20. Przyjaciele
W ciemności rozbrzmiało złowrogie warknięcie, po czym z celi wypadł jak ognista burza Koszmar Ponocnik. Przewrócił Czkawkę, parząc mu lewą dłoń. Szatyn syknął z bólu. Koszmar warknął i już miał zionąć ogniem w niego, ale drogę zastąpiły mu dwa smoki i rozłożyły skrzydła, chroniąc człowieka przed ogniem wściekłego smoka. Koszmar zaprzestał zionięcia i tępo spojrzał na żywe smocze tarcze. Syknął i prychnął. Wtedy Śmiertnik uderzył bez kolcowym ogonem w pysk Koszmara. Co zaskoczyło gada. Między smokami rozwinęła się rozmowa, pełna warknięć, bulgotów i mruknięć. Czkawka spoglądał na smoki, a swoją ranną rękę trzymał przy klatce piersiowej. Czekał.
- Hej Koszmaru. - odezwał się cicho, zwracając na siebie jego uwagę. - Proszę, nie gniewaj się, ale zgaś swoje ciało. Boję się, że wikingowie zobaczą i was wszystkich zabiją. Proszę tylko o to. - powiedział z lekką paniką i strachem. Mały Straszliwiec wylądował z powrotem na jego lewym ramieniu i polizał po policzku, dodając otuchy. Ponocnik wybałuszył oczy, przygasając z szoku. W końcu do niego dotarło. Reszta broniła tego chuchra. Czerwony smok warknął na Zębacza, ten się odsunął i przepuścił jaszczura. Czkawka odruchowo cofnął się, ale stanął w końcu. Był spięty. Koszmar podszedł do niego na odległość metra i pochylił swój łeb, by ten był na wysokości jego głowy. Warknął gardłowo. Straszliwec oplótł ogon wokół prawego ramienia i rozłożył delikatnie skrzydła, sycząc przy okazji na większego smoka. Ten go olał. - Ja chciałem przerosić. - wyszeptał Czkawka. Zaskoczony jaszczur przestał złowrogo warczeć. - Nie jestem tu, aby was zabić. - chłopakowi pomału wracała pewność siebie, a strach zaczął ulatywać. - Przyniosłem ryby. Wiem, że nikt was nie karmi. - wskazał głową kosz za palcami Koszmara. Ten zwrócił na niego uwagę i zmrużył lekko oczy. - Wiem, że chcesz mnie zabić, ale proszę, chociaż żebyś mnie wysłuchał. - zaczął - Mam przyjaciela. Smoka. Jest nim Nocna Furia. - Ponocnik zasyczał i aż cofnął głowę w wyrazie kompletnego zaskoczenia. - Zraniłem go i tego żałuję. - brnął dalej smutno - Chcę mu zwrócić, co odebrałem... Nawet kosztem własnego życia. Wrota są otwarte. - Daję wam możliwość ucieczki, ale wszystkie smoki tu znajdujące się, odmówiły lotu. Jak masz ochotę odlecieć droga wolna. - wskazał na Zębiroga, który w dalszym ciągu zagradzał wyjście. Śmiertnik zabulgotał, zwracając na siebie uwagę jaszczura. Koszmar podszedł do niego i zaczęli ponownie rozmawiać w swoim języku. Co jakiś czas niebieski smok zwracał głowę w stronę Czkawki, który stał w tym samym miejscu, nawet się nie ruszając. Czerwony gad po kilkunastu sekundach spotulniał i ponownie podszedł do człowieka. Puknął go nosem w lewe ramię. Chłopak odruchowo odwinął bandaż, ukazując znak Nocnej Furii. Smocza konwersacja miała na celu wyjaśnienie, powodu pomocy Czkawki im. Koszmar z początku nie wierzył, ale kiedy po którymś tam warknięciu kolczastego gada i przedstawieniu argumentów oraz zapachu Nocnej Furii na ubraniu, Koszmar Ponocnik uległ i postanowił się upewnić. Faktycznie wyczuł słabą woń Szczerbatka. - Więc... Co zamierzasz? - zapytał. Koszmar wpierw ponownie pchnął lekko go w pierś, po czym zajął się rybami. Zjadł wszystkie, jakie zostały. Położył się i spojrzał na zdezorientowanego szatyna. Z tej nieoczekiwanej zmiany opuścił zranioną dłoń, co poskutkowało głośnym syknięciem bólu. - Dobra należało mi się. - uśmiechnął się i podszedł ze Straszliwcem na ramieniu do koryta. Zacisnął zęby i szybko włożył chorą rękę do zimnej wody. Po sekundzie odetchnął z ulgą. Mały smoczek z niepokojem patrzył na poczynania nastolatka. - W porządku za niedługo się zagoi. A zimno przynosi ulgę. - pocieszył i uspokoił smoka, po czym podrapał go zdrową dłonią po łebku. Zębiróg podszedł do niego i przejrzał się dłoni. Warkał na Koszmara, który zignorował to i odwrócił łeb. - Spokojnie nic mi nie jest. Widzisz? - przystawił zaczerwienioną dłoń z dwoma białymi bąblami na zewnętrznej stronie dłoni, koło kciuka. - Już się goi. - uśmiechnął się, ale wolał na razie na nią uważać. Podszedł z zielonymi gadami do reszty. - Mogę się przysiąść? - zapytał Koszmara, na co ten odsunął swój ogon, robiąc mu miejsce. - Dziękuję. Jeszcze raz przepraszam, że was zamknęliśmy. - powiedział do wszystkich. - Jest mi naprawdę przykro, że nie znamy was tak naprawdę. Te wszystkie tradycje, opowieści o was są kłamstwem. Wydaję mi się, że was po prostu nie zrozumieliśmy. - posmutniał, ale zaraz na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech - Jeśli to nie problem chciałbym was traktować jak przyjaciół. - Koszmar, który siedział najbliżej człowieka, otworzył szeroko pysk. Teraz to on zgłupiał. Ten człowiek chciał go mieć za przyjaciela, mimo że go zranił. Warknął i tknął jego chorą dłoń pyskiem. - Nie przejmuj się. Wiedziałem, na co się piszę... No prawię. - zaśmiał się lekko - W sumie mi się należało. - ponowienie się zaśmiał i odruchowo podrapał smoka po jego złożonym skrzydle. Smok porusz się niespokojnie. - Wybacz, ja odruch... - zamilkł, kiedy smok przysunął się bliżej. Czkawka ostrożnie położył dłoń z powrotem i podrapał go po łuskach. Usłyszał miłe dla ucha warknięcie. - Lubisz to. - zdziwił się - Mogę... - wyciągnął drugą dłoń. Gad nie stawał oporu. Haddock uśmiechnął się i zwiększył pieszczoty. - Jesteście zadziwiające. - mruknął po kilku minutach głaskania. Nagle Czkawka spochmurniał i przestał drapać smoka po brzuchu i grzbiecie. - Mam do was prośbę. - zaczął cicho - Dziś koło południa odbędzie kolejne szkolenie. Tym razem w centrum uwagi będziesz ty malutki. - wskazał na Straszliwca. - Moja prośba jest taka, żebyście mnie traktowali jak zwykłego zabójcę i próbowali zabić. Ja będę starał się was unikać, jak dotychczas i chronić zarazem. Podejrzewam, że teraz będzie coraz gorzej. Nie chcę, żeby wam coś się stało. Skoro nie chcecie odlecieć. - posmutniał - Proszę, nie starajcie się mnie chronić, bo coś czuję, że do tego zmierza. To pogorszy sprawę. Zaczną coś podejrzewać. Proszę, nie angażujcie się w moją ochronę poradzę sobie z tymi idiotami. - powiedział pewnie. - Nie wiem, kiedy nadejdzie przełom tego wszystkiego, ale jak tylko będzie nadchodził macie stąd zwiać jak najdalej i nigdy nie wracać. - w jego głosie była nuta stanowczości, nawet rozkazu. Czkawka spojrzał na szarzejące się niebo. - Cholera! - wykrzyknął i poderwał się na równe nogi - Świta! - zaczął panikować - Proszę, wracajcie do cel. - powiedział przerażony - Proszę. - Śmiertnik wstał i podszedł do Czkawki, opierając nos o jego pierś i zabulgotał cicho. Szatyn wyczuł, że niebieski gad chce go pocieszyć i uspokoić. Przytulił się do pyska. - Dzięki. - szepnął. - Już mi lepiej. - wszystkie gady wstały i spokojnie podeszły do swoich cel. - Dziękuję wam. - Smoki widziały smutne szmaragdowe oczy z pionową źrenicą. Chłopak czuł smutek, że musi je zamknąć. - Obiecuję, że jeszcze tu przyjdę. Przepraszam. - po czym zaczął zamykać cele, kiedy doszedł do celi Starszliwca, ten podleciał do niego i przyczepił pazurkami do futrzanej kamizelki. Smoczek po prostu go przytulił. Czkawka zaskoczony tym, z lekkim opóźnieniem objął smoka pod skrzydłami. - Dziękuję mały, ale wracaj. - Straszliwec wykonał polecenie i szybko schował się do celi. Czkawka zamknął resztę i ze smutkiem wyszedł z areny, ale jedno wiedział na pewno. Nie pozwoli ich skrzywdzić. Z nową determinacją udał się do kuźni i dokończył swój projekt. Nie miał za wiele czasu. Wikingowie lubią wstawać dość wcześnie. Kiedy skończył, sprintem udał się do chaty i zgarnął resztę lotki. W jego oczy rzucała się czarna szkatułka, kiedy odwrócił się na sekundkę i spojrzał na łóżko. Zatrzymał się w progu, po czym wrócił się po nią. Z naręczem rzeczy wyszedł z domu i udał się do kotliny. Zmachany, ale szczęśliwy dotarł na miejsce po kilku minutach. - Szczerbatek! - krzyknął. Czarny jak smoła gad poderwał się na równe nogi, gotowy do ataku. Jego pysk niebezpiecznie zalśnił na fioletowo. - Hej Mordko to tylko ja. - uśmiechnął się i zeskoczył na dół. - Dawaj ogon. - powiedział szybko. Smok wyczuł wiele nowych zapachów. Mianowice zostawiły je inne smoki. Szczerbatek podciągnął nosem i pokręcił głowa. - Co jest... A pewnie wyczuwasz inne smoki. - domyślił się - Spotkałem się z nimi w nocy. Nakarmiłem i zaprzyjaźniłem się. Są zamknięte na arenie. - Furia warknęła zła. - Spokojnie. - podgnoił dłonie do góry - One nie chciały nawet odlecieć. - Teraz to gad zastygł w miejscu i spojrzał w tak samo zielone oczy Czkawki. Szczerbatek warknął pod nosem i pokręcił głową, po minucie. Szatyn po chwili powrócił do zakładania mechanizmu. - Dobra, a teraz się nie rusz...aj. Udało się. - mruknął zadowolony, jak metalowe pręty idealnie do siebie pasowały. - Dobra teraz. Pomału Szczerbo. - mruknął i poklepał go po szyi, wsiadać na grzbiet. Nogi włożył w strzemiona. Szatyn dokładnie obserwował poczynania smoka, a dokładnie jak otwiera lotkę. Haddock starł się ustawić tak samo lotkę. - Dobra, jest tak samo. - oznajmił, po czym Szczerbatek wzniósł się lekko do góry. Lotka nie zmieniała położenia. - Wyżej. - polecił. Lotka delikatnie się zwężyła. Człowiek dostosował się. - Dobra, mam pierwsze ułożenie. - Podpisał je w kajeciku. - Dobra teraz skręć w tę stronę. - wskazał kierunek. Lotka ponownie zmieniła położenie. - Mam. Teraz w drugą stronę. - ponownie coś znaczył w notatce. - Świetnie. - powiedział zadowolony. - Kieruj mną. - Szczerbatek warknął potwierdzająco i zaczął bardzo pomału zmieniać kierunki lotu oraz wysokości. Za każdym razem Czkawka starał się, jak najszybciej dostosować ułożenie protezy. - Dobra wystarczy. - oznajmił po kilku minutach i okrążeni po kotlinie. - Ląduj Mordko. - poprosił i poklepał smoka po szyi. - Dobra robota. - pochwalił go i podrapał po głowie. - Mordko mam pewien zwój od szamanki. Chciałbym go przeczytać. – powiedział i podniósł pudełko. - Nie wiem, co tam się znajduję, ale chcę mieć cię przy boku. Mogę na ciebie liczyć? - gad tylko sceptycznie na niego patrzył i prychnął, uderzając go ogonem po głowie. - Ej... No dobra, to chyba było jednak głupie pytanie. Na pewno będziesz obok mnie. - smok potrudził pomrukiem. - Dzięki Mordko. - po czym wyjął z niej ów papier. - Gotowy? - zapytał i usiadł na trawie, opierając się o brzuch smoka. Szczerbatek mruknął i potrącił go pyskiem w ramię, zachęcając. Gad sam był ciekaw, co w nim jest.
<<<<<>>>>><<<<>>><<<><<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<>><
No i kolejny rodziła za nami, hihi. Mam nadzieję, że jest w porządku. Tak mi się zdaję, ale chyba Koszmara zrobiłam zbyt potulnego. Jak wy sądzicie?
Jak wpadł błąd. Daj dymka
Pozdrawiam wasza mega wdzięczna HQ
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro