3.
8 luty 2017
Przez ostatnie dni to wszyscy powariowali.
Od tamtego wieczoru, gdy ktoś włamał się do mojego małego mieszkanka, we wschodnim pawilonie pałacu, ochrona nie odstępuje mnie ani na krok. Są dosłownie wszędzie. Nawet jak sikam to stoją mi pod samymi drzwiami. Nie mówię już o szkole, gdzie koszmar prześladowania znów zaczynał być moim cieniem. Jedynie mój kolorowy Anioł, nie ma zamiaru odwrócić się do mnie plecami. Nie to co dziadek. Nie mogę z nim ostatnio porozmawiać, nie wspomnę już o tym, by spojrzeć mu w oczy.
Przyjaciółka przez cały tydzień czekała na mnie o poranku, na parkingu szkolnym abyśmy mogły razem pójść do klasy. Tachi wszędzie mnie zawoził, ale to dwóch totalnie mi nieznanych typków w czarnych garniakach, deptało po piętach. Momentami myślałam, że wyciągnę spluwę z torebki i strzelę im po kulce w łeb, lecz nie miałam tu nic do gadania. Dziadek po spotkaniu ze Smokami, zachowuje się dziwnie. Unika mnie jeszcze bardziej, nie tłumaczy mi niczego, drze mordę na wszystkich, jeśli zostaję sama choćby przez sekundę.
Byłam przytłoczona. Z każdej strony i w każdym aspekcie.
Inni uczniowie szeptali pomiędzy sobą, widząc żołnierzy chodzących za mną jak cień. Niektóre laski z innych klas, próbowały ich poderwać, ale nadaremno. To ludzie ze stali. Nigdy nie skrzywdzą niepotrzebne kobiety, chyba że to dziwki, albo jest wmieszane w nasze interesy. Co gorsza, jeśli dopuściła się zdrady wobec męża czy swojej Grupy.
Rzygać mi się chciało na samą myśl.
Dwójka wysokich panów stała przy wejściu do klasy, podczas przerwy obiadowej, a grupka lasek w ciemnych mundurkach, piszczały i pitoliły coś od rzeczy.
Akari jęknęła narzekająco, gdy ja dokańczałam pisać notatki z języka angielskiego.
- Co za kurwy. - szepnęła. - Naprawdę one są ślepe? - spojrzała na mnie, krzyżując nogi na krześle.
Kątem oka przypatrzyłam się sytuacji, nie poruszając ciałem choćby na milimetr.
- Nie są świadome zagrożenia. Lecą tylko na otoczkę, tego co widzą. Nie moja sprawa. - odparłam lekceważąco.
Akari schowała swój jasny kosmyk włosa za ucho, gdy w ciągu jednej sekundy stado napalonych dziewczyn, ucichło. Przeszedł mi dreszcz po kręgosłupie, który był znakiem, że nadchodzi coś złego. Nie myliłam się. Gang najpopularniejszych uczennic na horyzoncie. Najstarsze rocznikowo i te, które zaraz kończą edukację, szły dumnym krokiem przez korytarz. Wszystko było widoczne przez okna, wychodzące na hol. Nastolatki z zachwytem, robiły miejsce dla pseudobogiń. Traktowały je jako wzór dobroci, perfekcji i piękna.
- Czy to klasa niejakiej Konishi Asuny? - zapytała liderka z pełną klasą i dumą, prosto w twarz jednego z moich łysych ochroniarzy.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał jej głębokim głosem oraz ze spokojem.
- Tak. Chcę z nią pomówić. Teraz. - wytknęła na niego palcem. Kiwnął głową na kolegę, dając mu znak by został na miejscu.
Facet, który o dziwo nie miał tatuaży, podszedł do mnie i przyjaciółki.
- Jakiś rozpuszczony bachor, chce z tobą pogadać. Zgadzasz się?
Akari omal nie wybuchła śmiechem, ale zatkała swoje drobne różowe usta dłonią. I dobrze. Udusiłabym ją własnoręcznie, gdyby teraz wychyliła się chodź by na milimetr. Skoro gwiazda o złej sławie, chciała ze mną porozmawiać, to musiało być coś bardzo interesującego. Zacznijmy od tego, że nikt nie miał do mnie jakichkolwiek spraw od lat. W moim ciele rozpaliła się iskierka nadziei, która była głupia, ale jednocześnie byłam przerażona i pełna powagi. Musiała to być ona? Ta suka? Nie mógł być to ktoś z komitetu uczniowskiego? Zapytać czy nie chciałabym, zagrać głównej roli w Romeo i Julii? Co roku odbywał się festiwal Dni Otwartych Szkoły i odbywało się przedstawienie. Laski zawsze biły się o główne role, a jak ktoś ją już dostał to chciały zamordować ją żywcem. Dlatego zawsze zostawałam przy robieniu dekoracji.
- Tak, przyprowadź ją. - rozkazałam, odkładając długopis na zeszyt. Mężczyzna wycofał się na hol.
Jej papużki nierozłączki, zostały na korytarzu, pilnowane przez moich goryli. Oburzenie malowało się im na twarzach. Niemal były gotowe zrobić dramę, jednak wyraziłam się jasno. Tylko jedna osoba mogła do mnie podejść. Każda z tej piątki wyglądała jak klaun. Ich maski kryły się za drogimi kosmetykami do pielęgnacji i makijażu, za drogimi ubraniami i torebkami od najsłynniejszych projektantów. Łatwo dostępne w dzielnicy Ginza, gdzie tam mieściły się ich sklepy. Jednym słowem, patologia. Ale nie winiłam ich. Nie taki los wybrały, że ich rodzice to bogate typki, ćpuny i alkoholicy, trzymający władzę poprzez pewne instytucje medialne czy polityczne. Wiem coś na ten temat zbyt dobrze.
Czarnowłosa dziewczyna z przedziałkiem po środku o zielonych oczach, podeszła do mnie pewnym krokiem. To były soczewki. Bardzo popularne jako szybka i łatwa modyfikacja ciała bez ingerencji na stałe. Białą koszulę miała wsadzoną w spódnicę, która była tak krótka, że aż niemal było widać jej majtki. Wokół ramion miała owinięty granatowy sweter, którego używamy do kompletu zimowego mundurka. Była ładna, ale ta masa biżuterii jak srebrne kolczyki w uszach, naszyjnik i pierścionki sprawiały, że brzydziłam się nią. Chciała z siebie zrobić choinkę? Według kalendarza już dawno było po Bożym Narodzeniu.
- Konishi Asuna - wypowiedziała moje imię z jadem, opierając się rękami po bokach bioder.
- Kitagawa Marin - rzekłam, po czym przekręciłam się ku niej. Lekkie zaskoczenie pojawiło się na jej twarzy. Oczywiście, że znałam jej imię. Każdy znał. Każdego znałam i mogłam coś powiedzieć na jego temat. Taki urok obserwacji.
- Jutro organizujemy karaoke w Kan Shibuya. Chcielibyśmy cię zaprosić.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Akari zerwała się z siedzenia i zasłoniła mi usta ręką.
- A kto będzie jeszcze? - zapytała zaintrygowana.
Co ty, kurwa robisz?!
- My. - wskazała odniechcenia kciukiem na koleżanki. - Oraz właściciel.
- Jasne. Będziemy. - odpowiedziała, a ja strzepnęłam jej dłoń.
- Odlot! Tu jest mój numer. Napisz do mnie, podam szczegóły później. Do zobaczenia! - pełna sztucznego zadowolenia, zostawiła nam karteczkę na biurku i wyszła. Gdy tylko oddaliły się, wręcz wrzasnęłam.
- Co ty sobie wyobrażasz!? - wstałam na równe nogi.
- No co? Asuna! Nikt nigdy nas nie zapraszał! To jedyna szansa! Słyszałaś sama! Będzie właściciel! Może Marin wcale nie jest taka zła. - machała dłońmi wymijająco.
- Już wolę umrzeć niż się z nią zadawać. Nigdzie nie idziemy. - usiadłam ponownie.
Dziewczyna wykręciła oczami, po czym opadła bezsilnie na siedzisko.
- Przestań. Zaraz i tak kończymy rok szkolny, a potem zostaje nam ostatni, a oni odchodzą na wiosnę*. Co nam szkodzi?
- To, że to pułapka. Dzielnica Shibuya to dzielnica rozrywki, przekrętów, dragów i alkoholu.
- Rozrywka, która tobie przydałaby się.
Spojrzałam na nią błagalnie i ze złością.
- Idziemy i koniec tematu. - uparł się mój Anioł dumnie.
Boże. Dla niej zrobiłabym wszystko, ale tego nie mogłam. Nigdy nie była na cudzym terytorium, a Shibuya należała do Pawia. Zaraz po Smoku, najsilniejsza Grupa w hierarchii. Oni zajmowali się handlem narkotyków po klubach, hotelami i wszelkimi grzesznymi rzeczami. To oni napędzali naszą nielegalną gospodarkę, która miała do kitu alibi przed policją, ale wiadomo. Każdego da się przekupić. Większość funduszy należała do nich, specjalne siedzimy do spotkań też. Paw trzymał swoje skrzydła na tym, czym ogólnie rządziliśmy w stolicy. Rozrywką. Z resztą, był takiego samego koloru co pieniądze - zielonego.
Kurwa. Trudno. Raz się żyje.
- Niech ci będzie. - westchnęłam ciężko. - Ale nikt nie może o tym wiedzieć. Dziadek mnie zabije, jak się dowie.
- Będę milczeć jak trup. - pisnęła pełna radości.
Miałam tylko nadzieję, że nie skończymy jako one.
***
9 luty 2017
- W jakim celu tam jedziesz?
Przekręciłam oczami już nie wiem, który raz z rzędu. Stałam przed lustrem, które obejmowało całe moje ciało i szykowałam się na wyjście. Na wyjście, które mogło skończyć się moją śmiercią, ale co zrobić. Takie życie.
- Zostałam zaproszona przez koleżanki ze szkoły na karaoke. - wyjaśniłam.
- A nie, że chłopak?
- Wiesz, że wasza płeć to ostatnie co mnie interesuje.
Ciężko było przekonać tych ochroniarzy, by nic Tachi nie wiedział o zaistniałej sytuacji w szkole. Miałam zamiar sama mu o tym powiedzieć, a raczej przedstawić go przed faktem dokonanym. Dokładnie w tej chwili.
- Niech będzie, ale wracasz o północy i ani minuty dłużej. Będę czekał niedaleko, na parkingu a Aoi i Izu będą w środku z tobą. To nie podlega dyskusji. - rzekł stanowczo Łysy.
Więc tak mieli na imię.
Nie mogłam się sprzeciwić, ponieważ to by zakończyło się kolejną wojną domową. Musiałam pójść na układ, który byłby dla mnie korzystny, a ten w miarę był. Wygładziłam materiał białej koszuli już po raz setny. Stres. Stresowałam się, że wszystko może pójść się walić. Nigdy nie byłam na wyjściu, oprócz z moją przyjaciółką, ale to nie to samo. Akari praktycznie była jak rodzina. A tam? Będą obcy ludzie i to w dodatku z tych złych. W co ja się, kurwa wpakowałam?
Co mnie kurwa podkusiło?
Samotność.
Stłumiłam wewnętrzny głos i po raz ostatni, spojrzałam w lustro. Miałam na sobie obcisłe dżinsy, buciki na lekkim obcasie, białą koszulę na guziki, ale nie zapinałam trzech pod brodą, aby było widać złoty łańcuszek z serduszkiem. Włosy zostawiłam rozpuszczone, grzywka w lekkim nie ładzie dodawała mi uroku. Podkreśliłam oczy czarną kredką, tuszem do rzęs, a na pełnych ustach lśnił różowy błyszczyk.
- Pamiętasz jakie są zasady? - zapytał mnie Łysy, zapalając kolejną fajkę w mym domu, chodź nie raz darłam się na niego by nie jarał tu, bo zostawiał smród.
- Dzwonię do ciebie ze wszystkim. Nawet najmniejszą rzeczą. Udaje się do najbliższego sklepu spożywczego, stamtąd wysyłam lokalizację i czekam na swojego człowieka, rozkazując mu by podał mi hasło. - odpowiadam, prawie na jednym wydechu formułę, którą wpajano mi jak mantrę.
- A hasło brzmi? - pyta zaciągając tytoń w ustach.
- Sakura.
- Grzeczne dziecko. - Tachi odepchnął się od futryny mojej sypialni z dumą na twarzy, ujawniając te ostre rysy szczęki.
- Idziemy. - rozkazałam, łapiąc za małą torebkę w kolorze beżu i na złotym łańcuchu od Chanel.
Przeszliśmy korytarzami do wejścia głównego, a na podjeździe już czekało auto.
- Hejka! - zawołał mój Aniołek, gdy tylko otworzyłam drzwi. Kazałam im pojechać po nią wcześniej. - Gotowa na szaloną noc? - z jej oczu tryskała pozytywna energia. Tak mocno, że wierciła się w fotelu jak mała pchła.
Sięgnęłam po pas i go zapięłam.
- Nie noc, tylko pół nocy i nie. Nie jestem gotowa. Możliwe, że to będzie ostatnia noc gdziekolwiek wychodzimy. Zapomnij o moich urodzinach. - odpowiedziałam z przekonaniem.
- A wystroiłaś się jak choinka na Boże Narodzenie i wątpię byś po dzisiejszym wieczorze, przestała wychodzić. - przyjaciółka spojrzała na mnie spod byka. To fakt. Chciałam ładnie wyglądać, inaczej niż jak zawsze w szkolnym mundurku. W porównaniu do niej, gdzie zawsze miała jakieś kolorowe ozdoby przy sobie. Dziś ubrała prostą, aczkolwiek błyszczącą różową sukienkę, która sięgała jej do kolan i miał długi rękaw. Włosy rozpuszczone, a w nich drobne warkoczyki. Makijaż lekki, podkreślający urodę i okrągłą buzię, i do tego złota biżuteria. Luzu dodawały jej czarne trampki.
- A co na to dziadek? - zagaiła ciekawsko.
- W chuj nie był zadowolony. Wywalił stolik z herbatą, ale ostatecznie się zgodził. - podniosłam kącik ust na sztuczne wspomnienie. - Rzuciłam tylko ku niemu, że wychodzę. Z każdym jego pytaniem typu: gdzie?, po co?, dlaczego? Jego twarz robiła się czerwona, a żyłka na czole niemal pękła. Tachi się za mną wstawił, a ja ze stoickim spokojem przyjęłam obelgi staruszka.
Zapanowała grobowa cisza, aż po dłuższej chwili Akari wybuchła śmiechem, na co ja też.
- Ale w chuja lecisz! Nic nie wie.
- Nic. - potwierdziłam.
- Zajebiście! Ty niegrzeczna, ty. - łapałyśmy powietrze jak wariatki. - To faktycznie, możemy pożegnać się z twoimi urodzinami, nie wiadomo czy dożyjemy do nich.
- Żebyś kurwa wiedziała. - prychnęłam.
Nim się obejrzałyśmy, byłyśmy w dzielnicy Shibuya. Dzielnica, która była pełna kolorowych światełek, z jednym z największych przejść ulicznych na świecie, pysznym jedzeniem i mnóstwem innej rozrywki. Neony biły po oczach, a w szczególności telewizory przymocowane do budynków. O, bogowie. Czyżbym zakochała się na nowo w swoim mieście?
Kierowca zatrzymał się pod samym wejściem do Kan. Był to wąski przeszklony budynek, który dzielił ściany z innymi budynkami. Neon o barwach ciemnego niebieskiego i czerwonego wisiał nad wejściem. Czułam jak niepokój wypełnia moje wnętrze, a wraz z nim i żyły.
Ta noc nie zakończy się dobrze. - wołała moja intuicja.
Akari w podskokach podeszła do mnie i złapała pod ramię. Pociągnęła nas ku wejściu, które szło schodkami w dół. Recepcja była niczego sobie. Ściany obklejone beżowymi kamieniami, na nich napis firmy ze złotych blaszanych liter i w znakach kanjii. Czarny wysoki blat, a za nią pani ubrana w formalny strój. Obok kasy mieściły się karty z informacjami, menu z napojami i słodkościami.
- Dobry wieczór, jesteśmy umówione na karaoke. Nazwisko Kitagawa Marin. - wyjaśniłam kobiecie w podeszłym wieku. Coś tam popatrzyła w komputer i podeszła do czarnej kurtyny, dzielącej nas od korytarza.
- Oczywiście. Pokój numer trzy. - ukłoniła się w pas.
- Dziękuję. - szepnęłam.
Dwóch moich goryli stało za naszymi plecami, czekając na nasze decyzje. Popatrzyłyśmy na siebie nawzajem z przyjaciółką. W naszym oczach bił strach i nadzieja. Udałyśmy się schodami na górę, gdzie na każdym piętrze był pokój do karaoke oraz toalety. Nie były one zbyt eleganckie, ale na nasze szczęście dostaliśmy chyba jeden z najlepszych.
Czarne skórzane fotele ustawione pod ścianami z tapetą o złotych symbolach, jak i pod oknami z widokiem na miasto, szklane stoliki, a na nim mnóstwo jedzenia i alkoholu. Po prawej od wejścia umieszczony był płaski telewizor, a pod nim komoda z pilotami i mikrofonami. Miękka wykładzina tłumiła dźwięk moich obcasów, a do moich oczu docierało światło migoczących żarówek w kolorowych barwach.
- Jesteście w końcu! - zawołała jedna z uczennic o ciemnych włosach.
- Chodźcie i częstujcie się. - rzekła, niezbyt zachęcająco Marin.
Weszłam do środka, a moi ludzie zostali przed zamkniętymi drzwiami. Wolałabym aby byli ze mną by w każdej sekundzie nas stąd wydostali w razie kłopotów.
Akari z radością usiadła na brzegu kanapy i sięgnęła po chipsa z plastikowej miski. Niepewnie uczyniłam ten sam gest. Ostra papryka.
- Rina-chan, teraz twoja kolej. - Marin podała koleżance mikrofon, klikając jednocześnie pilotem by wybrać jej piosenkę.
- Hai! - pisnęła radośnie ta sama brunetka, która nas przywitała jako pierwsza. Wstała z kanapy, pociągając za materiał krótkiej spódniczki w dół, jakby bojąc się, że ktoś mógłby zobaczyć jej majtki w pudrowym różu i ... w truskawki? Albo maliny. Nie byłam pewna. Jej makijaż lśnił od brokatu, a włosy obcięte na boba z grzywką, upięła czerwoną opaską.
Zaczęła śpiewać TUYU, Trapped in the past z nutką fałszu, ale co ja będę tutaj gadać. Sam nie była skowronkiem, a tutaj ewidentnie każdy był po to, aby dobrze się bawić.
Nie ja.
Moim obowiązkiem było pozostać czujnym, ponieważ od samego początku nie pasowała mi cała ta akcja.
Gdzieś był haczyk i czekałam jak zostanie on nam podany.
- Uśmiechnij się! Każdy korzysta z wieczora, tylko ty siedzisz jak nadęta ryba. - wróciła mi uwagę Akari , klaszcząc w dłonie w rytm piosenki wraz z pięcioma innymi dziewczynami.
Wystarczyło mi to, że mój kolorowy Anioł czerpał tą pozytywną energię.
- Nie martw się o mnie. Może ty zaśpiewasz kolejną? - odwróciłam jej myśli.
- Nie głupi pomysł!
Rina skończyła dukać według tekstu na ekranie już dobrych kilka minut temu, a naszej dyskusji przyglądał się każdy. Akari Kobayashi wstała i wybrała jeden z moich ulubionych utworów. Puściła do mnie oczko, jakby robiła to specjalnie. Kąciki ust poszły mi do góry.
TUYU, It's raining after all rozbrzmiał poprzez głośniki, a jej słodki głos stał się bardziej wyraźny przez mikrofon. Wzrokiem szła po ekranie, a dziewczyny zaczęły bujać w rytm utworu. Nie obchodziło mnie to, że nie umiała śpiewać. Dla mnie była idealna, chodzącym żywym dowodem miłości i dobra.
Była moją nadzieją na lepsze jutro. Moim światełkiem w mroku, w tym brudnym świecie.
Telefon Kitawagi zaczął wibrować i świecić się na szklanym stoliczku, pomiędzy napojami a miskami z przekąskami. Serce niemal podeszło mi do gardła. Wypuściłam poprzez usta powietrze, aby uspokoić napięte mięśnie ramion. Wiem, że być może przesadzałam i w końcu moje modlitwy po prostu zostały wysłuchane.
By mieć przyjaciół.
Dziewczyna, która wyglądała jak ekskluzywna dziwka z butiku Channel w tej czarnej obcisłej sukience i długi kozakach za kolano, przyłożyła model najnowszego IPhone do ucha i zaczęła nadsłuchiwać. Kiwała głową jako znak zgody, wypowiedziała kilka słów, których nie mogłam zrozumieć przez dźwięk gitary elektrycznej.
Gdy piosenka skończyła się, jej rozmowa również. Zachowywała się jakby nic się nie wydarzyło, a sądząc po jej minie kilka chwil wcześniej, coś było ewidentnie nie tak. Nałożyła sztuczny uśmiech i biła brawo dla Akari.
Wzrok Marin na sekundę spoczął na mnie.
Czyli jej rozmowa miała jakiś związek ze mną.
- Dobrze, co powiecie na jeszcze więcej zabawy? - wtrąciła jedna z wielu dziewczyn o ciemnych włosach sięgających do ramion. Miała na imię Nanami. Jej rodzice to kolejne bogate ćwoki, które prowadziły działalność handlową działu sprzętu medycznego. W tym i również mieli dobry przewóz spirytusu i białego proszku różnego rodzaju. - Zamówmy alkohol.
- Nie jesteśmy pełnoletnie. - wtrąciłam.
- Ale my tak! - odezwała się Rina. - Bez problemu i wam zamówimy po piwie.
- Ja spasuję. - humor mojego aniołka od razu przygasł. Nie musiała tłumaczyć dlaczego. Doskonale znałam powód.
- Och, nie bądź taką sztywniarą, Akari-chan. - Marin próbowała nas przekonać swoją dominacją. - To tylko jedno piwo. Nic złego się nie stanie przecież, a zabawa dopiero się zaczyna.
Rina sięgnęła po telefon stacjonarny i zadzwoniła do obsługi po alkohol. Bez żadnego problemu kilka minut później, młody facet ubrany w białą koszulę, czarną kamizelkę jak i spodnie, a mucha zaciskała się wokół jego gardła, przyniósł nam na tacy siedem wysokich szklanek. Złoty płyn buzował z białą pianką u szczytu. Mężczyzna skłonił się w pas, życzył dobrego wieczoru i wyszedł.
Każda z piątki sięgnęła po szklankę i wniosła toast wołając: kanpai! Ich spojrzenia spoczęły na nas.
- No nie dajcie się prosić. Dla was wzięłam z sokiem, aby smakowało lepiej, dla... nowicjuszy. - zadrwiła Kitagawa.
Kobayashi uległa jej słowom. Wzięła w swoje szczupłe palce piwo, że stoliczka i pociągnęła przez słomkę musujący się napój z różem.
- Mhm. Jakie to pyszne! Sama musisz spróbować. - najwidoczniej jej ciało polubiło zakazany trunek.
- Nie. Mogę bawić się bez alkoholu. - upierałam się przy swoim.
- Jak chcesz. To ja wypiję za ciebie. - mój anioł podsunął sobie drugą szklankę.
Yabai!*
Na twarzy czarnowłosej pojawiło się zadowolenie.
Nie miałam bladego pojęcia, o co jej chodziło, ale na pewno coś co miało mi zaszkodzić.
Czas mijał. Moc głośników powoli rozwalał mi łeb, a dziewczyny zamawiały piwo, aż stół stał się pełen brudnych naczyń. Wciąż nie wzięłam ani łyka, ale Akari ewidentnie odpływała pod wpływem dawek.
- Może już wystarczy? - starałam się ją przekonać, ale nic z tego. Przyjaciółka śmiała się w niebo głosy, bawiąc się w rytm każdej kolejnej piosenki. Rina i dziewczyna o imieniu, której zapomniałam nawet zaczęły tańczyć i rozbierać się.
Co tu odpierdala się?
- Dość tego. Wracamy. - sięgnęłam po swoją komórkę, ale Akari wyrwała mi ją i położyła po drugiej stronie siedziska.
- Przestań i baw się!
- A co powiecie, na coś jeszcze lepszego? - Kitagawa piła już nie wiem, które piwo, a wciąż była trzeźwa. Na pewno bezalkoholowe. Cwana suka.
Dziewczyna wyjęła zza biustonosza przezroczysty woreczek, a w nim była biała substancja.
- Akari. - warknęłam na nią, dając wyraźny znak by o tym nie myślała. Przyjaciółka zapatrzyła się w to jak zahipnotyzowana.
- Chcesz spróbować? Sama też brałam, niezły odlot. Dzięki temu też łatwiej się uczyć. - rzekła, jakby ta wiedza od niej, miała coś dać.
- Wiem. Znam to. - wydusiła z siebie przyjaciółka, ale w jej głosie można było wyczuć lęk.
- Och, do prawdy? - złośliwy uśmiech na twarzy Marin, potwierdził mi jedną rzecz. Ona wiedziała. Wiedziała, że jej rodzina bierze dragi, a w szczególności jej ojciec. Pytanie tylko skąd? Z nikim o tym nie rozmawiałam, ani sama przyjaciółka by się nie wygadała. Marin miała dostęp do takich rzeczy dzięki wpływom rodziców, ale to było bez związku.
- Ja też chcę.
- I ja!
Rina, Nanami i reszta dziewczyn zrobiły miejsce na stoliczku, ledwo co stojąc na nogach. Wyciągnęły z portfeli karty kredytowe czy legitymację i zaczęły tworzyć działki.
Tego było za wiele. Chciałam spędzić miło wieczór po raz pierwszy w życiu z osobami, którymi być może utworzyła by się więź, a tu kurwa doszło do burdelu. Szybko sięgnęłam po swój telefon i po kryjomu zadzwoniłam do ochroniarza, który stał za drzwiami, ale nie odbierał. Mając telefon schowany przy udzie, wybrałam numer do drugiego mężczyzny. Też nic.
Co jest kurwa?
Panika powoli przejmowała stery w moim umyśle.
- Och, odlot! - rzekła Rina.
- To fakt. - potwierdziła Marin.
Kurwa. Chwila nieuwagi i przyjaciółka zdążyła wziąć proszki.
Nagle drzwi do naszego pokoju karaoke, otworzyły się z hukiem i przez próg wszedł wysoki, może z metr dziewięćdziesiąt mężczyzna, o białych włosach jak śnieg, związanych w luźną krótką kitkę u nasady szyi. Czy on w ogóle się czesał? Widać, że farba najprawdopodobniej wypaliła mu włosy.
Ubrany w białą koszulę, luźne czarne spodnie, a szara marynarka była o wiele za duża. Na dłoniach i szyi było widać czarny tusz tatuaży, na uszach, w wardze i wokół karku miał mnóstwo kolczyków i wisiorków. Czarne jak noc oczy powędrowały po naszych ciałach, ale ja nie przejmowałam się jego obecnością, bo moi goryle leżeli nieprzytomni na podłodze, przed wejściem do pokoju.
Yabai! Yabai! Yabai!
- Drogie panie, bawicie się. I to tak beze mnie? - rozłożył ręce w geście triumfu. - Nie ładnie. Suńcie się.
Dziewczyny posłuchały jego rozkazu. Mężczyzna usiadł na czarnej kanapie i otoczył ramionami dwie ciemnowłose dziewczyny, naprzeciwko nas. Zaczęły one miziać się do niego jak suki w rui, a jemu to się podobało. Głaskał je po głowach, po czym przeszedł na bardziej intymne miejsca ciała.
- Marin, zamów mi piwo. - rozkazał rozleniwiony głosem.
Co za pycha.
- Tak jest, szefie. - dziewczyna sięgnęła po słuchawkę i wybrała odpowiedni guzik.
Szefie? Marin? Znali się? To był cały ten właściciel, o którym wspomniała w szkole?
Nie czas na rozkminy, musiałam nas stąd wydostać i to jak najszybciej. Zaczęłam stukać numer do Tachibany, gdy poczułam za sobą jeszcze jedną nietypową obecność.
Shi.*
Od razu poczułam chłód na swoim ciele, który przeszedł mi po nogach jak stado owadów. Obecność tego kogoś była tak przytłaczająca i ciężka, aż straciłam panowanie na oddechem. Lekko przekręciłam głową, aby tylko kątem oka spojrzeć kto to był. Mężczyzna. Kolejny, ale on był inny w porównaniu do blondasa i co gorsza. Miałam wrażenie, że już go kiedyś spotkałam. Zapewne nie w tym wcieleniu, lecz skoro głos mej duszy tak mówił, to znaczy, że tak było.
Imponujące szerokie ramiona, kilka centymetrów wyższy od tego białowłosego i też miał widoczne tatuaże na palcach, dłoniach i wokół szyi. Ubrany cały na czarno, ale w luźnym stylu. Miał na sobie skórzaną kurtkę motocyklową oraz kolczyk w łuku brwiowym. Pomimo jego wyglądu, emanował tym, od czego trzymałam się z daleka. Władzą.
- Toshimi, mówiłem ci już, że przychodzimy tu tylko w sprawie interesów. Nie by zaliczyć kolejne dziwki, które Marin nam przyprowadziła. - jego głos był wręcz zabójczy.
Śmiało mogłam rzec, że to urodzony przywódca. Dominował swoim blaskiem, chodź nie musiał się wysilać by wyróżniać się z tłumu. Imponujące, a jednocześnie bardzo niebezpieczne.
- Och, no weź! - jęknął białowłosy. - To tak tylko przy okazji. Zobacz jakie ślicznotki przyprowadziła i widzę, że już są nieźle doprawione. Tym razem postarała się. - złapał Rinę za policzki, a Nanami za udo, na co pisnęła cichutko i uroczo.
Chwyciłam dłoń Akari, by sprawdzić czy jest przytomna. Nic z tego. Odleciała w błogi sen prez jedną działkę narkotyku nieznanego pochodzenia, ale strzelałam, że to była amfa. Przystawiłam jej dwa palce do tętnicy szyjnej. Puls był na szczęście wyczuwalny.
Gdzie do cholery był Tachi?!
Mężczyzna o kruczoczarnych włosach przyglądał mi się z zaciekawieniem gdy odpalił zapalniczkę, a dym z papierosa pojawił się trując powietrze w pomieszczeniu. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, tak samo jak i on ode mnie. Musiał być niewiele starszy od nas.
- Fuck, zapomniałam o moich oczach. - pomyślałam, gdy przerwałam bitwę na spojrzenia.
Trzymając telefon, nacisnęłam zieloną słuchawkę, gdy już miałam wybrany numer to Tachiego. Dwa sygnały. Nie więcej. To był sygnał ostrzegawczy, który użyłam po raz pierwszy i szczerze? Miałam nadzieję, że ostatni.
Szybko schowałam go do kieszeni spodni.
- Marin. - nagle odezwał się wciąż ten dla mnie obcy z imienia. - Masz całość?
Dziewczyna wstała, sięgnęła po swoją torebkę i wyciągnęła spory blik gotówki.
Facet przeliczył, zaciągając jednocześnie fajkę. Co on kurwa palił? Smród był nie do zniesienia, tak samo jak muzyka, która wciąż grała z YouTube.
- Brakuje jednej czwartej. - skomentował, patrząc na nią.
- Rodzice jutro dostarczą resztę. - odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy.
- Jutro. - szepnął. Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
Niedopałek zgasił jej na czubku głowy, na co skrzywiła się, po czym złapał za szczękę i przygniótł swoją siłą do brudnej podłogi. Przyjaciółki za nic nie rwały się do pomocy, tylko wszystkie dotykały się odurzone narkotykiem i bawiły z całym tym Toshimi. Wymieniały śliną i nieważne czy to z kobietą, czy mężczyzną.
Obrzydliwe.
Kitagawa leżała dysząc pod kolanem mężczyzny i próbując uwolnić się. Klęczała wypinając tyłek do niego, a materiał sukienki podwinął się.
- Macie mnie za idiotę? Kasa ma być do północy, albo twoje części ciała jak te śliczne paluszki. - wyciągnął spluwę zza pasa pleców i wycelował chłodny metal lufy pod spódnicę. - Wyśle w paczce do twojego kochanego ojczulka. Przypominam, ile to jeszcze ma do spłaty. Och, całkiem sporo. - przesunął metalem po jej stringach, wywołując z jej gardła skowyt.
- Tak, szefie. - dziewczyna niemal splunęła.
"Szef" wstał puszczając ją, a ona łapała powietrze do płuc jak drogocenny towar.
- Toshi, idziemy. - rozkazał stanowczo, chowając pistolet za pas spodni.
Białowłosy jęknął z niezadowolenia, tak samo jak i dziewczyny. Jeszcze w przelocie sięgnął po szklankę z resztkami piwa i wypił do dna. Zapiął kilka guzików koszuli spod, której było widać rysy wyrzeźbionych mięśni brzucha.
- Ale z ciebie nudziar. W ogóle nie umiesz się bawić! - zawołał za swoim kolegą. - Moje panie, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - ukłonił się teatralnie, zmieniając się z zabawnego chłopczyka, w kulturalnego mężczyznę.
Co za żenada.
Minął mnie i dalej śpiącą w mych ramionach przyjaciółkę jakbyśmy były niczym. Nim jednak zrobili krok do przodu, w progu pojawili się moi ludzie, mierząc do nich z broni.
- Cofnij się. - rozkazał Łysy.
- Och, dzięki niebiosom.- westchnęłam w myślach.
- Ale, po co te nerwy? Kim są te wypierdki, Akira? - zapytał Toshimi, chowając się za plecami czarnowłosego.
Akira... Nie, to niemożliwe.
- Tachibana! Miło cię widzieć. - zawołał "Szef".
- Bez wzajemności. Co ty tu robisz? To zamknięta impreza.
- Jesteście na moim terenie, radzę schować te zabawki, jeśli nie chcesz kulki w dupie. - zagroził mu Akira. - Właśnie, co wy tu...
Zamilkł jakby go olśniło i powoli odwrócił się ku mnie, gdzie wciąż siedziałam na kanapie, trzymając Akari. Dziewczyny piszczały między sobą, pijąc i bogowie wiedzą jeszcze co robiąc.
- Więc to ty. - wyszeptał. - Od kiedy stary dziad pozwolił ci wyjść? - z każdym słowem, stawiał krok ku mnie, lecz nim doszedł, Tachi i dwóch ochroniarzy go otoczyło, celując ku niemu z broni.
- Zostaw ją. - warknął Łysy. - Ona nie ma z tym nic wspólnego.
- Ma, i to bardzo dużo. Jednocześnie nie radzę mi grozić. Wiesz doskonale, kto tu ma władzę, Tachi. Wiem, że jesteś lojalny systemowi. Jesteś mądry, prawda? Jeśli chcesz wrócić do domu żywy.
- To pozwól nam wyjść. - zażądał mój ochroniarz.
Akira patrzył na mnie, przygryzając dolną wargę, w której miał kolczyk połączony srebrnym łańcuszkiem z kolczykiem w uchu. Uśmiechał się szyderczo. Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, aż rzekł.
- Nic z tego.
Białowłosy powalił dwoma uderzeniami w karki dwóch moich ludzi przy wyjściu, a on dwóch innych po swojej lewej i prawej. Zaczęła się strzelanina, rozbijając szkło telewizora oraz okien przez Tachibanę. Dziewczyny piszczały na cały głos i starały się schować za kanapy. Przytuliłam Kobayashi by ochronić jej wiotkie ciało. Bez niej nigdzie nie idę.
Kolejni ochroniarze zostali powaleni przez Toshimiego, a Akira strzelił do Łysego, który ukrył się za czarnym siedziskiem. Pudło. Oddał mu, ale też spudłował. Białowłosy materiałem bluzki chciał udusić mojego ulubionego goryla, zaskakując go od tyłu.
Kurwa.
Tachi puścił broń, walcząc o oddech. Akira kopnął ją w kąt by nie mógł po nią sięgnąć ponownie.
- Dokonujecie strzelaniny na moim terenie jako najsłabsza Grupa. Nie ładnie. Dodatkowo wchodzicie na nasz teren bez żadnego pozwolenia. Co to ma być, do cholery? - poprawił swoje czarne włosy, zaczesując je palcami do tyłu, wzdychając ciężko.
Nagle mężczyzna złapał za moje włosy i pociągnął, wyciągając za mebla. Wszyscy zdążyli ewakuować się, oprócz nas. Bolało to jak szarpał mną po podłodze, a kawałeczki szkła wbijały się w materiał dżinsów. Zostawiłam Akari na poduszkach wciąż nieprzytomną. Kuso!*
Akira zmusił mnie bym spojrzała w jego czarne tęczówki jak noc, zniżając się do mnie. Przyglądał mi się jak oczarowany. Jakbym była czymś wyjątkowym, chodź wcale tak nie było. Dyszałam, warczałam jak głupi pies z bólu, który pojawił się wewnątrz mego ciała.
- Wyglądasz tak pięknie po prawie piętnastu latach. - szepnął mi w usta z pełną pasją.
Co to do cholery miało znaczyć?!
Wolną ręką spoliczkowałam go w twarz, a jego ucisk wokół włosów zelżał. Po czym wykręciłam się i siłą wahadła prześlizgnęłam pomiędzy jego nogami stając na swoich. Chciałam go kopnąć w plecy, ale zablokował mój atak.
Wycofałam się, łapiąc za spluwę z podłogi. Dźwięki z ulicy, wycie syren radiowozów i chłodne powietrze, które przedostawało się przez zbite okna, zagościło między nami tłumiąc ciszę.
Nie miałam zamiaru walczyć. Nie przeciwko niemu. Przewagę miał praktycznie we wszystkim. Mierzyłam do niego z broni jak do największego wroga, chodź nie miałam zielonego pojęcia kim był ten człowiek.
Jednocześnie tak znajomy. Jak smak zapomnianych dni z dzieciństwa.
- Wypuść Tachibanę. - rozkazałam groźnie.
Akira kiwnął głową na kolegę, a ten musiał go posłuchać, ponieważ Łysy kaszlał zza moimi plecami.
- On ma rację. Jeszcze...- odezwał się, powoli krocząc ku mnie, a szkło pękało pod jego obuwiem.
Strzeliłam.
Niemożliwe, uniknął pocisku przechylając się w bok. Przecież stał tak blisko i śmierć była pewna, a ja nigdy nie pudłowałam. Ale rzeczywistość była inna. Jedynie czerwona smuga pojawiła się na jego bladym policzku tworząc firankę krwi.
- Zadziorna. Lubię takie. - kciukiem musnął własną krew i zlizał ją z opuszka. - Jeszcze nie teraz, ale już niedługo. Wisienko.
- Spierdalaj. - warknęłam, nie spuszczając z niego oka i dalej celując ku niemu z gnata.
- Wedle życzenia, księżniczko. Radził bym tylko szybko stąd uciec, aby bez potrzeby tłumaczyć się policji. My, zajmiemy się resztą. - aktorsko, ukłonił mi się w pas i chwilę potem nie było go wraz z kolegą. Jaki kurwa łaskawy.
Sekundę później odetchnęłam z ulgą i podbiegłam do Łysego.
- Tachi! Nic ci nie jest? - kucnęłam przy nim, pomagając mu wstać.
- Nie, zmywajmy się. - z trudem odpowiedział, powoli stając na nogi.
Podeszłam do przyjaciółki, która wciąż spała jak zabita na czarnej kanapie. Ochroniarz wziął ją na ręce, pomimo ran ciętych przez szkło i szybkim krokiem wyszliśmy z budynku schodami w dół. Kilka naszych aut stało pod wejściem do karaoke, więc wybrałam lepsze pierwsze. Tachi ułożył Akari na tylnym siedzeniu, a ja ponownie sprawdziłam jej puls. Było stabilne.
Mężczyzna usiadł za kierownicą Range Rovera i z piskiem opon ruszyliśmy przed siebie.
Do naszej dzielnicy Shinjuku.
Do domu, którego już nigdy w życiu nie opuszczę.
IG jula_wojcikczyta
#wisniaismok #seriayakuza
Yabai - jap. cholera
Kuso! - czyt. kso! - jap. kurwa.
*rok szkolny kończy się i zaczyna wiosną w Japonii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro