9. Gniew
Czkawka obudził w dziwnej pozycji, mianowicie był przykryty przez czarne skrzydło, które uniemożliwiło mu ruch. Chłopak próbował uwolnić się spod ciemności, ale smok miał inne zdanie na ten temat i tylko obrócił się na drugi bok. Tym samym Czkawka wylądował na jego boku. Nastolatek boleśnie stęknął, kiedy Nocna Furia objęła go łapą na śpiąco, mrucząc pod nosem.
- Szczer-Szczerbatek! - wystękał chłopak i zaczął kłuć smoka palcem w miękki brzuch. - Szczerbatek! - krzyknął, kiedy gad uwolnił go spod łapy. Po kilku(nastu) kłuciach w końcu Furia zaczęła się budzić. Powoli otworzyła skrzydła. - No w końcu. - warknął na niego. - Śpisz jak kamień. - westchnął i podrapał go za uchem. - Na Thora! - wykrzyknął spanikowany - Przespałem całą noc. - przejechał dłońmi po twarzy, delikatnie naciągając dolne powieki oczu. - Szlak... - mruknął i kopnął kamień - Szczerbatek muszę wracać do osady. - pogłaskał go i szybko podniósł suche i lekko zakurzone ubranie, które podczas nocy musiały spać z patyków. - Wrócę wieczorem, jeśli mnie nic... - zaciął się, bo akurat zaplątał się w odmęty swetra - Nie dopadnie. - dokończył z wydechem powietrza, kiedy jego głowa wylądowała w odpowiednim otworze. - Na razie Szczerbatku. - pomachał mu i szybko pobiegł w kierunku jaskini. Z niej wyciągnął drewniany kij do obrony, po czym udał się do wyjścia z kotliny. Smok popatrzył się na człowieka z rozbawieniem. Warknął coś pod nosem. Co oznaczało tylko tyle, że ów człowiek jest dziwny. Nocna Furia ziewnęła potężnie i postanowiła wygrzać się na kamień ogrzewanych przez słońce. Przy okazji utnie sobie jeszcze krótką drzemkę.
***
Czkawka sprintem biegł przez las w kierunku osady, a dokładniej areny. Z lekkim niepokojem spoglądał na słońce, które zbliżało się do południa. Po około dziesięciu minutach znalazł się na miejscu. Słyszał, jak jego rocznik walczy. Wdrapał się po arenie i ujrzał ślady lawy na kamieniu.
- Super... Znowu Gronkiel. - mruknął i udał się w stronę łańcuchowego dachu. Wiedział, gdzie łańcuch tworzy przy łączeniach w miarę duży otwór. - Raz się żyje. - mruknął, kiedy znalazł się nie daleko ów wejścia.
- Czkawka!? - wykrzyknął Pyskacz, kiedy spostrzegł czeladnika, który był mniej więcej na wysokości dwóch metrów. - Na brodę Odyna! - wykrzyknął przerażony i już miał do niego biec, kiedy szatyn z lekkim uśmiechem zeskoczył, robiąc subtelny przewrót w przód. Dzięki temu ukrył się między jedną z drewnianych osłon - Czkawka?
- Żyję. Nic mi nie jest Pyskacz. - odezwał się z wesołością w głosie, po czym wstał i otrzepał dłonie z brudu - No co się tak gapicie? Ducha ujrzeliście? - zapytał z ironią, po czym parsknął z miny Smarka, którego usta przedstawiały literkę "O". - Tam jest smok... I chyba leci w waszą stronę. - wskazał na złego gada. - Nastolatek szybko ukrył się za inną osłoną. Reszta po chwilowej pauzie, również do niego dołączyła.
- Jakim cudem to zrobiłeś? - zapytała szeptem Astrid, ale jej cichy głos był przesiąknięty lekkim niedowierzaniem, ciekawością i z dozą zazdrości.
- A co cię to obchodzi? - warknął i po prostu wstał, wychodząc z kryjówki. Smok akurat był zwrócony do niego tyłem, więc cicho przeszedł do innej kryjówki. - Jeszcze jedno! - krzyknął na całe gardło. Gonkiel odwrócił się w stronę głosu Czkawki, zwracając tym samym uwagę smoka na resztę rocznika. Gad wpierw strzelił lawą w szatyna, ale on uniknął jej i przeturlał, kryjąc się za ścianą. Ogień zaczął pochłaniać miejsce poprzedniej kryjówki Czkawki. Gronkiel pochłonął kilka głazów. Po czym skierował atak na resztę rocznika. Nastolatek mógł w spokoju odejść na drugi koniec areny jak najdalej od nich i smoka. Nie miał zamiaru uczestniczyć w walce. Wiedział, że już nie skrzywdzi więcej żadnego z tych mądrych gadów. Za to w jego głowie pomału, kawałek po kawałku układał się plan sztucznej lotki, dla swojego smoczego przyjaciela.
- Czkawka? - odezwał się Pyskacz, który spoglądał na resztę uczniów. - Nic ci nie jest? - zapytał i szybko rzucił spojrzeniem na niego.
- Wszystko gra. Nie martw się o mnie. - uśmiechnął się. - Nie mam zamiaru ukrywać już swoich umiejętności. Pora, aby oni zrozumieli, że trafili na swój koszmar.
- Zabijesz ich? - chłopak uśmiechnął się.
- Może. - mruknął z lekkim chłodem - A może nie... - tym razem zaśmiał się z jego przestraszonej miny - Nie. Nie zrobię tego. Nie będę mordercą. - uśmiechnął się i oparł się o skalną ścinę. Pyskacz wypościł z ulgą powietrze. - Mogę być w kuźni dziś przez całą noc?
- A po co?
- Muszę się wyluzować. A kowalstwo mi w tym pomaga. - uśmiechnął się - Zawsze tak było, od kiedy mnie wziąłeś na nauki.
- Wiesz dobrze, że ona jest zawsze dla ciebie otwarta. - odpowiedział z wyczuwalnym szczęściem w głosie.
- Dziękuję. Pyskacz?
- Co?
- Czy byłby problem, abym dziś mógł być sam w kuźni? Chciałbym trochę pobyć w samotności. - wskazał głową na resztę rocznika.
- Rozumiem cię młody. - westchnął - Dobrze, ale masz zrobić moją robotę. - Szatyn uśmiechnął się szeroko.
- Zgoda. - potwierdził zadowolony.
Po około pół godzinie szkolenie zakończyło się. Wszyscy wyszli z areny. Pyskacz zajął się smokiem i zapędził go do celi. Z nim został szatyn, który przyglądał się gadowi. Ujrzał smutek w oczach smoka, pomieszany z gniewem. Zrobiło mu się żal, ale to ukrył.
- Dobra, idę do kuźni. - powiedział, na co kowal kiwnął głową. Pyskacz udał się w kierunku twierdzy. Rocznika Czkawki nie było już przy arenie. Szatyn nieśpiesznie udał się w stronę swojego miejsca docelowego, jakim jest budynek do wyrobu broni i narzędzi ze stali i żelaza.
- No proszę, kogo moje zacne oczka widzą. - odezwał się sarkastycznie Sączysmark, opierając się o ścianę chaty. W ręku dzierżył jednoostrzowy topór. Był sam. Czkawkę wcale nie zaskoczył jego widok, lecz tylko wzmocnił jego czujność. Westchnął i ruszył lekko głowo. Namierzył nad sobą bliźniaków z siecią.
- Dalej ci mało Glucie? - syknął na niego zły. - Zawadzasz mi. Spieprzaj. - powiedział ostro. - Albo poślę cię do Gothi. - przesunął się o trzy małe kroki w lewo, tym samym uniemożliwił bliźniakom atak z zaskoczenia. Twarz Jorgensona nabrał czerwonego koloru gniewu. Wściekły ruszył na szatyna. Ten tylko stał i czekał na odpowiedni moment i wysunął z kabury na plecach kij. Sparował cios siekiery ostrą, metalową częścią. - Jak łatwo cię sprowokować Glucie. - syknął mu w twarz, a potem kopnął w splot słoneczny. Brunet wypuścił ze świętem powietrze i ukląkł na kolano. Bliźniaki rzuciły na niego sieć, ale ten tylko zrobił jeden długi krok w tył. Sieć spadła z głuchym stukotem na ziemię, przed nogami szatyna. - Idioci. - westchnął i odwrócił się. W tej samej chwili oberwał od Sączysmarka kamieniem w głowę. - szybko złapał się za nią i lekko zatoczył. Na dłoni zobaczył krew. - No teraz to przesadziłeś. - warknął cicho. A to tylko spotęgowało wydźwięk grozy.
- Nie boję się ciebie gnido. - warknął. Stał już na własnych nogach i mierzył szatyna kpiącym wzrokiem. Czkawka pomału odwrócił się. Sączysmark delikatnie zadrżał, gdyż zobaczył opanowanie ciała, spokój wypisany na twarzy i czysty mord w oczach swojego szczupłego, wręcz chudego przeciwnika. Haddock ruszył na niego powolnym krokiem. Zamachnął się i tym razem nie powstrzymał ciosu. Ostre zakończenie kija rozorało mu policzek, ale na tym się nie skończyło. Czkawka przyłożył mu z całej siły, jaką posiadał, trzonkiem kija w brzuch. Spowodowało to nagłe zgięcie w pół Samarka. Szatyn obrócił się bokiem i na dobitkę uderzył drewnianą częścią kija w potylicę bruneta. Ten padł nieprzytomny na ziemię.
- Powiedzcie Gothi, że ją pozdrawiam. - uśmiechnął się do bladych bliźniaków z kpiną, po czym po prostu odszedł. - Nie Astrid. Odwal się ode mnie. - warknął w jej stronę. Blondynka otworzyła tylko usta. Nastolatek minął ją i skierował się do kuźni. - W końcu spokój. - westchnął i dotknął rany na głowie. - Pierdolony Smark. - Warknął i szybko opatrzył ranę. Z ulgą i lekkim uśmiechem zabrał się za szkic.
- Czkawka? - szatyn walnął w drewniany stół. Zdążył tylko w połowie narysować, co zamierzał stworzyć.
- Odynie daj mi siły, bo zaraz zwariuję. - westchnął i wziął głęboki wdech. - Czego ode mnie chcesz? - zapytał sucho.
- Prawdy. - prychnął.
- A wiesz... Proszę cię bardzo, Astrid. - warknął - Prawda jest taka, że koniec z udawaniem chuderlawego, łamagę, który nie potrafi nic zrobić porządnego na miano wikinga. - Z każdym słowem wprowadzał coraz to więcej jadu. - Zadowolona? Tam są drzwi. - wskazał.
- Ja chciałam cię przeprosić. - odezwała się. Czkawka zdusił śmiech, ale cicho parsknął, co nie uszło uwadze dziewczyny.
- O, panie i panowie! Wielka Astrid Hoferson przeprasza. Muszę to zapisać. - wlał w to tyle sarkazmu, ile się dało - Daruj sobie. Było tyle czasu na to, abyście mnie zaakceptowali, ale jak pokazałem, co potrafię. Nagle ci się odwinęło i zaczęłaś się mną interesować. Boisz się mnie... Albo masz przede mną obawy. Działasz instynktownie. Wiesz dobrze, że w tej chwili jestem w stanie wam zrobić krzywdę. Moja rada, Piękna. - powiedział z dozą sarkazmu i opryskliwości - Trzymaj się ode mnie z daleka. Myślisz, że nie wiem. Śledzisz mnie od kilku dni, ale do lasu nie wchodzisz, bo... - Udał, że się namyśla. - Tam moja siła wzrasta. W lesie czujesz się bezbronna, bo go nie znasz. Nie tak jak ja. - uśmiechnął się, kiedy spostrzegł, że ma rację. - Astrid...
- Zamknij się! - warknęła, przerywając - Kpisz sobie ze mnie?! - dziewczyna zrobiła krok i delikatnie pochyliła ciało, tak jakby chciała zaatakować.
- Tak trochę. - wzruszył ramionami i oparł się bezwstydnie o stół, gdzie zakrył część projektu. Ręce splótł na piersi. - Uuu... Zdziwiona? Mam całkowicie inny charakter, jak ci się zdawało. Nic dla mnie nie znaczysz Astrid. Zwykła blondynka z poczuciem, że jest najlepsza. - westchnął - Myślę, że koniec rozmowy. Żegnam. - podszedł do niej szybko. Dziewczyna przyłożyła mu topór do gardła.
- Jeszcze raz mnie obrazisz, a zabiję. - szatyn tylko się uśmiechnął.
- Zrobisz wiosce przysługę. Ja nie znaczę tu nic. - powiedział spokojnie. Ręka blondynki drgnęła, a wzrok zmiękł, ale zaraz stał się pusty i gniewny.
- To fakt. Jesteś nikim. - szatyn westchnął niezauważalnie z ulgą. Blondynka wyszła z kuźni.
- Mam nadzieje, że się w końcu będę miał spokój. - westchnął i zabrał się do kończenia szkicu.
<<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>><<<<
Hejka
Czkawka dał popalić i mu się nie dziwię, że się wściekł na Smarka i Astrid. I fajnie mamy już zaczątek ważnej pracy.
A tak w ogóle to się rozdział spodobał? Może trochę za ostro Czkawka potraktował Astrid? Jak sądzicie?
Jak będzie jakiś błąd piszcie
Do zo za ileś tam
HQmyLove
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro