Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43. Co za szybkość!

***Czkawka***

Szatyn jęknął z bólu, został muśnięty falą dźwiękową. Szczerbatek natychmiast zainterweniował i ryknął ostrzegawczo na obcego smoka.

- Nic mi nie jest Mordko. - stęknął i wstał, lekko się chwiejąc. Zobaczył, że jego ramię poważnie krwawi. - Lara mnie za sztyletuje. - mruknął i oderwał kawałek czarnego materiału z koszulki. Owinął nim ranę. - Hej, spokojnie kolego. - zwrócił się do zdenerwowanego smoka. - Pięknie Gromogrzmot. Fart. - szepnął - Hej, spokojnie nic ci nie zrobię, ani mój przyjaciel. - dotknął uspokajająco łuski Furii na grzbiecie i wyszedł przed nią. - Nie gniewam się. Miałeś prawo mnie zaatakować, bo wszedłem na twój teren bez żadnej zapowiedzi. Wybacz mi ten błąd. - uniósł dłonie w pojednawczym geście. - Nie mam broni. - zmienił oczy. - Nie zrobię ci krzywdy. - mówił i delikatnie podchodził do smoka, który co rusz parskał i warczał. - Sprawdź mnie. - powiedział i rozłożył ręce po bokach. Niebiesko-zielony jaszczur zmrużył żółte ślepia, ale ostrożnie podszedł do człowieka. Już koło metra wyczuł od niego dziwną woń. Podszedł jeszcze bliżej i zapach uderzył w niego dużą falą. Czuł smoka i nie smoka. Zamruczał i się uspokoił. Spojrzał na cieknącą krew z palców. - Nic mi nie będzie. - uśmiechnął się - Jestem Czkawka, a to jest Szczerbatek. Zapewne widziałeś, że rozmawiam z tym Wrzeńcem. Poprosiłem go o pomoc w szybszym przepłynięciu statków przez wody. Czy może też byś zechciał mi... Nam pomóc? Statki będą pełne wikingów z tej wyspy i broni, ale żaden z nich nie podniesie ostrza na smoka. - podkreśli ostanie słowa. Gad spojrzał na niego nieufnie. - Nie zmuszam do pomocy, tylko pytam. Jeśli jednak się zdecydujesz, miło będzie mieć jeszcze jedną parę skrzydłem do pomocy. O świcie wyruszamy. Statki są przy porcie. Znajdziesz nas, jeśli się zdecydujesz. Żegnaj. - powiedział Czkawka i wskoczył na siodło Szczerbata, który warknął jeszcze na sprawcę zranienia, żeby lepiej ponownie tego nie robił. Ten skłonił lekko łeb w wyrazie skruchy i smoki odleciały w swoje strony.

***

- Czkawka, co żeś znowu zrobił? - zapytała spokojnie, ale za tym spokojem czaiła się bestia.

- Małe zatarczki z Gromogrzmotem.

- Wlazłeś na jego teren? - uniosła brew i westchnęła - Daj to imbecylu. - mruknęła. Czkawka natychmiast wyciągnął rękę. Wolał jej w tym stanie nie prowokować. Urta raz-dwa opatrzyła ranę. - No i jak?

- Mamy Wrzeńce i może Gromogrzmota. - uśmiechnął się leciutko, po tym Lara podeszła bliżej.

- Gdzieś cię jeszcze trafił?

- Nie. Jestem cały.

- To dobrze. - po czym chłopak wylądował na plecach i to z głośnym stęknięciem. - Kretyn.

- Musisz być taka brutalna dla mnie?

- Dla ciebie... Zawsze. - odparła z uśmiechem. Chłopak westchnął i wstał.

- Jak tam zioła?

- Już na statku. Ella i bliźniaki ze smokami byli bardzo pomocni. Jad i Skorpin nawet bez żadnego protestu dali z siebie spuścić wszystkie trzy trucizny. Pobawiłam się i zrobiłam pasty na strzały. Spokojnie miałam rękawice ze skóry smoka.

- To dobrze. - odetchnął z ulgą. - Oznaczyłeś je?

- Oczywiście. Czerwone - śmiertelne, zielone - usypiające, fioletowe - paraliżujące. Bełty do kuszy Elli też podkręciłam. - uśmiechnęła się lekko.

- Odtrutki na Smoczy Korzeń...

- Czkawka, to ja siedzę w odtrutkach, truciznach i ziołach leczniczych. - przerwała mu zirytowana. - To moja broszka. Twoja to smoki.

- No dobra, dobra. - uniósł ręce do góry - Wiem, ale się martwię, że coś pójdzie nie tak.

- Zawsze coś pójdzie nie tak, Drakan. - powiedziała spokojnie. - Dlatego mamy więcej, niż jeden plan, a jak nie wypalą, to działamy za instynktem.

- Masz racje. Za bardzo się stresuję tym wszystkim. Ris i jego wilki morskie to twarda załoga. Nasza pomoc ze smokami tylko umacnia nas. Burke i Viggo ciężko będzie nas pokonać. Nawet jeśli będą dysponować Smoczym Korzeniem.

- No widzisz. Uda się. - poklepała go po ramieniu. - Teraz chodź pomóc załadować i przygotować uprzęże dla Wrzeńców.

Przybrane rodzeństwo. Szybko uwinęło się z robotą, tak samo, jak obie załogi. Po przygotowaniach spotkali się wieczorem w twierdzy przy wspólnej wieczerzy.

- Dzisiejsza noc jest ostatnią nocą dla osób, które mogą już nie powrócić z tej wyprawy. - ogłosił Ris i uniósł drewniany kufel z trunkiem rozrzedzonym wodą. W twierdzy rozgrzmiały okrzyki chwalące każdego żeglarza poległego z siłą wód, jak i obecnych w twierdzy, którzy wyruszali na nie. Po tym słychać było tylko odgłosy picia. - Teraz wznoszę kufel za kapitanów, pod kapitanów Wilczego Wichru i Wilczego Kła niech wszechmocny Odyn i Thor będą nas strzec, dając nam pomyślne wiatry i spokojne wody. - kolejne okrzyki tym razem tylko od załóg. - Teraz wcinajcie! - i jak za ruchem różdżki, wikingowie rzucili się na parujące mięsiwo i inne potrawy, co rusz ktoś dolewał alkoholu, który potem przeszedł później na delikatne ziołowe napary. Wszyscy mimo braku mocnego trunku, dobrze ucztowali. Czkawka i Lara byli pod wielkim wrażeniem zachowania potężnych wilków morskich, którzy oszczędnie trwonili procenty.

- Risie, dlaczego wy nie pijcie na umór? - zapytał po przełknięciu wybornej dziczyzny.

- Moja załoga musi być w pełni zmysłach podczas wyprawy. Nie lubimy, kiedy nasza czacha wali. Kiedy można, to se pozwalamy nawet na małe zakłady w piciu, ale teraz to ważna wyprawa. A moja piękna żonka potrafi robić takie dobre ziółka, że czacha nas nawet nie boli. - zaśmiał się.

- Muszę przyznać, że wasze tradycje są bardzo interesujące i godne naśladowania.

- A jakie były u ciebie na Berk? - zapytał.

- Jak byłem dzieckiem, to pamiętam, że trunki lały się beczkami. Wandale leżeli wszędzie. Dochodziło do burd. A następnego ranka wyruszali do Leża. Ich miny były wściekłe. - powiedział. Nie pili szczególnie za kogoś. Raczej ot takie toasty za poszczególne jednostki. Tu jest niebywale kulturalnie.

- Tak mamy zawsze przed ważnymi wyprawami, czy to trochę łupieskimi, czy pokojowymi. - uśmiechnął się zawadiacko pod wąsem. - Po powrocie jest podobnie co u was na Berk. Zazwyczaj po udanej wyprawie jest hucznie. Jeśli pod czas niej zginie towarzysz, to... - przerwał nad odnalezieniem lepszego określenia - Nie lubimy smętów pogrzebowych. Zmarłych, jeśli się uda, to zabieramy ze sobą i chowamy wedle tradycji, a potem jest uczta w twierdzy za niego i powodzenie wyprawy.

- Rozumiem cię doskonale Ris. - upił łyk z kufla. - A tak w ogóle, z czego ten trunek?

- To są zboża, z których pieczemy też chleby. Podejrzewam, że Ir wlała wam nutkę z jabłek.

- Tak jest posmak owocowy. - potwierdził.

- Pij. - podsunął swój kufel. Chłopak wziął go i wpierw powąchał, potem spróbował.

- Jest gorzki. - zmarszczył czoło - Ale dobry.

- Tera ma wodę, by nam na łby nie walnęło. W tym mamy napary, by nam dobrze się płynęło i wstawało z rana. - wskazał na mniejszy kufel. - Lara się nim zachwyca. - wskazał głową, jak dziewczyna z niemal czcią trzyma kufel i siorbie ciepły napój. Czkawka parsknął śmiechem, zwracając jej uwagę.

- Co jest? - zapytała.

- Nic, tylko... Czy ty czcisz ten napar? - dziewczyna spłonęła rumieńcem.

- Morda. - warknęła i odstawiła kufel, ale spojrzenie pozostało tęskne. - Wspaniale pobudzają i działą kojąco na brzuch. W ogóle nie muszę przejmować się, że zjem za dużo i mnie brzuch nie będzie boleć. - po tym włożyła do ust kawałek ryby.

- Widzisz Czkawka. Każdy dla siebie jest rodziną. Od kiedy przejąłem tron po moim ojcu. Nie wiele zmieniałem z jego zasad. Można powiedzieć, że kilka dołożyłem. Co, jak widzisz, każdy jakoś nie ma za złe.

- Jakie to są, jeśli można spytać?

- A pytaj, synu. - klepnął go w plecy, że prawie twarz chłopaka wylądowała w talerzu. Wódz zaśmiał się. - Rozbudowałem niektóre chaty, arenę i twierdzę. Za czasów ojca smoki były raczej odganiane, ale nie atakowane. Ja uznałem, że same sobie polecą, kiedy będą chciały. Jak widzisz, od tego czasu nie było ani jednej spalonej chaty i rannego wikinga. Będąc dzieckiem, ujrzałem, że te gady wcale nie są zagrożeniem, dopóki ich się nie rozjuszy. Smoki same z siebie trzymają się osad z daleka. Tylko sztuki, ot tak se wlatują. - upił łyk z kufla - Nasi rybacy dzięki wodnym gadom lokalizowali ławice. W podzięce za nieświadomy gest tych jaszczurów wyrzucali część złapanych ryb. Dzięki naszemu sojuszowi nie musimy już się obawiać, że smoki z własnej woli nas zaatakują.

- Ale na pewno jest kilka osób, którzy są przeciwni takiemu myśleniu.

- A są! O tam siedzi jeden. - wskazał na róg stołu. - To Eran. Smok... Samica smoka zabiła mu żonę. - chłopak zbladł - Był to wypadek. Samica broniła swoich młodych. Żona zginęła nieświadoma zagrożenia. Zbliżyła się do gniazda zbyt blisko i Zmiennoskrzydły ją stopił. Kiedy Eran to ujrzał, było za późno. W gniewie zabił smoczycę. A maluchy uciekły. Kiedy to odkryłem, wyjaśniłem Eranowi i pokazałem dowody. Uwierzył, ale nienawiść do tego konkretnego gatunku pozostała.

- Matka broniła swoich dzieci. - mruknął cicho Czkawka.

- Dokładnie. Moja Ir to jest chodząca bestia, jeśli coś by się stało naszej trójce gamoni. Na Odyna nie chcesz wiedzieć, jak się rzuca w wir obronny. Nawet Jad i Skorpin się jej boją, a mają znacznie potężniejszą broń niż ona.

- O tak, widziałem. Wiali z domu natychmiast.

- Znasz instynkty macierzyńskie Zmiennoskrzydły i innych gadzin, czy może mają jakieś sygnały, że...

- Syczą i co rusz się pojawiają i znikają. - wódz kiwnął głową, że rozumie.

- Po tym wszystkim przyda nam się trochę dokształcenia w zachowaniach smoków.

- Wiesz, że ja i Lara służymy pomocą.

- Wiem i o to proszę.

- Wszystkiego was nauczymy. Zwłaszcza zachowań lęgowych. Wtedy smoki są nieobliczalne i chronią młode kosztem, nawet własnego życia.

- Ona tak zrobiła. Nieodstępowła gniazda o krok. Zdechła parę metrów od niego. Cóż za waleczność. - wyraził podziw dla zmarłej smoczycy.

- Zgadzam się. - rozmowa potoczyła się już w luźniejszych tematach, jedzeniu i piciu.

***Świt***

- Drakan wszystko tu gotowe! - krzyknął Degar.

- Tu też wszystko gotowe. - odkrzyknął i poprawił ostatnie liny. W tej samej chwili usłyszał ryki.

- Przypłynęły! - oznajmił ktoś i kilku wikingów wychyliło się spod balustrady. Kilku wydało okrzyki radości. Sześć smoków było spięte, ale szybko się uspokoiły, widząc swobodne i przyjazne ruchy wikingów.

- No Drakan, zajmij się nimi! - krzyknął Korar z drugiego okrętu.

- Tak jest! - odkrzyknął z uśmiechem i ściągnął górną część swojego stroju. Kilka kobiet dla żartu pisnęło, za co dostały wrogie spojrzenia zapewne swoich mężów. Za to sam Czkawka lekko się zarumienił. Cóż treningi z Larą wyrzeźbiły mięśnie. Prócz tego miał kilkanaście blizn po konkretnych treningach z bronią, czy walce z wrogami albo w próbach uspokojenia krnąbrnych smoków. Jedna była dość szpecąca plecy chłopaka. Ciągnęła się od lewej łopatki ku dolnym żebrom prawej strony. Chłopak westchnął i skoczył na główkę do wody. Smoki od razu do niego podpłynęły.

- Te liny pomogą ciągnąć statki. - wyjaśnił i pokazał dryfujące sploty. - Obwiązałem z moją siostrą... - wskazał na Białą Furią, zataczającą kółka. Na niej siedziała Urta i doglądała z góry, czy wszystko jest dobrze. - Liny skórą w miejscu styku waszej skóry z linami. Mam nadzieję, że to ochroni was od otarć. Jakby coś się działo i poczujecie ból. Jedno wasze ryknięcie, a ja zaraz wam pomogę. Mamy na statku maści, które pomogą w takich sytuacjach. To jak? - gady spojrzały po sobie i pierwszy wysunął się ten sam smok, z którym Czkawka rozmawiał dzień wcześniej. - Dziękuję. Włóż głowę w tę pętlę. - wodny jaszczur wykonał polecenie. Chłopak poprawił skórzane ochraniacze. - Dobrze leży? - potwierdzające mruknięcie, wywołało uśmiech. Szatyn kolejne mniejsze pętle umieścił na łapach, robiąc coś na przykład szelek. - Dobra, skończyłem. Wszystko w porządku? Możesz spokojnie ruszać skrzydłami? - Smok wykonał próbę. - Nie widzę, żeby coś utrudniało ci ruchy. - kiwnął głową. - Dziękuję. Następny proszę. - zwrócił się do pozostałej piątki. Reszta już nie miała obaw, że człowiek zrobi im coś złego, więc wszystko sprawnie poszło. - Czy mógłbym waszą dwójkę prosić o towarzyszenie nam, jako zmiennicy, gdyby coś stało z przypiętą czwórką. - wolne Wrzeńce ustawiły się po bokach statków. - Dziękuję! - wykrzyknął. - U mnie wszystko gotowe! - oznajmił tym na statkach.

- My również! - chłopak zagwizdał i Luminosa zleciała z nieba i pochwyciła Czkawkę, podrzucając go na Wilczy Wicher. Tam się szybko osuszył.

- Sprawdziliście statki, czy czasem bliźniaków nie ma.

- Nie ma. - odparł Korar.

- Pozwolisz?

- Bez krępacji. - machnął ręką. Szatyn zniknął pod podkładem i zaczął nasłuchiwać. Pod lukiem z bronią nie było chłopców. Zeszedł jeszcze niżej. Stąpał bardzo ostrożnie.

- Ron, nie znajdą nas. Nikt tu nie zagląda. Tu jest powietrze, które ma statek trzymać nad wodą, w razie przecieku.

- Ale Czkawka już jest na pokładzie, a jak nas usłyszy. On ma talent do przyłapywania nas.

- Nie ma szans Zon. Będzie pilnował Wrzeńców.

- Może masz rację. - westchnął.

- Dobra chłopaki. - obaj wciągnęli gwałtownie powietrze - Wypad ze statku. Wiem, że siedzicie dokładnie pod podłogą.

- Cholera. - jęknęli jednocześnie i przeczłapali się na drugi koniec, do klapy.

- Jak nas znalazłeś? - mruknął Ron.

- A tak, że ja też byłem ciekawskim dzieciakiem i nos pchałem wszędzie. - uśmiechnął się i potargał czupryny - Punkty za przebiegłość i wykiwanie Korara. A teraz zmiatać na pokład po ochrzan od kapitana. Idę za wami. - dodał po chwili, jak chłopcy zbyt potulnie zwrócili się do wyjścia.

- No dobra. - westchnęli i wyszli na górę.

- Na Thora! Wy szczury przebrzydłe! Won mi z okrętu! - warknął Korar, jak ich tylko zobaczył. - Jak was znajdę tu jeszcze raz przywiąże do paszczy wilka. - wskazał na dziób. - Już tak zrobiłem z waszą siostrą, jak była w waszym wieku. - bliźniaki pobledły i cicho wyraziły przeprosiny, po czym posłusznie zeszli z pokładu na pomost i usiedli obok matki, która każdego trzepnęła po głowie. Zagwizdali i po kilku sekundach przyleciały ich smoki. Korar westchnął głośno i podrapał się po łysej głowie. - Jak żeś ich znalazł?

- Ja też byłem dzieckiem. Ukryli się w luku powietrznym. - wice kapitan kliknął językiem.

- Mądre nicponie. - pokręcił głową. - Dobra, gdzie Ris?

- Tutaj. - odpowiedział wódz i wyszedł z kajuty kapitańskiej. - Płyniemy? - zwrócił się do kapitana Kła, machając mu. On odmachał, że Kieł również jest gotów do wypłynięcia. - Odynie daj nam spokojne wody i wiatr w żagle. Ochroń też smoki, które powierzyły nam swą pomoc. - powiedział do bezchmurnego nieba i niewzburzonej zbyt mocno wody. Drugi kapitan powtórzył formułkę na Kle, po czym Czkawka dał sygnał smokom, które przysłowiowo ruszyły ze skrzydeł. Wiatr też był pomyślny, więc statki wręcz sunęły po powierzchni.

- Na Thora! Co za szybkość! - wkrzyknął Degar, który był przy dziobie, tak samo, jak szatyn. - Genialne. Dziękujemy! - wykrzyknął do smoków, które zaryczały zadowolone z pochwały. Lara wylądowała na pokładzie.

- Wszystko w porządku?

- Płyniemy szybciej, niż sądziliśmy. - oszacował wstępnie Degar, a Czkawka potwierdził skinięciem głowy. - One są niemożliwie silne. - powiedział z podekscytowaniem. - Często łowiłem ryby w ich obecności. Szczerze nie spodziewałem się aż sześciu. Masz dar Drakan i to potężny. - klepnął go w ramię na odchodnym i stanął przy boku steru, którym opiekował się Ris.

- Jak nasze smoki Lara?

- Szczerbek jest nie pocieszony, że musi być na Kle razem z Grzmotem.

- Wiem, ale myśleliśmy zrównoważyć ciężar, by Wrzeńce nie zmęczyły się zbyt mocno. Lumi wbrew tamtej dwójki jest najlżejsza. - smoczyca mruknęła zadowolona z komplementu. - Szkoda, że Gromogrzmot nie przyleciał.

- Cóż te smoki są uparte. Ważne, że rozstaliśmy się w pokoju. - dotknął już prawie zagojonej rany.

- No ja myślę. A! Trzymaj. - wyciągnęła z torby dwie fiolki. - Zielona na Smoczy Korzeń, niebieska na Oleander.

- Dzięki. - schował obie fiolki do kieszeni.

- Teraz tylko płynąć. - oparła się o balustradę, szatyn zrobił to samo.

- Owszem... Oby ich tam nie było.

- Taak. - wpatrzyła się w horyzont. Dwa wilcze okręty mknęły po falach z zawrotną prędkością, rozbryzgując wody na boki.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Szybko co nie?

Teraz z taki czasem mam szersze i szybsze pole do popisu

Do zo za parę dni

HQ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro