Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Niepokój

Czkawka zbudził się o świcie, wstał i przeciągnął się. Spojrzał na śpiące smoki i uśmiechnął się szeroko na widok zwiniętych w kłębki gadów. Obaj byli do siebie zwróceni pyskami i wzajemnie na siebie delikatnie dmuchali.

- Wstawać! - wrzasnął. Smoki poderwały się na cztery łapy. Wystraszone i spanikowane, gotowe na strzał. Uśmiech Haddocka poszerzył się. - Smoczki, ja wracam do wioski. - westchnął - Coś czuję, że za niedługo wróci mój ojciec i skończy się takie włóczęgostwo. - pochylił głowę. - Pamiętajcie. Jak wróci mój ojciec. Macie nie wychylać nosa z kotliny. Szczególnie ty, Czerwony. - spojrzał na Straszliwca, który kiwnął lekko łebkiem. - Teraz na arenie będzie więcej wikingów, którzy będą nam się przyglądać. Mówię o moim roczniku. Muszę być w finale wyboru. - zagryzł wargę - Z tym idzie, że będę musiał jakoś unieruchomić smoki na arenie, bez podejrzeń. Jednocześnie muszę uważać, bym ja i one nie zostały zabite. - westchnął i podrapał się w kark. - Szczerbatku. Jak wróci mój ojciec, mogę przychodzić znacznie rzadziej. Nie będę mógł z tobą tu nocować. - gad wydał cichy pomruk i otarł się o nogi nastolatka, dodając mu otuchy. - Dzięki Mordko... - nagle rozległ się trzask i uderzanie drewna o drewno. - Co... - chłopak odwrócił się w stronę dźwięku. Smoki przyjęły obronne pozy, chroniące Haddocka. Szatyn dobył sztyletu. Z cienia wyłaniała się bardzo drobna, przygarbiona postać. - Gothi?! - wykrzyknął zszokowany - Szczerbek, Straszliwcu spokojnie. - uspokoił gady - To sojusznik. - Smoki złagodniały, ale miały się na baczności. - Co tu robisz? - starucha wskazała kosz, z którego wystawały rośliny - Zbierasz? - potwierdziła kiwnięciem i nabazgrała na ziemi parę obrazów. Czkawka spojrzał na nie i jego pochmurne oblicze rozjaśniło się - Gothi, to ty wybierasz zwycięzcę?! - wykrzyknął uradowany - Na Thora, wybierz mnie. - kobieta zdzielił go laską po brzuchu, po czym nabazgrała kolejną wiadomość. - Taki miałaś zamiar. - odczytał - Finał będzie za trzy dni. Dziękuję ci. - Szczerbatek zabulgotał, zwracaj na siebie uwagę. - Wybaczcie. Ta szamanka zna prawdę o nas. To ona dała mi proroctwo. - wyjaśnił. Starucha podeszła bez strachu do Furii i laską przyciągnęła jego łeb niżej. Smok był zaskoczony bezpośrednim kontaktem. Ta zaczęła go oglądać z każdej strony. Szczerbatek warknął i starł się odsunąć, ale dostał laską po głowie. Zkamieniał i popatrzył na nią jak na jakieś czupiradło z bagien. Kobieta pokręciła głową i zaczęła oglądać grzbiet i lotkę. - Gothi, będę wracał do wioski. Mogę podlecieć z Mordką i cię podrzucić... - przerwał, bo starucha kiwnęła przecząco głową i szybko nabazgrała na ziemi rysunki. - Dobrze nich ci będzie. Mordko, zostajesz. Ja i Gothi wracamy na piechotę. Uważajcie na siebie. - podszedł do Nocnej Furii i pogłaskał ją za uszami. Ta wtuliła się w jego pierś, pomrukując cicho. Czkawka również pogłaskał Straszliwca, ten wskoczył na jego ramię i potarł swoim pyszczkiem policzek człowieka. - Uważajcie na siebie, nie wiem, kiedy wrócę, ale jak tylko tu przyjdę, polatamy. Obiecuję. - powiedział pewnie, po czym odwrócił się do nich plecami i ruszył do jaskini. Wyjął z niej komplet sztyletów, będących już w skórzanej kaburze, którą przyczepił do paska spodni. Gothi stała już u wyjścia z kotliny. Czkawka pomachał smokom na pożegnanie i pomógł starszej kobiecie wyjść na górę.

***Time Skip***

Minęło trzy dni. Dziś jest dzień wyboru przez Gothi. Czkawka chodził podenerwowany po wiosce, jak i arenie. U Szczerbatka był zaledwie tylko parę razy. Czuł, że za niedługo wróci Stoik i nie będzie zadowolony z takiego obrotu sprawy, jakim jest jego syn. Młody Haddock wiedział, czego chce. A chciał opuścić Berk, razem z uwięzionymi smokami, z którymi nawiązał przez te kilka dni doskonały kontakt. Wiedział, że Śmiertnik i Gronkiel to samice, a reszta samce. Było mu o wiele lżej zwracać się do nich odpowiednio. Prócz tego ustalił z nimi, że w czasie testu dany smok będzie starł się, nie skrzywdzić człowieka, a tylko go wystraszyć. Jednocześnie musi to wyglądać na wiarygodny i śmiertelny atak. Czkawka zaproponował, żeby strzelali o cale od ofiar. Chciał, by Gothi z czystym sumieniem mogła jego wybrać. Czkawka obiecał smokom, że żadnemu się nic nie stanie w czasie wyboru. Gady bez żadnego sprzeciwu, a nawet z zapałem zgodziły się pomóc człowiekowi.

Obecnie szatyn znajdował się na arenie. Obok niego stała podirytowana Astrid i kręciła młynki toporem.

- Słuchaj. - warknęła do niego - Dziś, to ja będę górą. To ja zabiję Koszmara. - syknęła w jego stronę. Czkawka nawet na nią nie spojrzał. Bardziej martwił się widownią na trybunach i planem, by ten się powiódł. - Słuchasz ty mnie?

- Słucham, ale nie widzę potrzeby, by ci odpowiadać. - powiedział spokojnie. - Życzę powodzenia Hoferson. - sarknął. Blondynka prychnęła i zamilkła. Haddock słuchał, jak Pyskacz wygłasza widowni zasady wyboru. Wszyscy je dokładnie znali, ale tradycja to tradycja. Szatyn westchnął i dotknął ukrytego w rękawie smoczego ziela. Uśmiechnął się pod nosem, wyczuwając przyjemną woń. Troszkę się uspokoił.

- No młodzieży. - powiedział radośnie Pyskacz, który wszedł do małego korytarza, dzielącego wejście i wyjście z areny. - Dziś ten dzień. Astrid, Czkawka zobaczymy, który z waszej dwójki okaże się lepszy. Po cieńszym pojedynku zostaniecie wybrani. - Gbur złapał ich za ramiona i ścisnął je lekko, dodając otuchy. Kowal spojrzał uważnie w oczy każdemu z przeciwników. Dłużej zatrzymał się na mocno szmaragdowych, lekko lśniących w półcieniu oczach Czkawki. - Szykujcie się. - powiedział i odsunął się na bok, robiąc miejsce.

- Pamiętaj, dziś to ja będę górą. - warknęła Astrid i stanęła na środku areny. Tłum powitał ją gromkimi oklaskami i okrzykami.

- Nie dziś. - szepnął i również wyszedł, stając obok niej. W ręku trzymał swój kijek. Szatyn zmarszczył delikatnie brwi. Krzyki były zbyt głośne i drażniły jego uszy. Zacisnął zęby, nie dając tego po sobie poznać. Cofnął się w stronę jednej z kilku drewnianych płotków. - Gronkiel. - powiedział i odetchnął z ulgą.

- Zwolnić smoka! - przekrzyczał tłum Pyskacz, po czym zamknął arenę z dwójką nastolatków i smokiem, który wyleciał z celi jak burza. Wzrokiem odnalazła Czkawkę, ale od razu do niego nie poleciała, tylko zaatakowała Astrid, która uchyliła się przed lawowym pociskiem. To był sygnał smoka, że ruszy teraz na chłopaka. Czkawka przyjął pozycję i czekał na pocisk, który nadszedł. Odskoczył i przeturlał się po ziemi w stronę smoczycy. Ta również się do niego zbliżyła i nabierała lawy do pyska. W tej samej chwili Astrid wyskoczyła za osłony z wielkim okrzykiem bojowym. Już maiła rzucić toporem, ale smok padł z rąk Haddocka. Szatyn uśpił smoczycę ziołami, podstawionymi pod jej nos. Gronkiel padł nieprzytomny u stóp nastolatka.

- Nie! - warknęła i zaczęła przeklinać pod nosem, kręcąc i uderzając w drewniane osłony. - Ty... - syknęła i podstawiła broń do gardła Czkawki. - To ja miałam wygrać. - warknęła - Jakim cudem go pokonałeś?! - zapytała wściekła.

- Może więcej od ciebie trenowałem. - powiedział z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Jego wzrok nie wyrażał żadnych emocji. Nagle tłum zaczął niesamowicie głośno wiwatować i krzyczeć imię młodego Haddocka.

- Dobra! Teraz Starucha wybierze zwycięzcę. - oznajmił głośno Pyskacz, który wszedł na arenę. Wskazał swoim hakiem na Astrid. Gothi pokręcił głową. Pyskacz zdumiony wskazał palcem na Czkawkę, tu szamanka potwierdziła skinieniem. W jednej chwili Czkawka został poderwany go góry. - Hura! Udało ci się Czkawka! - krzyczał szczęśliwy i dumny Pyskacz.

- Je... Tak się cieszę! - wykrzyknął zawodny, bo jego plan się powiódł.

***

- Mordko?! - wykrzyknął i wkroczył do kotliny. Było po południu, kiedy udało mu się wyrwać od tłumu chwilowych wielbicieli do swoich smoczych przyjaciół. Szczerbatek akurat nie spał i bawił się z czerwonym Straszliwcem. - Udało mi się. - powiedział uradowany i przytulił się do chłodnych łusek. - Nawet nie wierz, jak mi ulżyło. - odetchnął z ulgą. - Lecimy? - zapytał. Na odpowiedź nie musiał długo czekać, bo Szczerbatek sam wrzucił sobie szatyna na siodło, które zostawił ostatnim razem. Szybko wzbili się w powietrze i polecieli na południowy kraniec wyspy. Straszliwiec za pozwoleniem Czkawki, usiadł na plecach i wbił pazurki w futro, by nie spaść. Lecieli dość szybko. - Dobra mały leć na dół. Poćwiczymy trochę. - powiedział, kiedy wyrównali lot i zwolnili. Straszliwiec syknął do ucha i zleciał na dół, siadając na strzelistej sośnie. Wylądował na jej czubku, z którego miał doskonały widok na szybującego jeźdźca i Furię. - Dobra Mordko. Dziś lecimy do góry. - oznajmił i sprawdził uprząż oraz linkę zabezpieczającą go, którą przymocował do siodła Szczerbatka. Zrobił ją dwa dni wcześniej w kuźni. - Wszystko gotowe. Lecimy. - chłopak ustawił protezę i zaczęli się wznosić pionowo do góry. Szczerbatek nawet przybierał łapami, jakby się wspinał po skale. - Dobrze! - krzyknął, bo wiatr skutecznie zagłuszał mowę, ale smok go doskonale słyszał. Nagle przymocowana do siodła ściągawka wysunęła się z zatrzasku. - Nie! Ściągawka! Stop! - wrzasnął. Szczerbatek odruchowo przestał machać skrzydłami. Zatrzymali się w powietrzu. Haczyk trzymający Czkawkę przy siodle, wysunął się. Nastolatek nie zwrócił na to uwagi, starał się złapać kartkę z ułożeniem lotki, kiedy poczuł, że nie jest przymocowany, zaczeli lecieć gwałtownie w dół...

<<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Hejka

Laptop wrócił, więc i rozdziały również^^

Wybaczcie mi tą nieobecność...

HQ-ś przeprasza baldzo baldzo

A teraz kilka słów do rozdziału. Jak pewnie zauważyliście, pojawił się mały time skip. Planowałam go zrobić, jak Czkawka zacieśni więzi ze smokami. Jeśli chcecie opisu, co robił przez te trzy dni. Nie ma problemu i się napiszę.
Niebawem powróci też Stoik, być może już w kolejnym rozdziale on będzie. Nie wiem, jak poniesie mnie wena, więc to temat chodzony.
Po tym komie pewnie domyślacie się, że za niedługo będzie ucieczka... I dobrze myślicie! Będzie, ale sama jeszcze nie wiem za ile rozdziałów.

No to chyba tyle ogłoszeń parafialnych

HQ się żegna i pisze do zobaczenia w tym tygodniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro