Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. Imiona

*Berk*

Pyskacz wbiegł na arenę i ujrzał smutny wzrok i uśmiech swojego czeladnika. Widział łzy w szmaragdowych oczach. Nie to było najgorsze. Gbur poznał ten wzrok. Czkawka odchodzi z Berk. On się z nim żegnał.

- Stoik! - warknął Gbur. - Coś ty najlepszego na brodę Thora zrobił?! - wykrzyknął. - Aż tak nienawidzisz swojego... - uciął, bo wódz odwrócił się twarzą do przyjaciela. Ważki był blady jak trup. Szeroko otwarte oczy i lekko uchylone usta. Dały tylko jedną mimikę twarzy. Szok. - Stoik? - zaniepokoił się.

- Pyskacz... Ja... Ja wyrzekłem się go. - powiedział lekko łamiącym głosem. Po czym po prostu go minął, wychodząc z areny. Udał się prosto do swojej chaty. Kroki skierował do sypialni syna. Ujrzał nienaganny porządek. Tak jakby ten pokój był przeznaczony tylko do przenocowania dla gościa. Stoik podszedł do biurka chłopaka. Zaczął przeglądać to, co pozostawił, czyli niewiele. Położył wielkie dłonie na blacie, spuścił wzrok na swoje buty. Kątem oka ujrzał coś białego. Zwrócił oczy ku temu. Zobaczył zmięty kawałek papieru. Szybko go podniósł i ostrożnie rozprostował papierową kulkę. Zaczerpnął gwałtownie powietrza. To, co ujrzał, przeraziło go. Na kartce widniał szkic ogona Nocnej Furii. - Czkawka, coś ty zrobił? - powiedział w szoku. Przez prawie dwadzieścia minut wgapiał się w szkic. Z każdą minutą zauważał coraz to inne detale. Pierwsze co, rzuciło mu się w oczy, to było idealna precyzja szkicu. Kolejną były emocje, które towarzyszyły temu ów projektowi. Wyczuł szczęście, ale i wyrzuty sumienia. - Przepraszam. - wyszeptał, a słone łzy znikały w gęstej rudawej brodzie. - Tak mi przykro, że byłem ślepy. Proszę, uważaj na siebie. Niech sam Odyn ma cię w swojej opiece. - powiedział i odłożył, lekko podniszczony szkic, na biurko. Po czym wyszedł z pokoju. Szybko się pozbierał, po chwili słabości. Jest wodzem, nie mógł sobie pozwalać na rozpacz i łzy. Miał osadę do wyżywiania i opieki. Wziął głęboki wdech dla uspokojenia.

- Stoik? - wódz usłyszał z dołu głos swojego przyjaciela.

- Schodzę. - powiadomił go. - Słucham Pyskacz?

- Wiadro i Gruby powiedzieli, że widzieli stadko smoków nurkujących do lasu. - powiedział spokojnie. Oczy Stoika otworzyły się szerzej.

- Zbierz...

- Stoik nie tak szybko. - przerwał mu - Te smoki będą bronić chłopaka. Za dwie godziny zajdzie słońce. Ludzie nie dadzą rady szukać ich po ciemku. - Wódz zacisnął pięści. Kowal miał racje.

- Wyruszamy o świcie. - oznajmił w końcu Ważki, po czym minął go w przejściu. - Zbierz ludzi do Twierdzy. - kuter noga kiwnął głową. Tak samo, jak przyjaciel opuścił chatę i zaczął wykonywać rozkaz.

***

- Macie go znaleźć żywego. Smoki mają być martwe. – powiadomił beznamiętnie i już miał ruszać do lasu, kiedy ujrzał te same smoki, co na arenie, tylko nie było z nimi Nocnej Furii. Długo nie musiał na nią czekać. Usłyszał ten charakterystyczny świst. Od razu zwrócił się w stronę dźwięku. Ujrzał go pochylonego w siodle. Nocna Furia wznosiła w bardzo szybkim tempem do góry. Stoik pobladł, widząc jak jego syn wznosi się coraz wyżej i wyżej. Chłopak przeleciał nad całą wioską, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Ludzie wskazywali na niego. A jego rocznik patrzył szeroko otwartymi oczyma. Ten szkielet dosiadł najpotężniejszego smoka tych czasów. Tak, o to zdrajca żegna się ze swoją rodzimą wyspą. Szatyn i czarny gad dołączyli do reszty. Chłopak był na przedzie formacji. Smoki ustawiły się w klucz. Wikingowie musieli przyznać, był to bardzo piękny, starszy i majestatyczny widok. Plusem do tego dochodził wschód słońca. Stoik już wiedział, że stracił syna bezpowrotnie. Czuł to. Czuł się okropnie, ze świadomością tego co powiedział, ale słów już nie cofnie. To, co padło z jego ust, nie było do końca kłamstwem. Już to wiedział, kiedy ujrzał go na grzbiecie śmiercionośnej czarnej bestii. Wszystko, co teraz czuł, patrząc na odlatujące stworzenia, ukrył pod maską wodza. Nieskazitelnego spokoju, zmieszanego z gniewem i rozczarowaniem. Wódz nie okazuje zbędnych uczuć. Ma być stanowczy, spokojny i sprawiedliwy. Teraz nie czuł nic z tych rzeczy. - Odynie opiekuj się nim. - powiedział po raz kolejny.

*Czkawka*

Chłopaka obudziło gwałtowne obrócenie Szczerbatka na brzuch. Efektem tego ruchu było wylądowanie szatyna na nim.

- Co do... - chłopak zerwał się, ale zaraz wybuchł śmiechem, budząc resztę smoków. - Wybaczcie. - powiedział i zsunął się z brzucha wciąż śpiącego przyjaciela. - Mordo wstawaj! - wrzasnął. Nic to nie dało, prócz pomruku ze strony smoka. - Nie będzie śniadania! - ponownie uniósł głos. Tym razem Nocna Furia stanęła na równe łapy. - No i o to chodziło. - mruknął chłopak i podparł dłońmi boki. - Chodź. Pomożesz mi złowić ryby. - Czarny gad popatrzył na niego sceptycznie i mruknął pod nosem. - Tak? Jazda do wody. - wskazał na ścianę lasu, a dokładniej kierunek, gdzie znajdowała słona woda. Nocna Furia warknęła i popatrzyła wściekłym spojrzeniem zielonych oczu. - Nie fochaj się Mordko i chodź wreszcie. - powiedział i odwrócił się do niego plecami, odchodząc. Smok westchnął, ale wziął w pysk pusty kosz i ruszył za swoim przyjacielem. Pozostałe smoki patrzyły na tę wymianę zdań z niemałym zaskoczeniem. Żaden nie spodziewał, że człowiek może warknąć na Nocną Furię, jednego z najbardziej niebezpiecznych smoków w ich świecie. Pierwsza otrząsnęła się samica Zębacza, która szybko dogoniła resztę. Ranny Zębiróg w dalszym ciągu był szoku na widok lekkiej sprzeczki między Furią, a człowiekiem. Towarzysz z tego samego gatunku uspokoił go w paru mruknięciach i warknięciach. Mianowicie wyjaśnił mu, że ten człowiek jest przyjacielem smoków i w skrócie opowiedział o ich niewoli i pomocy w ucieczce. Ranny Zębiróg słuchał z wielkim zainteresowaniem i niedowierzaniem wypisanym w dwóch parach oczu.

Po kilku minutach zjawił się Czkawka z pełnym koszem ryb. Smoki dreptały za nim.

- Życzę smacznego. - oznajmił z lekkim uśmiechem. - Szczerbatku plazma. - wskazał na rzucone przez Śmiertnika drewno w zgrabny stosik. Smok ze smoczym uśmiechem zapalił go. - Dziękuję wredny gadzie. - burknął, na pysku Furii ukazał się jeszcze większy uśmiechem. Czkawka zaczął ściągać przemoczone ubranie. Chłopak zatrząsnął się lekko, kiedy nagi tors spotkał się z chłodnawym powietrzem. - Zimno. - mruknął i szybko rozwiesił ubranie. Ściągnął też przemoczone słoną wodą buty i spodnie. Pozostał w samej bieliźnie. Jego ciało było wychudzone. Prócz wystających żeber i innych kości, można było ujrzeć zarysy umięśnionych ramion, ud oraz brzucha. - Szczerbatek pozwolisz? - spytał i objął się ramionami, lekko trząsnąć się. Smok perfidnie owinął skrzydła wokół swojego ciała, dając znak, żeby się gonił. - Jak chcesz. - warknął po smoczemu i zwrócił się do Koszmara Ponocnika - Przepraszm cię, ale czy mogę na chwile się do ciebie przytulić? - spytał bardzo formalnie. Gad spojrzał na niego z nie małym zaskoczeniem, ale zezwolił, unosząc swoje skrzydło. - Dziękuję. - szczęknął zębami i szybko wsunął się pod nie, opierając ramię o rozgrzany brzuch. - Jak miło. - westchnął z rozkoszą, rozluźniając napięte mięśnie. - Dziękuję. - powiedział raz jeszcze. Koszmar delikatnie zwiększył temperaturę ciała. Czkawka uśmiechnął się z wdzięcznością i mocniej przytulił się do gada. Nocna Furia popatrzyła wielce obrażona na człowieka i to z wzajemnością. - Sam odmówiłeś. - mruknął do niej. Obaj pojedynkowali się na spojrzenia. Żaden nie mrugał przez kilka chwil, gdy nagle szmaragdowe oczy zabłyszczały. - Hej smoki. - odezwał się, przerywając kontakt wzrokowy z czarnym przyjacielem, dając mu wygrać - Mogę wam nadać imiona? - zapytał, lekko się czerwieniąc na policzkach. - Bo tak trochę nie ładnie się do was zwracać per gad, jaszczurka i smok. - zaśmiał się cicho. Smoki po raz kolejny doznały szoku, ale wspólnie wydały zgodne pomruki. - Super! - ucieszył się. - To mogę zacząć od naszych panien? - zapytał z szerokim uśmiechem i spojrzał na samice Gronkla i Śmiertnika. Obie ochoczo zamruczały. - Dobrze... Więc, ty będziesz się nazywać Wichura. - powiedział do niebieskiego smoka. Smoczyca zaklekotała zadowolona i przyjęła imię z radością. - Cieszę się, że podoba. Miło mi poznać cię, Wichuro. - zaśmiał się - Ty moja droga będziesz się zwała Sztukamięs. Może być? - zwrócił się brązowej smoczycy, która zamerdała maczugą. - Biorę to za „tak". - posłał jej uśmiech. - Dobrze, pan majestatyczny Koszmar Ponocnik będzie się nazywał... - zastanowił się przez chwilę. - Hakokieł. - czerwony gad spojrzał na człowieka i kiwnął łbem. - Was będę nazywał Wym. - wskazał na prawą głowę zielonego Zębiroga. - A ciebie Jot. - przeniósł wzrok na lewy pysk. Oba smoki wypuściły swoje atrybuty ognia, dając znak, że im bardzo przypadły do gustu imiona. - No to pora nasze maluchy. - uśmiechnął się. Oba Straszliwce podleciały do Czkawki. - Ty będziesz Darko. - powiedział do czerwonego. - A ty Kor. - oba Straszliwce otarły się o Czkawkę zadowolone z nowych imion. - Dziękuję, że je przyjęliście. - powiedział, po czym na czworakach wyszedł spod skrzydła Hakoła. Podszedł do kosza z rzeczami. Wyjął z niego koc. Okrył się nim i podszedł do rannego smoka. - Czy mogę obejrzeć twoje skrzydło? - zapytał uprzejmie. Zębiróg zezwolił i dopuścił Czkawkę. Chłopak bardzo delikatnie dotknął go. - Rozwiń pomału skrzydło. - poleciał. Smok wykonał polecenia. - Machnij. Troszkę mocniej. - gad zrobił to - Boli? - spytał. Uzyskał zaprzeczenie. - Spróbuj podlecieć. - Zębiróg podniósł się i zamachał skrzydłami, lecąc parę metrów do góry, po czym wylądował. - Boli? - powtórzył i kolejne zaprzeczenia. - W takim razie jesteś wolny. - oznajmił Czkawka - Dziękuję, że zaufałeś. - Zębiróg mruknął coś i liznął go po policzku, dziękując, po czym szybko pożegnał się z resztą smoków i po prostu odleciał. - Dobra Mordko łaskawie skończ się boczyć. Zbieramy się. - chłopak podszedł do ogniska. Dotknął ubrań. Były lekko wilgotne, ale szybko włożył je na siebie. Zagasił ogień i ponownie okrył się kocem. Nocna Furia wstała i stanęła obok kosza. Chłopak szybko zamocował go do siodła. - Jest dobrze? - Szczerbatek kiwnął głową. Chłopak wskoczył na siodło. Reszta smaków była gotowa do drogi. - No to lecimy! - powiedział i wszystkie smoki wzniosły się w powietrze, wylatując z polany.

<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>

No Hej

Troszkę spóźniony, ale grunt, że jest XD

Wybaczcie mam ciężki moment, czyt. Same kolokwia i zaliczenia... ehhh cóż poradzić. Lubię to i tyle. Studia, ale nie te wszystkie sprawdzające wiedze teściki.

Wybaczcie mi te jakieś tam błędy

Do napisania kolejnego rozdziału <3

HQmyLove

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro