Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51. Jak?!

Ludność Berk patrzyła oniemiała na widok, który roztaczał się przed ich oczyma, mianowicie załoga Wilczych Okrętów niosła na swych ramiona nieprzytomnego gada prosto do chaty wodza. Lara pośpieszyła się i pierwsza znalazła się u drzwi ów chaty.

- Stoiku? - zawołała go.

- Wejdź. - odpowiedział jej, ale jego głos był zduszony przez drzwi i ściany. Dziewczyna weszła do środka. Ujrzał leżącego na kanapie szatyna, przykrytego narzutą. W tej samej chwili na dół zostało ściągnięte przez wodza stare łóżko chłopaka i ustawione obok kominka.

- Doskonały pomysł wodzu. - powiedziała z lekkim uśmiechem.

- Też tak uważam. - przeniósł nastolatka do niego i okrył. - Kiedy jego smok... - w tej samej chwili drzwi do chaty otworzyły się.

- Wodzu Berk, mamy Szczerbatka, czy jest pozwolenie na wniesienie go do środka? - zapytał Korar.

- Zezwalam. - łysy mężczyzna skinął głową.

- Dawajcie go chłopaki. - powiedział i przytrzymał drzwi. - Najsilniejsi łapią za głowę i przednie łapy oraz za ogon i koniec grzbietu. Lara, Bork pod cielsko. - młodzi raz-dwa znaleźli się pod brzuchem smoka i oboje, łapiąc się za ramiona i zginając się, zrobili małą podporę. Degar stanął na przedzie gada, a inny wilk przytrzymał tył. - Na mój znak krok. Teraz. - cała czwórka zrobiła krok - Krok. - następny. Szczerbatek znalazł się w połowie pomieszczania. - Uwaga na skrzydła. - powiadomił. Inny wilk szybko poprawił ustawienie złożonych skrzydeł - Krok. - stęknięcie dwóch najsilniejszych chłopów ponagliło Korara-. Dwa kroki. Doskonale. Marsz. - smok znalazł się cały w budynku. - Ludzie ruszcie dupy i im pomórzcie! - warknął łysy. Kilku wilków pośpieszyło i podparli po bokach smoka. - Połóżcie go obok Drakana. Jak się ocknie, od razu wyczuje go, więc będzie spokojny. - Wilki natychmiast to uczynili. Bork i Lara spoceni wyszli spod smoka uprzednio i klapnęli na podłogę. Oboje uśmiechnęli się do siebie i podziękowali sobie skinięciem głowy. Stoik patrzył na to wszystko z otępieniem i nieskrywanym szacunkiem.

- Smok nie spali...

- Nie. Szczerbatek jak tylko ujrzy obok siebie Czkawkę, prędzej owinie się wokół niego, chroniąc go. - powiedziała lekko zasapanym głosem Lara, po czym wstała i podeszła do szatyna. Położyła głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się rytm serca. - Miarowo i spokojnie. Nic mu nie zagraża. - powiadomiła. - Ja spadam do kuźni. Ufam, że zajmiesz się odpowiednio swoim synem, wodzu? - z twarzy Ważki odpłynęły kolory, ale skinął głową. - Korar, Bork, Degar, Erm i reszta dzięki za pomoc.

- Drobnostka mikrusie. - powiedział Degar i puścił jej oczko, na co machnęła ręką i pożegnała ich kolejnym machnięciem. Bork został.

- Lara pomóc w czymś?

- Nie... Chociaż tak. - zmieniła zdanie - Zaopiekuj się Lumi. I dziękuję, że zmieniłeś jej opatrunek. Jak jej rana?

- Goi się bardzo dobrze. Pozostanie mała blizna. - odpowiedział jej z uśmiechem, po czym skinął głową w stronę wodza, żegnając się z nim, jak i potem z Larą. Wyszedł, zamykając cicho za sobą drzwi.

- Lara tak?

- Owszem. Słucham?

- Jak tam było?

- Strasznie. - powiedziała - Czerwona Śmierć była... Olbrzymia. Mieściła się w całej górze, którą potem rozpierdoliła w drobny mak. - wódz skrzywił się na język dziewczyny - Nawet całe Berk, by jej nie pokonało. - spojrzała w oczy wodza - Nocna Furia przy niej to mrówka. - wódz spojrzał na syna i potem na smoka.

- To jakim cudem ją zabił?

- Czkawka z Szczerbatkiem wystrzelili plazmę prosto w pysk bestii, która już miała zionąć. Jej pysk zapłonął, jak i całe wnętrze. Cała trójka leciała pionowo w dół w prosto na kamienisty brzeg. Lotka Mordki płonęła. Mieli tylko jedną szansę. Kiedy uniknęli zderzenia z gruntem, lotka odpadła. Ogień był dosłownie wszędzie. Nic nie widziałyśmy przez niego. Kiedy wszystko o opadło znaleźliśmy Czkawkę zawiniętego w skrzydła Szczerbatka. Moim przypuszczeniem jest to, że to właśnie Mordka odgryzła mu nogę, by go ratować - Stoik popatrzył z ledwie ukrywaną złością na śpiącego gada. - Gdyby nie to, on byłby martwy i nic nie miałbyś ze swojego syna. - powiedziała chłodno, co ocuciło mężczyznę. - Stoiku. Ta dwójka już nie raz uciekła śmierci. Tak szczerze, to Czkawka, nie wiem jakim cudem nie pozabijał, będąc jeszcze tutaj swojego rocznika. - westchnęła, jak go pierwszym razem ujrzałam, był gotów mnie zabić, by bronić Szczerbatka.

- Jak to? Czkawka on był...

- Słaby? Mizerny? Owszem wtedy był, ale nie potrzebował dużo siły do rzucenia sztyletem, by przebić gardło albo wbić go w serce wroga. Widziałem na własne oczy jego celność w rzutach. Czkawka ma niesamowitą kontrolę nad sobą. Tylko raz widziałam go wściekłego, że po siedmiu przeciwnikach nie pozostało praktycznie nic.

- Co zrobił? - zapytał, po czym zacisnął pięści. Pytanie wysmukło mu się.

- Poćwiartował ich. - odpowiedziała - Bez skrupułów odcinał ich kończyny, tak jak zrobili do Koszmarowi Ponocnikowi. Ten smok był jeszcze żywy, jak to robili. - powiedziała, a w jej głosie był nieokiełznany chłód i nienawiść. - Ja stałam skamieniała, widząc to okrucieństwo skierowane do smoka.

- Czy on to robił...

- Oni żyli, tak jak ten smok. - westchnęła i odgarnęła z jego czoła zbłąkany kosmyk. - On mówił poważnie, że zajebię mordercę smoka. Nie ważne czy to będziesz ty czy ktoś inny.

- Nawet jeśli bym się bronił?

- Tu bym lepiej nie kombinowała. Czkawka jest w stanie odkryć kłamstwo. Jeśli naprawdę musiałbyś zabić smoka, by chronić swoje życie. Może darowałby ci je, ale z pewnością, by ci zagroził, że jeśli dojdzie do kolejnej śmierci, to podzielisz jego los.

- Naprawdę stał się taki brutalny?

- To Berk wypaczyło u niego niektóre emocje. Owszem jest bezwzględny i okrutny, ale jest też czuły i delikatny. Jest mi bratem, a ja dla niego siostrą. Ufam mu, jak on mi. Wie, że nie działam bez powodu i wie, że nawet jak go zdradzę jest jakiś powód. Z mojej strony ma to samo.

- Zmężniał. - powiedział w końcu. - Szkoda, że nie ujrzałem tych cech wcześniej i jak on dorastał. - westchnął i usiadł na krześle. - Obwiniam się, że tak go traktowałem.

- Powiem ci jedno Stoiku. Czkawka, kiedy rozmawiał z Astrid na arenie o tym, że Berk jest dla niego ważne. Nie kłamał. Ma tu wiele wspomnień. Większości złych, ale też dobrych. Wszystko mi opowiedział. Nie masz co ukryć. Wiem, co mu robiłeś. - wódz schylił głowę ze wstydu i samorozczarowaniu. - Gdzieś tam w środku cię kocha, ale jednocześnie ma do ciebie żal. Nie jest w stanie się ciebie wyrzec, ale też nie ma zamiaru tu zostać. Może w przyszłości znajdziecie czas na rozmowy.

- Z pewnością. Postaram mu się wynagrodzić krzywdy. - Lara skinęła głową, patrząc na śpiącą twarz chłopaka.

- Wybacz mi, ale udam się teraz do kuźni. - wstała i skłoniła się lekko.

- Po co?

- Mam protezkę do wykucia. - uśmiechnęła się i wyszła. Lekkim truchtem udała się do kuźni, gdzie czekał na nią już rozpalony piec i różne kawałki metali i drewna. Pyskacz nucił pod nosem, nie zauważając Lary, która chrząknęła głośno. Kowal wzdrygnął się. - Wybacz mi. - powiedział na przywitanie - Witam ponownie nauczyciela.

- Nie szkodzi. Właź. - powiedział i machnął na nią zdrową ręką, by weszła się i rozgościła. - Cicho łazisz.

- Odruch. - uśmiechnęła się - Dziękuję za przygotowanie mi surowców. - wskazała na stół.

- Nie ma sprawy. Działaj. - wskazał młotem na palenisko i kowadło. Lara skinęła głową i ubrała skórzany fartuch, po czym mocno związała rude kędziorki w wyskoki kok. Wzięła kilka metali do rąk i dokładnie każdy obejrzała.

- Te dwa będą dobre. - wskazała na jasno srebrną grudkę i trochę cieńszą. - A ten kawałek drewienka jest wręcz idealny, jako podstawa. Wystarczy lekko go oszlifować i gotowe. Pyskacz, czy masz może tu jakiś papier i rysik?

- Coś się znajdzie. - kuternoga zniknął na zapleczu, przychodząc po chwili z proszonymi przedmiotami. - Nada się?

- Doskonale. Dzięki. - dziewczyna usiadła do stołu i popukała się rysikiem lekko po brodzie.- Na początek powinna być dobra. Najwyżej ją sobie poprawi. - mruknęła i zaczęła rysować. Po kilku minutach skończyła. - Co sądzisz? - podała mu szkic.

- Oboje macie smykałkę do tego. - podrapał się młotem po głowie. - Czkawka też miał zwariowane pomysły.

- Nadal ma, wiesz mi. - westchnęła - I kiedyś je w końcu zabiją. - chwila ciszy nastała - No dobra, bierzemy się do kucia. - wstała żwawo i wrzuciła kawałki metalu do stopienia.

- Lara opowiesz mi o nim?

- Jasne! Pytaj, o co chcesz Pyskacz. Wiem o tobie praktycznie wszystko. Nie szczędził mi opowieści o swoim mentorze i przyjacielu. - blade niebieskie oczy popatrzyły w lekkim oszołomieniu na pracującą dziewczynę, która akurat profilowała kawałek drewna.

- Czy on jest szczęśliwy? - padło pierwsze ważne pytanie.

- No ba, ale tęskni za tobą i Gothi... i za Berk. - dodała po chwili niepewnie.

- Te blizny?

- Plecy są po pazurach Koszmara Ponocnika. Chłopisko było zatrute i strasznie agresywne. Obronił mnie, jak chciałam mu podać odtrutkę. Na piersi to od mojego kilofa. Mały sparing. Ramię walka z Łowcami Smoków. Dodatkowe parę blizn po pazurach, nożach i zrobionych samo istnie. - westchnęła - podniosła podstawę protezy przed ogień, sprawdzając czy kształt jest odpowiedni, po czym wrócił do rycia i wygładzania.

- Kto nauczył go tak sprawnie walczyć?

- Ja, potem Ris.

- Ty, a skąd ty się nauczyłaś? - zapytał zaskoczony.

- Pochodzę z Kirk. - Pyskacz zachłysnął się powietrzem.

- Z wyspy, z której są największe pokazy walk w klatkach. Smoków, wikingów, jak i mieszane. - jego ramiona opadły w szoku.

- Niestety, ale miło, że znasz ją. - mruknęła - Od dziecka mnie uczono walczyć, potem doszedł instynkt i przyjemność z walki.

- Znam to. - kiwnął głową - Dlaczego uciekłaś?

- Przez ojca. On chciał zabić Luminose, ale ja jakoś nie mogłam. - westchnęła - Szanuję życie. Prócz walki kocham zioła i leczyć nimi.

- Widziałem. Masz do tego talent!

- Dzięki Pyskacz. - dziewczyna sprawdziła stan metali. - O, już. - wstawała i zamieszała. - Zapewne masz form... - kowal już wyciągnął do niej dwa podłużne kamienie z wyrzeźbionymi w nich szerokich o zaokrąglonych końcach wyżłobieniach. - Dziękuję! - ruda chwyciła za szczypce i przelała metal do formy. Zamknęła go i przywiązała. - Teraz poczekamy chwilkę. Pyskacz wiem, że masz masę pytań. Ja tu spędzę całą noc, więc pytaj, bo ten wstydliwy drań ci nie powie.

- Wstydliwy? - zaśmiał się głośno - On...

- Ukrywa świetnie swoje emocje. - przerwał mu z uśmiechem - Dla ciebie ich nie kryje, ale też nie powie ci wszystkiego, bo to dla niego niewygodne. - zaśmiała się. - Ale nie dla mnie.

- Czym walczy?

- Piekłem. Mieczem, który sam wykuł. Sztyletami, łukiem i toporem.

- Niesamowite. Przez tak krótki okres czasu tyle przyswoił?

- Dumnyś co?

- A żebyś wiedziała. - odpowiedział radośnie. - Szczwany z niego smarkacz, nie powiem co. Szczwany i uparty.

- O tak! Uparty jak cholera. - zgodziła się z nim.

- Co jeszcze potrafi?

- Wspinaczkę na klify oraz uwielbia się popisywać na Szczerbatku.

- Wy naprawdę uważacie, że one są łagodne?

- Nie są. Każde zwierzę nie jest. Smoki są na tyle inteligentne, że nie zbliżają się do ludzi. Oris to jest idealny przykład, kiedy Czkawka rozbił się tam. Ris z początku chciał go zabić, ale wpierw wtrącił go do celi, a Mordkę wypuścił. Jak się okazało Szczerbo ani myślał opuszczać Czkawki. Zrobił niezłą rozróbę, kiedy wtargnął do areny. Nie pozwolił żadnemu Wilkowi się zbliżyć do niego. Ris w końcu widząc jego poczytania, zaczął zadawać pytania Czkawce. I gotowe! Potężny sojusznik i co najlepsze stał się dla naszej dwójki rodziną.

- Niesamowite. A jakbym chciał takiego jaszczura, to co musiałbym zrobić, żebym się nie spalił?

- Zaufać. - Pyskacz podniósł do góry brew.

- Jak zaufać?

- Smoki wyczuwają emocje targające nami. Wyczuje, że będziesz chciał się zaprzyjaźnić. Bardzo trudno ich oszukać.

- Wy się nie boicie?

- Jasne, że się boimy. - Lara sprawdziła metal. - O, gotowe. - rozwiązła rzemyki i pobijała lekko młotem, po czym jedną z części formy odpadła. - Teraz można się bawić. - oznajmiła i trzymając plastyczny metal w szczypcach, zaczęła formować kształt litery "L". Pyskacz jeszcze zadał jeszcze parę pytań o odczucia Czkawki oraz o jego smoka. Lara w tym czasie kończyła łączenie części w jedność. Jeszcze tylko mała sprężynka, którą znalazła w starej skrzyni Czkawki. - I gotowe. - podała w pełni zrobioną protezę. - Jak sądzisz?

- Nie rozwali mu się? - zapytał z lekkim powątpieniem, patrząc na cienką i jako się okazuję ruchomą protezę {taka sama jak z pierwszej części filmowej JWS dop.aut}.

- Bez obaw to jest na szybko. Jeszcze trzeba zrobić dla Szczerbatka, ale tym to zajmę się później albo on się zajmie. - wzruszyła ramionami i odłożyła ją na stół. Dziewczyna przeciągnęła się. W tym samym momencie spojrzała na okno. - Na Thora! Toż to już świt! - wykrzyknęła zaskoczona. - Pyskacz jesteś wspaniałym gawędziarzem.

- E tam... Głupoty gadasz. - po czym oboje zaśmiali się. - Idziesz mu ją przyczepić?

- Chcesz też?

- A co. - wstał ze stołka. - Chodź. - po czym opuścił kuźnię. Lara szybko poskładała narzędzia i materiały, po czym odwiesiła fartuch na gwóźdź. Złapała protezę i wybiegła.

- Pyskacz zaczekaj! - wykrzyknęła, kilku wikingów, którzy już byli na chodzie spojrzeli na goniącą za kowalem rudowłosą dziewczynę, której kok rozwalił się w czasie biegu. Kuternoga zaśmiał się głośno, ale zwolnił. - Dzięki. - powiedziała zdyszana. Chwilę później weszli do chaty wodza. Ujrzeli niecodzienny widok. Stoik leżał oparty na swoich rękach, które miał na łóżku w pobliżu ręki syna. Szczerbatek spał nadal, ale zmienił pozycję tak, że jego ogon znalazł się na nogach chłopaka.

- Uroczy widok. - mruknęła i podeszła do Stoika, potrząsając go za ramię.

- Co się dzieje?! - zerwał się na nogi.

- Wybacz mi, ale nie za bardzo wygodnie spać w tej pozycji. Przejmę ten obowiązek. - pomachała mu przed twarzą protezą.

- Już ją wykułaś? - zaskoczył ją. Która pora dnia?

- Świta.

- Ah... W takim razie chyba pójdę na ranny obchód. - powiedział i zostawił ich. Pyskacza na odchodnym klepnął w ramię. Lara podeszła do Szczerbatka i ku zaskoczeniu kowala kopnęła go w tylną łapę.

- Wstawaj kupo mięsa i się przesuń. - smok mruknął coś pod nosem i otworzył oczy. Natychmiast się poderwał na równe łapy i popatrzył zdezorientowany na nowe otoczenie, kiedy jego wzrok padł na śpiącego szatyna i odetchnął z ulgą i usiadł. Pochylił się nad twarzą chłopaka i polizał ją. - No koniec tych czułości. Dla twojej wiedzy Mordko jesteśmy w domu Stoika. Wodza. - Furia warknęła groźnie i zaczęła węszyć.

- Wyszedł kilka sekund temu. - westchnęła i klepnęła go po grzbiecie. - Mam protezę dla twojego dzieciaka. Szczerbatek pochylił smutny łeb. - Hej! Nie wasz się obwinić. Uratowałeś go. Sam. - coś tam mruknął, ale w końcu podniósł wzrok na protezę, po czym dokładnie ją obwąchał. - No widzisz, nic złego Mordko. - smok liznął dziewczynę po policzku. - Ohyda... - otarła go. Szczerbatek wskazał głową na stojącego w tyle kuternogę. - Podejdź. Nic ci nie zrobi. Słowo. - wiking podszedł ostrożnie, cały czas nie spuszczając wzroku ze smoka. Ten coś mruknął i przyjął bardzo rozluźnioną, wręcz znudzoną pozę. Pyskacz stanął jakiś metr od niego. - No chodź tu. - ponagliła go z pokrzepiającym uśmiechem. - Nic ci nie zrobi. - kowal zrobił krok i stanął przed pyskiem smoka, który opuścił go lekko. Kuternoga był blady jak ściana. Lara nagle wybuchła śmiechem. - Na Thora, uspokój się Pyskacz. Śmiało wystaw dłoń. - pokazała jak. Mężczyzna uniósł bardzo trzęsącą się zdrową rękę. Szczerbatek przyłożył nos do niej. - Widzisz. Nie gryzie. Mordko, pokaż paszcze. - Smok otworzył bezzębny pysk szeroko.

- Jak?! Atakował nas bezębn... - wykrzyknął i przyjrzał się uważniej. Nagle dwa rzędy ostrych białych zębów wysunęły się. Wiking odskoczył. Lara buchnęła śmiechem, jak i Szczerbatek. Smok podszedł do kowala i otarł się o niego. - Na Odyna, ja chyba mam jakieś mary?

- Nie to rzeczywistość. Nocna Furia się do ciebie przymila. Lubi cię. - powiedziała i odkryła w tym samym czasie narzutę, ukazując kikut. - Dobra. - odwinęła bandaż, składając go obok. - Doskonale zagojona. - mruknęła i przyłożyła protezę. Kowal, jak i smok uważnie przyglądali się jej poczynaniom. - Pasuję idealnie. - odetchnęła z ulgą. - No to mamy z głowy Czkawkę. - powiedziała - Teraz czekać, aż się bohater obudzi i zrobi cię lotkę. - smok mruknął i polizał po raz kolejny Larę, dziękując. - Ależ nie ma za co, Mordko. Z jego tempem regeneracji obudzi się za parę godzin.

- Lara, jakim cudem ten smok nie chce mnie zabić? - zapytał w końcu.

- Jak mówiłam, wyczuwa emocje od ciebie. Wie, że masz co do niego obawy i lęk, ale też nie chcesz mu zrobić krzywdy. Na dodatek Czkawka sporo o tobie opowiadał. Furie mają to do siebie, że ich inteligencja czasem mnie przeraża.

- Jak to przeraża?

- Dzienna i Nocna Furia to na razie jedyne gatunki, które ukazują niezwykły przejaw inteligencji. Nie raz Lumi mi pomagała w ziołach, ostrzegając mnie.

- Tak jakby ta roślina była trująca?

- Dokładnie. - skinęła również głową.

- Niesamowite. - mruknął i zobaczył, jak dziewczyna ziewa. - Zdrzemnij się.

- Dzięki Pyskacz za użyczenie kuźni.

- Kawał dobrej roboty zrobiłaś. - poklepał ją po ramieniu.

- Dzięki. - oparła głowę na ramionach tak, jak uprzednio Stoik. - Do zobaczenia. - nim zakończyła mówić praktycznie spała. Szczerbatek westchnął i przeszedł na drugą stronę łóżka i przytulił się do nóg Lary, dając jej ciepło. Dziewczyna przez sen uśmiechnęła się.

***Jakiś czas później***

Stoik wszedł do środka i ujrzał bardzo nietypowy widok. Smoka, który owinął się wokół dziewczyny.

- Jak? - powiedział i w tej samej chwili Nocna Furia otworzyła szeroko oczy, patrząc wprost w oczy wodza. Warknął cicho i wskazał na śpiącą dziewczynę. - Co ty... - spojrzał uważniej na nią. Przyszło zrozumienie. - Śpi? - zapytał ostrożnie. Smok westchnął i przewrócił oczami, ale skinął łbem. - Czy Czkawka obudził się? - smętne mruknięcie. Mordka zaprzeczyła. - Czy ty... - zacisnął pięści, nie wiedząc co powiedzieć - Czy ty skrzywdzisz mnie, jak podejdę do niego? - wydusił w końcu. Smok ponownie westchnął i się położył, zamykając oczy. Wódz odetchnął z ulgą i podszedł do łóżka od drugiej strony. Ostrożnie sprawdził stan chłopaka, odkrywając go. Sapnął, widząc protezę. - Niesamowita precyzja. - wyszeptał i podszedł po drugi stołek, stojący w kącie sieni. Stoik westchnął i złapał syna za przegub. Siedział tak kilkanaście minut. Nie za pierwszym razem spostrzegł ruch głowy chłopaka. Ocucił go dopiero ruch ręki, za którą trzymał. Zerwał się na równe nogi, przewracając stołek. - Czkawka, synu?!

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Suprsise!!!!

Mamy pierwszą część MARATONU

Zadowoleni?

Z pewnością nie tego się podziewaliście, hym? Miałam dobrą bardzo dobrą passe na pisanie więc no ten tego...

Ale wybaczcie mi tak późną porę, bo dziś akurat byli ludu w mym domu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro