Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XV



Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, ktoś wbiegł do pomieszczenia. Był to Chuck, wyraźnie zdyszany. Oparł się dłońmi o kolana i próbował wyrównać oddech. Widać było, że bardzo mu zależało, aby dostać się tutaj w jak najszybszym czasie.

— Hej, Chuckie, stało się coś? — zapytała zdezorientowana.

— B... Ben... On... — zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, ktoś ponownie otworzył drzwi i trzasnął nimi z impetem.

Była to znowu najmniej oczekiwana osoba, jaka mogła się pojawić w tym pomieszczeniu. Znowu on, pomyślała Ona. Ile on jeszcze będzie mnie śledzić?

— Co wy tutaj, purwa robicie? — Warknął wściekły blondyn.

— Kulawy, wychilluj — powiedziała spokojnym głosem. — Przyszłam tutaj odwiedzić tę dziewczynę... wiesz, może mi się coś przypomni albo coś takiego... — wzruszyła ramionami. — A ty, po co tu jesteś? — Rzekła jadowitym głosem.

— Po pierwsze, to używaj mniej jadu, bo ci go zabraknie na prawdziwych — zaakcentował to słowo — wrogów, a po drugie, to jestem Opiekunem, więc mam prawo przebywać w każdym miejscu, jakie sobie tylko wymarzę... oczywiście oprócz Labiryntu.

— Wracając — przerwała mu — to dlaczego tutaj przyszedłeś?

— Przyszedłem sprawdzić czy nic jej nie jest, bo Plaster jest aktualnie w Ciapie przy Benie...

Zaraz, zaraz! Ben?!, pomyślała.

— Sekunda, bo czegoś nie rozumiem – wyszeptała, zaciskając usta. — Przecież on nie żyje, więc po co miał tam pójść — przełknęła ślinę — Plaster?

— A po to, że Ben jednak przeżył, na swoje nieszczęście — zmarszczył czoło. Chociaż Ją rozbawił widok Newta w takiej postawie, nie miała ani zamiaru, ani chęci się śmiać. — Jak Chuckie zapewne wie — poczochrał gęste loki młodszego kolegi — dzisiaj rano odbyło się zgromadzenie na którym wszystko sobie omówiliśmy, razem z innymi Opiekunami — zrobił przerwę, jak gdyby nie chciał powiedzieć następnej części zdania. Jakby miał jakąś gulę w gardle. — Ben, on... On zostanie Wygnańcem.

— Wygna-czym?! — Zdziwiła się.

W jej głowie to wszystko już się nie mieściło. Najpierw DRESZCZ nie jest dobry, później DRESZCZ jest dobry, a teraz to! Co oni sobie wyobrażają, robiąc coś takiego?! Czy ci cholerni Stwórcy nie mogli dać do tego Labiryntu innej grupki nastolatków?! Czy nie mogli dać kogoś zwykłego, a nie ich...

Zaraz, zaraz... Zwykłego. W jej głowie powstała dziwna myśl. Jednak nie miała szansy na analizowanie kolejnych nawałnic informacji, bo Newt znów przemówił:

— Wygnańcem. W-Y-G-N-A-Ń-C-E-M — przeliterował. — I to jeszcze dzisiaj...

— Sorka, za pytanie — powiedziała oschłym tonem... nadal nie mogła się do niego przyzwyczaić oraz mu wybaczyć. — Ale kto to jest Wygnaniec?

Podejrzewała to, jednak chciała się upewnić...

— Myślałem, że jesteś mądrzejsza — uśmiechnął się ponuro. — Dzisiaj wieczorem Ben zostanie wygnany za mury Strefy...


***


— Thomas! — krzyknęła z odległości około pięćdziesięciu metrów. — Thomas, czekaj!

Chłopak odwrócił się. Na jego twarzy malował się smutny uśmiech... Widać było, że już się o tym dowiedział i nie był z tego zadowolony...

Podbiegła do niego w jak najszybszym tempie. Szatyn cierpliwie czekał.

— Hej, stało się coś? — zapytał, przybierając fałszywy uśmiech na twarz.

— Wiem, że wiesz już o Benie — powiedziała szybko. — Co o tym myślisz?

Twarz chłopaka momentalnie zbledła.

— J-ja... Ja sam nie wiem, co mam myśleć... A ty?

— A ja mam nadzieję, że nic mu się nie stanie... Przecież jest chory, więc moim zdaniem to tłumaczy jego zachowanie. Chociaż powinien być ukarany to nie przez... nie przez wygnanie — z każdym kolejnym słowem jej głos zdawał się być słabszy i cichszy.

Zdziwił ją sens swoich własnych słów. Dotychczas myślała, iż to dobrze, że Ben umarł... że Thomasowi nie stało się nic poważniejszego. Właśnie dlatego się zdziwiła. Nie wiedziała co się z nią dzieje, skoro myśli dobrze o śmierci człowieka, który może robić takie rzeczy tylko dlatego, że jest chory...

— Szczerze mówiąc, to byłem zadowolony z tego, że umarł — szepnął po chwili i odwrócił wzrok, spoglądając w ziemię. W jego głosie było czuć skruchę. — Bałem się ponownej konfrontacji z nim... Właśnie z tego powodu miałem nadzieję, że on... że on nie żyje.

— Nie martw się — klepnęła go w ramię pokrzepiająco. — Wszystko będzie w porządku — puściła mu oko, po czym się odwróciła i odeszła...

Musiała dać sobie na luz. Chciała dać po prostu odpłynąć na chwilę do krainy swoich myśli – może znowu coś jej się przypomni. Jest tutaj drugi dzień, a już ma za dużo Wspomnień... jednak chce ich mieć jeszcze więcej.

Był to swego rodzaju paradoks. Jednak Ona już się do tego przyzwyczaiła... Sprzeczności na sprzecznościach przeplatane ziarnem prawdy. Takie jest życie mała, przyzwyczaj się do tego, pomyślała.

Kiedy wreszcie miała upragnioną chwilę spokoju, siedząc przy jeziorze, musiało coś się stać... Spojrzała w taflę wody. Jej odbicie było takie spokojne, takie delikatne... Chociaż jej temperament na to nie wskazywał, była naprawdę wrażliwą i delikatną kobietą... Jeżeli można nazwać szesnastolatkę kobietą...

I wtedy nastał ją ponownie ten ból. Ten cholerny ból, o którym myśl nie dawała jej spokoju... Tysiące maleńkich oddziałów zaatakowało jej głowę w ten sposób, że prawie wybuchła. Była bezbronna... jak mała myszka, która jest goniona przez kota. Szanse są znikome, aczkolwiek jakieś są... Jednak nie miała siły się bronić. Nie miała siły, aby uciec od tego kota. Nie miała szansy, aby się schować i obronić przed wojskami...

W tamtym momencie nie miała nawet nadziei.


----------------------------------------------------------

Tak, tak wiem... Zgrzeszyłam.
 Wiem, że miałam dodać rozdział o 20:00, jednak nie miałam internetu ;-;
 Proszę was o wybaczenie i odpuszczenie mi grzechu...

A tak zupełnie z innej beczki! Kolejny rozdział pojawi się w Sylwestra :)
 Nie będę dodawać już ich później tak często z tego powodu, iż boję się, że skończą mi się za szybko, a nie chcę was zostawić bez rozdziału ;) Mam nadzieję, że przyjmiecie to z pokorą, moi ukochani Streferzy <3

Dobranoc ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro