Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

72. Postępująca zmiana

***Dwie i pół wiosny później. Gdzieś nad wodami***

- Czkawka, jak się czujesz? - spytała w pełni zaniepokojona Łuczniczka.

- Ujdzie. - odparł z lekkim chłodem. Lara zmarszczyła brwi.

- Drak? - zaczęła.

- Hym? - chłopak nawet na nią nie spojrzał, patrzył prosto przed siebie. Smoki spojrzały po sobie z lekką obawą.

- Wiesz, że jesteś głupkiem. - Szatyn spojrzał na nią i ciemnymi zielonymi oczami, w których brakowało czegoś.

- Czemu? - zapytał, nie zmieniając mimiki twarzy.

- Bo nie jestem ślepa. - westchnęła - Ostatnia walka z Viggo dała się nam we znaki i widzę, że jesteś ranny.

- Zagoi się. - odparł. Dziewczyna westchnął ponownie i spojrzała na krwawiącą prawą łydkę. - Viggo przesadził tym razem więzieniem cię i Luminosę. Na dodatek truł cię. - powiedział spokojny z chłodem w głosie - Powinnaś się bardziej pilnować. - jego głos stał odrobinę ostrzejszy.

- Wiem, wiem braciszku. Moja wina, że dałam się złapać. - odparła. - Ale już się nie gniewaj.

- Nie gniewam się. Jestem spokojny. - odpowiedział, patrząc przed siebie, ale wyraz twarzy nie wyrażał praktycznie nic, prócz chłodnego spokoju.

- Widzę. Wylądujmy tam. - wskazała malutką skalną wysepkę.

- Po co? - zmarszczył brwi i spojrzał na nią.

- Odpocząć. Lumi jest wyczerpana. - Smoczyca leciała nierówno i co chwila lekko obniżała lot. Była zmęczona kilkudniową niewolą i zatrutym jedzeniem. Szatyn bez słowa obniżył lot i wylądował, ale nie zszedł ze smoka. Biała Furia z ulgą odetchnęła, kiedy jej łapy dotknęły skał. Lara pogłaskała ją po szyi i szepnęła kilka słów do ucha. Furia położyła się i zamknęła oczy. - Pokaż nogę. - wskazała nią. Chłopak mruknął coś pod nosem, ale w końcu zszedł ze smoka. Dziewczyna odchyliła materiał i mruknęła coś pod nosem. Szczerbatek westchnął po swojemu i otarł się lekko o Lumi, po czym położył się obok niej. Swój łeb położył na siodle Lary. Samica oparła się o niego. Wydała z siebie cichy pomruk, który był wyrazem podziękowania. Zielarka podeszła do siodła Szczerbatka i wyjęła podręczny zestaw do opatrywania ran. - Sztylet proszę. - szatyn westchnął, ale podał rękojeścią do niej broń. Zielarka sprawnie i szybko rozcięła materiał czarnych materiałowych spodni. - Rana się jątrzy. Ostrze było zatrute. Oznaki?

- Nic mi nie jest Lara. - warknął. Dziewczyna spojrzała na niego i bez zawahania się otworzyła ranę ponownie, po czym kciukiem nacisnęła na nią, by przyśpieszyć krwawienie. Chłopak zmarszczył brwi, nie wydając z siebie żadnego dźwięku oznaczającego ból.

- Kocham cię Czkawka, ale przestań się boczyć, bo w ten sposób zachowujesz jak naburmuszone dziecko. - odparła, nawet na niego nie patrząc. Obserwowała, jak ciemnoczerwona krew pomału zmienia się w jaśniejszą.

- Naburmuszone dziecko? - prychnął - A ty niby jak?

- Zołza, jędza, ale jestem twoją siostrą, która wpadła w łapska Viggo i Rykera.

- Zero odpowiedzialności. - burknął tylko.

- Owszem, ale tylko na tej wyspie znajduję się Żółte Słońce (mniszek lekarski*). Jeden z ośmiu składników odtrutki na wywar, który pozbawia cię odczuwania.

- Tak, tak wiem. Skończyłaś? - zapytał zniecierpliwiony.

- Tak Wasza Smocza Wysokość. - warknęła - Dla twojej informacji brakuję nam tylko trzech składników do odtrutki. - chłopak spojrzał na nią i westchnął. Szmaragdowe tęczówki zaczęły delikatnie odzyskiwać blask. - Lepiej ci już?

- Trochę. - mruknął - Dzięki. Wybacz...

- Walczyłeś z ludźmi Viggo. Wyłączyłeś się. - przerwała mu i westchnęła, po czym wstała.

- Tak, ale... - zaczął ze spuszczoną głową.

- Ja, Gizella, Bork, Ris wiedzą, jaki jesteś... - spojrzała uważnie w jego oczy, kiedy podniosła mu głowę, łapiąc za podbródek. - I wiedzą, że po każdej walce wywar wywołuje dłuższe działanie. I tak jakimś cudem udawało nam się ograniczyć walki z naszymi wrogami o ponad wiosnę. Po tym incydencie z Talardem na Berk i wiadomością od Gothi oraz soczewką, którą zabrałeś Dagurowi podczas wizyty na twojej rodzinnej wyspie. Dzięki niej rozpoczęliśmy poszukiwania i gdzieś są kolejne.

- Tak, kosztem waszego zdrowia. - burknął - Ograniczyliście mnie...

- My? - uniosła swoją ciemną brew.

- No dobra sam tak postanawiałem, że będę trzymać się z dala od walki, ale...

- Czkawka jesteś moim bratem. - przerwała mu z lekkim uśmiechem - Bork traktuję cię jak swojego najlepszego druha w walce, a Ella kocha. Każde z nich jest w stanie się dla ciebie poświęcić. A Szczerbatek? - wskazała na smoka. - Ten gad jest jedynym, który potrafi ci przegadać do rozumu, kiedy wyłączasz się na zbyt długo. Niech Odynowi będą dzięki za to. - położyła dłoń na klatce piersiowej i spojrzała na niebo. - To głównie dzięki niemu nie zmieniłeś się w Talarda i tego chuja zwanego moim ojcem.

- Taa... Mordka potrafi mną potrząsnąć. - zielone oczy spotkały się ze sobą. - Skoro mamy Żółte Słońce, to co jeszcze? - Lara sposępniała i westchnęła, to się nie spodobało Czkawce. - Urta?

- Nie mogę ci tego jeszcze zdradzić. Nie jestem pewna czy te dwa składniki znajdują się tam.

- Tam, to znaczy, gdzie? - zmarszczył brwi i spojrzał na nią.

- Tam to znaczy... Tam. - w dłoniach trzymała zakrwawioną szmatkę, którą miętosiła, brudząc skórę jeszcze bardziej.

- Larissa, odpowiedz mi. - jego ton stał się bardziej zdecydowany.

- Powiem ci, jak będę na pewno pewna, dobrze? Proszę braciszku. - chłopak spojrzał uważnie w błękitne podkrążone zaczerwienione oczy z głębokimi cieniami, po czym przeszedł na zapadnięte policzki i pękniętą spuchniętą wargę.

- Dobrze, zgoda.

- Dzięki. - odetchnęła z ulgą. - Poczekamy jeszcze parę minut?

- Tak. Przed nami jeszcze spory kawał drogi. - westchnął i spojrzała na biało-niebieski nieboskłon. - Ale widzę, że kiedy poznam odpowiedzieć, będę bardzo zaniepokojony.

- Oj będziesz. - westchnęła. - Co się działo pod moją i Lumi nieobecność?

- Ty tak serio? - popatrzył na nią z lekkim niedowierzaniem.

- No...

- Śledzik przez ostatnie siedem dni był jawnie przerażony twoją nieobecnością, ale sumiennie dbał o szklarnię i smoki.

- Co za ulga. - Lara naprawdę odetchnęła z ulgą. - A ty?

- Ja chodziłem wkurwiony, przerażony, niespokojny. - odparł. - Szukałem cię po całej wodzie. - warknął. - Kurwa dziewczyno, po co się kurwa pchałaś tam sama z Lumi?

- Wiem, to był głupi pomysł, ale potknęłam się o korzeń i uderzyłam głową o kamień. - wskazała na bandaż. Przy tym skręciłam kostkę. Ludzie Viggo mnie znaleźli i zamknęli. Lumi próbowała mnie uratować, ale ją uśpili i też zamknęli. - westchnęła.

- Sam mogłem je...

- Właśnie nie, bo tam było aż trzy odmiany tego kwiatu. - przerwała.

- I masz wszystkie trzy, tak?

- Tak. Nie wiem, który będzie poprawny. Soczewki, które znaleźliśmy od Wilkoskrzydłego, były miodem na moje i Elli przerażone serducha. - posłała mu słaby uśmiech.

- Nieźle napędził nam stracha wtedy, mimo że to była zwykła bajeczka dla młodych wikingów.

- Tak. - odparła i spojrzała na trochę lepiej wyglądającą smoczycę. - A reszta jak to przyjęła?

- Ella się wściekła i już leciała cię szukać, ale ją skutecznie z Borkiem i Grzmotem powstrzymaliśmy. Są na Oris. - uśmiechnął się lekko.

- Cóż poradzę to moja droga przyjaciółka i siostra praktycznie. - dała mu lekko kuksańca w ramię.

- Owszem. - potwierdził - Jak się czujesz?

- Zmęczona i podtruta. - uśmiechnęła się szeroko. - Viggo wmusił we mnie kilka trucizn osłabiających i próbował użyć Ziela Głupca i chyba afrodyzjaków. W Lumi zresztą też. - zmarszczyła brwi. - Wiesz, że ten drań urządzał walki smoków w klatkach?

- Wiem. - spochmurniał - Kilka uwolniłem. Łowcy... cóż leżeli w kawałkach, jak zobaczyłem umierającego Potrójnego Ciosa.

- Jak to...

- Nie dało mu się pomóc. Rany były zbyt głębokie. Wykrwawiłby się gdym nie skrócił jego męki. - Lara pobladłą jeszcze bardziej na tę wzmiankę.

- Dobrze zrobiłeś. - położyła dłoń na jego ramieniu. - Miał przy sobie sojusznika. Nie umarł w samotności. - chłopak skinął głową i wypuścił powietrze szybko.

- Chyba możemy lecieć. - oznajmił i wstał. - Luminosa dasz rade lecieć jeszcze godzinę. Tam jest wyspa, na której dłużej odpoczniesz. - Smoczyca wstała i podeszła do Czkawki, ocierając się o niego lekko, po czym zwróciła się do Lary, by ta na nią wsiadła.

***

Czkawka wylądował na wyspie, a zaraz za nim Lara. Smoczyca padła ze zmęczenia na trawie.

- Już dobrze kochana jesteśmy w domku. - dziewczyna położyła jej łeb na kolanach. - Udało się, teraz się tobą zajmę... - przerwało jej groźne warknięcie ze strony Lumi, która popatrzyła na nią wściekła. Potrąciła jej kostkę i polizała po twarzy. - Wiem, mnie też potrzebna jest pomoc, ale...

- I tu się zgadzam z Luminosą Lara. Śledzik! - krzyknął, kilka sekund później ze szklarni wypadał grubasek z konewką.

- Czkawka wróciłeś Lara! Luminosa! Na Thora jak dobrze, że jesteście cali i zdrowi! - chłopak podbiegł do nich, zobaczył zmęczone i ranne dziewczyny, które potrzebowały odpoczynku. - Czkawka zajmij się Larą, ja zaopiekuję się Lumi.

- Dobrze. - szatyn pilnował dziewczyny, która lekko kiwała się na boki z osłabienia.

- Co już nie zgrywasz chojraka, co siostra? - prychnął.

- Morda. - warknęła i weszła do domu. Wdrapała się na schody i padła na łóżko w sypialni. - Jak dobrze. - westchnęła i przytuliła poduszkę.

- Śmierdzisz. - stwierdził, o tak sobie.

- Wiem, ale i tak kiedy zacznę pić odtrutki, wzrośnie mi gorączka i tak będzie spocona i brudna. - odparła. Chłopak westchnął i wlał wodę z dzbanka do drewnianej miski. - Trzymaj. - podał jej wilgotną szmatkę. Lara usiadła i zaczęła przemywać sobie twarz, szyję, dekolt, kark i dłonie. - Będę za drzwiami. Przebierz się.

- Jasne. Będę wołać. - szatyn wyszedł i oparł się o ścianę obok drzwi. Zamknął oczy i wsłuchał się w bicie swojego serca, które biło równo i mocno. Nagle usłyszał huk i dźwięk zrzuconej miski z wodą. - Lara!? - chłopak wpadł przez drzwi i zobaczył leżącą w kałuży wody nieprzytomną siostrę. - Lara! - szybko ją podniósł i położył do łóżka. Dłonią sprawdził temperaturę na czole. - Kurwa, ty parzysz... - Rozejrzał się po pokoju i półkach z ziołami. Szybko wypatrzył zioła na zbicie gorączki i przeciwbólowe. Zmieszał je z wodą i wlał jej ostrożnie do spękanych ust. Lara z trudem przełknęła je, ale po kilku chwilach zmarszczone brwi i grymas na twarzy ustąpiły spokojowi. Przyśpieszony oddech zwolnił i wyregulował się. - I co ja mam z tobą... - westchnął, po czym ściągnął jej buty i brudne podarte spodnie. Spod łóżka wysunął płaski kosz z przykrywką i wyjął czyste luźne materiałowe spodnie oraz czystą koszulę z długim rękawem. Obie rzeczy położył obok. Przegotował czystą wodę i szmatkę, po czym obmył ją z brudu i krwi. Kiedy skończył, ubrał ją i zajął się kostką i innymi ranami, w tym zmienił opatrunek na głowie, po czym nakrył siostrę kołdrą, a na rozpalone czoło położył chłodną szmatkę. - No dobra, ty z głowy. Teraz zioła. - westchnął i spojrzał na futrzane buty. Odwinął cholewkę i ujrzał trzy małe sakiewki. - Sprytna dziewczyna. - popatrzył na nią z lekkim uśmiechem i włożył sakiewki do skrzynki z pozostałymi pięcioma składnikami i zapiskami Lary. Zwalczył ciekawość i zamknął wieczko, odkładając ją do szuflady biurka. Spojrzał na spoconą i zarumienioną twarz śpiącej siostry i westchnął. - Jak zawsze któreś z nas wpadnie w kłopoty. - mruknął i usiadł na stołku przy jej łóżku. Usłyszał kroki na schodach, a po chwili ciche pukanie. - Wejdź Śledzik. - powiedział.

- Czkawka Lumi została opatrzona i śpi ze Szerbatkiem na dole.

- Dzięki.

- Jak się czuje? - chłopak podszedł od drugiej strony łóżka.

- Śpi. Podałem jej zioła przeciwbólowe i na zbicie gorączki.

- Mówiła jakich trucizn użyto na niej?

- Głównie osłabiających i afrodyzjaków. - westchnął i spojrzał na nią.

- Czemu afrodyzjaków, przecież...

- Gorączka i rozszerzone źrenice. - przerwał mu - Powodują otępienie i mogą rozwiązać język. Też pobudza do seksu. Viggo osłabił ją ziołami, a potem podawał afrodyzjak, by się wygadała, ale z tego co widziałem, potrafiła się oprzeć temu. - Śledzik zarumienił się lekko na wzmiance o seksie, ale słuchał dalej. - Twarda sztuka z niej. - schłodził szmatkę w wodzie.

- Tu się zgodzę. Ty i Lara nawet jak smoki są torturowane, trzymacie usta zamknięte.

- Owszem i to naszych wrogów doprowadza do szału, a potem ucieczka z wypowiedzianymi kłamstwami. - posłał mu psotny uśmiech - A tak w ogóle, jak się czujesz tu na Białej Wyspie? Nie było odpowiedniego czasu i okazji na to. Sam wiesz soczewki, poszukiwania nowych smoków, wysp i ziół.

- Wspaniale. To... To nieprawdopodobne tyle gatunków smoków będących tutaj w przyjaznych stosunkach. - uśmiechnął się szeroko. - Choć na początku byłem przerażony, zwłaszcza lotem na smoku. - zaśmiał się zawstydzony. - Ale jestem naprawdę wdzięczny za zaufanie. Dziękuję, że mnie dopuściliście do waszego domu.

- Nie ma sprawy. Szczerze jesteś tu już prawie rok. Nie tęsknisz za Berk?

- Tęsknię, ale tu też czuję się bardzo dobrze. Jestem zrelaksowany. Poznaję smoki. Uczę się nowych rzeczy. Wiesz Czkawka, że chcę być szamanem, jak Gothi. Tak jak ona chcę pomagać i wikingom, i smokom.

- Szaman i nauczyciel. - zamyślił się szatyn. - Pasuję to do ciebie i to bardzo. - posłał mu uśmiech. - Lara pewnie w szklarni nieźle cię katuje.

- Oj tak, ale to dobrze. Szybciej się uczę. A jej notatki są wspaniałe.

- A tak w ogóle nie zawarłeś głębszej więzi z jakimś smokiem z wyspy? - Śledzik zarumienił się mocno, co nie uszło uwadze szatyna.

- Ja... To znaczy... No jest jedna smoczyca. - zaczął - Ale nie chcę jej zmuszać, czy coś. Jest śliczna, a jej żółte małe oczka rozkoszne. - Czkawka uśmiechnął się szeroko.

- A więc?

- To Sztukamięs. - odpowiedział w końcu.

- Spokojnie Śledzik. Nie zajem cię za to, że ją polubiłeś. Jej ciężko się nie lubić. Jest bardzo opiekuńcza i pomocna.

- Właśnie. Mimo swoich okrągłych kształtów zgrabnie się porusza. - Czkawka parsknął cicho śmiechem.

- Szczerze ona też cię lubi. Wodzi za tobą wzorkiem.

- Naprawdę?

- Acha. - skinął głową. - Mówię poważnie. Nie będę miał nic przeciwko tak samo, jak Lara. Myślę, że jej oswojenie szybko pójdzie. - puścił mu oczko. - Na pewno będziecie tworzyli zagrany zespół. Zresztą już to widzę.

- Naprawdę. Ja dziękuję Czkawka. - szatyn uśmiechnął się pokrzepiająco do niego i wstał.

- I super, skoro to mamy wyjaśnione przyszły szamanie. Zostawiam cię z moją siostrą, a ja pójdę się ogarnąć. - wskazał na swój brudny od kurzu i krwi czarny skórzany kombinezon. Chłopak ulepszył go o skurzane pasy na piersi i karwasze oraz naramienniki, który prawy miał czerwoną głowę Furii. Spodnie były po zewnętrznej stronie skórzane, a po wewnętrznej z ciemnozielonego materiału. Na nogach były skórzane paski, które przytupywały zwinięte skrzydła, które stworzył jakiś czas temu z pomocą Lary. Za plecami była rękojeść od Piekła a na przedramionach były sztylety i kompas. Nowa ruchoma proteza była zabrudzona zaschniętą posoką i błotem.

- W sumie trochę racji masz. Zaopiekuję się nią. - zapewnił.

- Pewnie będę w kuźni albo twierdzy, ale jak będę leciał gdzieś, to powiadomię.

- Dobrze. - Chłopak opuścił pokój i udał się do pomieszczenia obok sypialni siostry. Kiedy wszedł, pierwsze co rzucało się w oczy to pamiątki po pierwszych lotkach Mordki. Smocze Oko i soczewki na biurku, książki mapy i minerały na półce. Na lewo od wejścia była szafa z ubraniami. Wyjął z niej luźne zielone spodnie, czarny sweter i szarą futrzaną kamizelkę. Ściągnął kombinezon i spodnie, pozostając w samej bieliźnie. Też wyjął z niego całą broń, którą położył na skrzyni u podnóża łóżka. Tatuaż Nocnej Furii, leżącej na nim odznaczał się na jego ramieniu, tak jak wiele starych i nowych blizn, które zdobył. Szczególnie odznaczała się ta na lewym oku. Podszedł do toaletki obok szafy i wlał do miski zimną wodę. Szybko obmył twarz i dłonie, po czym ubrał się w przygotowany strój. Następnie zajął się czyszczeniem protezy i kombinezonu.

- Wychodzę! - krzyknął, kiedy mijał drzwi od sypialni siostry. Śledzik nie odpowiedział, by nie zbudzić czasem dziewczyny. Czkawka zbiegł po schodach. - Mordko, Lumi jak się macie? - smoki podniosły głowy. Lumi miała lekko przymknięte senne oczy, a Szczerbek zaciekawiony patrzył. Smoczyca westchnęła i pokazała przednią prawą łapę, na której był drobny opatrunek. - Draśnięcie? - sprzeczne pokiwanie łbem. - Zwichniecie? - potwierdzający pomruk. - Tylko tyle? - Furia przewróciła oczami i skierowała łeb na schody zniecierpliwiona. - Lara gorączkuję, ale poddałem zioła. Śpi. Czuwa nad nią Śledzik. - Luminosa westchnęła z ulgą. - Twarda z niej dziewczyna, zresztą z ciebie też. - pogłaskał ją po boku głowy. - Przepraszam, że tak długo. - Teraz Furia się zirytowała i machnęła ogonem, uderzając nim Czkawkę. - Hej! - zirytowane spojrzenie smoczycy zamknęło mu usta - No dobra, to nie moja wina. Lara sama tak postanowiła. - westchnął - Pewnie, kiedy się obudzi, da mi kolejny wykład. - Luminosa mruknęła i położyła głowę na łapach, zamykając oczy. - Dobra, to było jednoznaczny gest, abym sobie poszedł. - wstał i posłał krzywy uśmiech Mordce. - Jak coś rycz. - po czym wyszedł z chaty. Uśmiechnął się szeroko, kiedy zobaczył rozbudowaną wioskę o dwie kolejne chaty. Rozbudowany szpital, połączony ze stajnią. Powiększoną szklarnię o kolejny budynek pełny samych niebezpiecznych trujących roślin, w tym Niebieski Oleander. Czkawka parsknął śmiechem, widząc swoją koślawo narysowaną podobiznę przekreśloną czerwonym iksem. Spojrzał na całkowicie nowy budynek, jakim była Burza Gradowa. Budynek na kształt kopuły, który dach był z płyt z gronkielowego żelaza, który jest lekki, twardy i nie przyciąga błyskawic, stanowił ochronę przed wielkimi burzami i huraganami. Zmienił decyzję i udał się tam. Nad wejściem było logo z połączonych klas smoków. Samo wejście połączone z lądowiskiem dla smoków było uchylone. W środku ujrzał śpiącego Darko. Chłopak przeszedł cicho obok niego i usiadł przy dużym okrągłym stole, gdzie pozostawił niedokończone mapy z hologramów. Cicho zaczął je przepisywać na szkic dużej mapy, dodatkowo napisał wiadomość do Elli i Borka, że Lara i Lumi są już w domu. Darko wystrzelił jak z procy z otrzymanego zadania.

***

- Czkawka! - chłopak poderwał głowę znad czwartej mapy, słysząc wołanie Śledzika. Wybiegł z twierdzy.

- Śledzik?! - ryknął. Chłopak odwrócił się w stronę Twierdzy i przywołał go gestem ręki. Szatyn puścił się biegiem i już po kilku sekundach stał obok niego. Blondyn nawet się nie wzdrygnął. Przyzwyczaił się do tego. - Lara?

- Śpi, ale nosa puściła się krew. - wyjaśnił. - Zauważyłem też na karku wysypkę. Pojawiła się teraz.

- Uczulenie. - odgadł.

- Też myślę. Posmarowałem jej kark ziołami i maścią.

- Chodźmy do niej.

- No kurwa! - chłopcy spojrzeli po sobie. Puścili się biegiem na górę.

- Lara! - szatyn wpadł do środka i zobaczył w szale drapiącą się po całym ciele siostrę. - P-przestań! - w jednym susie podszedł do niej i złapał ją ręce - Rany sobie porobisz.

- Swędzi. - jęknęła - W afrodyzjaku były hiacynty. A! Kurwa! - wykrzyknęła. - Zedrzyjcie ze mnie skórę do cholery. - Śledzik szybko wymieszał z maścią zioła na łagodzenie oparzeń. Dziewczyna jak tylko dorwała w swoje dłonie lek, zaczęła smarować swędzące miejsca. - Odynie, jaka ulga. - westchnęła - Dobra, ile spałam?

- Jakieś dwie godziny. - odpowiedział blondyn. - Puściła ci się krew z nosa.

- Aha. Dobrze wiedzieć. - mruknęła. - Czkawka włożyłeś...

- Tak, są w szufladzie.

- Dobra. Dziękuję Śledzik za opiekę nade mną, smokami i szklarnią. - spojrzała jeszcze zmęczonymi niebieskimi oczami na blondyna.

- Nie ma sprawy. To była przyjemność. - odpowiedział. - Lara lepiej jeszcze nie hasaj i się połóż. - powiedział spokojnie.

- Hasaj? Panie Śledziku ładnie się do nas przyzwyczaiłeś. - powiedziała, ale posłuchała się i położyła z powrotem. - Braciak zrobisz mi jedzonko?

- A mam wybór? - mruknął.

- Nie masz. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem i poprawiła już dużo dłuższe rude pukle, związując je w wysoki koczek. - Tylko coś lekkiego.

- Wiem, wiem. - po czym wyszedł. Lara przeniosła wzrok na spokojnie siedzącego nastolatka.

- Śledzik. Za siedem dni stuknie ci roczek u nas. - posłała mu uśmieszek.

- Owszem. - odpowiedział poważnie. - Wiele się od waszej czwórki nauczyłem.

- Owszem. - powtórzyła jego słowa i ton.

- Czkawka powiedział, że jest duże prawdopodobieństwo, że oswoję Sztukamięs. - schylił lekko zawstydzony głowę w dół.

- To ona jeszcze nie jest twoim druhem? - brązowe brwi powędrowały do góry w autentycznym zaskoczeniu. - Ty tak serio?

- No tak...

- Śledzik, tak poważnie teraz powiem, że Sztusia jest praktycznie twoja od momentu, kiedy to zawitałeś. Po prostu się jej zapytał, a gwarantuję, że będzie wniebowzięta.

- Tak, ale boję się, że jak wrócę na Berk...

- Ona będzie się czuć niekomfortowo?

- Dokładnie. - westchnął.

- Myślę, że jako nasz łącznik między wyspami powinieneś mieć smoka, by podróżować. - mrugnęła do niego.

- Naprawdę?

- Tak. Jak Czkawka ci to zaproponował, to jest już pewniak. - machnęła do niego ręką, po czym jej szeroki uśmiech zniknął, zastąpiony nagłym bólem. - Cholera... - mruknęła i odwiązała bandaż. Jaki jest kolor?

- Żywo czerwony. Na brzegach brązowy. Strup.

- Goi się w porządku. - mruknęła - Ale boli mnie głowa.

- Może... - zamknął usta.

- Śmiało przyszły szamanie. - ponagliła go.

- Jak to się stało, że zraniłaś się w głowę?

- Przewróciłam się na brzuch i rąbnęłam o kamień... - zamilkła i szybko odwróciła się do niego plecami. - Sprawdź mi tył głowy. - chłopak szybko wstał i zaczął delikatnie naciskać. - Ała... - palce zatrzymały się.

- Boli?

- Tak. - odpowiedziała. Chłopak zaczął przyglądać się skórze głowy.

- Jest wybrzuszenie w tym miejscu. - obrysował go palcem.

- Tył głowy, trochę na prawo w dół, tak?

- Tak.

- Coś jeszcze?

- Nacisnę. - Śledzik zrobił to - Jest spuchnięte, ale rany żadnej.

- Nakłuj to. - zdecydowała pewnie. - W lewej górnej szufladzie są igły. Chłopak wyjął małe drewniane pudełeczko i ujrzał różnej długości i grubości igły. Wyjął cienką długą. Zanurzył ją w wodzie i zielony proszku przeciwbólowym. - Dobry pomysł. - pochwaliła. - Dobra rób, co musisz.

- Dobrze. - Chłopak odnalazł szczyt wybrzuszenia - Uwaga. - Lara zastygła i Śledzik sprawnie naokół czubek. - Leci ciemna krew. Wycisnę. - odłożył igłę na szafkę i dwoma palcami zaczął ściskać przeciwne brzegi opuchlizny. Zmarszczył brwi. - Czarna maź. - powiadomił. Lara podała mu szmatkę.

- Boli okropnie, ale wyciskaj, póki nie pojawi się krew. Zbierz to cholerstwo.

- Dobrze. - skupił się na zadaniu. - Jaśnieje. - powiedział po chwili. Wytarł szmatką płyn. - Leci już normalna krew. Wybrzuszenie bardzo zmalało. Proszę. - podał jej czarno-czerwoną szmatkę.

- Igłę proszę. - Śledzik podał jej. Zaczęła rozprowadzać po materiale gęstą maź. - Ohyda. Patrz. Coś mnie dziabnęło. - wskazała na ostry czubek. Śledzik pochylił się i faktycznie zobaczył mały, ale zakrzewiony czubek.

- Tylko co to mogło być? - zastanowił - Owad?

- Musiało mnie dziabnąć, kiedy byłam nieprzytomna. Po przedstawieniu, jakie otrzymałam od Viggo, nie czułam zbytnio bólu. - mruknęła. - Kryzys zażegnany. Teraz dajcie mi jeść. - wstała i podeszła do toaletki i nalała wody do miski, przemywając miejsce nakłucia.

- Jedzenie dla obłożnie chorej... Czuję krew, co się... - zaniepokoił się.

- Coś mnie użądliło, ale Śledzik wzorowo sobie poradził. Nic mi nie jest. - machnęła i z powrotem usiadła na łóżku. - A teraz dawaj mi jedzenie.

- Widzę, że doszłaś do siebie. - podał jej lekką zupę rybną i pajdę z serem białym z jaczego mleka.

- Tak. - chłopak podał zupę Śledzikowi.

- Smacznego. - powiedział blondyn i wszyscy zaczęli jeść i rozmawiać o sytuacji o Viggo. 

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

*Mniszek lekarski (mleczyk) ma właściwości oczyszczające krew ;)

Hejka!

Widzimy się po świętach z rozdziałem. Postanowiłam, że rozbiję tak jak wyżej opisy na kilka rozdziałów, chyba tak będzie lepiej niż rzucenie wszystkiego na raz.

Pojedliście pewnie dobrego jedzona, co? Bo ja już nie mogę patrzeć na sałatki. Za dużo, ale to takie dobre...

Jak nic z tonę przytyłam hehe

Ludzie u mnie piękna zima za oknem... Piszę dosłownie! jest 18:36 07.04.21 jak to piszę, a za oknem sypie wielkimi płatami śnieg i jest zimno... Jest kwiecień moje biedne krokusy umrą pod tym śniegiem...

Jak tam Śmigus, suchy, skropiony czy mokry? U mnie skropiony hehe

Jak wam się w ogóle podoba ten rozdział? A tak dodatkowo zapomniałam ile lat mają nasi bohaterowie czternaście czy szesnaście? hehe Wiem jestem autorką i powinnam pamiętać, ale no... Zdarza się zapomnieć . Mała pomoc?

Do zobaczenia

HQ

PS. Rozdział ma 3872 słów (WORD) 3718 słów (Wattpad) yyy What? Oczywiście bez tekstu po "<>" XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro