21. Przepowiednia
Czkawka rozwinął zwój. Zielonym oczom ukazał się pięknie zdobiony tekst. Każda wielka litera mieniła się złotem, która przechodziła w czerń. Linijki były równiutkie. Marginesy były przyozdobione czarnymi zawijasami, przypominającymi na pierwszy rzut oka płomienie. Chłopak wziął głęboki wdech, po czym zaczął czytać na głos.
Z dniem nadejścia połączenia dwóch światów zrodzi się dziedzic ze starego plemienia.
Jego nieskalana dusza będzie odstawać od współplemieńców.
Dzień złączy się z Nocą, tworząc nić przeznaczenia.
W spojrzeniu Dziedzica odbije się dusza, która znajoma będzie.
Zdradzi swój lud, chroniąc drugie życie.
Dziedzic pojmie ideę światów, złączając w jedno.
Pokona odwieczną walkę toczącą się między światy od wiek wieków.
Posiądzie moce natur obu.
Z dniem nastania wieku dorosłego, ujrzy więcej.
Usłyszy więcej.
Odpowie więcej.
Jednak strzeżcie się potomkowie.
Gdyż jeśli Dziedzic ku złu się zwróci.
Gdy wykorzysta dar w złej sprawie.
Stanie się bestią, której będzie niemożliwe powstrzymanie.
Zniszczy oba światy.
Niszczyć będzie, aż do końca swego istnienia...
Czkawka zakończył czytanie. Patrzył tępo na słowa, nic z tego na razie nie rozumiejąc. Szczerbatek wiedział jedno. Znalazł swoją duszę, która aktualnie siedziała i gapiła się w słowa.
- Szczerbatku... - odezwał się po kilku minutach. - Czy to o nas chodzi? - zapytał ze strachem. Smok wydał z siebie cichy pomruk i owinął ogon w pasie chłopaka. Dodał mu tym otuchy. Szatyn wtulił się w brzuch Furii. - Dzień złączy się z Nocą. - wyszeptał i uśmiechnął się. - To chyba tyczy się nas. - zaśmiał bardzo cichutko. Czkawka leżał tak przytulony do Furii przez kilka minut. Polubił to ciepło wypływające ze smoka. - Mordko. Jak tak dłużej nad tym rozmyślam, to nie rozumiem pierwszego zdania. Jak to z dniem złączenia dwóch światów? Nie rozumiem tego. - westchnął i zaczął zwijać zwój, chowając go do szkatułki. - Masz jakieś wyjaśnienie? - Czkawka spojrzał w zielone oczy gada, w których ujrzał zaprzeczenie, poprzedzone pomrukiem. - Taa... Ty też nie wiesz. - stwierdził. - Dobra Mordko. Pokaż mi ogon. - powiedział nagle. Smok przekręcił łeb w lewo, w geście niezrozumienia, ale podsunął go pod nos człowiekowi. - Trochę źle zrobiłem krzywiznę i zapięcia. - wytłumaczył i podszedł do skóry, w którą była owinięta lotka. W niej były również drobne narzędzia kowalskie. Z młoteczkiem i cęgami podszedł do lotki. Od mocował pręt i usiadł na skale. Położył go na kolanach i zaczął go delikatnie wyginać. Wtedy refleks promienia słonecznego padł na błyszczący metal, stwarzając tak zwanego świetlistego „króliczka", który skakał po skałach, znajdujących się w cieniu, porozrzucanych gałęziach i trawie. Szczerbatek jak kot zaczął łapać żółty punkcik. Przez chwilę szatyn nie zwracał uwagi na rozochoconego smoka, który latał w te i we w te za tym. Kiedy chłopak spostrzegł co wyprawia jego przyjaciel, zaczął zabawę z nim i kierował młotkiem, tak aby "króliczek" skakał w zamierzone miejsca. Nocna Furia warczała zadowolona. Czaiła się i skakała, starając się złapać plamkę. Czkawka zaczął się cicho śmiać, nie przerywając zabawy. Bawili się tak bite półgodziny, kiedy nagle plamka po prostu zniknęła, dezorientując smoka, który nawet spojrzał pod swój brzuch, czy czasem tam się nie schowała. - Dobra Mordko. - starał się nie wybuchnąć na całe gardło śmiechem, co mu się prawie udało, ale kiedy gad na niego spojrzał tymi wielkimi czarnymi owalnymi oczyma, wyrażającymi lekki smutek i chęć zabawy buchnął śmiechem. Szczerbatek spojrzał na niego jak na głupka. - Wybacz, ale zrobiłeś taką minę, jak by ktoś zabrał ci rybę sprzed nosa. - powiedział i otarł łezkę, schowaną w kąciku oka. - Chciałem powiedzieć, że będę uciekał. Dziś nie mogę się spóźnić. - jego wesoły ton zmienił się w ponury. - Wrócę, jak tylko skończy się szkolenie i myślę, że spróbujemy wylecieć z kotliny. - Smok słysząc to, zaczął skakać wokół szatyna, aż w końcu powalił go na ziemię i zaczął niemiłosiernie lizać. - Fuj... Przestań! - krzyczał i śmiał się jednocześnie. Kiedy Nocna Furia łaskawie z niego zlazła, chłopak był przemoczony od śliny. - Jesteś obrzydliwi. - warknął i strzepnął, ile się dało śliny z ubrania, twarzy włosów i rąk. - Ohyda. - mruknął i podszedł do jeziora. Obył się trochę. - Wredny gad. - powiedział i podszedł do niego. - A teraz słodkich snów. - i zaczął go drapać po karku, schodząc w dół w kierunku czułego punku. - Masz za swoje. - zaśmiał się, jak spacyfikował Nocną Furię, która wywaliła z rozkoszy jęzor. - Taki straszny... - i podrapał go jeszcze po karku. Smok przez sen wydał miły pomruk. - Pieszczoch. - zaśmiał się cicho. Lotkę, szkatułkę i resztę rzeczy zaniósł do jaskini. Umocował na plecach kijek, po czym truchtem udał się do areny. Zdążył akurat, kiedy Pyskacz otwierał ją.
- No jednak się zjawił, wielki pogromca. - parsknął Sączysmark. Czkawka po prostu go zignorował i wszedł na arenę. Wziął tarczę i sztylet. Astrid prychnęła na dobór broni.
- Dziś zmierzycie się z Straszliwcem Starszliwym. - oznajmił Pyskacz, przerywając napiętą ciszę. Szatyn stanął na przedzie, czym jeszcze bardziej zadziwił resztę.
- Co się tak wychylasz? Masz ochotę zginać Mnie to na rękę. - powiedział Smark. Haddock w dalszym ciągu go ignorował. Nawet nie spojrzał na niego. Obojętna postawa szatyna zdenerwowała Gluta, ale nie zareagował. Pyskacz tylko westchnął i otworzył cele. Przez chwilę nic się nie działo, gdy nagle wyskoczył z małego otworu mały zielony smoczek. Spojrzał na Czkawkę i warknął przyjaźnie, ale reszta nie zrozumiała tego. Szatyn schował się za tarczą, tak aby reszta rocznika w tym Pyskacz nie widzieli szerokiego uśmiechu, który posłał Straszliwcowi. Ten wiedział, że ma udawać. Mieczyk zaczął się śmiać, zwracając uwagę smoka na siebie.
- On nie jest nawet większy od mojego... - nie dokończył, gdyż Starszliwec zaatakował go, gryząc boleśnie w nos. Mieczyk krzyknął z bólu. W tym samym momencie refleks światła odbity z tarczy Czkawki trafił na oko smoczka. Ten zainteresowany poczynaniami szatyna podążał za nim i próbował go złapać, tak samo, jak wcześniej Nocna Furia. Haddock zaprowadził zielonego gada do celi, gdzie wpełzł przez nią. Chłopak zatrzymał drzwiczki stopą. Odetchnął z ulgą i odwrócił się do reszty zszokowanych ludzi.
- Co? - odezwał się - Ducha widzicie? - powiedział i odłożył tarczę, opierając ją obok celi. Tym samym ponownie odwrócił się do nich placami. Schylił się lekko i usłyszał cichy pomruk. - Przyjdę. - wyszeptał do szczeliny w celi. - Pyskacz to koniec...
- Nie, skoro. Poradziłeś sobie z tym smokiem tak szybko. - powiedział i podrapał się za kark. - Myślę, że mała potyczka z Gronklem dobrze wam zrobi. Smok jest głodny i ranny, więc będzie atakował bardziej natarczywie. - oznajmił, przechodząc na tryb nauczyciela. - Teraz będziecie musieli jeszcze bardziej uważać. - przestrzegł, a Czkawka pobladł. Brunatny gad miał zrobiony prowizoryczny opatrunek na boku. Przeklął w myślach.
- Pyskacz, mogę ja otworzyć celę? - zapytał, nie myśląc.
- Jak chcesz. - wzruszył ramionami. - Reszta przyszykować niskie ścianki. - nakazał, po czym sam ustawił się pod ścianą. Przez przypadek przejechał hakiem po niej. Czkawka syknął pod nosem z bólu. Dźwięk był bardzo wyskoki. Chłopak mocniej zacisnął dłoń na dźwigni, która akurat znajdowała się z prawej strony celi. Zmówił ciche modlitwy do bogów, by ci nie pozwolili ujrzeć ruchu szatyna w kierunku smoka. Chciał szybko zerwać materiał.
- Rozwiń skrzydła. - powiedział do smoka. Gronkiel usłyszał go i warknął cicho, potwierdzając, że rozumie. - Gotowi? - zapytał rocznika. Ci byli pochowani za osłonami. Czkawka widział dzięki smoczym oczom, że Astrid przygląda mu się uważnie. Chłopak podjął tarczę i sztylet. Zasłonił się nią i stanął przy dźwigni, przodem do celi. Tarcza zgrywała go przed oczami reszty. - Raz. - zaczął odliczać - Dwa. Trzy. - otworzył ją. Wrota podniosły się i smok wypadł z celi. Rozłożył groźnie skrzydła i zaczął warczeć złowrogo. Czkawka szybko zerwał opatrunek i wrzucił do celi. - Uderz mnie. - szepnął i smok ze smutkiem w oczach zamachnął się maczugowatym ogonem. Trafił w tarczę. Szatyn poleciał dobre pięć metrów w tył. Gronkiel ruszył na wikingów, umyślnie ignorując leżącego Czkawkę, który wstał z lekkim stęknięciem. Smok ruszył z gniewem na Astrid, która go wcześniej skrzywdziła. Czkawka obserwował, że smok ustawił się do niego tyłem, tak jakby chciało go ochronić, jednocześnie uważał, by to nie wyglądało nader podejrzanie. Haddock szybko przeszedł na drugi koniec areny i schował się za osłoną. Miał doskonały widok na resztę rocznika. Widział, jak Sączysmark szykuję rzut toporem na Gronkla. Zielonooki szybko podbiegł do Samrka. - Zdurniałeś?! - syknął do niego - Trafisz idioto w Astrid. - warknął. Złapał za jego topór.
- Nie będziesz mi rozkazywał dupku. - warknął i zamachnął się w tym samym momencie. Astrid stanęła na linii lotu topora. Sączysmark pobladł, a Czkawka rzucił swoim kijem w topór. Dzięki temu zamachowi niestety przeleciał przez osłonkę, lądując na placach. Topór zmieniał trajektorię i wbił się w osłonkę na prawo od smoka i Astrid. Szatyn poderwał się równe nogi. Smok zwrócił na niego uwagę. Czkawka niezauważalnym gestem głowy nakazał mu, żeby nie zwracał na niego uwagi. Chłopak z powrotem schował się za osłonkę, za którym był blady jak ściana Smark.
- Ty pierdolony idioto! - warknął groźnie i złapał go za czarną kamizelkę, przybliżając go sobie do twarzy. - Mogłeś ją zabić. - wysyczał mu, będąc niewyobrażalnie wściekłym. Zszokowany Sączysmark ujrzał, jak jego źrenice zwężają się. To go trochę ocuciło. W tej samej chwili lawa Gronkla trafiła pod osłonę, za którą byli nastolatkowie. Czkawka odepchnął od siebie Gluta. Sam zrobił przewrót w tył. Wylądował w kuckach. Rzucił się ze sztyletem na smoka. - Do celi! - huknął złowrogo. Smok ujrzał w oczach prośbę. Gad unikał słabych i bardzo nieprecyzyjnych ciosów Czkawki, kierując się do celi. Strzel na lewo. - powiedział do smoka i pokazał kierunek. Gronkiel wystrzelił od razu. Trafił w osłonkę Astrid, która już brała zamach na smoka, ale musiała się skryć. Czkawka szybko zamknął cele i padł na kolana przed nią. Oparł się na rękach i zaczął kaszleć. Po czym znieruchomiał. - Sączysmark...
<<<<<<<<<>>>>>>>>>>><<<<<<<<<>>>>>>>>>><<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<
Hej Hej Hej
Pytanie: Czy wśród czytelników mam poetę? Przyda mi się porządna korekta poetycka przepowiedni. Daj znać na priv/tu
Przepraszam. Rozdział miał być wczoraj, ale wypadło mi ważne spotkanie, które musiałam przenieść z dziś na wczoraj XD Sorrki raz jeszcze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro