63. Skutek działania ziół
- Stój. - Lara złapała za przedramię dziewczynę. Kiedy Ella spojrzała na jej bladą z przerażenia twarz, od razu skuliła się i schowała z powrotem.
- Lara?
- To mój ojciec i jak się okazuje Talard. - wskazała na znajome głowy w oddali. Blondynka otworzyła szerzej oczy i skupiła wzrok pod nad hełm wodza Kirk, tak by nie zorientował się, że jest obserwowany.
- O na Odyna Wszechmocnego i co teraz zrobimy?
- Może nas nie rozpozna, ale wolę nie kusić losu. - mruknęła - Tam są smoki. - wskazała na dwie potężne klatki, w których gnieździło się o co najmniej trzy smoki za dużo. Gadów było aż sześć. Wszystkie ściśnięte, niemogące się swobodnie ruszyć.
- Kurwa. - syknęła Gizella. - Masz pomysł?
- Jeden mam. - po czym dobyła sztyletu.
- Co ty... - nie dokończyła, kiedy czarne loki zaczęły opadać na trawę. - Co ty... - powtórzyła.
- Nie dam Talardowi szansy na rozpoznanie mnie. - posłała jej słaby uśmiech.
- On też mnie widział. - westchnęła. - Ale mam gorzej, niż ci się wydaję. - Krótko obcięta brunetka spojrzała niezrozumiale na dziewczynę. - Kolor moich oczu jest niecodzienny i się rzuca w oczy.
- Racja. - usiadła i spojrzała na nie. - Ale Talard patrzy na całokształt osoby. Jeśli zmieni się wygląd, tak jak ja to jest duża szansa na to, że nas nie rozpozna. Jedna rzecz. Muszę się pilnować z chodem.
- Rozpoznaje nawet przez to?
- Nie, ale wódz. Ty się o to nie martw. Jak zakryć twoje oczy?
- Masz półmaskę?
- Tak, ale nie zakrywa oczu...
- Daj mi ją, proszę. - wyciągnęła dłoń po nią. - Dzięki. - po czym sztyletem odcięła kawałek materiału koszulki pod czarnym swetrem. - Jest na tyle prześwitująca, że będę w stanie widzieć przez nią. - po czym rozpuściła warkocz i związała wysoki kucyk, gdzie przywiązała materiał. Założyła maskę. - I jak?
- Idealnie. Na Czarnym Targu można ukryć tożsamość. Tu liczy się, kto ma więcej złota i kamieni.
- Doskonale. - uśmiechnęła się lekko i włożyła sztylet do nowej pochwy. - Gotowa?
- Pilnuj mnie, abym czasem nie zabiła tego drania. - wskazała na wodza.
- Oczywiście. Misja uwolnić smoki i spieprzanie stąd, jak się szybko da.
- Idealny plan Kara.
- Dziękuję Risa... Odpada to imię. Mogą się spostrzec.
- Racja. - zastanowiła się przez sekundkę - Yrda.
- Dobrze. - po czym obie założyły kaptury na głowę i wyszły z zarośli na ścieżkę. Kiedy wyszły zza zakrętu Talard i jego ojciec od razu spojrzeli na dwie zakapturzone drobne sylwetki. Lara zawczasu zmieniła chód. Stąpała mocniej niż zwykle. Na nie zacienioną twarz przybrała beznamiętnie wyraz. Wódz zmroził oczy, ale odwrócił wzrok tak jak Talard. Dziewczyny minęły ich i weszły do pierwszego namiotu.
- Czego tu? - warknął sprzedawca.
- Kości. Smocze kości. - odezwała się Lara, obniżając glos, który zabrzmiał chłodem i nakazem.
- Konkretnie. - machnął ręką.
- Wandersmoka. - powiedziała tym razem Ella i od niechcenia pokazała kaburę.
- Jest kilka. - mruknął i wskazał na wystawę.
- Sprawdź. - Lara skinęła głową i wzięła jedną kość do ręki.
- Chłam. Nie Wandersmok. - warknęła. - Kłamanie nas nie wypada. Dawno nie bawiłam się w "rzut do celu".
- Zarzucasz mi... - obok jego głowy wylądował sztylet.
- Ojć spudłowałem. - mruknęła Ella i kliknęła językiem.
- Spokojnie. - uniósł ręce i przełknął ślinę. Lara to zauważyła i zauważyła też, jak zerka na prawo.
- Hym... Tam... Co tam jest? - powiedziała niewinnie i w kilku susach dorwała się kosza zakrytego futrem. - Siora pełny koszyk do kolekcji. - posłała jej słodki uśmiech, ale ten był podszyty lekkim szaleństwem.
- Ile mamy kosteczek mamy? - zapytała słodko.
- Aż siedem. - zaszczebiotała. - Bierzemy?
- Jasne! - po czym zwróciła wzrok na sprzedawcę. - Gadaj, ile za to i radzę nas nie oszukiwać, bo... No chyba nie muszę drugi raz sprawdzać swojej celności.
- Tylko trzydzieści kawałków złota albo dziesięć kamieni. - powiedział szybko.
- Wspaniale. - mruknęła zimno - Szybko wyjęła potrzebną zapłatę i niedbale rzuciła na ladę. Kości Yrda zwinęła w skórę, którymi była zakryta.
- I takie zakupy uwielbiam, kiedy są tacy wyrozumiali sprzedawcy. - posłała mu chłody uśmiech i wyciągnęła dłoń.
- Czego chcesz jeszcze? - syknął.
- Noo... Może oddasz mi mój sztylet. - westchnęła. Mężczyzna westchnął i wyrwał go z drewna. Położył go na ladzie, gdzie Ella szybko go zgarnęła i schowała za plecami. Bez pożegnania wyszły. Lara stanęła jak wyryta, kiedy przed nią stanął jej ojciec. Spojrzał na nią beznamiętnie i wyminął.
- Rusz się kobieto. - warknął Talard. Ella sapnęła na to. - Coś mówiłaś?
- Chciałam powiedzieć, suń się, bo mamy pierwszeństwo. Ten wysoki chyba o tym wie. - wskazała na stojącego za nimi wysokiego mężczyznę i jego chłodną oraz spokojną posturę.
- Ty mała...
- Talard. - zawołanie brzmiało jak syknięcie węża. Lara na to drgnęła, ale szybko zakryła to poprawieniem tobołka. Chłopak warknął i minął je.
- Nadęty bufon. - powiedziała blondynka troszkę głośniej, niż zamierzała. Dla lepszego efektu. - Idziemy. Tam są smoki. Może będzie coś ciekawego. - dziewczyny zachichotały i udały się do klatek. Nagle Larze zdjęto kaptur.
- Co ty?!
- No, no, no. Co za piękność. - odezwał się obcy - Do nozdrzy brunetki dostał się obrzydliwy fetor. Momentalnie się skrzywiła.
- Ale z tej mordy capi. - zatkała nos - Odpierdol się albo skrócę ci i tak zapyziały żywot. - warknęła. Wiking zaśmiał się, ale dla Yrdy to był jak skrzek żaby z bagien.
- Ostry masz język śliczna, może go użyjesz w inny sposób. - Uśmiechnął się, pokazując pożółkłe zęby.
- Nie radzę drażnić mojej siostry. - odezwała się blondynka i zdjęła kaptur, ukazując maskę. - Ja jeszcze odpuszczam, ale ona nie za bardzo. Jak koło jej stóp nie legnie martwy smok czy taki jak ty, to jest dla niej dniem straconym. A tak się składa, że ani jedno an i drugiego nie miała tego dnia. - podczas mówienia wyjęła sztylet i zaczęła czyścic paznokcie. Wikingowie to się nie spodobało i cofnął się.
- Szkoda. - mruknął, ale zaraz szeroko się uśmiechnął.
- Ach, zapomniałam wspomnieć. - podniosła wzrok na niego i szeroko się uśmiechnęła. Podeszła krok do niego i delikatnie dotknęła sztyletem jego klatki piersiowej. Zaczęła jechać do góry do gardła. - Moja siostra lubi szybką śmierć, ale ja długą, bolesną, pełną błagań i jęków. - z każdym słowem mówiła coraz to bardziej szaleńczo, a jednocześnie była przepełniona pożądaniem i rządzą. Mężczyzna lekko zbladł i cofnął się z przestrachem.
- Chore. - syknął i odszedł na dobre. Tej scence przyglądali się wielu handlarzy i klientów. Dziewczyny doskonale o tym wiedziały i buchnęły śmiechem, podpierając się o kolana.
- Dobra, idziemy na jaszczurki. - powiedziała Lara i machnęła ręką, przywołując Ellę. Obie podeszły do pierwszej klatki. Obie zdusiły smutek.
- No piękne panie, co tam? - powiedział, jak się okazuje jeden z żołnierzy Viggo.
- Siora, chyba jednak bez trupa się nie obejdzie. - mruknęła i westchnęła blondynka.
- No. - i dobyła sztyletu.
- Hej! Spokojnie. - szybko uniósł dłonie do góry. - Ja nie z tych, ale ładne jesteście. Nieźle pogoniłyście tego kretyna.
- No. - odezwał się drugi wartownik. - Żeście pokazały klasę.
- W takim razie. - zaczęła Ella i schowała do pochwy broń. - Jest parę osób z instynktem samozachowawczym i nutką inteligencji.
- Ładne i mądre. - uśmiechnął się kolega - Jestem Jorgen, a to Medra. - Wspomniany skinął głową. - Może po zakupie wybierzemy się na kufle?
- Yrda i to się nazywa poprawne traktowanie kobiet.
- Zgadzam się Kara. - obie posłały mężczyzną lekkie uśmiechy. - A więc panowie, jakie skórki macie? - wskazał podbródkiem na klatki.
- To, co widać, ale bliżej nie podchodźcie. Mogą ugryźć.
- Wątpię, żeby były w stanie. Ładny pomysł ze ściskiem.
- Dzięki. - odezwał się tym razem Medra. Pierwszy, który się odezwał.
- Kara, patrz Zmienne! - zaszczebiotała, widząc lukę między gadami. Co najlepsze w obu klatkach były niewidzialne gady.
- Faktycznie! Wspaniale. - Lara podeszła bliżej i przyjrzała się kłódce. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Za ile obie klatki? - zapytała Ella.
- Obie?! - wykrzyknął Jorgen i poprawił materiałową czapkę.
- Acha. - potwierdziła skinięciem i z uśmiechem.
- Sporo. - podrapał się po czole. - Wy tak serio?
- Tak. Moja siorka kocha skórki, ściągane przez nią. Robi cuda z nich. Fajne no nie? - podciągnęła lekko pelerynę, pokazując szczupłe i długie nogi. Po czym lekko odwróciła się bokiem, eksponując pośladki. Mężczyźni natychmiast się na to nabrali. Lara dalej rzekomo oglądała przerażone smoki, ale tak naprawdę szeptała do smoków, aby były gotowe do ucieczki. Zmienny spojrzał na nią nie zrozumiale. Złapała za kłódkę, po czym udała zastanowienie i jakby kalkulację.
- Na mój znak polej kwasem kłódkę. Odpadnie. Kocham smoki i chcę was uwolnić. Latam na nich. Na słowo smoczki zaatakujcie. Obiecuję, że nic wam się nie stanie. - wyszeptała.
- Hej! Co ty wyprawiasz? - warknął Merda.
- Kalkuluję, co mogę zrobić z tych skórek. - odparła od razu. - Gadałam na głos? - lekko przekręciła głowę, udając lekkie zdziwienie, co dodawało jej uroku.
- Coś mruczałaś, fakt. - Dziewczyna zachichotała i odeszła od klatek, stając obok siostry.
- Wybacz, jak zaniepokoiłam cię, ale już nie mogę się doczekać kiedy będę mieć te wszystkie smoczki! - zakrzyknęła i uniosła ręce do góry z szerokim uśmiechem. W tej samej chwili wydarzyły się dwie rzeczy. Smoki w klatkach zaczęły warczeć i ryczeć. Na przód wyszły Zmienne i chlusnęły kwasem na kłódki, te momentalnie zaczęły się topić. - O kurwa! - w tej samej chwili obie odskoczyły i runęły na wikingów. Obie szybko drasnęły skórę paraliżującym sztyletem i zagwizdały głośno. Nie minęła nawet minuta, jak wszyscy obecni usłyszeli świst i ryki. Dwa potężne smoki wylądowały obok dziewczyn, które raz-dwa wskoczyły na ich grzbiety. Lara i Ella dobyły swoich broni. - Jazda! Odlatujcie! - wrzasnęła na kilka gadów, które patrzyły z szokiem na dziewczyny. Nagle rozległ się krzyk, przez który brunetka uśmiechnęła się lekko.
- Larissa! - warknął pełnym basem głosem.
- Kopę lat ojcze, jak tam bez czułe i chujowe życie?! - posłała mu kpiący i zwycięski uśmiech. Gizella była już w powietrzu.
- Zabiję tę bestię... - nie dokończył, ponieważ strzała drasnęła policzek.
- Ups! Spudłowałam, ale kolejna trafi się między twoje oczy! - zaśmiała się - Ojczulku, mam ci coś ważnego do powiedzenia. - chwila ciszy. Ella obserwowała dokładnie teren i ruchy ludzi. Zwłaszcza ludzi Kirk oraz spojrzała, jak ostatni smok znika w chmurach. - Pierdol się chuju! - po czym zmieniała tor strzały, która ku zaskoczeniu Talarda trafiła w niego, a dokładniej w bok. Niebyła to śmiertelna rana, ale bardzo kłopotliwa. Jej młodszy brat nie wiedział, że ów strzała była nasiąknięta trucizną zmieniającą umysł. Pomału będzie tracił zmysły. Chyba że szamanka z wyspy go uleczy, więc nie martwiła się zanadto. - A to Talard za mojego brata! Nie wrócę na tę chorą wyspę, chyba że z nalotem. - spojrzała wymownie w oczy ojca - Lecimy! Lumi pożegnaj się. - poklepała ją po szyi, ta natychmiast wystrzeliła kilka plazm, trafiając w namioty i dość blisko Arka. Ogień spowił Czarny Targ. Lara ostatni raz spojrzała w beznamiętne i praktycznie czarne oczy byłego ojca. Owe oczy nie wyrażały nic prócz chłodu i ziemnego spokoju. Córka dojrzała coś jeszcze... Coś na kształt tęsknoty. Zmarszczyła brwi.
- O ja pierdole! - wykrzyknęła Ella, kiedy znalazły się na odpowiedniej wysokości. Dziewczyna położyła się na grzbiecie smoka. - Odynie dziękujemy, że smoki i my wyszłyśmy cało z tego. - usiadła i spojrzała o dziwo na nie cieszącą się przyjaciółkę. - Lara?
- Mamy przejebane. - powiedziała i spojrzała przestraszonymi oczami na Ellę.
- Dlaczego?
- Widziałaś oczy ojca? - skinięcie.
- To jest skutek wypicia ziół. On już nie ma żadnych ciepłych uczuć. Czkawka może tak skończyć, jeśli nie zdobędziemy na czas odtrutki.
- Ale już nie będzie przyjmował...
- Nie o to chodzi. - pokręciła głową na boki - W jego ciele płynie wywar. Regularne picie tylko przyspiesza proces wymazywania uczuć.
- Czyli Czkawka pomału zmienia się, kolokwialnie mówiąc, w zimną istotę?
- Tak.
- Lara, policzmy mniej więcej czas. - dziewczyna skinęła głową i zaczęła zbierać myśli.
- Czkawka dostał pierwszą dawkę około siedmiu miesięcy temu. Pierwsze oznaki działania wywaru nastąpiły po trzecim tygodniu, po ataku na Viggo i ich handel smokami. Jego oczy stały się na sekundkę bardzo ciemne, ale wciąż zielone. Kolejnym było chyba atak Burke i Viggo. Wcześniej nie zauważyłam zmian, ale wiem, że czkawka coraz brutalniej walczył w międzyczasie lekkich wypadów ratunkowych.
- Też to spostrzegłam. - zgodziła się z nią. - Strzelam, że na Berk Czkawka był już znacznie pod działaniem ziół.
- Talard?
- Tak. Bez zawahania się rozczłonował na naszych oczach ludzi Talarda.
- Racja. Dobra, jako że przestaliśmy podawać dawki. Czas do pełnej zamiany, może dość za jakiś rok. Pod koniec już będzie dość chłodny i tak dalej, ale ten czas może zostać skrócony.
- Przez smoka w sobie? - skinięcie głową - Trzeba odnaleźć zioła i przyrządzić odtrutkę
- Tak. Jak ja się na Odyna cieszę, że na Berk była Gothi.
- Zgadzam się. - posłała jej lekki uśmiech.
- Teraz szybkie przygotowania na lodowce i Mroziczorta oraz szukamy ziół na odtrutkę.
- Dokładnie. - po tych słowach dziewczyny gestem nakazały smokom, by przyśpieszyły.
***
- Czkawka, dziewczyny wracają! - wykrzyknął brunet. Szatyn wyskoczył z kuźni, wycierając w szmatkę brudne ręce.
- Oho faktycznie. - chłopak odmachał dwóm dłoniom. Smoki na wyspie zaryczały na przywitanie.
- I jak moje panie spędziły zakupy? - zapytał z szerokim uśmiechem i podszedł do Lary, która ze słabym podniesieniem kącików odwzajemniła powitanie. - Co się stało?
- Ark się stał. - warknęła. Na te słowa w dwóch susach przed nią znalazł się Czkawka, łapiąc za ramiona i patrząc głęboko w oczy.
- Żartujesz, prawda?
- Nie Czkawka. - pokręciła przecząco. - Był on i Talard, chyba przypłynął od razu w ten sam dzień, co my przyleciałyśmy.
- Spokojnie, nic nam się nie stało. - położyła delikatnie dłoń na ramieniu szatyna. - Lara i ja miałyśmy konfrontację z nimi. Wódz Kirk, próbował nas schwytać, ale na próżno.
- To prawda. Uwolniłyśmy smoki i odleciałyśmy bez szwanku, ale teraz nasze kamuflaże na Czarnym Targu są spalone.
- Taa... - westchnęła Ella i ściągnęły obie kaptury. Bork zachłysnął się powietrzem, widząc obcięte czarne loki do ramion.
- Lara? - dotknął ich - Mogłaś wcześniej to zrobić. - mruknął z szerokim uśmiechem - Ślicznie podkreślają twoją okrągłą twarzyczkę. - po czym cmoknął ją w nos. Lara wybuchnęła śmiechem.
- Dzięki. Kolor mam zostawić?
- Precz z nim. - odpowiedział od razu i zarzucił ją na ramię.
- Hej! Puszczaj mnie! - chłopak podrzucił ją lekko i zaśmiał się. - No puść Bork!
- Nie ma mowy. - po czym zaprowadził ją do bali z wodą.
- Co ty wyprawiasz?! - po czym chłopak po prostu wrzucił ją do niej. Lara z piskiem cała przemokła, a czarna farba spływał jej po twarzy i stroju. - Ty draniu! Teraz cały mój... - nie dokończyła, bo brunet wylał na nią kolejne wiadro.
- No teraz jest o wiele lepiej.
- Łajza. - warknęła i wyszła z bali. - Serio? Musiałeś?
- Owszem i powiem, że w tych krótkich włosach wyglądasz lepiej. Groźniej i słodko.
- Drań. - fuknęła i podążyła do chaty, znikając w niej, tak samo jak Bork.
- No chyba nasz nowy jeździec umie poprawić humor mojej siostrzyczce.
- Na to wygląda. - westchnęła i zaczęła rozpakowywać zakupy. - Jej ojciec był straszny Jego oczy... Oczy były...
- Puste?
- Więcej. One nie wyrażały nic, ale Lara ujrzała gniew i coś na kształt tęsknoty.
- Ona mogła w nich coś dojrzeć. Widziała je od urodzenia. Ale na to wygląda, że już wiesz, jak działa napar.
- Wiem. Musimy pośpieszyć Czkawka. Proszę bardzo. - podała mu sztaby.
- Dzięki. - zaczął je dokładnie oglądać. - Niezłe.
- Prawda? Dasz radę z nich zrobić odpowiedni szkielet na protezę dla Mordki?
- Jasne. - spojrzał na nią i odstawił sztaby. - Chodź tu i nie myśl tyle o targu. Wiem, że Ark i Talard niepokoją, ale oni są teraz nie ważni
- Wiem, co teraz jest ważne. - przerwała mu - Masz zadanie do wykucia. Wyruszmy, jak najszybciej się da do Mroziczorta, po jego ząb. Oko i jego tajemnice muszą być odkryte przez nas. Dla nas tajemnice smoków są na wagę ich życia. By ich chronić, trzeba je poznać. To urządzenie jest kompendium o nich. Nasze zapiski, choć prawdopodobnie prawdziwe, mogą zostać uzupełnione. To potężny artefakt.
- Myślisz, żeby oko zostawić tu i nigdzie nie latać z nim?
- Dokładnie. Z tego co wiem, Viggo go pożąda.
- Ten człowiek mnie najbardziej niepokoi. Jest sprytny i wie gdzie być i co robić.
- Właśnie. Gdyby nie najazd Talarda...
- Moglibyśmy wszystko robić spokojnie. - westchnął.
- I dalej możemy. - odezwała się Lara - Czkawka, mamy futra i metale. Masz Smocze Oko. Masz mnie, zielarkę. Masz Gizellę, tworzącą zespół z Grzmotem i mogącą cię nakierować na właściwy tor. Masz Borka i jego Malboro nowego jeźdźca nową, a znajomą krew.
- To prawda, młody.
- Ark, Talard i całe Kirk wie tylko tyle, że nasz widziało. Nie wie, co planujemy. A nawet jeśli wie, to jego wypaczone uczucia przegrają. Jesteśmy zespołem. Trutka płynąca w twoich żyłach jest przeszkodą, którą musimy przejść. Nasi wrogowie idą pod podstawkę. Ważniejsze jest dla nas twoje zdrowie. Nimi się nie przejmujemy na obecną chwilę.
- Zgadzam się Larą. Nasi wrogowie są nieważni, kiedy ze swoją smoczą duszą i naparem płynącym w żyłach możesz nas za jakiś czas zabić.
- Nie...
- Wiemy o tym. - przerwała mu siostra - Wiemy, że będziesz się opierał do samego końca. Ark mój ojciec. Tęskni za moim dziedzictwem. Talard jest o to wkurwiony. Mimo że zdradziłam, on dalej pożąda mojego talentu. Powiem tyle nich się z nim pieprzy.
- Najogólniej mówiąc. - zaczął szatyn. - Mam walić naszych wrogów i porwać się poszukiwaniom?
- Dokładnie! - Lara posłała mu szeroki uśmiech.
- A co ze smokami? - powiedział poważnie.
- Nie ocalimy ich wszystkich, skarbie. - wtrąciła się Ella. - Nawet teraz smoki giną z rąk Viggo, Rykera, Talarda, Arka i Burke oraz z tych, których jeszcze nie znamy.
- Dokładnie. - tym razem odezwał się Bork - Na dodatek nie wiesz, czy istnieją ludzi, którzy z nimi nie walczą, a przyjaźnią tak jak Oris i my... I może w części Berk.
- Nasza trójka zdaje sobie z tego sprawę. Jesteśmy słabi. Zawsze ktoś będzie od nas silniejszy.
- Nie, póki trzymamy się razem. - szatyn wystawił pięść przed siebie. - Nie, póki łączy nas walka o dobro, przyjaźń i życie naszych jaszczurów. - wszyscy po kolei kładli dłonie na pięści.
- Za życie! - wykrzyknęli wspólnie.
- No to moi drodzy druhowie, czas się przygotować na wylot.
- Tak jest wodzu! - wykrzyknęli i każdy zajął się przygotowaniami. Dziewczyny udały się do chaty, by zająć się ubiorem. Chłopcy za to wybrali się do kuźni. A smoki zadowolone sprzed chwili skończonej dyskusji rozłożyły się na trawie, na tle zachodzącego słońca.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Szczęśliwego Nowego Roku!
Życzę Wam wszystkim spokojnych i bezmaseczkowych nowych dni. Życzę, by nikt w domu nie zachorował, by wszyscy utrzymywali się w zdrowiu. Niech ten Nowy Rok 2021 będzie lepszy niż poprzedni. Niech nie brakuje Wam kreatywności w pisaniu oraz w znajdowaniu nowych dzieł, które przykują wasz wzrok. Niech książki i przyjaciele Was nie odstępują ani na krok.
Trzymajcie się tam!
Życzy Wasza HQ-ś
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro