Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Znamię

WAŻNA NOTKA NA DOLE!

<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<

- No nareszcie! - podniósł głos z dezaprobatą - Ile można czekać na zwykłą rozmowę?

- No wiem, wiem. - przysiadł na stołku obok Gbura.

- Jaka była przyczyna, że nagle się odwidziało bycie łamagą? - zapytał wprost.

- Chyba odpowiedni czas. - wzruszył ramionami. - Pyskacz sądziłem, że tak będzie lepiej. Nie jestem w stanie zabić, a nawet walczyć ze smokiem. Mogę tylko uciekać.

- Taa, a ten numer z Zębirogiem?

- Sam nie wiem, jak to się stało. Przysięgam. On zaczął się cofać, tak po prostu. - skłamał - Nawet nie wiesz, jaki byłem przerażony. - ponowne kłamstwo.

- No dobra wierzę ci, ale co powiesz Stoikowi, jak usłyszy o tobie.

- Nie wiem Pyskacz. Naprawdę nie wiem. - zakrył dłońmi twarz - Co ja mu takiego zrobiłem?

- Podobno chodzi o twoją matkę. - wzruszył ramionami. - Masz jej oczy i charakter. Może to jest powodem. - wzruszył ramionami.

- Dzięki. - mruknął - Jak myślisz, jak tata dowie się o mnie, że jednak coś tam umiem. Jak on się zachowa?

- A tego, to ja już nie wiem. - odpowiedział i przestał polerować miecz. - Ale muszę przyznać, że ładnie dziś pokonałeś Sączysmarka. - przyjrzał się klindze - Gdzie się tego nauczyłeś?

- Jakoś tak samo przyszło. - zaśmiał się nerwowo - Długo ćwiczyłem w lesie. Trochę biegiem i takie inne rzeczy. - uśmiechnął się. Pyskacz wiedział, jak docenić umiejętności. Był lepszy niż wódz Berk.

- Z takimi umiejętnościami spokojnie dasz radę smokowi. - powiedział, będąc pewnych swych słów.

- Nie dam rady. Niby potrafię się bronić, ale to jest samoobrona przed Bandą Smarka. - prychnął - Nie nadaję się do walki z tymi gadami. - westchnął. - Nie wiem, czy dałbym radę jakiegoś zabić.

- Kiedyś może ci się to uda.

- Nigdy. - pomyślał stanowczo i pewnie. - Może. - odpowiedział tylko. - Wolę kuźnię od walki ze smokami. - Pyskacz uśmiechnął się spod wąsa.

- Bo ja cię wszystkiego nauczyłem. - powiedział z dumnie wypiętą klatą. Na ten gest Czkawka parsknął śmiechem.

- No wiesz Pyskacz. Uczeń zaczyna przerastać mistrza. - uśmiechnął się szeroko.

- Wątpię... - zmrużył groźnie oczy - Tego co ja umiem. Nawet ty nie opanujesz. - obaj mierzyli się chwilkę wzrokiem, po czym szczerze zaśmiali się. - Dobrze, że mam cię tu.

- Ja też. Chociaż jedna osoba mnie lubi w tej osadzie. - uśmiechnął się. - Dzięki. - kowal machnął ręką i zmienił protezę na młot.

- Zabieraj się do roboty, młody. - wskazał na mały stosik.

- Co oni wyrabiają, że już rozwalone są? - jęknął z dezaprobatą, ale zabrał się za reperowanie broni i kilku narzędzi. Obaj z lekkimi uśmiechami reperowali je. Czkawka szybciej skończył swoją działkę i postanowił drobić parę mieczy. Po trzech godzinach ze stołka podniósł się Gbur. Jęknął i mruknął coś o swoich kościach.

- Czkawka, idź do domu.

- Co? - odezwał się szatyn, kiedy Pyskacz wybudził go ze swojego skupienia. Zwrócił zdezorientowany i pytający wzrok na kuternogę.

- Idź do domu. - powtórzył i westchnął. - Zaraz twoja łepetyna znajdzie się w piecu.

- Tak. - ziewnął potężnie i nagle zmarszczył brwi. Złapał się dłonią za prawą skroń. Zaczęła go boleć głowa. - Masz rację. - zgodził się z nim. Nastolatek ściągnął fartuch, uprzednio odkładając na miejsce narzędzia do kształtowania metalu.

- Idź. Sam wygaszę piec.

- Dzięki Pyskacz. - uśmiechnął się z wdzięcznością. - Dobranoc. - kowal machnął mu ręką i zajął się piecem. Chłopak wyszedł na zewnątrz. Spojrzał na bezchmurne czarne niebo. Ruszył spacerkiem do chaty wodza. Zadowolony otworzył drzwi i stanął jak wyryty. - Thorze daj mi siłę... - westchnął zirytowany i wyszedł z powrotem na zewnątrz, kierując się do kuźni. Zapomniał wystawić topór Astrid przy okienku. Szybki chód zmieniał się w trucht. Również ból się nasilał, ale na razie był do zniesienia. Zobaczył w kuźni tylko ciemność. - Chyba wyszedł już... - mruknął do siebie i wszedł do środka. Szybko rzucił okiem na pomieszczenie i zobaczył go opartego przy ścianie. Podszedł do topora i podniósł go, kładąc przy okienku do odbioru. Nagle Czkawka zachwiał się lekko. - Co jest? - złapał się za głowę i wyszedł na zewnątrz. Lekko chwiejnym krokiem ruszył do chaty. Kiedy już był przy samych drzwiach, opadł na kolana i zwrócił żółć. Nic nie jadł w kuźni ani po spotkaniu ze Szczerbatkiem. Wyciągnął rękę i złapał uchwyt klamki. Pchnął ją. Drzwi otworzyły się, a on na czworakach wszedł do środka. - Co się dzieje ze mną? – zapytał sam siebie. Zaczął pomału wstawać, ale świat, a raczej wnętrze chaty wirowało mu przed oczami. Tym samym utrudniało mu próbę podejścia do schodów. Kiedy mu się w końcu udało, opadł ponownie na kolana i na czworakach wdrapał się na górę. Wczołgał się na łóżko i przykrył futrem. Poczuł niewyobrażalny chłód, chociaż temperatura była w miarę wysoka. Po godzinie przewracania się z boku na bok Czkawka w końcu zasnął w bardzo niespokojny i lekki sen. Co rusz się budził i po raz kolejny zasypiał. Raz skopywał futro, raz je przygarnął z powrotem, okrywając rozpalone i spocone ciało. Po trzech godzinnych męczarni w końcu zasnął głębszym snem.

***

Czkawka wyskoczył z łóżka i to dosłownie. Wylądował w kuckach na podłodze. Przyczyna jego zerwania było pianie koguta tuż pod jego oknem. Zdezorientowany szatyn wstał i skierował się do okna. Ujrzał ów sprawcę jego nagłej pobudki i pokręcił głową, wzdychając. Rześkim krokiem zszedł na dół, ale kiedy już miał postawić stopę na ostatnim schodku, przed oczami pokazały się obrazy z zeszłego powrotu.

- Dlaczego ja tak... - zaczął z niepokojem brzmiącym w jego głosie. Przegryzł lekko usta, przynajmniej tak mu się wydawało. - Ałł... - jęknął i złapał się z bolące miejsce. Ujrzał krew. - Co do... - zaciął się, bo poczuł lekko wystające kły, które po przejechaniu językiem wydawały się ostre. Spanikowany nastolatek szybko ruszył do cebrzyka z wodą. Czym prędzej odskoczył od niego. - Na brodę Odyna! - krzyknął i ostrożnie podszedł do wody. - Kurwa. - zaklął. - Moje oczy. - jęknął przerażony. Mianowicie z okrągłe źrenice stały się pionowe. - Czkawka tylko spokojnie. Chłopie to tylko ci się śni. - zaczął siebie uspokajać. - Tylko spokojnie. Na Odyna. - mruknął i zaczął się dokładnie oglądać. Nagle zapiekła go lewa ręka. Chłopak szybko zdjął sweter. Ujrzał na swoim chudym ramieniu, obojczyku postać smoka. Nocnej Furii. Ogon owijał się wokół ramienia, a grzbiet zakręcał na barku, kierując pysk na obojczyk i niewielki skrawek klatki piersiowej. Głowa Furii sięgała okolic serca. Czarny malunek przypominał leżącego na ramieniu smoka. Czkawka podziwiał tatuaż z wielką ciekawością. Nagle cała panika opuściła go. Poczuł spokój, patrząc na smoka. - Szczerbatek... - mruknął, ale zaraz pobladł. - Szczerbatek. - podniósł ociupinkę głos i czym prędzej ubrał się, wybiegając z chaty. Głowę trzymał nisko, tak żeby włosy zakrywały, choć trochę oczy. Nim się spostrzegł, wbiegł już w lesie ostępy. Nie minęło nawet pięć minut, a znalazł się przy kotlinie. Wiedziony instynktem skoczył. Wylądował prawie sześć metrów od wejścia. Podniósł się pomału z kucek. Był w szoku. Szatyn nie tylko skoczył te sześć metrów do przodu, ale też z idealnym wyczuciem ciężkości i cichości oraz równowagi. - Szczerbatek! - zawołał smoka. - Szczerbatek! - W jego głosie było już czuć narastającą panikę. Czarny smok usłyszał wołanie i strach w głosie człowieka. Wyłonił się z jaskini, gdzie szatyn miał swój mały składzik. Smok w kilku susach do niego podbiegł, nagle stanął jak wyryty. Poczuł dziwną woń. Jakby smok, ale nie on. - Szczerbatek, co mi się dzieje? - zapytał drżącym głosem. Furia mruknęła, ale Czkawka domyślił się, że smok sam nie wie. Bezwładnie upadł na kolana i schował twarz w dłonie. - Boję się. - wyszeptał. Szczerbatek podszedł do niego i trącił pyskiem delikatnie jego ramię. Nagle tatuaż zapiekł. Nastolatek syknął i złapał się za bolące ramię. W tej samej chwili Nocna Furia warknęła z bólu i zaczęła się miotać. Prawa przednia łapa zabarwiła się na biało. Plama zaczęła się formować w kształt płomieni. Rozciągały się delikatnie na klatkę piersiową i przygasły, ale były w dalszym ciągu widoczne. - Mordko! - krzyknął w panice Czkawka, zapominając o swoim bólu. Bardziej przejął się bólem smoczego przyjaciela. Podbiegł do niego i zaczął uspokajać, szepcząc czułe słowa. Po paru minutach obaj się uspokoili i nieoczekiwanie zrobili się bardzo senni. Szczerbatek przed straceniem przytomności przysunął do siebie człowieka i okrył skrzydłami. Obaj pogrążyli się w śnie.

<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>><>>

A teraz ważna rzecz kochani. Mianowicie...

Małe wytłumaczonko. Nikt się z was tego nie spodziewał prawda?

Więc, co sądzicie o mocy Czkawki? A raczej jej części? Niżej zapisałam wam, co się z nim stanie (ale to nie jest wszystko).

A co do mocy Czkawki, to powiem, że będzie ona subtelna. Nie będzie zmian w pół smoka, czy w smoka. Ja zresztą zauważyliście. Zwiększy się tylko jego stan fizyczny. Szybkość, siła, regeneracja, wzrok i słuch będzie na wyższym poziomie niż u przeciętnego wikinga. Będzie podatny na rany jak zwykły człowiek. Smoczy Korzeń będzie miał na niego NIETYPOWE działanie. To tyle z ujawnienia (niecałej) tajemnicy.

Resztę wyczekujcie w rozdziałach.

Do zobaczenia kiedyś tam.

HQ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro