Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37. ''Miłe'' powitanie

***Czkawka***

Szatyn ocknął się związany i zakneblowany. Sprawdził zmysłami, czy ktoś znajduje się w pomieszczeniu. Po kilku sekundach otworzył lekko oczy. Znajdował się w ciemnym pomieszczeniu, bez okien. Wiedział jedno był pod pokładem. Chłopak siedział przywiązany do krzesła, które jak się okazało było przykute do podłogi. Szatyn, dzięki smoczemu wzrokowi widział kontury pomieszczenia i stół z narzędziami i jego bronią. Westchnął i zaczął się wiercić, sprawdzając co miał przy sobie. Uśmiechnął się lekko, kiedy wyczuł ukryty w rękawie kombinezonu mały sztylet. Przez kilka minut sprawdzał dokładnie pomieszczenie oraz słuchem wychaczył parę smoczych, jak i ludzkich odgłosów. Wiedział, że płynie albo, że zatrzymali się w porcie. Westchnął głośno, po czym usłyszał głośne kroki jednego i spokojne drugiego. Dwóch wikingów. Chłopak ponownie udał nieprzytomnego i odprężył się, pozwalając ciału na zwiotczenie. Po kilku sekundach do środka weszło dwie osoby. Jeden w pełnym uzbrojeniu, składającego się z pełnej zbroi i zakrzewionego miecza, drugi w lekkiej czarnej koszuli z naramiennikami z drobnymi ćwiekami oraz ochraniaczami na przedramiona z metalowymi okuciami.

- Sprawdź, czy nasz gość się obudził. - odezwał się znajomy dla szatyna głos.

- Rozkaz. - odpowiedział. Przez powieki zauważył, że ów wiking niósł pochodnie i kolejno zapalał inne, znajdujące się w pomieszczeniu. Czkawka poczuł ciężki i śmierdzący oddech, pochylającego się nad nim mężczyzny. Wstrzymał oddech, bo smród działał niepokojąco na jego pusty żołądek. - Jeszcze nieprzytomny. - odpowiedział i chuchnął mu prosto w nos.

- To niedobrze. - odpowiedział drugi przybysz. - Zaczekam tu. Wyjdź. - wiking odszedł, zamykając drzwi. - Drakanie zobaczymy, ile wytrzymasz bez swojego smoczka.

- Muszę, cię rozczarować Viggo, ale jakoś nie martwię się o mojego smoka. - odpowiedział i z kpiącym uśmieszkiem spojrzał na mężczyznę z dokładnie przystrzyżoną na krótko czarną brodą.

- Jednak jesteś przytomny. - odpowiedział i dla niepoznaki wziął sztylet do ręki ze stołu, sprawdzając ostrość.

- Od jakiś kilkunastu minut. - westchnął i uśmiechnął się z dozą kpiny, prostując się na, ile pozwoliły mu liny.

- Nie widzę, żebyś był zmartwiony.

- A dlaczego mam być? - zapytał i uniósł lekko brew do góry. Spokój gościa Viggo zaniepokoił go.

- Wiesz, że mogę...

- Mnie zabić? Jakoś się nie boję. - wzruszył ramionami, tego akurat był pewien, że nic mu nie zrobi. - Viggo, mam do ciebie malutką prośbę. - czarnowłosy spojrzał zaskoczony na Czkawkę, ale ukrył, to szerokim uśmiechem.

- Słucham cię Drakanie.

- Naucz swojego brata używać mózgu, a nie mięśni. - powiedział z sarkastycznym uśmieszkiem.

- Przekażę mu to. - i on nie krył uśmiechu.

- Dziękuję, a teraz może przejdziemy do interesów. Czego Viggo Czarciousty potrzebuję od Drakana?

- Widzę, że ci się śpieszy.

- Szczerze, to tak. Moja przyjaciółka pewnie szykuję odsiecz, więc chcę stąd odejść bez zbędnego rozlewu krwi. I liny mnie trochę uwierają. - ruszył się troszkę mocniej, naciągając lekko liny, by móc sięgnąć do ukrytego sztyletu. Krzesło zaskrzypiało.

- Och, przepraszam, ale nie mogę cię uwolnić. - Czkawka zrobił minę zbitego smoczka, po czym ostentacyjnie westchnął.

- Skoro nie możesz, to trudno, ale wiesz, nawet gość ma prawo do napicia się wody. - Viggo roześmiał się.

- Było tak od razu, Drakanie. - odpowiedział - Ryker! - krzyknął i po sekundzie do środka wszedł brat. - Nasz gość jest spragniony. Pomożesz mu?

- Z przyjemnością. - łysy wiking podszedł do cebrzyka i napełnił chochle, podchodząc do Czkawki, po czym przyłożył mu ją do ust. Do nozdrzy chłopaka dostał się słodkawy zapach. Woda była zatruta. Szatyn udał, że napił się jej. Poznał zapach trucizny otępiającej zmysły oraz zwiotczającej mięśnie. Lara dokładnie go przeszkoliła.

- Dziękuję Ryker. - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - A teraz Viggo, dlaczego mnie porwałeś?

- Ja?

- No proszę cię. Wątpię, że ktoś inny wpadł na taki pomysł. Strzelam, że zapłata za złapanie mnie i dostarczenie Łowcą Kości miały być złapane smoki. - tego Czarciosusty się nie spodziewał. Chłopak pojął w mig sens sprawy.

- Muszę przyznać, że jesteś inteligentny, ale nie na tyle. - Viggo znał czas działania trzciny. Czkawka zaczął ziewać dla niepoznaki, również znając działanie.

- Wiesz Viggo, że nie poznasz moich sekretów.

- Doprawdy?

- Tak. - ziewnął ponownie i przymknął oczy. Rozluźnił mięśnie i nakazał ramionom opaść lekko. - Czego ode mnie chcesz?

- Jak zdobyć zaufanie smoków? - zadał pierwsze pytanie.

- Musisz z nim walczyć. - skłamał. Viggo zmarszczył brwi.

- Jak to walczyć?

- Tylko bratnia dusza pozna bratnią duszę. - półprawda, ale dla Viggo była nieistotna, bo bratnią duszę znajduję się na zaufaniu. Brunet zacisnął zęby i spojrzał na Rykera, który pokiwał przecząco głową.

- Jakie są słabości wodza Ris?

- Nie znam ich. Jestem z nim w sojuszu od kilku dni. - ponowne kłamstwo.

- Jakie słabości masz?

- Jestem słaby. - powiedział i starał się nie roześmiać. Brunet łykał wszystko. - A po co ci to? - zapytał z głupim uśmiechem człowieka pod wpływem ziół.

- Na przyszłość.

- Na jaką? - zaśmiał się - No powiedz. - ponowny śmiech.

- I tak nie będzie pamiętał, Viggo.

- Wiem Ryker. Jak masz naprawdę na imię?

- A nie powiem, bo ty nie odpowiedziałeś pierwszy. - udawał głupca. Brunet westchnął.

- Żeby móc cię kontrolować.

- Eee... Nuda... - zaśmiał się.

- Jak się naprawdę nazywasz? - ponowił pytanie.

- Drakan. Nie pamiętam innego. - odpowiedział z uśmieszkiem i lekko przymkniętymi oczami.

- Wiesz, czym jest Smocze Oko? - lampka w głowie szatyna zapaliła się.

- Nie, a ty wiesz, co to? - przekręcił lekko głowę w bok.

- Nic ważnego. - odparł - Mało ważny przedmiot.

- Kłamczuch! - krzyknął, a potem zaśmiał się głupkowato. - Kłamczuchów nie słucham.

- Dobrze wiem, co to jest. - westchnął i przetarł usta.

- A do czego służy to Oczko? - przekręcił w drugą stronę głowę.

- A coś ty taki ciekawy?

- A bo tak. - odpowiedział dziecięcym głosem. - No powiedz, ładnie proszę. - zachichotał obłąkańczo.

- Viggo, może starczy? Zaraz zemdleje.

- Nie jeszcze chwila. - chłopak zdawał sobie sprawę, że trucizna zaraz wywoła kolejny etap. - Oko służy do szukania wyjątkowych smoków. - Czkawka zaśmiał się głośno i zaczął się wiercić na krześle, by zamaskować syknięcie gniewu i frustracji. Słyszał o Smoczym Oku od kupca, ale teraz już wiedział, do czego służy. Szamotał się jeszcze parę sekund, po czym znieruchomiał, udając omdlenie. Viggo westchnął głośno. - Rozwiąż go i zaprowadź do celi. Jutro wypytamy go o Oris i jego wyspę. Młodszy brat zarzucił bezwładne ciało na ramię. Czkawka uchyli lekko oczy, kiedy wyszli i skierowali się pięć drzwi dalej i otworzyli te na lewo. Ryker zrzucił chłopaka na deski. - Burke życzył sobie bez dodatkowych obrażeń.

- Ten gówniarz i tak będzie torturowany.

- Ale nie przez nas. - odparł, a Ryker zamknął klatkę. Obaj opuścili pomieszczenie. Czkawka słuchał chwilę oddalających się kroków, po czym otworzył oczy i usiadł. Kajuta była skromnie umeblowana, wręcz w tylko krzesło i stół. Jednym plusem była dość szeroka szpara, przez którą chłopak ujrzał dwa statki oraz zbliżającą się noc. Westchnął i dokładne przeszukał kombinezon. Znalazł zapasową mapę ukrytą pod piersią. Odetchnął z ulgą, po czym schował ją z powrotem. Następnie odwinął bandaż i sprawdził ranę.

- Zagoiła się. - mruknął, po czym związał bandaż ponownie. - Trochę tu sobie poczekamy. - westchnął i zamknął oczy, opierając się o kraty.

Po jakiś dwóch godzinach zrobiło się całkiem ciemno, wtedy do jego kajuty weszło dwóch rosłych mężczyzn.

- Witam. - odezwał się w ciemności, a w głosie było słychać sarkazm.

- Drakan. - warknął jeden z nich. Chłopak otworzył oczy i ujrzał w półmroku narzędzia, służące do tortur. - Miło cię w końcu poznać.

- Kim jesteś, bo chyba cię nie znam. - odpowiedział z lekką kpiną.

- Milcz gówniarzu. - zagrzmiał - Połamię ci gnaty, za przeszkodzenie mi w ataku na Oris.

- Oj, bo się przestraszę. - westchnął - Niech zgadnę, jesteś Burke? - kapitan statku warknął gardło. - Wódz Wsypy Oris mi napomknął o tobie. Burke Łamacz Zakutych Łbów, czy jakoś tak. - uśmiechnął się na widok grymasu wściekłości.

- Jak śmiesz!? - wykrzyknął jego towarzysz. - To Burke Łamacz Karków, gnido.

- Spokój. - rozkazał. - Brać go! - dwóch wikingów weszło do celi i wyrwało z niej Czkawkę, usadzając brutalnie na krześle, po czym związując mu ręce.

- Pamiętaj Burke, chłopak ma gadać. - odezwał się w wejściu Viggo.

- Pamiętam. - odwarknął i przymierzył kastet, po czym pierwszy cios trafił w brzuch. Szatyna zgięło w pół, a powietrze uszło z niego dość szybko. Ledwie wziął kolejny wdech, a oberwał drugą pięścią w twarz, kalecząc wargę. Czkawka syknął, ale nie pokazał za bardzo, jak cierpi.

- Na tyle cię stać. - splunął krwią pod nogi Burke.

- Do góry! - warknął. Pomocnicy poderwali nastolatka do pionu, po czym oberwał kolejny raz kastetem w trzewia. Chłopak stęknął bezgłośnie.

Tortury trwały kilka godzin, kiedy w końcu Burke został zadowolony z zabawy, wrzucili ledwie przytomne ciało z powrotem do celi.

- Mogłeś sobie darować walnie go po twarzy.

- Sama się gnida prosiła. - odparł Burke, wycierając krew z rąk.

- Była umowa. - powiedział Viggo zły.

- Stęka, to ci i odpowie. - po czym opuścił pomieszczenie. Viggo spojrzał na pokiereszowanego chłopaka. Podszedł do kubła z wodą i mu go włożył do celi. Wiedział, że Drakan posiada dużo informacji, tym samym dzieciak musi żyć i mówić, kiedy napoi go Głupcem*. Viggo opuścił kajutę, zostawiając chłopaka samego. Ten westchnął cicho i zaczął się podnosić. Szybko sprawdził żebra i zaklął pod nosem. Było złamane, ale na szczęście się nie przemieściło. Zamknął oczy i odczekał parę chwil. Kiedy ponownie je otworzył, usiadł ostrożnie i wymacał złamanie. Odetchnął z ulgą, prawie się zrosła. Oderwał kawałek materiału od kombinezonu i zaczął się obmywać, upewniając się wpierw, czy woda jest bez trucizny. Posmakował ją na języku, po czym połknął, biorąc kilka łyków więcej. Spojrzał na odbicie w wodzie i ujrzał gojącą się już śliwę.

- Szlak by to... - warknął pod nosem. - Nie dobrze.

***Wyspa Oris***

- Smoku!? - zagrzmiał głos wodza. Zmienny wyszedł z celi i przeciągnął się lekko. Spojrzał na przybysza i zaczął do niego podchodzić. Kiedy znalazł się dwa metry od niego, przystanął i syknął. - Nic ci nie zrobię, tylko sprawdzam, jak się masz. - powiedział i wyciągnął dłoń. Smok łypał na miecz przy boku. Wódz nie rozumiał obawy smoka. - Może to cię przekonana. - po czym obrócił się i za nim był kosz pełen ryb. - Jak to capi. - zmarszczył nos, ale położył go przed smokiem. Gad podszedł i pochylił się nad nim. Syknął zadowolony i zbliżył łeb do Risa. - No co? - cofnął się lekko z obawy, ale w końcu wyciągnął ostrożnie dłoń. Zmienny trącił ją lekko i zaczął jeść. Wódz spojrzał na dłoń i uśmiechnął się lekko. Już się odwracał, by oy dejść i zostawić smoka, ale ten machnął ogonem, zagradzając mu drogę. - Hej! - skierował wzrok na oczy gada, które były znacznie bliżej niż poprzednio. - Co ty... - czerwony gad puknął go w hełm, strącając go z głowy. - Co ty wyprawisz! - warknął, a gad zaczął syczeć, ale to nie był wrogi syk, wręcz przeciwnie śmiał się. Wódz, widząc rozluźnioną postawę gada i drwiny z jego strony, parsknął śmiechem i klepnął go po nosie z zewnętrzną stroną dłoni. - Jedz, bo mnie Urta zabije, jak nie wrócę z pustym. - wskazał na ryby. Zmiennoskrzydły wrócił do kolacji. W cieniu wejścia stała Lara i przyglądała się wodzowi, który był jak dziecko we mgle. Westchnęła, ale nie zrobiła nic. Odeszła, zostawiając tę dwójkę samych sobie. Wódz w końcu zdecydował się przemieścić i skierował się do boksu. Ujrzał legowisko i na wpół puste koryto z ziołami. Zanotował w głowie, by przekazać to zielarce. W tej chwili smok przerwał jedzenie i spojrzał na wodza, po czym podszedł do niego, myśląc, że bezszelestnie. - Wiesz, gadzie. Nigdy bym nie przypuszczał, że smok będzie tu siedział. - zaśmiał się i odwrócił głowę prawo. - Ubiegając cię. Tak słyszałem, jak się skradasz. Wojaczkę mam we krwi. Wyczuwam instynktownie, jak ktoś do mnie podchodzi. - po czym klepnął gada po szyi. Następnie skamieniał z wyciągniętą ręką. - Wybacz... - nie dokończył wypowiedzi, bo smok podsunął się bliżej, chcąc jeszcze. - Dobra, jednak nie jesteście takie krwiożercze. - Zmienny warknął zły i odwrócił się do niego ogonem, by pokazać na kamieniu, jaki to jest niebezpieczny. Strzelił kwasem, trafiając w kamienną skałę i część matowej celi. Kwas z metalem spowodował rozpuszczenie go. - Thorze... Dobra, cofam słowa. - mruknął i podrapał się po głowie. - Ale mnie nie stopisz? - smok spojrzał zadowolony z siebie na Risa i syknął twierdząco, po czym minął wodza uprzednio, trącając go w ramię i kładąc się na posłaniu. - Wiesz, tak mi tera do łba przyszło. Może byś chciał mi pomóc w wiosce, robić patrole i pomagać w kłopotach? - zapytał i spojrzał w żółte ciekawskie ślepia. Zmiennoskrzydły warknął i uderzył ogonem w nogi. Mężczyzna podszedł do niego i usiadł obok. - Mam brać to za tak? - otrzymał syknięcie i zamkniecie oczu. - Dobra... - smok przysunął łeb do Risa tak, że nosem stykał się z jego udem. Ogon za to owinął w taki sposób, że wiking był otoczony przez smoka. - Teraz rozumiem, co ten gówniarz miał na myśli z opieką. - westchnął i poklepał Zmiennego po szyi. - Przydałoby cię, jakoś nazwać, bo gadzina czy smoczysko nie wypada się zwracać. - zastanowił się na moment - Co powiesz na Veran? - ale smok już tego nie usłyszał. Pochłonął go sen.

<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<>

Przy użyciu Losu, który miał zadecydować pomiędzy dwoma imionami, które mi się spodobały. Padło na Veran. Drugim było Malboro od _fatum_ kozackie imię.

I oto wygrało imię VERAN wymyślone przez Drahiinia Gratuluję zwyciężczyni najbardziej pomysłowego imienia.

Imiona, które mi się również spodobały i zostaną wykorzystane w przy innych smokach:

Malboro _fatum_

Dagai Drahiinia

Variabilis Draco_Mendacium

Padło kilka co mnie osobiście rozbawiły Kwaśnica i Pomidorowa XD Pozdrawiam UlubienicaLucyfera PrywatnaPodłoga

Dziękuję bardzo za udział wszystkim czytelnikom w konkursie

Pozdrawiam i do następnego

Wasza HQ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro