27. Jeździec
- Co to lecimy? - zapytał Czkawka, kiedy wstał razem ze świtem. Był przygaszony, ale i szczęśliwy. Uwolnił przyjaciół, nikt nie zginął. Nocna Furia i reszta smoków warknęła potakująco i rozpoczęła przygotowania do odlotu z wyspy. Gady zjadły pożywne śniadanie w postaci ryb. Czkawka również zjadł skromne śniadanie, składające się z małej jednej upieczonej rybki. Nie miał apetytu, co nie uszło uwadze Furii, która co rusz podsuwała mu surową rybę. - Dziękuję Mordko, ale nie jestem już głodny. - pogłaskał go po szyi. - Gotowi... - zaciął się, bo wszyscy jak za pociągnięciem magicznej różdżki spojrzeli na wejście do kotliny. Wszystkie gady wstały i stanęły przed Czkawką, broniąc go. Chłopak musiał się przepchać do przodu. Smoki zawarczały groźnie. - Spokojnie. - powiedział - Pokaż się! - zwrócił się do źródła dźwięku. Kilka sekund później oczom smoków i człowieka ukazała się Gothi. - Co ty tu robisz? - szatyn odetchnął z ulgą. - Spokojnie, to przyjaciel. - Szczerbek i czerwony Straszliwiec znają szamankę, więc rozluźnili się. Starucha bez cienia strachu podeszła do nastolatka i nabazgrała na ziemi parę rysunków. Czkawka zbladł. - Jak to Stoik wyrusza na poszukiwanie nas. Teraz?! - Starucha kiwnęła głową. - Szczerbatek nasłuchuj wikingów. - smok skinął łbem i odszedł do grupy. - Za ile tu będą? - Gothi nabazgrała szybko wiadomość. Czkawka odczytał i odetchnął z ulgą. - Mamy jeszcze parę minut. - oznajmił smokom - Dziękuję, że nas ostrzegłaś. Wracaj do wioski, za nim cię znajdą. Co to? - zapytał, kiedy Gothi wręczyła mu ciemnozielony woreczek. Chłopak szybko rozsupłał węzeł. - Zioła i twoja maść. Dziękuję Ci. Szczerbek! - zawołał go - Lecimy. Mam nadzieję, że wypoczęliście te kilka godzin. - Jak na zawołanie smoki rozpostarły skrzydła i zamachnęli się nimi na próbę. - Doskonale. - uśmiechnął się i szybko przymocował kosze do siodła Nocnej Furii. Chłopak pochylił się i wyszeptał parę słów do jego ucha. Smok wydał potwierdzający pomruk. - Lecimy. - I wszystkie smoki wzniosły się w powietrze. Szczerbatek szybkim i delikatnym ruchem złapał Gothi w łapy, ta wydała zduszony krzyk i chwyciła się kurczowo łap. Czkawka podrzucił ją na skraj lasu. - Jeszcze raz ci dziękuję. Za wszystko. Będę ciebie i Pyskacza odwiedzać. Przekaż mu to, proszę. - starucha kiwnęła głową i puknęła go lekko laską w głowę. - Obiecuję, będę na siebie uważał. - po tych słowach z akompaniamentem charakterystycznego świstu, który zwrócił uwagę całej wioski. Czkawka przeleciał nad nią, dołączając do reszty smoków, która była poza zasięgiem katapult. Wszyscy patrzyli w szoku na młodego zdrajcę, który lata na grzbiecie śmiercionośnego czarnego smoka. Odlatywali wraz ze wschodem słońca. Czkawka poczuł ból i radość. Z jednej strony pouczył wolność, z drugiej smutek, że opuszcza bez słowa Pyskacza. Dokonał wyboru. Będzie chronił i zwalczał morderców tych stworzeń. Przysiągł to sobie, kiedy spojrzał w zielone mądre oczy swojego smoczego przyjaciela. - To, gdzie lecimy? - zapytał głośno. Wszystkie smoki, jak jeden mąż zaryczały. Były wolne i szczęśliwe. - Przed siebie? - zapytał z uśmiechem. Szczerbatek przekręcił lekko łeb, by spojrzeć rozweselonymi oczyma na człowieka. Ich wzrok napotkał siebie. - To lecimy!
***
- Wiem Mordko! - krzyknął Czkawka. Wiedział, że smoki muszą odpocząć. Od dłużej chwili rozglądał się za dogodną do lądowania wyspą. Kilka minut później, na prawo od siebie ujrzał ją. - Tam! - wrzasnął i wskazał. Od razu skierował tam Szczerbatka. Reszta smoków również ruszyła w tamtą stronę. Smoki z ulgą wylądowały na kamienistej plaży. Czkawka zszedł z siodła i zaczął nasłuchiwać. Nie wiedzieli, czy to odludna, czy zamieszkana wyspa. - Poczekajcie tu. Sprawdzę, czy jest bezpiecznie. - Szczerbatek zaprotestował i ruszył razem z nastolatkiem. Czkawka wystchnął, ale nic nie powiedział, tylko wyciągnął kijek i sztylet. Weszli do lasu. Obaj nasłuchiwali podejrzanych dźwięków. Po kilku minutach błądzenia w lesie. Wrócili na plażę. Wszystkie smoki leżały z otwartymi oczami. - Czysto. Znaleźliśmy miłą polanę. Niedaleko stąd. - oznajmił i wziął jeden z koszy na plecy, ale Śmiertnik miał inne zdanie na to i pochwyciła kosz w zęby. - Hej... Nie musisz... - nie dokończył, bo smoczyca ruszyła tropem, pozostawionym przez nich. Czkawka pokręcił głową i podążył za śladami niebieskiego smoka. - I jak? - zapytał, kiedy dotarli na miejsce. Przed ich oczami ukazała się mała okrągła polanka, porośnięta wysoką trawą. Smoki szybko znalazły swoje miejsce do spania. Chłopak wyjął z kosza po dwie ryby dla każdego, a Smoczyca Gronkla sama znalazła sobie późny obiad, w postaci skał. Sam zjadł kawałek suszonej baraniny i popił wodą z bukłaka. - Odpocznijcie. Ja przejmę pierwszą warte. Nie wiadomo, czy jednak ktoś tu nie mieszka. - Smoki nie zaprzeczyły i posłusznie położyły się spać, mimo że było późne popołudnie. Były wykończone parogodzinnym lotem. Czkawka nie czuł jeszcze takiego zmęczenia, ale wolał nie ryzykować i przyjął niewygodną pozycję do siedzenia, by tylko nie przysnąć. Siedział tak do zachodu słońca, kiedy usłyszał ryk. Ów ryk był przepełniony bólem i agonią. Poderwał się na równe nogi. Stęknął z bólu. Krew wracała do nóg w postaci mrowienia. Szczerbatek i inne smoki również się zbudziły i spojrzały w stronę ryku. - Zostańcie tu. - nakazał - Mały wskazał na czerwonego Straszliwca. - Chodź. - Smoczek szybko wskoczył na ramię Czkawki. Nocna Furia warknęła. - Spokojnie poradzę sobie. Jak coś Straszliwiec przyleci i po ciebie. Bądźcie czujni. - po czym chłopak rozpłynął się. Czarny strój ułatwiał mu maskowanie nocą. Za co był z siebie dumny, że wpadł na ten pomysł. Nałożył na głowę kaptur i wyjął kijek. Jego smocze oczy zalśniły. Ruszył truchtem w stronę ryczącego smoka. Dotarł do niego w kilka minut. Zobaczył Zębiroga, którego skrzydło utknęło pod skałą. - Leć po Szczerbatka i Gronkla. - poprosił go. Smoczek odfrunął, a Czkawka wyszedł zza pnia. - Hej. - odezwał się, kojącym głosem. Zębiróg wystrzelił. Czkawka zrobił szybki unik. - Uspokój się, proszę. - podniósł obie dłonie. - Chcę ci pomóc, przyjacielu. - smok znieruchomiał. - Zaraz przybędzie pomoc. Mogę podejść? - spytał i zrobił bardzo mały kroczek w stronę rannego smoka. Zębiróg warknął ostrzegawczo. Szatyn przystanął, ale zaraz ruszył o kolejne dwa kroczki do przodu. Gad wstrzelił gaz i go podpalił. Czkawka uskoczył w prawo. - Spokojnie. - chłopak usłyszał znajomy ryk i sekundkę później zza drzew wyszli Nocna Furia i Gronkiel. - Dobrze, że jesteście. Musicie przekonać go, by dał sobie pomóc. - Furia warknęła i podeszła do rannego smoka. Mruknęła parę razy i wskazała łbem na człowieka. Chłopak zrozumiał i podszedł do nich. - Posłuch mnie uważnie. Masz przytrzaśnięte skrzydło. Pomorzymy ci się uwolnić, tylko musisz z nami współpracować. - powiedział spokojnie i kojąco. - Smoczyca i Szczerbek podniosą głaz, a ja postaram się go zsunąć z twojego skrzydła. Wtedy ty musisz szybko go wysunąć, dasz radę? - spytał. Głowy mruknęły, zgadzając się. - Dziękuję. - Pójdziemy po grube gałęzie do podstawienia pod głaz. - Zaraz wrócimy. Mordko. - Nocna Furia i człowiek zniknęli na chwilę w lesie. - Dobra, Szczerbek stań tu. - smok ustawił się po prawej stronie przygniecionego skrzydła. Czkawka wbił spory kawałek gałęzi pod skałę, pod ukosem. - Smoczyco, stań tu. - wskazał lewą stronę i ponowił czynność. Sam stanął obok Szczerbatka, ale bliżej skrzydła Zębiroga. - Na mój sygnał, naciskacie w dół kije. - powiedział i smoki mruknęły - Dobra, teraz. - gady jednocześnie naparły na kije, a Czkawka zaczął pchać. Głaz się poruszył i zaczął zsuwać się z rannego skrzydła. - Zębiróg, kiedy poczuł, że może ruszyć skrzydłem, szybko wyjął go spod głazu. - Udało się. - sapnął i usiadł na ziemi, ale zaraz wstał. - Mogę obejrzeć twoje skrzydło? - spytał i stanął w pewnej odległości od Zębiroga. Smok sam podszedł do niego. - Dziękuję. - Czkawka stanął obok prawego skrzydła i zaczął go delikatnie dotykać. - Dasz radę go wyprostować? - spytał, a smok pomału je rozpościerał. - Nie jest złamane, ale widzę, że ruchy sprawiają ból. Musisz odpocząć i nie ruszać za bardzo skrzydłem. - powiedział i delikatnie przejechał po błonie - Dobrze wracajmy do obozu. Ty też, proszę. - zwrócił się do rannego smoka. Cała czwórka wróciła do obozu, gdzie czekała na nich smoczyca Śmiertnika, bo reszta drzemała sobie. Nowopoznany Zębiróg był troszkę zmieszany widokiem tylu smoków. - Udało się. - powiedział do smoczycy i pogłaskał ją po kornie z kolców. Śmiertnik zaklekotał i położył się, zamykając oczy. Czkawka podszedł do kosza i wyjął z niego ryby. - Proszę, zjedz. - zwrócił się do Zębiroga i podał mu dwie ryby, po czym odszedł od niego do Nocnej Furii, która bacznie śledziła ruchy swojego przyjaciela. Chłopak położył się obok niego. - Dobranoc Mordko. - mruknął i zamknął oczy. Smok przykrył go skrzydłem, samemu przejmując wartę. Dwugłowy smok zjadł ryby i położył się. Nocna Furia patrzyła na gwiazdy i nasłuchiwała. Nikt nie zauważył ani nie usłyszał dwóch istot, przyglądających się obozowisku. Niższa dwunożna istota założyła kaptur i uśmiechnęła się lekko, wsiadając na białego smoka, odlatując. Szczerbatek spojrzał w tamtą stronę, ale nic nie ujrzał.
<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>
Hejka
Wiem, spóźniony... Wybaczcie mi. Wiem, wiem... Miał być co tydzień, ale studia mnie zaskoczyły (negatywnie) miałam lekki zawał XD
Teraz już sama nie wiem, jak będzie ze wstawieniem rozdziałów... Będę się starała znaleźć jakąś regularność, ale to może być trudne. Przepraszam Was raz jeszcze.
Do zobaczenia
HQ-ś
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro