Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54. Wyścig i Łzy

- Hej Czkawka! Wstawaj. - Ris potrząsnął go za ramię. Chłopak mruknął coś niewyraźnie, ale otworzył oczy.

- Wodzu, co się dzieje? - podźwignął się na rękach, bo spał na brzuchu.

- Skocz ze smokiem po kłodę. - wskazał kciukiem na las. Szatyn ziewnął szeroko, ale wstał i się trochę porozciągał.

- Dobrze. Czym prędzej stąd odpłyniemy, tym mi lżej. - Ris uśmiechnął się tak jak chłopak. - Mordko, pobudka. Szybka robota. - Smok otworzył jedno zielone zaspane oko, po czym je zamknął i ziewnął potężnie, jednocześnie wygiął się jak kot. Obaj zeszli na ląd. Uprzednio Czkawka wziął oparty o balustradę toporek. Przerzucił go na ramię i razem udali się plażą do lasu. - Wiesz co Mordko... - smok mruknął senny - Co powiesz, aby po śniadaniu zrobić mały trójosobowy wyścig wokół wyspy? - Szczerbatek natychmiast się rozbudził i zaczął skakać dokoła szatyna ze smoczym uśmiechem i wywalonym jęzorem. - Biorę to za tak. - zaśmiał się i zaczął pogwizdywać. W takim humorze i melodii dotarli do obrzeży lasu. Przestał gwizdać i znieruchomiał, nasłuchując. Nocna Furia robiła podobnie. Jedno mruknięcie z jej strony wskazywało na obecność kogoś. - To Astrid. Jej łomotanie toporem nie zmieniło się. - zaśmiał się i wszedł w krzaki. Zobaczył mały krzew jeżyn. Urwał kilka i ruszył w stronę głuchego łomotania. - Cicho Mordko. - pokazał dwa palca w dół, oznaczało to, żeby się przyczaił. Sam wyszedł w plamę słońca. - Witaj Astrid. - powiedział neutralnie. Bez chłodu, czy ciepła, ale pokojowo.

- Czkawka?! - zmrużyła oczy. - Co tu robisz?

- Robota. - wskazał na topór na ramieniu i wrzucił sobie do ust jeżynkę. - Ris poprosił, żebym zrąbał z jedno drzewo, bo brakło do naprawy. Wybacz, że przerwałem poranny trening. - odwrócił się.

- Zaczekaj. - powrócił do poprzedniej pozycji.

- Tak? - zapytał z lekkim uśmieszkiem.

- Kim byli ci ludzi?

- Szpiedzy Viggo i Burke. - odparł - Zwykłe pachołki bez grosza rozumu. - wzruszył ramionami i wrzucił kolejny owoc do ust.

- Co oni tu robili?

- Szpiegowali mnie i Wilki. - podniósł jedną brew, co oznaczało dosłownie "Astrid serio?"

- Jak zabić wikinga? - chłopak zakrztusił się jedzonym właśnie owocem.

- Nie graj głupiej, Astrid. Zabić jest łatwo, ale ciężej żyć z tym piętnem. - powiedział - Zważ na to. Idę. - odwrócił się, ale zatrzymał się w pół kroku - Opuść lekko ramiona i wyprowadzaj ciosy z bioder, nie z rąk. Oszczędzisz siły w ten sposób. - blondynka zmarszczyła brwi zirytowana pouczeniem. Chłopak westchnął, po czym zagwizdał. Zza plecami dziewczyny wyleciała Nocna Furia. Hofferson krzyknęła i zamachnęła się toporem, ale nie trafiła w smoka, tylko w drzewo. - Mordko nieładnie z twojej strony. - skarcił go, ale pokazał cały uśmiech i lekko odstające kły. Smok jakoś nie zwrócił uwagi na fałszywą naganę.

- Kiedy on?

- Od samego początku zaczaił się za ciebie. Dał ci tyle wskazówek, tyle wydał dźwięków. Nawet specjalnie złamał gałązkę, a ty nawet nie zwróciłaś na to uwagi. Daleko ci do wojowniczki Astrid, ale ćwicz. Może za kilka lat dorównasz Larze, a teraz wybacz. - gwizdnął na smoka i odeszli, znikając w cieniu drzew. Oniemiała blondynka patrzyła tylko na miejsce, gdzie stali. Kiedy się otrząsnęła, warknęła i zaczęła kierować się za nimi. Czkawka olał ją i wybrał w miarę zdrowego i średniej wysokości świerka. Machnął toporkiem na próbę, po czym zaczął rąbać. Z lekkim uśmiechem zaczął nucić. Nocna Furia zignorowała dziewczynę i położyła się w cieniu przy zwalonym pniu. - Szczerbek? - ciche mruknięcie, że słyszy. - Co powiesz na lot po rąbaniu? - smok ochoczo zaryczał. - Potrzebuję zaszaleć. - westchnął i ściągał z siebie sweter, zostając z gołym lekko już spoconym torsem. Blondynka zarumieniła się lekko. - Na Thora, jak może być tak duszko w tym lesie? - mruknął pod nosem i odłożył go na pień. Powrócił do rąbania oraz nucenia. - Dobra Mordko, teraz twoja kolej. - odezwał się po kilku minutach. Smok wstał i stanął kilka metrów przed świerkiem. Rozpędził się i wskoczył na pień, który wydał z siebie kilka chrupnięć i trzasków, nim padł na ziemię. - Dobra robota. - pogłaskał smoka po szyi. Astrid siedziała pod krzakiem i patrzyła na to wszystko. Była wstrząśnięta, że nawet się nie zmachał. - Nie ma to, jak kontrola oddechu - powiedział głośniej. Astrid nie zwróciła uwagi na to. Szatyn zrobił młynek toporkiem i zaczął pozbywać się gałęzi, pozostawiając tylko pień. - I gotowe. Lecimy. - zwrócił się do gada. Smok już czekał, ale wskazał pyskiem na schowaną dziewczynę - Wiem, wiem Mordko. Wiele przed nią. Nie umie się jeszcze dobrze skradać i nie zwróciła uwagi na wiatr. Nie ma to, jak mieć smoka z wyczulonym węchem, co nie Szczerbek. - podrapał go za uszami. Astrid otworzyła szeroko usta z niedowierzania. - Wyskakuj już z tych chaszczy, Astrid. - dziewczyna przeklęła pod nosem, ale wyszła z kryjówki.

- Od samego początku wiedziałeś? - kiwnięcie - To dlaczego nie...

- Nie miałbym zabawy. - przerwał jej, na co ona zarumieniła się.

- Ty...

- No ja.

- Zamknij się! - zacisnęła pięść wściekła.

- Panuj nad emocjami, bo polegniesz w każdym pojedynku. - dziewczyna wciągnęła powietrze gwałtownie. - Pierwsza zasada mordercy. - powiedział, po czym odleciał, zostawiając ją. Kiedy wylądował na plaży przy uszkodzonym statku, ujrzał, że smoki i ich jeźdźcy już nie śpią.

- Heja! - wykrzyknęła na przywitanie Lara ze statku. - Widzę, że już pracujesz?

- Ktoś musi, skoro się lenisz. - oboje zaśmiali. - Masz coś dobrego?

- Coś się znajdzie. Przyleć. - zachęciła go machnięciem ręki. Szczerbatek od razu ruszył ze skrzydeł, że Czkawka musiał się mocniej chwycić. Zaśmiał się głośno. Smok wręcz od razu pognał do kosza z rybami. Czkawka dopiero wtedy z niego zszedł i poklepał go po szyi, życząc smacznego. Sam udał się do dziewczyn i Borka, siedzących wokół dymiącego garnka.

- Pachnie mi to gulaszem rybnym. - wciągnął zapach aromatycznej potrawy.

- Strzał w dziesiątkę. - potwierdziła Ella i podała mu pajdę chleba i pełną miseczkę. Chłopak usiadł obok niej i puścił do niej oczko.

- Dzięki. - po czym zaczął jeść. - Obłęd.- mruknął z pełną buzią. Kiedy przełknął spojrzał na Larę. - Jak się ma Lumi?

- Właściwe już jest zdrowa, a co?

- Może małe popisy i wywołanie lekkiego przerażenia. - podskoczył brwiami. Lara natychmiast podłapała.

- Sztuczki? - uśmiechnęła się szeroko zza miski.

- O tuż to... Sztuczki, a może małe ryzyko śmierci? - uśmiech zbladł, ale potem powrócił, tylko lekko zmieniony, jakby mściwy.

- Co kombinujesz?

- Ja? Nic, ale Glut to już tak. - szatyn przestał jeść i spojrzał czujnie na siostrę.

- Teraz mnie zaciekawiłaś. Gadaj.

- Dziś przed twoim powrotem posłuchałam go, jak się chwalił bliźniakom, że jest lepszy od ciebie pod każdym względem. - uniesienie czarnej brwi do góry i ugryzienie pajdy zamoczonej w gulaszu. - O właśnie to była moja reakcja, kiedy jadłam jabłko. Co powiesz na to?

- Zapowiada się ciekawy spektakl. Szczerze pośmiałbym się.

- W czym ten idiota może być lepszy od ciebie, chłopie? - odezwał się Bork. Szatyn zamyślił się.

- W byciu idiotą i bezmózgiem? - uśmiechnął się lekko i oparł jedną rękę na kolanie.

- Nie było pytania. - podniósł miskę i chleb do góry. Wszyscy zaśmiali się. Lara trąciła go lekko w ramię. - Ciekawe, co teraz odstawi. Widział, jak zabijam z zimną krwią...

- Jednocześnie uchroniłeś jego wyspę przed rzezią. - przerwała mu brunetka, na co nastolatek pokiwał twierdząco głowo.

- Pokonałeś go bez wysiłku i z kretesem. Zresztą, to była zajebista walka. Dawno się tak nie uśmiałem. - zapadała chwilowa cisza, po czym wszyscy wybuchli głośnym śmiechem.

- Jego mina, kiedy złamał na twojej szczęce palce. Takie co kurwa?! I Ał!!! - ruda sparodiowała Sączysmarka. Kolejny wybuch śmiechu. W takiej zabawnej atmosferze minęło śniadanie. Czkawka razem z Borkiem posprzątali i obmyli naczynia w wodzie.

- Czkawka... - zaczął ostrożnie brunet.

- Co tam?

- Chciałbym latać z wami. - powiedział cichutko. Szatyn przestał myć miskę i położył ją na pisaku.

- Nie widzę problemu. - uśmiechnął się pokrzepiająco. Masz już na oku...

- Nie mam... Ja...No wiesz... - podrapał się w tył głowy. - Ja nie wiem, jaki smok, by do mnie pasował. - spuścił wzrok na swoje ręce i miskę. Jeździec spojrzał uważnie na niego.

- Myślę, że coś z klas tropicieli albo ostrej. - powiedział - Na naszej wyspie jest parę gatunków z tych klas, może któryś się do ciebie przekona, jak ty do niego.

- Tropicieli jak Zębacz?

- Tak, ale Wichura to wolny duch, jak potrzeba pomocy udzieli jej, ale nie szuka jak na razie swojego jeźdźca, ale może... - brunet posłał mu szeroki uśmiech pełny wdzięczności.

- Dziękuję Czkawka. - klepnął go po ramieniu.

- Do usług. Akurat wiem, że ty zajmiesz się smokiem porządnie. Luminosa jest tego przykładem. - chłopak skinął głową i obaj skończyli zmywanie, po czym wrócili przed statek Risa.

- No panowie, co wam tak zeszło? - zapytała brunetka.

- Rozgadaliśmy się na temat naszego sparingu na noże. - powiedział Bork.

- Dobra. - odpowiedziała Lara - Jak nasz wyścig?

- Wyścig? - zapytał zaskoczony szatyn, który słowem o ty nie wspomniał.

- Jako rozgrzewka przed popisami. - zaśmiała się chytrze.

- A! Dobra. - uśmiechnął się zawadiacko - Szczerbatek! - Nocna Furia z pełną gracją zeszła ze statku i stanęła obok swojego jeźdźca. Luminosa i Grzmot również zajęli miejsca obok swoich jeźdźców.

- Bork? - zwróciła się do niego ruda.

- Tak?

- Będziesz sędzią?

- Oczywiście. - uśmiechnął się do niej. - Meta gdzie? - zapytał. Szatyn rozejrzał się i ujrzał dwie skały naprzeciwko siebie.

- Mogą być? - wskazał na nie.

- Idealne. - powiedziała Gizella. Jeźdźcy wskoczyli na smoki i na nich podeszli do głazów. Bork stanął przed nimi. Lara i Czkawka nałożyli maski. - Trzy okrążenia?

- Myślę, że tak. - odparł Czkawka. - Lara?

- Pasi, co nie Śliczna. - podrapała Luminosę za uchem, na co zamruczała zadowolona. - Lumi też jest za.

- W takim razie na miejsca... - zaczął brunet - Szykuj skrzydła... - smoki rozwinęły je i pochyliły pyski, a chłopak uniósł wysoko ręce. - Lot! - opuścił je szybko. Gady wystartowały. Wilki przestały pracować i spojrzeli na dzieciaki, które z wielką prędkością szarżowały do przodu, raz po raz się wyprzedzając. Załoga okrętów machnęła ręką na ich wyczyny i wróciła do remontu, ale kilku Wandali, którzy ujrzeli, jak trzy gady mknęły do przodu z zawrotną prędkością, mieli lekkiego stracha. Stoik akurat był na dziedzińcu, jak ujrzał trzy jaszczury. Zatrzymał się w pół roku i zasłonił oczy ręką, przed słońcem.

- Co oni wyprawiają?! - wykrzyknął, zwracając na siebie uwagę kilku Wandali. Pyskacz wyskoczył z kuźni i zagwizdał głośno na ów widok w przestworzach, po czym skierował się na wzgórze, by mieć lepszy widok. Akurat doszedł w momencie przelotu ich. Machnął na nich młotem. Czkawka krzyknął szybkie "cześć", po czym wyprzedził Larę, robiąc pocisk. Szczerbatek złożył skrzydła i obrócił się wokół własnej osi. Zmniejszył dzięki temu opór powietrza. Zbliżali się do zakończenia pierwszego okrążenia. Ella jak na razie prowadziła, ale Szczerbatek ja doganiał. Linie mety przekroczyła jednak Ella, ale tuż za nią wyprzedził ją Czkawka.

- Juhu! - wykrzyknął szatyn, kiedy obrał prowadzenie.

- Spadaj! - nagle z lewej wyłoniła się Lara na Lumi. Szatyn i Nocna Furia, lekko zgubili rytm, co wykorzystała Lara i wyprzedziła ich. Szczerbatek warknął sfrustrowany i przyspieszył. Czkawka pochylił się w siodle. Ella tylko na to czekała, kiedy ta dwójka zajmie się sobą. Zbliżali się do końca drugiego okrążenia.

- Już prawie. - wyszeptała cichutko Gizella. Tym razem wygrała Lara, która miała metr przewagi. Grzmot trzymał się ich ogonów, oszczędzając siły i unikając za tarczek lotnych ów dwójki. Ostry skręt w prawo zza klifów dało jej odrobinę przewagi. Teraz wszystkie trzy smoki leciały łeb w łeb. Mimo tego, że Wandersmoki są wolniejsze od Furii, to potrafią się nie wygłupiać w czasie wyścigu. Kolejny ostry skręt w prawo. Lara prowadziła na kilka chwil, zanim Czkawka ją wyprzedził. Jeszcze jeden skręt i meta. Część Wandali patrzyła na nich z klifu, nieopodal areny. Stoik i Pyskacz, patrzyli z lekką konsternacją na ich pełne powagi postawy, a jednocześnie umierali ze strachu, kiedy ujrzeli, z jaką prędkością lecą i robią wszelkie zakręty, obroty i tym podobne. Jedna twarz była rozciągnięta w lekkim zwycięskim uśmiechu. Mianowicie Sączysmark już wiedział jak pokonać Czkawkę.

- Dawaj Mordko! Ostatnia prosta! - smok zaryczał i przyspieszył. Tak samo, jak Luminosa i Grzmot. Bork już czekał, a dokładnie leżał na piasku. Jego głowa była na linii skał. Furie były pysk w pysk, ale Grzmot zaczął je wyprzedzać. Czkawka mocniej pochylił się w siodle. Teraz to on prowadził i... - Udało się! - wykrzyknął, kiedy przekroczył linię mety. Za nim były dziewczyny. Zrobili łuk i wylądowali obok bruneta, który otrzepywał się z piasku.

- I jak? - zapytała Lara z błyszczącymi oczami i rumianymi policzkami, głaskając swoją smoczycę.

- Wygrał o cal Czkawka, ale wy byłyście w tym samym czasie. - odpowiedział Bork.

- Brawo Mordko! - smok polizał go po twarzy już bez maski. - Ohyda! - jęknął i zaczął się wycierać. - Musiałeś?! - stęknął z pretensją, na co smok zaśmiał się i usiadł zadowolony z siebie. Luminosa i Grzmot stuknęli się lekko skrzydłami, gratulując sobie nawzajem. Dziewczyny przybiły sobie piątki.

- No nieźle Ella prawie ci się udało go pokonać. - powiedziała dumna z przyjaciółki Lara.

- Wiem, tobie też cal brakowało. - podkreśliła słowa Borka, na co szatyn wystawił im język.

- To, co sztuczki? - zatarł ręce i wskoczył na siodło Szczerbatka i wystrzelił w górę, nawet nie czekając na zdanie innych. Dziewczyny zaśmiały się i wskoczyły na swoje smoki. Bork przycupnął na skale i oglądał niebo. Szczerbatek mknął pionowo w górę. Kiedy nabrali odpowiedniej wysokości, smok z jeźdźcem zrobili zgrabny łuczek do góry brzuchem i z rozpoznawalnym świętem zaczęli kręcić się na kształt pocisku. Minęli wzlatujące dziewczyny, które wolały mniej mrożące krew żyłach beczki, korkociągi, czy ostre zwroty do góry nogami. Męska para wariatów miała przed swoimi głowami niebiesko-zieloną toń. Kiedy znaleźli się dosłownie z pięć metrów nad nią. - Teraz! - smok rozwinął skrzydła i wyprostował gwałtownie lot, pozostawiając za sobą spore fale. - Ale jazda! - wykrzyknął pełny euforii chłopak. - Dawaj Mordko teraz razem. - smok zaryczał i ponownie wzbił się w powietrze, ale teraz zrobiła parę szybkich beczek. Człowiek pokierował smokiem tak, aby byli na widoku Wandali. - Dobra Szczerbo. Gotów? - zapytał, a na twarzy gościł szeroki uśmiech. Smok zamruczał podekscytowany. - No to w dół! - krzyknął i zsunął się z grzbietu. Leciał z okrzykiem radości w dół. Szczerbatek zaraz zrównał się z nim. Łapą zaczął obracać szatyna, który wyciągnął ręce w dół, tak jakby nurkował. - Teraz! - wyciągnął ręce, za które Furia złapała. Czkawka zawisnął pod brzuchem przyjaciela i otarł się nogami o wodę. Smok gwałtownie zahamował, co skutkiem było wyrzucenie jeźdźca do góry. Chłopak zrobił zgrabne salto z wyprostowanymi nogami. - Sukces! - poklepał smoka po szyi. - Dawaj z ogona. - potwierdzający ryk i już kilka sekund później zaleźli się na odpowiedniej wysokości, prawie na wysokości oczu Wandali, którzy patrzyli na jego popisy z przerażeniem. Czkawka stanął na siodle i odwrócił się tyłem do głowy smoka. Jakim cudem utrzymał równowagę? A takim, że dzięki wyostrzonym zmysłom był w stanie osiągnąć niesamowite, wręcz nieludzkie rzeczy. Przykucnął lekko i odbił się w górę, robiąc salto w przód oraz parę obrotów we własnej osi, lecąc prosto do wody. Szczerbatek w tej samej chwili, jak Czkawka skoczył, obrócił się na brzuch, składając skrzydła. Chłopak z okrzykiem radości zmienił pozycję, tak żeby nogi były na dole. W ten sposób wskoczył do wody.

- Czkawka! - wykrzyknął przerażony Stoik. Wysokość, jaką obrali, miała około dwudziestu metrów nad poziomem morza. Wódz Wandali pochylił się nad krawędzią klifu. Kiedy usłyszał gwizdy znad morza usiadł. Poty go oblały na bladej jak ściana twarzy. Ręce się trzęsły. Szczerbatek jak nigdy nic, robiąc korkociąg, wyłowił z wody chłopaka, który położył się na siodle. Obaj lecieli do dziewczyn, które jak się okazało, przeskakiwały na swoje smoki. Pyskacz ujrzał, jak Lara zdzieliła chłopaka po głowie, po czym po prostu spycha z siodła. Szczerbek od razu go złapał. Trzy smoki ustawiły się do siebie psykami, po czym Furie wystrzeliły plazmy. Jedna do morza, druga do nieba. Obie wybuchły w tej samej chwili, robiąc widowiskowe pierścienie. Po czym ów smoki wleciały w gasnące płomienie. Gizella i Grzmot w tej samej chwili zakręcili się wokół własnej osi. Efekt był jednym słowem niesamowity. Trzy smoki i trzech jeźdźców wróciło na plażę z szerokimi uśmiechami i okrzykami podziwu i radości Wilków. Stoik, Pyskacz i jeszcze kilku Wandali biegiem ruszyli ów miejsce. - Czkawka, co to było?! - wykrzyknął zdruzgotany i w dalszym ciągu w szoku Ważki. Nim się chłopak obejrzał już był dokładnie oglądany. W końcu został po prostu przytulony. - Na Odyna myślałem, że zginąłeś. - powiedział roztrzęsiony. - Szatyn dosłownie skamieniał w tym uścisku.

- Yyy... - zaczął - Stoik? - mężczyzna otrząsnął się i postawił na piasku chłopaka.

- Ja... Na Thora nigdy tego nie rób! - krzyknął. Szatyn zgiął się pod wpływem dźwięku.

- Spokojnie. - podniósł ręce do góry. - Ja to robię praktycznie, od kiedy się nauczyłem latać na Szczerbatku. Ufam Mordce bezgranicznie. - powiedział z uśmiechem - Co nie pozwoliłbyś mi zginąć, hym? - podrapał smoka pod brodą. - Tego było nam trzeba. - gad otarł się o niego, nie zważając na bliski kontakt Stoika, którego trącił lekko skrzydłem.

- Czkawka! - odezwał się Sączysmark. - Mam dla ciebie propozycję. - warknięcie trzech smoków lekko stonowały władczy ton bruneta.

- Hym, a jaką? - podniósł brew.

- Wytresujesz mi Nocną Furię. - wskazał na Szczerbatka. Szatyn oniemiał, jak i wszyscy obecni. Nawet smoki zastygły z szeroko otwartymi oczami. Kiedy chłopak zmienił pozycję ciała, bo zbyt długo wszyscy milczeli. Jak jeden rusz Lara, Gizella, Bork, Czkawka oraz wszystkie trzy smoki padli na piach z chyba nawet głośniejszą salwą śmiechu, jaka była podczas walki Haddocka. Chłopak spurpurowiał na twarzy z gniewu. - Z czego rżycie?!

- Z... - szatyn nie był w stanie dokończyć, bo ponownie dostał atak śmiechu. Szczerbatek, kiedy w końcu przewróćił się na brzuch, jak się okazało, jako pierwszy się w miarę uspokoił, ale łypał morderczo na Sączysmarka. - Glucie, śmiejmy się z ciebie. - powiedział, kiedy nabrał odpowiedniej ilości powietrza do płuc. - Odynie mój brzuch. - stęknął. - Aż się popłakałem. - I dla twojej świadomości nie napotkaliśmy żadnej Nocnej Furii. Podejrzewamy, że Mordka jest ostatnim z gatunku. - powiedział śmiertelnie poważnie oraz smutno, patrząc na smoka.

- W takim razie oddaj mi jego. - wskazał palcem na Nocną Furie - Jest ciepłą kluchą i cię słucha jak piesek. Oddaj mi go, a uznam twoją siłę. - powiedział z szerokim wygrywającym uśmiechem. Wszyscy obecni stali wpatrzeni w Jorgensona. Nawet smoki zastygły w szoku. Szatyn pokręcił głową szybko na boki.

- Sączysmark naprawdę z większą głupotą chyba już nigdy nie wyskoczysz, ale dobrze wskakuj. - wskazał na siodło. Szczerbatek warknął groźnie - Mordko pokaż mu, jak się na tobie lata. - poklepał go po grzebiecie. - Niech się zsika ze strachu. - szepnął mu do ucha.

- Ja ci pokażę, jak się lata. Nie jakieś tam sztuczki. - prychnął, ale osiągnął to, czego chciał. Pokracznie dosiadł smoka. - Patrz i się ucz. Skoro ty umiesz, to będzie nic dla Wielkiego Sączysmarka. - kolejne parsknięcie.

- Mordko, zrób mi przysługę i zrób nurka. - smok ochoczo zamruczał. - A tobie radze się trzymać. Bardzo mocno. Ma zabójcze przyspieszenie. - powiedział, co było jednoznacznym sygnałem dla gada, by nawet nie próbował zawalniać. - Lumi pozwolisz? - smoczyca liznęła go po ręce i pozwoliła na siebie wskoczyć.

- A ten to po co? - warknięcie smoczycy i pionowe źrenice uspokoiły Gluta.

- Po pierwsze. Przeprosić ją, bo to samica. Idioto, ubliżasz płci pięknej. To tak jakbyś nazwał Astrid facetem. - ciemna czerwień oblała policzki Jorgensona, ale ten tylko prychnął i wbił pięty w boki Szczerbatka. Ten warknął wściekły i wystrzelił do góry. Brunet rozdarł się w niebo głosy. Czkawka poklepał delikatnie Lumi po szyi i oni też wystartowali z podobną szybkością, Szatyn wyleciał z gracją, a brunet z jej przeciwieństwem.

- Powiem tyle, że Sączysmark więcej nie zbliży się do żadnego smoka. - powiedziała z szerokim uśmiechem Lara, po czym dobrała łuku i strzały. - Ale najpierw po wylądowaniu pokażę temu kompletnemu idiocie, że nie należy obrażać mojej pięknej smoczycy. - jej głos z każdą literą stawał się mroczny, chłody i morderczy.

- Nie zabijesz go, chyba? - Ella podniosła jedną brew.

- O nie! Tym zajmie się Mordka. - machnęła ręką i sprawdziła ostrość grotu. - Udo, ramię i parę draśnięć. - wyliczyła- Tak to będzie idealna nauczka. Bork zaśmiał się i pogłaskał rudowłosą po plecach. - Teraz sobie poczekamy. - odparła i wyjęła z kołczanu pięć strzał. - Tyle wystarczy. - Wszyscy spojrzeli na niebo.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Hejka!

Wymoczyłam się w wodzie i mam kilka kozackich pomysłów na akcję. Jedyna jest w górze.

I jak wam się podoba?

Do następnego

HQ

PS. Jak będą błędy to wybaczcie, bo poprawiam na trzech różnych platformach... Word, Languaetools i watt, więc może być czasem masło maślane

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro