67. Ani chwili spokoju
Pierwszy obudził się Szczerbatek, mruknął na czwórkę jeźdźców, którzy zasnęli na stole z lekkim smoczym oburzeniem. W centrum znajdowało się Smocze Oko i soczewki. Furia potrąciła lekko pyskiem w szyję Lumi, która uchyliła oko i spojrzał zaspana na niego, po czym spojrzała na resztę i przybrała ten sam wyraz pyska, co kilka sekund temu Szczerbatek. Oba smoki zaczęły ze sobą rozmawiać, a po nagle błyszczących oczach można było wywnioskować, że coś knują. Furie cicho wdrapały się na platformę i nabrały powietrza. Ich poczynaniom przyglądał się rozbudzony Malboro. W chacie rozległ się potężny zdwojony ryk. Cała czwórka poderwała się na równe nogi, przewracając ławy, świece i puste kubki. Smoki zaczęły się śmiać po swojemu. Zdezorientowani i w pełni przebudzeni jeźdźcy spojrzeli po nich z oburzeniem.
- No wiecie co? - Czkawka podparł się pod boki, po czym westchnął. Włożył mały palce do ucha, odtykając go. - To było niefajne. Mordko dzięki, pewnie ogłuchłem. - Smok zszedł z platformy i przymilił się do szatyna. Luminosa zrobiła to samo do Lary i Elli. Bork z pretensją wypisaną w oczach podszedł do Boro, który liznął go po ręce.
- Ty to wiem, że byłeś tylko obserwatorem, ale mogłeś mnie obudzić. - wskazał na klatkę piersiową. - Rana się goi. I na dodatek masz szczęście, że już trochę się podgoiła i nie otworzy się tak łatwo.
- Właściwie ludzie i wredne gady, to która godzina? - zapytała Ella - Bo chyba jest dość jasno. - Czkawka wskoczył na platformę i pogłaskał, lądującego Grzmota po pysku.
- Wiecie, jest bliżej południa, niż ranka. - poinformował ich, jak na zawołanie usłyszał dwa donośne burczenia w smoczych brzuchach. - Wiecie, mogliście nas obudzić w inny sposób. Głodni? - zapytał po chwilowej ciszy, jaka zapadła. Cztery smoki ochoczo wyraziły chęć. - Dobra, to lecę do zatoczki. Mordko? - Nocna Furia podleciała do niego. - Boro masz ochotę się przelecieć? - smok wpierw spojrzał na bruneta.
- No leć mały. - klepnął go i uśmiechnął się do niego. Gad wyleciał z chaty.
- Bork, jak się czujesz?
- Lara, to co powiedziałem Malboro, równa się z moim stanem.
- Yhym. - zmrużyła oczy, na co chłopak westchnął i usiadł na podniesionej przez dziewczyny ławie.
- Proszę, sama sprawdź. - ściągnął koszulę, ukazując biały bandaż. - Twoje leczenie jest wspaniałe Lara. A tu zdrowieje w okamgnieniu.
- Dobra, ale i tak muszę sprawdzić.
- Oczywiście. - odparł od razu. Lara zajęła się zmianą opatrunku, przy tym uważnie spojrzała na gojącą się ranę.
- W sumie będzie to cztery i pół dnia. - mruknęła pod nosem. Posmarowała ją maścią z ziół i śliny Furii.
- Capi w cholerę, ale działa ta maść. - powiedział i posłał jej krzywy uśmiech.
- Ale działa. - powtórzyła z uśmiechem.
- Lara, a tak właściwie, to gdzie je łowi?
- Czkawka, ryby?
- Tak.
- Jak lecisz stąd na górę Szeptozgona odbij na lewo. Miniesz las. Tam jest podwodna jaskinia, gdzie mieszka para Wrzeńców i uratowany Gromogrzmot.
- Dzięki. Lecimy mały. - wskoczyła na Wandersmoka i zniknęli z chaty.
- Luminosa lecisz? - smoczyca położyła się na kamieniu i zamknęła oczy. Oboje się zaśmiali. - Wracając do ciebie kaleko, to za dzień możesz już nie nosić bandaża.
- Wspaniale. - odetchnął z ulgą.
- Ale nie wasz się drapać, bo zostanie większa blizna.
- Dobrze prze pani. - zasalutował, po czym cmoknął ja w policzek.
- Lizus. - mruknęła pod nosem i pochowała medykamenty do torby. - Pewnie jesteś głody, co?
- Oczywiście, że tak. Moje ciało potrzebuje zastrzyku energii do gojenia rany. - ruda westchnęła i pokręciła głową.
- Musisz i tak poczekać, dopóki Czkawka nie wróci z rybami dla nas.
- Czyli za ile?
- Skoro ma aż tylu pomocników, to jeszcze parę minut. - przeliczyła szybko. - Idę po świeże zioła. Idziesz ze mną?
- Jasne. - brunet szybko się ubrał i podszedł do drzwi.
- Lumi? - uchylenie oka i pokręcenie przecząco głową. - Jak chcesz, ale nie śpij zbyt długo. Możesz się źle poczuć. - potwierdzające mruknięcie. Lara i Bork udali się do szklarni. - Weź ten koszyk, proszę. - wskazała na niego. Leżał obok wejścia. Chłopak podniósł go. Lara zaczęła iść wzdłuż ścieżek i wieszaków. - Hym... Trochę tego. - urwała jagód. - Kilka listków. - mruczała pod nosem. Bork tylko podstawiał jej koszyk, gdzie wkładała zerwane rośliny. - Kurczę. - mruknęła.
- Co jest?
- Dosięgniesz tej doniczki? - wskazała palcem.
- Nie ma problemu. - oddał jej koszyk i sięgnął po nią. - Proszę bardzo.
- Dzięki. - Zerwała kilka fioletowych kwiatów. - Otwórz usta. - chłopak spojrzał na płatek trzymany w palcach z lekką obawą. - Spokojnie. Są jadalne. Trochę słodkie. - sama włożyła sobie go do ust. - Widzisz? - chłopak posłusznie otworzył usta. - Czkawka lubi, jak nimi dekoruję rybę. Jak on to powiedział... Z bratkami ryba nie jest aż tak mdła.
- W sumie są trochę słodkie, ale po dłuższym żuciu stają się bez smaku.
- Zgadza się.
- Ślina znajdująca się w ustach rozpuszcza to, co słodkie i powoduję, że staje się mdłe i niedobre, ale jak się połączy bratki z na przykład, z upieczoną rybą w sosie ziołowym, to podkreśla jej smak.
- W kółko się od ciebie uczę. Pasuję mi to. - posłał jej szeroki uśmiech.
- Miło mi. - spędzili w szklarni jeszcze kilka minut, zbierając aromatyczne zioła na śniadanie, kiedy rozległ się ryk Szczerbatka, oznajmujący powrót szatyna i reszty.
- Lara! - krzyknął.
- Tu jestem Czkawka! - po czym oboje ruszyli do wyjścia. - Na Thora, aleście tych ryb złowiliście?! - stanęła w pół kroku, kiedy zobaczyła wielką sieć pełną ryb.
- Wrzeńce jakoś były w dobrym humorze i nagonili nam ryb. - Lara zamyśliła się, co mogło być ich dobrym humorem.
- Hej brat, a to czasem nie zbliżają się ich gody?
- Serio, to już? - zaskoczyły go jej słowa. - W sumie może tak być. - dodał.
- No pewnie, że tak jest. Za jakiś czas będziemy mieć na głowie wrzące smoczki. - ich śmiechy się poszerzyły, a oczy błyszczały.
- Wrzące smoczki? - odezwał się zdezorientowany Bork.
- Nie mieliśmy jeszcze kontaktu z młodymi Wrzeńcami. W ogóle nie mieliśmy kontaktu jeszcze młodymi z klasy wodnej. O Thorze już się nie mogę doczekać. - ruda praktycznie podskoczyła z podekscytowania.
- Siostra, to poczeka. Teraz jeść. My czuć głód. Szybko. - wskazał na pusty i głodny brzuch. Szczerbatek podszedł w jego ślady i usiadł na tylnych łapach i ogonie, dotykając brzucha przednimi i patrząc na nią słodkimi oczkami.
- Jasne, jasne. - pośpieszyła się i podeszła do rozłożonej sieci. - To tak. Mamy tuńczyka, dorsza, śledzia... O nawet halibut. Serio niezły połów. - pochwaliła i zrobiła miejsce w koszu na kilka ryb. - Beczki raz, proszę. - Czkawka przyniósł dwie beczki zza chaty. Lara i Ella zaczęły pakować ryby, ówcześnie łamiąc im kręgosłup, do beczek. Szatyn jeszcze przyniósł w cebrzyku sól kamienną i posypywał ryby, by te się nie popsuły zbyt szybko. - Dobra, teraz woda i zamykamy.
- Skończone. - oznajmiła brunetka. Szatyn przywiązał beczki liną, za którą Szczerbatek złapał.
- Dobra, Mordko do lodu. - na znak Lary smoki z wielką werwą rzuciły się na resztę ryb. Kilka sekund później dołączył do nich Szczerbatek.
- Mnie też trzeba nakarmić. - mruknął smętnie i spojrzał wymownie na siostrę.
- Bo nie dostaniesz. - zagroziła.
- Laruś. - zaskomlał, co reszta jeźdźców skomentowała śmiechem.
- To mi pomóż panie gospodarzu wyspy. - po czym zniknęła w chacie z produktami.
- Chodźmy, bo nic nam nie da. - powiedział z szerokim uśmiechem Czkawka.
- Tu się zgadzam.
- I ja też. - oznajmiła Ella. Przyjaciele zostawili radujące się rybami smoki i weszli do chary, gdzie w kuchni krzątała się Lara. Bork i Gizella usiedli i czekali na obiad, bo śniadaniem nie da się tego nazwać, zwłaszcza że słońce znajdowało się w zenicie. Po kilku minutach i kilku syknięciach ze strony szatyna z kuchni zaczął się wydobyć przepyszny aromat duszonej ryby i ziół. Mieszkańcom Oris do ust napłynęła ślina.
- Ludzie, jak to bosko pachnie. - odezwał się i wciągnął zapach.
- Dzięki skarbie. - odpowiedziała mu. Nie minęło nawet kwadrans, jak na stole pojawiła się gorąca i polana zielonym sosem potrawa.
- Lara, mogę tu zamieszkać? - zapytała wpatrzona w danie Ella.
- Przecież macie chatę. - mrugnęła do niej.
- Wspaniale. - zatarła dłonie.
- Ale co powie na to Iris?
- Nie dowie się. - odpowiedziała od razu i porwała z wielkiej misy kawałek ryby. - A to fioletowe to, co to?
- Bratki. Pogłębiają smak. - wyjaśniła.
- Rozumiem - po czym włożyła kawałek ciepłej ryby polanej sosem. - No ja nie mogę... Odynie raj. - Ella aż zamknęła oczy z przyjemności, płynącej ze smaku. Pozostała trójka zaśmiała się i sama zaczęła jeść. Bork wychwalił jej danie, po pierwszym kęsie. Po kilku minutach po rybach nie było śladu i tych na stole, jak i tych w sieci. Smoki wleciały do środka i chaty. Grzmot i Szczerbatek wybrali platformę, która była skąpana w pełnym słońcu.
- Takie żarło to jest po prostu niebo. - oznajmił Bork i poklepał się po pełnym brzuchu.
- Zgadzam się. - przytaknął mu szatyn i zamknął oczy.
- Dziękuję, że smakowało. - powiedziała Lara z szerokim uśmiechem.
- Ludzie, co powiecie na wypad na plażę? - odezwała się Ella.
- Mamy piękny dzień. W sumie dobry pomysł. - zgodził się nią Czkawka.
- No to idziemy. - brunet wstał z ławy i trochę się przeciągał, uważając na ranę.
- Gady wy moje, jak chcecie dołączyć, to będziemy na plaży. - Kilka mruknięć zaspanych i pojedzonych smoków odpowiedziało Larze. - No to w drogę. - oznajmiła i tak cała czwórka wyszła z chaty. Kiedy wyszli z budynku, za nimi wyleciał, jak się okazało Malboro. Po kilku minutach dotarli na nią. Boro od razu rozpłaszczył się na rozgrzanym piasku, mrucząc błogo, znieruchomiał. Bork usiadł obok niego, a raczej zaraz się położył i zamknął oczy. Reszta uczyniła to samo.
- Jak przyjemnie. - oznajmiła błogo Ella. Pozostali mruknięciami potwierdzili jej słowa. Leżeli tak z pół godziny, nim Malboro poderwał łeb zaniepokojony.
- Spokojnie. To tylko stadko Szybkich Szpiców. - uspokoił go szatyn, nadal leżąc z zamkniętymi oczami. Kilka sekund później reszta usłyszała biegi smoków, kierujące się w ich stronę. Czkawka usiadł, kiedy naprzód wysunął się wódz. - Witam, jak przebieżka? - dwunożny gad syknął i skłonił lekko łbem. Pozostali patrzyli z zaintrygowaniem na stadko.
- Łał, więc tak wyglądają z bliska. - odezwał się z zaciekawieniem. - Czy mogę się zbliżyć?
- Niech wódz się zdecyduję. Jesteś tak naprawdę obcy i nie zna twoich zamiarów, mimo że wie, że jesteś tu z mojej i Lary decyzji.
- Rozumiem, a więc wodzu stada, czy mogę się zbliżyć do was? - Brok zwrócił się z szacunkiem do smoka, który wyróżniał się lekko ubarwieniem i większą posturą od reszty stada. Jego grzebień był czerwony, jak i na grzbiecie widoczne były czerwone pręgi. Gad zachylił łeb i obwąchał bruneta. Chłopak stał spokojnie i czekał na decyzję. Lider odsunął się i pozwolił mu przejść do reszty. - Dziękuję. - pochylił lekko łeb w jego stronę.
- Mój chłopak. - szepnęła Lara pod nosem zadowolona z jego poczynań. Bork stanął, a reszta Szpiców go otoczyła. Co był dość szybkie.
- Jak szybko potrafią biec? - zapytał i wyciągnął dłoń w stronę jednego. Ten zbliżył pysk i dał się dotknąć.
- Dopadłyby cię.
- A ciebie?
- Biegam z nimi prawie na równi. Zostaję trochę w tyle czasami, ale dają niezły trening.
- Dasz mały popis? - uśmiechnął się zadziornie.
- Wodzu popiszecie się przy naszych gościach? - smok zaklekotał lekko i zwrócił się do reszty. Stado szybko podjęło rozkaz i stanęło w miarę równej linii. Czkawka ściągnął górę stroju i ustawił się mniej więcej pośrodku. Wódz zaryczał dwukrotnie. Na trzecim ryku wszyscy ruszyli sprintem przed siebie. Bork uchylił lekko usta tak jak obserwująca to Ella.
- O Odynie. - zatkało ją.
- Szybko, co nie? To jest jak na razie pełna prędkość, jaką Czkawka może osiągnąć.
- Serio?! - wykrzyknęli wspólnie.
- Serio, serio. Siłą dorównuję maczudze Gronkla samca.
- Czekaj moment. Jak to maczudze?
- Sztukamięs potrafi za pomocą swojej maczugi i dobremu przyłożeniu skruszyć skałę. Czkawka jednym ciosem też to potrafi, ale kiedy jest w pełni siły. Ten popis na Berk był nie w pełni sił.
- Poważnie? - jęknęła.
- Taa... Ale Czkawka ma nad sobą niesamowitą kontrolę. Nigdy mnie nie skrzywdził swoją siłą. Jest naprawdę delikatny i ostrożny. Nawet pod wpływem Smoczego Korzenia jest w stanie na tyle zachować instynkty, że ucieka.
- Czy wy testowaliście...
- Tak Ella. Sprawdzaliśmy, jak szybko działa Korzeń na Czkawkę pod różnymi formami. Najgorzej jak to jest pyłek. Staję się dosłownie maszyną do zabijania. W formie płynnej unieruchamia go i powoduje utratę przytomności. W naturalnej jest rozdrażniony i pyskaty, ale wtedy najlepiej go znosi.
- A jak to się dzieje u smoków.
- Szczerbek też jest agresywny po pyłku i atakuje. Płynna, traci przytomność, ale dłużej dochodzi do siebie po nim. W naturalniej jest kłótliwy i biję się z innymi, strzelając plazmą i warcząc na każdego, ale jak odpowiednio szybko go wyczuje wycofuje się.
- Która forma jest najbezpieczniejsza dla niego?
- Płynna. - stwierdziła - Tylko go osłabia i usypia, ale ten sposób jest wykorzystywany przez Łowców Smoków.
- Jaki piękny zwód! - wykrzyknął Bork, jak Czkawka uniknął jednego z kolców jadowych. - Widzieliście to?
- Tak, to było niezłe. - przyznała mu ruda. - Fajniej, jakby dał się trafić.
- Czemu? - zdziwił się brunet.
- Mielibyśmy z czego się pośmiać. - wzruszyła ramionami, po czym ziewnęła głośno.
- Ał! - ryknął Czkawka, co przywróciło Larze czujność. Dziewczyna buchnęła śmiechem i położyła się na piasku. - To nie jest zabawne!
- Jest! - wykrzyknęła. Po kilku sekundach dołączył Bork, widząc zamrożonego w dziwnej pozycji szatyna, którego dwa Szpice ciągnęły dzięki swoim ogonom. Jeden trzymał go za wyprostowaną w kolenie prawą nogę uniesioną do góry, a drugi ciągnął za rękę, która była przyklejona do kolana wyprostowanej nogi. Całe jego ciało było złożone jak scyzoryk. Ella patrzyła na to lekko zamroczona, po czym dołączyła do reszty i śmiała się w głośno.
- W ile jad zejdzie? - zapytała, kiedy opanowała trochę śmiech i oddech.
- Do pięciu minut i zacznie się poruszać, a teraz do tego czasu jest na naszej bezlitosnej łasce. - powiedziała i zatarła chciwie dłonie.
- Lara, nawet się nie wasz. - warknął na nią szatyn, ale ruda już zniknęła w krzakach.
- Co zamierza? - zapytał brunet.
- Jest wredną, okropną, bez czułą siostrą, której nienawidzę! - ostatnie słowa wykrzyknął, by ta go usłyszała. Do jego uszu dotarł tylko śmiech i okrzyk radości. - Nie, znalazła. - jęknął. Z listowia wybiegła z szerokim uśmiechem Lara. W jej poplamionych na czerwono żółto i niebiesko dłoni zauważyli różne jagody. Do Elli najszybciej dotarło, co się będzie dziać i od razu przystąpiła do pomocy. Kilka sekund później Czkawka miał piękny makijaż na twarzy przedstawiający niebrzydką kobietkę z mocno czerwonymi policzkami i ustami oraz żółto-niebieskimi powiekami. Do tego miał napisane na czole "panna na wydaniu", co rozbawiło do łez Borka. Podczas malowania wyzywał obie młode dziewczyny od najgorszych, ale one nic z tego sobie nie robiły. Nawet jego groźby, że obudzą się w bieliźnie przywiązane do drzewa i pokazane wiosce nic się nie zdały. Po upływie pięciu minut szatyn poderwał się do siadu i spojrzał na nie ze wściekłością w smoczych oczach.
- No co? Pięknie wyglądasz. - powiedziała Ella i wskazała na taflę wody. Cały czas miała szeroki uśmiech na ustach. Chłopak podszedł do niej i parsknął z tekstu, ale zaraz go zdusił.
- Słyszałam. - odezwała się Lara. Odpowiedzią na to było smocze warknięcie od strony szatyna. Szybko zmył to z siebie i spojrzał siostrę spode łba. Podszedł do reszty, by usiąść, ale w tej samej chwili zaatakował jego głowę pewien mały zielony smok. - Na Odyna! - wystraszony nagłym nalotem na głowę, przewrócił się na tyłek, a potem na plecy. - Kor, na jasnego Thora złaź ze mnie! - smoczek posłusznie zeskoczył między jego nogi. Chłopak westchnął i wyjął z kieszonki zawartość. - Do Czkawki. - przeczytał koślawe i praktycznie nieczytelne pismo.
- Otworzysz? - zapytała Lara.
- W sumie... - wahał się przez kilka sekund, po czym złamał wosk i wyjął list. - Odynie jakbym czytał pismo Risa. - westchnął - To od Stoika. To tak... Pisze, że dziękuję za wiadomość oraz podziękowania od Śledzika za opisy smoków. - zamilkł na chwilę i czytał dalej. Tym bardziej zagłębiał się w tekst, tym bardziej z twarzy odpływały kolory.
- Czkawka, co znowu się dzieje na Berk? - zaniepokoiła się Ella.
- To, że muszę się tam wrócić, bo inaczej wybuchnie wojna między klanami Wandali a Berserkami.
- No nie! - jęknęła tym razem Lara. - Czy twój szalony kuzynek mógłby się odpierdolić?
- Kuzynek? - zdziwiła się Ella.
- Owszem. Dagur jest synem Oswalda Zgodnopysznego przyjacielem Stoika. Podpisali pakt o nieatakowaniu siebie nawzajem.
- Niech zgadnę odnowienie paktu?
- Strzał w dziesiątkę Bork. - westchnął szatyn.
- Kto dostarczył wiadomość Stoikowi?
- Johan Kupczny. Handlarz. - odpowiedział mu szatyn.
- Ten nieszczęsny gadała? - jęknęła Ella, kiedy przypomniała sobie jego wizyty.
- Znacie go? - zdziwił się krzywymi minami mieszkańców Oris.
- Taa... Założę się, że on jest na pierwszym miejscu z odkryć lądów i skarbów. - wyjaśnił brunet. Rodzeństwo spojrzało zaintrygowane po sobie. Nigdy tak na niego nie spojrzeli.
- W sumie, może to być prawda. - zastanowiła się ruda, ale zaraz pokręciła głową odganiając myśli - Co pisze jeszcze?
- W liście od Dagura napisał, że zjawą się w momencie letniego przesilenia.
- To już za dwa dni! - wykrzyknął Bork. Reszta spojrzała na niego zdziwiona. - No co?
- Skąd o tym wiesz? - zapytała.
- Ojciec mnie nauczył. - wyjaśnił - To czas, w którym najlepiej się żegluje i nie ma za bardzo sztormów, ale jak już są, to są potężne i śmiertelne. Trzeba mieć naprawdę dużego pecha. Na naszych wodach... Znaczy, trasa Oris-Berk jest względnie bezpieczna, ale od Berk na przykład tu już gorzej. Wody są zdradliwe. Leże, Cmentarzysko mogą popalić. - zamilkł nagle - Co się tak na mnie patrzycie? - zdziwił się kiedy pięć par oczu słuchało go z wielkim zainteresowaniem i skupieniem.
- Bork, twoja wiedza na temat życia na morzu i pogodzie będzie dla nas zbawienna. - powiedział Czkawka. - Musisz nas nauczyć rozpoznawać prawdopodobieństwa nadejścia burz.
- Nie ma problemu, ale teraz zajmujmy się twoim kuzynem, Dagurem tak? - szatyn skinął głową.
- Wracając... - Podjął przerwany wątek - Na Berk może zjawić się lada chwila. Jest on, powiedzmy... Zachowaniem i charakterem przypomina Sączysmarka, ale szaleństwo może brać od bliźniaków. Najgorsze jest to, że w tym szaleństwie nie zna granic i są one dość mordercze i szalone. Żarty bliźniaków to jest nic.
- Czyli ogólnie jak się nie pojawisz, będą pytania i kłopoty.
- Tak. - westchnął i spojrzał w oczy Elli - Gizella on mnie traktował jak worek treningowy i dosłownie rzut do celu.
- Co?! - podniosła głos. - Nie mów, że rzucał w ciebie... - skinięcie głowy szatyna zamknęło jej usta. - Zajebie gówniarza.
- Jest starszy. - posłał jej lekki uśmiech.
- O ile? - zapytała przez zęby.
- Dwie wiosny.
- Czyli jest w moim wieku. - zastanowił się - Jak ze smokami?
- Krew, krew, mord, mord. - wyrecytował.
- Acha. Czyli przesrane, jak zobaczy smoki. - stwierdził. - I co teraz?
- Najlepiej wyruszyć i to dziś. - powiedziała Lara. - Smoki mogą ukryć się Kruczym Urwisku. A nasza czwórka zajmie się gościem. - ostatnie słowo wypluła.
- Czkawka? - brunetka zwróciła się do niego.
- Co tam?
- Teraz możesz mu zaimponować? - chłopak zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
- Pamięta cię jako łamagę, a teraz jak spróbuję cię uderzyć... Lekkie sparowanie i facet będzie skory do szybkiego podpisania paktu i być może do odpłynięcia.
- Może to wypalić. - zgodził się ze swoją dziewczyną. - Dobra, zbierajmy się. Dolecimy akurat na kolację. - każdy uśmiechnął się na ten sarkazm. Spokojnie udali się z powrotem, ówcześnie żegnając się z liderem Szpiców, leżących w słońcu i śpiących gadów. - Smoki zbiórka! - wykrzyknął i gady wyleciały, jak się okazało zza szklarni, gdzie były skały. - Mordko, wracamy na Berk. - niepocieszone ryknięcie było wszystkim. - Też mnie to nie cieszy, ale nie mam zamiaru brać udziału w wojnie, która może tam wybuchnąć, jak nas tam nie będzie. - smok otarł się o jego dłonie i polizał w jedną. Każdy powiedział swoim smokom gdzie lecą. Po czym każdy udał się po swoje bronie i siodła, które zostały już jakiś czas temu ściągnięte. Szczerbatek patrzył na niego z lekką irytacją, ale dał na siebie założyć siodło. - Wiem, wiem Mordko, ani chwili spokoju.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Dzień dobry/wieczór!
No moje Panie Kochane najlepszego z okazji naszego dnia ❤💘ヾ(≧ ▽ ≦)ゝ
Wasza HQ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro