42. Żal i skrucha
***Berk***
- Stoik, kim ona była? - zawołał Pyskacz.
- Nie mam pojęcia, ale chyba zna Czkawkę. - powiedział, kiedy jego przyjaciel zbliżył się. - Opatrzymy naszych i posprzątajmy.
- Wodzu! - z lasu wybiegła Astrid. Była cała czerwona i zziajana.
- Co się dzieje?
- Widziałam Nocną Furię i tego drugiego smoka. Jeźdźcy odlecieli.
- To musiał być Czkawka. - powiedział i złapał dziewczynę za ramiona - Co jeszcze widziałaś?
- Oni odlecieli na południe. Oboje byli uzbrojeni. - wódz zamyślił się. - Jeszcze ta dziewczyna po prostu przeskoczyła na Nocną Furię jak nigdy nic. Czkawka odwrócił się do niej twarzą, a plecami do strony lotu. Po prostu oboje siedzieli do siebie twarzą. A smoki leciały.
- Dziękuje Astrid. - powiedział stanowczo i puścił dziewczynę - Jeszcze jedno, gdzie ich zobaczyłaś?
- W dolinie. - cały czas prosto, stamtąd. Wskazała palcem miejsce, skąd wyszła z lasu.
- Dziękuję. - kiwnął jej głową.
- Wodzu, dlaczego obchodzi cię ten zdrajca? - zapytał Sączyślin, stając obok niego.
- Bo to mój syn. - warknął.
- Chyba był. - mruknął.
- Sączyślin nie radzę. - warknął przez zęby. - Zajmij się sprzątaniem.
- Niech będzie. - Ważki nawet na niego nie spojrzał, udając się do chaty. Pyskacz pokręcił głową i udał się do kuźni.
- Ech... Młody mam nadzieję, że żyje ci się lepiej. - mruknął, zmieniając bojowy młot na zwykły kowalski, po czym rozpoczął naprawę sprzętu. Z nostalgią spojrzał na biurko chłopca, na którym planował wszystko. Następnie przeniósł wzrok na płachtę, pod którą była wyrzutnia boli. - Odynie miej go w opiece. - westchnął i przystąpił do naprawy powykrzywianego miecza.
***Stoik***
- Na brodę Odyna, jakim cudem Czkawka zaskarbił sobie zaufanie smoka? I kim jest jego towarzyszka? Dlaczego południe? Tyle pytań, a brak odpowiedzi. - warknął i spojrzał na wielką mapę, wiszącą zamiast tarczy i mieczy na ścianie. Spojrzał na południową stronę mapy. Tam były zaledwie dwie zamieszkane wyspy, z czego jedna była skuta lodem, a druga była pod władzą Risa, jednego z najokrutniejszych, ale sprawiedliwych wodzów. - Czkawka nie mógł tam lecieć. - mruknął i się zamyślił, a jego wzrok osiadł na pluszaku w kształcie Zębacza. Zabrał ją z sypialni syna i położył na regale. Spojrzał w okno, gdzie słońce sięgało bardziej zachodu niż wieczora. - Dziś nie się tam nie udam. - westchnął i wstał. Wyszedł z domu i udał się na obchód wioski i kontrolę poczynań swojego zastępcy, kiedy przechodził koło jednej z chat, usłyszał głosy młodych wikingów. Po ich tembrze rozpoznał, że były kpiące.
- Jak dobrze, że ten zdrajca odszedł z wyspy. Czkawuś rybi szkielet, jak tylko wróci, zostanie ścięty za zdradę. Na pewno wódz to zrobi. - odparł Sączysmark.
- Mnie się nie wydaję. - odparła Astrid. - Zdrajca jest przebiegły. Mógł tu przylatywać ilość razy pod osłoną nocy.
- W-wybacz Astrid, ale... Ale się z tobą nie zgadzam. - odparł cichutko Śledzik. - Myślę, że on przybył tu pierwszy raz od odejścia. Ta dziewczyna zna go bardzo dobrze i widziałem, jak się na was Astrid, Sączysmark patrzyła. Była gotowa was zabić. Ona zna nas aż za dobrze. Czkawka musiał o nas opowiedzieć dość szczegółowo, skoro poznała nas po wyglądzie. - wzrok miał cały czas spuszczony.
- Noo... To było zabójcze spojrzenie. - odparł marzycielsko Mieczyk.
- Ten zdrajca, na pewno szykuje armie smoków, by nas zniszczyć. - odparł pewnych swych słów Sączysmark. - Ale ja się nie boję i skopię mu tyłek, prawda Skarbie?
- Zamknij ryj, palancie. - warknęła blondynka. - Zgadzam się z tobą Śledź. Ona nas zna i zapewne zna nasze słabe punkty, ale to jest przeszłość.
- Owszem, ale nawet z tą wiedzą jest w stanie nas pokonać. Widzieliście, jak posługuje się łukiem. Ta precyzja strzałów. Jedna strzała wystarczyła, by rosły wiking wypuścił z dłoni broń, a smok odleciał. Z resztą... Widzieliście, jak się jej słuchały. A ten Biały smok, to z pewnością jakaś odmiana Furii. Anatomicznie jest bardzo podobna, ale bardziej smukła i delikatna. Założę się, że to samica. - podekscytował się chłopak.
- Smok to smok. Je się morduje, nie oswaja. - warknęła Astrid.
- No tak, ale warto najpierw zbadać, co ten smok potrafi. A ta Furia była bardzo lojalna wobec tej dziewczyny.
- O tak... - rozmarzył się Mieczyk. - A te wygibasy i skakanie po dachach. Wspania... Ałaaa! - Szpadka uderzyła z pięści prosto w brzuch brata.
- Stul się może, co? - mruknęła z uśmiechem siostra.
- Ale przyznaj, wyglądała kozacko z tym łukiem.
- No może... - bliźniaków już nikt nie słuchał.
- Ja tam wolę miażdżyć. - uśmiechnął się "Słodko" do Astrid, która zmroziła go wzrokiem.
- Chcę ci przypominać Smarku, że za każdym razem, od kiedy Czkawka uznał, że koniec z uciekaniem i byciem ofermą i szkieletem...- położyła nacisk na ostatnie zdanie - To ty wiałeś od niego i przygrywałeś pojedynki. Nawet kiedy sprałeś go na kwaśne jabłko to i tak złapał ci nadgarstek i rozbił twój pusty łeb. Lepiej się ciesz, że nas opuścił, bo by cię w końcu zabił bez żadnego współczucia czy litości. - Stoik, słysząc to, był w szoku. Czkawka okrutny. Niemożliwe. - W tej całej dolinie znalazłam jaskinie, w której był łuk i sztylety, ale jeszcze jakieś części do smoka. Ten zdrajca tam ćwiczył i to jeszcze ze smokiem. Smok nie zabił go, wręcz założę się, że mu pomagał. - Wódz pobladł. Chłopak faktycznie coś umiał, prócz kowalstwa. Tylko dlaczego nie ukazał tego? Z tym pytaniem oddalił się do nastolatków.
Po kilkunastu minutach obchodu i sprawdzania poczynań Sączyślina wstąpił do kuźni, gdzie spotkał zamyślonego nad piecem przyjaciela.
- Pyskacz? - wiking drgnął zaskoczony.
- Stoik, co cię sprowadza? - zapytał.
- W sumie to Czkawka. - westchnął i usiadł na stołku. - Czy dwa lata temu chłopak ukazał jakieś szczególne talenty, prócz kowalstwa?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zmarszczył jedną brew.
- Walkę na przykład. - machnął, ot tak ręką i pochylił się, opierając łokcie na kolanach, a dłonie spuścił między nogi.
- Tak... Chłopak nieźle rzucał sztyletami i ma niezły refleks. Ładne te sztyletki były. - powiedział z nutką dumy i z uśmiechem spod wąsa.
- Dlaczego nie powiedział, że jednak coś umie? - dociekał.
- Mnie powiedział, że chciał, abyśmy traktowali go takim, jakim jest. Mówiłem ci przecież to, Stoik.
- Wiem, wiem... Ale teraz podsłuchałem dzieciaki, jak o nim rozmawiali. Astrid powiedziała, że nieźle sprał Sączysmarka, a wiem, że często obrywał od niego.
- Tak. Chłopak nieźle wtedy dokopał mu. Był szybki i doskonale trzymał się podłoża. Na brodę Thora pokonał Smarka jednym ruchem. - zaśmiał się na to wspomnienie. - Chłopczyna zmoczył z pewności gacie. - buchnął śmiechem, ale zaraz się zaciął, widząc szok na twarzy Ważkiego.
- Mój syn rozbroił dwa razy większego od siebie jednym ruchem i jeszcze wystraszył swoją posturą jego.
- Ta no... Nieźle ukrywał przed nami umiejętności. Że on tak dobrze ukrywał to, żem nawet tego nie spostrzegł. - cmoknął językiem i pokręcił głową.
- Byłem takim ślepcem, Pyskacz. - schował twarz w wielkie dłonie.
- Już mi to mówiłeś. Też za nim tęsknię, ale on może nam się nie pokazać.
- Wiem, pewnie dalej mnie nienawidzi. - powiedział ponuro.
- Może tak, a może nie. Nie wiesz tego. - Pyskacz nie lubił mu kłamać wprost, ale cieszył się, że dostał wiadomość, wtedy od Gothi, że Czkawka może przylecieć tu na wyspę, by się z nim i z nami zobaczyć. Być może nareszcie uspokoił swoje uczucia na tyle, by się z nim widzieć. Westchnął głośno. - Idź do siebie Stoik, musisz odpocząć i przygotować wyprawę do leża.
- Zamiast jutra musimy opóźnić ją o kilka dni, trzeba zająć się zniszczeniami i rannymi... Ta smarkula kilku dobrych wodników wykluczyła z walki. - westchnął. - Dobra idę.
- Taa... Do jutra. - mruknął Pyskacz, wracając do pracy.
***Ranek***
- Astrid! - zawołał blondynkę, która powstrzymała się przez rzuceniem topora w pień drzewa.
- Słucham wodzu? - podeszła do niego.
- Zaprowadź mnie do miejsca, skąd odlecieli.
- Dobrze wodzu. - dziewczyna ruszyła przodem przez las. Po kilkuminutowym marszu dotarli nad urwisko i tym samym wejściu. Stoik wpatrzył się w to miejsce z lekkim szokiem. - To tutaj. - oznajmiła.
- Dziękuję Astrid. Poczekaj tu na mnie. - Hofferson kiwnęła głową i usiadła na korzeniu, ale zachowała ostrożność. Wódz zsunął się po skarpie. Dobył topór i czekał. Kiedy nic i nikt nie ukazało się. Podszedł do zakrytej jaskini. Doznał kolejnego lekkiego szoku, widząc w dobrym stanie broń. Wziął do ręki sztylet i dotknął czubka. Był ostry, co udowodniała krew na kciuku. - Na Thora... Takie sztylety. - mruknął - Idealnie wyważone i ostre mimo upływu lat. Czkawka tak cię przepraszam, że cię nie doceniłem. Masz talent. - powiedział do siebie i rozejrzał się po jaskini. Ujrzał tarcze strzelnicze, łuk i strzały. Napiął łuk, którego pękł. Spojrzał na złamanie i ujrzał, że robactwo przeżarło drewno. Strzały, tak samo były spróchniałe, ale najważniejsze co rzuciło mu się w oczy, był kawałek skóry. Odwinął go i ujrzał rzeczy osobiste Czkawki, w tym szkicownik. Otworzył go i nogi się pod nim ugięły. Tam były jego stare projekty maszyn. A na ostatniej stronie była mapa z zaznaczonymi krzyżykami. Odłożył go i spojrzał na kartki. Ujrzał projekt smoczej lotki. - Nocna Furia. Czkawka ty go uratowałeś. - powiedział cicho i z szokiem wymalowanym na twarzy. - Jestem takim głupcem i ślepcem. Valka wybacz mi. Nasz syn jest tak podobny do ciebie, a ja jak ten zaślepiony walką i mordowaniem, tego nie zauważyłem. Nie mam prawa być jego ojcem. Zawiodłem ciebie, jak i jego. Ta dziewczyna była mądrzejsza ode mnie, mówiąc te słowa... Nie trać mądrości... Ona... On jest skory i mi wybaczyć. - drobny ciężar z serca spadł z głośnym hukiem. Na chwilę w ciele wodza Berk zapanowała ulga zmieszana ze szczęściem, ale zaraz opuściło jego wnętrze. - Jak ja mam mu to wytłumaczyć? - mruknął ponuro i zabrał skórzany worek i wdrapał się na górę.
- Znalazłeś coś wodzu?
- Tak. Sztylety Czkawki. Są w doskonałym stanie. Plus kilka jego prywatnych rzeczy.
- Jakie?
- Dziennik i na to wygląda, że płetwa ogonowa Nocnej Furii. - niebieskie oczy rozszerzyły się szeroko.
- On uratował smoka? - zaskoczony wyraz twarzy wojowniczki zmienił się na wyraz obrzydzenia i złości. Tego wódz już nie widział.
- Na to wygląda. - mruknął i ruszył przodem.
- Wodzu dobrze, że on odszedł. Zbluzgał nasze tradycje.
- Astrid. - warknął - To mój syn, którego zawiodłem. Jeśli nie wróci na Berk z resztą smoków, jako armią to będzie dobra wola samego Odyna. Już jego towarzyszka dała nam jasny przekaz, że bym nie stracił mądrości, bo już straciłem wiele. Moją żonę porwały, być może zabiły smoki, mój syn zaprzyjaźnił się z nimi. Ta tajemnicza dziewczyna to samo. Przyjaźni się ze smokiem i to wyjątkowo potężnym. Minęło już ponad dwa lata i dopiero teraz on wrócił na Berk. Może szykować atak albo powrót do domu. Co sobie pomyślał, jak zobaczył rzeź?
- Wściekłość i rozczarowanie? - powiedziała cicho.
- Dokładnie. Na Odyna to cud, że nas nie pozabijał, tak samo, jak jego towarzyszka. Dobrze, że ważniejsze dla niej było... dobro smoków. - ostanie dwa słowa ledwie wypowiedział.
- Ale poraniła nasz lud. - powiedziała z pretensją.
- Strzały trafiły tylko i wyłącznie w dłonie, tak by jej nie uszkodzić, a żeby rozbroić. Ktoś z taką celnością i pewną ręką może bez skrupułów zabić. - Astrid zbladła.
- W takim razie oni byli tu, tylko by uratować smoki?
- Dokładnie. Nie chcą śmierci naszej jak i smoków. Jeśli ich zmusimy, to zaczną zabijać.
- Ale co w takim razie z nalotami? - zapytała.
- Nie wiem, jakim cudem smoki posłuchały się dziewczyny i jej smoka, ale coś musiały wyczuć od nich. Żaden smok jej nie zaatakował, mimo że trzymała broń.
- Czkawka to samo, podczas sytuacji na arenie. Miał sztylety, a smoki chciały go bronić przed nami.
- Dobrze mylisz dziecko. Czkawka poznał naturę smoków i wie jak je neutralizować, poddać swej woli. Rozkazywać im. On panuję nad nimi. Tak samo, jak ta dziewczyna. Posiadł tę wiedzę bez niczyjej pomocy. Jeśli w naszym świecie istnieją ludzie, którzy żyją w pokoju ze smokami, to poznali ich naturę. My je znamy tylko z tego, że plądrują i zabijają nas.
- Czyli w tej chwili Czkawka jest jednym z potężniejszych wikingów?
- Nie mogę tego zaprzeczyć. Skrywał się w tej dolinie od... Nawet nie wiem kiedy. Ćwiczył, uczył się, ale nam ukazywał tylko łamagę i nic wartego wikinga. Słabeusza. A tak naprawdę był jednym z najsilniejszych. Popełniłem błąd, że go nie słuchałem, że go rozczarowałem. Astrid, może on być zdrajcą, ale do końca walczył o prawdę i swoje poglądy. Był stanowczy i asertywny, to są cechy dobrego wodza, którymi ja w tamtej chwili się nie kierowałem. Zawiodłem jako wódz i jako ojciec. Nie ma nic bardziej hańbiącego niż zawód własnego dziecka do rodzica.
- Wodzu nie powinieneś się tak osobie mówić.
- A jakbyś powiedziała, że kończysz z wojaczką i wolisz uprawiać kwiaty, że zbrzydła ci się walka i rozlew krwi. A ojciec potraktował cię tak samo, jak ja Czkawkę? - Blondynka zbladła i kiwnęła ze zrozumieniem głową.
- Masz rację. Uciekłabym. - potwierdziła. - Chyba bardzo źle potraktowaliśmy twojego syna, wodzu. Przepraszam. - powiedziała, ale nie była pewna, czy to są szczere słowa.
- Nie mnie te przeprosiny, ale Czkawce może, kiedy powróci na Berk. Będzie skory do rozmów. - Astrid już nic nie powiedziała, tylko przytaknęła. W tej samej chwili wyszli z lasu.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Wielki powrót!
Sesja się zakończyła. Egzaminy pozdawane i długo godzinna nauka zakończona. Teraz mam czas na pisanie i z nim związany relaks. Jak tam perspektywa Berk? Dawno go nie było. Jak czytaliście, Stoik żałuje, ale czy Czkawka mu wybaczy to dowiecie się w x-towym rozdziale
Do zobaczenia już za parę dni
HQ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro