44. Część sukcesu
- Czkawka! - krzyknęła Gizella z Kła. Chłopak zwrócił głowę w jej stronę. Gestem ręki pokazała, żeby zmienił statki. Szatyn wskoczył na Lumi i raz-dwa znaleźli się na pokładzie. Jak tylko wylądowali, na Czkawkę padł Szczerbatek, zwalając go z nóg.
- Hej! Mordko! Złaź... Ohyda. - nastolatek został brutalnie zaatakowany przez gorący i oślizgły język Nocnej Furii, która stęskniona za swoim jeźdźcem nie mogła sobie odpuścić... Ale to jedna strona medalu smoka, mianowicie to też zemsta za perfidne zostawienie go na innym statku, kiedy on siedział na drugim. Po kilku okrzykach, późniejszych błagań i na końcu przeprosinach smok łaskawie z niego zszedł i z dumnie uniesioną głową usiadł. Czkawka za to podniósł się do pozycji siedzącej, a ręce uniósł do góry, na wysokości ramion. Z cichym plaskiem ślina kapała z nich. - Jesteś obrzydliwy. - warknął w jego stronę i zaczął z ciężkim oporem ściągać kostium, z czarnej skóry i ochraniacze na przedramionach. - Wszystko się lepi. - wzdrygnął się. - Wredny, paskudny drań. - wyrzucał z siebie nieszczere słowa, które na smoku kompletnie nie robiły wrażenia. - Niewdzięczne smoczysko. Idź się utop. - mruknął - Luminosa, bądź od tego idioty mądrzejsza i wyłów mnie. - powiedział do zirytowanej zachowaniem swojego krewniaka smoczycy i kiwnęła łbem. Chłopak zanurkował w ciemnozielonej toni i zaczął trzeć strój, by pozbyć się śliny, po czym przywiązał do ramienia mokry ubiór i sam zaczął się szorować ze śliny. Mruczał co chwila przekleństwa i wyzwiska w smoka, który patrzył ze statku na swojego wściekłego przyjaciela. Po kilku sekundach rozległ się gwizd, a Biała Furia wzbiła się powietrze, po czym podlatując do człowieka, złapała go za wystawioną rękę. - Dziękuję Lumi. - podrapał ją za uszami. Szczerbatek poczuł lekką skruchę i robiąc swoje piękne oczka, podszedł do mokrego Czkawki, który akurat wyciskał wodę poza balustradę. - Spadaj. W dalszym ciągu jestem na ciebie zły. - mruknął, kiedy smok go leciutko potracił nosem w plecy. Zrobił to ponownie i wydał z siebie ciche skamlenie zmieszane z pomrukiem. - Co, przepraszasz mnie? Coś podobnego Mordko? - użył dozy sarkazmu, ale przy określeniu smoka głos już przestał być aż tak sarkastyczny. Ta zmiana głosu ucieszyła smoka i zaczął się ocierać o jeźdźca jak kot. - Bo wypadnę zaraz za... - nie dokończył, bo smok stanął na dwóch łapach i pochwycił go górnymi, po czym Szczerbatek przechylił się na plecy, co za tym szło jego dwunożny przyjaciel, wylądował na jego ciepłym i mięciutkim brzuchu. - Szczerbatek... - powiedział, ale głos był lekko zduszony, przez skrzydła, którymi owinął go. Wszyscy, którzy patrzyli na zaistniałą scenę, po prostu się zaśmiali i machnęli rękoma na ich zachowanie. Cała załoga była już przyzwyczajona do tego widoku, ale za każdym razem wywierała wrażenie do mocy więzi między tą dwójką. - Dobra, tak jest mi wygodnie i ciepło. Może ci wybaczę. - przytulił się do jego brzucha i pozwolił spiętym z zimna mięśniom rozluźnić się, co powodowało lekkie mrowienie i dreszcze. Dolegliwości szybko minęły, zastępując je ciepłem i pełną relaksacją. - Dobra Mordko już się rozgrzałem. - powiedział i poklepał dłonią brzuch, po czym zaczął go drapać swoimi smoczymi pazurami. Szczerbatek zaczął mruczeć zadowolony. Chłopak uważał, by nie zranić miękkiej i delikatnej skóry. Po chwili smok uwolnił z uścisku przyjaciela, który lekko się przeciągnął i przejechał dłonią po wilgotnych włosach. Podniósł z pokładu górną część kombinezonu. - Ma ktoś pożyczyć coś? - wykrzyknął, zawracając się do wszystkich. Kilku buchnęło śmiechem. Gizella podeszła do Czkawki, wręczając mu narzutkę. - Dzięki. - uśmiechnął się do niej i narzucił ją na siebie. - A teraz gadzie ty, osusz mi ją. - Szczerbatek podniósł paszcze, która rozświetliła się na fioletowo. Ze środka uderzyło w szatyna ciepło. Szybko rozwinął strój i podstawił pod źródło ciepła. - Wytrzymaj, ile zdołasz, nie przemęczaj się. - powiedział odruchowo.
- Nie potrafisz się na niego zbyt długo gniewać, hym? - powiedziała Ella.
- Może... Wredny gad z niego, ale to mój przyjaciel, jak nie smoczy brat. - dziewczyna zachichotała na to określenie.
- Z Grzmotem mam podobnie, ale to i tak przebrzydła bestia. - podniosła głos, by smok ją usłyszał. Owszem usłyszał ją i zareagował sarkastycznym parsknięciem z pyska. - Widzisz?
- A widzę. Jak już mówiłem, pasujecie do siebie idealnie. - Dziewczyna wiedziona jakimś impulsem zabrała z oczu chłopaka niesforne kosmyki i przeniosła je na górę. Jej ręka zatrzymała się gwałtownie, przed jego oczami.
- Ja... Wybacz. - zabrała szybko rękę, a na jej policzkach pokazał się delikatny róż.
- Nie przeszkadza mi to. - powiedział i uśmiechnął się do niej, samemu się przybliżając. W tej chwili stykali się ramionami.
Tymczasem na Wichrze Urta uśmiechała się z satysfakcją.
- W końcu. - powiedziała.
- Stawiam beczkę piwa, że po powrocie się cmokną. - powiedział Degar.
- Pocałują się jeszcze przed powrotem. - odparła z uśmieszkiem. Korar westchnął i pokręcił głowa na boki. Ris za to był bardzo zadowolony. W jego łepetynie już grała udana wieczerza ożenku i potomstwo. Nie uszedł ten uśmiech Korarowi, który oddalił się od wodza i stanął obok hazardzistów.
- Dorzucam do puli dwie beczki, że Ris od razu po powrocie oznajmi całej wiosce, że ta dwójeczka jest razem. - powiedział cicho, by wódz tego nie usłyszał. Cała trójka zgodziła się.
***Trzy Dni Później. Zachód słońca***
Czkawka wyszedł na maszt i obserwował horyzont. Tam na górze nie musiał ukrywać smoczego "ja". Dzięki wzrokowi ujrzał zarys wyspy, tak dobrze mu znanej. Wiedział, że z poinformowaniem innych musi zaczekać, co najmniej kilka minut. Był bardzo zadowolony z okoliczności i pory dnia.
- Widzisz coś Czkawka? - zapytał Erm, kapitan Kła?
- Jeszcze nie! - skłamał. Odczekał jeszcze z dwie minuty i... - Widzę wyspę! - wykrzyknął i pokazał palcem na nią. - Erm wydał rozkazy, by zgasili wszystkie światła. Kiedy na kle zaczęło znikać żółte światło świec, Ris wydał ten sam rozkaz. Czkawka zsunął się po linie i wskoczył od razu na Szczerbatka. Podleciał do Wrzeńców z poinstruowaniem ich o zaistniałej sytuacji. Po czym to samo zrobił z pozostałą trójką na drugim statku. Lara wskoczyła na Luminosę i była w pogotowiu. Gizella schowała się z Grzmotem pod pokład, gotowa do ataku, jeśli takowy by się przydarzył. Statki zbliżyły się do siebie, by być w zasięgu głosu, Czkawka instruował smoki, gdzie mają płynąć. Teraz statki i załogi były zdane na los czterech Wrzeńców i dwóch Furii wraz z ich jeźdźcami. Nikt nie robił żadnego problemu, wszyscy wykonywali polecenie wręcz z natychmiastowym skutkiem. Na okrętach nie było słychać żadnego ludzkiego głosu, prócz Czkawki.
Kilka minut później przed wszystkimi wyłonimy się klify wielka wyrwa między nimi. Wolne Wrzeńce pilnowały odsłoniętych boków i warknięciami, zmieszanymi z bulgotaniem kierowały ludzi, by się odsunęli od skał. Wikingowie i smoki bez wahania ze sobą współpracowali, że po kilku chwilach zacumowali. Okręty zostały doskonale okryte przed wzorkiem Wandali i Łowców Kości oraz Smoków.
- Doskonale. - mruknął Ris i podszedł do dziobu. - Doskonała robota Wrzeńce. Jako wódz dziękuję. - smoki zabulgotały zadowolone i lekko zaskoczone. Czkawka i Lara zanurkowali w wodzie i odpięli uprzęże.
- Dziękujemy za pomoc. Czy wszystko jest w porządku? - spytała i dokładnie obejrzała każde miejsce styku uprzęży ze skórą smoków. - Hej... Dlaczego nie powiedziałaś, że cierpisz? - zauważyła całkowicie inną ranę, na prawym skrzydle. W jej słowach wyczuć można było zawód do samej siebie i skruchę do smoczycy. - Proszę, pozwól mi pomóc. Obiecuję, że nic ci nie zrobię. - powiedziała, a w jej brązowych oczach tlił się smutek i pewność. Smoczyca liznęła ją językiem po twarzy i obróciła się raną do niej. - Lumi! - przywołała Furię. Ta za pomocą pyska ściągnęła torbę z siodła i podła ją - Mogę? - wskazała na torbę i grzbiet. Smoczyca natychmiast zniżyła się. - Dziękuję. - szybko wyciągnęła z torby zioła i opatrunek. - Słona woda oczyściła ranę, więc wystarczy, że posypię tym proszkiem. Spowoduje to mrowienie. A teraz zażyj te zioła. Uśmierzą ból. Wsypała je do bukłaka ze słodką wodą. Wrzeniec pochyliła głowę i pozwoliła sobie wlać do pyska mieszaninę. - Poczekajmy chwilkę. - powiedziała i zanurzyła swoją głowę w wodzie, po czym zgarnęła mokre włosy na plecy, by jej nie przeszkadzały. W tej samej chwili inny Wrzeniec podpłynął i ku zaskoczeniu Lary podniósł ją. - Dziękuję bardzo. - poklepała go wolną ręką po szyi. W drugiej miała już proszek. - Postaraj się nie zanurzyć od razu rany w wodzie. - powiedziała do rannej. Smoczyca lekko się spięła, ale była gotowa na dalszy przebieg. - Uwaga. - po czym sypnęła. Ranna drgnęła, ale nie zmieniła swojego położenia w wodzie, a nawet uniosła się jeszcze wyżej. Cała trójka usłyszała syczenie, dochodzące z rany. - Boli? - przeczący bulgot. - jeszcze chwilka. Dobrze. - powiedziała i zabrała torbę - Zanurz się. - polecenie zostało wykonane, po proszku nie było śladu. Rana została zasklepiona. Urta z powrotem umieściła torbę na grzbiecie smoczycy i otworzyła pojemnik z maścią. - Pomoże w gojeniu. - wyjaśniała i posmarowała ranę. Po krótkim zastanowieniu nałożyła jeszcze jedną warstwę i zabandażowała ranę. - Daj jej dzień lub dwa, a potem po prostu zerwij zębami opatrunek. - pogłaskała ją po szyi. - Dziękuję. - zwróciła się do smoka, który ją podniósł. Ten ją delikatnie zsunął do wody. Torbę wcześniej zabrała Luminosa na pokład. - Pytam się jeszcze jeden raz, czy żaden z was nie ma ran? - zapytała do wszystkich Wrzeńców. Żaden nie wypłynął. - Dziękuję. - uśmiechnęła się jeszcze jeden raz - Odpocznijcie. Tam podajże są skalne półki. - wskazała na ów miejsce. Część z nich udała się w to miejsce. - Ty nie płyniesz? - zapytała, ale odpowiedź zyskała wręcz natychmiast. Ranna smoczyca owinęła swoją długą szyję wokół tali Jeźdźczyni, wyrażając wdzięczność. - Ależ nie ma za co moja droga. To moja powinność i robię to z przyjemności. - poklepała ją po głowie. - Hej! Co robisz? - zaśmiała się, kiedy została podniesiona z wody. - Dziękuję bardzo! - Urta złapała się sieci i wdrapała się dzięki niej na pokład. Smoczyca puściła parę z ust i popłynęła do, jak się okazuję, jej wybranka, bo położyła swój łeb na jego grzbiecie, tak samo zrobił samiec.
- Dobra to urocze. - mruknął Czkawka i podał Urcie grubą narzutę ze skóry, pokrytą futrem.
- Owszem i to bardzo. - uśmiechnęła się na ten widok.
- Coś poważnego?
- Nie, lekkie draśnięcie, może skała. Rana bardzo płytka, ale przez wodę nie mogła się zasklepić.
- Jak dobrze mieć ciebie. - mruknął i złapał ją za ramię.
- Wiem. - uśmiechnęła się wcale nie skromnie, na co Czkawka parsknął.
- Wredna.
- Dziękuję. - odparła i zaczepiła go łokciem.
- Lara, co się stało? - zapytała Ella, przylatując na Grzmocie.
- Jedna ze Wrzeńców była ranna. Zajęłam się draśnięciem.
- Ulga, myślałam, że te liny robią jednak szkodę.
- Nie ma żadnych otarć, co mnie bardzo ucieszyło. - odparła.
- Przebierz się. - podała jej spodnie i koszulkę. - Mamy podobny rozmiar. - puściła oczko.
- Dzięki ci o wielka wybawczyni. - pochwyciła tobołek i zniknęła pod pokładem.
- Czkawka?
- Co tam?
- Zazdroszczę ci? - tymi słowami wprowadziła chłopaka w dezorientację.
- Co?
- Ty i Lara. Wasza więź. Jestem w szoku, że wy nie jesteście razem.
- Gizella. - złapał ją za dłoń - To by było zbyt nudne. - Oboje kochamy smoki, oboje chcemy je chronić, oboje walczymy, wręcz identycznie, jedyne co nas różni, to płeć. - zaśmiał się - No i kowalstwo, w tym to nawet ona mnie nie pokona. - uśmiechał się szeroko. - A co za tym idzie, Bork zdobył jej serce.
- Wiem o tym. - kiwnęła głową - Ale wasze zachowanie jest naprawdę mylące. - w tej samej chwili Czkawka parsknął śmiechem, że aż zatkał usta. Ella popatrzyła na niego zirytowana.
- Przepraszam cię najmocniej, ale patrzę na te klify i wyobraziłem sobie miny mojego rocznika z tej wyspy, jak dwie śliczne panie się do mnie przymilają i flirtują. - w tej samej chwili brunetka sama zaczęła się śmiać.
- Wybaczam i trzeba będzie tak kiedyś zrobić. - otarła łzę z kącika. - Mina tej... Astrid, tak? - chłopak kiwnął potwierdzająco - Będzie bezcenna. A wielkie "o" od tego Sączygluta?
- Sączysmarka. - poprawił ją.
- Sączysmarka będzie jak dobry trunek lejący się w gardło.
- Oj, tak. Z zawłaszcza, że obie jesteście piękne i pełne kobiecości. - sugestywnie podskoczył brwiami i luknął na piersi. Dziewczyna zachichotała i trzepnęła go w ramię - Obie wspaniale władacie bronią i wasze spojrzenia potrafią zamrozić. - Ella, słysząc taką salwę komplementów, mocno się zarumieniała i ścisnęła troszkę mocniej dłoń, ale wciąż miała szeroki uśmiech.
- Dziękuję Czkawka. - po czym ziewnęła dyskretnie. - Śliczny księżyc. - mruknęła i spojrzała na mocno świecący sierp.
- Nie przeczę, jest piękny. - westchnął wpatrzony w niego. Nawet nie spostrzegł, jak Gizella oparła głowę o jego ramię. Lara stała na tyłach i z lekkim uśmiechem. Słyszała ich rozmowę, jak i część załogi, ale wszyscy mieli na tyle taktu, że udawali, że nie słyszą bądź ignorowali ich słowa.
- O tak... Zrobimy to... - powiedziała niesłyszalnie, nawet Czkawka jej nie usłyszał. - Dołożymy do tego trening z gołą klatą. - w jej szatańskim umyśle rodził się plan pogrążenie we wstydzie i zazdrości rocznik Berk.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Hej! Hej! Hej! (Jak Bokuto XD, się witam)
Okay sytuacja się rozkręca, jak i zakład (hehe) Jestem ciekawa, jak wy sądzicie o tym ciekawym zakładzie? Piszcie, jestem ciekawa waszego zdania i opcji. A może nawet się wstrzelicie w moją koncepcję.
A teraz obstawiajcie, kto wygra piwko i ile:
Lara:
0
1
2
3
Degar:
0
1
2
3
Korar:
0
1
2
3
Liczę na dużą ilość spamu w powiadomieniach
Do napisania
HQ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro