58. Powrót do domu
Szatyn siedział na czubku najwyższego z dwóch masztów wilczego Wichru i wypatrywał siostry i jej smoczycy.
- Lecą?! - z dołu zawołał Ris.
- Nie! - odkrzyknął - Martwi mnie to. - po czym szybko ześlizgnął się i wylądował obok wodza. - Wiem, że chcecie już wypływać i chyba lepiej to zróbcie. My zostaniemy na plaży i poczekamy na Larę i Lumi.
- Na pewno? - upewnił się i dla pewności złapał go za ramię, ściskając lekko.
- Tak Ris. - posłał mu uśmiech - Spokojnych wód. Wyślę Darko do was. Odeślij go, jak dopłyniecie.
- Za dwa tygodnie z dobrym wiatrem, a otrzymasz wiadomość. - powiedział pewnie i poklepał go jeszcze po tym samym ramieniu. Chłopak gwizdnął i Szczerbatek podbiegł do niego.
- Schodzimy ze statku. Kieł i Wicher wracają do domu. - oznajmił. Smok warknął i potrącił Risa w brzuch, żegnając się.
- Pilnuj go gadzino. Gizella, Bork i Grzmot stanęli w oddaleniu, po czym Szczerbatek i Czkawka zeszli na ląd. Ella przytuliła ojca i życzyła mu bezpieczniej podróży. Mężczyźni pożegnali się uściskiem dłoni. Wódz jeszcze na odchodne przestrzegł Grzmota, by miał oko na córkę. Veran syknął na nich w pożegnaniu i stanął za wodzem.
- Czkawka miej dobrą passę na picie, kiedy przylecisz. - rozgrzmiał z Kła Degar.
- Oczywiście! - pomachał mu i Kieł zaczął odbijać do brzegu, dzięki ośmiu par wioseł. Korar uniósł dłoń w powietrze w geście pożegnania, to samo uczynił Erm. Oba statki odwróciły się i złapały wiatr w żagle. Ris i Stoik pożegnali się kilka godzin wcześniej. Sprawiedliwy Okrutnik podziękował za gościnę i przeprosił za ewentualne problemy. Ważki uczynił ten sam gest.
- No i odpłynęli. - westchnęła Ella i stanęła obok szatyna, który potwierdził skinięciem głowy, nie patrząc na nią.
- No ludzie! Co takie smęty? - zakrzyknął Bork i zarzucił na nich ramiona. - Ella chyba nie martwisz się o swojego ojca? To wspaniały kapitan.
- Chyba masz rację. - mruknęła i posłała mu lekki uśmiech. - A ty chyba zaraz zwariujesz z podekscytowania?
- Już się nie mogę doczekać poznania domu Czkawki i Lary oraz ich gadzich przyjaciół. - w te samej chwili cała trójka zaśmiała się. - Drak, kiedy tak mniej-więcej będzie Lara?
- Powinna już być. - westchnął i odwrócił wzrok znad wody na skały. - Usiądźmy tam. - wskazał je. Wszyscy się tan udali. Brunetka patrzyła z lekkim niepokojem na szatyna.
- Czkawka...
- Patrzą?
- Nie. - potwierdził Bork, wiedząc, o co chodzi. W tej samej chwili kolory odpłynęły z twarzy szatyna i ten zaczął kaszleć i pocić się.
- Czkawka! - zaniepokoiła się. - To Oleander tak?
- Tak... - kolejny atak kaszlu, który skończył się wypluciem krwi. - Jak Mordka?
- Nic jej nie jest, ale łuski i skóra są strasznie suche i zmatowiałe. Szczerbatek leżał i patrzył z niepokojem na szatyna. Sam czuł się nie tak źle, jak jego przyjaciel.
- Mam gorączkę? - brunetka od razu przyłożyła dłoń do spoconego i rozpalonego czoła.
- Aż parzysz. - potwierdziła. Bork zeskoczył ze skały i zamoczył szmatkę, wynajętą z małej torebki zawieszonej na swoim pasie. - Dzięki. - odebrał ją i przyłożyła ją do czoła. - Lepiej?
- O wiele. - złapał ją za dłoń.
- Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?
- Ris i reszta by nie odpłynęła. - ponownie kaszlnął i z kącika ust wypłynęła krew.
- Czy... - wzrok poszedł na usta.
- Nie, nie. Spokojnie było gorzej. - spróbował się uśmiechnąć, ale zaraz zdał sobie sprawę, że zęby są czerwone od krwi. Od razu je zamknął.
- Aleś głupi. - mruknęła i otarła mu usta. - Szczerbek jak się czujesz? Tylko szczerze. - smok wstał i podszedł do niej. - Suchyś jak piasek w gorący dzień. Śpiący? - skinięcie łba. - Boli cię coś? - zaprzeczenie. - Gorąco ci? - zaprzeczenie – Chce ci się kichać? - skinięcie. - Na Thora... Ty się trzymasz o wiele lepiej jak ten uparty osioł. - skinięcie i fuknięcie na szatyna. - I tu się z tobą zgadzam. - poklepała go po suchym nosie.
- Lecą! - wykrzyknął nagle Bork i wskazał na białą plamę na błękitnym niebie. Kilka sekund później na piasku wylądowała Lumi. Lara od razu zeskoczyła i podbiegła do trójki przyjaciół. Rzuciła okiem na Mordkę i odetchnęła z ulgą.
- Czkawka, ty skończony... - nie dokończyła, bo już wlewała mu do gardła jad Wrzeńca. Chłopak zaczął się krztusić i parskać. - Odsuńcie się. - Ella i Bork od razu odskoczyli. W tej samej chwili Czkawka zwymiotował krwią i fioletową mazią. Lara podeszła i poklepała go lekko po plecach, by pozbył się wszystkiego. - Lepiej?
- Nie! - wycharczał i splunął resztką. Dziewczyna podała mu wodę z odpowiednimi ziołami. Wypił wszystko duszkiem i otarł usta, rozmazując krew. - Dzięki. - powiedział zachrypniętym głosem.
- Nie ma za co. - odpowiedziała z uśmiechem, po czym zajęła się Szczerbatkiem. Smok nie zareagował tak gwałtowniej, jak szatyn. Szybciej też doszedł do siebie, po wypluciu mazi. - No jeszcze z kilka minut i możemy lecieć. - stwierdziła. - Wybaczcie mi, że tak długo mnie nie było.
- Nie masz za co przepraszać. - powiedział Czkawka i przytulił ją. - Dzięki siostra.
- To moja powinność. - odpowiedziała lekko zduszonym głosem, bo jej twarzy była przyciśnięta do klatki piersiowej, gdzie serce biło mocno i równo.
- Lara, a ty jak się czujesz? - odezwał się Bork, patrząc na całą i lekko zmęczoną dziewczynę z czułością i niepokojem.
- Ze mną wszystko w porządku. - posłała mu szeroki uśmiech i podeszła do niego. Chłopak zacisnął pięści i przytulił ją. Ruda zastygała w szoku.
- Nigdy mi tak nie rób. - wyszeptał w jej pukle. - Nigdy. - oprzytomniała i objęła go w pasie, delikatnie poklepując.
- Przepraszam, że cię wystraszyłam. - W tej samej chwili Ella przytulała w ten sam sposób Czkawkę i użyła praktycznie tych samych słów jak brunet. Luminosa w tym czasie oglądała dokładnie Szczerbatka. Sprawdzała jego zapach i rozmawiała z nim, aż w końcu lekko trąciła go w bok szyi. Smok wydał pomruk, że z nim wszystko w porządku i podziękował za opiekę.
- Wracamy do domu? - odezwał się Czkawka, kiedy czułości i skargi zostały zakończone.
- Z przyjemnością. - odpowiedziała z szerokim uśmiechem Urta.
- Jeszcze dwie osoby chcą się z nami pożegnać. - oznajmiła Gizella i wskazała na Pyskacza i Śledzika.
- Czkawka! - wykrzyknął kowal.
- Co tam? - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Wracacie już?
- Owszem. - skinął głową. - Coś się stał... - w tej samej chwili został zmiażdżony w uścisku, który pozbawił go resztę powietrza z płuc.
- Uważaj na siebie młody. - powiedział i odstawił go na ziemię. Szatyn wziął głęboki wdech i oparł dłonie na kolanach, po czym zaczął się uśmiechać.
- Chyba to nie Lara czy smok mnie dobiją, a ty i twoja opiekuńczość. - wydyszał, po czym dostał lekko w tył głowy.
- Ma się rozumieć! Rodzinka cię prędzej wykończy. - zaśmiał się. - Ale poważnie chłopie uważaj na siebie. A ty Rudzielcu masz go pilnować, żeby się nie zabił czasem. - Lara stanęła na baczność i zasalutowała.
- Rozkaz! - po czym sama została prawie uduszona.
- No ja myślę! - po czym skierował wzrok na dwójkę z Oris. - Macie ich pilnować. - oboje z uśmiechnęli się i skinęli głowami. Zadowolony odwrócił się w stronę gadów. - Wasza trójka chyba jest najbardziej rozsądna z nich. - wskazał kciukiem na nastolatków. - Czuwajcie nad nimi, jasne? - trzy zgodne pomruki usatysfakcjonowały Pyskacza. Na dodatek Szczerbatek wyszedł i potrącił wyciągniętą dłoń z palcem. Kowal wzdrygnął się na to, ale niezdarnie poklepał go po głowie. Śledzik patrzył na to z wielką radością. Podszedł bliżej Drakana.
- Co tam? - posłał mu uśmiech.
- Czy byłoby dużym problem, abym mógł kiedyś was odwiedzić w waszym domu? - zapytał z czerwonymi uszami i spuszczoną głową.
- Ależ oczywiście, że tak Śledziku. - opowiedziała za szatyna Lara. - Twój intelekt mnie zadziwia. Podeślę ci Starszliwcem parę informacji o nowych gatunkach i starych. - mrugnęła mu z uśmiechem, kiedy spojrzał na nią.
- Miło będzie, jak skatalogujesz je w formie księgi. - dopowiedział szatyn. Oczy grubaska zabłysnęły czystym szczęściem i masą pomysłów.
- Zrobię to! Na pewno. - prawie podskoczył ze szczęścia - Dziękuję. Niech bogowie mają was w opiece. - skłonił się formalnie i z szacunkiem. Czkawka odpowiedział tym samym, po nim Lara i Bork oraz Ella.
- Dziękujemy. - opowiedział szatyn.
- Bezpiecznego powrotu. - jeźdźcy dosiedli smoków. Bork siedział za Larą i objął ją w pasie, co wywołało chichot u dziewczyny.
- Trzymaj się mocno. - przestrzegła.
- Do zobaczenia Pyskacz. - powiedział na końcu chłopak i odlecieli.
- Do zobaczenia chłopie. - odprowadził ich spojrzeniem - Chodź Śledzik.
- Myślisz, że odwiedzą nas niebawem?
- Mam nadzieję, ale teraz będą mieć ciężko. - westchnął.
- Brat Lary? - skinięcie głową.
- Niewykluczone. Na to wygląda, że Czkawka ma znacznie cięższe życie, ale równie szczęśliwe poza Berk. - blondynek skinął głową i wrócili do wioski. Po drodze spotkali Stoika, który odprowadził swojego syna wzrokiem.
- I jak? - zapytał cicho.
- Lecą do domu. Kiedyś przeleci, ale... - tu spojrzał wymownie na Śledzika. - Będą z nami utrzymywać kontakt.
- W jaki sposób? - zaintrygowało go to.
- Poprzez Straszliwce Starszliwe. - odpowiedział lękliwie.
- Przez smoki... - po czym zaskoczenie zmieniło się w lekki uśmiech - Mogłem się tego domyślić. - westchnął. - Wracajmy do swoich spraw. - kowal i nastolatek skinęli głowami i każdy udał się w swoje strony.
***Biała Wyspa***
- Już ją widać! - wykrzyknął Czkawka, a w jego głosie było można odczuć ulgę i radość. - Dom. - szepnął. Lara zaśmiała się z rozanielonej miny brata. Sama czuła podobnie. Ta wyspa była miejscem, gdzie nie musieli martwić, że ktoś ich zabije, wyśmieje czy też skrzywdzi smoki. To był azyl.
- To jest wasza wyspa?! - wykrzyknęła Gizella, kiedy ujrzał tylko i wyłącznie biel.
- Tak! - odpowiedzieli jednocześnie i przyspieszyli. Bork na nagłe zerwanie się smoka do szybszego lotu, przywarł do pleców rudowłosej. Ella ścisnęła klonami boki, by Grzmot przyśpieszył.
- Na Odyna! - wykrzyknęli w tym samym momencie mieszkańcy Oris. Zauważyli, że tuż za linią mgły widać malowniczą wyspę.
- Zatkało? - zapytała, odwracając się do bruneta.
- Oj tak! - odpowiedział, ale wzrok podążał na wszystkie strony, oglądając las, góry i zatoczkę. - Tam mieszkacie? - wskazał palcem na chaty.
- Tak. - odpowiedział i cała trójka zanurkowała. Czym spotkało się ze śmiechem Lary i krzykiem zaskoczenia Borka.
- Witamy was na Białej Wyspie. - przywitał ich oficjalnie Czkawka.
- Dziękujemy. - odpowiedziała Gizella, a jej fiołkowe oczy latały na wszystkie strony, oglądając. - Tam jest szpital?
- I stajnie. Tam jest szklarnia Lary. A tam kuźnia. Budynek przed nami to nasz dom, a wasz jest do wyboru. - pokazał po kolei budynki oraz dwie nowo wybudowane chaty. Nagle rozległy się ryki. I po sekundzie sześć smoków wylądowało przed szatynem i resztą. - Witajcie. - przywitał się radośnie ze smokami i podszedł je pogłaskać. Lara od razu doskoczyła do Wichury i Sztukamięs.
- Hej dziewczyny. - podrapała je po szyjach. - Bork, Ella, Grzmot poznajcie smoki, które były uwięzione na arenie Berk.
- Ella Hakokła i Wichurę kojarzysz.
- Tak. One nam pomogły w pokonaniu Czerwonej Śmierci. - powiedziały i podeszła do smoków. - Dziękujemy. - pogłaskała najpierw Wichurę, a potem Hakokła. Następnie podeszła do reszty smoków. Każde podeszło ostrożnie i obwąchało wystawioną dłoń. - Jestem waszą przyjaciółką. Sama mam smoka. - wskazała na Wandera - To jest mój najlepszy kumpel, Grzmot. - wywołany podszedł i zamruczał na przywitanie, ale podejrzanie łapał na obce smoki. - No weź. Nic mi nie zrobią. A i tak ty jesteś mój i tylko mój. - udobruchany smok zaklekotał i puknął pyskiem w jej plecy. Bork ostrożnie podszedł do Lary, która stała przy Wichurze.
- Czy mogę...
- Nie pytaj mnie o pozwolenie, tylko podejdź do jakiegoś smoka i niech pozna twój zapach. - Lara machnęła na niego ręką. Brunet przełknął głośno ślinę i podszedł go Wyma i Jota. Zamkogłowy spojrzał na siebie i na wystawioną dłoń, która lekko się trzęsła. Lara i Czkawka przyglądali się z lekkim uśmiechem poczynaniom Borka. Wym pierwszy dotknął ręki, co spotkało się z głośnym świtem powietrza z ust nastolatka. Potem dotknął Jym. Bork się rozluźnił.
- Hej. - szepnął zdenerwowany. - Jestem Bork i jestem z nimi. - wskazał ostrożnie dłonią na rodzeństwo. Smoki wiedziały od razu, że są w porządku. W te samej chwili na plecy bruneta wskoczył Kor.
- To jest Kor, a to Darko. - przedstawił dwa Straszliwce. - A tak przy okazji mam dla was ważną misję. - Oba smoczki od razu podleciały do szatyna, gotowe do wykonania misji. - Ty Darko polecisz do ojca Elli. - wskazał na dziewczynę. - Będziesz jako nasz łącznik pomiędzy wyspami. - czerwony gad zadrżał z podekscytowania i wleciał zadowolony na głowę szatyna. - Tak, tak... - poklepał go i ściągnął - Ty Kor, za to polecisz na Berk. - smok otworzył szeroko oczy. - Nie bój się. Akurat mój ojciec trochę otworzył oczy na smoki. - przykucnął - Ty akurat do tej roboty się najlepiej nadajesz. - uśmiechnął się - Będziesz się kontaktował z Pyskaczem, Gothi i Śledzikiem. - wstał i podszedł do torby przy siodle Szczerbatka. Smoki wiedziały, co się tam zgaduje i podleciały, siadając na siodle. Mordka westchnął, ale nie strącił ich. Czkawka poklepał go po boku, po czym wyjął z niej starannie zwinięte cztery wałki materiału. - Kor, to jest zapach Pyskacza. - podsunął pod nos zielony kawałek - To Śledzika. - zamienił szmatkę na kawałek brązowego futra. - A to Gothi. - pokazał czarną wełnę. Smoczek dokładnie zapoznał się z nimi. - Darko, to jest zapach Risa. - czerwony smok zaciągnął się. - Świetnie. Kiedy będę miał albo Lara do was prośbę z przesłaniem wiadomości, to was zawołamy. - oba smoki zadowolone z powierzonego zadania dumnie wypięły pierś i zleciały z grzbietu na Wyma i Jota.
- Załatwione? - upewniła się ruda. Czkawka skinął głową. - Doskonale. - uśmiechnęła się - A teraz jak się zapoznaliście z kilkoma mieszkańcami Wyspy, to teraz kilka zasad. - zaczęła, co spotkało się ze śmiechem ze strony pozostałych. - No ej! - podparła się oburzona pod boki.
- Wybacz, ale zabrzmiało to aż nazbyt poważnie. - poklepał ją po ramionach. - Jesteś bardzo odpowiedzialna mieszanką Białej Wyspy. Wybacz, że się zaśmialiśmy. - głową wskazał na resztę, ci od razu załapali i przytaknęli.
- Pochlebca z ciebie Czkawka. - mruknęła. - Ale tak serio, to jest kilka. Mogę? - szatyn gestem dłoni, jakby zapraszał gości do środka, zezwolił i przepuścił ją. - Więc... Nie zabijamy smoków. Nie krzywdzimy ich. Nie ranimy. Nie obrażamy i... - przerwała na chwilę - To w sumie tyle. - powiedziała lekko. Smoki parsknęły śmiechem tak samo, jak Czkawka.
- Tylko tyle? - zdumiał się - Możemy mieć przy sobie broń albo ćwiczyć z nią?! - dwa skinięcia. - Ja pierdziele. One... - wskazał na gady - Są tak pokojowo do obcych przyjazne?
- Dla waszej dwójki tak. - uspokoił go Czkawka - Bo jesteście tu z nami. - wskazał na Larę - Gdybyście wylądowali bez naszej eskorty. Otoczyłyby was. - wskazał na gady - A tak są do was przyjazne, zwłaszcza że Ella ma za przyjaciela Wandersmoka, co stoi obok Szczerbatka, jeśli chodzi o siłę, jak i klasę.
- Dobra, już rozumiem. - podniósł ręce do góry. - Dziękuję smoki, że mnie nie usmażyłyście. - jaszczury parsknęły ponownie swoim śmiechem.
- Bork Gizella zapraszam do waszego tymczasowego lokum. - wskazał na chatę, po lewej, po czym dwójka przybyszów ruszyła za Larą.
- Będę w kuźni. - odezwał się jeszcze Czkawka, zanim reszta zniknęła w środku.
- Dobra! - opowiedzieli jednocześnie.
- Chodź Mordko... - już ruszył, ale zatrzymał się w miejscu - Wiecie co... Darko, Kor wy też. Mam pomysł. - trzy smoki udały się wraz z szatynem do budynku na lewo od chaty. Grzmot i Lumi pozostały w towarzystwie reszty smoków z Berk, które z ciekawością rozmawiały o wydarzeniach dziejących się w czasie ich nieobecności. Podszyli pod ścianę chaty, gdzie najbardziej świeciło słońce i ogrzewało ów miejsce.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
No hejka!
Chwilę nie było, bo musiałam ogarnąć wykłady i ich specyfikę online i czy je udostępniają (tak ;P)
Jak tam? Kto się ładnie broni, a kto ma to gdzieś (a nie powinien)? Kto siedzi w domu na online wykładach, a kto chodzi do szkół/uniwerków?
Ja się jak na razie trzymam w zdrowiu, mimo że zapierdalam do Rzeszowa do czerwonej strefy na ćwiczenia laboratoryjne... Zajebiście...
No to do zobaczenia <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro