73. Nagana i plan na wylot
***Ranek dnia następnego***
- Lara... - Czkawka bez pukania wszedł do pustego jak się okazję pokoju - A gdzie ją wywiało? - westchnął i skierował się na dół. Tam też jej nie zastał, a śpiącego Szczerbatka. - Mordko widziałeś Larę? - smok uchylił jedno oko i mruknął przecząco. - Jak zwykle przydatny z ciebie gad. - mruknął i wyszedł z chaty. - Lara! - wrzasnął na całe gardło.
- Tu jestem! - chłopak skierował się do twierdzy.
- Miałaś leżeć. - powiedział, nawet się z nią nie witając.
- Hej brat. - mruknęła, pochylona nad mapami.
- Co robisz? - stanął za nią i przyjrzał się jej zapiskom i oznaczonych miejsc na skopiowanych mapach.
- Szacuję występowanie jednego ze składników. - westchnęła.
- I jakieś rezultaty?
- Yhym. - postukała rysikiem na konkretną wyspę, a raczej na krąg wokół niej - Poznajesz?
- Kojarzę ją... - przyjrzał się jej i otworzył szerzej oczy - Żartujesz, prawda?
- Niestety, ale nie. - pochmurniała - Moja rodzinna wyspa. Kirk.
- Nie lecisz tam. Bez żadnej dyskusji.
- No w tym stanie na pewno nie polecę. - powiedziała - Sama też nie.
- Mówię, że w ogóle tam twoja noga i łapa smoka nie postanie.
- Czkawka uspokój i daj mi skończyć. - postukała palcem na mapę.
- W takim razie tłumacz. - dosiadł się do niej.
- Wokół głównej wyspy jest paręnaście mniejszych. Może składniki będą na którejś z nich. Mnie też nie piszę się lecieć do tego chujostwa, ale priorytetem jest wyleczenie cię.
- Wiem to, ale twój ojciec i Talard tylko na to czekają. Musimy pilnować się na tych terenach.
- Co najlepsze są przez nas niezbadane. - posłała mu lekki uśmiech.
- To prawda. Nowe wyspy i smoki. - rozmarzyli się. - Ale to i tak nie zmienia tego, że będziemy musieli zrobić w tych okolicach postój.
- Tak. - skinęła głową - Ale tę wyspę zamieszkują Ogniste Glizdy z królową. - wskazała na główną mapę an ścianie.
- Przenocowanie nie powinno być problem, o ile nie zagłębimy się jak ostatnio w jaskinie.
- Dokładnie. - potwierdziła z uśmiechem. - Nocą przelecimy nad Kirk i przy okazji zajrzymy na pobliskie.
- Nawet o tym nie myśl, Lara. - upomniał ją, ale na twarzy gościł lekki uśmiech.
- No dobra. - poddała się - Ale nowe miejsca są niewiadomą. - wzruszyła ramionami.
- Lara... - nagle rozbrzmiał znajomy ryk. Oboje się szeroko uśmiechnęli podeszli do wejścia. Kilka sekund później wylądowały dwa smoki.
- Lara! - Bork zeskoczył z Malboro i podbiegł do szeroko uśmiechniętej dziewczyny. Chłopak złapał ją w ramiona i przytuli, po czym odsunął ją, całując mocno i z ulgą w usta.
- Hej spokojnie, ja żyję skarbie. - ale z przyjemnością ponownie podjęła się pocałunkowi. Czkawka w tej samej chwili przytulał i całował swoją dziewczynę.
- Tak się martwiłam, Czkawka. - wyszeptała, kiedy ich czułości się skończyły oraz kiedy oparli głowy o swoje czoła.
- Wiem kochanie. Byłem skałą dłuższą chwilę niż ostatnio. - mruknął i odsunął się od niej, ale złapał za rękę i podeszli do drugiej pary.
- Wiem, wiem... Jestem nieodpowiedzialna, uparta... - zaczęła Lara, ale nie skończyła mówić, kiedy Ella próbowała ją udusić, poprzez uścisk.
- Głupi głupol. - mruknęła, na co ruda się roześmiała, ale równie mocno odpowiedziała na uścisk.
- Przepraszam. - powiedziała i odsunęły się od siebie. - Ale zdobyłam kolejny. - posła im szeroki uśmiech. Bork złapał się za czoło i pokręcił głową na boki załamany.
- Mam prawie dwadzieścia wiosen, ale na Odyna, Laro kocham cię, ale nie rób sama takich eskapad, dobrze? - spojrzał na nią uważnie.
- Ale to była...
- Lara. - położył nacisk na imię.
- Ale... - zamknęła usta - No dobrze. Przepraszam.
- Dziękuję. - posłała jej lekki uśmiech pełny wdzięczności. - A teraz tłumacz, co odkryliście. - wskazała na burdelownik na stole.
- Lara ma mniej więcej lokalizację kolejnych dwóch składników do naparu.
- Zajebiście. - klasnęła w dłonie Ella i spojrzała z szerokim uśmiechem na szatyna. - Acha, ale nie jest tak zajebiście, prawda? - powiedziała, kiedy zobaczyła grymas na jego twarzy.
- Składniki znajdują się w okolicy mojej rodzinnej wyspy. - mruknęła i trochę powierciła się w miejscu.
- Kirk?! - krzyknął zaskoczony brunet - Nie! Nie ma mowy! Nie lecisz tam. - podkreślił to machnięciem ręki przed sobą. Lara spojrzała z wyrzutem na Czkawkę, a potem na Borka.
- Wy się zmówiliście, czy co? - chłopaki spojrzeli na siebie.
- Tak. - odpowiedzieli w tej samej chwili.
- Co do... Ej! - krzyknęła z obrażeniem - Wy tak serio?!
- Tak. - ponownie odpowiedzieli w tym samym momencie.
- Wredne dranie. - warknęła i usiadła przy mapach.
- Ale te wredne dranie kochają tę nieodpowiedzialną rudą zołzę na swoje sposoby i martwią się o nią. - powiedział Bork.
- No dokładnie, a twoja pseudo siostra jest wkurzona, kiedy nie szanujesz swojego zdrowia. - podparła się pod boki. - Czkawka i Bork nie potrzebują się zmawiać, by bać się o ważną dla siebie osobę. A ja ledwie wysiedziałam na Oris, kiedy Czkawka wysłał Darko. Byłam tak niespokojna, że nie spałam dobrze, a co musiał czuć twój ukochany? - wskazała na niego palcem. - I tak on był ode mnie i Czkawki najspokojniejszy. - burknęła - Znam cię już sporo wiosenek moja droga i wiem, co ci chodzi po głowie. - Lara spuściła głowę, zaczerwiona ze wstydu.
- No, dobra nie pomyślałam, aż tak dobrze wyruszając po Słoneczny Kwiat, ale udało się go zdobyć, więc jest sukces.
- Odynie daj mi siłę! - wykrzyknął brunet i wyrzucił ręce do góry, odwracając się do niej plecami, po czym szybko odwrócił się z powrotem. W jego oczach odbijał się gniew. - Lara do jasnej cholery kocham cię i nie chcę cię stracić. - warknął do niej, co zdarzyło się tylko kilka razy od ich poznania. - Też chcę odnaleźć składniki do odtrutki dla Czkawki, ale nie kosztem życia! -krzyknął. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i usta z wybuchu Borka. - W ogóle pomyślałaś o Luminosie?! Jak ona musiała się czuć, kiedy byłaś faszerowana truciznami, a ona nie mogła nic na to poradzić? - zbladła na te słowa - Czkawka dokładnie opisał w wiadomości, jak byłaś więziona i jak wyglądałaś. Laro proszę cię. - ściszył głos - Nie chcę cię stracić. - na te słowa wstała i pomału, lekko kulejąc podeszła do bruneta, obejmując go w pasie i kładąc swoją głowę na jego sercu.
- Przepraszam. - wyszeptała. - Bardzo przepraszam. - mruknęła i chłopak ponownie ją przytulił i oparł głowę na jego ramieniu. - Przepraszam Bork. Wiem, że źle postąpiłam, samej lecąc. To był impuls.
- Ale na szczęście Czkawka szybko rozgryzł twoje bazgroły i ruszył ci na ratunek. - powiedział i odsunął się. - A teraz za nim wyruszymy całą bandą do Kirk.
- Nie dokładnie tam. - wtrącił się szatyn. - Jest kilka wysepek wokół niej. Dodatkowo planujemy eksplorację terenów od Kirk.
- Chcecie rozbudować mapę i może dodatkowo, odkryć wyspę, gdzie może być kolejny składnik?
- Tak dokładnie. - potwierdził słowa swojej ukochanej. - Nie wiemy, ile jeszcze jest soczewek i oraz kombinacji.
- A propos kombinacji. - odezwała się Ella - Gdzie nasz okrąglutki druh?
- Siedzi w szklarni i szpitalu. - odpowiedziała Lara z uśmiechem. - Chłopak na poważnie wziął się za naukę lecznictwa.
- Śledzik jest niesamowity. Marnował się na Berk, a jak wróci tam, to będzie nieźle rozchwytywany. - Bork pochwalił chłopaka, który akurat wszedł do Burzy Gradowej.
- Dziękuję. - odezwał się. - Miło was widzieć. - przywitał się.
- Śledzik! Hejka. - Gizella posłała mu szeroki uśmiech.
- Cześć chłopie. - Bork podszedł i uścisnęli sobie dłonie. - To, co masz już smoka, czy dalej oporny jesteś?
- Właściwie... - zaczął lekko zawstydzony - To Sztukamięs zgodziła się.
- To super! - Lara pokuśtykała do niego i klepnęła po ramieniu. - Gdzie nasza najbardziej opiekuńcza smoczyca? - w tej samej chwili wylądowała z błyszczącymi żółtymi oczkami Sztukamięs i stanęła obok Śledzika, ocierając się o niego.
- No widzę, że w końcu przekroczyliście granice. - powiedział szatyn - Sztusia miej na niego oko. - mrugnął do niej, na co smoczyca zamerdała maczugą i ponownie przymiliła się od blondyna. - Dziękuję. Leciałeś już na niej?
- Tak. Na oklep. - odpowiedział spokojnie. - Daliśmy radę.
- W takim razie zapraszam do kuźni. - położył ramię na jego plecach. - Panią też zapraszam. - A wasza trójka niech robi, co chce. - zwrócił się do reszty, która z szerokimi uśmiechami skinęli głowami. Szatyn wiedział, że zajmą się planowaniem wylotu. - Śledziku wierzę, że zajmiesz się na Berk odpowiednio Sztukąmięs, prawda?
- Oczywiście. Nie pozwolę, żeby ją skrzywdzili. - powiedział z bardzo dużą pewnością siebie - Tu na Białej Wyspie, dzięki waszej czwórce stałem się o wiele pewniejszy. Szczerze już się tak nie wstydzę, jak wcześniej. - zaśmiał się i pogłaskał smoczycę, po głowie. - Daliście mi pewność siebie i asertywność. Dziękuję.
- Nic ci nie daliśmy. Sam to osiągnąłeś. - poklepał go po ramieniu. - Wandale doznają lekkiego szoku, kiedy cię zobaczą i tego jak się zmieniłeś pod kątem fizycznym, jak i psychicznym. - obaj zaśmiali się. - No, a teraz zaczekaj, proszę tutaj. A panią zapraszam. - wskazał na wejście. Smoczyca mruknęła i weszła z zainteresowaniem do środka. - I co powiesz? - szatyn wyjął spod płachty siodło specjalnie dla Gronkli. Smoczyca spojrzała na nie i zamerdała ogonem, widząc brunatne siodło. - Widzę, że się podoba, a teraz przymierzmy je. - chłopak szybko dopasował rzemyki do ciała. - Skrzydła proszę rozłożyć. Chyba tu cię obciera. - dotknął przestrzeń między ogonem a tułowiem. Poluzował. - Lepiej? - poruszyła ogonem, po czym potwierdziła mruknięciem. - Super. Idź się pokaż. - poklepał ją po boku.
- Sztusia! Wyglądasz pięknie w tym siodle. - szatyn uśmiechnął się na przejęty radosnym tonem głos Śledzika.
- I jak? - chłopak wyszedł.
- Doskonale leży i nie krępuje jej ruchów, ale kiedy...
- Jakiś czas temu. Od razu zauważyłem, że wytworzycie więź. - wzruszył ramionami. Ja się znam na smokach, a Lara na ich leczeniu.
- Dlatego tworzycie zgrany zespół. Dziękuję ci bardzo Czkawka. - skinął lekko głową.
- Dawaj. Próbny lot. - blondyn wdrapał się na siodło.
- Wygodne. - pooglądał je - Ma dużo przegród. Dzięki. - szatyn machnął ręką. - Dawaj Sztusia, ale pomału. - smoczyca ryknęła cicho i wzniosła się w powietrze. Czkawka obszedł dookoła ją.
- Wszystko leży jak ulał. - powiadomił - Sztukamięs czy gdzieś cię ociera? - smoczyca zaprzeczyła - W takim razie lećcie. - i tak uczynili. Zrobili koło wokół chat i szklarni, po czym wylądowali. - I jak?
- Idealnie. - chłopak zeskoczył na ziemię. - Bardzo ci dziękujemy.
- Drobiazg. A teraz wracajmy do Burzy, bo jak żyję i słyszę, Lara kłóci się z Borkiem... Wróć... Lara się drze na Borka, który spokojnie jej odpowiada. - chłopcy zaśmiali i wrócili do twierdzy. I tak jak Czkawka wspomniał, ruda krzyczała na swojego chłopaka, który spokojnie tłumaczył jej coś. Ella spokojnie spisywała zapotrzebowanie na wylot.
- Co masz dla mnie skarbie? - zapytał, kiedy podszedł do niej. Dziewczyna podał mu listę. - Praktycznie wszystko zapisałaś, co mamy wziąć. Dopisz jeszcze dodatkowe ubranie. Nie wiemy, na jaki klimat trafimy.
- Dobrze. - skinęła głową i dopisała ciepłe, ale lekkie futra.
- Hej! - ryknął w stronę Lary. - Stul się!
- Bork powiedział, że nie zabieramy Smoczego Oka.
- A po co ci one? - zdziwił się.
- Jakbyśmy natrafili na soczewkę, to od razu byśmy mieli kolejny...
- Lara, to nieznany teren. Nie wiemy nawet, jak daleko popłynął twój ojciec. - Lara już chciała rzucić kontrargumentem, ale zaraz zamknęła usta, zdając sobie z tego sprawę.
- Dobra, jest w tym sens. - westchnęła - Czyli wyprawa w najwyższym stopniu ostrożności?
- Dokładnie. W twoim aktualnym stanie. Wyruszymy za tydzień, a może i później.
- Ha! Miałem rację. - wykrzyknął nagle Bork, czym spowodował fuknięcie i odwrócenie głowy u Lary. Czkawka spojrzał niezrozumiale na nich.
- Bork, to samo powiedział. - odezwała się Ella z lekkim uśmiechem.
- Acha. - odpowiedział - No cóż, jeśli chodzi o humorki mojej siostry i ukochanej Borka jesteśmy we dwaj bardzo zgodni. - posłał rudej złośliwy uśmieszek, a brunetom puścił oczko.
- Wredni dranie jesteście. - warknęła - Lepiej oszacujemy trasę lotu. - powiedziała i dokuśtykała się do wielkiej mapy. Wskazała na swoją wyspę i kilka mniejszych wokół niej. - Ten obszar jest niezbadany i nowy. Jedyną przeszkodą jest Kirk. Smoki będą trochę bardziej zmęczone niż przy zwykłych podróżach.
- Też prawda. - przytaknął jej brunet i podszedł do niej, odbierając od niej wskaźnik i obrysował pusty lewy górny róg mapy. - Musimy odlecieć minimum na trzy wyspy dalej. Puknął w puste pole.
- Dokładnie. - zgodził się z nim szatyn - A może coś zjemy? Bo jak tylko wpadliście, to zaczęliśmy tworzyć plan. - jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki Larze i Elli zaburczało w brzuchu. Bork parsknął cicho śmiechem.
- Szczerze, to chodźmy coś zjeść. - chłopak szedł w stronę wyjścia i po drodze poklepał Malbora po boku głowy. - Śpij sobie Boro. Będziemy w chacie. - smok zamruczał i zamknął z powrotem oczy. Ella zrobiła to samo z Grzmotem. Gady były zmęczone szybkim lotem na Białą Wyspę i zerwaniem się bladym świtem.
***Kilka godzin później. Wieczór***
- Jak przyjemnie. - mruknęła Ella, która siedziała obok Czkawki i Borka. - Ognisko, pieczone mięsko i bezchmurna gwieździsta noc. To jest to. - Szatyn zaśmiał się cicho i objął ją w pasie. Bork to samo zrobił z Larą, która była skupiona na wymianie zdań ze Śledzikiem, która tyczyła się ziół, leczenia i smoków.
- Mówię poważnie Lara. Zmieszanie ziół przeciw krwawieniu i przeciwbólowych spowoduje, że Czerwone Ziele będzie lepiej się aplikowało.
- Jak je zmieszam, to osłabnie efekt działania przeciwkrwotocznych. - Bork przewrócił oczami, ale dalej wsłuchiwał się w głos rudej. - Próbowałam tak i...
- Ja też to zrobiłem. - przerwał jej - Sztusia zraniła się w łapę i zrobiłem, tak jak powiedziałem. Krwawienie ustąpiło i nie bolało.
- No dobra, na drobne rany może być w porządku, ale kiedy oberwiesz dość mocno i krew się leje strumieniami, warto posypać samym proszkiem, a zioła przeciwbólowe wypić.
- No dobrze, tu się z tobą zgodzę. A co ze zmieszaniem przeciwbólowych i na gorączkę? - dziewczyna zastanowiła się.
- W smaku będą okropne, ale działanie nie powinno się zmienić. - splątała palce z pacami bruneta w odruchu.
- A może zajmijcie się jedzeniem moi drodzy. - odezwał się Bork. - Wasze mięsko stygnie. - wskazała na trzymane przez nich drewniane talerze. Oboje się speszyli, ale zaraz wgryźli się w kolację, nie przerywając zielnego dialogu.
- Zostaw ich. - wyszeptała Ella - Muszą się wygadać. Śledzik pewnie rano wyleci z Czkawką. A właśnie. Śledzik, dlaczego lecisz jutro, a nie za kilka dni? - chłopak spojrzał na nią zdezorientowany.
- Co... A. - pytanie dotarło - Moja matula ma za dwa dni urodziny. - zarumienił się lekko. - Mam w planie zrobić jej przed wczesną niespodziankę. Szeptozgon pozwolił mi zebrać kilka klejnotów na naszyjnik. - zarumienił mocniej.
- I nawet nam nie pokazałeś?! No wiesz co... - Lara użyła matczynego tonu. Chłopak zaśmiał się i wstał z kłody.
- Zaraz wam pokażę. - oznajmił i skierował się do chaty. Po kilku minutach zjawił się z powrotem. W ręku miał ciemnoczerwony mieszek z malunkiem niebieskich bratków. - Proszę bardzo. - Lara ostrożnie wysypała zawartość na dłoń.
- Śledzik, jaki śliczny. - powiedziała z autentyczną szczerością.
- Dziękuję. - Ella pochyliła się i zobaczyła zielony kamyk, wpleciony w szare rzemyki. Po jego bokach były dwa mniejsze, czarne.
- Musiałeś się napracować. Szanuję, jest piękny. Twojej mamie się na pewno spodoba.
- Dziękuję Ella. - skinął z uśmiechem głową.
- Pokażesz, jak ci się udało wpleść kamienie? - zapytał szatyn z zaciekawieniem.
- Jasne. - porozgląda się i podniósł z trawy mały kamyk. Przy pasie miał małą torebkę z frędzlami. Blondyn usiadł i zaczął zaplatać kamień o frędzle. - Teraz przekładasz przez pętelkę i mocno zaciskasz.
- Proste węzełki, prawda?
- Dokładnie. A teraz bierzesz za ten koniec i pociągasz. - plecionka zaczęła się rozplatać. Kamyk upadł na trawę. - Równie szybko można ją rozpleść.
- Fajne. - posłał mu uśmiech. - A naszyjnik ładny. Mama będzie zadowolona.
- Dzięki. - chłopak wrócił na miejsce i ponownie wdał się w rozmowę z Larą, tym razem skupili się na opatrywaniu ran i złamań u wikingów. Czkawka i Bork westchnęli, razem z Ellą zaczęli rozmawiać o nowym terenie, który w najbliższym czasie będą eksplorować.
***
- No to co Śledzik, gotowy? - zapytał szatyn z uśmiechem, następnego dnia.
- Szczerze, to nie. - odpowiedział - Sztusia dasz... - zniecierpliwione mruknięcie smoczycy zamknęło mu usta.
- Cóż Sztukamięs jest zwarta i gotowa. A ty?
- Skoro ona jest to i ja muszę. - odparł i westchnął - Ten rok mnie zmienił u was. Jestem wam...
- Ależ się poważnie zrobiło. - odezwała się Lara - Śledzik serio? Teraz masz Sztukamięs, która zna drogę tu i na Berk. Możesz wpadać, kiedy chcesz. Tylko pamiętaj...
- Nie znam drogi. - odpowiedział z uśmiechem. - Zakładam, że na Berk może nie prosto w twarz, ale okrężnie będzie mnie wypytywać Stoik. - westchnął - A Astrid uderzy prosto z mostu.
- Dokładnie. - wskazał na niego palcem - Ale nie wiedzą, jak się zmieniłeś. Twoja pewność siebie wzrosła, jak i potrenowałeś walkę wręcz. Co tego jest widok i zmniejszony pas. - puścił mu oczko.
- Ależ to zabawne Czkawka. Dzięki. - wplótł w tę odpowiedź nutkę skromnego sarkazmu.
- A nie mówiłem! Nasz śledzik zmężniał, ale dalej ma wielkie serducho do smoków.
- I to się nie zmieni. - potwierdził - No dobra. Lećmy już. Gotowa? - położył dłoń na głowie smoczycy. Odparła bardzo energicznie i wzbiła się w powietrze. Czkawka na Szczerbatku również.
- Będę wieczorem. - powiedział do reszty - Lara siedź na dupie. Bork pilnuj jej. Luminosa zwiewaj od niej. - zwrócił się do poszczególnych osób i gadów.
- Okropny jesteś. - mruknęła - Do zobaczenia Śledzik. Zadziw ich.
- Tak zrobię. Dziękuję Lara za nauki i notatki. - uśmiechnął się do niej lekko i delikatnie wzbił pięty w boki Gronkiela. Szczerbek zrównał się z nią.
- Drobiazg. - trójka mieszkańców pomachała blondynowi na pożegnanie, a smoki zaryczały.
- Jak się leci? - zapytał szatyn, po dwóch godzinach lotu.
- Dobrze, ale trochę niepewnie się czuję w powietrzu. - odparł z lekka zdenerwowany.
- Przyzwyczaisz się, ale pomyśl, jaki to będzie szok dla Sączysmarka, kiedy wylądujesz na smoku. - obaj zaśmiali się.
- Oj tak, ale martwię się bardziej o reakcję Sztusi i Astrid. - westchnął i pogłaskał ją po szyi.
- Myślę, że jak wyrazi szczerą skruchę, wybaczy jej. - samica zaryczała cicho, zagradzając się ze słowami Czkawki.
- Czy to Berk? - zapytał nagle blondyn i wskazał palcem na ciemny kształt.
- Tak, to Berk. Gotowy? - spojrzał na niego uważnie.
- Nie. - odpowiedział od razu. - A ty popiszesz się nowym wdziankiem? - szatyn uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście! Mam zamiar odwrócić ich uwagę od ciebie. - puknął się w dumnie wypiętą pierś.
- Thorze dzięki ci za Czkawkę. - po czym wybuchnął śmiechem. - No to do góry chłopie. - szatyn wzniósł się z rykiem Szczerbatka do góry. Śledzik obserwował go, jak wzlatuję coraz wyżej i wyżej, po czym spojrzał na coraz większą wyspę. - Gotowa? - poklepał ją lekko po szyi. Zamruczała w odpowiedzi. - W takim razie lecimy. - Chłopak spojrzał na Czkawkę, który leciał nad nim. Berk było coraz bliżej. Blondyn już widział wikingów chodzących po wiosce. W tej samej chwili Czkawka przefrunął nad nim na swoich skrzydłach. Podkreślił to głośnym radosnym krzykiem. Zauważył, kilku wikingów, którzy patrzyli na ten popis. Sztukamięs zaczęła obniżać lot i po chwili wylądowała na środku placu. - A jednak skutecznie odwrócił od nas uwagę. - poklepał smoczycę po boku. Wandale patrzyli, jak Szatyn zaczyna opadać coraz bliżej linii drzew, aż musnął czubek wysokiej jodły. W tej samej chwili Szczerbatek podleciał pod niego, po czym wylądowali obok blondyna i Gronkiela. Wandale spojrzeli na nich otępiali.
- Widziałeś, jak nisko. Prawie zahaczyłem nogą o drzewo. Thorze to było genialne. - blondyn spojrzał na niego i westchnął.
- Udało ci się Czkawka. Odwróciłeś uwagę ode mnie. - poklepał go po ramieniu, a potem zdzielił go po głowie. - Co ja powiem Elli i Larze, jak rozbijesz łeb o ziemię! - wykrzyknął, czym zaskoczył wandali.
- No wybacz. - podniósł racę do góry, a zwoje skóry powiewały mu po bokach. Szybko się nimi zajął. - Witam! - wykrzyknął do ludności.
- Czkawka, co to miało być?
- Cześć tato. To były moje skrzydła. - odparł. - I odprowadziłem Śledzika z powrotem. - przesunął się, pokazując wyprostowanego blondyna. Stoik zaskoczony pewną postawą nastolatka i jego bombardującym spojrzeniu skierowanego na syna wodza.
- Śledzik?
- Witaj wodzu. - odpowiedział - Czkawka odprowadził mnie i moją smoczycę. - wskazał na nią - Prosiłabym, aby była traktowana odpowiednio. - powaga w głosie jeszcze bardziej zaskoczyła Stoika, który tylko skinął głową.
- Śledzik?!
- No i się zaczyna. - mruknął blondyn i spojrzał na uśmiechniętego od ucha do ucha szatyna.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
No i lekki kolejny rozdzialik wpadł o książki
I hejka tak w ogóle
Jak tam się macie?
Nie ma nic ciekawego do napisania
Więc papa i do następnego
HQ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro