65. Krwawa zdobycz
- O cholera... - Lara szybko pozbyła się broni. - Lumi spokojnie. - uspokoiła smoczycę.
- Czkawka! Bork! - zawołała ich Ella, ale nic nie usłyszała. - Chłopaki?!
- Ella! - dziewczyny wzięły głęboki wdech pełny ulgi, usłyszawszy głos Borka.
- Nic ci nie... - Lara nie dokończyła, bo jeden z Mroziczortów, wchodzących do jaskini warknął i strzelił lodem. Nie trafił w nikogo. - Spokojnie smoku. - zwróciła się do niego. - Nie chcemy... - kolejny pocisk. Grzmot zareagował i kłapnął szczękami na złego smoka.
- Grzmot spokojnie. - upomniała go Ella i położyła mu dłoń na pysku. - Spokojnie mały. - gad objął ją ogonem dla ochrony. Mroziczorty z zewnątrz spojrzały po sobie i mruknęły coś do siebie, kiedy zobaczył, jak Wandersmok obejmuje brunetkę, chroniąc ją przed nimi.
- Mroziczorty, proszę, nie jesteśmy... - nagle do Lary dotarło, dlaczego atakują. - To wasza jaskinia? Wasze leże? - dwa białe smoki spojrzały po sobie, a potem na wystawione bez broni dłonie i przestraszone, ale spokojne niebieskie oczy dziewczyny.
- Nie wiedzieliśmy, że to wasz dom. - zaczęła Ella. Nagle zza rogu tunelu, do którego weszli jeźdźcy i Szczerbatek wyłonił jeden Mroziczort, trzymający w psyku nieprzytomnego szatyna. - Czkawka?! - brunetka zrobiła krok, ale zaraz musiała się cofnąć, bo przed nią rozbił się pocisk lodu.
- Nie ruszaj się! - upomniała ją Lara - Proszę, nic wam nie zrobimy, pozwólcie mi opatrzeć mojego brata. On krwawi. - ruda zobaczyła krew cieknącą ze skroni. - Szczerbek odezwij się! - usłyszała cichy ryk. Odetchnęła z ulgą - Bork... - zamilkła, kiedy usłyszała warczenie. - Spokojnie. Błagam, nie rańcie ich. Nie wiedzieliśmy, że to wasz dom. Odejdziemy. - wrogie smoki spojrzały na Larę podejrzliwie. - Przysięgamy, ale proszę, muszę do nich podejść. - wskazała nieprzytomnego brata. Mroziczort zmrużył oczy i odsunął się, ale trzymał się blisko. Lara szybkim krokiem podeszła do chłopaka, przy tym zobaczyła też unieruchomionego w lodzie Borka. Szczerbatek utknął w lodzie i skale, ale łypał na Larę. - Czkawka, ty imbecylu wstawaj no! - warknęła i szybko sprawdziła mu głowę. - Ale masz farta. - powiedziała sarkastycznie. Biały smok łypał podejrzliwie na jej ręce. - Spokojnie smok. Nie jestem tu, aby was skrzywdzić. - westchnęła i owinęła materiałem głowę. - Te pół smok wstawaj w końcu i mnie nie wkurzaj. Trzepnęła go lekko po policzku. Chłopak stęknął, ale nie otworzył oczu. - Matoł. Obaj. - łypnęła na Borka, który posłał jej uśmiech niewiniątka. Szatyn się poruszył i otworzył lekko oczy.
- Moja głowa. - jęknął - Co się stało?
- Witam wśród żywych głupku. Mroziczorty nas okrążyły. Dasz radę wstać?
- Nie. - stęknął i dotknął lekko głowy - Boli. - mruknął. Lara podała mu mieszankę ziół przeciwbólowych. Chłopak skrzywił się, ale za chwilę odetchnął z ulgą i grymas bólu zniknął. - Dzięki siostra.
- Nie ma za co. - westchnęła - A teraz panie pół smoku uratuj nas, bo coś czuję, że smoki nas tak łatwo nie wypuszczą. Przekonaj lidera, by mnie dopuścił do Szczerbatka i Borka.
- Rozkaz. - szatyn wstał pomału, ale zachwiał się. Ruda podparła go.
- Pomału. - mruknęła. Czkawka podszedł do największego z obecnych Mroziczortów.
- Witaj. - odezwał się - Ja i moi przyjaciele przepraszamy za najście was. Nie wiedzieliśmy, że to wasz dom. Pozwól mi przejść do Szczerbatka i Borka. - wskazał na nich. Biały smok zmrużył oczy i spojrzał uważnie na bezbronnego człowieka i jego uniesioną dłoń. - Naprawdę nie chcieliśmy was niepokoić. - gad warknął, ale w końcu się odsunął i przepuścił szatyna. - Dziękuję. - po czym podszedł do smoka i bruneta.
- W końcu. Nóg nie czuję. - stęknął.
- Spokojnie. - posłał mu lekki uśmiech i owinął dłonie w skórę, by nie skaleczyć się ostrym lodem. Wziął zamach i uderzył w niego. Lód pękł i Bork wyszarpnął jedną nogę. Kolejne uderzenie i obie kończyny były wolne, ale zimne. - Dasz radę sam iść?
- Chyba tak. - wstał, ale musiał się podeprzeć skalnej ściany. - Dam radę dojść do Lary. - szatyn skinął głową i podszedł do równie zniecierpliwionego Szczerbatka jak Luminosa smoka.
- No już nic mi nie jest. - poklepał go i szybko zaczął kruszyć lód. - Jak się czujesz? - smok warknął i przymilił się do swojego jeźdźca. Mroziczorty patrzyły zaintrygowane na to. - Dobra wszyscy w porządku? - zapytał stojących przy wyjściu.
- Tak Czkawka. - odezwała się Ella.
- Dobrze. - spojrzał na lidera. - Opuścimy jaskinie teraz, dobrze? - spojrzał uważnie w oczy gada. Smok przeleciał wzrokiem po ciele chłopaka. Skupił się równomiernym i spokojnym biciu serca.
- Ale Czkawka, co z kłem? - zapytała brunetka.
- Nic. Mają nad nami przewagę. Nie chcę was i smoków narażać na niebezpieczeństwo. - brunetka westchnęła i po klepał odruchowo Grzmota.
- Masz rację. Wracajmy. - spojrzała smutno na swojego ukochanego.
- Damy rade. - podszedł do niej i objął za ramiona. Lider białych smoków spojrzał na szatyna zaintrygowany. - Lara, jak Szczerbo?
- Nic mu nie jest. - odpowiedziała.
- Wracamy do domu?
- Tak Bork. - westchnął.
- Czkawka...
- Znajdziemy inny sposób...
- Nie! - warknął Bork - Posłuchaj smoku. - zwrócił się do lidera - Przylecieliśmy ma wasz teren, by prosić was o jeden kieł z waszej paszczy, do ustrojstwa, które wskaże nam położenie odtrutki na truciznę, płynącą w jego żyłach.
- Bork...
- Morda w kubeł. - warknął na niego. - Nie po to przedzieraliśmy się przez te śniegi i zawieruchę, by teraz odlecieć z pustymi rękoma. Proszę o jeden kieł. Nie chcemy, by ten chłopak stał się maszyną do zabijania i bezuczuciową kukłą.
- Bork... - tym razem zareagowała Lara.
- Ja mówię i guzik mnie obchodzi czy mnie zamrozi, czy nie, ale nie mam zamiaru stracić kumpla, bo... Odbiorę ten jeden kieł. Choćby siłą, by Czkawka nie stracił uczuć. - Mroziczorty poruszyły się na tę ostrą wymianę zdań. Lider smoków stał spokojnie i patrzył jak ten dwunożny człek bez strachu i z determinacją wyraża swoje zdanie. - Posłuchaj gadzie. Wiemy, że naruszyliśmy wasz teren, ale przylecieliśmy tu tylko po jeden kieł z waszej paszczy, nic więcej. Nigdy nie planowaliśmy was mordować, czy pojmać. Sami mami gady jako przyjaciół. Ja ma zaledwie Gnatochrupa od kilku dni i nie mam zamiaru go zostawić. - zrobił krok w stronę smoka.
- Bork! - krzyk Czkawki i ryk zaniepokojonego Malboro nie zatrzymał bruneta.
- Więc co uczynisz. Zamrozisz mnie, jak dorwę ci się do zęba, czy dasz go z własnej woli? - Czort zmrużył oczy i warknięciem upominał dwa smoki za sobą, by stały spokojnie. Smok machnął skrzydłami i podniósł ogon. - A więc walczymy. - przyjął pozę i cofnął się do tyłu.
- Na Odyna Bork! - Czkawka ruszył do przodu, ale dwa smoki stojące za liderem zagrodziły mu drogę. Szczerbatek złapał w bezzębną paszczę dłoń szatyna i odciągnął go. Lara też próbowała się przedrzeć, ale Luminosa i Malboro ją powstrzymali.
- Niech walczy. Lider przyjął wyzwanie. - odezwała się niespodziewanie, pełna spokoju brunetka. - Okryjecie hańbą honor Borka. Wyzwał go do walki sam. Nie zmuszony. Niech wola bogów osądzi jego wybór. - powiedziała i spojrzała na zaniepokojone twarze, jak i pyski smoków. - Lara lepiej naszykuj zioła i opatrunki. Dla obu. - spojrzała na niezdecydowaną zielarkę.
- Ale...
- Proszę, zrób to. - przerwała i spojrzała na gotowych do walki przeciwników. - Bork nie odpuści. - Lara podążyła wzrokiem na nich i westchnęła, przygotowując wszystko, co potrzebne do opatrzenia zranień. Bork stanął akurat tyłem do swojego smoka, co dzięki temu udało mu się dobyć krótki miecz i sztylet. Mroziczort spojrzał na niego czujniej i przygotował się na atak, ale nie doczekał się go. Chłopak sam czekał na jego ruch. Smok w końcu posłał kulę lodowego oddechu na przeciwnika. Pocisk trafił w ścianę, a nastolatek stał praktycznie w jednym miejscu. Mroźnego gada to zaskoczyło, mimo że pocisk minął go cal od głowy.
- Nie boję się ciebie i zdobędę ten ząb! - po czym ruszył na niego. Bork unikał delikatnych i miękkich miejsc na ciele smoka i atakował w kolce i pazury. Chłopak bardziej uderzał rękojeścią niż ostrzem, by nie zrobić smokowi krzywdy, po której ciężko będzie mu się pozbierać. Jaszczur zamachnął się pyskiem i trafił przeciwnika w ramię. Odrzuciło go, tak że wypuścił sztylet z dłoni. Broń przetoczyła się na drugi koniec jaskini. Dokładnie pod nogi Czkawki, który podniósł go i schował za swój pas. Brunet przeturlał się i szybko przeprowadził kontratak na prawy bok. Ślizgiem wjechał pod brzuch, gdzie ciosem pięści uderzył w miękki brzuch. Inne Mroziczorty były w kompletnym szoku. Chłopak miał idealny cel do zabicia. Lider spojrzał na niego zaskoczony i w ostatniej chwili uchylił się od ciosu pięścią w pysk. Zaatakował go ogonem. Bork złapał go, ale smok okazał się silniejszy. Uniósł go do góry. Brunet puścił się i spadając, wylądował na jego grzbiecie. Mroziczort zaczął strącać z siebie nieproszoną osobę, ale chłopak trzymał się mocno. Przez przypadek drasnął ostrzem grzbiet. Gad to poczuł, a po białej skórze pociekła czerwona stróżka. Lara przechodziła z nogi na nogę niespokojna. - Poddaj się... - w tej samej chwili smok podleciał i uderzył grzbietem w strop jaskini, przygniatającym tym bruneta i raniąc w skroń oraz dłoń. Bork zleciał na dół i stęknął cicho, ale szybko się podniósł na nogi. Smok wylądował przed nim i zamachnął się ogonem, posyłając chłopaka na ścianę. Kolec ogonowy poważnie zranił go w pierś.
- Bork! - wykrzyknęła przerażona rudowłosa. - Przestań! Zabijesz go. - krzyknęła na smoka. Mroziczort już miał po raz drugi machnąć ogonem, ale przerwał mu Malboro, stając i warcząc na lidera. Swoim ciałem zasłonił nieprzytomnego bruneta. Biały gad znieruchomiał w miejscu, widząc przed sobą Boro, chroniącego własnym ciałem wikinga.
- Malboro odejdź. Nie. - wyszeptał i zaczął się podnosić na nogi. Krew z rany na głowie uniemożliwiła mu widzenie na prawe oko, a krew z piersi moczyła futro, które stawało się coraz cięższe i niewygodne. Zachwiał się, ale stanął pewnie na nogach. - Boro, dam sobie radę. - smok warknął i zasłonił ogonem z maczugą go. - Malboro. - powiedział już pewnie i głośniej. Gnatochrup spojrzał na niego z niepokojem i ostatni raz warknął groźnie na lidera, zanim się odsunął. Gad podszedł do Czkawki, który poklepał go uspokajająco, ale on sam był pełny lęku i niepokoju. Szczerbatek uważnie pilnował otoczenie i samego szatyna, przed robieniem głupstwa. Grzmot i Lumi pilnowali swoje jeźdźczynie. Bork machnął mieczem na próbę i zaczął szarżę na białego jaszczura. Smok uchylił się przed ciosem ostrza, ale pięści już nie. Dostał lewym sierpowym w pysk. Bork cudem uniknął naszpikowanej kolcami paszczy, uderzając pomiędzy nie. Łeb odchylił się lekko w prawo. Brunet nie czekając, zaatakował kolejny raz, tym razem zranił go niegroźnie w prawy bok. Ranny syknął głośno, po czym warknął, szarżując na bruneta. Chłopak rzucił się w bok i przekoziołkował w stronę dwóch innych Mroziczortów, które łypnęły na niego złowrogo i kłapnęły szczękami, ale zostały szybko uciszone przez ryk lidera. Bork wstał i pokręcił ramieniem, po czym ruszył po raz kolejny na smoka. Ten machnął ogonem, ale chłopak podskoczył i uniknął go. Podbiegł i kopnął go prosto w szczękę. Po skale poturlał się ząb, ale ani jaszczur, ani jego przeciwnik tego nie zauważyli. Zęba za to zauważył Grzmot, który wylądował koło jego łap. Zwrócił on uwagę Elli, poprzez potrącanie w jej ramię. Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem i szybko pochwyciła go w dłonie, chowając do małego mieszka u pasa. Poklepała swojego druha po pysku i wróciła do obserwacji pojedynku, który chyba zbliżał się ku końcowi, według niej. Bork zamachnął się mieczem, ale przeciwnik odskoczył. Mroziczort owinął swój kolczysty ogon wokół bruneta, unieruchamiając go. Chłopak musiał przestać wierzgać, bo to sprawiłoby tylko, że powstałyby nowe skaleczenia i rany.
- Bork! Koniec. - powiedział pewnie i stanowczo Czkawka, po czym podszedł do lidera. - Wygrałeś. Proszę... - nim dokończył, gad ostrożnie wypuścił przeciwnika. Chłopak upadł na kolana. Miecz przeturlał się po kamieniu. Brok przewróciłby się na brzuch i twarz, gdyby nie Malboro, który pyskiem podparł go. - Lara szybko! - dziewczyna podbiegła z ziołami i opatrunkami do rannego. Szybko otarła jego twarz z krwi i ściągnęła futro, po czym rozdarła ciepły sweter.
- Odynie. - powiedziała tylko i szybko przemyła wokół rany skórę. Czkawka wlał do ust już przygotowane zioła na ból. Zielarka polała po ranie czystą wodą, po czym posypała czerwonym proszkiem. Ta zaskwierczała, a krew przestała lecieć. Bork syknął z bólu na jej poczynania i drgnął, ale przytomności nie odzyskał. - Spokojnie, zioła zadziałały Bork. Już wszystko dobrze. - pogłaskała go po zakrwawionych i brudnych włosach. Dokładnie zabandażowała mu klatkę piersiową i opatrzyła starannie głowę. Sprawdziła z pomocą światła z pyska Luminosy stan oka, które zostało zalane krwią. - Z okiem w porządku, ale na wszelki wypadek... - ostrożnie przemyła je czystą wodą. - Dobra, on już. - wytarła brudne ręce w szmatkę. - Teraz twoja kolej. - zwróciła się do szczerze zaskoczonego zwycięscy pojedynku. - Nie patrz tak na mnie. - warknęła - Obaj doznaliście ran i obojgu je wam opatrzę. - Luminosa warknęła na lidera i wskazywała co rusz na Larę i jej zioła. Dwa smoki wdały się w rozmowę, po czym Mroziczort ostrożnie podszedł do Lary. - Dzięki Lumi. Teraz mi pokaż, proszę prawy bok i grzbiet. - biały gad odwrócił się bokiem, ale łypał na nią. Dziewczyna namoczyła czysty kawałek szmatki i wykonała te same czynności, co u bruneta. - Może zapiec. - po czym posypała czerwonym proszkiem ranę na boku. Smok odskoczył od Lary i warknął na nią, ale ona nic z tego sobie nie zrobiła. - Wracaj. Jeszcze grzbiet. Przed chwilą oberwałeś ostrzem miecza i jakoś nie uciekałeś? - podniosła jedną brew do góry. Smok mruknął coś pod nosem, ale podstawił grzbiet. - Gotowe. Nie muszę ci ich bandażować, bo tylko cię drasnął, ale poczekaj z dzień, zanim będziesz hasał w śniegu. - poklepała go odruchowo po boku, czym go zaskoczyła. - No co? Ten imbecyl... - wskazała na szatyna, który łypnął na nią ostro - Też ma do czynienia z dzikimi i agresywnymi smokami. Widok walki smok-wiking nie robi na mnie wrażenia. Chyba że jakiś pieprzony człek zabije takich jak ty. Wtedy on leży martwy albo bez jakieś kończyny. - uśmiechnęła się słodko i mściwie. Smok na ton, jaki użyła cofnął się odrobinę - Ogólnie to była świetna walka. Przyznaję. - westchnęła i spojrzała na w dalszym ciągu zawieruchę. - Pewnie będziemy musieli iść w ten śnieg. - lider spojrzał na wejście do jaskini i zamieć. Warknął coś do trzech Mroziczortów i reszty gadów. Czkawka i reszta obserwowała konwersację. Ella przez ten czas pomogła zbierać resztki ziół i brudne skrawki szmatek oraz podniosła miecz Borka, chowając go w kaburze na siodle.
- Oddałbym rękę, jakbym mógł was zrozumieć. - mruknął pod nosem szatyn i pokręcił głową na boki. - Dobra, ludzie i gady idziemy. - dziewczyny założyły futra i kaptury. Czkawka z pomocą Mordki zarzucił na grzbiet Boro jego jeźdźca i przykrył go suchym kocem, na niego zarzucił mokre od krwi, ale w dalszym ciągu ciepłe futro. Gotowi? - smoki, jak i ludzie potwierdzili, że tak. - Boro pozwolisz mi się dosiąść, by ten twój głupi druh nie spadł? - smok syknął i skinął głową. - Mordko trzymaj się blisko dziewczyn i idź przed nami. Ciebie najlepiej będzie wiedzieć w tej zawiei. - Nocna Furia wyszła na przód. - Cóż liderze może zjawię się w dogodniejszych warunkach i odbiorę ci w pojedynku ząb. Trzymaj się zimno. - posłał mu psotny uśmiech i wszyscy wyszli z jaskini. Jak się za chwilę okazało, dwa Mroziczorty posłużyły za przewodników i odprowadzili nieproszonych gości do skaju wyspy. - Do zobaczenia. - po czym jeźdźcy i ich smoki wzbili się w powietrze. Mroziczorty rozpłynęły się w śniegu i wietrze. Reszta starała się wydostać z tej zawieruchy. Co im szło dość opornie i co chwila zbaczali z kursu, ale po kilkunastu minutach wzbili się na odpowiednią wysokość, gdzie wiatr i śnieg był mniejszy.
- Szkoda, że nam się nie udało zdobyć zęba. - odezwała się Lara i spojrzał na w dalszym ciągu bladego i nieprzytomnego Borka. Ella uśmiechnęła się pod nosem, ale wstrzymała się z odpowiedzią.
- Wybiorę się kiedy śnieżyca ustanie i jakoś go zdobędę. - westchnął i okrył szczelniej bruneta. Mordka trzymała się blisko Malboro i Czkawki, by czasem się im nic nie stało.
- Ella co ty taka cicha?
- Martwię się o Borka. - mruknęła - Facet nie pozbiera się po porażce. - wszyscy się zaśmiali.
- Pocieszę go, wbijając w niego kilka strzał za głupotę i niepotrzebną brawurę. Może być? - złożyła dłonie i podparła nimi policzek, po czym zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się słodko.
- Idealny sposób. - przytaknęła jej. - A teraz przyśpieszmy, bo robi się coraz ciemniej.
- Racja. Mordko Lumi prowadźcie nas. - polecił im szatyn. Smoki warknęły i wysunęły się naprzód. Grzmot i Malboro trzymali się z tyłu. W tym szyku wracali na wyspę. Po dwóch godzinach lotu Czkawkę zaniepokoił zapach krwi. Szybko odkrył futro i ujrzał, jak rana na piersi się otworzyła. Rozejrzał się po wodzie, ale nie dojrzał cienia zarysu żadnego lądu. - Lara! - dziewczyna odwróciła się - Podleć tu!
- Co się dzieje? - zapytała.
- Rana się otworzyła. Lądu nie widać.
- Cholera. - szybko wygrzebała z torby odpowiedni mieszek, ale na wszelki wypadek sprawdziła za pomocą węchu, czy wyjęła ten zapobiegający krwawieniu. - Trzymaj. Wymieszaj z wodą. - podała mu. Chłopak złapał go i otworzył bukłak z wodą, który był przypięty do siodła i wsypał zawartość do środka. Po czym odchylił bandaż i wylał mieszankę na ranę, dociskając. - Szczerbatek daleko jeszcze? - smok zaryczał przecząco. Larze ulżyło, ale nie na tyle, by być spokojną. - Jak rana?
- Lepiej. Przestało bardzo krwawić. - powiadomił ją. - Boro i reszta smoków dacie radę przyśpieszyć? - wszystkie bez ociągania zwiększyły częstotliwość machania skrzydeł, przyśpieszając lot.
***
Szczerbatek zaryczał głośno. Potem podleciał do Malboro. Czkawka spojrzał na Mordkę i kierunek gdzie wskazywał pyskiem.
- Wyspa! - krzyknął i smoki zaczęły podchodzić do lądowania. Gady wylądowały przed chatą, a Boro pokierowany wleciał do chaty, gdzie przez drzwi wpadła ruda i szybko zajęła się położonym, przez szatyna rannym. Do środka wleciał też Szczerbatek, a Lumi spojrzała przez drzwi.
- Mordka palenisko. - smok wystrzelił plazmę, zapalając drewno. Dziewczyna rozcięła sztyletem bandaż i wrzuciła do ognia. - Cholera! Szczerbatek ślina do miski. - smok od razu wykonał polecenie. - Lumi weź Ellę i idź do szklarni po świeże Ogniste Liście. - potwierdzający ryk i krzyk. Kilka chwil później Lara miała liście, ślinę i gorącą wodę. - Czkawka liście do miski i zrób papkę.
- Dobrze. - ruda zajęła się ręcznym tamowaniem krwi oraz uciskała ranę, by ta nie krwawiła za bardzo. - Gotowe. - oznajmił i podał jej miskę z ciemnoczerwoną papką.
- Świetnie. - mruknęła i zaczęła nakładać ją na ranę. Czkawka już miał w pogotowiu czysty materiał na ranę i bandaż. Lara wystawiła dłoń po szmatki i dokładnie, ale nie mocno przycisnęła do rany, po czym szczelnie zawinęła bandażem. Jej brat przygotował zioła na uśmierzenie bólu, które wlał do ust Borka. - Dobra, sytuację opanowaliśmy. - usiadła i przetarła wierzchem dłoni spocone czoło. - Teraz musimy go albo zanieść na górę, albo zrobić mu tutaj na dole posłanie, co lepsze?
- Myślę, że tu przy ogniu będzie w porządku Lara. - odezwała się Ella.
- Dobrze. Chodź, przygotujemy posłanie, a ty...
- Będę miał go przez ten czas na oku. - przerwał jej z lekkim pokrzepiającym uśmiechem.
- Dzięki. - po czym dziewczyny udały się na górę i zabrały się do przeniesienia ciepłych skór. Zniosły to na dół, po czym Ella udała się do drugiej chaty po suche ubrania dla bruneta. Przebraniem zajął się już Czkawka, kiedy dziewczyny schowały się w izbie z piecem do gotowania.
- Skończone. - zawołał je.
- Dzięki. - po czym wyszły i ciepłym napojem rozgrzewającym oraz suszonym, ale podgrzanym mięsem dzika.
- Dziewczyny, idźcie się położyć. Biorę pierwszą wartę. - odpowiedział, po kilku minutach ciszy.
- Na pewno?
- Tak Lara. Lepiej, żebyś była przytomna, kiedy będzie coś się działo.
- Masz rację. - westchnęła i po chwili wstała - Dobranoc.
- Dobranoc. - odpowiedzieli jej. Luminosa polizała ją na pożegnanie w dłoń, czym Lara zrewanżowała się drapaniem za uszami. Furie położyły się w kącie przytulone do siebie, a Malboro zawinął się wokół nieprzytomnego Borka.
- Coś czuję Boro, że będziesz czuwał nad tą naszą ofiarą? - potwierdzające mrukniecie. - W takim razie zajmę twoją sypialnię Czkawka. - powiedział Gizella i też wstała.
- Miłych snów. - uśmiechnął się do niej ciepło, jak ona do niego.
- Grzmot dobranoc. - spojrzała na platformę, gdzie gad rozłożył się wygodnie. - Nie będzie ci zimno? - przeczące mrukniecie. - Jak uważasz. Branoc wszystkim. - cztery smoki i pół smok odpowiedzieli jej, po czym zniknęła na piętrze.
- Cóż moi drodzy zostaliśmy sami. - rzekł poważnie Czkawka - Moja rada Lumi, Grzmot i Mordko idźcie spać. Ja i Boro będziemy czuwać. - trzy smoki mruknęły i ułożyły się do snu. Gnatochrup położył pysk na łapach i wpatrywał się w bladą i spoconą twarz Borka. Czkawka wyjął zza pazuchy szkicownik i podszedł do ściany, gdzie była półka z rysikami, zwojami papieru i książkami. Wyjął rysik i zaczął coś szkicować, dokładniej Nocne Furie, Wandersmoka i Gnatochrupa.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Hejka
Happy Tłusto-czwartkowo-waletynkowy dzień!
Pochwalcie się ile już zjedliście pączków? Ja chyba z 20 i może nawet więcej hehe Nie ma to jak domowe mniam! Kto z was smaży róże chrustowe? Mamy tu kogoś?
A u was w domku smażycie, czy raczej na łatwiznę i kupujecie?
A może macie nietuzinkowe sposoby na smażenie pączków i chrustu? Z przyjemnością poznam wasze rodzinne tajniki i tradycje ;)
U mnie na przykład smaży się klasyczne faworki i róże chrustowe (z nimi to jest zabawa) pączki wersja mini z nadzieniem a'la jaki dżem/konfitura wpadnie w łapki oraz oponki (yummy) Wszystko suto posypane cukrem pudrem. BOMBA KALORYCZNA ale co tam
Smacznego!
Do zobaczenia w kolejnym
HQ-ś
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro