Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Przyjaciele

W ciemności rozbrzmiało złowrogie warknięcie, po czym z celi wypadł jak ognista burza Koszmar Ponocnik. Przewrócił Czkawkę, parząc mu lewą dłoń. Szatyn syknął z bólu. Koszmar warknął i już miał zionąć ogniem w niego, ale drogę zastąpiły mu dwa smoki i rozłożyły skrzydła, chroniąc człowieka przed ogniem wściekłego smoka. Koszmar zaprzestał zionięcia i tępo spojrzał na żywe smocze tarcze. Syknął i prychnął. Wtedy Śmiertnik uderzył bez kolcowym ogonem w pysk Koszmara. Co zaskoczyło gada. Między smokami rozwinęła się rozmowa, pełna warknięć, bulgotów i mruknięć. Czkawka spoglądał na smoki, a swoją ranną rękę trzymał przy klatce piersiowej. Czekał.

- Hej Koszmaru. - odezwał się cicho, zwracając na siebie jego uwagę. - Proszę, nie gniewaj się, ale zgaś swoje ciało. Boję się, że wikingowie zobaczą i was wszystkich zabiją. Proszę tylko o to. - powiedział z lekką paniką i strachem. Mały Straszliwiec wylądował z powrotem na jego lewym ramieniu i polizał po policzku, dodając otuchy. Ponocnik wybałuszył oczy, przygasając z szoku. W końcu do niego dotarło. Reszta broniła tego chuchra. Czerwony smok warknął na Zębacza, ten się odsunął i przepuścił jaszczura. Czkawka odruchowo cofnął się, ale stanął w końcu. Był spięty. Koszmar podszedł do niego na odległość metra i pochylił swój łeb, by ten był na wysokości jego głowy. Warknął gardłowo. Straszliwec oplótł ogon wokół prawego ramienia i rozłożył delikatnie skrzydła, sycząc przy okazji na większego smoka. Ten go olał. - Ja chciałem przerosić. - wyszeptał Czkawka. Zaskoczony jaszczur przestał złowrogo warczeć. - Nie jestem tu, aby was zabić. - chłopakowi pomału wracała pewność siebie, a strach zaczął ulatywać. - Przyniosłem ryby. Wiem, że nikt was nie karmi. - wskazał głową kosz za palcami Koszmara. Ten zwrócił na niego uwagę i zmrużył lekko oczy. - Wiem, że chcesz mnie zabić, ale proszę, chociaż żebyś mnie wysłuchał. - zaczął - Mam przyjaciela. Smoka. Jest nim Nocna Furia. - Ponocnik zasyczał i aż cofnął głowę w wyrazie kompletnego zaskoczenia. - Zraniłem go i tego żałuję. - brnął dalej smutno - Chcę mu zwrócić, co odebrałem... Nawet kosztem własnego życia. Wrota są otwarte. - Daję wam możliwość ucieczki, ale wszystkie smoki tu znajdujące się, odmówiły lotu. Jak masz ochotę odlecieć droga wolna. - wskazał na Zębiroga, który w dalszym ciągu zagradzał wyjście. Śmiertnik zabulgotał, zwracając na siebie uwagę jaszczura. Koszmar podszedł do niego i zaczęli ponownie rozmawiać w swoim języku. Co jakiś czas niebieski smok zwracał głowę w stronę Czkawki, który stał w tym samym miejscu, nawet się nie ruszając. Czerwony gad po kilkunastu sekundach spotulniał i ponownie podszedł do człowieka. Puknął go nosem w lewe ramię. Chłopak odruchowo odwinął bandaż, ukazując znak Nocnej Furii. Smocza konwersacja miała na celu wyjaśnienie, powodu pomocy Czkawki im. Koszmar z początku nie wierzył, ale kiedy po którymś tam warknięciu kolczastego gada i przedstawieniu argumentów oraz zapachu Nocnej Furii na ubraniu, Koszmar Ponocnik uległ i postanowił się upewnić. Faktycznie wyczuł słabą woń Szczerbatka. - Więc... Co zamierzasz? - zapytał. Koszmar wpierw ponownie pchnął lekko go w pierś, po czym zajął się rybami. Zjadł wszystkie, jakie zostały. Położył się i spojrzał na zdezorientowanego szatyna. Z tej nieoczekiwanej zmiany opuścił zranioną dłoń, co poskutkowało głośnym syknięciem bólu. - Dobra należało mi się. - uśmiechnął się i podszedł ze Straszliwcem na ramieniu do koryta. Zacisnął zęby i szybko włożył chorą rękę do zimnej wody. Po sekundzie odetchnął z ulgą. Mały smoczek z niepokojem patrzył na poczynania nastolatka. - W porządku za niedługo się zagoi. A zimno przynosi ulgę. - pocieszył i uspokoił smoka, po czym podrapał go zdrową dłonią po łebku. Zębiróg podszedł do niego i przejrzał się dłoni. Warkał na Koszmara, który zignorował to i odwrócił łeb. - Spokojnie nic mi nie jest. Widzisz? - przystawił zaczerwienioną dłoń z dwoma białymi bąblami na zewnętrznej stronie dłoni, koło kciuka. - Już się goi. - uśmiechnął się, ale wolał na razie na nią uważać. Podszedł z zielonymi gadami do reszty. - Mogę się przysiąść? - zapytał Koszmara, na co ten odsunął swój ogon, robiąc mu miejsce. - Dziękuję. Jeszcze raz przepraszam, że was zamknęliśmy. - powiedział do wszystkich. - Jest mi naprawdę przykro, że nie znamy was tak naprawdę. Te wszystkie tradycje, opowieści o was są kłamstwem. Wydaję mi się, że was po prostu nie zrozumieliśmy. - posmutniał, ale zaraz na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech - Jeśli to nie problem chciałbym was traktować jak przyjaciół. - Koszmar, który siedział najbliżej człowieka, otworzył szeroko pysk. Teraz to on zgłupiał. Ten człowiek chciał go mieć za przyjaciela, mimo że go zranił. Warknął i tknął jego chorą dłoń pyskiem. - Nie przejmuj się. Wiedziałem, na co się piszę... No prawię. - zaśmiał się lekko - W sumie mi się należało. - ponowienie się zaśmiał i odruchowo podrapał smoka po jego złożonym skrzydle. Smok porusz się niespokojnie. - Wybacz, ja odruch... - zamilkł, kiedy smok przysunął się bliżej. Czkawka ostrożnie położył dłoń z powrotem i podrapał go po łuskach. Usłyszał miłe dla ucha warknięcie. - Lubisz to. - zdziwił się - Mogę... - wyciągnął drugą dłoń. Gad nie stawał oporu. Haddock uśmiechnął się i zwiększył pieszczoty. - Jesteście zadziwiające. - mruknął po kilku minutach głaskania. Nagle Czkawka spochmurniał i przestał drapać smoka po brzuchu i grzbiecie. - Mam do was prośbę. - zaczął cicho - Dziś koło południa odbędzie kolejne szkolenie. Tym razem w centrum uwagi będziesz ty malutki. - wskazał na Straszliwca. - Moja prośba jest taka, żebyście mnie traktowali jak zwykłego zabójcę i próbowali zabić. Ja będę starał się was unikać, jak dotychczas i chronić zarazem. Podejrzewam, że teraz będzie coraz gorzej. Nie chcę, żeby wam coś się stało. Skoro nie chcecie odlecieć. - posmutniał - Proszę, nie starajcie się mnie chronić, bo coś czuję, że do tego zmierza. To pogorszy sprawę. Zaczną coś podejrzewać. Proszę, nie angażujcie się w moją ochronę poradzę sobie z tymi idiotami. - powiedział pewnie. - Nie wiem, kiedy nadejdzie przełom tego wszystkiego, ale jak tylko będzie nadchodził macie stąd zwiać jak najdalej i nigdy nie wracać. - w jego głosie była nuta stanowczości, nawet rozkazu. Czkawka spojrzał na szarzejące się niebo. - Cholera! - wykrzyknął i poderwał się na równe nogi - Świta! - zaczął panikować - Proszę, wracajcie do cel. - powiedział przerażony - Proszę. - Śmiertnik wstał i podszedł do Czkawki, opierając nos o jego pierś i zabulgotał cicho. Szatyn wyczuł, że niebieski gad chce go pocieszyć i uspokoić. Przytulił się do pyska. - Dzięki. - szepnął. - Już mi lepiej. - wszystkie gady wstały i spokojnie podeszły do swoich cel. - Dziękuję wam. - Smoki widziały smutne szmaragdowe oczy z pionową źrenicą. Chłopak czuł smutek, że musi je zamknąć. - Obiecuję, że jeszcze tu przyjdę. Przepraszam. - po czym zaczął zamykać cele, kiedy doszedł do celi Starszliwca, ten podleciał do niego i przyczepił pazurkami do futrzanej kamizelki. Smoczek po prostu go przytulił. Czkawka zaskoczony tym, z lekkim opóźnieniem objął smoka pod skrzydłami. - Dziękuję mały, ale wracaj. - Straszliwec wykonał polecenie i szybko schował się do celi. Czkawka zamknął resztę i ze smutkiem wyszedł z areny, ale jedno wiedział na pewno. Nie pozwoli ich skrzywdzić. Z nową determinacją udał się do kuźni i dokończył swój projekt. Nie miał za wiele czasu. Wikingowie lubią wstawać dość wcześnie. Kiedy skończył, sprintem udał się do chaty i zgarnął resztę lotki. W jego oczy rzucała się czarna szkatułka, kiedy odwrócił się na sekundkę i spojrzał na łóżko. Zatrzymał się w progu, po czym wrócił się po nią. Z naręczem rzeczy wyszedł z domu i udał się do kotliny. Zmachany, ale szczęśliwy dotarł na miejsce po kilku minutach. - Szczerbatek! - krzyknął. Czarny jak smoła gad poderwał się na równe nogi, gotowy do ataku. Jego pysk niebezpiecznie zalśnił na fioletowo. - Hej Mordko to tylko ja. - uśmiechnął się i zeskoczył na dół. - Dawaj ogon. - powiedział szybko. Smok wyczuł wiele nowych zapachów. Mianowice zostawiły je inne smoki. Szczerbatek podciągnął nosem i pokręcił głowa. - Co jest... A pewnie wyczuwasz inne smoki. - domyślił się - Spotkałem się z nimi w nocy. Nakarmiłem i zaprzyjaźniłem się. Są zamknięte na arenie. - Furia warknęła zła. - Spokojnie. - podgnoił dłonie do góry - One nie chciały nawet odlecieć. - Teraz to gad zastygł w miejscu i spojrzał w tak samo zielone oczy Czkawki. Szczerbatek warknął pod nosem i pokręcił głową, po minucie. Szatyn po chwili powrócił do zakładania mechanizmu. - Dobra, a teraz się nie rusz...aj. Udało się. - mruknął zadowolony, jak metalowe pręty idealnie do siebie pasowały. - Dobra teraz. Pomału Szczerbo. - mruknął i poklepał go po szyi, wsiadać na grzbiet. Nogi włożył w strzemiona. Szatyn dokładnie obserwował poczynania smoka, a dokładnie jak otwiera lotkę. Haddock starł się ustawić tak samo lotkę. - Dobra, jest tak samo. - oznajmił, po czym Szczerbatek wzniósł się lekko do góry. Lotka nie zmieniała położenia. - Wyżej. - polecił. Lotka delikatnie się zwężyła. Człowiek dostosował się. - Dobra, mam pierwsze ułożenie. - Podpisał je w kajeciku. - Dobra teraz skręć w tę stronę. - wskazał kierunek. Lotka ponownie zmieniła położenie. - Mam. Teraz w drugą stronę. - ponownie coś znaczył w notatce. - Świetnie. - powiedział zadowolony. - Kieruj mną. - Szczerbatek warknął potwierdzająco i zaczął bardzo pomału zmieniać kierunki lotu oraz wysokości. Za każdym razem Czkawka starał się, jak najszybciej dostosować ułożenie protezy. - Dobra wystarczy. - oznajmił po kilku minutach i okrążeni po kotlinie. - Ląduj Mordko. - poprosił i poklepał smoka po szyi. - Dobra robota. - pochwalił go i podrapał po głowie. - Mordko mam pewien zwój od szamanki. Chciałbym go przeczytać. – powiedział i podniósł pudełko. - Nie wiem, co tam się znajduję, ale chcę mieć cię przy boku. Mogę na ciebie liczyć? - gad tylko sceptycznie na niego patrzył i prychnął, uderzając go ogonem po głowie. - Ej... No dobra, to chyba było jednak głupie pytanie. Na pewno będziesz obok mnie. - smok potrudził pomrukiem. - Dzięki Mordko. - po czym wyjął z niej ów papier. - Gotowy? - zapytał i usiadł na trawie, opierając się o brzuch smoka. Szczerbatek mruknął i potrącił go pyskiem w ramię, zachęcając. Gad sam był ciekaw, co w nim jest.

<<<<<>>>>><<<<>>><<<><<<<<<<<<<<>>>>>>>>>>>><<<<<<<<<<<>>>>>>>>><<<<<<<<<<<<>><

No i kolejny rodziła za nami, hihi. Mam nadzieję, że jest w porządku. Tak mi się zdaję, ale chyba Koszmara zrobiłam zbyt potulnego. Jak wy sądzicie?

Jak wpadł błąd. Daj dymka

Pozdrawiam wasza mega wdzięczna HQ

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro