41. Decyzja
***Pięć dni późnej***
Czkawka przez czas "wykurował" już zdrowe żebra. Opowiedział zdawkowo wodzowi o sytuacji i wstępnym planie oraz poprosił o spotkanie wieczorem w twierdzy. Ris jak na wodza wyspy przystało, zachował pełną powagę i wyraził zgodę na zebranie swojego ludu. Prócz tego Czkawka nadrobił te parę dni nieobecności na lataniu razem ze Szczerbatkiem oraz podziękował Zęborogowi za ratunek. Smok po propozycji, jaką złożył Czkawka o pozostanie na wsypie, przyjął ją z ochotą i na niej pozostał.
Zbliżał się wieczór, kiedy lud Oris zaczął zbierać się w twierdzy Wilka. Czkawka, Lara, Gizella oraz smoki były już na miejscu. Ris doszedł parę chwil później i usiadł na czele wielkiego okrągłego stołu, w którym wycięto środek, zastępując go paleniskiem. Ogień w nim płonął, ogrzewając pomieszczenie. Ris czekał w ciszy, aż wszyscy zbiorą się.
- Witam. - zagrzmiał głos wodza. Wrzawa, która była jeszcze sekundy temu zniknęła, nie pozostawiając po sobie śladu. Czkawka był jak zwykle pod wrażeniem tego, jak lud traktował energicznego wodza. Pamiętał, jak będąc jeszcze dzieckiem, wkradał się na zebrania do Stoika, tam było niesamowicie głośno. Rozmowy zlewały się w jednej głośny harmider słów i krzyków. Tu był spokój i pełny szacunek. - Kilka dni temu powrócił nasz sojusznik. Czkawka zwany Drakanem. - wskazał otwartą dłonią na stojącego po jego prawej stronie nastolatka. - Z przesłuchań dowiedział się pewnych groźnych dla nas, jak i Czkawki rzeczy.
- Jak groźne jest to dla nas? - zapytał ktoś.
- Jeśli Viggo i Burke połączyli siły, będziemy mieć przesrane. - odpowiedział spokojnie wódz. - Viggo pożąda starego artefaktu, jakim jest Smocze Oko. Nie wiem, co to dokładnie jest. Wyjaśnieniem zajmie się chłopak. Liczę, że uszanujecie go. - przez wikingów przeszedł zgodny szmer. - Oddaję ci głos Czkawka.
- Dziękuję wodzu. - odpowiedział i podszedł bliżej. Jego twarz została rozjaśniona przez płomienie. - Kiedy mnie porwano, Viggo podał mi ziele Głupca. - kilka syknięć ze strony mężczyzn, jak i przekleństw posypało się po tłumie. - Ale dzięki odpowiedniemu przeszkoleniu nie dostał się do mojego organizmu. - parę oddechów przesiąkniętych ulgą. - Dowiedziałem się, że Viggo chce posiąść i odnaleźć Smocze Oko. Z opowiadań kupców wiem, że dzięki niemu jest się w stanie zlokalizować każdy gatunek smoka oraz zawiera jego słabe i mocne strony. Znajdują się w nim mapy do różnych stron naszego świata. Ten przedmiot jest niezwykle niebezpieczny. Zakładam, że dzięki niemu oswoi smoki.
- Chcesz powiedzieć, że stworzy dzięki niemu armię?
- Nie mogę tego wykluczyć. - westchnął i oparł dłonie o blat. - Kolejną rzeczą jest sojusz z Burke Łamaczem Karków. Chce się was pozbyć. Zniszczyć Oris.
- Dzięki Viggo to osiągnie. - kolejny głos rozległ się w twierdzy.
- Dokładnie. - kiwnął głową - Chciałbym od was pomocy. Potrzebuję wytrwałych wilków morskich, by dostać się w okolice cmentarzyska statków. Zakładam, że w tym miejscu znajdują się wiry i skały wystające z wody. Nie będę od was żądał ani prosił o wpłynięcie tam, ale ewentualnej pomocy, gdyby Burke z Viggo jednak już tam byli. Nie oczekuję natychmiastowej decyzji.
- Nie masz co się martwić dzieciaku! Ja płynę! - wykrzyknął i podniósł pięść go góry z lekkim uśmiechem.
- Ja też! - przez kilka chwil część wojowników wyraziła pozytywne zdanie na temat wypłynięcia.
- Wystarczy! - wykrzyknął wódz, uciszając podniecone głosy. - Jeszcze nie skończył gadać, wy niewyżyte wilczyska. - część mężczyzn zaśmiała się, ale po chwili umilkli.
- Dziękuję wam. Kolejnym problem jest Berk. Mam z nimi na pieńku. - uschnął się lekko. - Jeśli coś nie pójdzie po nasz myśli... Berk będzie naszą deską ratunku. - powiedział z trudem. - Wyspa ta nie toleruje i morduje smoki. - zacisnął pięści, opierając się na nich. - Berk prowadzi wojnę ze smokami z Piekielnego Przesmyka. Z moją siostrą Larą doszli do pewnych wniosków. Smoki muszą być kontrolowane przez innego smoka.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - odezwał się ktoś.
- Że istnieje jakiś smok, który przewodzi innymi. - przez tłum przeszło zaniepokojenie.
- Jeśli zdobędziemy Smocze Oko, Viggo się wkurzy, a sojusz być może się rozpadnie. Z kolei, kiedy wybawimy Wandali spod ataków, będą mieli u nas dług. - kilka śmiechów i okrzyków bojowych rozbrzmiało w twierdzy.
- Milczeć! - warknął Ris. - Słuchać, bo łby urwę. - potężny bas uciszył każdy szmer w twierdzy.
- Proszę o dwa wilcze okręty i komplety załogi. Teraz potrzebuję rady waszej, jak i wodza. Co jest ważniejsze? Czy Smocze Oko, czy Piekielny Przesmyk? Obie są trudnym wyborem. Zdaję sobie z tego sprawę. Przedstawię teraz moje przemyślenia. Jeśli wpierw popłyniemy na Piekielny Przesmyk i przekonamy bądź pokonamy smoki, to Berk będzie miał u nas dług i w ramach tego pomoże ze Smoczym Okiem. Z drugiej strony Viggo i Burke mogą zdobyć artefakt. Jeśli jednak wybierzemy się na Smocze Oko i będzie tam już Burke z Viggo. Nie daj Odyn, będziemy musieli się ewakuować. Berk będzie najbliżej. W obu przypadkach biorę pod uwagę rannych. Dam wam chwile na zastanowienie się. - po czym odszedł od stołu i stanął obok wodza. Ponownie w twierdzy rozbrzmiały głosy i przemyślenia wikingów.
- Czkawka dobre przemówienie. Obie sprawy są trudne. Może użyjemy zwiadowców.
- Co masz na myśli? - zapytał zaintrygowany.
- Ty i Szczerbatek pod osłoną nocy byście mogli zaczaić się zawczasu na cmentarzysku albo zrobić rekonesans w Przesmyku. My byśmy zacumowali od nieuczęszczanej części Berk. Z tego, co wiem, Berk jest olbrzymią wyspą. - chłopak zastanowił się.
- Jest jedno takie miejsce ukryte między klifami. Myślę, że Wilcze okręty się tam zmieszczą, ale będzie trzeba pomocy smoków... - szatyn zdarł głowę do góry, słysząc szepty - Jesteście za młodzi. Co powie Iris, a o Risie nie wspomnę, kiedy wtargniecie na statek. - wódz podążył za spojrzeniem Czkawki. W Risie się zagotowało.
- Do matki, ale już wy niewdzięczne bachory. - dzieciaki z jękiem wyleciały z twierdzy. - Dziękuję. - chłopak kiwnął głową. - Wybacz.
- Nie szkodzi. Wracając, potraficie płynąć wieczorem i nocą?
- Owszem. - kiwnął głową - Trzeba obliczyć trochę kierunek. Ile leciałeś od nich?
- Kilka godzin... Może z sześć-siedem. - wzruszył ramionami.
- Zakładam, że na smoku idzie szybciej przebrnąć odległości.
- Tak. Z naszej wyspy dolecieliśmy w jakiś sześć godzin.
- Właśnie. Statkiem pewnie to będzie około dwóch tygodni.
- Gdzieś koło tego, ale dzięki smokom możemy być szybciej.
- Co masz na myśli?
- Może uda mi się oswoić parę wodnych smoków, które popchały albo pociągnęły okręty.
- Zwiększymy tym szybkość i skrócimy czas. Doskonały pomył. - klepnął chłopaka.
- Zajmę się tym wcześnie rano. - wódz kiwnął głowa. - Co myślisz Ris Oko czy Przesmyk.
- Oba są cholernie ważne. - podrapał się po brodzie. - Myślę, żeby najpierw zająć się Okiem. Berk zostaw mnie jak coś. Smoki zamkniemy pod pokładem. Stoik nie może cię poznać...
- I Lary.
- I Lary, więc będziecie siedzieć pod pokładem. Wyjdziecie tylko w krytycznym momencie.
- Dobrze wodzu. - zgodził się bez żadnych oporów.
- Myślę, że już im chyba wystarczy. - wskazał na wikingów.
- Też tak sądzę. - chłopaka ponownie rozświetliły płomienie.
- Zamknijcie te mordy na chwile. - warknął wóz po raz n-ty tej nocy. - Erm, Korar, Degar. - wymienieni wyszli na przód. - To moi najlepszy kapitanowie i porządne Wilki Morskie. Gadać co sądzicie.
- Obie sytuacje są trudne. - odezwał się Erm. Pierwszy wiking o podobnej budowie jak Ris. Mieli ten sam oręż. Erm był ciemnym szatynem z blizną na policzku i o szarych oczach. - Według mnie to całe Oko jest ważniejsze.
- Nasza dwójka sądzi to samo. - obaj przytaknęli.
- Dziękuję. Łapa w górę, kto sądzi inaczej. - w górę podniosło się zaskakująco mało rąk. - Bork?
- Berk będzie świetnym miejscem do przegrupowania, ale Przesmyk może poczekać. Warto zawrzeć tymczasowy sojusz z Wandalami.
- Stoik Ważki to najbardziej zatwardziały w tradycji wiking. Szanuję go za to, ale jest głupcem. Nie da się przekonać zbyt łatwo. My żyjemy ze smokami od samego początku. Zapyta mnie, co sądzi o mordowaniu, a łżeć nie będę. Zbyt długo zajmę nam paktowanie. Przez ten czas jak wy mlaskaliście ozorami, wpadłem na pomysł, który Czkawka przyjął. Drakan spróbuje oswoić wodne smoki, które popchną dwa okręty. Zyskamy tym na czasie i szybkości. Drogę przepłyniemy w znacznie krótszym czasie. Na szybko oszacowaliśmy, że normalna podróż zajmie około dwóch tygodni. Ze smokami może nawet jest do tygodnia albo i mniej. Tym to ja obarczam jego. - machnął ręką - Chłopak powiedział, że w pewnym miejscu na Berk są klify, za którymi można się skryć. Tam po kryjomu zacumujemy. Ważne, by to był wieczór bądź noc. Erm, Degar wasza dwójka będzie działać na Wilczym Kle. Wasza wiedza na temat nocnych wypraw jest tu dobrym przykładem. - mężczyźni kiwnęli głowami. - Korar i ja będziemy w Wilczym Wichrze. Wyruszamy za jedną noc, o świcie. Jutro zacząć przygotowania. Załogę powierzam wam. - wskazał na kapitanów.
- Się rozumie wodzu. - odparł Korar i Degar, po czy cała czwórka odeszła i stanęła w tłumie.
- Drakan zajmie się smokami i ich sprzętem. - chłopak kiwnął głową. - Urta leczeniem i ziołami. - dziewczyna w tle kiwnęła głową. - Gizella jest do waszej dyspozycji. - córka wodza stanęła obok Lary. - Rano chce widzieć ruchy w porcie. Rozejść się. - wszyscy odwrócili się i zaczęli wychodzić z twierdzy. - Bork przynieś mapy. - chłopak kiwnął głową i wyszedł.
- Ris dziękuję.
- Podziękujesz, jak będziesz miał Oko. Tym szybciej to załatwimy, tym większe szanse, że sojusz się rozpadnie. - w tej samej chwili wpadł Bork z kilkoma zwojami. - Rozłóż je i zostań.
- Dobrze wodzu. - odpowiedział lekko zmachany chłopak.
- Czkawka twoja mapa. - szatyn rozłożył ją.
- Na tej wyspie się regenerowałem. - wskazał palcem na mały punkt - Przyleciałem na Zębirogu z zachodu, może południowego zachodu.
- Na tych wodach żegluje Burke. - odpowiedział Ris i porównał mapy. Jeśli wypłynęli, po twojej ucieczce... - zamilkł na monet - Tydzień. Berk jest północ od nas i jest bliżej. - pociągnął palcem po mapach. Jeśli będziemy mieć wodne smoki. Będziemy piersi. Jak się nie uda, będziemy walczyć.
- To znaczy...
- Dotrzemy w tym samym momencie. - odparła Gizella. Wódz jej przytaknął.
- Tak. Czkawka musisz zdobyć zaufanie smoków.
- Dam radę. - powiedział pewnie.
- Wierze. Bork łupie twojego ojca w kolanie? - chłopak uśmiechnął się i kiwnął przecząco.
- Czyli przez jakieś trzy dni mamy spokój od sztormu. - Czkawka i Lara spojrzeli na siebie, a potem na wodza.
- Moj ojciec uszkodził sobie nogę podczas sztormu, w trakcie wyprawy. Już kilka razy łupało go i za każdym razem w przeciągu trzech, czterech dni pojawiał się sztorm i dość potężny.
- Przez jeden z nich straciliśmy sześciu naszych. - mruknął Ris. - Dobra... Do łóżek. - powiedział i zaczął zwijać mapy, ale przerwał, zauważając jedną rzecz na mapie Czkawki. - Co to za wyspa?
- Która? - pochylił się. - Nie zamieszkana.
- Wikingowie, smoki?
- Żadna. Lara czasem leci po zioła na niej rosnące.
- Jakie? Tak z ciekawości.
- Smoczy korzeń. - odparła dziewczyna.
- To trutka na te gadziska. Nie podoba mi się ona.
- Dlaczego?
- Jest na drodze Viggo i Burke. - chłopak przyjrzał się i syknął pod nosem.
- Jeśli na niej zatrzymają. Smoki zaczną się rzucać na siebie i innych. - powiedział Bork. - Ale dzięki temu zyskamy chwilę przewagi, prawda?
- Widzę, że Berok cię dobrze uczy. Tak będziemy mieć dzień przewagi. A to na Thora czasem zbawienne. Idźcie już do łóżek. - Nastolatki po szybkim „dobranoc" udali się do siebie i od razu do łóżek, zasypiając kamiennym snem.
***
Wcześnie rano, wręcz o świcie Czkawka zerwał się z łóżka i razem ze Szczerbatkiem wyruszyli na poszukiwanie wodnych smoków.
- Mordko widzisz jakieś Wrzeńce? - zapytał po kilkunastu minutach krążenia. Smok mruknął na nie. - Musimy się pośpiesz... - nagle Szczerbatek zerwał się i zaczął nurkować. - Tam jest. - pokazał palcem - Dobra, zwolnij. Zanurkuję. - gad posłuchał od razu. Czkawka ściągnął maskę i przymocował ją do siodła, po czym po prostu zsunął się z niego, lecąc w dół. Smok utrzymał prosty lot, ale zaraz zaczął krążyć. Chłopak zniknął z pluskiem w ciemna toń. A zsunął się do wody z jakich dwudziestu metrów. Nie kłopotał się ze smoczym „ja" i już podczas lotu zwolnił swoją samokontrolę. Dzięki lepszemu wzrokowi był w stanie zobaczyć znacznie więcej, nawet jeśli to była ciemna nieprzenikniona toń. W wodzie dźwięk rozchodził się inaczej, ale to i tak nie było większym kłopotem dla szatyna. Okręcił się wokół własnej osi i ujrzał płynącego w jego stronę groźnie wyglądającego Wrzeńca. Czkawka uniósł dłoń i spojrzał uważnie w oczy smokwi. Człowiek nawet nie drgnął. Smok podpłynął i otoczył go. Skierował dłoń do góry, wskazując powierzchnię. Wrzeniec zmrużył oczy, ale pozwolił mu na wypłynięcie. - Witaj. Nie mam złych zamiarów. Potrzebuje twojej pomocy i może jak masz znajomych, to też bym o nich poprosił. - powiedział bez ogródek. Turkusowy gad podpłynął bliżej twarzy szatyna. - Jestem po waszej stronie. To mój przyjaciel Szczerbatek. - wskazał dłonią na krążącą Nocną Furię. - Wysłuchasz mnie? - zapytał. Wrzeniec zabulgotał i zaczął płynąć w kierunku lądu. Czkawka gwizdem przywołał Furie, która po prostu złapała go za ramiona i nie kłopocząc się, powrotem na siodło trzymał go w łapach, a chłopak zwisał sobie w powietrzu. - Dzięki Mordko. Chciałbym prosić cię, jak i twoich krewnych o pociągnięcie albo popchanie statków. Na tej wyspie wikingowie są pokojowo nastawieni do smoków i ich obecność im nie przeszkadza. Tak samo smoki są spokojnie. Kilka z nich pozwoliło się dosiąść. Nazywam się Czkawka, a to, jak już wspomniałem, mój druh Szczerbatek. Nie chcemy was pojmać... Broń Odyna. Chcę tylko tymczasowej pomocy w dotarciu w pewne miejsce przed mordercami smoków. - Wrzeniec zabulgotał groźnie. - Też ich nienawidzę i chcę ich się pozbyć, bo zagrażają moim przyjaciołom. - wskazał na Szczerbatka. Wrzeniec widząc, wręcz czując więź między nimi. Zgodził się, wydając z siebie bulgotanie i pochylił głowę, trącając w pierś chłopaka. - Dziękuję ci bardzo. - pogłaskał go po głowie. - Jutro o świcie wypływamy. Dwa potężne okręty. Są na nich bronie, ale tylko przeznaczone na wrogich ludzi. Smoki to przyjaciele. Podkreślam. - gad zabulgotał ponownie - Jeśli to nie będzie dla ciebie problem, to proszę, sprowadź swoich przyjaciół. Na jeden statek potrzebujemy co najmniej dwóch podobnych tobie. - nowy druh zabulgotał i zniknął w głębinach. - Chodź mordko. Wracam... - nagle rozległo się ryczenie. Czkawka od razu je zlokalizował i musiał natychmiast odskoczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro