Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Ponad drzewami

- Sączysmark! - warknął przez zaciśnięte zęby. Po czym zaczął wstawać. - Czyś ty do reszty zgłupiał? - wysyczał i spojrzał z furią w jego czarne oczy. Brunet pobladł.

- Co się tak rzucasz? - odezwała się zdenerwowana Astrid.

- Rzucasz?! - krzyknął wściekły na blondynkę - Ten skończony debil zabiłby cię, gdyby nie ja! - wskazał na siebie kciukiem. Hoferson otworzyła ze zdumienia usta i spojrzała na trzęsącego się Gluta.

- To prawda?! - zapytała go i przyłożyła topór do jego szyi.

- Piękna... Ja... On...

- Przestań się jąkać i gadaj! - podniosła głos.

- Tak. Ten dupek cię uratował, ale to on mnie rozproszył. Miałem tego grubasa na widelcu.

- Ja!? Kurwa Sączysmark! Ogarnij się. - warknął w jego stronę. - Gdyby nie ja Astrid albo byłaby kaleką, albo ten smok by ją rozszarpał, albo by zdechła na miejscu. Na Odyna... Mam tego dość! - złapał się za głowę. - Pyskacz wychodzę. Idę do lasu nie wiem, kiedy wrócę. Być może tam przenocuję. - zwrócił się do kowala. Jego ton był spokojniejszy. - A wasza piątka, jak was tylko usłyszę w lesie. Wyślę do Gothi. Nie obchodzi mnie, czy to będzie wścibska dziewczyna, czy nierozgarnięty, pierdolony imbecyl. - warknął i udał się w stronę wyjścia, po drodze zabrał kijek. I już go no nie było.

***

- Szczerbatek! - wykrzyknął i skoczył w dół. Smok zwrócił na niego uwagę. Zaniepokoił się. Wyczuł od niego gniew. Podszedł do niego i otarł się o bok, przy okazji podnosząc lewą dłoń na swoją głowę. Mruknął cicho.

- Jestem zły na tego pierdolonego Smarka. Dziś o mało nie zabił Astrid, tym samym zraniłby Gronkla. - smok złapał dłoń w dziąsła i pociągnął szatyna do jaskini. Nie opierał się. Odsłonił skrzydłem wejście. Na środku była lotka. Nastolatek zrozumiał przesłanie. - Ty wiesz jak mi zająć myśli. - powiedział i podrapał smoka po głowie i zabrał lotkę z jaskini Szczerbatek spojrzał na siodło, po czym chwycił je w bezzębną paszczę. - Dzięki Mordko. - uśmiechnął się do smoka. Obaj wynieśli potrzebne części na trawę. Chłopak szybko założył sprzęt na przyjaciela, po czym wyjął z zeszytu ściągawkę. - To, co gotowy? - zapytał i dosiadł smoka, który warknął zadowolony. Czkawka ustawił stopy w strzemionach. - Pomału, proszę. - uśmiechnął się i poklepał Szczerbatka po szyi. Smok mruknął, ale posłuchał. - No, to do góry. - oznajmił i ustawił odpowiednio protezę do lotki, po czym wzbili się w powietrze. Lecieli po skosie do góry. Coraz wyżej i wyżej, aż w końcu znaleźli się ponad koronami drzew. Czkawka przełknął ślinę i spojrzał na lotkę smoka. Szybko dostosował swoją. - Dobra, lecimy na południowy kraniec wyspy. Tam nikt nie będzie nas widział. - Furia wydała potwierdzające warknięcie. Czkawka sam ułożył protezę, do której smok musiał się dostosować. - Brawo Mordko! - pochwalił smoka, po czym obaj ruszyli do przodu, delikatnie skręcając w prawo. Lecieli bardzo ostrożnie. Obaj pilnowali swoich ruchów. Szatyn mówił, co robić oraz obserwował ruchy przyjaciela. Po jakiś piętnastu minutach zapoznawania się Czkawka zaczął milczeć i wczuwać się w poczynania smoka. Oddał mu kontrolę. Szczerbatek to wyczuł i mruknął pociesząco. - Dobra, musimy się zgrać. - oznajmił, kiedy ujrzeli morskie skały, wystające spod wody. Wiedzieli łuki, ostre i wysokie kolumny. - No to pomalutku. - mruknął i zacisnął zęby. Obniżyli lot. Obie lotki były identycznie ułożone. Pierwszą przeszkodą był łuk. - Brawo! Udało się. - pogłaskał smoka po szyi. Przelecieli idealnie pod łukiem. Kolej na kolumny. Czkawka ustawił lotkę. - Moja wina! - Szczerbatek uderzył w nią lekko. Warknął zły. Kolejne ustawienie lotki. - Tak, wiem. Moja wina. Ał... Dobra należało mi się. - mruknął i rozmasował policzek. Szczerbatek plasnął go uchem. - Wybacz. - przeprosił. Przed nimi trzecia kolumna. - Teraz się udało. - odetchnął z ulgą, kiedy wyminęli ją z lewej strony. - Przepraszam, muszę się wczuć. - pochylił się i objął delikatnie smoka, który mruknął coś pod nosem. Obaj lecieli nad morskimi falami przez dłuższą chwilę. Żaden nie wydawał dźwięków. Nie musieli. Obaj czuli się dobrze. A widok, jaki się przed nimi rozpierał, był piękny. Zielono-niebieskie, lekko wzburzone fale. Słony, zimny zapach wody, unoszący się wraz z wiatrem. Bryza, która mierzwiła włosy i muskała czarne łyski. Jednym słowem wolność. Czuli ją. - Szczerbatku? - odezwał się w końcu. - Planuję stąd odejść. - oznajmił. Gad zahamował. Ten nagły zryw przestraszył szatyna, który nie zdążył ustawić odpowiednio lotki. Zaczął tracić panowanie nad smokiem. Tracili wysokość. Furia zaprzestała gwałtownych ruchów. Starała się zniwelować machanie skrzydeł. - Szczerbatku! - odetchnął z ulgą - Proszę, nie rób tak więcej. - głos mu się lekko trząsł. Gad wydał przepraszający pomruk, zmieszany z bulgotem. - Wiem, że nie chciałeś tego zrobić specjalnie. - poklepał go lekko po szyi - Mam zamiar opuścić Berk. Nie pasuję tu. Teraz znalazłem przyczynę. - objął smoka za szyję. - To dzięki tobie Szczerbatku odnalazłem swoje miejsce. - powiedział z dużą pewnością i wdzięcznością w głosie. - To, co wracamy? - Furia zabulgotała ze śmiechu. - Szybka zmiana tematu, co? - Czkawka zaśmiał się wraz ze smokiem. Obaj zrobili szeroki zakręt. - Co to przyśpieszamy powoli? - poklepał go po szyi. Smok powiercił się zadowolony. - Dawaj Mordko! - krzyknął i smok zaczął przyśpieszać. W kilkanaście sekund byli nad koronami drzew. Szatyn poczuł niewyobrażalne szczęście. Zaczął krzyczeć rozradowany. Smok podzielał jego entuzjazm. - Dobra Smok. Lądujemy, tam. - wskazał mały prześwit w drzewach. Szczerbatek zaczął gwałtownie obniżać lot. Nastolatek bardzo szybko dostosował protezę. Gad złożył lekko skrzydła. Nurkowali. - Cudownie! - wykrzyknął. Drzewa były coraz bliżej. Obaj w tym samym momencie zmienili położenie lotek i zaczęli zwalniać. Kiedy Czkawka chciał zmienić ponownie ustawienie, coś się zacięło. - Szczerbatek! - krzyknął tylko i uderzyli, trochę nie za lekko w ziemię. Szatyn przekoziołkował przez łeb smoka, lądując na własnych nogach. Siłą rozpędu podbiegł kawałek do przodu i zahamował. Wylądowali w wysokiej trawie. Szybko zawrócił, przedzierając się przez nią do smoka. Na jego widok skamieniał w zaskoczeniu. Nocna Furia mruczała, bulgotała, wręcz piszczała. - Co do... Szczerbek... - nie dokończył, bo zabrakło mu słów na smoka, który tarzał się z wielką i olbrzymią przyjemnością w trawie. Na jego pysku widniała ogromna błogość. Po kilku sekundach zapach dotarł do nozdrzy Czkawki. - Jaki cudny zapach. - westchnął i zaczerpnął powietrza. Momentalnie skamieniał. - Co to za trawa? - urwał troszkę i schował do kieszeni. Na jego ustach widniał szeroki uśmiech. - Chodź stąd Mordko! - krzyknął i złapał go uprząż, ciągnąc. - No chodź. - zaśmiał się, kiedy zobaczył idealnie okrągłe czarne źrenice. - No chodź ty słodziaku. - podrapał go za uchem. - Mnie też się podoba. - powiedział - No dobra. - po czym sam zaczął się tarzać w trawie. Szczerbatek dołączył do niego ochoczo. Obaj się śmiali na swoje własne sposoby.

***

Po upojnej zabawie wrócili do kotliny. Lecieli, to skakali. Nie chcieli, by lotka jeszcze bardziej się zepsuła. Było późno, kiedy do niej dotarli, ale też bardzo ciężko było im odejść od pięknego zapachu. Głód dawał im się we znaki. Zatrzymali się nad kotliną. Czkawka musiał nazbierać chrustu na ognisko. Szczerbatek mu pomagał i co chwila ocierał nosem o jego plecy, brzuch czy nogi. Za każdym razem szatyn wybuchał śmiechem. Sam czuł zapach tej dziwnej trawy na swoim ubraniu.

- Pozwolisz? - zapytał i wskazał na zgrabnie ułożony stosik. Smok wystrzelił malutką plazmę i zapalił go. - Dziękuję, po czym skierował się do jeziorka z wędką w ręku, którą zawczasu zabrał z jaskini. Nocna Furia nie odstępowała go ani na krok. - Bo się wykąpię. - zażartował, kiedy po raz kolejny otarł się o jego plecy. Gad znieruchomiał i zaskomlał prosząco. Spowodowało to wybuch śmiechu - Żartuję Mordko. - podrapał go za uchem - Ale to mi przeszkadza łowić. - wskazał na wędkę. Szczerbatek spojrzał na patyk ze sznurkiem i warknął, kładąc się za plecami Czkawki. Swój łeb położył na zgiętych w kolanach. - No tak już możesz sobie leżeć. - oparł ręce na jego głowie. - Jesteś taki cieplutki. - westchnął i poczuł, jak sznurek wędki jest ciągnięty. Zwinnym ruchem wyłowił zdobycz. - Jedna jest. - mruknął - Jakbyś mi pomógł, byłoby szybciej, wiesz? - powiedział. Smok warknął, ale podniósł się i stanął przy brzegu. Poczekał chwilkę i capnął rybę w zęby. - Dziękuję Szczerbo.

I tak w kilka minut złowili pokaźny stosik ryb. Czkawka przygarnął do siebie dwie, a resztę zjadł smok.

- Mordko? - zaczął po posiłku. - Muszę iść na arenę do smoków, a tobie muszę lepiej dopasować lotkę. - Szczerbatek spojrzał w oczy człowiekowi. W jego widniało pytanie. - Musisz iść ze mną. - powiedział w końcu. - Obiecaj mi coś. - złapał go za boki głowy. - Jeśli jakikolwiek wiking nas zobaczy. Masz zmiatać stamtąd. Zrozumiałeś? - spojrzał głęboko w jego duże zielone oczy. Gad warknął przecząco. - Proszę cię. Nie zniosę, jeśli coś ci się stanie. - nie odwrócił wzroku. Obaj zamilkli. W końcu Nocna Furia się zgodziła. - Dziękuję. - odetchnął z ulgą i oparł czoło o jego nos. - Wyruszymy, jak księżyc będzie na środku jeziora. - wskazał na lekko ucięty z prawej strony biały talerz, który znajdował w drugim końcu jeziora. Furia warknęła potakująco i ułożyła się wygodnie, zamykając oczy. - Obudzę cię. Nie martw się. - podrapał go po szyi i głowie. Smok mruknął zadowolony pieszczotą. Nie minęło kilka sekund, a czarny gad spał słodko. Czkawka otworzył zeszyt i zaczął szkicować swojego śpiącego przyjaciela. Na ustach miał delikatny uśmiech. Nagle węgielek zatrzymał się na papierze...

<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>>>

Hej, Hejka, Heja!

Podobał się lot? A trawka?

Jak coś się trafi z błędem, rzuć dymek

Dobranoc/Narka

HQ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro