Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. Jad, wściekłość i stanowczość

- Lara, a jak mnie nie pozna? - zapytał wódz, po kilku godzinach obserwacji śpiącego i wykończonego smoka.

- Pozna po zapachu, Ris. - wzruszyła ramionami. - Tak, jak bliźniaków... O w mordę trolla! Zapomniałam o nich! - Lara zerwała i gwizdnęła na Luminosę, która raz-dwa stanęła na cztery łapy, gotowa do startu. Ze świstem opuściły arenę, kierując się do nich. Po kilku sekundach wylądowały. - Ron! Zon! - wykrzyknęła i podeszła do jaskini.

- Tu jesteśmy! - wykrzyknął jeden z braci.

- Na Thora! Tak was przepraszam. - odpowiedziała, nie widząc ich. Bliźniaki wyszli zza skały, zaraz za nimi podążyły ich smoki.

- Nic nie szkodzi, ciociu Laro. - powiedział Ron.

- Widzieliśmy, co się dzieje. - odpowiedział Zon. - Z tych skał Ron obserwował atak.

- Byłem z Jadem dobrze ukryty wśród zieleni. - wzruszył ramionami.

- Z głodu też nie umarliśmy. - odparł. - Jad złowił nam ryby. - uśmiechnął się szeroko i pogłaskał smoka, który akurat trącił go w ramię. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i podeszła szybkim krokiem do chłopców. Smok nawet nie zareagował na to. Lara potarmosiła hebanowe włosy.

- Skorpin, mogę spojrzeć na ranę? - zapytała i odwróciła się do wygrzewającego się na skalę smoka. Ten wstał i podszedł do niej. Lara delikatnie położyła dłoń na złotej szyi i nakazała, by podszedł z nią do Luminosy. Tam wyjęła z torby świeże bandaże i miseczkę z maścią. - Aj... Kończy mi się. - westchnęła, kiedy otworzyła pojemniczek. Odwiązała opatrunek. - Ładnie się goi. Nie dostało się zakażenie. Jednak pilnowałeś się. Zuch smok. - poklepała go po skrzydle, na co ten strzelił kilka razy szczypcami zadowolony z pochwały. Lara nałożyła warstewkę maści i wymieniała lekko pobrudzony, przez ziemię bandaż na nowy. - I gotowe. Machnij skrzydłem. Tylko pomału. - ręce położyła na nim. - Zaczynaj, proszę. - Potrójny Cios, słuchał się polecenia. - Boli? - spytała, ale uzyskała tylko przeczący klekot i silniejsze machnięcie. - Doskonale. - uśmiechnęła się - Dobra, chłopaki wracamy do wioski. - zwróciła się do reszty towarzystwa, chowając przy okazji zużyty bandaż i maść.

- Dobrze. - odpowiedzieli jej, po czym bliźniaki wskoczyły na swoje smoki.

- Skorpin może latać?

- Jeszcze nie, ale podlatywać może na metr czy dwa. - złoty Cios zaklekotał zadowolony - Ale bez ciebie Zon. Daj się bliźnie zasklepić porządnie. - wyjaśniła, kiedy ujrzała lekki smutek. - Za dzień, czy dwa będziesz mógł pomału zaczynać. - westchnęła i posłała mu słaby uśmiech.

- Ciociu, wszystko w porządku?

- Jak mam być szczera, to ani trochę. - odparła. Na smutek w głosie łuczniczki zareagowała Luminosa, która przytuliła głowę do piersi Lary. - Czkawkę porwano, na arenie leży pokiereszowany Zmiennoskrzydły. Już się nim zajęłam, więc sytuacja z nim jest opanowana. Martwię się o Szczerbatka. Smoczysko jest zrozpaczone. - powiedziała i zdusiła łzy w zalążku - Tak, jak ja.

- Nie odleciał? - zdziwił się Ron.

- Nie, ale próbował. Kiedy spał zmieniałam ustawienie lotki i zablokowałam ją. Czkawka nie po to kazał mu zostać. Lepiej już wracajmy. Zioła, które podałam Zmiennemu, mogą lada chwila przestać działać. I tu jest moja prośba... - przerwała na moment, by wskoczyć na siodło. - O to, by Jad użyczył mi ogona paraliżującego. - Smok na dźwięk swojego imienia i prośby znieruchomiał.

- Dlaczego? - zapytał zaskoczony.

- Gadzina może być nadpobudliwa i zrobić sobie krzywdę, jak i skrzywdzić wikingów.

- Jad pomożesz? - zapytał swojego smoka, pochylając się trochę, by widzieć jedno czerwone oko. Ten zaklekotał i pochylił paraliżujący ogon.

- Dziękuję ci. - zwróciła się do smoka. - No to wracamy. - oznajmiła i ruszyli w drogę powrotną. Po kilku minutach Luminosa nastroszała uszy. - Co jest mała? - smoczyca warknęła i zrobiła łapą wyrwę w ziemi. To był sygnał, kiedy smok zaatakował. - Na Thora! Obudził się! Ron, dasz radę lecieć?

- Tak. - odpowiedział i mocniej ścisnął kolanami grzbiet. Jad owinął jeden ogon wokół tali, a resztę splótł ze sobą. Podleciał do góry.

- Świetnie. Zon dojdziecie? - spojrzała na drugiego brata.

- Tak. Lecicie już. - Lara kiwnęła głową i dwa smoki wzbiły się w powietrze. Dziewczyna leciała troszkę niżej i z boku, by w razie kłopotów złapać Rona, ale smok się pilnował i nie szarżował w powietrzu. Po chwili usłyszeli ryk i krzyki.

- Jesteśmy!- wykrzyknęła Lara i wylądowała, zeskakując od razu z siodła. Za nią był Ron na Jadzie. - Jad do mnie, młody trzymaj się z daleka. - chłopiec kiwnął głową i schował się za wielką kolumną z drewna, służąca za oparcie dla wielkich stalowych drzwi.

- Lara. Smok wpadł w szał. Strzela kwasem na prawo i lewo! - powiedział jakiś wiking. Był lekko zasapany.

- Wiedziałam z góry! Gdzie Ris!?

- Nieprzytomny. Oberwał głazem. Oddycha. - odpowiedział i zrobił unik przed kwasem. Lara uskoczyła z lewo.

- Nic mu...

- Nie. Co tu robi...

- Później. - przerwała i wzięła torbę z siodła. - Jad idziemy. Lumi pilnuj i broń reszty. - smoczyca mruknęła i weszła za nimi. - Jad uważaj i pamiętaj, żebyś użył odpowiedniego ogona. Ten poparzył na nią i strzeli szczypcami zirytowany, ale zawinął usypiający i śmiercionośny razem. - Hej Spokojnie! - wykrzyknęła do wściekłego smoka. Ten zatrzymał się w miejscu i spojrzał na nią i smoka. Co go wprawiało w lekkie zaskoczenie. - Chcemy ci tylko pomóc. - podniosła ręce do góry, ale smok miał inne zdanie. Zaatakował. Lara uskoczyła w bok i przeturlała się, wstając szybciej, niż się smok spodziewał. Jad wykorzystał dezorientację większego kolegi i ugodziła go w bok ogonem. Po kilku sekundach Zmiennoskrzydły padł unieruchomiony. - Uff... Udało się. Dziękuję Jad. Wracaj do Rona. - machnęła na niego ręką, po czym bez strachu podeszła od boku do rozwścieczonego gada, z którego oczu bił gniew. - A teraz smoku przestań się wściekać, bo tylko pogorszysz swój stan. - warknęła na niego. - Nie jestem tu, by cię dobić, głupi smoku. Tylko żeby ci pomóc. Wiem, że broniłeś Risa, ale nic mu nie będzie. - machnęła na wikinga ręką. - Jeśli naruszyłeś złamane skrzydło... - pogroziła mu palcem przed pyskiem - Walnę cię w niego. - powiedziała spokojnie, patrząc mu w oczy, po czym podeszła do zwisającego bandaża. Westchnęła głośno. - Głupi smok. - mruknęła, co on doskonale usłyszał, bo wydał zduszone warknięcie. - Luminosa odwróć jego głowę, by patrzył na mnie, co robię. - Smoczyca podeszła i mruknęła do niego, po czym swoją głową zaczęła pchać i delikatnie przekręcać czerwony psyk w stronę zielarki. - Teraz patrz, co robię. Boli prawda, ale zaraz poczujesz ulgę. - powiadomiła go i posmarowała wyjętą wcześniej maścią. Smok drgnął, ale potem wytrzeszczył żółte ślepia na dziewczynę. Pouczył, że ból pomału ustępuję. - Widzisz, przestaje boleć. Ron! - chłopiec wyszedł zza beli. - Woda. - pokazała palcem na koryto. Fiołkowooki szybko pochwycił przewrócone i lekko wgniecione wiadro, po czym napełnił całe wodą. Bez strachu podszedł do Lary i smoka, który patrzył na to wszystko w szoku. W tyle areny wszyscy zebrani usłyszeli zduszony jęk.

- Na cholerę mi to było! - warknął Ris, siadając. Zamknął się, kiedy po przetarciu oczu dłonią, ujrzał Larę, swojego syna i znieruchomiałego smoka na środku areny. - Co tu...

- Później. - warknęła na niego Lara i zajęła się ranę, którą na tę chwilę opatrywała. Kiedy skończyła, wsypała do wiadra zioła, po czym podeszła do pyska. - Te zioła łagodzą ból. Wypij. - Zmiennoskrzydły popatrzył z nieufnością. - Albo po dobroci, albo siłą ci je wleje do pyska. - powiedziała stanowczo. Smok zjechał wzrokiem na wodza, który chwiejnym krokiem podszedł do nich. - Ris, otwórz mu paszcze. - wydała polecenia.

- Ale...

- Proszę wodzu. Muszę sprawdzić skrzydło i oszczędzić bólu temu głupkowi. - powiedziała. Mężczyzna chwilę się zastanawiał, ale pochylił się nad pyskiem gada.

- Proszę, tylko nie strzelaj kwasem. - mruknął do niego, po czym delikatnie położył dłoń na nosie smoka. Ten wyciągnął zapach i warknął łagodnie. - Dobra. - zmienił położenie dłoni na górną wargę, a drugą umieścił pod szczęką, unosząc głowę delikatnie do góry. Prawa znajdująca się na górnej części otwarła lekko pysk. Smok poddał się bez sprzeciwu. Lara ostrożnie wlewała lek, a czerwony gad przełknął go.

- Dobra wystarczy. - odezwała się i odstawiała wiadro. Ris ostrożnie położył psyk na kamiennym podłożu. Uspokajająco poklepał go po nosie.

- Dobra robota. - pochwalił go. Dziewczyna podeszła do wciąż trzymającego się unieruchomienia. Dotykiem sprawdziła jego wiązanie, jak i czy kość się nie przemieściła.

- Ze skrzydłem wszystko w porządku. Masz szczęście głupi smoku. - powiadomiła - Jad Ciosa przestanie lada chwila działać. - oznajmiła, kiedy zauważyła drgnięcie tylnej łapy i lekki ruch ogona. Podeszła do głowy i po prostu usiadła obok niej. Ris tylko spojrzał na nią jak na wariatkę. Luminosa usiadła przed Zmiennoskrzydłym. Wódz nie wiedział, co robić, kiedy dziewczyna po prostu zamknęła oczy i schyliła głowę, odpoczywając.

- Lara? - odezwał się Ron i stanął za nią.

- Hym? - odparła sennie.

- Czy smok jest miły?

- Jak mnie nie stopi kwasem, to tak. - odparła. - Wodzu, Ron i reszta możecie odejść. Zajmę się już nim do końca. Mężczyzna spojrzał na nią i poklepał ją po ramieniu, zgarniając syna i jego smoka.

- Coś ci przynieść? - spytał.

- W sumie, to tak. - odwróciła głowę do stojącego w wejściu wodza. - Dwa kosze z rybami, jeśli to nie...

- Żaden. Ron je ze swoim gadziskiem przyniosą. - wskazał na syna, który tylko spojrzał wielkimi, jak księżyc w pełni oczami.

- Ja?! - pisnął - Przecież...

- Coś czuje, że smok cię w razie kłopotów obroni. - poklepał go po piaskowej skórze. Ten odpowiedział klekotem, po czym opuścili arenę. Lara powróciła do lekkiego odpoczynku. Wiedziała, że jad Ciosa przestaje działać, ale nie miała obawy, że ją skrzywdzi. Zamknęła oczy i skupiała się na słuchu. Coraz częściej słyszała szuranie ciała o kamień. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała przed sobą żółte ślepia. Nawet się nie wzdrygnęła.

- Och, już się nie fochaj. - westchnęła, kiedy odczytała z nich ów uczucie. - Jakbym spokojnie do ciebie mówiła, to byś tylko wściekał. - odparła. - Masz złapane skrzydło i poważną ranę boku. Przez dobre kilka tygodni nawet nie myśl o lataniu, bo będę ci wykrzykiwać jad Potrójnego Ciosa. - smok warknął zły. Zjechał spojrzeniem niżej. Pyskiem uderzył w kolano. - Boli cię coś? - zaniepokoiła się i szybko rzuciła okiem na ciało Zmiennego. Ten warknął i trącił jeszcze raz w lewe kolano. Dziewczyna spojrzała i zobaczyła tam krew. - A! Dzięki. Zwykłe otarcie. Nic mi nie będzie. - machnęła ręką, ale to nie pomogło, bo Luminosa zerwała się i podeszła do swojej przyjaciółki. Warknęła obrażona i pchnęła pyskiem dość mocno. Lara straciła równowagę i przechyliła się do tyłu, prostując skrzyżowane nogi, a rękami zaparła się za palcami o kamień. Biała Furia polizała zranione kolano. - Nadopiekuńcza. - mruknęła, po czym oberwał lekko ogonem w tył głowy. - Ej! No dobra. - wyprostowała się i podniosła ręce. Czerwony jaszczur spojrzał na smoczycę, warcząc na nią i wskazując na swoją ranę. - Użyłam śliny do stworzenia maści. - przysunęła do siebie torbę i wyjęła prawie pusty pojemnik. Otworzyła go i podsunęła pod nos gada. - Śmierdzi tak samo. - wskazała na mokre kolano. Smok powąchał maść, potem ranę Lary. Przekręcił zaskoczony głowę. - Widzisz. Nie kłamie.

- Lara! - z cienia wejścia wyszedł Ron z bratem i smokami. Stali trochę niepewnie.

- Podejdźcie! - podniosła lekko głos i gestem ręki nakazała im to samo. Smoki stanęły po bokach swoich druhów, tak że obaj byli w środku. Chłopcy nieśli kosze. - A ty nie warcz, bo nie dostaniesz jedzenia. - to skutecznie uciszyło zaniepokojonego gada. Bliźniaki stanęli dwa metry od pyska smoka. Lara wstała i podeszła do chłopców. - Nie ma czego się bać. - pogłaskała ich po głowach i wzięła jeden z koszy. - Drugi jest dla ciebie Lumi. - smoczyca wstała i podeszła, jak jeźdźczyni, tylko ta pyskiem otworzyła słomiane wieko i mruknęła zadowolona. Liznęła zaskoczonych chłopców po policzku w podzięce. Na co zaśmiali się i pogłaskali ją.

- Smacznego Luminosa i tobie również Zmienny. - powiedział Ron. Czerwony gad spojrzał zaskoczony na dzieci, ale rozpoczął posiłek tak jak Biała Furia. Lara zaśmiała się cicho, kiedy ranny smok pochłaniał w zatrważającym tempie zawartość kosza.

- Smakuje? - poklepała go po szyi i przejechała po wystających czułkach, przypominających ulistnioną lianę. Wiedziała, że ten gatunek smoka to lubi. Zadowolony gad przymrużył oczy z pieszczony, po czym skamieniał, co spotykało się z kolejnym wybuchem śmiechu. - Lubisz co? - przejechała ponownie. Smok spojrzał na nią i odruchowo podsunął się do niej bliżej. - Chłopcy chcecie go pogłaskać?

- Nie ugryzie?

- Nie Zon. - chłopak spojrzał na Skorpina, który władczo zagarnął chłopca do siebie. - Chyba się martwi o ciebie.

- Chyba tak. - zaśmiał się i pogłaskał go po nosie. - Spokojnie mały. Ufam Larze, jak i tobie, dlatego zostanę obok ciebie. - powiedział i przytulił się do szczypiec i piersi smoka. Dziewczę rozczulił ten widok, ale zaraz posmutniała.

- Ale ja chyba mogę. - oznajmił nagle Ron i zrobił krok do przodu, ale śmiercionośny ogon owinął się wokół pasa chłopca, zatrzymując go. Jad podszedł do niego i stanął obok. Bliźniak zaśmiał się i poklepał smoka po szyi. - Będę ostrożny. - szepnął mu. Lara przesunęła się i dopuściła do czerwonej lianki. Chłopiec delikatnie złapał ją i przejechał po niej. - Ciepła i gładka. - mruknął zaskoczony. Zmiennoskrzydły mruknął zadowolony i przełknął ostatnią rybę. Ron tak się skupił na gładzeniu lubianego miejsca, że nie zauważył ruchu szyi i głowy, która zwróciła się w jego kierunku. Poczuł dopiero pchnięcie w ramię, kiedy odwrócił się, zastygł z lekkim strachem. Smok był kilka centymetrów od jego twarzy. - Lara. - pisnął i spojrzał kątem oka na dziewczynę, która ukrywała śmiech za ręką.

- Nic ci nie będzie. Dla Zmiennoskrzydłych jest to pieszczotą. Podczas łączenia się w pary samiec ociera się o samicę psykiem, tak by dotykać lianek.

- Skąd wy to wiecie?! - powiedział zaskoczony Zon.

- Z obserwacji. - odpowiedziała z uśmiechem. - Dobra, koniec tego dobrego. - podeszła do chłopca i smoka. - Wasza czwórka do matki. Podejrzewam, że Jada i Skorpina na oczy nie widziała. - chłopcy syknęły pod nosem i schylili głowy, by zasłonić rumieńce. - To wyjazd z areny. - Machnęła rękami na nich. Chłopcy kiwnęli głowami.

- Pa, pa. - powiedział Ron i pogłaskał lekko trzęsącą się ręką nos gada, po czym szybko uciekał do swojego, wskakując na grzbiet. Jego brat na niego czekał, po czym obaj wyszli z areny.

- A ty stąd nie wychodzisz. - zwróciła się do smoka, który ruszył w tym samym kierunku. - Muszę mieć cię na oku.- wskazała na zmienioną przez wikingów cele na przyjemną boks. - Tam masz miękko i wygodnie. Przygotuję ci jeszcze wodę z ziołami na ból. Pij, kiedy zacznie boleć cię skrzydło albo rana. Prześpij się. Obiecuję, że nikt prócz mnie, Risa i chłopców oraz naszych smoków nie wejdzie tu. Dla dobra twojego proszę, nie wychodź. Arena pozostanie otwarta. - wskazała na wejście. - Nie jesteś tu więźniem. - pogłaskała go po szyi, ostatni raz łapiąc za liankę, po czym podeszła do koryta. Przesunęła go troszkę. - Ciężkie. - mruknęła. - Lumi pomożesz? - zawołała smoczycę. Dzięki niej przesunęły koryto z wodą pod boks, w którym akurat znalazł się Zmiennoskrzydły. Lara otarła pot i podeszła do torby, z którą wróciła do smoków. Wyjęła z niej mieszek i wysypał zawartość do wody. Ręką zamieszała zawartość. - Dobra. Za kilka godzin ktoś z nas przyniesie ci ryby. Ja zajmę się opatrunkami, więc bez obaw. - powiedziała do smoka, który szykował się do snu. - Odpoczywaj. - powiedziała i w skoczyła na Luminose, odlatując z areny. W locie pomyślała tylko jedną rzecz. Czkawka wróć żywy.

<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>

Hej!

Lekka przerwa wybaczcie. Studia i On-line plus zadania od wykładowców. Ogarnęłam natłok, który wysłali na raz. Teraz już będzie bardziej regularnie wysyłanie materiałów do przerobienia i odesłania im z powrotem, tym samym rozdziały będą (mam nadzieję) częściej.

Tyle ogłoszeń parafialnych.

Teraz chciałabym od was otrzymać TUTAJ komy z waszymi pomysłami na imię dla Zmiennoskrzydłego, który chyba już zapewne się domyślacie, będzie miał Ris. Uściślam to samiec, ale jak padnie samicowe imię, może go wykorzystam przy innym smoku.

Pomysły, które będą równie świetne, wytypuję w kolejnym rozdziale. A wygrane imię... No cóż, Zmiennoskrzydły je otrzyma. Czas do PIĄTKU!!!

Od czasu do czasu będę o takie rzeczy pytać. Szczerzę imiona dla Potrójnych Ciosów wymyślił mojej cioci syn (10 lat). Mały maniak JWS.

Do zobaczenia i liczę na tonę komeraży z pomysłami.

Wasza HQmyLove

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro