XLV
— Gratuluję, Thomato, zostania Zwiadowcą! — wykrzyczała Remeny, zawieszając się na szyi przyjaciela.
— Woow, wystraszyłaś mnie! — Zaśmiał się i odwzajemnił uścisk. — Tak, udało mi się i dostałem się do Zwiadowców. To wszystko zasługa Minho, który uparcie przekonywał Newta i innych, że z moim talentem idealnie nadaję się do roboty tam. Dodatkowo ten świrus próbował namówić wszystkich, żebym został Opiekunem! Rozumiesz?! Aż tak mu musiała szajba odbić, żeby chcieć mianować mnie, takiego Sztamaka, na Opiekuna!
Gdyby znajdowali się w kreskówce, szczęka Remeny już dawno wygrzewałaby się na trawie.
— On jest serio dziwny — mruknęła do przyjaciela i usiadła na trawie. Kilka sekund później, Thomas do niej dołączył. — Próbował przekonać Newta, żebym była Zwiadowcą. Wiesz, patrząc na moją kondycję i umiejętności orientacji w terenie, wiązania węzłów, chciał mnie jakoś wykorzystać, ale Newt się nie zgodził. Powiedział, że już i tak ma się tobą opiekować.
— No cóż, przynajmniej mam nadzieję, że nie zapisali cię znowu na praktyki, bo jakbyś ponownie trafiła do takiego smrodasa — rzucił, kładąc się na trawie. Remeny zachichotała i położyła się obok. — Z czego się tak chichrasz, co? — spytał łagodnie, aczkolwiek z nutą sarkazmu.
— Po prostu język Strefy wszedł ci już w krew! Ja też niestety się przyzwyczajam... Ogay'e, klumpy, sztamaki, krótasy, fuje, twarzostany... mogę to recytować wręcz z pamięci. — Zaczęła bawić się źdźbłami trawy, przekładać je z ręki do ręki oraz między palcami. — Nie rozumiem wciąż, po co im ten slang, ale muszę przyznać, że głupio brzmiący, ale wciągający!
— Cóż, mamy chyba takie samo zdanie w tej kwestii, Remeny — zamknął oczy. — Właśnie, mogę zadać ci pytanie?
— Śmiało — odpowiedziała ciepłym głosem.
— Jak to możliwe, że wtedy, po Wygnaniu Bena, nie oddychałaś, serce ci nie biło, a przeżyłaś? Znaczy, mózgownica podpowiada mi, że medycyna jest na tyle rozwinięta, aby coś takiego zrobić, ale nie tutaj, nie w Strefie! — Wyrzucił obie ręce do góry, co musiało wyglądać komicznie, jakby zwrócić uwagę na to, że Tom i Remeny leżeli na trawie.
Szatynka zbladła. Prawie w ogóle nie analizowała tej sprawy, nie próbowała jej zrozumieć, a była ona jedną z dziwniejszych, jakie ją spotkały dotychczas. Próbowała skupić myśli i przypomnieć sobie coś, jednak nie potrafiła. Zmrużyła oczy i wysiliła się na bąknięcie bardzo prostej odpowiedzi:
— Czy jeśli odpowiem ci, że sama nie wiem, uwierzysz mi?
— Chyba będę musiał, bo wątpię, abyś zrozumiała coś, o czym nie miałaś w ogóle pojęcia — wydobył się cichy szmer z jego ust. — Purwa, to wszystko jest ostro popinkolone. Chcę pamiętać, chcę znać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, chcę stąd uciec, chcę zobaczyć moich rodziców. Chcę być wolny! — Ostatnie zdanie prawie wykrzyczał, wysypując przy okazji z dłoni źdźbła trawy i stokrotki, które przypadkiem wyrwał nieświadom.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo cię rozumiem — spojrzała na kwiaty. — Życie jest ulotne, a ironią losu jest, że musimy je tracić na wymyślaniu sposobu, jak stąd uciec. W tym wieku powinniśmy chodzić do szkoły, uczyć się, a jeśli bylibyśmy buntownikami, chodzić na imprezy, pić wódkę i palić papierosy oraz malować graffiti. Jednak spędzamy ten czas na uprawianiu roli, hodowli zwierząt, budowie lichych budynków oraz ciągłym bieganiu, a ci, którym szczęście — wykonała palcami gest przypominający cudzysłów — nie dopisało, leżą teraz martwi pod ziemią. Purwa, bardzo zabawne, Stwórcy! — krzyknęła, patrząc się w niebo.
— Mam nadzieję, że nasze przybycie jest rzeczywiście początkiem zmian, bo inaczej nie wiem, jak długo tutaj wytrzymam. Nie mam zielonego pojęcia, jak udało się to wykonać Minho, Newtowi i całej reszcie... Ja już po paru dniach wariuję. Zresztą, widzę, że ty również.
— Widać, że mają tego wszystkiego dość, chociażby po tym, że organizują tego typu imprezy. Chcą się za wszelką cenę wydostać, ale mają również uczucia i przerasta ich to. Dlatego bawią się, jak tylko mogą, raz na jakiś czas. — Remeny zaczęła strzelać palcami. To wszystko przerastało również ją.
— Nie chciałem ci przerywać, ale... jakie imprezy?
— Och, zapomniałam, że ty nic nie wiesz! Minho i Newt postanowili zorganizować ognisko, z okazji naszego przybycia do Strefy... Znaczy, nie powiedzieli tego, ale domyśliłam się, że tak jest. Czuję, że będzie fajna zabawa, chyba że wszyscy się uchlają. Bo tutaj na pewno jest jakieś alko, prawda? — Uśmiechnęła się pod nosem.
— Podejrzewam, że tak, ale na pewno nie w takich ilościach, w jakich moglibyśmy go skołować. A może Stwórcy teraz popijają sobie winko, oglądając hiszpańskie telenowele? Co sądzisz o tej teorii? — Uśmiechnął się.
— To by było purwa piękne, gdybyśmy mogli zrobić to samo, ach — westchnęła i zaczęła marzyć. — Ciekawe, jak się czuje tamta dziewczyna... — płynnie przechodzili z jednego tematu do drugiego. — Znaczy, patrząc na to, że jest ciągle w śpiączce czy czym. Ciekawi mnie czy jest świadoma tego, co się dzieje w Strefie, co do niej mówimy... A może śni teraz o niestworzonych rzeczach? — Mrugnęła parę razy.
— Fajnie byłoby wiedzieć...
— Jeśli będziemy tak siedzieć i rozmyślać co by było gdyby, do niczego nie dojdziemy — przerwała poważnym tonem. — Chodźmy może do kuchni. Tak czy siak będę musiała zrobić jedzenie wraz z Patelniakiem, a jeśli zacznę je wcześniej przyrządzać, odpowiednio wcześnie skończę. Pomożesz mi? — Uśmiechnęła się promiennie, spoglądając w jego stronę.
— Oczywiście — odrzekł i wstał.
Thomas podał rękę przyjaciółce, by pomóc jej podnieść się z podłoża. Między nimi wyrosła swego rodzaju więź, niczym pnącze na jednej z potężnych ścian Labiryntu. Obdarzali siebie zaufaniem, choć znali się zaledwie chwilę, a właściwie pamiętali chwilę. Bowiem znać, znali się dłużej, jednak wiedziała o tym o wiele lepiej Remeny. A Thomas? Thomas był nieświadom tego, że ma jakiś dar, tak samo, jak jakaś Rachel, Aris i Teresa. Tak samo, jak sama Remeny...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wiem, że nie było długo rozdziałów, ale wena mi uciekła ;-;
Postaram się to naprawić oraz nadrobić w najbliższym czasie (w sumie, i tak będę musiała to zrobić, skoro planuję skończyć pierwszą część do końca roku szkolnego :P)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro