55. Nauczka
Czkawka nie mógł się nie śmiać, jak Mordka z czystej satysfakcji rujnuje psychikę tego idioty. W pewnym momencie gad po wzleceniu na żądaną przez samego siebie wysokość, czyli bardzo, bardzo wysoko ponad klify, zaczął nurkować z wielkim świstem. Brunet zacisnął z prażenia oczy, tak samo, jak uda na bokach korpusu smoka oraz ręce na siodle. Przywarł do gada, jak tylko mógł. Luminosa warknęła zadowolona, a szatyn poklepał ją po szyi zgadzając się. Szczerbatek był siedem metrów nad taflą wody, kiedy rozwinął skrzydła i dał popis widowiskowych fal, po czym po prostu złożył się ponownie i zanurkował w odmętach zimnego morza. Jorgenson miał cały czas zamknięte oczy, więc nawet nie wiedział, kiedy znalazł się pod wodą i zaczął się krztusić po wyleceniu, ale Nocna Furia nie skończyła. Zaczęła robić co chwila morskie nurki. Czkawka był cały czas w pogotowiu, ale jakoś nieśpieszno mu było do pohamowania swojego wiernego przyjaciela. Gad zrobił ostry skręt i prawie zrzucił z siebie bruneta. Ryknął donośnie. Luminosa jak on zaczęła się wznosić. Szczerbatek zatrzymał się, a naprzeciw niego Lumi z jeźdźcem.
- To, co... Masz dość? - zapytał niewinnie.
- Zabierz mnie od tej bestii! Od tego pomiotu. - jego głos zaczął się łamać, a oczy były podejrzanie błyszczące.
- A przyznasz, że jestem od ciebie silniejszy i mądrzejszy?
- Tak! Tak! Tak! - wykrzyknął i od razu mocniej złapał za łęk siodła, które na sekundę puścił. - Zabierz mnie na dół... Natychmiast! - brunet spojrzał w zielone spokojne i pełne satysfakcji zielone oczy, ale dojrzewał w nich coś jeszcze.
- Mordko? - przekręcił dłoń na płasko. Gest oznaczał przekręcenie się brzuchem do góry. Nie przygotowany Sączysmark z wielkim krzykiem zaczął spadać. Czkawka również zeskoczył z siodła i leciał pełny gracji w dół. Smoki za nimi. Luminosa pilnowała szatyna, a Szczerbek bruneta. Na znak szatyna smoki złapały ich kilka metrów nad wodą. Lumi ładnie przechwyciła szatyna, a Szczerbo złapał za jedną nogę delikwenta i przy okazji "przypadekiem" zanurzył jego czerep w wodzie. Kiedy wylądowali obok Wandali, na których było istne przerażenie i wypisz wymaluj strach patrzyli na spokojnego szatyna i śmiertelnie bladego Sączysmarka, który padł na klęczki. W tej samej chwili Lara napięła łuk i wystrzeliła pierwszą strzałę.
- To za perfidne obrażenie mojej smoczycy. - wysyczała. - A to za obrażanie mojego brata. - To za twoją głupotę. To za twój idiotyzm, a to za moją smoczycę. - pierwsza strzała drasnęła ucho, pozbywając się jego kawałka. Druga drasnęła policzek. Trzecia wbiła się w udo, a czwarta w skroń, ale piąta nie trafiała w cel, jakim miała być lewa strona klatki piersiowej. Została odbita inną strzałą o czerwonej lotce. Lara zamarła jak jej brat. Dobył piekła i osłonił swoim ciałem ją. Usłyszał i wyczuł kilka obcych osób.
- Kurwa mać. - syknął. - Nie znam ich. - powiedział szeptem do Lary.
- Ale ja znam. - powiedziała i wyszła przed szatyna. - Co ty u robisz Talard? - odezwała się. Z cienia drzew wyszedł barczysty, ale szczupły młody chłopak, o takich samych płomiennorudych włosach. Na plecach wisiał kołczan, a na ramieniu czarny łuk.
- Przypłynąłem po ciebie siostro. - powiedział wypartym z uczuć głosem i bez żadnych skrupułów. Podszedł, kompletnie ignorując wszystkich. Nie bał się. Lekceważył wszystkich. Lara zbladła, ale zaraz się opanowała i parsknęła.
- W dupie ma Kirk. - powiedziała, tak po prostu - A i bym zapomniała bracie... Już nim nie jesteś dla mnie, więc nie masz siostry. - słowa nie wywarły na nim żadnego wrażenia.
- A więc to jest twój już nie rodzony brat Lara...
- Nie masz prawa odzywać się do córki wodza Kirk po imieniu. - warknął, a Czkawka podniósł tylko jedną brew do góry i przywołał na usta kpiący uśmiech.
- Dobra. - powiedział lekko - Siostra, wiec to twój pierdolony braciszek? - ten zmrużył groźnie oczy i już chciał coś odpowiedzieć, ale nie dano mu.
- Owszem braciszku. - stanęła obok szatyna i oparła dłoń na jego ramieniu - Po chuj ma wracać, że aż się po mnie pofatygowałeś Talard?
- Ojciec nie żyje. - powiedział bezuczuciowo. Dziewczyna wzięła głęboki wdech i wypuściła powietrze.
- Skoro w końcu zdechł, to jestem wolna.
- Ojciec chciał, żebyś przejęła po nim władzę. - dziewczyna zakrztusiła się śliną. Czkawka poklepał ją po plecach. Po czym zaczęła się śmiać tak jak szatyn. Talard zmarszczył brwi z tej reakcji. Nie spodziewał się jej.
- Ja wodzem Kirk. - otarła łzę, ale zaraz spoważniała. - Ciekawe, dlaczego kochany ojczulek nie wziął ciebie, wyprutego z wszelkich uczuć chuja? Bo do tego cię tylko przygotowywał...
- Odziedziczyłaś talent wodza. - przerwał jej, a w głosie było można wyczuć ostrą nutę zazdrości - Masz wracać i postąpić zgodnie z tradycją, bo...
- Bo co? Zawleczesz mnie? - przerwała mu - Wybacz, ale prędzej się zajebie tu i teraz niż opuszczę moją prawdziwą rodzinę. - podkreśliła słowa i wskazała na Czkawkę, Risa, Elle, Borka i smoki. - Spierdalaj na Kirk i zgnij tam jak ojciec mam to gdzieś. Wódz chciał mnie zabić, że uratowałam moją przyjaciółkę. Chociaż jakbym wróciła na Kirk...Jako wódz, bym wymordowała każdego mordercę smoka. - popukała się w podbródek - Co sądzisz brat? - spojrzała na Czkawkę.
- Siora, toż to znakomity pomysł. Móc zabić paru kompletnych ignorantów i beztalenci... - po czym złapał rzucony sztylet cal od swojej głowy. - Poważnie? - spytał i spojrzał w groźne niebieskie oczy starszego brata Lary. Ten znieruchomiał w zaskoczeniu, ale na krótko. - Myślisz, że takim nożykiem zrobisz mi krzywdę? - podniósł ponownie brew - Bym zapomniał Talard, Lara opowiedziała mi wasze tradycje, słabe punkty... Wszystko wiem na temat Kirk, tak samo, jak ona zna każdą rzecz tyczącą się Berk. I jak nie chcesz, abym cię wyzwał na pojedynek krwi, to lepiej zaprzestań. - rudowłosy spiął się cały, tego się nie spodziewał.
- Zdradziłaś mu wszystko? Nasze szkolenia? - spojrzał wściekły na brązowooką.
- Wszyściusieńko. - odpowiedziała z zadowolonym uśmieszkiem. - Ojczulek pokładał w tobie takie nadzieje, że jednak padło na mnie zawiodłeś go i nie masz tej siły, którą posiadam, ale wybacz... Wyrzekłam się mojej wyspy. Czy widzisz na mojej szyi wisior klanu? - spojrzał na jej odsłonięty kark. Zacisnął pięści, które zaczęły się trząść.
- Ty zdrajczyni...
- Przynudzasz. - przerwała mu i machnęła na niego dłonią.
- Jak mogłaś się zdradzić swój lud dla tego plugawego mieszańca. - opluł go. Szatyn wytarł twarz z odrazą.
- Plugawy mieszaniec?! - warknął wściekły Stoik, słysząc określenie syna. - Jak śmiesz tak nazywać mojego syna?!- zagrzmiał. Ten parsknął tylko śmiechem.
- Ten mieszaniec ma w sobie dusze smoka i jest pół smokiem. - Czkawka spiął się.
- Skąd o tym wiesz? - zapytał przez zęby. Szczerbatek warknął, ale ręka przyjaciela go zatrzymała.
- Skąd? - uśmiechnął się przerażająco. Wszystkim prócz Larze i Czkawce przebiegł dreszcz po kręgosłupie.
- Nasza szamanka jest wieszczką i przepowiedziała nam to. Jesteś pół smokiem. Pewnie tylko Larissa o tym wiedziała.
- Owszem wiedziała. - powiedział spokojnie i rozluźnił się. - Więc nie muszę już ukrywać swojego prawdziwego "ja". - po czym aura Czkawki całkowicie się zmieniła. Oczy stały się pionowe, ukazały się pazury. Biła od niego potęga i władza oraz rozsiewał aurę strachu. Wszyscy prócz Lary zachłysnęli się z tego widoku. Przed nimi stała teraz czychająca bestia, gotowa zabić. Stoik patrzył na to z niedowierzaniem i automatycznie zaczął kręcić głową na boki. - Moja rada... Wracaj, skąd przybyłeś albo zajebię ci wszystkich ludzi i wyrzucę jak śmiecia na wyspę przed oczami ludu Kirk.
- Ty... Nawet nie potrafisz korzystać z tej mocy. Jesteś żałosny! Widziałem cię na Oris, jesteś za potulny. Nikt z takim charakterem nie jest w stanie opanować tego przekleństwa. - Drakan dobył z charkotem łuk Lary i wziął siedem strzał z kołczanu. - Co ty robisz? - zapytał z lekkim niepokojem - Nie trafisz z tej odległości do ukrytych ludzi! - Siedem strzał zostało wystrzelonych z zawrotną prędkością. Talard usłyszał tylko jęki swoich ludzi. - Ty...
- Tylko ich drasnąłem. - przerwał mu - Ich życiu nic nie zagraża... Jeszcze. - powiedział mrocznie. Talard tego nie przewidział, ale zachował spokój. Co nie uszło uwadze szatyna, który teraz, jak nie musiał ukrywać swojej mocy. Zaczął coś podejrzewać.
- Znasz nasze techniki. - powiedział już całkowicie opanowany i zaczął się uśmiechać. - Moja siostra wyhodowała sobie wojownika, który jest na jej każde skinie... - nie dokończył, bo został trafiony w szczękę z pół obrotu. Chłopak runął na ziemię i złapał się za podbródek, ruszając nim. Wszyscy usłyszeli dźwięk nastawienia kości oraz żadnego grymasu na twarzy, tylko bezduszną maskę.
- Obraź tak mojego brata jeszcze raz, a sama skręcę ci kark, gnoju. - wysyczała mu, schylając się. Jej twarz wyrażała tylko chłód, ale oczy mordowały. Talard spodziewał się tego zachowania po siostrze, która nie przeszła żadnego szkolenia na wyspie. W tej samej chwili, z ukrytego w bucie noża, drasnął ją w łydkę. Ta nawet nie syknęła z bólu, tylko cofnęła się i podeszła do Luminosy. Stanęła obok i zamknęła oczy, wczuwając się w siebie. - Ziele paraliżu zmieszane z nasennym. - powiedziała głośno i szybko dobrała odpowiednie odtrutki. - Znając moją mistrzyni... Dodała coś jeszcze. - uśmiech Talarda zniknął z twarzy, zastąpiony szokiem. - Zaskoczony? Myślisz, że się tylko bawiłam w beztrosce i odpoczywałam. - prychnęła. - Może i odziedziczyłam talent wyłączania uczuć, bo jak się okazało, nie jesteś godzien tronu Kirk. Ojciec się tobą rozczarował i jesteś dla niego tylko pachołkiem i zważ na to, że wiem, że on żyje i marny z ciebie kłamca. Wychowałam się z tobą i znam cię nie od dziś. To ja cię leczyłam po torturach wodza. - niebieskie oczy otworzyły się nieznacznie szerzej - To ja podnosiłam cię na duchu, kiedy stawałeś się zimną marionetką. Próba kłamania mnie jest zbyteczna, jak i nędznego zagadywania nas. Czkawka cały czas wie, że prócz tej siódemki jest jeszcze kilku. Otaczają nas, by nas zestrzelić i zabrać. Prawda?
- Oczywiście, są tak głupi, że dali się łatwo podejść. - po czym szatyn puścił się biegiem z zawrotną prędkością i obezwładnił wszystkich. Jednemu wyrwał po prostu z ciała rękę i rzucił pod nogi Talardowi. Jego twarz była bez wyrazu pusta. - Opowiedziała mi o waszych szkoleniach. Zdecydowałem się na nie. - powiedział mu w twarz. Ten spojrzał wściekły na szatyna. Jego pełnej nienawiści wzrok zabijał, ale zielonookiego nie ruszał. - Odpłyńcie, a może nie nawiedzę Kirk i nie zrównam jej z ziemią. - powiedział i podszedł jeszcze bliżej do niego, łapiąc za gardło, unosząc do góry, po czym cisnął nim dwa metry w tył. - Tak jestem półsmokiem. I jestem z tego dumny. Zaakceptowałem to i cały czas trenuję moje nowe umiejętności. Nie jestem człowiekiem, ale Larze to nie przeszkadza. Zgubiła cię pewność siebie i dlatego jestem zwycięzcą, dlatego twoja rodzona siostra, nawet nie kiwnęła palcem, by mi pomóc, bo jak ona to kiedyś oznajmiła. - spojrzał w jej niebieskie oczy.
- Wątpię, żebyś w walce z kimkolwiek z Kirk przegrał. - powiedziała. Talard zaklął i wstał, otrzepał zbroję.
- To jeszcze nie koniec Władco Smoków. Ty zrównasz cały świat z ziemią, niż go uratujesz. - po czym odszedł z dumnie uniesioną głową. Momentalnie emocje towarzyszące Larze i Czkawce, opadły.
- Ja pierdole! - wykrzyknęła - Co on sobie myślał, że ot tak powie "ojciec zdechł"?! - zaczęła chodzić w te i z powrotem.
- Larissa! - wykrzyknął Czkawka, co z lekka przypominało ryk smoka. Wszyscy drgnęli na ten dźwięk. Wszyscy patrzyli z jawnym przerażaniem na chłopaka.
- Czego?! - odwróciła się gwałtownie w jego stronę.
- Opanuj się. - powiedział spokojnie. - Wdech i wydech. - dziewczyna popatrzyła się na niego wściekle, ale wykonała parę powtórzeń. - Lepiej?
- Taa... Jak cię czujesz?
- Wściekły. - westchnął.
- Chowaj pazurki. - powiedziała i wskazała na nie. Szatyn wziął głębszy wdech i wypuścił pomału powietrze. Pazury, jak i inne atrybuty zniknęły.
- Czkawka, Lara? - odezwała się Gizella. - Czy to, co on powiedział...
- Tak, to jest prawda. - powiedział i spojrzał już normalnymi oczami na brunetkę. - Jestem pół smokiem od jakiś dwóch lat. Moim przeznaczeniem jest albo scalić światy, albo je zniszczyć. Zabijanie przy tym jest niczym. - oznajmił. - Talard jest starszym bratem Lary. Na jej wyspie są treningi bezduszności. Wyzbywa się uczuć. Jest się wyrachowanym człowiekiem. Podjąłem się tego treningu, ale nie zakończyłem go i nie mam zamiaru go kończyć.
- Dlaczego....
- Ponieważ w czasie zakończenia wypija się mieszkankę ziół, które blokują emocje. Po kilku dawkach jest się pustym człowiekiem z pozostawionymi instynktami, takimi jak sprowadzenie potomka, u mężczyzn. Z kobietami jest ciężej, jeśli przejedzie trening... Jej jednym obowiązkiem jest wykarmić potomstwo do siódmego roku życia, potem jest dla niej zbędne i zajmuje się kolejnym. Tacy wojownicy mogą zabić niemowlę z zimną krwią, z pustką w oczach. Jak tylko otrzymają taki rozkaz. - powiedziała smętnie. - Jako córka wodza, który ma wrodzone wyłączanie uczuć od wodza i matki, która przeszła ten trening... Odziedziczyłam talent do stania się bezduszną osobą. To moje przekleństwo. - skłoniła głowę w dół - Tak, jak przekleństwem Czkawki jest wieczna walka. Zgodził się na częściowe wyparcie uczuć... Ale tylko w czasie takim, jak teraz, kiedy musi zabić. Wtedy wyłącza emocje, dlatego nie załamuje się.
- Lara ma to wrodzone. Może w każdej chwili wyłączyć dane emocje.
- Ale ja wolę czuć. Wszystko od tych najlepszych, po te najgorsze. Chcę płakać, kochać, wściekać, śmiać się, nienawidzić. Talard ma problemy z gniewem. To dlatego nie może odziedziczyć tronu. - powiedziała i spojrzała na morze, gdzie właśnie zza klifów wyłaniał się statek z dwoma mieczami na żaglach.
- Ubiegając pytanie... Czy można się z tego wyleczyć... - zaczął Czkawka.
- Nie można, jak się wypiło pełną dawkę wywaru. - dokończyła za niego. - Moja mistrzyni pokazała mi, jak uwarzyć słabszą wersję.
- Przyjmuję ją raz na miesiąc. - odpowiedział szatyn i spojrzał ze smutkiem w fiołkowe oczy. Pogodził się, że Ella nie będzie go chciała... Takiego odmieńca, ale ta widząc, co się dzieje. Podbiegła i po prostu go przytuliła.
- Nie zrezygnuję. - wyszeptała mu do ucha. Chłopak objął ją trzęsącymi rękoma i schował się w jej włosach. Na skórze szyi poczuła słoną ciecz. Poklepała go lekko. - Ciii... Jestem z tobą Władco Smoków. - szepnęła i pocałowała go w skroń. Nastolatek mocniej przyciągnął ją do siebie.
- Dziękuję. - załkał cicho.
- Och... Już nie rycz Drakan! - odezwał się Bork i klepnął go dość mocno w plecy. Szatyn wyprostowywał się gwałtownie i syknął. Zapiekło.
- To bolało! - warknął, trochę po smoczemu, czym zaskoczył bruneta. Otworzył szerzej oczy z przerażenia i wstydu. - Ja przepraszam...
- Morda bekso. - powiedział, ucinając go - Jestem twoim przyjacielem, więc nie opowiadaj głupstw. - pogroził mu palcem, ten zaśmiał się i otarł mokre policzki i cieknący nos.
- Ale jedno można ci zarzucić. - odezwała się Gizella z lekką pretensją w głosie - Mogłeś nam powiedzieć i mieć w nas zaufanie.
- Bałem się... - schylił głowę. Wandale i wilki patrzyli na tę sytuację z różnymi emocjami. Stoik z szokiem, przerażeniem i niedowierzaniem. Ris z szokiem, ale i współczuciem. Nagle rozległ się stukot. Czkawka podniósł głowę i ujrzał smutne spojrzenie szarych oczu. - Gothi! - wskoczył na pomost, który był dobre dwa metry wyższy. - Wszyscy już wiedzą. - powiedział do niej. Ta poklepała go po dłoni, pocieszając. Chłopak uśmiechnął się na ten gest. Bardzo leciutko. Kobieta wskazała na piasek. Szybko zeskoczył z szamanką na dół. Wylądował lekko i miękko. Ta zaczęła pisać. - Tak, to był brat Lary z Kirk. Tak przyjąłem nauki, tak nie będę już się ukrywał. Skoro tak dużo osób wie, to i moi wrogowie się dowiedzą. Będę się pilnował. Będzie mi ciężko, ale jakoś sobie poradzę. Mam przyjaciół. Co?! - podniósł głos - Nigdy! Jak mogłaś o tym wspomnieć?! Nie ma zamiaru być taki jak Talard! Na Odyna... to byłby koszmar! - wzdrygnął się i spojrzał na ostanie rysunki. Oczy rozszerzyły się w przerażeniu - Co... Ale nie to niemożliwe. Chcesz powiedzieć.... - kiwnięcie głowy szamanki, poskutkowało nagłą bladością i osłabieniem. Czkawka usiadł na piasku i schował głowę w dłonie.
- Czkawka?
- Lara wywar ma na mnie silniejsze działanie. - rudowłosa spięła się i sapnęła.
- Jak to?! - pisnęła - Zrobiłam jeszcze słabszą. - chłopak wskazał na trzy rysunki, ta spojrzała na nie.
- Moja anatomia teraz się różni. Niektóre zioła działają na mnie silniej. - rudowłosa zbladła i upadła na kolana przed Czkawką i Gothi. Wszyscy patrzyli na to z przestrachem i niezrozumieniem. Chwilę temu od nich można było wyczuć siłę, a teraz wielkie przerażenie.
- Gothi błagam, powiedz, że nie jest jeszcze za późno? - z jej oczu poleciały łzy. Staruszka pokręciła przecząco, jak i twierdząco głową. - Nie... - wyszeptała i zamarła. Popatrzyła się na załamanego szatyna, który był tak samo blady, jak siostra. Szamanka złapała ją za dłonie i poklepała. Nabazgrała jeszcze trzy rysunki. Czkawka spojrzał na nie mimochodem i wciągnął powietrze gwałtownie. Natychmiast puścił się biegiem w stronę Wilczego Wichru. Nie minęło nawet trzydzieści sekund, a już był z powrotem. W rękach trzymał Smocze Oko.
- Mroziczort. - powiedział zdyszany. - Kieł Mroziczorta uruchomi to, ale skąd wiedziałaś? - spytał ją. Staruszka nabazgrała. - Kurwa mać! - wykrzyknął i złapał się za głowę. - Ten statek... To był z twojej wyspy, prawda? - skiniecie. - Na Odyna.
- O nie! - wykrzyknęła Lara, dochodząc do wniosków. - W tym jest sekret, jak wyleczyć Czkawkę z zatrucia. - potwierdzenie. - Dzięki wszystkim bogom! Czkawka musimy polecieć na lodowce i znaleźć Mroziczorta. - chłopak pokiwał głową entuzjastycznie, ale zaraz Lara przyklapnęła i wybuchła płaczem, czym zaskoczyła chłopaka i szamankę. - Błagam, wybacz mi! - powiedziała ze łzami. - Proszę, wybacz mi, że cię trułam od prawie pół roku. - wychlipała. Czkawka patrzył w szoku na nią. Nigdy nie widział ją w tym stanie - Przepraszam, tak cię przepraszam. - mówiła, jak mantrę. Chłopak zerwał się i wziął ją w ramiona, mocno przytulając - Przepraszam, przepraszam, przepraszam. - chlipała mu w pierś.
- Cii... Nie jestem na ciebie zły, czy rozczarowany. Kocham cię siostrzyczko i nie pozwolę, byś się zadręczała.
- Przepraszam, przepraszam. - chłopak odsunął ją od siebie i ujrzał puste spojrzenie poddanej się dziewczyny. - Przepraszam... - spoliczkował ją. Odgłos uderzenia był głośny. Głowa odskoczyła lewo.
- Opanuj się! - wykrzyknął jej w twarz i potrząsnął nią - Opanuj się. - powiedział już spokojniej. Szok spowodowany przez uderzenie ocucił ją.
- Czkawka? - wyszeptała.
- Zamknęłaś się w rozpaczy. - spojrzała na niego w szoku i szeroko otworzonymi oczami.
- Co...
- Tak. Poczucie winy przejęło nad tobą kontrolę. Wybrałaś zamiast pustki wieczną rozpacz.
- O kurwa... Dzięki. - powiedziała roztrzęsiona, ale już spokojniejsza. - Kiedy ruszamy na Mroziczorta?
- Teraz, nawet o tym nie myśl. Wracamy do domu. Musimy dopracować nasze siodła i lotkę Mordki. Nie wytrzyma takiej niskiej temperatury.
- Racja. - powiedziała i wstała, ale zachwiała się, łapiąc się za głowę. Szatyn przytrzymał ją. - Niespodzianka zaczyna działać. - westchnęła i ziewnęła. - Moja skóra zmienia kolor? - zapytała. Chłopak wziął jej rękę i podwinął rękaw swetra. Żyły były czarne.
- Czarne żyły. - powiedział spanikowany.
- Oleander. - powiedziała, po czym zemdlała w ramiona szatyna, który bez wysiłku ją podniósł.
- Niebieski Oleander. - zwrócił się go Gothi - Masz go? - nabazgrała kilka rysunków. - Tak, wiem, że może mnie zabić. Gdzie jest? - spojrzał na rysunek wyspy i palec wskazujący szamanki, wskazujący kierunek. - To nie daleko. - zamyślił się. - Smoczy Korzeń powinien spowolnić truciznę, ale jednocześnie ją jeszcze bardziej osłabi. - mruknął - A! Kurwa! - warknął po smoczemu i potargał włosy na głowie w napływie frustracji. - Szczerbek. - smok znalazł się kilka sekund obok. Czkawka położył na pisaku dziewczynę i dobył sztyletu. Naciął wzdłuż przedramię. Z rany wyciekła czarna maź. - To będzie ohydne. - mruknął - Ślina. - wystawił dłonie. Smok od razu wystawił język, z którego z ciekła porządna ilość śliny. Chłopak wzdrygnął się, ale raz-dwa wziął ją do ust i szybko przyłożył je do rany. Wprowadził ślinę. Efekt był natychmiastowy. Żyły lekko zbladły. Szatyn odsunął się i wypluł resztę, po czym przepłukał słoną wodą usta. - To powinno na razie wystarczyć. Jeśli nie wrócę w ciągu dwóch godziny. Będzie potrzebny Smoczy Korzeń. - powiedział do staruszki, która skinęła głową. Drakan wskoczył na smoka i wystartował. Kobieta wskazała na dziewczynę i nakazała, by ją zanieść do swojej chatki. Bork od razu to wykonał i mały pochód ruszył za Gothi. Stoik i Ris nie mieli kompletnie nic do powiedzenia. Milczeli. Do ich głów napływały setki różnych mysi. Pyskacz podrapał się po głowie, zostając na pomoście.
- Uważaj na siebie młody. - powiedział do oddalającej się czarnej kropki. Gizella nie wytrzymała napięcia i puściła się biegiem za Larą. Z jej oczu pociekły łzy. Smoki ruszyły na końcu.
- Wszystko od ciebie zależy, Czkawka. - wyszeptała Gizella.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Hejka!
Wybaczcie lekkie osuniecie, ale przez ostatnie dni byłam bardzo zajęta pracą i wracałam dość późno, jedynie o czym marzyłam, to prysznic i łózko, plus jeszcze brakło mi neta na dwa dni... Byłam odcięta od pisania, bo na telu strasznie mi to idzie...
W dalszym ciągu nie wiem, kiedy będzie następny, po tym tygodniu spodziewajcie się podobnego terminu...
Do napisania
Zmęczona HQ
PS. Jak tam Talard?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro