w głosie był zawód do samego siebie. Mordka spuściła psyk smutna. - Ella słyszałaś? - Bork uśmiechnął się szeroko i pomachał równie zadowolonej dziewczynie. Szatyn wybałuszył oczy i otworzył szeroko oczy z szoku, po czym błyskawicznie się odwrócił. W tej samej chwili Ella pomachała swojemu chłopaki i ze zwycięskim uśmieszkiem zaczęła bujać nogami w te i z powrotem.
- Co... - wykrztusił i pokazał na nią palcem - Ty cały czas... ty byłaś tu?
- Owszem. - skinęła głową uśmiechnięta - Lara i Śledzik wykonali spory kawał roboty.
- Kurwa mać, ty byłaś tu przez cały czas?! - wykrzyknął odzyskawszy rezon.
- Tak byłam. - potwierdziła i przewróciła oczami - A teraz już czas, by ci powiedzieć, gdzie jest twoja siostra.
- Ale jest tu na wyspie, prawda? - spojrzał błagalnie na bruneta.
- Tak. Bez obaw. - poklepał go po ramieniu. Przez ten czas z krokwi zeszła brunetka i przytuliła się do niego. - Lara jest na skalnych kolumnach. Rozwiesiła tam białą sieć, na której leży Lumi. Sama siedzi pewnie na szczycie i doglądała twoje ruchy.
- Ja się zajęłam informowaniem jej, póki było jeszcze słońce, gdzie lecisz. - wtrąciła Ella i pokazała lusterko.
- Ja pierdole taka oczywistość. - złapał się za nasadę nosa - Przyznaję się poniosłem sromotną klęskę. - westchnął. Gdyby taki plan miał Viggo, poległbym.
- A właśnie, że nie. - oburzyła się - Viggo nie współpracuje ze smoki, one je zabija i wykorzystuje. My mamy nad nim druzgocącą przewagę. - położyła mu dłoń na bladym policzku. - To był trening dla ciebie, jak i dla nas. Smoki tu odegrały kluczową sprawę. My im zaufaliśmy i żaden z nich nie zdradził położenia nas. Rodzina Gromogrzmotów, gdzie schował się Bork i Boro jest tu całkowicie nowa. To im daliśmy największy kredyt zaufania.
- Wybacz, że się wtrącam, ale rodzinka była bardzo pomocna. - powiedział Bork - Bardzo przyjemnie było mi z nimi siedzieć. - Ella zachichotała, a Czkawka uniósł kąciki ust do góry.
- Reasumując. Ładnie ci poszło. Znalazłeś z dwanaście wstążek. - pogłaskała go po dłoni, którą złapała - Tylko siedem pójdzie pod podstawkę. - W tym czerwona. - Ella posłała mu współczujący uśmiech i lekko kiwnął głową.
- Lotki, gdzie są? - czarnowłosi uśmiechnęli się lekko.
- Lara ci powie. - odparł - Ella wezwij ją. - dziewczyna skinęła głową.
- Grzmocik, daj sygnał. - smok podniósł się i podszedł do wyjścia. Zaryczał trzykrotnie, po czym stanął obok Elli po nagrodę w postaci drapanka pod bródką. - Zuch. - Kilka sekund później w twierdzy pokazała się zadowolona ruda.
- No i nasz Czkawuś poległ. - wyrzuciła ręce do góry - Jestem bardzo, bardzo z tego zadowolona. - stanęła naprzeciw niego. Chłopak spojrzał na nią z góry. Był zły, rozgoryczony i zawiedziony. - Co pewnie chcesz swoje lotki, hym? - Czkawka westchnął.
- Chcę. - odpowiedział i cofnął się. W ten Lara zaśmiała się i minęła go. Udała się do skrzyń i otworzyła je. Szatyn po raz drugi tego ranka spojrzał zszokowany.
- Wy sobie jaja kurwa ze mnie robicie?! - warknął, co odpowiadało smokowi.
- Tak. - odpowiedzieli wszyscy chóralnie.
- No nie... - jęknął - I złapał się za głowę, ciągnąc lekko za włosy - Wszystko było tutaj?!
- Dokładnie tutaj braciszku. Jak to mówią pod pochodnią najciemniej. - po czym wyjęła wszystkie lotki. - No zbieramy się ludzie, wybierajcie, które idą do spalenia. - tu uśmiechnęła się mściwie i wyjęła czerwoną z podobizną Nocnej Furii. Szczerbatek oklepał i położył się zrezygnowany na kamiennej podłodze. Luminosa trąciła go lekko w łapę, ale ten nawet nie drgnął. Schował głowę pod skrzydłem i odwrócił się od ogniska. Nie chciał patrzeć na jego ulubioną lotkę, znikającą w ogniu. Reszta podeszła do stosu i wzięła lotki. - No to teraz do ognia.
- Lara proszę... - zaczął szatyn cichutko.
- Cicho. Przegraliście. Teraz konsekwencje. - przerwała mu. Szatyn załamał ręce.
- Nie przejmuj się Szczerbatek. Wykuję ci lepsze. Musimy się pogodzić, tę rundę przegraliśmy, ale następnym razem się odegramy. Nie będą mieć z nami szans. Co nie Mordko? - smok uniósł głowę i położył ją na skrzyżowanych nogach Czkawki. Oboje siedzieli tyłem do reszty. Lara i reszta uśmiechnęli się lekko do siebie.
- Ile lotek ocaliłeś? - zapytała jego siostra.
- Dwanaście. - odparł, nie odwracając się i wciąż głaskając uspokajająco smoka.
- Niezły wynik. Ocaliłeś jedenaście lotek Mordki. - zaczęła poważnie - Co do reszty... Cóż możesz je zachować nietknięte. - skończyła już wesołym tonem. Smok i jeździec zamarli, po czym obaj zerwali się na równe łapy i nogi.
- Co?! - jeden zaryczał, a drugi krzyknął zszokowany. Obaj latali wzorkiem po Larze i reszcie.
- Nigdy nie mieliśmy w planie zniszczyć twoich małych dzieł sztuki dla Mordki. - odezwała się Ella.
- Zwłaszcza kiedy robiłeś je z oddaniem i sercem. - dodał Bork. - To było tylko ćwiczenie dla ciebie i Szczerbatka. - powiedziała Lara i razem z Borkiem poukładali lotki na dwa równe stosiki, po czym związali liną.
- Śledzik i ja zaplanowaliśmy ci poszukiwania i tropienie pod presją. Sam przyznaj, byłeś wkurwiony, zestresowany i zagubiony. - powiedziała.
- Owszem byłem. - skinął głową - Ale to... Wy naprawdę nic z tym nie zrobicie?
- Nie skarbie. - powiedziała Ella z lekkim uspokajającym uśmieszkiem.
- A tak z drugiej strony. Skalne kolumny i moja biała sieć dla Lumi, to był wyryw. Zrobiliśmy małą platformę, na której siedziałam.
- Ale ja tam leciałem. - jęknął i opuścił złamany ramiona.
- Nie widzisz, w co ja jestem ubrana? - rozłożyła szeroko ręce. Dopiero teraz szatyn zwrócił uwagę na strój, który był całkowicie biały z szarymi plamami. Do złudzenia przypominała skałę otoczoną mgłą, po czym założyła kaptur i maskę. Zakryła tym swoją piegowatą twarz i rude loki.
- Mgła zakryła was to jedno, drugie kamuflaż masz zajebisty. - powiedział ze szczerością.
- Wiem, dziękuję. - posłała mu szeroki uśmiech. Jak się nie mylę, trzy razy mnie mijałeś. Raz prawie mnie miałeś, ale Kor mnie ocalił. - w tej samej chwili z krokwi zleciał ów smoczek i wylądował na jej ramieniu, za co dostał mizianko pod bródką.
- Dzięki Kor. Wielkie dzięki. - sarknął szatyn i delikatnie pstryknął smoczka w nos, po czym szeroko się uśmiechnął do niego - Dobra robota. Wykiwałeś mnie. - zadowolony smok zamerdał ogonem i odleciał z powrotem na krokwie.
- Dobra gady wy moje wszystkie. - odezwał się Bork i zaklaskał w dłonie. - Nie wiem jak wy, ale jestem głody i śpiący. Lara musi jeszcze wypocząć. Mimo że jesteś ciepło ubrana, to stąd widzę, że włosy masz wilgotne od mgły. - skarcił ją wzorkiem, kiedy już chciała się odezwać - Proponuję, wręcz zalecam udanie się do chat i pójście na spoczynek w ciepłym łóżku okrytymi futrami.
- Słuchajmy się naszego najstarszego jegomościa. - powiedziała Urta i związała loki w kucyk, po czym założyła kaptur - Lumi i reszta gadzin. - zwróciła się do smoków - Możecie tu zostać, my się przejdziemy. - gady ochoczo posłuchały Urty i wszystkie zwinęły się w kuli przy sobie, grzejąc się nawzajem. Nie minęła minuta, a już pochrapywały słodko. - To, co idziemy?
- Tak. - odpowiedział jej Czkawka.
- Ty nie. - powiedziała ostro - Sprzątasz błoto, które naniosłeś. - wskazała na nie palcem - Jak skończysz, wtedy przyjdź. - chłopak już chciał jej przerwać - Wciąż mogę wrzucić czerwoną lotkę do ognia. - dokończyła złowrogo. Szatyn oklapł i do szurał się do kąta twierdzy, gdzie oparta była miotła z brzozowych witek. - Mój grzeczny braciszek.
- Wal się Lara. - warknął i zaczął zamiatać. Reszta z lekkimi uśmiechami udała się na śniadanie i do łóżka. Ella, będąc dobroczynną, zostawiła w kociołku porcję dla szatyna, który zjawił się kilka minut później. Szybko zjadł swoją część śniadania i poszedł do sypialni, gdzie na łóżku już leżała i zasypiała jego dziewczyna. Ściągnął zielony sweter, buty i pas, po czym przytulił się do jej pleców i objął ją w tali. Gizella złapała go za rękę i ułożyła się wygodniej w jego objęciach. Niedługo potem oboje twardo spali.
***Popołudnie***
- Czkawka! - wykrzyknęła zdenerwowana Urta i walnęła w drzwi - Mamy problem! - chłopak gwałtownie obudzony zerwał się na równe nogi i otworzył na oścież drzwi. Ella wstawała.
- Co jest? - zaniepokoił się.
- Statki krążą wokół wyspy. - odpowiedziała. Ubrana była już pełny rynsztunek, na który składał się łuk i kołczan, składany topór i pas z ziołami. Ubrana była w ten sam kombinezon, co wcześniej. Był zrobiony ze smoczej skóry, którą Luminosa zrzuciła. Szatyn błyskawicznie zaczął się ubierać w ten sam strój, tylko że czarny. Dobył Piekła i pas ze sztyletami oraz uzupełnił magazynki w mieczu. Z biurka chwycił maskę i założył na ten moment na głowę. Lara miała swoją półmaskę na boku. Ella, po usłyszeniu wiadomości wybiegła z pokoju Czkawki bez słowa i pobiegała do sąsiedniej chaty, gdzie Bork już kończył się zbroić w jednoręczny miecz u boku oraz topór na plecach. Ubrany był szaro-biały kombinezon z metalowymi wstawkami na przedramionach oraz barkach. Na dłoniach miał rękawiczki bez palców z metalowymi ćwiekami na kłykciach. Pod brodą zwisała szara chusta z pyskiem Gnatochrupa. Na nogach miał ciężkie skórzane buty wzmocnione gronkielowym żelazem metalem na czubkach, piętach i podeszwie. Dziewczyna wpadła do pokoju i ubrała czarno-niebieski kombinezon ze skóry Wandersmoka. Założyła pas na biodra oraz do kabur włożyła swoje ulubione dwa miecze. Kolejnym był długi sztylet przyczepiony na prawe udo. Zmieniła buty z miękkiej skóry na wzmocnione tym samym metalem co Bork wstawkami na czubkach, piętach oraz na piszczelach wysokie ciężkie.
- Ella! - zawołał ją Bork z dołu.
- Biegnę! - odpowiedziała i nałożyła ciężki kaptur, zasłaniający jej pół twarzy. Kilka sekund później oboje wybiegli z chaty.
- Gotowi? - zapytał Czkawka, po czym zagwizdał sekwencję. Nie minęła sekunda, jak usłyszał znajomy ryk Szczerbatka, a zaraz za nim reszty. Smoki wylądowały za swoimi jeźdźcami. - Na smoki. Ja i Ella dołem. Lara, Bork wy górą. - grupy kiwnęły głowami - Rekonesans. Nie wychylamy się zza mgły. - wszyscy zasłonili twarze, po czym wystartowali. Lawirowali między skalnymi kolumnami i obserwowali. Kiedy dolecieli do ostatnich skał, ujrzeli to, czego się obawiali. To był Burke Łamacz Karków. Smoki czepiły się skał.
- Jak myślicie, przepłynie? - zapytał Bork.
- Wątpię. - powiedział szatyn - Cmentarzysko, Piekielny przesmyk są o wiele prostsze do przepłynięcia niż tu. Mgła i wiry. Podwodne kolumny. Nie ma szans. I obym się nie mylił. Odynie błagam nie pozwól na to. - wyszeptał modlitwę. Pierwszy statek z innym kapitanem zaczął wpływać do środka.
- Czkawka? - odezwał się Lara - Co widzisz? - zapytała. Chłopak ściągnął maskę i zmienił oczy. Wszystko stało się wyraźniejsze dla szatyna.
- Jak za piętnaście sekund nie odbije na lewo, nabije się na podwodną kolumnę. - jak tylko skończył mówić, statek wpłynął centralnie w nią. Skała przebiła kadłub, a zmieniający się silny prąd tylko pogarszał sprawę. Statek nabierał szybko wody.
- Będzie sprzątania. - mruknęła smętnie brunetka. Czkawka uniósł kącik ust do góry. Spojrzał w dal i ujrzał wściekłego głównego kapitana Burke. Obok niego stał Viggo.
- Viggo jest rozczarowany, ale spokojny. - powiedział. Cała czwórka spojrzała na niego - Coś do niego mówi. - zaczął obserwować resztę okrętów. - Bork leć na w lewo. Trzymaj się średniego poziomu. Lara w prawo. To samo. - dwa jasne smoki odleciały na rekonesans.
- Co robi Viggo? - zapytała Ella.
- Wypatruję nas czy czasem nie wylecimy do ataku. Smoki są już w pogotowiu. Pułapki ostatnio sprawdzaliśmy. Działają. - odpowiedział. Grzmot zamruczał.
- Co jest mały? - smok uniósł psyk od góry. Czkawka spojrzał w tym samym kierunku. Niebo stawało się coraz ciemniejsze od chmur.
- Zbliża sie burza. - powiedział zaskoczony.
- Grzmot to wyczuł. - pogłaskała smoka zadowolona - Moja zdolna bestyjka. - pochwaliła go.
- Na prawo od nas wpływa kolejny statek. - szatyn zagryzł wargę - Jak tak dalej pójdzie, odkryją sposób.
- Co chcesz przez to powiedzieć Czkawka? - ton głosu ukochanego zaniepokoił ją.
- Poświęcają statki i ludzi, by odnaleźć drogę.
- Nie wzięli pod uwagę jednej rzeczy. - powiedziała zdumiona, tym, że ta myśl do niej przyszła.
- Co? - spojrzał na nią zaniepokojony.
- Dlaczego Viggo jest tu? I jak się dowiedział, że nasz dom jest tutaj. Przecież Oris, Berk nie mają zielonego pojęcia o położeniu wyspy. Za wcześnie, by Śledzik zdradził.
- Prawda. - po czym usłyszeli dźwięk łamanego drewna i krzyki agonii. - Kolejna łajba na dno. - mruknął posępnie. Przeniósł wzrok z powrotem na Viggo. - Dlaczego on się uśmiecha?
- Czkawka! - z lewej pokazała się Lara - Siedem okrętów uderza z prawej. Dwa już zatopione. - przekazała raport. W tej samej chwili nadleciał Bork.
- Pięć statków z lewej trzy zatopione. Szukają luk w naturalnej obronie. - powiedział.
- Kurwa. - syknął - Miałem rację. Viggo ma w dupie załogę Burke, który zapewne klnie teraz.
- Co robimy? - zapytał brunet.
- Nic. Jak wylecimy z ukrycia. Viggo będzie w stu procentach pewny, że to nasz dom.
- Czyli siedzimy na tyłkach i czekamy, aż się wszyscy potopią? - podniósł jedną brew do góry.
- Na to wygląda. - odparł.
- Będzie masę sprzątania. - westchnęła cierpiętniczo Lara i położyła głowę na szyi smoczycy.
- Wolę to, niż spalenie naszego ukrycia. - powiedziała Ella - Zresztą niech się topią. Mniej wrogów mniej kłopotów.
- Też prawda. - zgodziła się z nią ruda.
- Słuchajcie, nie podoba mi się ten uśmiech na twarzy Viggo... - Czkawka wybałuszył oczy - Odynie... - chłopak zbladł gwałtownie, po czym warkot opuścił jego usta - Ark tu jest. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Co tu rob mój chujowy ojciec?! - wykrzyknęła zdumiona, po czym zaczęła grzebać w torbie przy siodle - Gdzie ona jest... Jest! - wyjęła lunetę i spojrzała przez nią. - Świetnie. - w jej głosie było doskonale słyszeć pogardę i gniew - Wypalanie jeszcze Talard. - jęknęła.
- I co teraz? - Ella latała wzrokiem po rodzeństwie.
- Więcej trupów, więcej rozpierodolonych łajb. - warknął przez zęby.
- Ark, Burke i Viggo. - mruknął Bork i złapał się za podbródek - Kontra Czkawka, Stoik i Oris. Marnie. - westchnął.
- Taa... - zgodzili się wszyscy jednogłośnie.
- Lećcie jeszcze raz. - spojrzał na bruneta i rudą. Ci bez ociągania wykonali ponownie obchód.
- Czkawka, a jeśli Johan Kupczy coś wygadał? - szatyn zmarszczył czoło.
- Nie przypominam sobie... - zamyślił się - Może chodzi o jakieś pogłoski, legendy o... Nie wiem... O ukrytej wysępię wśród chmur, gdzie są skarby i tak dalej. To mi tylko do głowy przychodzi, ale jak spojrzeć na intelekt Viggo i Arka, to oni nie mogą wierzyć w takie przesądy. - westchnął.
- Ale załóżmy, że wierzą, co wtedy? - brnęła dalej.
- Wtedy może być ciężko się wybronić. Biała Wyspa spłynie krwią. - powiedział gorzko.
- Krwią ludzką i smoczą. - szepnęła Ella blada i pogłaskała swojego przyjaciela, po czym zamilkli. Czkawka dokładnie obserwował każdy statek w zasięgu jego wzroku. Kilka minut później dwójka jasnych jeźdźców powróciła.
- To tak wszystkie statki zatonęły. - odezwał się Bork - Dwa zawróciły i płyną złożyć raport. Szybie Szpice już wyławiają pierwszych topielców.
- Widziałam jak grupa Zębaczy i Koszmarów też to robi. Koszary pokrywają swoim śluzem zwłoki. Nie palą ich.
- Mądre gadziny. - szepnął szatyn - Płyną. - wskazał na dopływające statki. - Wody stają się coraz bardziej niespokojne. Jak teraz nie odpłyną, fale zmiotą całą flotę. Bardzo mnie by to ucieszyło. - powiedział i westchnął. - Ark i Viggo są niezadowoleni, ale spokojni. Burke się wykłóca. - przekazał - Lara Ark ma niezły cios. - wódz Kirk celnym lewym sierpowym powalił Burke na ziemię. - Teraz już wiem, po kim masz ten cios.
- Morda brat. - warknęła, w dalszym ciągu obserwując kłótnie na głównym statku - Chyba szykują się do odwrotu.
- Cała ulga. - westchnęła Ella, a Bork rozluźnił spięte ramiona.
- Odpływają. - powiedział Czkawka, kiedy statki robiły zwrot - Całe szczęście. Przelecę się nad nimi. Robi się coraz ciemniej. Chmury mnie dobrze zasłonią. - powiadomił ich.
- Uważaj na siebie. - powiedziała Ella i delikatnym uderzeniem pięt nakazała smokowi, by ten wzleciał w powietrze. Lara i Bork też odlecieli.
- No Mordko masz siły? - smok zaryczał i oderwał się od skały - I to rozumiem. - poklepał go po boku szyi. Wlecieli po kilku sekundach w chmury. Szatyn obserwował, jak trzech dowódców rozmawia przy sterze. - Dałbym wiele by ich słyszeć. - westchnął - Wracamy.
***
- I jak? - szatyn po wylądowaniu na plaży przy zatoczce został zaatakowany pytaniem od siostry.
- To tak. - zaczął, kiedy usiadł - Cała trójka ewidentnie jest wściekła. - powiedział - Kolejną rzeczą jest ilość zwłok. - wskazał na siedem stosów nad zatoczką. - Ilu poświęcili?
- Załoga liczy przeciętnie około dwudziestu chłopa. - zaczął Bork - Trzynaście statków poszło na dno. - zamilkł na moment - Może wyjść około trzystu chłopa. - powiedział, a kiedy liczba do niego dotarła zacisnął dłonie w pięści - Kurwa mać. - zaklął przez zęby. Dziewczyny stały blade, a Czkawka patrzył wściekły na leżące zwłoki, ale ta złość nie była skierowana na zwłoki, a raczej na kapitanów.
- Pochowajmy ich godnie. Ich śmierć była niepotrzebna. - powiedział szatyn cicho. Wszyscy w milczeniu przyłączyli się do robienia masowego grobu. Smoki również pomagały i co rusz przylatywały z nowymi. Czkawka z pomocą Koszmarów i pokrył zwłoki ich śluzem i podpalił. Cała czwórka złożyła modlitwy do Odyna, by ten miał w opiece niesłusznie zabite dusze oraz ukarał tych, którzy sprowadzili nieszczęście na nich.
***
Cała czwórka siedziała posępnie chacie. Atmosfera była ciężka. Każdy myślał co teraz będzie, kiedy wrogowie połączyli siły. Czkawka wysłał Kora i Darko do Oris i Berk z wiadomością o zaistniałej sytuacji. Czekali na odpowiedź zwrotną.
- I co teraz zrobimy? - odezwała się Ella.
- Na razie nic. - odpowiedział jej szatyn - Mamy misję do wykonania. Lecimy na wschód w okolice Kirk.
- Jutro? - zapytała Lara?
- Za dwa dni. - odpowiedział po zastanowieniu - Musisz jeszcze wypocząć. - ruda nie sprzeciwiła się, tylko skinęła głową, że się zgadza.
- Odynie... - szepnęła Ella, kiedy w oknie ujrzała, jak dwa Zębacze mają w szponach dwa ciała.
- Jeszcze znajdują? - zapytał Bork, mimo że znał odpowiedź.
- Yhym. - mruknęła smutna. Czkawka objął ją ramieniem i przytulił.
- Lara zaparzyłabyś zioła na sen i na uspokojenie? - zwrócił się do siostry, która skinęła głową i zniknęła w kuchni. Kilka minut później wszyscy sączyli napar i pomału się wyciszali.
- Chodźmy. - odezwał się brunet i wstał, a z nim reszta.
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>
Hejka
Mamy rozdział... Jest!
Zdradzę wam, że w kolejnym będzie nowa postać ;)
Do zobaczenia w kolejnym
Wasza zmęczona sesją HQ
PS. Nareszcie skończyłam sesję!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro