Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48. Naiwność

- Drakan wstawaj! - potrząsnęła go za ramię.

- Lara odwal się. - jęknął i odwrócił się na drugi bok.

- Czkawko Haddocku III, władco smoków wstawaj do jasnej cholery! - wykrzyknęła mu tuż przy uchu, co dało zamierzony efekt. Chłopak warknął po smoczemu i usiadł z naburmuszoną miną i palcem w bolesnym uchu, odtykając go.

- Zołza. - powiedział i ziewnął - Gdzie Ella?

- Ojciec jej potrzebował i Grzmota. Nie dołączy do nas. Szczerbatek też. Poszedł za moją prośbą pomóc w noszeniu drewna. - szatyn spojrzał wokół siebie i w końcu kiwnął głową.

- Jest jeszcze wcześnie...

- Nie gadaj mi tu... No już rozciągaj się. - dziewczyna ściągnęła z siebie długą ciemnoczerwoną koszulę, zostając w spodniach i materiale, mocno opinającym jej piersi. Dodatkowo idealnie je zakrywał i trzymał na miejscu.

- Wiesz, że będą nas podglądać?

- Wiem. - uśmiechnęła się szatańsko - I o to chodzi. Niech zielenieją z zazdrości. - wystawiła mu rękę, za którą się chwycił i wstał. Oboje pozbyli się butów, bo piasek przyjemnie pieścił ich skórę stóp. Mimo rześkiej pory było dość chłodno. Czkawce to nie przeszkadzało, ale dziewczyna odrobinę zaczęła drżeć, ale wzięła szybki i głęboki oddech, po czym zaczęła się rozciągać w miejscu. Szatyn do niej dołączył. Naciągali stopniowo mięśnie nóg, bioder i ramion. Rozgrzali wszystkie stawy od kostek po kark.

- Naciąganie pleców? - dziewczyna kiwnęła i usiedli w rozkroku na piasku. Ich stopy się stykały tak jak wyciągnięte dłonie. Po czym zaczęli ciągnąć partnera do siebie. Robili tak na zmianę. Po kilku minutach przeszli do bardziej ruchowych rzeczy. Kilka brzuszków, skłonów oraz bieg w miejscu z paroma przyklaskami pod nogami.

- Gotowy? - zapytała.

- Tak. Patrzą na nas. - uśmiechnął się. Dziewczyna kiwnęła głową i podeszła do torby u wyjęła dwie pary czarnych rękawic bez palców. Na kłykciach były metalowe wypustki, tym razem otoczone miękką skórą. Większe rzuciła chłopakowi, który sprawnie je złapał i założył. Zrobił kilka ciosów w powietrzu, po czym dołączył wykopy. Lara zrobiła podobnie. Chłopak znalazł długą gałąź i zaczął rysować okrąg. - Taki wystarczy?

- Idealny. - dziewczyna stanęła w nim. - Do pięciu wyrzutów.

- Dobra. - stanął naprzeciwko niej. Przyjęli pozycje.

- Lumi, daj sygnał. - Smoczyca wstała i zaczęła kumulować pocisk w paszczy, robiąc przy tym wiadomy świst, po czym wystrzeliła pocisk w stronę morza, gdzie wybuchł. Przeciwnicy ruszyli na siebie. Lara wyprowadziła wysokie kopnięcie, a Czkawka starał się ją podciąć, ale ona odskoczyła na jednej nodze w tył i od razu wyprowadziła kolejny cios, tym razem z lewej ręki. Chłopak uniknął go, poprzez podniesienie gardy. Sam wyprowadził cios w tors Lary, który ledwie co uniknęła, zachwiała się i starała się złapać równowagę na drobnym piasku. Udałoby jej się to, gdyby nie szybka seria Czkawki. Dziewczyna wyszła z koła.

- Jeden zero. - Urta westchnęła i poprawiła krąg. - Lumi. - ponowny sygnał. Tym razem Lara od razu przeszła na parter i podcięła chłopaka. Jego głowa wyszła poza granice.

- Jeden, jeden. Lumi ryk. - uśmiechnęła się. Szatyn wstał i machnął na smoczycę. Teraz wydała głośny pomruk i rykniecie. Chłopak zaatakował i trafił w odsłoniętą szczękę dziewczyny. Cios był celny i rozciął jej lekko wargę. - Auć... Ładny cios. - wytarła kciukiem krew. Ruda ponownie podcięła chłopaka i przeturlała się z nim po piasku. Wylądowała w końcu na nim. - Dwa jeden. - noga chłopaka była poza granicą. Odskoczyła od niego, a ten wstał z szybkim rzutem z góry nóg i wygięciu kręgosłupa w łuk, wylądował w kuckach. Smoczyca dała sygnał. Ciosy padały coraz częściej i liczniej, ale już teraz żadne z przeciwników nie mogło zdobyć odpowiedniej przewagi. Szatyn oberwał celnym kopniakiem w tors, a Lara pięścią w udo. Już zaczynały się pokazywać sińce, ale żaden z nich nie stękał z bólu. Na ich twarzy gościł szeroki uśmiech, a pot spływał z ich ciał. Rocznik i kilku innych wikingów, przyglądało się walce z lekkim szokiem, a inny z podziwem. Wilki z Oris, co rusz dopingowało walczących z okrętów, ale oni byli zamknięci w swoim wspólnym świecie walki, krwi i potu. Astrid wpatrywała się w umięśniony brzuch, plecy i klatkę piersiową szatyna z głodnym spojrzeniem. Sączysmark kipiał z wściekłości i zazdrości. Z kolei Mieczykowi ciekła ślinka na widok odsłoniętego ciała Lary. Ris akurat wracał z lasu, kiedy zobaczył, jak Lara poddusza szatyna, w tak zwanym trójkącie duszenia, czyli trzymała się jego ręki, a nogami dusiła go. Wiking uśmiechnął się na ten widok i przyuważył spory tłumek w Wandali. Ujrzał kilka twarzy, które nie spodobały mu się.

- Korar, coś knują. - wskazał na nich.

- Tak. Bork pała niezłą nienawiścią do tego blondyna, co się ślini na widok Lary. - szepnął. - Blondynka wpatruję się Czkawkę, jak w coś do zjedzenia, ale oni są najmniej ważni. Ten brunet jest niebezpieczny. Wczoraj w nocy słyszałem niepokojące odgłosy z ich obozowiska, ale znając Czkawkę, rozprawił się z nimi.

- Z pewnością. - westchnął - Mamy drewno, teraz je tylko dobrze przygotować. - drugi kapitan kiwnął głową.

- Przejdziesz na arenę?

- Tak. Astrid wczoraj oznajmiła, że chcę zawalczyć z Larą na topory. Po czym ten brunet powiedział, że będzie walczył z Czkawką. - ten uniósł krzaczastą brew go góry.

- Oni chyba nie mają pojęcia, na co się piszą. - westchnął łysy wilk.

- Kompletnie. Pokazałbym tym smarkaczom, gdzie jest szacunek. - syknął. - Dobra, wracajmy do roboty. Tym szybciej naprawimy tę łajbę, tym szybciej stąd odpłyniemy i chłopak odetchnie z ulgą.

Tymczasem Czkawka klepnął ją w udo, to był sygnał, by go puściła, co też zrobiła.

- Wygrałam! - wysapała i padła na piasek. Szatyn zrobił to samo.

- Tym razem. - usiadł i przetarł twarz. - Rozluźniający bieg?

- Z przyjemnością. - szybko wstała i otrzepała się z piasku, na ile pozwalało jej spocone ciało. Czkawka włożył buty, w jego ślady poszła siostra, po czym ruszyli truchcikiem przed siebie. Co jakiś czas któreś pozorowało wysokie kopnięcie czy lekką serię ciosów z pięści.

***

- Ale was długo nie było! - wykrzyknęła Gizella i pokręciła z uśmiechem głową, kiedy oboje dosiedli do przygotowanego przez nią ryb i warzyw.

- Trochę nas poniosło i zabiegliśmy do Kruczego Urwiska. - wyśnił Czkawka i wgryzł się w białe mięso. - Pychota. - mruknął z pełnymi ustami.

- Smacznego flejtuchu. - otarła mu kącik ust z ryby.

- Dzięki. - zarumienił się lekko, kiedy przełknął.

- Urta! - rudowłosa odwróciła się w stronę swojego imienia i zarumieniła się soczyście, widząc, Borka, który niósł bukłaki. - Hej wszystkim.

- Cześć Bork. - przybyli sobie piątkę.

- Trzymajcie. - podał im bukłaki z wodą. - Dodałem trochę ziół na regeneracje.

- Milutko. - odpowiedziała Lara i upiła solidny łyk - Mniam. - oblizała się. Posłał jej lekki uśmiech. - Czemu nie podszedłeś do nas po walczyć?

- Pomagałem Elli i smokom.

- Szkoda. Może tamte gnojki, by najpierw pomyśleli, za nim rozpoczęli wojnę. - westchnęła. - Bork dzięki za wodę.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - odparł nonszalancko.

***Południe***

- I jak tam? - zapytał Bork, kiedy Lara składała swój topór w całość.

- Eh... Astrid jest strasznie naiwna. Specjalnie walczyłam w ten sposób z Czkawką, by otworzyć jej oczy i innym, że nasza dwójka nie jest słaba. Szczerze. Ty i Ella jesteście od nich o wiele silniejszy. - westchnęła i przejechała po ostrzach szmatką.

- Jak myślisz, w ile jej wytrącisz topór?

- Maks w trzech ruchach. - odpowiedziała po chwili zastanowienia.

- Też tak sądzę. - oparł się na rękach i spojrzał na niebo. - Ludzie zbierają się na tę arenę. - powiedział, kiedy spostrzegł małe grupki, zmierzające na skraj wioski.

- My też powinniśmy już iść. Czkawka i reszta będzie pewnie już na miejscu. - brunet wstał i wyciągnął rękę do rudej. Przyjęła ją z uśmiechem.

- Idziemy? - zapytał cicho, wciąż trzymając ją za rękę.

- Tak. - odpowiedziała z lekkim rumieńcem. Przeszli kilka kroków i dopiero się puścili. Zakłopotani.

- Jeśli ci... - zaczęli jednocześnie. - Co?

- Mów pierwsza.

- Jeśli ci to przeszkadza...

- Nie, nie... - podniósł ręce i pokręcił głową na boki. - Jeśli tobie też nie przeszkadza...

- Nie. - stali chwilę w lekko krępującej ciszy, po czym Bork w końcu się odważył i złapał ją ponownie za rękę. Oboje ruszyli na arenę. Zbliżając się do niej, usłyszeli głosy rozmów wikingów. Lara ujrzała wejście i swoją rywalkę, jak i czekających na nią Czkawkę w masce i Elle. Bez smoków. Smoki zostały na okrętach.

- No w końcu! - odezwał się z pretensją szatyn. - Ile można na... Dobra. - przerwał, widząc ich złączone dłonie. - Bork uważaj sobie, to moja siostra. - powiedział twardo. Chłopak zaśmiał się.

- Bez obaw Drakanie. Jeśli ją zawiodę, sama mnie dobije. - chłopaki zaśmiali się głośno. Czkawka klepnął go po plecach. - No to powodzenia, nie zabij jej przez przypadek. - powiedział cicho, ale nie na tyle, by słowa dotarły do jej rywalki, która na to prychnęła.

- Spróbuję. - odpowiedziała z uśmiechem zza półmaski. Od samego przybicia do brzegu nie ściągnęła jej z twarzy. - Drakan, co powiesz na to, żeby odsłonić twarz?

- Nie krępuj się. - powiedział i podszedł do niej, po czym ściągnął ją. - Bork. - podał mu ją. - Powodzenia i szybko skończ z tą wpatrzoną w siebie blondi. - Hofferson zacisnęła rękę na trzonku i sapnęła w gniewie.

- Tak jest! - zakręciła tuż przed nosem szatyna ostrzami. Ten nawet nie drgnął.

- To ja rozumiem. - podszedł do wajchy i otworzył arenę. Dziewczyny weszły za nim. - Witam! - rozległ się donośny i pewny siebie głos szatyna. Rozmowy umilkły. - Na prośbę będę prowadzić walkę Urty i Astrid Hofferson. Obie zmierzą się na topory. Tej, której uda się pierwszej pozbawić broni przeciwniczki, wygrywa. - powiedział. - Po mojej lewej Astrid Hofferson. - wskazał dłonią na blondynkę, która nawet nie drgnęła. Głośny aplauz ze strony Wandali. - Po mojej prawej Urta Łowczyni Trucizn. - gwizdy i okrzyki Wilków. Ruda ukłoniła się z szerokim uśmiechem i pomachała toporem w stronę swoich kibiców. - Na mój znak zaczynajcie. - obie dziewczyny kiwnęły głową. Urta przyjęła rozluźnioną pozę, ale to tylko zmyłka była w pełni skupiona, ale i rozbawiona. Astrid przyjęła swoją pozę spiętej dziewczynki. Czkawka stanął z wyciągniętą do góry ręką. - Walka! - chłopak wycofał się i podszedł do ściany, gdzie z lekkiego rozpędu odbił się i chwycił za łańcuch, podciągając się i siadając obok Risa, który poklepał go w iście ojcowskim geście. Stoik zacisnął szczeki na to, po czym skupił się na pojedynku.

- Wiesz co Astrid. - zaczęła krążyć, stając bokiem do niej i machając, ot tak toporem. - Zrobiłaś już trzy zasadnicze błędy w posturze. Pierwszy za daleko dałaś dominującą nogę. Drugim za bardzo spięłaś ramiona. Trzecim zbyt mocno trzymasz topór. - w blondynce zagotowało się i ruszyła na nią. Ona lekko obróciła się i uniknęła z uśmiechem jej ataku z góry. Topór uderzył w kamień. Posypały się iskry. Zaatakowała ponownie tym razem w poprzek. Lara odbiła się i zrobiła salto w tył. Hofferson zastygała w szoku, ale zaraz się ocknęła i zaszarżowała. Ruda zrobiła lekki skłon i topór świsnął jej nad głową. Trzonkiem swojego lekko uderzyła w brzuch przeciwniczkę, ta sapnęła zaskoczona ruchem. - Jesteś strasznie przewidywalna. - westchnęła. Podniosła dłoń i ruchem palców nakazała jej zaatakować. Posłuchała się i zrobiła młynek nad głową, po czym z ukosa zaatakowała. Rude loki otoczyły twarz Lary, kiedy zrobiła obrót, który był pełny gracji. Bork zagwizdał głośno.

- Urta nie baw się, do cholery! - wykrzyknął zirytowany Czkawka. - Chcę polatać na Szczerbatku. Weś się pośpiesz!

- Jest tak słaba, że nawet bez mojego toporka jestem w stanie ją pokonać. - Astrid warknęła i zaczęła machać toporem na wszystkie strony. - Bo się zapowietrzysz. - powiedziała i uderzyła dolną częścią pięści w poziomo ustawione ostrze, sprowadzając je w dół, następnie zrobiła pół obrót i złapała za trzonek broni, wyrywając ją z dłoni dziewczyny, tak po prostu. Przyłożyła, jak się okazuje źle wyważoną broń do gardła Astrid. - Wygrałam. - mruknęła i oddała go jej. Stoik patrzył na to z szeroko otwartymi oczami. Wandale zamilkli w szoku. Wilki Morskie zaklaskały i pogratulowały walki.

- Nikt nigdy mnie nie pokonał. - powiedziała zduszonym głosem. - Jak?

- Pochodzę z wysp daleko na zachód od was. Od urodzenia miałam styczność z toporem i łukiem. - powiedziała, po czym rozłożyła swoją broń. Ostrza toporu złożyła w jedno i przyczepiła je do trzonu, tworząc zgrabną siekierkę. - Twój jest koszmarnie zrobiony i źle wyważony. - po czym odwróciła się do tej samej ściany, z której Czkawka wdrapał się na górę. Powtórzyła jego ruchy i już po kilku sekundach siedziała obok Elli i Borka. - No teraz ty, brat. - chłopak westchnął i ściągnął bluzę. Gizella zagwizdała głośno.

- Przystojniak. - mruknęła. Chłopak zarumienił się. Na co zachichotała. Wyciągnął wszystkie sztylety, jakie miał przy sobie, a było ich siedem oraz Piekło. Po dwa sztylety, po obu stronach kostek. Dwa na zewnętrznej stronie uda i jeden duży przypięty z tyłu na pasie. Podszedł do łańcuchów i przeszedł przez nie, zeskakując z około trzech metrów. Wylądował na lekko zgiętych nogach. Sączysmark już czekał na niego z siekierą i nożem u pasa. Stoik widział dokładnie jego plecy pokryte trzema bliznami, jak i tatuaż. Kiedy się odwrócił, ujrzał kilka blizn na ramionach i piersi. Jedna ciągnęła się od prawej strony szyi po prawe ramię, kończąc się pod pachą. Ważki był zmartwiony tym widokiem.

- Coś ty robił Czkawka, że tak bardzo cię zranili? - szepnął tak cicho, że nikt nie miał tego usłyszeć i tak było. - Tyle blizn.

- Myślisz, że popisami mnie pokonasz. - powiedział Sączysmark. - Przegrasz zdrajco. - twarz szatyna była rozciągnięta w kpiącym uśmieszku, ale oczy były niemoralnie zimne. Szatyn westchnął i z lekkim uśmiechem ściągnął czarną maskę. Lud Berk zachłysnął się, rozpoznając Czkawkę, oczywiście ci, którzy byli niepewni, co do osoby tego nastolatka.

- Siora, łap! - dziewczyna podeszła do łańcuchów. Czkawka rzucił w nią maską, którą sprawnie złapała. Kilka okrzyków podziwu. - Urta przypomnij, co mogę mu złamać?

- Żebra, nos, szczękę, dłonie. - wyrecytowała od razu.

- Co pierwsze? - nie spuszczał oczy z twarzy Smarka, która kipiała ze złości.

- Żebra! - wykrzyknęła. Stoik zmarszczył brwi. Czkawka sadystą? Niemożliwe, a może...

- Jak sobie życzysz. - powiedział i strzelił palcami. Pyskacz wszedł, by sędziować.

- Czka... Drakanie, gdzie twoja broń?

- Tutaj. - wskazał na siebie i puścił mu oczko, które tylko on mógł zobaczyć.

- Jak uważasz. - wzruszył ramionami, ale był zaniepokojony. - Ustawić się. - powiedział i wskazał hakiem na środek areny. Sączysmark uśmiechnął się pewny swej wygranej, a Czkawka przyglądał się swoim owiniętym skórą dłonią. - Gotów. - dwa kiwnięcia - Ten który się podda albo starci przytomność odpada. Kumacie? - kolejna dwa kiwnięcia.

- Słabeusz będzie leżał. - powiedział szyderczo.

- Miło, że mówisz o sobie Sączysmark. - posłał mu promienny uśmiech. Ris wybuchnął śmiechem, jak i reszta załogi. Lara spadła z ławki i Ris ją złapał. Dziewczyna nie mogła się przestać śmiać.

- Pokaż mu, synu! - wykrzyknął. Stoik oniemiał, słysząc to. Zbladł, ale patrzył uważnie na Czkawkę i jego całkowitą pewność siebie i jakby kpinę. Ten w tej samej chwili posłał Risowi szeroki uśmiech i dotknął dwoma palcem skroni w geście salutowania. Pyskacz westchnął, przypominając sobie młodego chłopaka. To było miłe.

- Walka! - wycofał się pod ścianę. Sączysmark natychmiast zaszarżował na chłopka, który z lekkim użyciem smoczej siły uderzy go w żebra. Usłyszał dwa chrupnięcia.

- Zaliczone! - wykrzyknął do Lary. Brunet stęknął i złapał się za ranny bok. Tłum Wandali zaniemówił. To było szybkie. Wściekłość ogarnęła bruneta i ponownie zaatakował. Szatyn bez żadnego trudu unikał jego ciosów, które wbrew pozorom stały się odrobinę lepsze, ale w dalszym ciągu bezmyślne. - Co teraz?! - wykrzyknął i zrobił dwie gwiazdy, zakańczając je salem w tył. Dzięki temu manewrowi uniknął jego z ciosu i oddalił się od przeciwnika.

- Nos! - wykrzyknęła.

- Przyjąłem! - dwa szybkie susy później stanął twarzą w twarz z zaskoczonym Glutem. Sączysmark próbował obronić się przed ciosem, zaatakowaniem go innym. Co tylko ułatwiło mu dostęp do danej części ciała. Otwartą dłonią uderzył go w nos. Cios był z dołu, co skutkowało odchyleniem głowy Jorgensona i upadnięciem na tyłek. Z kolejnego złamania poleciała krew. Jęknął i złapał się za bolące miejsce. Stoik patrzył na to z szeroko otwartymi oczami. Szybkość, siła ciosów, precyzja, to są cechy wojownika. Martwił się tym, że jego syn po prostu bawił się swoim rywalem. Sączysmark dyszał i jęczał, a on nawet się nie zmęczył. Widział po jego klatce piersiowej, że ma równy spokojny oddech.

- Zajebię cię! - wykrzyknął i pokazał zabarwione krwią zęby.

- Glucie, czekam cały czas, aż mnie trafisz. - rozłożył ręce, eksponując nagi tors. - Już bardziej odsłonięty i bezbronny być nie mogę... Bo jakbym jeszcze ściągnął spodnie, to żeńska część widowni, by zemdlała. - powiedział ze śmiechem i lekkim seksownym pomrukiem. Ludzie Risa zwijali się na kamiennych ławach ze śmiechu, ale i część Wandali też się podśmiewała. Trójka młodych wojowników leżała u stóp Risa, który zakrył twarz dłonią.

- Nie miałabym nic przeciwko! - wykrzyknęła Gizelle, która oparła się o łańcuchy z rumieńcami na policzkach. Ris wzniósł oczy ku niebu.

- Dla ciebie wszystko, ale kiedy będziemy sami. - powiedział i mrugnął do niej.

- Drakanie, ja tu jestem! - powiedział na wpół zły, na wpół rozbawiony wódz.

- Oh, wybacz... - nie dokończył, bo zrobił szybko mostek bez podparcia rąk. {po prostu odchylił się bardzo, bardzo do tyłu dop. aut} Siekiera mignęła mu nad twarzą.

- Szczęka! - wydarła się Lara. - Chłopak w mgnieniu oka kopnął bruneta w szczękę, jednocześnie opierając się rękoma o kamienną podłogę i obracając ciałem. Drugą nogą pozbawił przeciwnika siekiery. Wstał z lekkim obrotem i ukłonem w stronę widowni Wilków, potem z kpiącym uśmiechem się ukłonił Stoikowi. Ich oczy się spotkały. Zasmucone z rozbawionymi. Smark dobył noża za pasa i zaszarżował na odwróconego placami do niego Drakana. Chłopak wiedział doskonale, że on biegnie. Zamknął oczy przed Stoikiem, który zacisnął dłonie na podłokietnikach i odchylił się w bok, nóż pojawił się obok niego, na wysokości klatki piersiowej. Złapał nadgarstek i zmiażdżył go, kilka kości chrupnęło. Sączysmark wypuścił nóż, który lecąc ostrzem w dół, został przechwycony przez szatyna w czasie lotu, przy użyciu drugiej ręki. Stoik wstał z tronu i podszedł do łańcuchów. Patrzył na osobę, w której widział potężnego i przerażającego człowieka. Poczuł wielką obawę przed Czkawką. Wypuścił pokiereszowanego bruneta, który padł na kolana i trzymał się za złamany nadgarstek. Szatyn sprawdził ostrze, czy jest na tyle ostre, kiedy uznał, że tak... Złamał je, rzucając z wielką siłą, smoczą siłą w skałę. Ostrze rozpadło się na trzy części. Wandale wydali okrzyk zaskoczenia. Wilki zagwizdały.

- Poddajesz się? - zapytał go. Jorgenson wstał pomału i zamachnął się z pięści. Szatyn zezwolił mu na cios. Trafił go w szczękę. Brunet stęknął. Złamał dwa palce na niej, a Czkawka ledwie ruszył się z miejsca. Stoik chwycił łańcuch zaniepokojony, ale kiedy ujrzał, że ten cios kompletnie nie zrobił na jego synu wrażania, zastygł w bezruchu. Szatyn lekko przejechał po niej dłonią. Wzruszył ramionami zobojętniały. - Usatysfakcjonowany? - zapytał spokojnie i z przerażającym opanowaniem, zaczął odwijać skórzany pasek z kłykci. - Chyba przez te trzy lata skupiłeś się na gównianym podrywaniu Astrid niż treningu. Nawet Urta mocniej i celniej uderza od ciebie. Wiesz, ile ona razy mi złamała szczękę czy nos? - zaśmiał się, ciepło na wspomnienie jednej z walk.

- Dokładnie dwanaście razy szczękę i dziewięć razy nos! - odpowiedziała.

- Dzięki, siostra! - machnął ręką nie patrząc na nią.

- Zrobił ci coś?

- Szczerze myślę, że Bork, by mi zrobił.

- Kusisz mnie Drak. Oj, kusisz. - odpowiedział chłopak - Nie proś.

- Ależ nie... Glucie jesteś w moich oczach nikim. - obrócił się i przyłożył chłopakowi w potylice. Sączysmark padł nieprzytomny na kamień. - No złaź na dół! Wiem, że chcesz.

- Dobra. Nóż na nóż. - szatyn uniósł dwa kciuki w górę.

- Drakan! - wykrzyknęła Ella i rzuciła w niego nożem, który sprawnie złapał. Z tym pokazem rozległy się ogromne brawa i okrzyki z obu stron. Stoik usiadł przerażony na słownictwo nastolatka.

- Dzięki! Pyskacz? - zwrócił się do przyjaciela.

- Wygrywa Drakan! - wykrzyknął - Jestem w szoku młody, że tak załatwiłeś Sączysmarka. To było...

- Przerażające, wiem.

- Nie, godne podziwu. - klepnął go w plecy. Ris podszedł do Ważkiego.

- Wodzu, co powiesz na małe pojedynki między naszymi ludźmi? - zapytał.

- Słucham? - otrząsnął się - Może być... - zgodził się i zacisnął szczęki - Risie, jak ten chłopak zyskał taką siłę? - wskazał na szatyna.

- Ćwiczył z Urtą, ze mną i paroma ludźmi. Refleksu nauczył się od smoków. - powiedział. Ris wiedział, co czuje Stoik. - Daj mu czas. - powiedział cicho. - Nie zmuszaj go. - Wódz Berk spojrzał na niego dziwnie, ale z ulgą.

- Dziękuje, że się nim zaopiekowałeś. - Brunet kiwnął głową. Na arenie zebrało się parę wojowników. - Może i my zawalczymy?

- Z przyjemnością. - wodzowie zeszli i ustawili się. Czkawka usiadł na beczce i pił wodę. Wszystko słyszał i był wdzięczny Risowi. Westchnął i podszedł do siostry, Elli i Borka, wdając się z nimi w rozmowę.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Suprise! 

Miałam wolne dziś, co mnie zaskoczyło, więc napisałam rozdział. Ale kolejny będzie w piątek. 

Do następnego

HQ-ś

PS. Trochę was rozpieszczam 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro