38. Spryt
Czkawka zdrzemnął się, by zregenerować choć część sił. Głód był mu nieobcy. Przyzwyczaił się do małych ilości, więc póki co się tym nie martwił. Przed świtem obudziły go krzyki na pokładzie. Dziękował Odynowi, że go zbudziły. Chłopak westchnął i urwał kawałek skóry z kombinezonu, po czym włożył go sobie do ust. Jak mu to mus. Pomyślał i uderzył się w kratę. Zdusił krzyk, po czym poczuł krew spływającą z nowo powstałej rany. Sztyletem zrobił nacięcie na wardze, krzywiąc się niemiłosiernie z bólu oraz poprawił ranę po strzale, robiąc nową.
- Na razie będzie dobrze. - mruknął i skupił się na krokach w korytarzu. Schował broń i udał, że śpi. Drzwi się otworzyły.
- Wstawaj! - warknął Ryker. Chłopak udał stęknięcie, ale uchylił powieki.
- Och, co wspaniały widok z rana. - sarknął i poprawił się.
- Wstawaj. - warknął ponownie.
- Wybacz, mam prawdopodobnie złamane żebra, by się ruszyć. - uśmiechnął się.
- Nie zgrywaj się Drakanie. - odpowiedział Viggo, wchodząc do środka.
- Ehh... Myślałem, że jeszcze pomęczę twojego brata. - wstał i podszedł do kart. Ryker otworzył cele, wyszedł do niej. Chłopak został złapany za ranne ramię i wyrzucony z celi.
- Siadaj.- syknął i pchnął go. Czkawka stęknął, ale zachował równowagę.
- Ryker delikatniej. - upomniał lekko brata. - Głodny? - zwrócił się do chłopaka.
- Nie zatrute? - podniósł brew. Wiedział, że woda ma w sobie zioła Głupca.
- Nie spokojnie. Nie jestem okrutny do szpiku kości. Burke zajmie się brudną robotą. Ja wolę politycznie wszystko rozwiązać. - wniósł drugie krzesło i na nim usiadł. Szatyn uczynił to samo. Na talerzu znajdowała się kromka czerstwego chleba i kawałek suszonej dziczyzny. Podstawił pod nos chleb i za nim ugryzł, nie wyczuł niczego niepokojącego. Ryker przemieścił się obok szatyna, a ten ujrzał u pasa swoje Piekło. Plan zaczął się rodzić w głowie Czkawki.
- Trochę suchy ten chleb. - powiedział i udał, że pije. Jadł dalej. Ugryzł mięso, po czym ponownie "popił" zawartość. - Odpowiedz mi Viggo, po co ta farsa? Nie lepiej mnie siłą zmusić do gadania? Co ci da rozmowa ze mną twarzą w twarz, ty mi nic nie powiesz, ani ja tobie. - w duchu starał się opanować, by nie parsknąć z miny bruneta. Odczekał jeszcze parę sekund, zanim nie zaczął ziewać. - Wiesz, że wielki Drakan i tak nic nie powie. - próbował się napić, ale przez "pomyłkę" wylał zawartość drewnianego kubka, by ukryć, że nic nie wypił.
- Gdzie twoja wyspa?
- Daleko stąd. - odparłem i zacząłem się uśmiechać.
- W jakim kierunku od Oris trzeba płynąć do niej? - zapytał inaczej.
- Na wschód i jeszcze dalej. - machnął ręka i patrzył na nią z rozmarzeniem. - Daleko hen, hen. - zaśmiał się.
- Kim jest Urta.
- Moja siostrzyczka. - powiedział prawdę, która zbytnio Viggo do szczęścia niepotrzebna. - I najlepsza łuczniczka! Ale głupia jak but. - zaśmiałem się jeszcze głośniej, umie tylko strzelać i leczyć moje skaleczenia. - specjalnie powiedział, że zna się na ziołach, ale nie na tyle.
- Ile masz lat?
- Szesnaście. - kłamie. - A ty?
- Trzydzieści dwa. - odparł i wzruszył ramionami. - Jakie słabości ma twój smok.
- Ja. - odparł, bo to było logiczne.
- Wiesz, gdzie szukać Smoczego Oka?
- A co to? - przekręcam głowę - Można przez nie patrzeć?
- Tak.
- Ja nie wiem, gdzie jest, a ty wiesz? - śmieję się głośno.
- Nie wiem. Sam go szukam. - wzruszył ramionami.
- Jak go szukasz, to musisz wiedzieć gdzie? - puknął się kilka razy w podbródek. Czekał, co zrobi Viggo.
- Wiem tylko, że jest we wraku statku. - odparł.
- Wraku? A gdzie ten wrak? Pewnie szybuje po morzach. - rozmarzył się.
- Raczej zawieszony na skałach na północ od Berk. - mruknął cicho, a Czkawka to doskonale usłyszał. Zbladł, ale zaraz się otrząsnął. - Nie, pewnie na jakimś cmentarzysku statków. - odpowiedział głośniej.
- Nuda. - mruknął i machnął ręką w powietrzu.
- Co planuję Ris? - zadał pytanie.
- W tej chwili, tylko podpisaliśmy pakt i nic jeszcze nie zaplanowaliśmy, bo zaatakowaliście. - odpowiedział od razu, po czym wpadł w drgawki i udał, że traci przytomność. Zsunął się z krzesła na podłogę, udając nieprzytomnego. Viggo westchnął.
- Ryker, weź go na pokład. Burke chce go po torturować psychicznie. Czkawka wiedział, że użyje do tego smoków. Dał się zaciągnąć na pokład.
- Ile ten gówniarz będzie nieprzytomny? - zapytał kapitan.
- Jeszcze kilka minuty. - odparł Viggo.
- Związać go. - rozkaz rosły mężczyzna i jeden z Łowców Kości związał Czkawkę.
- Ryker pilnuj go, żeby czasem nie uciekł. - zwrócił się do brata brunet. Ten stanął nad nim i czekał, aż się ocknie. Drakan słyszał odgłosy i ryki smoków. Prócz tego załoga biegała we wszystkie strony. Odczekał te parę minut, po czym stęknął.
- Moja głowa. - uchylił oczy - Co tu...
- Widzę, że się ocknąłeś. - syknął Ryker i podniósł go do pionu. - Teraz po patrzysz, jak smoczki giną. - wysyczał mu do ucha.
- Witam wielkiego Drakana. - słowa brzmiały jak obelga. Czkawka zaśmiał się głośno.
- Ah, dziękuję za komplement, ale ja już muszę spadać. - po czym, po prostu zerwał z siebie liny na nadgarstkach. Bracia stali sparaliżowani, tak samo, jak kapitan. Czkawka nie czekając, wyszarpnął zza pasa piekło i sztylet z rękawa, który przyłożył do gardła Rykera. - Więc może przejdziemy do interesów, co wy na to? Zanim jego zakuty łeb potoczy się po pokładzie.
- Jak ty...
- Moja droga przyjaciółka nauczyła mnie rozpoznawać parę trucizn. - odpowiedział, tak jakby to było oczywistą rzeczą. - Ah, bym zapomniał, jeśli jeden z was chce jeszcze żyć, to niech lepiej nie sięga po broń. - ostrzegł i przycisnął ostrze do gardła. Nagle na prawo od siebie usłyszał strzał kuszy, piekłem odbił bełt, wybijając go w deski pokładu. Chłopak zacmokał z dezaprobatą. Prawie w ogóle nie ruszył się z miejsca. - Nie ładnie. - powiedział i naciął skórę - Mam ciąć dalej? Mogę zabić bez mrugnięcia okiem. A chyba śmierć jednego ze stron paktu nie jest jej częścią? - spojrzał na Viggo i Burke.
- Bądźmy poważni Drakanie. - uniósł dłonie.
- Oh, ja jestem poważny, Viggo. Dalej nie dostałem odpowiedzi na moje pytanie. - Brunet był w potrzasku.
- Zapewne słyszałeś o Oku. Chciałbym go znaleźć. - Czkawka parsknął śmiechem.
- Sam mi dałeś bardzo dużo wskazówek Viggo. Rozpoznałem ziele Głupca. - Czarciosuty zbladł. - Owszem to i owo o nim słyszałem wcześniej, ale nie na tyle, co teraz. Dziękuję za cenne informacje. - uśmiechnął się złowrogo - Ale nie pomogę ci w poszukiwaniach. - odpowiedział od razu. - Nie będę narażał niepotrzebnie smoków. A właśnie co do nich. Wiem, że na tych statkach jest ich kilka. Mam małą propozycję Viggo. Odlecę i zostawię Rykera i ciebie przy życiu, wszystkie smoki, które są na tych czterech statkach, zostaną uwolnione i bez żadnego zranienia mają odlecieć, jak nie to biedny głupi braciszek spotka przedwcześnie Hele. - jak to mówił, zaczął się cofać do klatki, którą zauważył od samego początku. - Chciałbym jeszcze dodać, że mnie przy tym nie skrzywdzicie. - Czarcioustny zacisnął pięści. Chłopak okpił go najprostszy sposób. Albo starci przewagę w postaci Rykera w dalszym etapie planu, albo da się zabić. Zamknął oczy, po czym je otworzył.
- Zgoda. - odpowiedział. Już wiedział, jak chłopaka zatrzymać.
- Odlecę ze wszystkimi smokami znajdującymi się na każdym statku, który znajduje się w zasięgu mojego wzroku. - Viggo zacisnął zęby. Chłopak kompletnie się nie bał. Brunet miał trudny wybór, Ryker swoją głupotą mu tylko to utrudnił.
- Zgoda Drakanie, ale...
- I co ci da, że trzymasz tego wikinga? - zapytał z kpiącym uśmiechem kapitan, odzywając się w końcu.
- Z tego, co wiem, to ty mnie chcesz, a Viggo smoki. - przywódca Kości zmrużył groźnie oczy. - Jeśli Viggo, Ryker albo ich ludzie mnie zaatakują, stracą sojusz z tobą. Z drugiej strony mogę waszą trójkę zabić bez mrugnięcia okiem, a statki sobie przywłaszczyć. Ris się ucieszy z kilku dobrze uzbrojonych okrętów. - powiedział i chwycił Rykera mocno za ramie, ten się skrzywił, kiedy stalowy uścisk wręcz miażdżył mu rękę.
- Kim ty jesteś chłopcze? - zapytał spokojnie, ale tylko z pozoru. Wiedział dokładnie, kim jest ten nastolatek.
- Zwą mnie Drakan Władca Smoków. Skądś mam ten przydomek, a smoki znajdujące się za mną w klatkach mogą zionąć ogniem i spalić tę łajbę. W klatach były Zębacze, które dzięki świetnemu węchowi rozpoznały zapach smoczego "ja" nastolatka. Chłopak jeszcze bardziej im to ułatwił i stanął z wiatrem.
- To moje statki, więc nie masz szans uciec.- odpowiedział i podniósł dłoń. Pokazali się ludzie z kuszami.
- Tego nie byłbym pewien. - po czym zaczął się cofać jeszcze bardziej do klatek, kiedy wyczuł nogą metal, ponownie przyłożył sztylet do gardła młodszego brata, a wolną rękę. Zaczął przeszukiwać brata. Wyjął z butów dwa sztylety i zza pasa krótki nóż. Wszystko pochował do kabur, po czym po prostu włożył dłoń do klaty. Niektórzy wikingowie stanęli w osłupieniu, widząc tak śmiały czyn. Ciemnofioletowy Zębacz od razu przymilił się do ręki. Kapitan opuścił broń niżej z szoku. Ujarzmił smoka, nie robiąc praktycznie nic. - Ryker, nie radzę. - naciął skórę na szyi, jeszcze bardziej. Krew lała się z rany i znikała w materiale. - A więc, jak będzie Burke?
- Brać go. - szatyn rzucił sztyletem na lewo od siebie, trafiając w szyję ukrytego kusznika, który padł głucho na drewno, sztylet przebił kark na wylot. Krew zaczęła spływać po deskach, do wnętrza pokładu.
- Moje ostrzeżenie Burke, a następny wyląduję w twoim albo w załodze. - kapitan przeklął. - Uwolnić wszystkie smoki. Teraz albo wasz wielki kapitan umrze na waszych oczach. - Łowcy Kości patrzyli się na dowódcę i czekali na jego polecenia.
- Wykonać! - zagrzmiał. Zębacze zostały uwolnione, a fioletowy smok stanął z boku szatyna, jak nigdy nic. Ludzie obawiali się tego widoku. Viggo zaniepokoił jeden fakt, mianowicie, że oswoił smoka. Nastolatek panuję nad smokami.
- No dalej. - machnął sztyletem na wodza.
- Uwolnić resztę. - rozkaz padł i Czkawka widział kątem oka, jak reszta klatek zostaje otworzona. Nagle z jednego ze statków wyleciał Zębiróg Zamkogłowy. Czkawka spojrzał na niego, kiedy wylądował.
- Witam przyjacielu. - uśmiechnął się do smoka, który syknął wrogo na Rykera i strzelił paroma iskrami. - Przeleć się po statkach i sprawdź, czy nie ma więcej smoków. - Dwugłowy smok odleciał i zaraz zanurkował na drugi statek na prawo. Po czym głośno zaryczał. Sztylet poleciał i wbił się w kolejnego wikinga, uśmiercając go na miejscu. Ostrze trafiło w serce. - Powiedziałem kurwa wszystkie! - warknął prawie po smoczemu. Viggo zbladł, słysząc mrożący krew żyłach głos. Nigdy nie widział, żeby ktoś, tak kontrolował sytuację. Kolejny ryk trafił do uszu ludzi. Kolejny martwy wiking padł na deski.
- Zabiłeś mojego oficera! - zagrzmiał Burke, po czym sztylet trafił go w ramię. Stęknął zaskoczony z bólu.
- Ojć, spudłowałem. - syknął - Następny trafi. Wypuść resztę smoków. - warknął nieludzko. Przez rzut do przodu poluźnił trochę uścisk na szyi. Ryker wyrwał się i podbiegł do brata z szerokim uśmiechem. Na statek wylądował w tej samej chwili Zębacz. - Nie radzę, w tej chwili mam dwa smoki, które z przyjemnością was zabiją. Wystarczy jeden mój sygnał. A ja mam wolne ręce. Dziękuję Ryker za kolejny przejaw twojej głupoty. - powiedział i odpalił Piekło. Chłopak zamknął oczy i zasłuchiwał, po czym szeroko się uśmiechnął. - Widzę, że wszystkie smoki są już wolne. - wtedy pogłaskał Zębacza po szyi. - Leć mała. Mam podwózkę. - smoczyca zaklekotała, ale odleciała, jak nigdy nic. - To, pomożesz w potrzebie staremu znajomemu?- po czym po prostu wskoczył na grzbiet. Smok stał niewzruszony i tylko spojrzał na niego jedną z głów. Wikingowie, nawet nie śmiali się ruszyć z miejsca. Byli przerażeni tym widokiem. Człowiek siedzący na bestii, która jest całkowicie mu posłuszna - Siedzę wygodnie. - poklepał go, po czym wystartował. - Viggo jestem ci winny podziękowania za twoją zgubną pewność siebie i dostarczenie mi bardzo użytecznych wiadomości. - pochylił się do przodu Pożegnaj się. - wskazał na psyki. Smok pojął w mig i dmuchał gazem.
- Łapać go! - zagrzmiał Viggo, ale przez zasłonę dymną nie wiedzieli, w którą stronę odlecieli.
- Dołem. - powiedział Czkawka. Zębiróg zanurkował i trzymał się linii oceanu. Do jego uszu dotarły krzyki zawodu, kiedy oddalili się od statków. Drakan odwrócił się i dzięki smoczemu wzrokowi, był w stanie ujrzeć wściekłość na twarzy Viggo. Dobrze, że wybrał lecenie dołem, uniknął dzięki temu strzały i sieci. - Dobra w górę. - Jaszczur wzbił się ponad pokrywę chmur, znikając z oczu Łowcą Kości i Smoków. - Bardzo ci dziękuję. - poklepał go po szyjach. Na gest łby odpowiedziały pomrukiem zrozumienia. - Wiesz, może jak trafić na jakąś bezpieczniejszą wyspę? - spytał. Smok od razu skręcił w delikatnie w prawo. - Czyli zachód. Prowadź więc.
<<<<<>>>><<<>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
No hejka
Mamy ucieczkę, trochę popisówka? Przesadziłam?
Piszcie!
A teraz Życzę Wszystkim radosnych i zdrowych oraz bezpiecznych świąt w tak trudnym czasie, jaki nas nastał. Pysznego jedzonka i rozmów z rodziną na video kamerkach. Mokrego śmigusa w czterech kątach, da się wierzcie mi, hihi.
Wasza HQ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro