Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45. Wiry, odór i umiejętności

Przed wschodem słońca Czkawka zaczął budzić załogi i oporządzać smoki. Wilki morskie w ciszy i ostrożności wypchnęli wiosła i zaczęli wycofywać statki z zatoczki. Wrzeńce popchały okręty za dziobu. Współpraca się opłaciła i w kilka minut potężne Wilcze statki były gotowe do odpłynięcia. Lara jeszcze upewniła się, czy ze smokami wodnymi wszystko w porządku, po czym po na daniu sygnału ruszyli. Oddalali się nie zauważeni od Berk, co sprawiło ulgę jednej osobie, mianowicie Czkawce, który od razu po odpłynięciu wysunął się naprzód, by zrobić krótki rekonesans Cmentarzyska.

- Nieciekawie to wygląda, Mordko. - powiedział chłopak, kiedy ujrzał wielkie szpiczaste skały oraz statki na nich. - Okropnie ich dużo. - westchnął, po czym skupił się na wirującej wodzie między nimi. - Jakim cudem Ris będzie w stanie się tu zmieścić? - pokręcił głową na boki. - Obyśmy nie spotkali Burke i Viggo. - Szczerbatek zaryczał zgodnie ze słowami towarzysza. Obserwował bacznie wszystko wokół. - Mordko patrz tam. - wskazał palcem na jeden z nietypowych okrętów nabitych na trzy szpikulce. - To był chyba okręt jakiegoś wodza. Rozejrzyjmy się tam za chwilę. Teraz wracajmy do nich i złóżmy raport. - smok zrobił zgrabny łuk i przyśpieszyli.

- I jak?

- Szczerze, to jest potwornie ciasno, ale jeden za drugim się zmieszczą. Znalazłem jeden nietypowy statek, pewnie jakiegoś wodza. Na dziobie był potężny pysk smoka z mieczem w szyi. - powiedział zimno.

- Od niego zaczniesz. - powiedział wódz. - Tak jak ustaliliśmy. My nie wpływamy, tylko w ostateczności. Skoro nie ma jeszcze na miejscu Burke i Viggo, możemy działać w miarę spokojnie. Lećcie we trójkę na okręty, my zaczaimy się we mgle. - chłopak kiwnął głową i wskoczył na Furię. Lara i Gizella czekały na sygnał, który nastąpił wręcz natychmiast po w zniesieniu się szatyna.

- Co robimy? - zapytała fiołkowooka.

- Lecimy. - powiedział i trzy smoki w równej linii skierowały się do wirów.

***

- Cholera, gęsta ta mgła. - mruknęła Lara.

- Pilnujcie się. - oznajmiła Ella.

- Gdzie widziałeś ten statek, Drakan?

- Zaraz powinniśmy go widzieć. - po czym całej trójce ukazał się ów okręt. - Ja i Lara lądujemy. Gizella pilnuj góry, proszę. - dziewczyny kiwnęły głowami i wykonały polecenia. - Dobra Mordko, ostrożnie. - Smok wylądował delikatnie, tak samo, jak Biała Furia.

- Jak znikniemy w środku, nie krępuj się i używaj zmysłów.

- Taa... - po czym uważając na deski, weszli do środka. Było ciemno, ale nie na tyle, by nic nie wiedzieć. Czkawka skupił się na wzroku, słuchu i zapachu. Kiedy słaby odór zgnilizny dotarł do jego nozdrzy. Syknął i zatkał nos. - Ale smórd. - mruknął.

- Też go czuję, ale ty pewnie znacznie mocniej. - chłopak kiwnął głową. - Uważaj na liny. - powiedziała i ominęła jedną. - Coś czuję, że tu są pułapki.

- Też ma mam to odczucie. - westchnął przez usta. - Dobra, pierwsze drzwi. - złapał za zasuwę i pchnął. W wolnej ręce dzierżył Piekło, w razie obrony. Lara wyjęła topór.

- Zwykła kajuta, ale lepiej przeglądnąć te szuflady. - dziewczyna podeszła do pierwszej z nich i z lekkim trudem otworzyła ją. - Pusto. - w drugiej znalazła kilka kartek z wyblakłymi słowami. - Rozczytasz? - podała mu kartki.

- Spis zapasów. - odczytał - Płynny miód, woda i jedzenie. - spojrzał na drugą. - Spis broni. Miecze, topory, łuki. - odrzucił je. - Lepiej zajdźmy kajutę kapitana. - dziewczyna kiwnęła głową i wyszli z pomieszczenia. Poszli w głąb wraku, ostrożnie minęli dziurę w podłodze, pod którą ujrzeli spienioną wodę. - Zobaczmy te. - powiedział chłopak i złapał za uchwyt. Otworzył je gwałtownie i szybko, napinając mięśnie, czekając na jakiś ruch. Kiedy kurz trochę opadł, Czkawka pozieleniał i zakrył dłonią usta i nos. - Kurwa! - wycofał się i padł na kolana. Zwymiotował posiłek w postaci suszonego mięsa. Lara chwile potem zbladła i również pozieleniała na twarzy. Do jej nosa dotarł potworny zapach rozkładanego ciała. Zakaszlnęła i podeszła do brata.

- W porządku? - położyła dłoń na plecach i zaczęła je głaskać.

- Nie... - wycharczał i wypluł ślinę zmieszaną z wymiocinami.

- Trzymaj. - podała mu bukłak z czystą wodą. Szatyn przemył usta i gardło. Kiedy się uspokoił i zatkał nos. - Ludzie?

- Nie... Smoki. - powiedział ponuro i smutno zarazem. Dziewczyna tylko kiwnęła głowa i zajrzała do środka, zakrywając usta i nos. W jej oczach zalśniły łzy, jak tylko sobie pomyślała, że te biedne stworzenia zostały tu same, bez jedzenia i wody. Umarły w strasznych mękach, przepełnionych głodem i w klatkach. Ujrzała trzy małe zwłoki Strszaliwców przytulonych do siebie. Dwa Koszmary i trzy Śmiertniki Zębacze. Wszystkie były w fazie głębokiego rozkładu. Spojrzała na sufit i ujrzała kapiącą wodę z belek. Wilgoć doprowadziła do takiego stanu. Zamknęła drzwi, składając cichą modlitwę do Odyna, by zbłąkane dusze trafiły do dobrego miejsca w Walhalli.

- Czkawka? - spojrzała na bladą twarz zroszoną potem chłopaka.

- Okropieństwo. - powiedział ze ściśniętym gardłem. - Przez całą drogę żadnego trupa w postaci wikinga, nawet zasranych kości. Woleli ratować swoje dupsko i zostawić je na pastwę śmierci głodowej i samotności. - wygłosił tyradę, po czym wstał, ale zakręciło mu się w głowie. Lara szybko go podtrzymała.

- Uspokój się. Byliśmy gotowi na takie rzeczy. - powiedziała łagodnie, ale z odrobiną stanowczości w głosie - Znajdźmy kajutę kapitana i Oko. Artefakt na pewno w niej będzie. - Haddock kiwnął głowa i ruszyli dalej w głąb. - To chyba te. - wskazała na lekkie zdobienia na drzwiach. - Dziwne... Dlaczego tak daleko od wyjścia na górny pokład?

- Ostrożnie. - przypomniał szatyn, nim Lara złapała za uchwyt.

- Raz, dwa i trzy. - uchyliła lekko drzwi. Nic się nie stało. Otworzyła je mocniej i nagle coś pękło.

- Lara! - krzyknął i ze swoją smoczą szybkością odepchnął dziewczynę spod opadającego topora. Oboje wpadli do środka. Czkawka wylądował na Larze. - Nic ci nie...

- Wszystko gra, a ty? - przerwała mu i dokładnie przyjrzała się twarzy.

- W porządku. - zszedł z niej i pomógł wstać. Oboje nie po czuli się ani trochę skrępowani. Często podczas walki leżeli na sobie przez różne upadki i podcięcia, ale mimo wspaniałej koordynacji ruchowej w czasie walki, to w codziennych sprawach potrafili się potknąć o własne buty - Miałaś rację, na szpikowane pułapkami. - otrzepali się z kurzu. Do uszu Czkawki dotarł ryk Szczerbatka.

- Wszystko w porządku Mordko! - krzyknął. Smok uspokoił się na tyle, by nie wskoczyć do środka. Czekał przy wejściu, gdzie zniknęli jeźdźcy. Luminosa leżała i wpatrywała się w ciemną toń, jednocześnie nasłuchując, od czasu do czasu rzucała okiem na Grzmota i Gizellę.

- Dobra, to jest okropne. - powiedziała zniesmaczona dziewczyna. Czkawka uniósł wzrok i zmarszczył w obrzydzaniu brwi. Na ścianie były przymocowane głowy trzech smoków. Wrzeńca, Wandersmoka i Koszmara. - Zajdźmy dziennik kapitana i Oko. - nastolatki bez słów zaczęli bardzo ostrożnie przeszukiwać kajutę. - Czkawka, znalazłam coś. - chłopak podszedł do niej.

- To przypomina jakąś soczewkę... - pionowe, lekko świecące oczy spojrzały na Larę. - Smocze Oko musi tu gdzieś być. - powiedział z zapałem. - To jest od niego, na pewno. - podsunął pod nos Urty znalezisko, po czym dokładnie schował w kombinezonie. Wrócili do szukania. Po kilku minutach bezowocnych już poszukiwań stanęli na środku pomieszczenia. - Nic, a ty?

- Mam dziennik, ale Oko musi tu być... Czkawka. - nagle do głowy Urty przyszła myśl - A może jest, tylko że ukryte. - Oboje rozglądali się po pomieszczeniu.

- Przydałoby się więcej światła. - westchnął. W tej samej chwili usłyszeli znajomy pomruk.

- Szczerbek! Doskonale. - uśmiechnęła się. - Rozświetl pysk, proszę. - smok natychmiast to zrobił. Kajuta rozjaśniła się na fioletowo. - Teraz to można pracować i szukać. - Dobra, wszystkie półki, szuflady i inne meble z głowy. Stanęła przed biurkiem kapitana i rzuciła okiem na wszystko. Spojrzała na szafę, która była dziwnie ustawiona w stosunku od reszty mebli. Statek był lekko przechylony, więc i meble też powinny, ale nie ta szafa. - Drakan? - szatyn podszedł i spojrzał w tym samym kierunku.

- Dziwne... - podszedł do niej i zaczął dokładnie dotykać, każde zdobienie, po czym od czasu do czasu zapukał w ściankę obok mebla. - Lara, tu jest pusto. - powiedział i odsunął szafę, która zazgrzytała przeraźliwie i jakby trochę mechanicznie. Wrócił do oglądania i dotykania. W końcu nacisnął ją. Ku zaskoczeniu swoim, jak i pozostałej dwójki, ukryte drzwiczki otworzyły się. - Jest! - wykrzyknął zadowolony i złapał bezmyślnie za walec, niestety coś kliknęło. Chłopak oberwał trzema strzałkami. - Cholera. - warknął i wyrwał je z ramienia.

- Daj mi je. - nakazała dziewczyna. Kiedy je otrzymała, powąchała je, następnie polizała grocik. - Zatruta. - splunęła - Tobie nic nie zrobi. Twój organizm zaraz ją spali. Możesz zaraz poczuć lekkie kręcenie w głowie i zrobi ci się niedobrze.

- Cholera. - złapał się za nasadę nosa i brzuch. - Schowaj Oko, do torby. - podał jej urządzenie, po czym lekko chwiejnym krokiem podszedł do smoka. Ten raz-dwa wyprowadził ich z pomieszczenia.

- Macie?! - wykrzyknęła z góry Gizella.

- Tak! - odpowiedziała jej Lara. Nagle statek zaczął się niebezpiecznie trząść. Słychać można było łamie desek.

- Szybko na smoki! - wykrzyknęła Gizella. Lara wskoczyła na Lumi. Szczerbatek w ostatniej chwili poderwał się do lotu, nim wrak wpadł do wody i zniknął w wirującej toni. - Nic wam nie jest?

- Wszystko w porządku. - powiedział lekko blady na twarzy chłopka. - Miałem bliskie spotkanie z martwymi smokami i zatrutymi strzałkami. - powiedział smutno na wzmiankę o gadach.

- Niech dusze trafią w objęcia Odyna. - powiedziała od razu Gizella, o nic więcej w tej sprawie nie pytając. Widziała, że Lara dobrze zaopiekowała się nastolatkiem. - Wracajmy lepiej. Nie wiadomo czy Burke z Viggo dopłynęli.

- Racja. - zgodził się z nią. - Lepiej bądźcie w gotowości i lećcie czujnie. - klepnął odruchowo Szczerbatka po szyi.

- Wypij to. - podała mu fiolkę. - Zredaguje mdłości i zawroty głowy. I na wszelki wypadek wypij odtrutkę na Smoczy korzeń. - szatyn wyjął odpowiednią fiolkę i odkorkował obie, po czym wypił, krzywiąc się na ich smak. - Lumi... - smoczyca otworzyła pysk, by jej przyjaciółka mogła wlać lek. Pozostała dwójka zrobiła to samo ze swoimi gadami. - Powinna działać do dwóch godzin. - schowała cztery puste fiolki do torby.

- Gotowi? - szatynka poprawiła zaciski na nogi i dobyła łuku. Ella poprawiła kusze na siodle i topór na plecach.

- Tak. - po czym udali się w kierunku Wilczych okrętów.

- Kurwa! - warknął - Są. - powiedział. Smoki rozdzielili się, by zaatakować trzech różnych stron. - Mordka potraktuj ich plazmą. - smok od razu skumulował pocisk i wystrzelił wprost w maszt wrogiego statku. W tej samej chwili Luminosa wystrzeliła swój i trafiła w drugi maszt. Statek już nie zdoła sam płynąć. Viggo obserwował czujnie mgłę, ale nie miał pojęcia, z której strony wystrzeliły pociski. W tej samej chwili obok niego padł martwy wiking. Zmielił pod nosem przekleństwo i skrył się za beczkami. Załoga Wilczych okrętów trzymała się na razie doskonale. Szóstka Wrzeńców nie dopuściła wrogów do zbliżenia, kilku dryfowało już wodzie bez życia, z licznymi poparzeniami. Tego Czarcioustny nie przewidział, że Ris zmusi smoki do walki, ale i tu się mylił, to nie był przymus, tylko zwykła prośba, nie wodza, lecz Drakana. - Viggo, co za miłe spotkanie! - krzyknął chłopak, siedzący na skale, tuż za mgłą. Brunet nie mógł go dojrzeć.

- Drakan! - warknął - Ukaż się, tchórzu! - chłopak zaśmiał się głośno. W tej samej chwili strzała wbiła się w nogę Viggo, ten zaryczał z bólu. Strzała ta została nasączona jadem paraliżującym Potrójnego Ciosa. - Co ty mi zrobiłeś?! - wydarł się. W jest samej chwili, wskoczył na dziób okrętu, a w ręce dzierżył odpalone piekło.

- Spóźniłeś się. - powiedział zimno. - Nic nie znaleźliśmy. Przeszukaliśmy praktycznie każdy napotkany statek. W żadnym nie było Oka. Przypłynęliśmy tu na darmo. - kłamał jak z nut.

- Nie wierzę ci. - powiedział już spokojnie. - Co mi zrobiłeś? - zapytał.

- To tylko zioła paraliżujące. - odparł lekceważąco i wpatrzył się w płonące ostrze.

- Znalazłeś. - warknął, kiedy zobaczył lekki uśmieszek na ustach szatyna.

- Nie. - powiedział stanowczo. - Nic nie znalazłem, prócz paru martwych wikingów i smoków, ale proszę bardzo, wpływaj sobie tam. Powodzenia. - dodał do słowa sarkazm - Z lotu smoka jest o wiele lepiej. - uśmiechnął się kpiąco. W tej samej chwili Ryker wystrzelił z drugiego statku sieć wprost na skały. - Marnujesz sieci, wiesz? - uśmiechnął się kpiąco. Brunet zacisnął zęby.

- Jak się tu dosieliście, tak szybko?

- Oj... Ty chyba dobrze wiesz, jak. - powiedział i zbliżył się do leżącego mężczyzny. - Moja rada wpłyń tam i umrzyj. - po czym zagwizdał i wyskoczył za burtę. Pod nią już był Szczerbatek. Zielonooki wiedział ile czasu potrzeba, by trucizna przestała działać. Nagle rozległ się pisk, a potem plusk. - Leć do niej. - powiedział do smoka. W jedną z sieci dostała Ella. Grzmot był cały czas powietrzu. Sieć wpadła do wody, a z nią nurkujący szatyn. Dobył sztyletu i zaczął przecinać grube więzy. W ustach poczuł smak krwi. Ella była ranna. W tej samej chwili do wody zostały wstrzeliwane strzały. Drakan unikał ich, ale dwie trafiły. Jedna w lewą łydkę, druga w prawie ramie. Wolał być ranny, niż żeby Gizella oberwała. Widział, że dziewczyna traci pomału przytomność, ale nie poddawał się. Po kilku cięciach udało mu się wyciągnąć złapaną. Ujrzał Wrzeńca, pod statkiem od razu tam podpłynął. Ten pozwolił sobie na to, żeby usiedli na jego grzbiecie. Wodny smok, szybko przepłynął pod wrogimi statkami i wypłynął na powierzchnie pomiędzy Wilczymi Okrętami. Oboje zaczerpnęli głośno powietrza. Brunetka zaczęła kaszleć i wypluwać wodę. - Ella! - Szybko skierował jej głowę na bok. - Już spokojnie. - dziewczyna zaczerpnęła powietrza. - Już?

- Tak. Wszystko w porządku... Drakan! - ujrzała dwie strzały, z czego jedna została złamana.

- Nic mi nie jest. - wyszarpnął oba groty, sycąc pod nosem, po czym zagwizdał dwukrotnie. Jednym był sygnał dla Szczerbatka, drugim dla Grzmota oba smoki zleciały do swoich jeźdźców. Oboje skoczyli na grzbiety. Córka wodza wróciła na Wicher, a Czkawka poleciał w drugą stronę.

- To nie było zbyt miłe, Ryker. - zagrzmiał głos Czkawki. Chłopak cisnął ze smoczą siłą sztylet prosto w udo. Ostrze wbiło się po samą rękojeść. Po czym dobył piekła i wymienił w nim śluz Koszmara. Ostrze zapaliło się, a pół smok wylądował na pokładzie. Cieszył się, że założył uprzednio maskę, bo młodszy brat Viggo zesrałby się w spodnie ze strachu, widząc twarz. Natychmiast ruszył do ataku. Przeciwnik był w szoku, kiedy chłopak z nieludzką szybkością atakował go. W pewnej chwili rozległ się gardłowy i mrożący krew ryk bólu. Na deski pokładu padła lewa dłoń Rykera. - Zapamiętaj chuju. Moi przyjaciele i bliscy są nietykalni. - warknął mu prosto w twarz i znokautował jednym ciosem pięści w szczękę, łamiąc mu ją. Po czym wskoczył na Szczerbatka i wylądował na drugim statku, gdzie Viggo dochodził do siebie. - Masz ostatnią szanse Viggo, na odpłyniecie, albo cię kurwa zajebie. - powiedział spokojnie, ale w tym głosie nie było nic z ciepłej nuty. Była tylko lodowata obojętność i pewność tego, że to zrobi.

- Myślisz, że już wygrałeś. - odparł. - Ale możemy się dogadać...

- Wygrałem i nie interesują mnie twoje oferty. - powiedział pewnie i uniósł prawą rękę do góry. W tej samej chwili obok jego głowy świsnęła strzała i wbiła się między nogi Viggo. - Moja przyjaciółka trafi cię, nawet nie będziesz wiedział kiedy. Jej celność jest potężna. - cofnął się, oddalając się do wroga. Nagle kusznik zwolnił bełt z cięciwy. Czkawka złapał go obok prawego ucha. Viggo zbladł na ten pokaz zręczności i szybkości. - Zapamiętaj moje słowa, Viggo Czarciousty, że tam, gdzie będzie się działa krzywda smokom, tam i zjawię się ja. Nie będę litościwy. Będę zabijał każdego, który wyrządzi umyślenie krzywdę smokom. Do następnego spotkania i powadzenia w poszukiwaniach niczego. - Po czym został pochwycony przez Nocną Furię i wylądowali na Wilczym Wichrze, gdzie Burke zaczął przegrywać z Risem w walce.

- Draknie! - zagrzmiał Degar. Chłopak ujrzał, że mają lekkie kłopoty z łowcami Kości. Chłopak natychmiast rzucił kilka sztyletów, które ocaliły trzech członków załogi przed niechybną śmiercią. Szatyn stanął obok mężczyzn.

- W porządku?

- Tak. Dziękujemy.

- Gdzie córka wodza?

- Pod pokładem była strasznie osłabiona. Korar jej pilnuje i jej smok.

- To dobrze. Dziękuję Degar. Wyrzućmy to. - wskazał na trupy piątki wrogów. Wikingowie bez słów pozbyli się ich. Na ich twarzach gościła tylko pogarda i zniesmaczenie.

- Precz! - rozgrzmiał tubalny głos Risa, którym przepędzał wrogów.

- Jeszcze cię zabiję Ris! - wykrzyknął ranny w bok Burke. Czkawka szybko ocenił sytuację i zawołał Wrzeńce. Smoki natychmiast podczepiły się i zaczęły odciągać okręty z dala od wrogów.

- Kapitanie! - wykrzyknął jeden z ludzi Risa. - Kadłub został uszkodzony. Przecieka. - oznajmił.

- Cholera jasna. - warknął. - Kurs na Berk. - zadecydował, po kilku sekundach. - Wybacz Draknie, ale...

- Schowamy się pod kadłubem. W nocy odlecimy na wyspę, byście nie musli się tłumaczyć.

- Dziękuję chłopcze. Urta powinna cię opatrzyć. - wskazał na krew, barwiącą mokry kombinezon.

- Ja to nic... Ma teraz ręce pełne roboty z załogami. - wskazał na Kła, gdzie opatrywała właśnie dwóch wikingów.

- Drakanie, dziękuję za ocalanie mojej córeńki.

- To mój obowiązek wodzu. - powiedział oficjalnie. - Nie pozwolę, aby coś jej się stało. - Ris klepnął go lekko po ramieniu, ale i tak się skrzywił, bo akurat była to ranna ręka. - Pójdę do niej.

- Dobrze, ja z chłopkami postaramy się zatamować dziurę na tyle, ile się da. - oboje ruszyli pod pokład, gdzie jak się okazuje Gizella i Korar już zaczęli prace przy dziurze.

- Ella, odsuń się. - powiedział kapitan i przejął od niej deskę, którą starała przybić.

- Tato. - odetchnęła z ulgą. - Nic ci...

- Mnie mało co rusza. - przerwał jej i zajął się deską, którą z pomocą dwóch innych mężczyzn przybił. Część wody już została powstrzymana przed wlewaniem się do wnętrza. - Korar, deska. - kilka sekund później w ręku wodza pojawiła się kolejna i ta również została przybita. Czkawka zabrał Elle i zajął się nią.

- Wszystko w porządku Drakan?

- Tak. Jesteś lodowata. Musisz się ogrzać. Grzmot, Szczerbatek. - przywołał smoki, które rozłożyły skrzydła i owinęły się wokół ciał nastolatków, tworząc ciepły kokon. Oboje przytulili się do o swoich gadzich przyjaciół i tak samo odetchnęli. - Płyniemy na Berk. - powiedział po chwili milczenia.

- Co? - dziewczynę zatkało. - Przecież oni cię...

- Ukryjemy się na wyspie mojej i Lary, ty też lecisz. - powiedział definitywnie.

- Pozwolisz...

- Nie widzimy przeszkód. Już wcześniej o tym myśleliśmy.

- Dziękuję Czkawka. - wyszeptała i złapała go za rękę.

- Czkawka!? Gizella!? - wykrzyknęła Urta.

- Tu jesteśmy! - odezwał się głośno. Rudowłosa szybko ich dopadła. Szczerbatek uchylił skrzydło i wpuścił ją do środka.

- Coś się stało? Jesteś blada. - zaniepokoiła się brunetka.

- Lumi została ranna. - teraz to Czkawka zbladł.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

No rozdział wpadł kolejny i to dość szybko, prawda Yo-Yona ?

Dzięki za dmuchanie mi w kark ;) Dziękuję za miłą pogawędkę

Pozdrawiam Wszystkich i rozsądnego głosowania życzę(co z tego, że obaj kandydaci są tacy o).

HQ-uś

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro