Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.

Śnił mi się Smok. Piękny, majestatyczny Smok, o łuskach zielono-błękitnych. Błyszczący w świetle dnia. Miał czarne oczy jak noc. Nie chciał zrobić mi krzywdy. Nic z tych rzeczy. Pragnął bym mu uległa. Bym pokłoniła mu się jak najwyższemu królowi.

- Panienko! Pora wstawać do szkoły!

Kobiecy głos wraz z pukaniem do drzwi, zmusił mnie by podnieść się spod ciepłej pierzyny.

- Nie śpię! - zawołałam, a Nana od razu weszła do pokoju z drewnianym stoliczkiem pełnego śniadania. Szare kimono opinało jej ciało, a włosy powoli przybierające tę samą barwę, były ciasno upięte w kok za pomocą złotej szpilki usłanej różami. Nalała zielonej herbaty do małej filiżanki z porcelany bez ucha, rozdzieliła drewniane pałeczki i podniosła pokrywkę z talerza. Gotowany ryż, warzywa w tempurze i sos. Dobrze wiedziała co uwielbiam najbardziej.

- Jedz drogie dziecko, a ja pójdę nalać wody do wanny.

- Dziękuję Nana. - złożyłam dłonie jak do modlitwy i rzekłam. - Itadakimasu*.

Zjadłam wszystko ze smakiem, schowałam futon* do szafy, umyłam się i ubrałam grantowy mundurek mojej szkoły. Biała koszula z kołnierzem, a pod nim kokardka w barwie czerwieni oznaczająca, w której klasie jestem. Aktualnie chodziłam do drugiej, ale zaraz na wiosnę będę w trzeciej*. Do tego spódnica do kolan, czarne rajstopy i torba, która miała logo mojego liceum. Herb z lwem, który stał na tylnych łapach i trzymał na głowie koronę. 

Wyszłam z mojej części domu matiya*, które było wyłożone tatami i tradycyjnymi fusumi*. Posiadały piękne malowidła w stylu ukiyo-e* wiśni na wiosnę wraz ze zwierzętami. Płatki kwiatów falowały na beżowym tle, tworząc złudzenie optyczne. Jakby były prawdziwe. Drzewo, które było naszym rodowym symbolem. Naszą dumą i zgubą. Grupa, w której żyłam była najsłabsza w hierarchii. Wiśnia miała w posiadaniu też najmniejszą część miasta, jakim było Tokio. Nie będę wnikać w szczegóły moich przodków, którzy okazali się idiotami. Oddawali za bezcen i bez walki kawałki naszej dzielnicy Shinjuku. Ale też w jaki sposób roślina ma konkurować ze zwierzętami? Jest ona bez szans w porównaniu z Lisem, Tygrysem czy egoistycznym Pawiem. 

Na głównym korytarzu posiadłości czekał na mnie już ochroniarz. Zawsze stał prosto, jakby ktoś mu kija w dupę wsadził. Trzymał mój płaszcz oraz szalik bym mogła okryć swoje szczupłe ciało, przed panującym na zewnątrz chłodem. 

- Dzień dobry panienko. - rzekł z lekkim uśmiechem. 

Tachibana był specyficzny. Cichy i siedział przeważnie w kącie, ale zabójca z niego, pierwsza klasa. Sprawy załatwiał bez potrzebnego rozgłosu. Zawsze ubrany w czarny komplet garnituru, a nad krawędzią kołnierza koszuli widoczne były kolorowe tatuaże. Łysy, przez co wyglądał tylko jeszcze bardziej przerażająco. Nie wspomnę o jego wzroście, który przekraczał metr dziewięćdziesiąt i szerokie barki. Osobiście uważałam, że byłby wspaniałym kochankiem, ale materiałem na męża? Zerowym. Nigdy bym nie wyszła za łysą pałę, a podczas kawy na mieście, zwierzył mi się, że nie ma zamiaru zapuścić włosów. 

- Dobry, Tachi. - odpowiedziałam, malując usta błyszczykiem w kolorze ciepłego różu. Dałam za niego prawie dziesięć tysięcy jenów*. Ale cóż, trzeba było pokazać klasę, chociaż nie chciałam tego. Mieliśmy mnóstwo pieniędzy i uwierał mnie ten fakt jak kamień w bucie. Czasami zastanawiałam się, czy każdy kto podlega mojemu dziadkowi, podciera sobie banknotami dupę? 

- Auto już czeka. - wtrącił.

Jak zawsze. Opancerzony Range Rover i trzech innych żołnierzy wyglądających podobnie do Łysego, obserwowało teren bym bezpiecznie weszła do samochodu. W drodze do szkoły, uczesałam czarne długie włosy, siedząc na tylnym siedzeniu. Spojrzałam w małe przenośne lusterko i od razu z trzaskiem je zamknęłam. Za każdym razem gdy widziałam swoje odbicie, brzydziłam się sobą na każdy możliwy sposób. W szczególności barwą moich oczu. 

Drogę pokonaliśmy w ciszy. Niedługo po tym zatrzymaliśmy się pod bramą liceum. Chłód otoczył me ciało z każdej strony, tak samo jak spojrzenia rówieśników. Od razu zaczęli odchodzić na mój widok. Gdy tylko zaczęłam naukę w liceum Yamabuki Shinjuku, już po tygodniu wszyscy plotkowali o mnie i moim pochodzeniu. Tworzyli nieprawdziwe historie jak, że przespałam się z nauczycielem albo ich przekupiłam i dlatego mam takie wysokie oceny. Słyszałam też, że to ja zabiłam ucznia, który spadł ze schodów. Co z tego, że kamery to nagrały i był to nieszczęśliwy wypadek. Mnie wtedy nawet nie było tego dnia w szkole. Chodź najlepsza plotka jest taka, iż uważają mnie za przeklętą przez demonów i sama rzucam klątwy na lewo i prawo. Każdy bał się mnie i skutków ubocznych bycia ze mną w jakiejkolwiek relacji.

- Asuna!

Tylko nie ona. Podniosłam głowę ku źródłowi, a pierwsze płatki śniegu zaczęły spadać z nieba. Dziewczyna o brązowych włosach w odcieniu złota, stała ode mnie kilka kroków i machała jakby wzięła dragi. Jej ciemne oczy błyszczały niczym kamienie szlachetne przy każdym uśmiechu, który pojawiał się na jej twarzy. Podeszła do mnie pełna energii, a pluszowy breloczek, przyczepiony do jej torby, skakał przy każdym ruchu. 

- W końcu jesteś, zaraz zaczynamy! 

- Tak, wiem. Jakbyś nie wiedziała, że zawsze przyjeżdżam chwilę przed. 

- Tradycja. - machnęła ręką, na co kąciki ust poszły mi do góry. Tachi pojawił się przy nas niczym duch. 

- Dziś kończę wcześniej. Bądź o trzeciej. - rozkazałam, nawet nie patrząc na mężczyznę.

- Tak jest panienko. - rzekł, po czym zniknął we wnętrzu auta. 

Wcześniej było tak, że chodził po szkole niczym mój cień. Wkurwiałam się za każdym razem, iż śledził mnie nie tylko na zakupach, w kinie czy gdziekolwiek indziej, twierdząc, że to dla mojego bezpieczeństwa. W końcu pełna złości poszłam do dziadka i ustaliśmy nowe zasady jego pracy. Na moje szczęście szybko się przystosował. 

Przyjaciółka słodko uśmiechała się do niego, ale ochroniarz miał ją daleko w dupie. 

- Przestań, Akari. Dobrze wiesz, że ten typ do zło. 

- Ale jest taki przystojny. - rzekła rozmarzona, robiąc maślane oczy. 

Zależy jaka definicja jest pod słowem "przystojny". Chyba każdy miał inną. 

- A fakt, że nosi trzy pistolety przy sobie i zabija, nie zraża cię? - Skąd. Po co w ogóle pytałam? Gapiła się na niego maślanymi oczami gdy Tachi odpalał auto. - Idziemy. - złapałam ją pod ramię, a słodki zapach wanilii niemal mnie udusił. Jednak lubiłam go ze względu nią. Lubiłam ją. Zawsze zapach wanilii będzie kojarzył mi się z nią. 

- Och, daj spokój. Jak możesz nie być poruszona faktem, że masz wokół siebie takie ciacha? Dojrzali faceci. 

- Którzy mordują w nocy. Dobrze o tym wiesz. 

- To tylko szczegół. - zachichotała, chowając obuwie do szafki i zakładając inną parę. 

Głupiutka Akari. Chciałabym mieć podobne podejście i mieć wszystko i wszystkich gdzieś. Żyć w swoim delulu świecie, przepełnionego różem i słodyczami. Ale nie było mi to dane. Mój świat był wypełniony dymem, brudem i krwią. Dziewczyna była tego świadoma, a jednak nie zraziła się do mnie i mojego ponurego charakteru. Wręcz przeciwnie. Była jedyna, która nie posłuchała plotek innych i wyciągnęła do mnie dłoń. 

Pamiętam ten dzień. Zbliżało się lato. Siedziałam na dachu szkoły by zjeść lunch, ale wtedy nie miałam apetytu. Byłam bliska płaczu, ponieważ samotność sprawiała, że gniłam wewnętrznie. Możliwe, że bogowie usłyszeli mój cichy krzyk i zesłali mi kolorowego anioła. Nie wiedziałam, że to możliwe. A jednak tak.

Miała wtedy różowe pasemka we włosach, makijaż i przyklejane tipsy na paznokciach. Tamtego popołudnia mój świat nabrał trochę pozytywów, śmiechu i barw.

Cieszyłam się, że w tym semestrze również byłyśmy w jednej klasie. Nasze ławki akurat były pod oknem, naprzeciwko siebie. 

Lekcje mijały bez zarzutu. Matematyka, angielski, sztuka aż dotrwałyśmy do przerwy obiadowej. 

- Więc. - przyjaciółka odwróciła się do mnie bokiem na krześle. - Jakie plany na urodziny? 

Cholera. Miałam nadzieję, że tego tematu nie poruszy. Powoli kończył mi się czas. Zaraz styczeń przejdzie w luty, a potem jak z bicza strzelił do kwietnia. Do dnia, w którym przyszłam na świat. Sęk w tym, że to nie byle jakie urodziny. Tylko osiemnaste. Oficjalnie będę dorosła pod względem prawnym. To było moje najmniejsze zmartwienie. Zbliżał się dzień, którego bałam się bardziej niż gdy wzięłam po raz pierwszy kokę w swój śliczny nosek. 

- Nie mam. Zapewne spędzę go w domu. 

- Wykluczone! - Akari otworzyła usta oburzona moimi słowami. - Idziemy gdzieś. Jakaś impreza! Do klubu! Karaoke! - zastukała plastikowymi paznokciami o blat ławki. 

Naszą rozmowę przerwały szepty. Ciche głosy, które nawiedzały mnie we snach, a nawet doprowadzały do szaleństwa. Dwie nastolatki stały w przejściu i gapiły się na nas, obgadując. Nie raz będą w toalecie, wyobrażałam sobie jak biorę ich za kudły i walę o niebieskie płytki, a krew tworzy na nich smugi. 

- Ej! Nie macie co robić? Idźcie poplotkować o kwiatkach, które trzeba na wiosnę posadzić. - oczy im rozszerzyły się, a na twarzach pojawił się lekki strach. - No już, won! 

Jak na życzenie uciekły ze strachem. Nie miałam pojęcia jak miały na imię i szczerze, mało mnie to obchodziło. Nikt nie interesował się mną, więc ja nikim też. 

- Kontynuując. - mój anioł w różu, udał jakby nic się nie stało. - Wyjdziemy na miasto. - szery uśmiech wrócił na jej twarz. 

- Wątpię by dziadek zgodził się. A nawet jeśli, do klubu? Na pewno będzie kazał nam iść, który podlega jego władzy. Karaoke? Wiesz co się robi w takich pokojach? Pije piwo, a gdy procenty dają we znak, faceci chcą ci wsadzić palce w majtki. - sięgnęłam po oginiri z pudełka, które przygotowała dla mnie Nana. 

- Właśnie. Oficjalnie będziesz miała osiemnaście lat i możesz zaliczyć najlepszy seks ever! Przecież nawet się z nikim nie całowałyśmy. - jęknęła z rozżaleniem. 

To fakt. Relacje w Japonii to bardzo skomplikowana sprawa. W demografii i tego typu sprawach to byliśmy dnem. Ludność jest podzielona na dwie grupy. Są tacy, którzy korzystają z usług seksualnych i rozrywkowych jakie daje Tokio, nie patrząc na konsekwencje. Przeważnie są to mężczyźni. Zaś ta druga, to osoby, które liczą na czystą pierwszą miłość, są na celibacie nawet do dwudziestego siódmego roku życia. Wtedy jest ostatni alarm by znaleźć tego jedynego i wziąć ślub. Przeważnie z przymusu, który jest narzucony ze strony rodziny.

Nie inaczej to dotyczyło kobiet. Miałyśmy przejebane. Wpaja nam się od najmłodszych lat, że należy być delikatną, piękną i skromną niczym kwiat, by jakiś typek nas kiedykolwiek zechciał. Oni też tak uważali. Dziewczyny mają być wiecznymi dziewicami, potem matkami i posłusznymi wobec męża, a nich kutasy mogą wchodzić w każdą napotkaną cipkę. Obrzydlistwo. Ale takie były realia. Zbyt dobrze mi znane.

Osobiście należałam do tych dwóch grup. Od kiedy byłam jeszcze w łonie matki, każdy miał za zadanie mnie chronić. By choćby jedna blizna nie pojawiła się na moim ciele. Miałam być święta. Czysta jak diament. Jak kwiat. Nieskazitelna. 

Ale widziałam już bardzo dużo. Śmierć w naszym domu, gwałty na biurku w gabinecie ojca lub dziadka, bicie lub pijackie zabawy. Szybko zrozumiałam, że i mnie to czeka za jakiś czas. Czeka mnie zagłada i już nigdy nie będę pięknym kwiatem wiśni podczas wiosny. 

- To, że ty już masz ten wiek i zaraz ja, nie świadczy to o tym, że świat będzie przed nami otworem. - ugryzłam kawałek ryżu z wodorostami i nadzieniem z ogórka. 

- Otworem to będą moje nogi, jeśli nie stracę dziewictwa przed trzydziestką. 

Spojrzałam na nią z chęcią mordu. 

- No co?

- Zamknij się, błagam. 

- Nie pierdol, Asuna. Mam dosyć, że zadowalam samą siebie. Potrzebuję, żeby ktoś mnie zerżnął solidnie. Abym była obolała następnego dnia. Ktoś by mnie przytulił i w ogóle. - w jej oczach pojawił się błysk nadziei. - Ty masz wokół siebie tylu facetów, umów mnie z jednym. Są bogaci!

- Absolutnie nie. Dobrze wiesz dlaczego. Zasługujesz na piękną miłość, o której tyle pierdolisz. Na faceta, który będzie uważał cię za kamień szlachetny. Piękny i wartościowy, a nie jak te chuje, które pracują dla mojego dziadka. Potraktowaliby cię jak śmiecia i kazali wypierdalać. - wyjaśniłam wskazując na nią palcem. 

- A twój ochroniarz? 

- Och, weź! Będę miała ten obraz kurwa do końca życia, przed oczami. - niemal gorzki smak sprawił, że chciałam wymiotować. Nie mogłabym tego zrobić. Nie mogłam pozwolić na to by ktoś ją skrzywdził na moich oczach. Straciłam już bardzo bliskie mi osoby, nie mogłam stracić i jej. Przyjaciółki, która nie oceniała mnie, a ja nie oceniałam jej. Byłyśmy na dobre i na złe.

Akari zaśmiała się lekko, zaraz po czym westchnęła głęboko. Rozległ się dzwonek, który oznaczał koniec przerwy. 

***

Po lekcjach, odwiozłam czekoladkę do domu. Mieszkała w domku jednorodzinnym niedaleko mojej posiadłości, otoczonej czerwonym murem. Za każdym razem chciałam zatrzymać się i kazać jej wracać do auta. Obiecałam sobie, że kiedyś ją wyrwę z tego podołku. Uratuję ją od ojca, który maltretuje własną żonę i dziecko. Nie raz zakrywała siniaki pod materiałem ubrań, a swoje łzy i krzyki, za sztucznym uśmiechem. Odjeżdżając zawsze modliłam się do niebios by bogowie byli dla niej łaskawi. 

- Tachi. - przerwałam ciszę w aucie. Mężczyzna spojrzał w lusterko, które tylko pokazywało jego czarne oczy. 

- Tak, panienko?

- Dlaczego postanowiłeś zostać moim ochroniarzem? - zapytałam, chodź nie wiem skąd ono się wzięło. I nie wiedziałam jakiej odpowiedzi oczekiwać.

Przez chwilę się zastanawiał, ale przyznam, że nie spodziewałam się takich słów. 

- Obiecałem to ojcu panienki. Nie z lojalności, czy poczucia obowiązku wobec Sakury. Tylko z czystej przyjaźni. Miłości jak wobec brata. On był moim aniołem stróżem, teraz ja strzegę jego najcenniejszy skarb. 

Opadłam na beżową skórę siedzenia, a chłodne dłonie splotłam ze sobą na kolanach. Oblizałam suche wargi, gdzie ślad błyszczyka już dawno przepadł. 

Miłość. Miłość wobec drugiego człowieka. Na pewno to samo czułam wobec Akari. Ona była mym aniołem. Moim zbawieniem od tego gówna i byłam jej winna odkupienie. Byłam winna jej wolność i szczęście. 

Moją uwagę przykuły auta stojące na naszym podjeździe do rezydencji, blisko wejścia do pałacu. Mnóstwo żołnierzy w garniakach. Część z nich paliła papierosy, a część szykowała bronie, które na bank zostaną użyte przeciwko drugiej istocie. Tachibana zaparkował przy schodach do głównych bram i nakazał mi zostać w środku. Za cholerę! Od razu wysiadłam, a na mój widok prawie każdy spoważniał, wyprostował się i pokłonił. 

- Dobry wieczór, panienko! - krzyknęli niemal równo. 

- Cześć chłopaki. - Machnęłam ręką od niechcenia. Od razu przy moim boku pojawił się Łysy. - Co tu się dzieje? Jakaś impreza? 

Wiem, że nie powinnam była pytać. Nigdy nie pytałam. Wiedziałam, że szli na mordobicie wrogów lub inne biznesowe sprawy. Wiedziałam, że tej nocy poleje się krew. 

- Asuno Konishi! - rozległ się znajomy głos, który przyprawiał mnie o ciarki. Moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna w garniturze o barwie granatu. Wyróżniał się w morzu czarnych strojów żołnierzy. Wolnym krokiem zszedł po stopniach pałacu, aż żwir wydał z siebie chrzęst pod jego połyskującymi butami. Na klapie marynarki lśniła broszka w kształcie kwiatu wiśni. Miała blady odcień różu ze złotą otoczką. Wokół nadgarstkach zauważyłam kolorowy tusz, tak samo jak i przy okolicach szyi i obojczyków. Miał rozpięte dwa pierwsze guziki od śnieżnobiałej koszuli. Broda bardzo krótko obstrzyżona, ale już praktycznie biała. Tak samo jak i włosy. Jedynie oczy pozostały ciemne niczym jego dusza, a mróz wcale mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie. Sprzyjała jego wewnętrznemu demonowi.

Każdy lękał się jego imienia i dobrze wiedział, że jeśli ktoś mu powie nie, zginie. Każdy wiedział, że jest jednym z najstarszych członków Yakuzy od pokoleń, w skutek czego miał przewagę, nawet nad Smokiem. Ale tylko ten jeden argument go ratował. Wiek, który równa się lojalności. Nasza pozycja od ponad dekady była zagrożona.

Renji Konishi. Mój dziadek. Oraz szef naszej Grupy. 

- O-jī -san.* - rzekłam, kłaniając się lekko w pasie. Patrzył na mnie, ukrywając swoje emocje za maską obojętności. Kiedyś taki nie był. Pamiętam te dni gdy bawiliśmy się razem, a nasz dom był pełen śmiechu i ciepła. Jednak skończył się ten czas. Przyszła czarna plaga, która zainfekowała nasz ród i moją rodzinę. 

- Wnuczko, dostaliśmy zaproszenie do rezydencji Smoków. 

Jego informacja mnie wbiła jak kołek w grunt. Kurwa. Poczułam jak lód krąży w moich żyłach niczym zaraza, a żołądek zrobił fikołka. I to nie jednego. Szalik w tej chwili wydawał się być pętlą wokół mojego gardła. Oblizałam lodowate wargi, czując narastającą panikę.

- Jedziemy omówić pewne sprawy, dopóki nie wrócę. - wypowiadał każde słowo z jadem, jakbym nic nie była dla niego warta. Założył eleganckie skórzane rękawiczki. Idealnie dopasowane do jego garnituru. - Nie wolno ci opuszczać domu. Tachibana. - wcale na mnie nie patrzył, tylko wzrok skierował na swojego podwładnego. Przepełniała go duma i pycha. 

- Tak? - zapomniałam o jego obecności za moimi plecami.

- Pilnuj jej. - rozkazał. 

- Tak jest, szefie. - łysy skłonił się w pas. Ja nie miałam zamiaru. To było jednoznaczne z tym, że nie akceptowałam jego woli.

Panowie na widok Szefa, który wsiadł do Range Rovera, zrobili to samo. Kilka aut pojechało na rzeź. Praktycznie całe nasze wojsko, zostawiając tylko kilku ludzi do ochrony posiadłości. Doskonale wiedziałam w jakiej sprawie. 

To był kurwa mój koniec. Koniec mojej wolności. Znaleźli mnie. Szybcy są, skurwysyny. 

Ig jula_wojcikczyta #seriayakuza #wisniaismok

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro