Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Ciekawość

Spanikowana Nocna Furia zaczęła chodzić tam i z powrotem, co chwila, patrząc na nieprzytomnego Czkawkę. Warczał, pomrukiwał, aż w końcu złapał rękę człowieka w paszczę i odciągnął od zbiornika wodnego. Nagle poczuł krew. Gad zaczął obwąchiwać go dokładnie, poczynając od twarzy, kończąc na klatce piersiowej. Zapach posoki unosił spod ciała. Smok ostrożnie za pomocą pyska obrócił nastolatka na brzuch. Zauważył wielką plamę krwi w górnej części pleców. Mądry gad podciągnął łapą zakrwawiony sweter, jego zielonym oczom ukazała się długa rana ciągnącą się z lewej łopatki, kończącej się w dolnej części prawej. Smok bez wahania polizał ją. Warknął zadowolony, kiedy zauważył, że rana zasklepiła się. Spostrzegł też, że szatyn ma ranne dłonie i łokcie, tu też się nie zawahał i pokrył obficie śliną. Łapą obrócił człowieka na plecy, po czym położył się obok niego. Bacznie obserwując i myśląc, dlaczego on chciał, by go zabić. I co to za uczucie, które poczuł, kiedy dotknął go dłonią. Leżał tak przy nim, aż słońce schowało cię całkiem za horyzontem, zabarwiając niebo na ciemny pomarańcz. Nagle uwagę smoka odwróciły liczne świetliki, które ni stąd, ni zowąd pojawiły się. W Kotlinie był zmrok, ale na tyle, by poruszać bez pochodni. Źrenice smoka poszerzyły się do granic możliwości, przypominając elipsy. Gdy tak się przyglądał świecącym owadom, które tańczyły w powietrzu, tworząc przepiękne wzory, człowiek poruszył dłonią, a potem zmarszczył brwi. Nocna Furia zwróciła dopiero uwagę na niego, kiedy ten jęknął cicho. Furia odskoczyła szybko od niego i schowała się za skałą, bacznie go obserwując. Człowiek otworzył oczy, po czym ostrożnie usiadł, po czym złapał się za policzek.

- Nocna Furia. - wyszeptał i uśmiechnął się smutno. Smoka to zaskoczyło, ale siedział cicho w swojej kryjówce. Szatyn zmarszczył brwi. Szybko ściągnął sweter. - Co do... Nie boli. - powiedział zdziwiony i z lekka przerażony. Szybko poderwał się na równe nogi. Pomknął jak strzała do ukrytej jaskini. - Gdzie ona jest... Mam cię! - prawie krzyknął. Czym prędzej wybiegł z kryjówki z małą pochodnią. Smok cały czas obserwował człowieka i zastanawiał się, co trzyma w dziwnej kończynie. Szatyn położył pochodnię na ziemi i zaczął za pomocą krzesiwa, wyciągniętego z kryjówki wytwarzać iskry, które podpalą materiał nasączony w tłuszczu jaka. Smok zdusił mruknięcie, które mogło go zdradzić, ale był tak zaciekawiony, że wychylił łeb spod skały, by się lepiej przyjrzeć temu dziwnemu płonącemu pomarańczowym ogniem patyku. - Udało się. - mruknął zadowolony człowiek, kiedy ujrzał płomień. Z pochodnią podszedł do jeziora. Prawie opuścił ją, kiedy zobaczył, że nie ma prawie w ogóle śladu po zadrapaniu na policzku. Smok zaczął się skradać do szatyna, a raczej do patyka, którego końcówka się paliła. - Jak? - Czkawka dotknął wcześniej zranionego prawego policzka. Nagle usłyszał warknięcie. Chłopak wzdrygnął się i upuścił źródło światła na kamyczki przy wodzie. - Co do... Cholera. - powiedział, kiedy ujrzał świecące zielone oczy. - To... Ty mnie opatrzyłeś, prawda? - zapytał, lekko przerażony smoka, który warknął potakująco. Chłopak uśmiechnął się smutno - Dlaczego? - zapytał cicho, a strach go opuścił, widząc spokojną i przyjazną posturę gada. Smok wyczuł zmianę w nastroju człowieka, a po chwili na policzku ujrzał wypływającą z oczu ciecz. Nocna Furia stanęła w źródle światła. Pyskiem trąciła dłoń. - Dziękuję. - uśmiechnął się. - Mogę? - uniósł dłoń i wskazał na głowę smoka. Furia pozwoliła mu się pogłaskać. - Dziękuję Nocna Furio. - powiedział i już kompletnie się rozpłakał, upadł na kamyczki. - Jesteś smokiem, który uratował nędznego człowieka. Nie wiem, po co to zrobiłeś, ale dziękuję ci. - spojrzał w oczy, po czym szeroko się uśmiechnął. Zaciekawiony smok tym zajściem zaczął odwzorowywać ten gest. Zaskoczony Czkawka wpatrywał się w poczynania smoka. - Ty... Ty nie masz zębów. - zaśmiał się, kiedy ujrzał parodię bezzębnego uśmiechu. Nagle zaburczało Czkawce w brzuchu. Maniakalnie odwrócił się w stronę jeziorka i złapał wolną dłonią za brzuch. - Zaraz wracam. - uśmiechnął się go gada, po czym otarł policzki oraz nos z łez. Wrócił do jaskini po wędkę. Smok poszedł za nim, kiedy ujrzał sztylety i łuk gwałtownie zaczął warczeć na człowieka. - Co... Ahh... Spokojnie. - podniósł dłonie. - Ja tylko po ten patyk. Spokojnie smoku. Nic ci nie zrobię, obiecuję. - powiedział stanowczo i prosząco. Smok przestał wrogo warczeć i przyjął z powrotem pogodną minę pyska, a pionowe źrenice z powrotem stały się owalne. - Dziękuję. Popatrz, to jest wędka. Złowię sobie kolację. - wytłumaczył i pokazał mu patyk z przywiązanym sznurkiem, na którego końcu był mały haczyk. - Póki jest na tyle jasno. - mruknął. Szybkim krokiem skierował się do wody. Smok podążył za nim, bacznie go obserwując. - Mam cię. - powiedział po kilku minutach. Nocna Furia spojrzała na rybę, a potem na Czkawkę. Chłopiec wiedział, o co mu chodzi. Bez wahania wyciągnął rybę w stronę smoka. - Proszę. - Gad podszedł do ryby i ją obwąchał, po czym otworzył bezzębną paszczę. - Szczerbat... O cholera! - wykrzyknął, kiedy nagle z dziąseł smoka wysunęły się dwa rzędy ostrych jak brzytwa zębów. - A jednak masz zęby. - Czkawka buchnął śmiechem. Nagle smok zaczął się dziwnie zachowywać. - Co się dzieje... - Nocna Furia zwróciła część ryby na kolana Czkawki. - Łee... - stęknął, kiedy podniósł obślinioną część ryby, po czym spojrzał na gada, który usiadł na ogonie i wpatrywał się w człowieka i dłoń. - Co? Muszę? - jęknął z udawaną boleścią i lekkim obrzydzeniem w głosie. Smok mruknął pod nosem i machnął głową. Człowiek uniósł rybę i z wielką niechęcią ugryzł malutki kawałek obślinionej ryby, po czym wskazał, że ugryzł. Smok się nie dał zrobić w okonia i sparodiował przełknięcie. Czkawka z wyrzutem spojrzał na niego i z trudnością przełknął kawałek, który mu się cofnął, ale dzielnie ponownie go przełknął. Przeszedł go dreszcz, ale dumny z siebie uśmiechnął się szeroko. - Zadowolony? - mruknął. Smok położył się naprzeciw niego. - Co ja wyprawiam? Rozmawiam z Pomiotem burz i błyskawic, jakby był mi przyjacielem. - zaśmiał się. Smok spojrzał dziwnie na człowieka. Ciekawił go. Przesiedzieli tak kilka minut, kiedy pomarańczowe niebo stało się szare, a potem czarne. Nad kotliną zalśniła biała tarcza księżyca. - Smoku muszę wracać do osady. Leć. Jesteś wolny. - wstał i podszedł do niego ostrożnie i kucnął obok pyska. Nocna Furia nawet nie drgnęła, kiedy Czkawka go dotknął, wręcz mruknęła z zadowoleniem. - Jak będziesz chciał, gdzieś się schronić, to tu. Żaden wiking prócz mnie nie zna tego miejsca. Jest bezpiecznie. Przysięgam, że cię nie wydam. - powiedział pewnie. - Uratowałeś mnie. To będzie moja spłata długu. Do zobaczenia Nocna Furio. - wstał i z delikatnym smutnym uśmiechem odwrócił się plecami do smoka, który na niego spoglądał z nie małym szokiem. Człowiek pozwolił mu tu być. Jeszcze obiecał, że nie zdradzi go. Furia wstała i podążyła za Czkawką. Gad zobaczył, jak człowiek zwinnie wspina się na górę. - Do zobaczenia Nocna Furio, może nie zginę do tego czasu. - uśmiechnął się i pomachał mu, po czym zniknął z pola widzenia smoka.

***

Czkawka dotarł późno w nocy do swojej chaty, w której paliło się światło. Zaniepokojony tym, że ojciec mógł wrócić, ale zaraz odrzucił tę myśl. Sama droga do Leża zajmuję, co najmniej pięć dni. Szatyn postanowił wejść oknem do swojego pokoju. Kiedy się wdrapał, usłyszał dźwięk głuchego stukania drewnianej protezy o podłogę. Chłopak odetchnął z ulgą i zszedł z góry. Kuternoga był odwrócony do niego tyłem.

- Cześć Pyskacz. - odezwał się i stanął na pierwszym schodku. Kowal podskoczył.

- Na Thora! Czkawka ducha wyzionę. - powiedział z pretensją w głosie i ulgą na widok chłopca.

- Wybacz. - uśmiechnął się - Co tu robisz?

- Martwiłem się, smarkaczu. - warknął zły - Gdzie byłeś?

- W lesie. - odpowiedział od razu.

- A po co cię tam? - spytał i zmrużył oczy podejrzliwie.

- Ćwiczyłem. - skłamał płynnie. - Trochę się zasiedziałem. - wzruszył ramionami. Pyskacz zauważył zmianę w postawie swojego czeladnika. To nie był Czkawka z przed kilku dni. Stał przy nim ktoś inny. Ktoś pewny siebie i nad wyraz opanowany.

- Zmieniłeś chłopcze. - powiedział smutno.

- Wybacz, że to ukrywałem, ale... Nie ważne. - mruknął - Ty mnie lubisz, jakim jestem. To mi wystarcza. - uśmiechnął się najszczerzej jak mógł.

- Wyjdź z cienia. - nakazał, kiedy zobaczył, że coś nie gra z postawą chłopca.

- Za nim wyciągniesz pochopne wnioski. Miałem wypadek. - kiedy to powiedział, wyszedł z cienia. Pyskacz otworzył szerzej oczy, kiedy zobaczył zaschniętą krew, błoto i zielone ślady z trawy. - Parę razy się przewróciłem. Jednak mam coś z niezdary. - zaśmiał się i podrapał po karku. - Pójdę się przebrać. - wskazał palcem na górę.

- Dobrze. - burknął - Potem pogadamy. Zrozumiano?

- Rozkaz Pyskacz. - Gbur i czeladnik uśmiechnęli się do siebie.

- No i tak ma być. - odezwał się zadowolony i usiadł w fotelu. Czkawka szybko przebrał się w czystą odzież i zszedł na dół. Stanął specjalnie na skrzypiącą deskę, żeby Gbur się ponownie nie wystraszył.

- No ja już. - powiedział i usiadł obok kowala. - Co chcesz wiedzieć?

- Od kiedy tak ćwiczysz?

- W sumie będzie koło czterech lat. - zaśmiał się nerwowo. - Od kiedy pojąłem trochę sztukę kowalstwa. Wtedy zacząłem ćwiczyć. Jakoś tak. - westchnął.

- Dlaczego nie powiedziałeś Stoikowi?

- Jakoś tak wyszło. On marzył o synu, który ma ręce jak szafa, a nie rybiego szkieletu, jakim jestem. - uśmiechnął się słabo. - Przyzwyczaiłem się Pyskacz. I to się nie zmieni. Nie przejmuj się tym. Poważnie mówię. - podkreślił, kiedy spostrzegł smutne oczy. - Nic mi nie będzie. Myślę, że Sączysmark i jego Banda dadzą sobie spokój, kiedy zobaczyli, co potrafię. Mam ich z głowy. - skłamał.

- Obyś miał rację, ale nie szwendaj się sam po Berk i lesie, bo cię smok zabije. - klepnął swojego ucznia po ramieniu.

- Jasna sprawa Pyskacz. - uśmiechnął się do niego. - Dziękuję ci, że mnie wysłuchałeś.

- A proszę bardzo. Za to robisz nadgodziny w kuźni. - obaj się roześmiali.

- Z przyjemnością przyjmę to zadnia. - pogodny ton ustąpił poważnemu - Pyskacz, tylko nie mów o mojej tajemnicy tacie. Bardzo cię proszę. Nawet mu o tym w żartach nie wspominaj.

- Dobrze młody. Obiecuję. - jego słowa były równe poważne jak prośba szatyna.

- Dziękuję Pyskacz. - nagle Czkawka ziewnął - Przepraszam.

- Idź spać. Miałeś sporo dziś na głowie. Jutro po południu Zębiróg.

- Dzięki za informację. - obaj wstali. Szatyn odprowadził Gbura do drzwi. - Dobranoc Gburze.

- Dobranoc Chudzielcu. - Zielonooki uśmiechnął się i zamknął drzwi. Z głośnym świstem wypuścił po kilku minutach powietrze z ust.

- Na Thora... - złapał się za głowę - Spotkałem Nocną Furię. - wyszeptał to tak cicho, że ledwie siebie usłyszał. - Ona mnie nie zabiła... Tylko uratowała. - jego głos był z chwili na chwilę coraz bardziej stanowczy i poważny, przeplatany z niedowierzaniem. - Smok. Uratował. Człowieka. - wypowiadał słowa z lekkimi przerwami. - Jakim cudem... Ja żyję? - zapytał i z tym pytaniem skierował się do sypialni. - Błagam bogowie, nich ten smok będzie tam jutro. Nie odlatuj Nocna Furio. - wyszeptał w gwiazdy, które widział za oknem. Czkawka zamknął oczy i na niebie przeleciała spadająca gwiazda, której nastolatek już nie wiedział, bo zasnął pierwszym spokojnym od wielu lat snem.

<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>><<<

Hej Hej Hej!

I jak tam rozdział? Może być taka wersja spotkania? Czy ją troszkę zmienić? Powołuję się na Was, bo jestem żółtodziobem w tej kwestii (co z tego, że przeczytałam wiele opowieści tego typu oraz pooglądałam x-razy filmy) i proszę Was o dobre i OBIEKTYWNE komentarze.

Jak jakiś błąd się wpląta, proszę pisać

Pozdrawiam z busa XD

Wasza HQ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro